Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
Szary dzień. Kropi deszcz. Czwartek godzina 16, adoracja, kościół parafialny w dosyć sporej wsi na Pomorzu.
W środku ksiądz, Jezus i ja. Przychodzi matka z dzieckiem. Okazuje się, że oboje do spowiedzi. Przychodzi jeszcze starszy pan i jedna pani. Oczekują na mszę. Matka z dzieckiem wychodzą przed jej rozpoczęciem. Ksiądz nie doczekał się na ministranta. Sam sprawdza, czy ma wszystko co potrzebne. Po dziesiątce różańca zaczyna się Eucharystia. "Wielbię Ciebie" było jedyną odśpiewaną pieśnią. W powietrzu unosi się smutek. Smutny ksiądz.
Smutny Jezus. Dał się dla nas zabić, a my jak upamiętniamy Jego ofiarę?
Przychodzą myśli. Mi też nie chciało się dzisiaj przyjechać tutaj. Chciałem raczej organizować sobie drewno na opał. Wtedy byłaby to msza dla dwóch osób. A co jeśli te dwie by nie przyszły? A ile osób jest w tej chwili w jednym z trzech sklepów w tej wsi? W tym, w którym zbiera się stała ekipa z okolicy. Wyobrażam sobie księdza odprawiającego mszę bez wiernych. To bardzo smutne.
Odnoszę wrażenie, że jest to jakiegoś rodzaju pustynia. Że gorzej już (tak bardzo) być nie może. Że Bóg z tego "nic" wzbudzi coś Jemu miłego. Oby tylko ten biedny ksiądz udźwignął ten krzyż.