Loading...

Blog użytkownika

Monika
Zamieszczam to tutaj bardziej dla siebie, żebym mogła poczytac w wolnej chwili bo inaczej gdzies ucieknie i zapomnę ;) ale jeżeli ktoś jeszcze chciałby skorzystać z lektury to zapraszam :)


http://www.katolik.pl/hipokryzja----grzech-ciezki--w-nauczaniu-jezusa-z-nazaretu,22734,416,cz.html?s=1

Monika Cze 2 '14, 12:33 · Tagi: hipokryzja
Monika

W Liście do Efezjan czytamy: „Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce” (4, 26). Czyżby zatem gniew nie był grzechem?

Zacytowane powyżej zdanie wydaje się wskazywać, że uczucie gniewu nie zawsze musi być kojarzone z grzesznym, czyli złym postępowaniem. Niektórzy kościelni teologowie i myśliciele, jak np. św. Tomasz z Akwinu, zaliczali gniew nawet... do cnót. Może to dziwić, biorąc pod uwagę bezapelacyjny fakt, że należy on przecież do kanonu siedmiu grzechów głównych. 
Usiłując rozstrzygnąć tę kwestię, najlepiej odwołać się do uniwersalnej podstawy we wszelkich dociekaniach moralnych, którą jest przykazanie miłości. Kierując się nią w naszym działaniu, będziemy zawsze na właściwej drodze. Na pewno nie pobłądzimy.

„Święty gniew”

Według Katechizmu Kościoła Katolickiego (1765), uczucie miłości wywołuje w nas „pragnienie nieobecnego dobra i nadzieję jego uzyskania”. Na co dzień jednak nasze „upodobanie do dobra” jest wystawiane na ciężką próbę. Wystarczy włączyć telewizor, przejrzeć prasę, czasem tylko wyjrzeć przez okno, by spostrzec, jak wiele jest wokół nas przejawów niesprawiedliwości. Co więcej, często ta sytuacja nie jest spowodowana niewystarczającą ilością odpowiednich środków, które mogłyby zapewnić sprawiedliwość, ale zwykłą ludzką bezmyślnością lub brakiem dobrej woli. 
Dojrzały emocjonalnie człowiek nie może przecież przejść obojętnie obok ludzi, którzy doznają krzywdy albo ją wyrządzają. Jeśli zaś doświadczają jej szczególnie dzieci, osoby chore czy bezbronne, rodzi się w nas smutek i poczucie sprzeciwu. Odczuwamy zatem „święty gniew”. Święty, bo wywołany przez naruszenie porządku miłości, który ustanowił Bóg. Można zatem podsumować, że czasem gniew wynika wprost z miłości. 
Przykład „świętego gniewu” daje nam sam Jezus z Nazaretu, kiedy gwałtownie i kategorycznie sprzeciwia się handlowaniu w świątyni jerozolimskiej (por. Mt 21, 12-17; J 2, 13-22). A zatem, gdy ktoś bezcześci to, co święte, lub gdy dzieje się niesprawiedliwość, „święty sprzeciw” wydaje się po prostu naszym obowiązkiem. W Pierwszej Księdze Samuela odnajdujemy postać Helego, który tego obowiązku nie dopełnił i został surowo ukarany śmiercią swoich synów.

Gniew i ludzka godność

Gniew odczuwamy także wtedy, gdy sami stajemy się ofiarami niesprawiedliwości. Mamy prawo występować w obronie własnej godności i dobrego imienia, czego znów uczy nas Nauczyciel z Galilei, gdy w czasie przesłuchania przed swoją męką i śmiercią mówi: „Jeśli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18, 23). 
W podobny sposób można też interpretować werset z Ewangelii według św. Łukasza: „Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi” (6, 29). Nie jest to bowiem wezwanie do bierności. Jednym z możliwych wyjaśnień jest odwołanie się do pewnego starożytnego zwyczaju. Otóż uderzenie w prawy policzek (por. Mt 5, 39, gdzie jest mowa o nadstawianiu właśnie prawego policzka) zadawane jest grzbietową częścią dłoni. Taki cios wymierzano niewolnikowi, czyli komuś niższego stanu. Nadstawienie zaś lewego policzka miało być domaganiem się poszanowania własnej godności. Abstrahując od tego zwyczaju, trzeba z całą mocą podkreślić, że chrześcijanin na zło nie może odpowiadać złem, ale je przezwyciężać czynieniem dobra (por. Rz 12, 21).

