Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
1. Panie, wesprzyj nas w utrapieniu, bo daremna jest pomoc ludzka. Jakże często nie znajdowałem wiary tam, gdzie byłem jej pewny! Ileż razy także tam ją spotykałem, gdziem się najmniej spodziewał! Omylna jest nadzieja pokładana w ludziach, a dobro sprawiedliwych tylko w Tobie, Boże. Błogosławiony bądź, Panie Boże mój, we wszystkim, co się nam przydarza. Jesteśmy słabi i niestali, skłonni do zdrady i odmiany.
2. Gdzież jest człowiek, który strzegłby się zawsze tak przezornie i tak czujnie, że nigdy nie zaplątałby się w nic złego? Ale kto Tobie ufa, Panie, i szuka Cię samym sercem, nie tak łatwo upadnie.
A jeśli nawet dotknie go cierpienie czy też da się w coś uwikłać, szybciej dzięki Tobie się otrząśnie i dozna ukojenia, bo Ty nie opuszczasz nikogo, kto ufa Tobie aż do końca. Wielka to rzadkość wierny przyjaciel, co przetrwałby z przyjacielem wszelkie niedole. Ty jeden, Panie, jesteś wierny naprawdę, wszędzie i zawsze, jak nikt inny.
3. Jakże mądry w świętości swego ducha był ten, kto powiedział: Dusza moja jest mocna, bo ugruntowana w Chrystusie! Gdybym ja był taki, nie tak łatwo poddawałbym się lękom ludzkim, nie tak by mnie raniły pociski słowa. Któż to zdoła wszystko przewidzieć, kto ustrzeże się wszystkiego, co złe, na przyszłość? Jeśli to, czego się spodziewamy, także często nas przygniata, to cóż dopiero ciosy niespodziewane? Ale dlaczego sam sobie nie umiałem biedny poradzić? I czemu tak byłem łatwowierny? Przecież jesteśmy ludźmi, tylko ułomnymi ludźmi, choćby niektórzy porównywali nas z aniołami. Komuż mam wierzyć, Panie, jeśli nie Tobie? Jesteś Prawdą, która nie kłamie i nie może być okłamana. I znowu: Każdy człowiek jest kłamcą, każdy jest słaby, niestały i chwiejny, a zwłaszcza w słowach, tak że nawet jeśli wydaje się, że w głosie jego brzmi prawda, nie bardzo mu wierzyć należy.
4. Jakże przezornie upominałeś nas, byśmy się strzegli ludzi, i mówiłeś, że wrogami człowieka są jego bliscy i że nie należy wierzyć, jeśli ktoś mówi: Oto tu jest Chrystus albo tam... Nauczyła mnie szkoda, oby na większą ostrożność, a nie na głupotę. Uważaj, rzekł mi ktoś, uważaj, zachowaj przy sobie to, co ci mówię. Więc ja milczę i wierzę, że to był sekret, tymczasem on sam nie potrafi milczeć, choć prosi o milczenie, ale już zaraz zdradza i siebie, i mnie i odchodzi. Od takiego gadulstwa i ludzi niedyskretnych zachowaj mnie, Panie, abym nie wpadał w ich ręce i sam nie był do nich podobny. Daj moim ustom słowo prawdziwe i pewne, a język mój naucz przezorności. Co mnie niemiłe, nie powinienem czynić drugiemu.
5. Jak to dobrze, jaki to daje spokój - milczeć o innych, nie dowierzać wszystkiemu bez wyjątku, nie rozgłaszać bez zwłoki, zwierzać się niewielu ludziom. Ciebie zawsze prosić, abyś spojrzał w głąb serca; niech lada powiew słów nas nie unosi, ale wszystko, i to, co wewnątrz i na zewnątrz, niech się spełnia według Twojej woli. Aby zachować łaskę Bożą, bezpieczniej jest unikać ludzkiego blasku, nie szukać tego, co bywa przez ludzi podziwiane, ale pilnie iść za tym, co może przynieść poprawę charakteru i większą gorliwość! 6. Jak bardzo zaszkodziło wielu ludziom to, że za wiele wiedziano o ich cnotach, za wcześnie je wychwalono! Jak bardzo innym pomogło to, że chronili łaskę w milczeniu w tym kruchym życiu, które całe jest pokusą i bojowaniem!
