Loading...

Blog joannaujazdowska5184e4b6620b2

Od zakonczenia 4-tygodniowego postu daniela mija drugi miesiąc. co mi to dało? jak zmieniło się moje odżywianie? o 180 stopni! wszystko jest inaczej. Podczas postu moim największym marzeniem była pszenna buła z szynką i żółtym serem. Gdy przyszedł czas kiedy mogłam jeść wszystko, nagle pszenna buła okazała się czymś czego w ogóle nie potrzebuję a na szynkę sklepową nie mogę patrzeć. Co jeszcze? 

- przede wszystkim pieczywo: sama piekę chleb orkiszowy na własnym zakwasie (Bogusiu dzięki raz jeszcze) i od skonczenia postu tylko jeden raz jadłam sklepowy chleb, gdy byłam pół dnia u koleżanki i byłam bardzo głodna a do domu miałam wrócić za kilka godzin). Mąż tez je mój chleb, chociaż dokupuje ulubione pieczywo, podobnie dzieci. Nie odcięłam ich definitywnie od sklepowego pieczywa żeby się nie zraziły, ale kiedy mogę to zachecam do mojego chlebka...

- na chleb kładę własnej roboty pasty roślinne, kilka razy była domowa wędlina (ekologiczna pierś indyka). Moje ulubione to: słonecznikowa, orzechowa, domowa nutella bez odrobinki cukru, jajeczna, z cieciorki. Nawet synek skusił się kilka razy na cieciorkę przekonany ze to jajeczna (oszukałam go, ale cel uświęca środki przynajmniej w tym przypadku...). Do tego dużo surowej papryki, pomidorów, cebula, czosnek, rukola..... póki są swieże, na zimę porobiłam pomidorki w galarecie)

- na obiad jem dania które proponuje Beata Pawlikowska, a wiec sporo kasz, brązowego ryżu, strączków, oczywiście suszonych, żadne puszki. Podstawa - kasza jaglana, jest u nas prawie codziennie, je ją codziennie z owocami lub w zupach Basia, już pokochała jej smak, żałuję ze moje starsze dzieci zaczęły dostawać ją tak późno!

- udało mi się całkowicie zrezygnować z białego cukru, białej mąki i makaronów, ryzu i mleka. Dzieci jedzą owsiankę na mleku owsianym (sama je robię), słodyczy w domu nie ma oprócz tego co sama zrobię z kakao, oleju kokosowego czy płatków owsianych. Zamiast cukierków - suszone owoce i orzechy. Córka przepada, synek mniej ale jakoś się przyzwyczai mam nadzieję. Oczywiscie nie szaleję - jak zjedza coś poza domem, w szkole albo na urodzinach u kogoś, to ok, ale to jest tak rzadko że macham ręką. Na co dzień się nie domagają.

- korzystam z przepisów pana Marka Zaremby (znowu: Bogusiu DZIĘKUJĘ). To dania wzmacniające konkretne narządy, w moim przypadku wątrobę, ponoć oczy są ścisłym odzwierciedleniem stanu wątroby... trochę to w moim przypadku naciągana teoria bo stan moich oczu to stan pozabiegowy czyli jakby pourazowy ale wzmocnić wątrobę nie zaszkodzi, tym bardziej że po tym co pan Marek oraz Beata Pawlikowska proponuje czuję się syta i lekka, po prostu zdrowa. Nie wspominając oczywiście o tym, ze są to dania po prostu smaczne! mam nadzieję że z czasem moje dzieci też dojdą do tego wniosku....

- mąż chętnie je to co przygotuję, trochę się uśmiechał niepewnie jedząc kaszę quinoa z awokado i słonecznikiem, ale przyznał ze czuje się po tym jedzeniu lekki i zdrowy, a jak zaczął gubić kilogramy nie czując się przy tym osłabiony, to w ogóle jest zachwycony... 