Zły gniew

Nauczanie Kościoła katolickiego jednoznacznie precyzuje, że gniew nie powinien być pragnieniem odwetu. My zaś postępujemy źle, gdy pragniemy go, wobec osoby, którą należy ukarać (por. KKK 2302). Gniew nie może kierować się przeciwko osobie, ale przeciw złu (por. Mt 5, 22). Można domagać się dla kogoś kary, ale nie po to, by temu komuś zaszkodzić. Wszelkie sankcje zatem mają zmierzać ku skorygowaniu nieodpowiednich postaw i zachowań. Miłość bowiem wyklucza postulat zemsty. 
Jest rzeczą bardzo ważną, aby panować nad intensywnością naszych emocji. Są one olbrzymią siłą. Potrafią wpływać w znaczącym stopniu na nasze zachowanie. Gniew zaś może przerodzić się w nienawiść i agresję, które zmierzają ku totalnej destrukcji. Takim uczuciom dali się ponieść np. apostołowie Jakub i Jan, gdy Samarytanie odmówili Jezusowi i Jego uczniom gościny (por. Łk 9, 51-55). Proponowali Mistrzowi: „Niech ogień spadnie z nieba i pochłonie ich”. Spotkało ich za to srogie upomnienie od Nauczyciela.

Gniew i my sami

Nasze poczucie sprzeciwu może być złe, gdy podyktowane jest „miłością własną”. Czasem pycha sprawia, że nie potrafimy się pogodzić z sukcesem innych. Zamiast cieszyć się - zazdrościmy. Nie doceniamy czyjejś pracy, ale wytykamy błędy. W powodzeniu drugiego dopatrujemy się własnej klęski. Budzi to nasz gniew. Podobnie dzieje się, gdy coś odbywa się w inny sposób, niż sobie to zaplanowaliśmy, gdy ktoś podejmuje decyzje nie po naszej myśli. Przypominamy wtedy biblijnego Jonasza, przedkładającego własną korzyść nad życie mieszkańców Niniwy i zagniewanego o to, że 120 tys. ludzi (por. Jon 4, 11) ocalało, choć on przepowiedział ich zagładę. Warto zatem zastanowić się czasem, czy i nam nie przydałaby się lekcja, jaką Jonasz otrzymał od Boga. Może trzeba, by jakiś „robaczek” zniszczył nasz „krzew rycynusowy”. Wtedy pewnie zrozumiemy, że jest coś ważniejszego niż nasze widzimisię. 
Niekiedy gniewamy się, czyli czujemy złość na samych siebie, bo nie spełniamy własnych oczekiwań. Stawiamy sobie wtedy wymagania, którym nie potrafimy podołać. Dążymy do perfekcji. Nasz gniew wywołuje rozbieżność pomiędzy naszymi pragnieniami, a tym, jacy faktycznie jesteśmy. Pewnym przejawem tego typu postawy może być nieumiejętność przyjęcia jakiejkolwiek krytyki. Nasza reakcja nie bywa bowiem wtedy formą refleksji nad własnym postępowaniem, ale przeobraża się w gniew, złość i poirytowanie. Każdy błąd potrafimy sobie wtedy doskonale wytłumaczyć. Winimy wszystkich, ale nigdy siebie.