Angelina Malakhovskaya spędziła dziesięć lat nad badaniem błogosławieństw kościelnych. Przeprowadziła dużą serię eksperymentów, które wielokrotnie ponownie sprawdzała przed opublikowaniem.
„Potwierdziliśmy, że stary zwyczaj czynienia znaku krzyża nad jedzeniem i piciem przed posiłkiem ma głęboki mistyczny sens” - mówi fizyk Angelina Malakhovskaya. „Ma to praktyczne zastosowanie. Krzyż oczyszcza żywność. To wielki cud, że to może dziać się każdego dnia”.
Doszła do fenomenalnych wniosków. Zidentyfikowała unikalne właściwości antybakteryjne krzyża przy święceniu wody. Uważa ona, że dodatkowe odczytanie Słowa Bożego przy wykonywaniu tej czynności przekształca strukturę wody, znacznie zwiększając jej gęstość optyczną w krótkim ultrafioletowym zakresie widma.
Samo przeprowadzenie tych badań było cudem, bo Angelina Malakhovskaya i
jej zespół nie dostali żadnych grantów. Naukowcy wykonali dużą ilość
pracy za darmo - po prostu dali ludziom okazję zobaczyć i poczuć
uzdrawiającą moc Boga.
Naukowcy badali skutki modlitwy „Ojcze nasz” i oddziaływanie znaku
krzyża prawosławnego na bakterie chorobotwórcze. Do badania pobrano
próbki wody z różnych miejsc – ze studni, z rzeki i z jeziora. Wszystkie
próbki zawierały bakterie E. coli, Staphylococcus aureus. Okazało się
jednak, że "jeśli czytasz modlitwę „Ojcze nasz” i błogosławisz wodę
krucyfiksem, ilość szkodliwych drobnoustrojów zmniejsza się 7, 10, 100, a
nawet 1000 razy!".
Zaobserwowano korzystny efekt modlitwy i oddziaływania znaku krzyża na
człowieka. Ustalono, że szczere błogosławieństwo potrafi ustabilizować
ciśnienie i poprawia parametry krwi. Zauważono, że jeśli znak krzyża
wykonywany jest niedbale, osiągnięcie efektów pozytywnych jest mizerne.
Naukowcy zmierzyli absorpcję wody przed i po nałożeniu na nią znaku
krzyża, a także uświęcenia. „Okazało się, że gęstość optyczna w stosunku
do jej wartości początkowej wzrastała od momentu poświęcenia” - mówi
Angelina Malakhovskaya. „Oznacza to, że woda wydaje się odróżniać sens
wypowiedziany w modlitwie nad nią, pamięta ten wpływ i utrzymuje go
przez czas nieokreślony w postaci wzrostu wartości gęstości optycznej.
Woda zdaje się być wówczas nasycona światłem. Ludzkie oko nie może
oczywiście wyłapać tych zdrowych zmian w strukturze wody, ale
spektrograf zapewnia obiektywną ocenę oddziaływania czynionych znaków”.
Znak krzyża zmienia gęstość optyczną wody prawie natychmiast. Gęstość
optyczna wody pobranej z kranu po uczynienia znaku krzyża przez wiernych
wzrasta prawie 1,5 -krotnie, a gdy czynności tej dokonuje duchowny aż
2,5 - krotnie. Woda potrafi odróżnić ponoć stopień wiary człowieka,
który ją święci.
