Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
Zaczęłam odmawiać nowennę w intencji wybawienia dusz i ich wstawiennictwa. W tym tygodniu stało się wiele. Zacznę od pracy, pracuję w korporacji, o korporacji istnieje wiele opowieści. U mnie od listopada było strasznie, nie spałam w nocy, piłam by zasnąć, bałam się chodzić do pracy. Ostatnio zażądano raportowania dnia pracy...pracowałam całe święta, w wielki piątek do 19. Od dawna myślałam by odejść, dziś złożyłam oficjalnie wypowiedzenie. Dziś też zaproponowano mi przejście do konkurencji od poniedziałku. Druga sprawa, moja mama na początku roku stwierdzono u niej czerniaka złośliwego. Miała dwie operacje. Ostatni wynik nie wykazał komórek rakowych. Lekarz powiedział ''Pani Joanno niestety zobaczymy się za 6 miesięcy ja leczę chorych ludzi". Mam nadzieję, że gdziekolwiek wyląduję, będzie dobrze , że te wszystkie zmiany w pracy to wola Boga, bo dzień w dzień prosilam o przerwanie tych tortur,
Wbrew temu co wielu z Was tu pisze ja nie odnajduje szczęścia w samotności, wręcz przeciwnie jest coraz gorzej. Jutro mam dość trudny zabieg podczas, którego będe całkiem sama w szpitalu. Nie proszę o modlitwę o powodzenie zabiegu ale o to aby moi bliscy byli mi w stanie wybaczyć że ich okłamałam w tej kwestii. Uznałam ze tak będzie lepiej. Zawsze Krzysiek był ze mną, teraz nie ma jego...
Pisałam list do św Józefa o jego wstawiennictwo i zostawiłam go w kościele przy figurze. Ostatnio zauważyłam że ktoś zabrał ten list....co mam zrobić?
Dziś był ostatni dzień nowenny w intencji tego aby Krzysiek powrócił. 54 dni minęły, dokładnie tyle czasu jestem sama. W tym czasie przechodziłam przez różne stany. Nie zostałam wysłuchana. Krzysiek nie daje żadnych znaków jakby żałował decyzji. Nie wiem czy to odpowiednia pora na świadectwo, ale chyba najlepsze świadectwo to chyba to że jestem nadal wśród żywych. Już nie myślę o odebraniu sobie życia, chociaż to co jest teraz normalnego życia nie przypomina. Polubiłam nadgodziny. Nie powiem że jest dobrze bo nie jest. Wciąż cierpie ale czy go kocham....już tego nie umiem powiedzieć tak pewnie jak wcześniej. Okropnie się boję że nie będzie mi dane zostać matką i żoną. Ostatnio w Kościele popłakałam się na widok bawiącej się dziewczynki....Jutro rozpoczynam nowennę, w intencji wzajemnej miłości chłopaka z którym założę rodzinę. To była ostatnia nowenna w intencji Krzyśka
Niedawno pisaliście że cierpienie jest potrzebne, ze przybliży mnie do Boga a ja nadal czuję sie sama...codziennie wypijam minmum 3 lampki wina wieczorem. Sama. O Krzyśku staram się nie myśleć, był wczoraj po resztę rzeczy ale było mi to obojętne. Poznałam kogoś. Faceta, który jest egoistą, narzyzem i bawi się kobietami, ale ja chcę żeby bawił się mną, potrzebuję czułości choćby na chwilę. Nawet od człowieka, który jest zimnym draniem, powoli sama się taka staje. Kiedyś pocałunek był utożsamiany z miłością i było to jedyne dobre uczucie we mnie. Teraz wiem że ja i Krzysiek to już przeszłość, że za dużo sie stało, że nie potrafiłabym zaufać. Miłośś to łzy cierpienie i nieprzespane noce 5 nowenn w intencji tego zwiazku, który się rozpadł. Oddaję się chwilowym przyjemnościom żeby rozpamiętać to sama przy winie wieczorem. Nigdy nie czułam się tak sama....Ponoć Bóg zna naszą duszę nie da nam więcej niż damy radę dzwignąć. Więc sami widzicie jak cierpienie nas zbliża