Oswojenie gniewu

Gniew, podobnie jak większość emocji i uczuć, wydaje się sam w sobie moralnie ambiwalentny. Z psychologicznego punktu widzenia jest naszą emocjonalną reakcją na niepowodzenie lub wzburzenie, które przeobraża się niekiedy w krzyk, chaotyczne gesty, a nawet rękoczyny. Może być jednak z pewnością poskromiony. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą dwóch cech. Są nimi odpowiedzialność i łagodność. Reagowanie gniewem jest często ucieczką od odpowiedzialności, wówczas gdy człowiek jest niezdolny do rozwiązania trudności. Łagodność natomiast charakteryzuje dojrzałą chrześcijańską osobowość (por. Flp 4, 5). 
Potrzeba wielkiej roztropności, by uczucie gniewu nie przerodziło się w grzech. Wiele zależy od naszego temperamentu i predyspozycji. Jeśli wiemy, że łatwo popadamy w irytację, powinniśmy więc unikać konfliktowych sytuacji. Seneka już bowiem pisał, że „najlepiej jest natychmiast opanować pierwszą pobudkę do gniewu, zwalczać go w samych jego zarodkach i dokładać starań, aby nie popaść w ogóle w gniew”. 
Trzeba nam dobrze poznać siebie. Nie chodzi o jakiś prywatny rodzaj psychoanalizy. Najlepszym sposobem jest codzienna modlitwa i osobisty rachunek sumienia. W jego trakcie możemy pokazać Bogu nasze reakcje, emocje i intencje. Samych siebie zaś poznajemy w perspektywie Jego miłości. Pozwólmy zatem Bogu działać, bo tylko On jest w stanie nas zmienić.


źródło: http://www.niedziela.pl/artykul/81545/nd/Gniew

Monika Cze 2 '14, 12:16 · Ocena: 5 · Komentarze: 1 · Tagi: dobry, zły, gniew
Angie
Już pierwsze wydanie „Apelu Miłości” [tytuł pierwszego wydania] spotkało się z serdecznym przyjęciem. Liczne tłumaczenia rozeszły się szybko - ludzkie serca zapragnęły z całą żarliwością odpowiedzieć na wołanie Serca Jezusa. O oddźwięku, jaki orędzie Boskiego Serca wywołało w sercach ludzi, mówią liczne listy pochodzące z bardzo różnych środowisk. Mówią także o łaskach, jakie często towarzyszyły czytaniu tej książki. Wszystko to potwierdza obietnicę Zbawiciela: „Słowa moje staną się światłem i życiem dla niezliczonych szeregów dusz. Obdarzę te słowa łaską szczególną, aby oświecały i przeobrażały dusze” (Pan Jezus do s. Józefy - 13 listopada 1923).

(fragment słowa wstępnego do "Wezwania do miłości", Wydawnictwo WAM)

*****
„Wzbudzał litość. Oblicze, ramiona, piersi pokryte śladami uderzeń i kurzem. Krew płynęła Mu z głowy…” Nie takich obrazów Pana Jezusa spodziewamy się, sięgając po opisy objawień. W wyobrażeniu większości z nas Chrystus ukazujący się człowiekowi przybywa w królewskim majestacie i słowa, że wyglądał jak „ubogi proszący o jałmużnę miłości”, stoją w sprzeczności z naszymi oczekiwaniami.

Książka „Wezwanie do miłości” to zapis objawień Pana Jezusa siostrze Józefie Menendez - zakonnicy ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa (Sacre Coeur). Urodziła się w Madrycie 1890 roku. Boże powołanie: „Chcę, żebyś całkowicie do Mnie należała” usłyszała już w wieku 11 lat, przystępując do Pierwszej Komunii Świętej. Jednakże życie pokrzyżowało jej plany. Przeciwności losu i, jak sama często podkreślała, jej słabość sprawiły, że trzykrotnie podejmowała próby wstąpienia do zakonu. Ostatecznie w wieku 29 lat rozpoczęła nowicjat w Zgromadzeniu Sacre Coeur w Poitiers we Francji i tam złożyła śluby. Jej życie zakonne trwało niecałe cztery lata. Zmarła w 1923 roku.