Ponieważ ciało ludzkie składa się z więcej niż dwóch trzecich wody, to
znaczy, że Bóg w nas ustanowił tworzenie systemu kanałów fizycznych,
które w organizmie regulują wszystkie procesy biochemiczne. Można
powiedzieć, że znak krzyża to pewnego rodzaju lekki generator i dowód
mistycznego oddziaływania Jezusa Chrystusa.
Jak poznać wolę Bożą?
o. Dariusz Michalski SJ
Czym jest wola Boża?
Poznanie i wypełnienie woli Bożej wydaje się być jednym z zagadnień, wokół których narosło najwięcej nieporozumień. Wielokrotnie w rozmowach słyszałem westchnienia pełne nadziei: „Gdybym tylko usłyszała od Boga, że mam wyjść za tego, konkretnego mężczyznę, to bym to zrobiła!”. Albo: „Gdybym tylko usłyszał od Boga, że mam zostać kapłanem to bym to zrobił!”. A jednak nic takiego się nie dzieje.
Gdy stoimy przed wyborem ważnej decyzji
życiowej zazwyczaj nie słyszymy w głowie wyraźnego, słyszalnego głosu
Boga: „Zrób to i to”. Nie! A jednak jesteśmy przekonani, że istnieje coś
takiego jak wola Boża w odniesieniu do naszego życia. Wierzymy
przecież, że istnieje taki sposób życia i takie decyzje, które mogą być
wypełnianiem woli Bożej.
Św. Paweł w Liście do Rzymian stwierdza wyraźnie, że sposobem na poznanie woli Bożej jest rozumna służba Boża i pisze:
A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe (Rz 12, 1-2).
A więc wolę Bożą możemy poznawać za
pomocą konkretnych środków. Na pierwszym miejscu zostaje wymienione
trzeźwe, logiczne myślenie i dbałość o to, aby nasz umysł odnawiał się
pod wpływem Ducha Świętego. Chodzi o to wszystko, co nazywamy w sobie
trzeźwym myśleniem nie zmąconym różnego rodzaju nowinkami o lepszym
świecie dostępnym o tyle, o ile kupimy to, czy tamto. Nie chodzi też o
myślenie zakłócone emocjonalnym przywiązaniem, w którym potrafimy
oszukiwać samych siebie pędząc od jednej przyjemności do drugiej lub
wikłając się w niezdrowe relacje. Św. Paweł podpowiada nam, że wola Boża
to coś dla nas dobrego. Wolą Bożą na pewno nie jest dla nas coś złego
moralnie. Coś co wykracza poza przykazania Dekalogu oraz Przykazanie
Miłości Boga, bliźniego i siebie samego. Katechizm Kościoła Katolickiego
przypomina jasno, że człowiek powinien „zawsze szukać tego, co jest
słuszne i dobre, oraz rozeznawać wolę Bożą wyrażoną w prawie Bożym”
(por. KKK 1787). Jeśli np. ktoś wyrządzi nam przykrość to nie wolno nam
twierdzić, że wolą Bożą jest teraz nauczenie owego delikwenta szacunku
do nas za pomocą przemocy słownej lub fizycznej. Przemoc bowiem jest
odrzucona przez przykazania Dekalogu i jest przeciwna logice Przykazania
Miłości. Sprzeciwia się Bogu. Nie wolno nam uznawać za wolę Bożą
czegoś, co sprzeciwia się Prawu Bożemu. Natomiast takie zdarzenie możemy
odczytać jako zachętę do nauczenia się jasnego artykułowania swoich
praw i stawania w ich obronie jako wyraz zdrowo pojętej miłości do
samych siebie.
