Mam potrzebe modlenia sie za niego. Po skonczeniu NP ppstanowilam, ze nigdy wiecej, ze to chore modlic sie o nawrocenie kogos kto mnie krzywdzi. Tak mowili wszyscy znajomi, czytalam poradniki jak przezyc rozstanie i stad doszlam do takich wnioskow. Bylo mi lzej na poczatku, ze nie modle sie za niego tylko...praktycznir przestalam sie w ogole modlic. Szybki pacierz albo i nie....Zczelam zalatwiac formalnosci zwiazane z mieszkaniem, odcielam sie od jego spraw i problemow ktore mnie wczesniej apsorbowaly, przwstalam go wspierac, przestalam gotowac dla nas dwojga itp. Zdrowe podejscie prawda? Zaczely sie wojny, klotnie, ze robie z niego wroga, ze che go w ten sposob zmusic do "powrotu". Ta cala sytuacja zmusila mnie pewnwgo piatku do kleczenia podczas drogi krzyzowej i plakania z powodu calej tej sytuacji. Prosilam Pana Jezusa o uzdrowienie naszych relacji. I od tego momentu czuje potrzebe modlenia sie za niego. Mam wrazenie, ze bez tego bedzie zle. Nie wiem skad to pochodzi? Od Boga? Ten czlowiek potrzebuje mojej modlitwy? A moze od szatana, ktory chce mi znow dopiec i pokazac:widzisz modlilas sie o jego nawrocenie i co? I nie ma zadnych rezultatow. Modl sie znow, rob nadzieje to za jakis czas dostaniesz znow obuchem w leb. Doprawdy dreczy mnie to wszystko... Modle sie i prosze o Milosierdze. Mowie Panu Jezusowi o pragnieniach i lekach. Szukam mieszkania aby nie byc w tym chorym ukladzie bo nawet jesli on wyjdzie z tego amoku to ja nie chce pozostac na drodze grzechu a slubu nie wzielibysmy taks szybko bo ja juz sama nie wiem co siedzi w moim sercu o czy ma ono sile kochac....