Witam,
jestem nowa na tym forum. Postanowiłam zarejestrować się, ponieważ odmawiam Nowennę i niestety nie daję rady. Nowenna Pompejańska jest jakby moją ostatnią deską ratunku, w sytuacji, która jest dla mnie udręką od wielu lat. W skrócie chodzi o to, że od kilku lat, pod wpływem kilku traumatycznych przeżyć doświadczam nieustannej udręki wewnętrznej. Mam na myśli ciągłe stany lękowe, depresyjne, nieustanne poczucie rozpaczy i obsesyjne myśli. Próbowałam już wszystkiego, aby się od tego uwolnić, niestety bezskutecznie. Psychoterapia i leki nie pomagały, setki modlitw doprowadziły mnie do panicznego lęku przed Bogiem, ponieważ sama myśl o tym, że on mógłby chcieć tak wielkiego cierpienia, powodują we mnie paraliżujący strach. Zauważyłam nawet pewną prawidłowość, że próby zbliżenia się do Boga nasilają lęk, natrętne myśli, wszystko co złe. Doszło do tego, że boję się iść do Kościoła. Mimo, że naprawdę tego nie chcę, odczuwam wstręt i nienawiść do Boga:( Moja wiara i zaufanie są zerowe... Zaczęłam odmawiać nowennę i czuję załamanie, bo nie umiem wierzyć, że Matka Boża mi pomoże. Po prostu w to nie wierzę, chociaż bardzo bym chciała:( W tej chwili jestem w 4 dniu części dziękczynnej. Moja intencja to: o uzdrowienie mojej psychiki, połączone z prośbą, aby Maryja pokierowała tym procesem zgodnie z wolą Bożą. Niestety nie ma żadnej reakcji. Inni piszą, że podczas odmawiania nowenny doświadczają różnych znaków, pokoju, wzrostu wiary i nadziei. U mnie nic takiego nie ma. Nie odczuwam ani poprawy, ani pogorszenia. Tak naprawdę nie przerywam nowenny tylko dlatego, że ją zaczęłam, ale nie mogę się doczekać, kiedy skończę. Wraz ze mną nowennę odmawia mój mąż, on modli się o uzdrowienie naszego małżeństwa. Nie jest między nami bardzo źle, ale ja pod wpływem całego tego koszmaru stałam się zgorzkniała, nieszczęśliwa. Staram się jak mogę, ale w środku jest tylko lęk i nienawiść. Jego intencja też nie jest wysłuchiwana. Dlaczego?:( Przepraszam za ten pesymizm, ale nie umiem z siebie wykrzesać już niczego.