Jak
więc rozpoznać co jest dla nas dobre, a co złe? Tu z pomocą przychodzi
nam głos sumienia. Najprostsza jego definicja mówi, że to głos samego
Boga, który w nas rozbrzmiewa i poucza nas o dobru, które mamy czynić i o
złu, którego mamy unikać (por. KKK 1776). Katechizm Kościoła
Katolickiego poucza nas również, że ten głos będzie w nas zawsze
rozbrzmiewał, nawet wtedy, gdy osłabimy go naszym złym postępowaniem,
ale nigdy w nas nie zamilknie (por. KKK 1865). Jest to jednak rodzaj
duchowego kompasu, który do końca naszych dni będzie wskazywał właściwy
kierunek życia. Lubię porównywać sumienie do samochodowej nawigacji
GPS. Nawet wtedy, gdy zmylimy drogę i pojedziemy nie tam, gdzie trzeba,
GPS odzywa się po chwili i informuje nas, że... oblicza nową trasę! A po
kolejnej chwili informuje nas z niewzruszoną stanowczością jak mamy
jechać, by dotrzeć do celu. Podobnie jest z sumieniem. Gdy postąpimy
niewłaściwie, wtedy odzywa się ponownie i wyraźnie nakazuje nam powrót
na właściwą drogę.
Co Bogu przyjemne
Do
tej pory sprawa odnalezienia woli Bożej wydawała się dość prosta. Ale
List do Rzymian wskazuje, że wola Boża to coś Bogu przyjemnego. Czy
zwrot ten oznacza, że Bóg ma pewną tajemniczą listę zachowań, które Mu
się podobają i jeśli uda nam się ją odnaleźć i odczytać, to będziemy
mogli niezawodnie pełnić Jego wolę? Nie wydaje mi się, że mamy traktować
Boga jako kogoś, kogo możemy zadowolić naszym postępowaniem. To, że coś
może być Bogu przyjemne odczytuję przede wszystkim jako powołanie do
osobistej odpowiedzialności. O co tu chodzi?
Często spotykamy
ludzi, którzy owszem wykonują jakieś polecenia, postępują za głosem
sumienia, ale są po prostu smutni i niezadowoleni z tego, co robią. Są
poprawni, ale nie ma w nich radości i życia. Czy takie postępowanie może
być Bogu przyjemne? Gdy widzę wokół siebie osoby zatroskane o dobro, a
jednocześnie umęczone tym zatroskaniem np. z powodu przesadnej
odpowiedzialności, to nie czuję w sobie przyjemności z powodu ich
umęczenia. Może więc tym, co jest Bogu przyjemne jest nie tylko to, co robimy, ale też to jak to robimy?
Mówiąc o odpowiedzialności mam na myśli postawę pewnej dorosłości i
dojrzałości, dzięki której umiemy zdecydować się na czasem przykre dla
nas działania, ale konieczne dla naszego osobistego dobra lub dobra
bliźnich. Realizacja woli Bożej zakładałaby więc nie tylko to, że
przedmiotem naszego działania ma być coś dobrego, ale również to, że w
realizację tego dobra zaangażujemy w pełni nasz rozum i wolę. Wyrazem
takiej dojrzałej postawy jest chociażby zadeklarowanie się: „Chcę to
zrobić, bo choć wiem, że to dla mnie jest trudne, to dostrzegam w tym
sens!”. Często uciekamy przed podjęciem decyzji do końca i po prostu
mówimy sobie: „Chciałbym to zrobić”, „Nie chcę, ale muszę”. A czasami:
„Wypada tak postąpić, bo co inni pomyślą o mnie” itd. Rzadko kiedy
uświadamiamy sobie, jak ważne dla Boga jest nasze „chcę”. Ktoś
powiedział, że słowo „chcę” jest magiczne. Czemu? Gdyż ma moc sprawczą!
Gdyż powoduje zaangażowanie całej moje osoby w to, co sobie wyznaczam.
Warto w tym miejscu postawić sobie pytanie: „Jak często używam słowa chcę, a jak często słowa muszę?”.