- spełniło się moje ciche pragnienie które miałam za każdym razem gdy wyrzucałam coś zepsutego czy przeterminowanego z lodówki>  W MOIM DOMU PRZESTAŁO SIĘ MARNOWAĆ JEDZENIE!! chleb zjadamy do ostatniej okruszynki, pasty robię w małych ilościach i są tak smaczne ze szybko znikają, pijemy dużo soków więc warzywa i owoce są wykorzystywane na bieżąco a nie gniją w lodówce. 

i tak niby przypadkiem, w ogóle się o to nie starajac, stałam się wegetarianką...  mięso rodzina je w niedzielę i to tylko drób z pewnego źródła, a do innych mięs w ogóle nas nie ciagnie. Ja nie jem mięsa w ogóle. Mogłabym się nawet nazwać weganką, gdyby nie to, że nie zrezygnowałam z jajek, miodu i sporadycznie jem ryby. Post Daniela na pewno jeszcze powtórzę, na razie mam w planach jaglany detoks w najbliższym czasie. Czy to coś da w kwestii moich oczu? mam nadzieję że tak... mam wielką nadzieję że idę dobrą drogą, Robię wszystko co mogę ze swojej strony, powierzyłam Panu swoje dzieło, reszta w Jego Ręku.... codziennie modlę się by Jego Najświętsza Wola tak pokierowała okolicznosciami w moim życiu by przyszło wyzdrowienie ale przede wszystkim bym nie straciła wiary że ten dzień nastąpi. 

A za zmianę sposobu odżywiania w mojej rodzinie dziękuję Bogu.

 

 

Gdy po dzisiejszym obiedzie który oficjalnie zakończył mój post mogłabym bezkarnie siegnąć po upragnioną pszenną bułkę i żółty ser, zupełnie nie mam na to ochoty. Z tgo wniosek, że podczas postu były to tylko pokusy które napotykałam. Czuję że nie mogę teraz sięgnąć po WSZYSTKO  co jadłam przed postem. Mam jasne założenia i zamierzam sie ich trzymać:

1) jeść jak najwięcej potraw na bazie roślin 

2) jak najwiecej produktów tworzyć sama, nie kupowac przetworzonej pozaykanej w pudełka żywności

3) sama będę piekła mięso do chleba (mąż się domaga wędlin :-))

4) z mięsa będę jadła drób z zaufanego źródła, niezbyt często i nie smażony

5) jajka i ryby - na równi z miesem. Jajka tylko wiejskie, chociaż od dawna nie jem innych

6) w miarę możliwości zrezygnuję z nabiału

7) chcę zupełnie zrezygnować z cukru a dzieciom możliwie ograniczyć (już przestałam im słodzic herbatę, nawet nie zauwazyły!!)

8) będę sama piekła chleb. Mam w lodówce zakwas własnej roboty (Bogusiu dziękuję!!) i będę mogła go użyć za 4 dni, tymczasem próbuję przepis na chleb na drożdżach, mąkę mam orkiszową pełnoziarnistą prosto z młyna

9) codziennie zamierzam zjeść surówkę i porcyjkę czegoś kiszonego (sama robię kwas buraczany, chcę zrobić kapuściany, ogórków kiszonych mam w bród)

10)  na obiady będę gotować przeważnie warzywne lub probiotyczne zupy bez miesa lub jednogarnkowe dania z warzyw bogatych w białko oraz kasz.

 

po co to wszystko piszę? żeby za jakis czas zweryfikować..... samą siebie. 

no i liczę po cichu, że i na oczy taka dieta będzie zbawienna, mimo że niby taka to beznadziejna sprawa..... 

 

dzisiaj skończyłam post. Na obiad zjadłam pełnowartościowy posiłek. Skróciłam tym samym post o pół dnia. 

Ostatnie dni były dla mnie bardzo ciężkie. Było mi słabo i niedobrze. Dwa dni postu spędziłam w długiej podróży (w sumie 16 godzin w trasie), gdzie jadłam tylko warzywa i jabłka w całości bo nie warto było robić żadnych sałatek i zup bo bałam się ze sie zepsują. W miedzyczasie zaliczyłam Pizza Hut (to znaczy mąż zaliczył, ja tylko bar sałatkowy a w nim sałatę zieloną i kiszonego ogórka) oraz warzywa na parze w restauracji.

Wczoraj przyszła b. obfita miesiączka, pierwsza po porodzie i odstawieniu Basi i dodatkowo mnie osłabiła. Nieśmiałe założenia i pragnienie by post trwał 40 dni poszły w las. Ale i tak jestem.... nie powiem że dumna, ale zadowolona.

