Loading...

Blog użytkownika

Wynik wyszukiwania po tagach: "radość"
Dorota
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus


             Kiedy bardzo cierpię (...), kiedy spotka mnie coś ciężkiego, przykrego, to zamiast przybierać smutny wyraz twarzy, odpowiadam na to uśmiechem. Z początku nie zawsze to mi się udawało; obecnie weszło mi to w zwyczaj i jestem szczęśliwa, że sobie go przyswoiłam.
- Czemu dziś, od samego rana jesteś tak wesoła - zapytała (...) matka Agnieszka od Jezusa.
- Miałam dwie małe przykrości, o, bardzo dotkliwe... nic tak nie sprawia mi małych radości, jak małe przykrości.
A innym razem:
- Wiele dziś miałaś doświadczeń, prawda?
- Tak, ale... przecież je kocham!... Kocham wszystko, co mi Bóg daje.
- To straszne, ile ty cierpisz!
- Nie, to nie straszne; mała ofiara miłości nie może uważać za straszne tego, co przysyła jej Oblubieniec. On mi daje na każdą chwilę tyle, ile znieść mogę; nie więcej; a jeżeli za chwilę zwiększy me cierpienie, to zwiększy również i moją siłę. Mimo to nie mogłabym Go prosić o większe cierpienia, bo jestem za mała; wtenczas stałyby się one moimi własnymi cierpieniami, i musiałabym sama je znosić; a ja nigdy nie umiałam nic czynić sama.
(...)
Pewnego wieczoru, podczas godziny wielkiego milczenia, przyszła siostra infirmerka, by położyć mi u nóg bańkę z gorącą wodą i posmarować mi piersi jodyną. Trawiona gorączką, pożerana pragnieniem, poddawałam się jej zabiegom, ale nie mogłam powstrzymać się, by nie poskarżyć się Panu naszemu: "Mój Jezu - powiedziałam Mu - widzisz sam, jak goreję, a jeszcze gorąca i ognia mi dodają! O, gdybym zamiast tego wszystkiego miała choć pół szklanki wody, jakąż by mi to przyniosło ulgę!... Jezu mój! Dziecię Twoje jest bardzo spragnione! Ale cieszy się, że brak mu tego, co konieczne, bo do Ciebie może stać się podobniejsze i przyczynić się do zbawienia dusz". Infirmerka wyszła i miała powrócić dopiero nazajutrz rano. Jakież tedy było moje zdziwienie, gdy w kilka minut później przyszła niosąc orzeźwiający napój. "W tej chwili przyszło mi na myśl - rzekła do mnie - że może siostra ma pragnienie, postanowiłam odtąd co wieczór przynosić ten napój". Patrzyłam na nią zdumiona; a gdy zostałam sama, zalałam się łzami. O! Jak dobry jest nasz Jezus! Jak jest delikatny i troskliwy! Jakże łatwo wzruszyć Jego serce!

Grażyna Wojtowicz  http://www.niedziela.pl/artykul/52435/nd/Radosc-w-cierpieniu

Jeśli chcesz być szczęśliwy,
musisz nauczyć się cierpieć.

Czy możliwe jest, żeby cierpieć i jednocześnie mieć radość? Tak, to jest możliwe. Kiedy lekarz oznajmił ci, że jesteś nieuleczalnie chora, przeżyłaś szok. Jeszcze nie potrafisz wyjść z osłupienia, ale nie wpadaj w panikę. Przecież, oprócz ciebie, jest wielu ludzi w takiej sytuacji. Oni muszą żyć dalej, więc i ty musisz. Tę bolesną diagnozę potraktuj jako kolejne wyzwanie. Podejmowałaś różne niełatwe wyzwania w swoim tzw. zdrowym życiu, to także podejmiesz. Jak? Nie pytaj Pana Boga: Dlaczego ja? - tylko powiedz: Boże, daj mi siły. Z wiarą i nadzieją powtarzaj te słowa jak najczęściej.
Otrzymasz dość sił do walki z chorobą. Masz do wyboru: walczyć z nią albo się poddać, czyli być jej niewolnikiem. Człowiek jest wolną istotą i dlatego nie powinien dać się zniewolić, również chorobie. Czeka cię trudna walka. Pamiętaj jednak, że to ty masz chorobę, a nie ona ciebie. Nie możesz pozwolić, by nad tobą zapanowała. Ciągle z nią walcz, chociaż będzie ograniczała twoją fizyczną sprawność, powodując ból. Musisz ten ból zaakceptować, ponieważ on już z tobą zostanie jako nieodłączny towarzysz. Zwiększy się, jeśli zechcesz aktywnie funkcjonować, jeśli będziesz wykonywać niektóre czynności. Natomiast, kiedy uda ci się je wykonać choć w niewielkim stopniu, będziesz miała dużą radość. Jak żyć z chorobą? Jak godnie cierpieć? Nie ma na to gotowej recepty. Wszak ty takich wątpliwości mieć nie powinnaś, jako że Ojciec Święty Jan Paweł II jest twoim Przewodnikiem i Nauczycielem. Odpowiednich wskazówek szukaj też u ks. Twardowskiego, w jego poezji i prozie.
Choroba może mieć swoje jasne strony. Czyż to nie jest radosne, gdy znajomi i przyjaciele ciebie podziwiają? Mówią, że jesteś dzielna, mimo wszystko uśmiechnięta i wcale nie użalasz się nad sobą. Stwierdzają, że nie wyglądasz na chorą osobę, że dajesz im niemałą porcję pozytywnej energii. Może zdarzyć się i tak, że nagle pojawią się twoi dawni znajomi, koledzy z lat szkolnych, którzy zechcą wspierać cię duchowo. Całe to zdarzenie sprawi ci radość, a wszystko stanie się dzięki - paradoksalnie - twojej chorobie.
Kiedy ktoś zachowa się niewłaściwie, gdy niesprawiedliwie i krzywdząco ciebie potraktuje - cierpisz psychicznie. Czasami ból duszy jest trudniejszy do zniesienia aniżeli ból fizyczny. Jaką radość można znaleźć w tym moralnym cierpieniu? Taką..., że umiesz wybaczać.
Człowiek, który łatwo się poddał i nie podjął walki z chorobą, jest człowiekiem małej wiary. Przede wszystkim nie uwierzył w siebie, w to, że byłby zdolny walczyć. Bywa zgorzkniały i przykry dla otoczenia. Myśli wyłącznie o swoim nieszczęściu, ma pretensje zwłaszcza do ludzi zdrowych.
Człowiek walczący nie obnosi się ze swoim cierpieniem. On wie, że są tacy, co cierpią bardziej od niego. Jest pełen pokory, silny duchem i otwarty na drugiego człowieka. Stara się być pogodny i serdeczny. Miewa chwile słabości, okresy załamania, ale potem podnosi się i walczy dalej. Nie zawsze zdoła chorobę pokonać, jeśli zaś jej nie ulegnie - tym samym zwycięży.
Ty posiadasz hart ducha i nieustanna wolę walki. W intencji drogich ci osób ofiarowujesz Bogu swoje cierpienie. Wierzysz, że w ten sposób im pomagasz. Nigdy nie uważaj się za przegraną. Nawet jeżeli choroba postanowi całkiem cię unieruchomić. Wtedy wyszeptaj: Jezu, ufam Tobie! Odzyskasz ppokój i zrozumiesz, że już o nic nie musisz się martwić, bo jesteś w rękach Tego, Który wszystko może.
Dorota Kwi 12 '14, 19:19 · Komentarze: 4 · Tagi: cierpienie, radość