Spróbujmy
postawić się na miejscu Pana Boga. Pomyślmy, że dziś Bóg dał nam
możliwość dokonania czegoś dobrego. Tym dobrem może być np. spotkanie z
przyjacielem, który jest w trudnej sytuacji. Po rozeznaniu swoich
możliwości stwierdzamy, że owszem dysponujemy nawet wystarczającym
czasem, aby wysłuchać przyjaciela i zwyczajnie pokrzepić go swoją
obecnością i uważnym wysłuchaniem, a może jakąś radą. Jednak badając
swoje serce odkrywamy, że jest w nas pewien opór. Okazuje się, że już
dawno nie widzieliśmy się z nim i gdzieś zaczął w nas narastać opór
przed spotkaniem wynikający chociażby z żalu, że wcześniej się do nas
nie odzywał i robi to dopiero teraz, gdy jest w potrzebie. Jest więc
przed nami konkretne dobro. Czujemy, że będzie ono przyjemne Bogu, gdy
wbrew swoim odczuciom opowiemy się po stronie pewnych zasad i wartości i
pójdziemy za nimi wbrew pewnej niechęci. I właśnie to przełamanie
siebie, swojego oporu, niechęci jest Bogu niezwykle przyjemne, a nasze
działanie może uczynić pełniejszym.
Warto w tym miejscu odwołać się do
sytuacji Jezusa w Ogrodzie Oliwnym (por. Łk 22, 39-46). Jezus modli się
tam następująco: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich!
Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!”. Tę modlitwę
odczytuję jako prośbę Jezusa skierowaną do Ojca: „Ojcze, jeśli jest
możliwe, aby zbawienie świata dokonało się inaczej, to proszę o to.
Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!”. Jezus ostatecznie
przełamuje się wewnętrznie i zgadza się na to, co dopuścił Ojciec, choć
po ludzku wydaje mu się to straszne i bolesne. A Ojciec chce ukazać
światu, że miłość Boga do człowieka jest większa niż wszystko, większa
nawet od wycofania się w obliczu śmierci. Jednak ta modlitwa Jezusa, a
przede wszystkim Jego dalsze postępowanie jest oczywistym świadectwem
tego, że nie tyle musiał nas zbawić, co po prostu chciał nas zbawić. Bo
do końca nas umiłował! Widząc, że zbawienie świata jest możliwe jedynie
poprzez bolesną ofiarę z siebie, ofiarę z pragnienia miłości do
człowieka, Jezus ostatecznie decyduje się na nią. Jest Jedynym, który
chce i może dokonać tej ofiary. Dlatego jest naszym Zbawicielem, bo
chciał wypełnić wolę Ojca do końca. I uczynił to podtrzymywany Jego
miłością.
W każdym naszym wyborze dobra wcześniej czy później
pojawi się coś, czego wcześniej nie przewidywaliśmy. Jeden z nieżyjących
już jezuitów zwykł mawiać, że każde dobro musi zostać ukarane. Nie
chodzi tu o cynizm, ale o pewien realizm. Ilekroć bowiem decydujemy się
na realizację jakiegoś dobra, tylekroć możemy spodziewać się jakiegoś
oporu – czy to w nas samych, czy w ludziach wokół nas, czy w świecie.
Pojawia się tu miejsce dla naszego „chcę i pragnę” jak powie św. Ignacy
Loyola. Miejsce na potwierdzenie do końca naszej decyzji już nie tyle w
słowach, co przede wszystkim w czynach: w wysiłku, pocie, wyrzeczeniach,
zmaganiu się ze sobą... I właśnie nasz upór po stronie dobra jest Bogu
miły i przyjemny. Cała religia chrześcijańska krąży wokół tematu
paradygmatu ofiary. Nasze życie ma być ofiarą składaną czynami i
postawami Bogu i bliźnim. Oto sens powszechnego kapłaństwa wiernych.