Zawsze uważała się za osobę słabą i nic nie znaczącą. Najbardziej pragnęła nie zauważana przez nikogo wypełniać swoje obowiązki. Bóg miał jednak wobec niej inne plany: „Świat nie zna Miłosierdzia Mego Serca! Chcę się tobą posłużyć, aby je dać poznać.” W swym krótkim życiu zakonnym stała się narzędziem Zbawiciela, który właśnie jej powierzył Tajemnicę Swego Serca. „Wezwanie do miłości” to zapis objawionego siostrze Józefie Orędzia Miłości i Miłosierdzia Chrystusa, które polecił jej rozpowszechniać: „Miłości szukam. (…) Moje Serce dlatego jest zranione, ponieważ często zamiast miłości doznaję oziębłości. Dajcie Mi miłość, dajcie Mi dusze! Łączcie wasze czynności z Moim Sercem. Trwajcie ze Mną, bo Ja zawsze jestem z wami. Ja jestem Miłością samą i pragnę jedynie miłości. Gdyby dusze wiedziały, jak czekam na nie, pełen miłosierdzia! Jestem Miłością nad miłościami! Tylko przebaczanie sprawia Mi ulgę!”

W opisanych w książce objawieniach Chrystus mówi wiele o swoim Miłosierdziu i Miłości do ludzi. A zwłaszcza tych zagubionych i grzesznych: „To nie grzech najbardziej rani moje Serce, ale fakt, że po popełnieniu grzechu nie szukają w Nim ucieczki”. Szczególnie troszczy się też o dusze Jemu poświęcone – kapłanów, zakonników, misjonarzy. Dlatego dyktuje siostrze Józefie modlitwę za nich, którą poleca odmawiać codziennie.

„Wezwanie do miłości” to książka budząca niepokój, zmuszająca czytelnika do zastanowienia się nad swoją wiarą. Zapiski siostry Menendez to wyznanie Chrystusa, który opowiada człowiekowi o swojej miłości do niego. Przedstawiony tu Bóg nie jest władczy i majestatyczny, to Bóg cierpiący i w tym cierpieniu szukający bliskości ze swoim stworzeniem, to Bóg potrzebujący nas, naszej ludzkiej ułomnej miłości i współczucia. Bóg jawiący się jako nieogarniona potęga i wszechmoc, a zarazem rezygnujący z tego, aby przyjść do nas jako zraniony człowiek i błagać o pocieszenie i modlitwę.

I choć książka nie jest łatwa w odbiorze, urzeka i pociąga. Bo mówi o tym, że każdy z nas może być głosicielem Bożej Miłości i Miłosierdzia. Bo Chrystus powiedział: ” Ja nie patrzę na czyny, ale na intencję. Najmniejsza rzecz uczyniona z miłości zyskuje tyle zasług i przynosi Mi tyle pociechy! Szukam jedynie miłości, proszę jedynie o miłość!”

(tekst: Iwona Kubiś; źródło: siostry-sc.pl)

Angie Maj 30 '14, 11:56 · Komentarze: 4 · Tagi: miłość, serce jezusa, boże miłosierdzie
Janusz
1. Nędzarzem jesteś, skądkolwiek pochodzisz i gdziekolwiek się udajesz, chyba że zwrócisz się ku Bogu. Po cóż się trapisz, że nie wiedzie ci się tak, jak byś chciał i pragnął? Czy istnieje ktoś taki, kto miałby wszystko, czego zapragnie? Ani ja, ani ty, ani nikt inny na ziemi. Nie ma na świecie człowieka, który by nie zaznał cierpienia lub niepokoju, choćby był królem czy papieżem. Któż ma się tu najlepiej? Tylko ten, kto potrafi cierpieć dla Boga.

2. Głupi i słabi mówią: Patrzcie, jak temu się dobrze powodzi! Jaki bogaty, jaki wielki, jaki możny, jaki ważny! Ale spojrzyj od strony ducha, a zobaczysz, że wszystko to przemija i jest niczym. Jakże to wszystko niepewne i uciążliwe, bo zawsze łączy się z niepokojem i lękiem utraty.
Szczęście nie polega na posiadaniu wielu rzeczy, człowiekowi wystarczy mało. Tak, życie na ziemi jest nędzą. Im bardziej człowiek chciałby być uduchowiony, tym bardziej życie staje mu się gorzkie, bo lepiej rozumie i jaśniej widzi podstawowy błąd ludzkiej natury.
Jeść, pić, czuwać, spać, odpoczywać, pracować i ciągle podlegać koniecznością życia to przecież jedna wielka nędza i smutek dla człowieka pobożnego, który pragnąłby się wyzwolić i uwolnić od grzechu.