Co dał post? wątpię ze pomógł na oczy chociaż moze za jakiś czas okazac się że się mylę - oby!! Dał mi poczucie że potrafię wyzwolić w sobie silną wolę. Dał mi czas bym zastanowiła się jak się żywiłam, czym karmiłam dzieci i jak mogę to zmienić. 

Czy zaszkodził? mam nadzieję że nie chociaż podobno przy moim wzroscie z obecną wagą 52 kg straszę kanciastymi ramionami. Schudłam w sumie 11 kg ale u kogoś kto zawsze był szczupły to sie bardzo rzuca w oczy. Ludzie pytają czy choruję!! Wskazane więc by trochę przybrać na wadze.... 

codziennie również oddawałam Panu Bogu każdy miniony dzień mojego postu. Oprócz dzisiejszego dnia kazdy dzień przeżyłam uczciwie zachowując wszelkie zasady postu Daniela opierajac się pokusom zjedzenia czegoś co było w zasięgu ręki, kusząco pachniało i wyglądało... to wspaniałe uczucie dać coś Bogu od siebie. wie na pewno, że jeszcze nieraz powtórzę taki post. 

Odkąd jestem na diecie owocowo-warzywnej, cały czas myślę o odżywianiu: jak jadłam dotychczas, czym karmiłam dzieci, co gotowałam albo jakie produkty kupowałam. Uporządkowałam segregator z własnymi przepisami, uzupełniłam, coś powyrzucałam…. Kupiłam kilka książek o zdrowym żywieniu, polubiłam na facebooku kilka kulinarnych stron i blogów, bardzo ciekawych!

Między innymi znalazłam bloga gdzie dziewczyna wyjaśnia dokładnie dlaczego w poście Daniela nie można zjeść nawet łyżki oliwy ani nie można nic posłodzić czy zabielić zupy śmietanką. Dr.Dąbrowska tylko zaznacza ze nie wolno, ale nie wyjaśnia dlaczego.

Do „hitów” książkowych należą:  „Zamień chemię na jedzenie” Julity Bator oraz „W dżungli zdrowia” Beaty Pawlikowskiej.  Zamówiłam też malutką książeczkę Pawlikowskiej „15 przepisów na początek”, gdzie opisuje jak zrobić 15 bardzo łatwych, smacznych i pożywnych  dań jednogarnkowych. Właśnie dokładnie przeanalizowałam każdy z tych przepisów i uderzyła mnie jedna ciekawa rzecz: dieta proponowana przez B.Pawlikowską to nic innego jak dieta owocowo-warzywna wzbogacona we wszelkie kasze i warzywa strączkowe!! Czyli dokładnie to samo co zaleca p. Dąbrowska w zdrowym odżywianiu! Z tą małą różnicą że p. Dąbrowska dopuszcza okazjonalne spożywanie nabiału, ryb i drobiu, podczas gdy B.Pawlikowska jest całkowitą weganką.

Wszystkie przepisy które podaje w swojej książeczce p. Dąbrowska na pierwszy rzut oka  wydawały się nieciekawe i jałowe, ale okazały się niezłe, niektóre bardzo smaczne.  Można się spodziewać wiec że zdrowe odżywianie proponowane przez p. Dąbrowską i przepisy podane przez B. Pawlikowską to smaczne rzeczy które spodobają się rodzinie bo zamierzam je wszystkie wypróbować.  Niektóre już zrealizowałam i okazało się że mój synek przepada za pełnoziarnistym brązowym makaronem (który pachnie okropnie i pewnie mnie by nie posmakował J)

Obie panie mają wiele wspólnego ze sobą: obie podkreślają ważność kasz i warzyw strączkowych w diecie, obie całkowicie odrzucają i każą wyrzucić z diety „biel” czyli białe pieczywo pszenne, biały cukier, białą mąkę, biały ryż i białe makarony, obie wierzą w samoleczące możliwości naszych organizmów, obie też uważają że żywienie nasze może być naszym lekarstwem pod warunkiem że będziemy uważali co jemy.