Jednak biada tym, którzy chcą ją składać dlatego, że muszą, czy dlatego,
że wypada. Czy ma wtedy sens? Wydaje się, że i z takimi naszymi
niedojrzałymi postawami Bóg może sobie poradzić. Przykładem może być
postawa Szymona z Cyreny, który został przymuszony, aby nieść krzyż
Jezusa. A jednak Jezus przyjął jego wymuszoną pomoc. Tradycja
chrześcijańska mówi o późniejszym nawróceniu Szymona. Ten wątek jego
wewnętrznej przemiany został pięknie ukazany w filmie Mela Gibsona
„Pasja”.
Co doskonałe
Na
koniec wypada zastanowić się nad ostatnią cechą wypełniania woli Bożej
czyli szukaniem i realizowaniem tego, co doskonałe. Czy to wezwanie św.
Pawła oznacza, że pełnić wolę Bożą mogą jedynie perfekcjoniści? Na
marginesie warto postawić sobie pytanie: „Czyją wolę pełnią
perfekcjoniści: bardziej Bożą czy raczej swoją własną?”. Ale powróćmy do
postawionej kwestii. Przez to, co doskonałe rozumiem rozeznanie tego,
co mam robić w swoim życiu w relacji do swoich możliwości, do tego, co
najbardziej odpowiada naszym zdolnościom, talentom ale i ograniczeniom.
Przypomina mi się w tym miejscu słynne powiedzenie św. Augustyna, że
łaska buduje na naturze. Jeśli komuś naprawdę zależy na dobrym pełnieniu
woli Bożej musi poznać siebie. Musi zdobyć samoświadomość swoich zalet i
wad, swojego charakteru i temperamentu. Można łatwo wyrządzić szkodę
sobie i innym wybierając jakąś drogę życia, która bardzo kłóci się z
naturalnymi predyspozycjami. Pójście za swoimi chęciami bez wzięcia pod
uwagę swoich możliwości może grozić późniejszym zgorzknieniem i
niezadowoleniem, poczuciem bycia nie na swoim miejscu, życia w
niezgodzie ze sobą.
Często w rozmowach spotykam się z
przekonaniem, że Bóg, gdzieś w jakimś tajemniczym i pilnie strzeżonym
sejfie zapisał na maleńkiej karteczce, co dokładnie jest powołaniem
danego człowieka. Na owej karteczce rzekomo ma się znajdować dokładny
opis powołania życiowego owego mężczyzny lub kobiety. Problem tkwi tylko
w tym, jak do tego sejfu się dostać. W takiej wizji woli bożej
(specjalnie używam małej litery), Bóg jawi się jako ktoś okrutny. Skoro
wszystko wie, to wie również, co mam w życiu robić. A więc wie kim mam
zostać, z kim zawrzeć związek małżeński itd. Ale niestety z jakiegoś
powodu nie chce mi tego powiedzieć. Tak więc całe swoje życie człowiek
traci na odnalezienie woli Bożej, na odgadnięcie czego Bóg od niego chce
i tak jej nie znajdując.
Gdy w rozmowie proponuję odwrócenie
paradygmatu obrazu Boga i sugeruję, że może nie tyle Bóg wszystko wie,
co przede wszystkim jest ciekaw tego, co dobrego zrobisz ze swoim
życiem, widzę błysk życia w oczach rozmówcy: „Jak to? To Bóg może nie
wiedzieć co ja uczynię ze swoim życiem?”. W moim przekonaniu Bóg przede
wszystkim jest ciekaw tego, jak wykorzystamy dar życia wraz ze
wszystkimi możliwościami, które zostały nam udzielone. Wizja Boga, który
już zawczasu dokładnie ustalił plan na nasze życie jest po prostu
paraliżująca! Często spotykam ludzi, którzy w swoim sercu noszą
pragnienia dobra, ale go nie realizują. Dlaczego? Ze strachu! Boją się,
że a nuż nie wstrzelą się w to, co Bóg wcześniej zaplanował. Okropne! A
jednak taka wizja Boga towarzyszy wielu osobom.
