Co wolno katolikowi.
Piotr Kropisz SJ
„Czy to jest grzechem czy nie?” albo „Czy to grzech ciężki czy grzech lekki?”. Wydaje się na pozór, że to mądre pytanie uczciwego człowieka, który chce skonfrontować z drugim to, co podpowiada mu sumienie. Nic jednak nie wskazuje, że Jezus myślał kiedykolwiek w kategoriach: co wolno nam, a czego nie wolno wobec Boga. Ważne było dla Niego pytanie o to, co jest dla nas dobre, a nie o to, co nam wolno!
„Nie wolno!” – każdy z nas jako dziecko usłyszał prawdopodobnie setki razy te słowa. W wielu przypadkach ustrzegły nas one przed niebezpieczeństwami, np. zamiast przekonać się, że dotykanie ognia skutkuje oparzeniem, mogliśmy uniknąć bólu. Komunikat co wolno, a co jest zabronione pozwala nam zrozumieć zasady, prawa obowiązujące w świecie, a dzięki temu unikać zagrożeń. Pomaga nam też w kolejnych etapach uczenia się tworzenia prawidłowych relacji międzyludzkich, np. w zrozumieniu reguł mówiących, że nie kradniemy cudzej własności czy nie reagujemy fizyczną agresją w przypadku poirytowania.
Rzecz w tym, że „nie wolno” pozostaje w naszym sposobie myślenia na długo, a kiedy jesteśmy dojrzałymi ludźmi nie zawsze nam służy (bo potrafimy zrozumieć już nie tylko co jest słuszne, ale i dlaczego). Rozciąga się na wszystkie sfery życia, ingerując także w relację z Bogiem.
Większość wierzących, którzy są postrzegani w swoich środowiskach jako zaangażowani chrześcijanie (a na pewno każdy ksiądz), słyszało pytanie: „Czy to jest grzechem czy nie?” albo „Czy to grzech ciężki czy grzech lekki?”. Wydaje się na pozór, że to mądre pytanie uczciwego człowieka, który chce skonfrontować z drugim to, co podpowiada mu sumienie. Nic jednak nie wskazuje, że Jezus myślał kiedykolwiek w kategoriach: co wolno nam, a czego nie wolno wobec Boga. Ważne było dla Niego pytanie o to, co jest dla nas dobre, a nie o to, co nam wolno! W całej swojej misji Jezus pokazywał, że nie wystarczy zatrzymanie się na tym, co średnie i letnie, co określilibyśmy „przyzwoitym życiem” osoby, która nie jest zbrodniarzem czy grzesznikiem. Pójście za Nim oznacza raczej szaleństwo, bo jak inaczej nazwać dobrowolne poniesienie swojego krzyża i odnalezienie w tym najlepszej dla siebie drogi, źródła najgłębszego szczęścia i pokoju.
Istnieje zasadnicza różnica między stawianiem pytania: „Czy to jest (ciężki/lekki) grzech?”’ a pytaniem „Jak czynić dobro?”. Osoba opierająca swoją wiarę na zabieganiu o uniknięcie przewinień wobec Boga:
– odnajdzie się w tym, co przykazaniami rozumianymi jako zakaz (np. nie zabijaj, nie cudzołóż), ale będzie miała trudność z przyjęciem pozytywnego przekazu, tak wyraźnego w Ewangelii (kochaj Boga i bliźniego);
– z większą łatwością popadnie w pychę, szczególnie kiedy uda jej się zwalczyć jakąś słabość oraz w grzech osądzania tych, którzy nie mają podobnych dokonań (przykładem są uczeni w Piśmie i faryzeusze, w wyraźny sposób opierający swoją mentalność na unikaniu grzechu, a nie na czynieniu dobra);
– zatrzyma się w pewnym momencie rozwoju duchowego, skupiona na tym czego NIE robić, zamiast odkrywać, jak twórczo naśladować Jezusa i budować z Nim Królestwo niebieskie.
Żeby dbać o trzeźwość serca, przechodzić do wolności Bożego dziecka, które chce wybierać to, co miłe Jezusowi (zamiast tkwić w pułapce myślenia co wolno, a czego nie przed Bogiem) proponuję następującą prostą refleksję:
– możliwie jak najbardziej uczciwie pomyśl o tym, co miałbyś ochotę zrobić, gdyby tylko to nie było grzechem;
– spróbuj następnie zobaczyć czy byłoby to dla Ciebie dobre (czyli czy prowadziłoby Cię do większej miłości Boga i drugiego człowieka).