3. Wielkim obciążeniem w życiu człowieka wewnętrznego są potrzeby ciała. Dlatego to Prorok błaga gorąco, aby był od nich wolny: Wyrwij mnie, Panie z więzów moich potrzeb! Biada tym, którzy nie znają swojej nędzy! Ale jeszcze bardziej biada tym, którzy ukochali to nędzne i kruche życie!
Niektórzy tak są przywiązani do życia (nawet jeśli zaledwie mogą się utrzymać pracą czy jałmużną), że gdyby mogli tu żyć wiecznie, nie dbaliby wcale o Królestwo Boże.

4. O niemądrzy i niewiernego serca ci, co tak głęboko pogrążyli się w sprawach ziemskich, że nic nie znają oprócz ciała! Nieszczęśni, jakże boleśnie w końcu odczują, jak liche i znikome było to, co ukochali.
Święci Pańscy i wszyscy prawdziwi przyjaciele Chrystusa nie szukali przyjemności ani blasków życia, ale z nadzieją i tęsknotą wzdychali do wiekuistej szczęśliwości.
Wznosili się swoim pragnieniem ku temu, co trwałe i niewidzialne, aby miłość do rzeczy widzialnych nie ściągnęła ich w dół. Nie trać ufności, bracie, że osiągniesz jeszcze duchową doskonałość, jeszcze czas, jeszcze pora.

5. Czemu odkładasz do jutra postanowienie? Wstań, zacznij od tej chwili, powiedz sobie: Teraz jest czas działania, teraz jest czas walki, teraz jest czas poprawy. Kiedy ci źle, kiedy cierpisz, wtedy właśnie pora zacząć wszystko od nowa.
Trzeba ci będzie przejść przez ogień i wodę, zanim wejdziesz do miejsca ochłody. Jeżeli siebie nie przełamiesz, nie pokonasz zła. Jak długo nosimy to kruche ciało, nie możemy być bez grzechu, bez smutku i bólu.
Pragnęlibyśmy odetchnąć od tej naszej nędzy, lecz skoro przez grzech straciliśmy niewinność, zgubiliśmy także prawdziwe szczęście. Musimy więc być cierpliwi i oczekiwać miłosierdzia Bożego, aż minie to, co złe, a co śmiertelne, zmazane będzie z życia.

6. O, jak wielka jest słabość ludzka, ta nieustanna skłonność do złego! Dziś spowiadasz się z grzechów, a jutro już popełniasz te same. W tej chwili obiecujesz poprawę, a za godzinę postępujesz tak, jakbyś nic nie obiecywał.
Jedno, co nam zostaje, to wielka pokora, aby nie przypisywać sobie nic wielkiego, skoro jesteśmy tak słabi i tak niestali. A nawet to, co zdobyliśmy z trudem i dzięki łasce, szybko umiemy przez niedbalstwo utracić.

7. Do czego to dojdzie na koniec, kiedy tak wcześnie tracimy żar serca? Biada nam, że tak szybko skłaniamy się do spoczynku, jakbyśmy osiągnęli już pokój i bezpieczeństwo, choć w naszym postępowaniu nie widać jeszcze śladu świętości. Przydałoby się wrócić na nowo do nowicjatu, by nas znów prowadzono za rękę i zaprawiano do dobrego. Może wówczas byłaby jeszcze nadzieja poprawy i duchowego rozwoju.

Janusz Maj 23 '14, 19:05
Jerzy
W naszej parafii dziś rozpoczęły się Misje Święte. Nauki prowadzi ks. dr Piotr Arbaszewski. Wspominał między innymi o Wspólnocie Trudnych Małżeństw: http://sychar.org/


A tu można go trochę posłuchać: http://podlasie24.pl/wiadomosci/ks.-piotr-arbaszewski--w-malzenstwie-drzemie-moc-boga-db81.html 

Jerzy Maj 18 '14, 20:27 · Komentarze: 3 · Tagi: rekolekcje, misje, piotr arbaszewski, nauki
Strony: «« « ... 144 145 146 147 148 ... » »»