Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
Powoli odzyskiwalam radosc, powoli zaczynal wracac usmiech, az do dzis...
Poklocilam sie z bardzo dobra kolezanka, bylam za szczera, ona nie moze zrowumiec, ze ja nie umiem udawac, zakladac maski, jak cierpie to cierpie i tyle nie umiem sie wtedy umiechac, opowiadac zartow i byc "super wyluzowana". Jestem soba, wtedy milcze, obserwuje slucham, gdy czuje ze wymaga sie ode mnie zalozenia maski wole zamknac sie w czterech scianach, wiec wyszlo, ze sie uzalalam nad soba, ze uwazam sie za pepek swiata. Przyjelam to z pokora, przeprosilam. Pozniej nabroilam w pracy niechcacy, ale bardzo mocno.Mimo wszystko bylam spokojna, nie zalamalam sie. Zdarza sie, nie psuje ten kto nic nie robi.
Az do telefonu mamy... juz gdy dzwonila czulam, ze zapyta o mojego ex... i tak sie stalo, mimo ze tyle razy powtarzalam ze to juz przeszlosc i nie chce by mnie o niego pytano. Kulturalnie powiedzialam ze nie mam z nim kontaktu i dla mnie to rozdzial zamkniety, po czym przeprosilam i powiedzialam ze chce na dzis zakonczyc rozmowe. Po paru minutach mam znowu telefon od mamy i tolkowanie mi, ze widocznie dla mnie to nie jest jeszcze skonczone skoro tak reaguje...
Zabolalo, bo nie jest skonczone, gdzies jakas czastka mnie teskni, ale staram sie zyc dalej, nie ogladajac sie wstecz, nie myslac co beddzie jutro i tak o to siedze i becze...
Kazdego dnia oddaje tesknote Bogu proszac, by zabral bol, mysli o nim, bym mogla wrocic do normalnego zycia i udawalo sie raz lepiej raz gorzej, ale zaczynalam zyc, a dzis jakbym w leb dostala...
Moja Tablica