I najważniejsza rzecz  - coś, co przeczytałam wczoraj w „Dżungli zdrowia” i co dodało mi nowej nadziei i wiary że droga którą obrałam jest właściwa: B. Pawlikowska w swojej książce wspomina o… mętach!!!! Opisuje je w rozdziale „meduzy w oczach”. Pisze jak zaobserwowała ciemnie plamy w jednym oku, uczucia jakie jej towarzyszyły wtedy tak bardzo podobne do moich…. Jak poszła do okulisty a on wyjaśnił jej co to jest  (diagnoza identyczna z moją: starzejące się oko, oddzielanie się szklistki, nic nie da się zrobić, trzeba przywyknąć itp….), i jak ten problem ustąpił gdy całkowicie zmieniła zasady swojego odżywiania wyrzucając chemię z pożywienia. W swoich książkach pisze o tym że jest to możliwe i wykonalne i podaje wskazówki jak to zrobić…. Wyzwanie życia!!!

Teraz wiem, że gdy skończę post, zacznę żywić siebie i rodzinę w inny sposób. Kupiłam mąkę orkiszową z młyna, mam kilka przepisów na chleb, chcę spróbować sama upiec. Zaznajomiłam się z ciecierzycą, soczewicą, nasionami i warzywami strączkowymi. Posiałam własne zioła i różne zieleninki w kuchni.  Co prawda wiem  z góry ze nie zrezygnuję z ryb, jajek i chociażby odrobiny nabiału (ze względu na zbyt silne przyzwyczajenia i ze względu na dzieci bo uważam że one potrzebują tych składników diety bo rosną, oraz ze względu na nich nadal będę piekła ciasta) ale i tak jest to wielka rewolucja w mojej kuchni i moim życiu. Ale coś czuję że najważniejsza!!

 

Co do samego postu – nic się nie zmieniło: nadal jem co jadła, walczę z pokusami bo rodzina je „pachnąco i chrupiąco”, mój organizm nie zaliczył jak dotąd żadnego kryzysu ozdrowieńczego chociaż restrykcyjnie zachowuję wszelkie zasady podane przez p. Dąbrowską.  Przetrwałam jeden z dwóch tygodni z dziećmi gotując równocześnie sobie i im (czytaj: wdychając aromatyczne zapachy i próbując je zignorować żeby nie oszaleć) więc po raz pierwszy pomyślałam dzisiaj że uda mi się wytrwać miesiąc. W końcu pozostał tylko jeden tydzień!!

W niedzielę zaliczyłam półmetek postu, przyjmując ze wytrwam 28 dni. Oczywiście zero jakichkolwiek reakcji mojego organizmu na takie żywienie. Fizycznie czuję się wręcz fantastycznie, mam dużo energii, nawet nie odczuwam zmęczenia mimo że kilkanaście ostatnich nocek było masakrycznych z powodu ząbkowania Basi. Nie wiem co o tym myśleć. W weekend zaliczyłam mega doła również z powodu zwątpienia czy ten post cokolwiek pomoże moim oczom. Postanowiłam więc kolejne dwa tygodnie postu poświecić za dusze czyśćcowe plus codzienna modlitwa, Muszę przyznać że jest to z mojej strony ofiara: w sobotę zaliczyłam grilla u sąsiadów: sałatka grecka z oliwą i fetą, pyszne mięsa z rusztu wszelkiego rodzaju, ciasto malinowe z czekoladą i świeżymi malinami, a dla mnie - cukinia z solą, buraczek upieczony na liściu chrzanu, grillowana marchewka. Mimo wrażenia jakie na mnie zrobiła gospodyni przyrządzając mi to wszystko (wie o moim poście), bardzo trudno się to jadło czując zapach mięsa i patrząc na inne pyszności. W niedzielę wróciły dzieci i trzeba było przygotować im kolację. Było cieplutkie bułeczki, twarożek, cielęce parówki które jakoś nigdy nie pachną a wtedy roznosiły aromat po całym domu!! No i teraz już wiem że dwa pierwsze tygodnie postu to był pikuś w porównaniu z tym co teraz muszę znieść :-) Rano dzieci proszą o owsiankę, jajecznicę, na obiad nie dla nich moja zupa na wodzie tylko coś treściwego, pachnącego ... a to dopiero drugi dzień jak dzieci wróciły i dogadzam im kulinarnie sama przegryzając jałowego brokuła z pary... 

Strony: 1 2 »