Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
"Wierzą, że trzeba obumrzeć, porzucić stare życie, by rozpocząć nowe. Chrześcijański lider jest jak motyl: przeistacza się. Obumiera, porzuca stare życie, by żyć pełnią życia. "
Te słowa najbardziej mi utkwiły podczas drogi krzyżowej, jak Bóg chciał mi coś przekazać.
Podsumować mój trud i cierpienie tymi słowami:)
Dziękuję CiJezus, że jesteś przy mnie:) Za pomoc w pokonywaniu trudności:)
Zauważyłam kiedyś w jakimś kościele niewielką ulotkę dotyczącą Nowenny Pompejańskiej. Przeczytałam ją i doszłam do wniosku, że to wielki wysiłek odmawiać codziennie cztery różańce. Schowałam jednak tę ulotkę do szuflady. Po jakimś czasie usłyszałam diagnozę: nowotwór zapalny sutka w piersi lewej. Byłam w szoku, bo badałam się regularnie, a zachorowałam 3 miesiące po badaniach kontrolnych. Wszystko szło źle. Lekarz ginekolog nie rozpoznał choroby i tak zmarnowałam 3 miesiące cennego czasu. Potem kolejne badania diagnostyczne, a czas ucieka, nie mogłam doczekać się na jakieś markery potrzebne do chemioterapii, a pierś była w coraz gorszym stanie. Wtedy przypomniałam sobie o broszurce, przeczytałam, że Nowenna to modlitwa nie do odparcia. Zaczęłam się modlić, mimo osłabienia chemią jakoś dawałam radę. Po jakimś czasie usłyszałam pierwsze dobre wieści - chemia zaczęła działać. Przeżyłam najcięższy rok mojego życia, usunięto mi pierś i wszystkie węzły chłonne, musiałam przejść również radioterapię. Najważniejsze jednak jest to, że obecnie wyniki kontrolne są dobre. W tym trudnym okresie miałam też szczęście do ludzi. Wiele osób bardzo mnie wspierało, wdzięczna też jestem lekarzom i siostrom boromeuszkom w Mikołowie, gdzie miałam operację. Na koniec chcę jeszcze dodać, że psychicznie wytrzymałam to wszystko bez jednej tabletki uspokajającej. Odmówiłam trzy razy Nowennę i wierzę głęboko, że Matka Boża Pompejańska pomogła mi przejść przez to wszystko i wyrwała mnie od śmierci. Kilka dni temu obchodziłam swoje urodziny. Miały specyficzny "smak", bo ich po prostu doczekałam.
Dorota
Witam wszystkich. Jestem tutaj nowa dopiero dołączyłam. Piszę ponieważ mam pytanie a nie wiem do kogo się z nim zwrócić. Zacznę od początku: 4 stycznia zaczęłam pierwszą Nowennę 3 częściami wiem że była ona odmówiona nie tak jak trzeba bez rozważań bez skupienia czasem w pośpiechu zakończyłam ją 26 lutego. Modliłam się w intencji pojedania mnie i mojego chłopaka który z dnia na dzień zostawił mnie 13 grudnia to było i nadal jest dla mnie bardzo ciężkie przeżycie ponieważ podjął taką decyzję w ciągu goodziny gdzie wcześniej było między nami dobrze. Sądze że to koledzy mieli na niego wpływ. tak więc modliłam się o to aby wrócił do mnie bo bardzo go kocham i bardzo mi go brakuje. Byliśmy razem 2 lata i 9 miesięcy. Jak narazie moja nowenna nie została wysłuchana w tej konkretnej intencji. Po zakończeniu pierwszej Nowenny miałam zrobić sobie przerwe ale ciężko mi było bez tej modlitwy nie mogłam wgl zasnąć brakowało mi czegoś. Tak więc 2 marca zaczęłam drugą Nowennę tym razem 4 częściami z rozważaniami w tej samej intencji. Podczas odmawiania Nowenny ciągle powracają do mnie wspomnienia jak byłam z ni szczęśliwa i mimo iż chcę skupiać się na modlitwie to nie potrafie bo cały czas powracają te wspomnienia. I od czasu odmawiania Nowenny mam takie poczucie że będziemy razem że się pogodzimy. Czy to może Maryja dawać mi takie znaki abym nie traciła nadziei bo ona mnie wysłucha? Czy to ja tak bardzo chcę jego powrotu i dlatego tak się dzieję? proszę o pomoc.
historia cudownego wizerunku Matki Boskiej Dzikowskiej z Dzieciątkiem Jezus i Św. Józefem
http://tarnobrzeg.dominikanie.pl/klasztor/cudowny-obraz/
Nowenny i Modlitwy do Świętego Józefa
http://www.katolik.pl/do-sw--jozefa,22412,818,cz.html?idr=10600
Po tej ekstremalnej nocy nie mam za wiele siły , ale chciałbym się chociaż trochę podzielić wrażeniami. Ten wyjątkowy Wielki Post w Roku Miłosierdzia planowałem przeżyć nieco inaczej. Chciałem jeszcze głębiej odczuć Mękę Pańską. No i dzięki EDK udało się. Pierwsze odczucie - wyszydzanie przez ludzi. Kiedy szliśmy tak przez Ustkę, słychać było jakieś pogardliwe epitety od pijanej młodzieży. Śmiałem się wtedy, że brakowało tylko tego, żeby nas opluli. A drugie odczucie pojawiło się gdzieś około 35 kilometra. To uczucie totalnego wycieńczenia, rezygnacji. Były momenty, że miałem ochotę po prostu położyć się na ziemi nie martwiąc się o to co będzie potem. Jestem niemal pewien, że Jezus też miał taki moment w drodze na Golgotę, że chciał się po prostu położyć pod krzyżem i umrzeć tam wśród tłumu. Ale wiedział, że nie wypełniłby misji naszego zbawienia. I pomimo ekstremalnych męczarni, wstał i szedł dalej, aby "wykonało się". Od dzisiaj Krzyż nabiera dla mnie innego, większego znaczenia. Myślę, że wcześniej wydawał mi się zbyt banalny. Może dlatego, że wielu artystów przedstawiało Jezusa na Krzyżu jakby "odpoczywającego" na nim. Teraz wiem. Tam była agonia przepleciona wycieńczeniem i miłością do ludzi. Za co Bogu dzięki.