Bóg ma plan na Twoje życie!
Jak więc ostatecznie jest z tym planem
Bożym? Czy istnieje? A jeśli tak, to jaki jest? Owszem istnieje i od
razu mogę ci powiedzieć jaki jest. Otóż Jego plan względem ciebie jest
taki... abyś był szczęśliwy w swoim życiu! Koniec kropka! Natomiast to, w
jaki sposób to zrealizujesz, zależy od ciebie, od twojej pomysłowości.
Chodzi o to, aby po pierwsze czynić to, co mieści się w ramach dobra
wyznaczonego przez Boże przykazania. A po drugie, aby czynić to z pasją.
Aby realizować swoje marzenia i najgłębsze pragnienia. Aby
wykorzystywać swoje talenty. Aby również brać pod uwagę swoje...
ograniczenia. A więc będzie to pewien kompromis między marzeniami a
realnymi możliwościami. Ale zdrowy i potrzebny kompromis, który nie
wyklucza marzeń. Właśnie takiego dobrego i radosnego życia Bóg pragnie
dla ciebie. I to jest Boży Plan na Twoje życie! Jeśli pójdziesz za tym
planem urzeczywistniając go w konkretnej formie życia, wtedy pewnego
dnia zapytasz Boga: „Panie, Boże, czy to jest właśnie ta droga, którą
dla mnie kiedyś wybrałeś?”. I usłyszysz Jego pełną miłości odpowiedź:
„Tak! To jest właśnie ta droga, o której kiedyś myślałem, że byłaby dla
ciebie najlepsza, ale nie chciałem ci tego mówić wprost, bo bardzo mi
zależało na tym, abyś ty sam ją odnalazł i w pełnej wolności poszedł za
nią!”.
Na zakończenie chcę przytoczyć historyjkę o małym Janku,
który był bardzo wyczekiwanym dzieckiem przez swoich rodziców. Przyszedł
na świat w rodzinie muzyków. I rodzice od samego początku pragnęli, aby
Janek został muzykiem tak, jak oni. Gdy przyszedł czas nauki posłali
Janka do szkoły muzycznej. Kupili mu fortepian, dbali o prywatne lekcje
gry itd. Pewnego dnia, gdy Janek miał już piętnaście lat i całkiem
dobrze grał na fortepianie, zupełnie przez „przypadek” włączył telewizor
i natrafił na sprawozdanie z wyścigów Formuły 1. Na ekranie zobaczył
bolid kierowany sprawnie przez Roberta Kubicę. Poczuł zachwyt, którego
wcześniej nie odczuwał uderzając w klawisze fortepianu. W jednej chwili
zrozumiał, że urodził się w jednym celu: aby zostać kierowcą Formuły 1.
Podekscytowany wpada więc do pokoju rodziców i krzyczy: „Mamo, tato,
chcę od teraz zrobić wszystko, aby zostać kierowcą Formuły 1!”. Co
zrobią kochający rodzice? Zapewne będzie im żal, że Janek nie pójdzie w
ich ślady. Jednak wiedząc, że nie mogą uszczęśliwiać syna na siłę staną
po jego stronie i zapewne odpowiedzą: „Myśleliśmy, że najlepszym
rozwiązaniem dla ciebie było, abyś został pianistą. Skoro jednak z
całych sił pragniesz zostać kierowcą wyścigowym, to od dzisiaj jesteśmy
gotowi cię w tym wspierać”.
Kim jest Pan Bóg? Jaka jest Jego wola
względem ciebie? Odpowiedź jest zapisana w Twoim sercu. Nie bój się
sięgnąć do niego i pójść za tym, co w nim zostało zapisane przed
wiekami! A On z pewnością będzie cię w tym wspierał.
http://www.rekolekcje.jezuici.pl/index.php/czytelnia/47-czytelnia/189-wolaboza