Czemu utraty życia?? Od wczoraj sobie tak myślę, że skoro jak się modlę to jest tak tragicznie, tylko wtedy, a jak przestaję to nagle cudowne ozdrowienie no to w sumie jaka choroba tak się zachowuje:( Dziękuję Wam za wsparcie i dobre słowa. Jestem umówiona do egzorcysty na listopad, mąż mnie zapisał. Ale ja się tego tak bardzo boję. Poza tym często nie rozumiem, co mówi do mnie egzorcysta i osoby posługujące. W sensie tyle było takich sytuacji, gdy mówili: Magda to już prawie koniec, puść to, oddaj to Jezusowi, On chce Cię uwolnić (podczas egzorcyzmów). Faktycznie to było zawsze w momentach, gdy moje ciało już było sztywne jak struna, jakbym miała pęknąć, a oni mówili puść, a ja nie wiedziałam jak:( nie wiem jak technicznie mam to zrobić. Nie szukam porady, bardziej po prostu chcę się wygadać. Egzorcysta (to nawet nie był jeden, bo konsultowałam chyba z 3, żeby się upewnić, co i tak na niewiele się zdało) twierdzi, że on (czyli demon/y) trzyma mnie na tą chorobę, a ja mu wierzę i w ten sposób nigdy nie będę wolna. A ja tego nadal nie rozumiem, no bo to Bóg uwalnia, a nie ksiądz albo ja sama siebie:(( Poza tym przez to wszystko żyję w chronicznym poczuciu winy, bo po pierwsze boję się, że Bóg jest zły, że jeżdżę do egzorcysty i czeka mnie za to kara, po drugie jak nawet chcę się modlić i uklęknę po chwili albo mnie wszystko boli albo czuję przerażenie,a te uczucia od razu wywołują wściekłość i zaczynam tak bluźnić, że to głowa mała. Ja opowiadam wtedy tak przerażające rzeczy o Bogu, że aż uszy więdną, a najgorsze jest to, że to daje ulgę, satysfakcję i powrót do normalności:( w żadnych innych sytuacjach, czy to międzyludzkich, czy społecznych, w pracy w rodzinie, nie zachowuję się tak. nikogo nie wyzywam, po prostu normalnie). Po takim ataku już nie mogę się modlić, bo mam poczucie winy i nie mogę:( a jak tylko rezygnuję z jakiejkolwiek formy nawrócenia do Boga, to wtedy jest normalnie, jem, śpię i jestem szczęśliwa. I tak w kółko. Dlatego chyba w moim umyśle to się jakoś zakodowało: zbliżyć się do Boga=cierpieć ponad siły. W ostatni dzień Nowenny Pompejańskiej, gdy poszłam spać, a mój mąż jeszcze coś robił, to nagle w łóżku zaczęłam się upajać wręcz wizją Boga-kata, który, który uwielbia wręcz okazywać uczucia poprzez wojny, zarazy, zniszczenie, plagi, aż po zakatowanie własnego dziecka. Moja wściekłość przeszła w dziką wesołość, aż pomyślałam, że muszę zdjąć wszystkie święte obrazki ze ściany i zanieść mojemu mężowi, no bo skoro on się tak lubi modlić, to będzie miał towarzystwo, a ja przynajmniej zasnę w spokoju:( ale nie zrobiłam tego, opamiętałam się i poszłam tylko do łazienki. a mąż jak mnie zobaczył, to aż wrzasnął, pyta co mi jest, co mam takie oczy i zakrył się obrazem Matki Bożej Miłosierdzia, a ja ją uderzyłam pięścią w nos:( jeszcze wydało mi się to takie śmieszne. A później idę do wyra i ryczę, bo ja nie chcę tego robić, nie chcę nienawidzić Boga, naprawdę chcę się nawrócić i Go kochać i należeć do Niego, ale nie mogę, bo nie umiem znieść tych tortur. Czemu ludzie na modlitwie odzyskują pokój serca, a ja idę wymiotować:( A najgorsze jest to niezrozumienie otoczenia. Moja mama jest bardzo wierząca, jest moim największym wsparciem i ona mówi, ze mi wierzy, że cierpię, ale po prostu wierzy, bo mówi, ze gdyby opowiedziała komukolwiek, że ja np potrafię nie spać ani sekundy przez 5 nocy i iść normalnie do pracy, nie jeść, to jest niemożliwe, żeby nic nie było widać ani po wyglądzie, ani po zachowaniu, ze by ją w wariatkowie zamknęli:( A ja nie kłamię, nawet nie umiem opowiedzieć jak wielka jest to męczarnia. znowu za bardzo się rozpisałam