Ks. Daniel - Przyjaciel Bezdomnych
Jezus broni nierozerwalności małżeństwa
"Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Nie cudzołóż”. A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła. Powiedziano też: „Jeśli ktoś chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy”. A Ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę – poza wypadkiem nierządu – naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa»." Mt 5, 27-32
Nie będę rozpisywał się na temat słynnego wypadku nierządu, o którym mówi Jezus. Na koniec wpisu będzie szczegółowa i myślę, że wyczerpująca interpretacja tych słów przez ojca profesora Salija.
Ja zacznę od tego, że Chrystus z wielkiej miłości do człowieka i każdego małżeństwa pragnie prawdziwego szczęścia ludzi. To odwieczne ludzkie pragnienie realizuje się wtedy, gdy człowiek panuje nad grzechem. Niestety od początku istnienia ludzkości nie wszyscy potrafią zapanować nad swoimi popędami. Myślę, że bierze się to ze słabej relacji z Bogiem. Człowiek, który myśli bardziej o sobie niż o swoim Panu dochodzi do przekonania, że liczy się tylko jego osobisty zysk i choćby chwilowa przyjemność.
Taki egoizm może rozwinąć się do potężnych rozmiarów i w konsekwencji przerodzić się w permanentne ranienie ludzi. Jedną z najwrażliwszych sfer w człowieku jest intymność. Dlatego też Pan Bóg zarezerwował ją dla małżeństwa, w którym dwoje ludzi ślubuje sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że nie opuszczą drugiej połówki aż do śmierci. Ta przysięga jest pewnym fundamentem, na którym dwoje ludzi buduje swoje życie i czuje się bezpiecznie. W takim klimacie intymność jest czymś nie tylko przyjemnym, ale i prawdziwie świętym, ponieważ jest zgodna z wolą Bożą. Dwoje ludzi w pełni staje się jednym ciałem.
Niestety poprzez słabą relację z Bogiem niektórzy nawet w małżeństwach ulegają najpierw pokusom cudzołożenia w myślach, a później nawet dopuszczają się zdrad. Bardzo biedny jest taki człowiek, który jest targany poprzez swoją nieuporządkowaną pożądliwość. Potrzeba tutaj jak najszybszego nawrócenia, spowiedzi i zadośćuczynienia poprzez bycie możliwie jak najlepszym dla swojej drugiej połówki.
Niestety żyjemy w czasach, gdzie masa katolików zaczęła akceptować życie w cudzołóstwie i nawet nie ma kto powiedzieć prawdy ludziom, którzy idą w bardzo złym kierunku. Tutaj przypomina mi się list pewnego świątobliwego proboszcza (kandydata na ołtarze) do parafianina, który żył w związku cudzołożnym. (https://sychar.org/…/list-do-parafianina-ktory-zawarl-pono…/) Poświęć dwie minuty na przeczytanie tego listu, a będziesz miał bardzo jasny obraz tego, jak z miłością upominać ludzi żyjących w grzechu.
"Bracia: Przechowujemy skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. Zewsząd cierpienia znosimy, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiało się w naszym ciele. Ciągle bowiem my, którzy żyjemy, jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa, aby życie Jezusa objawiało się w naszym śmiertelnym ciele." 2 Kor 4, 7-11
Każdy z nas jest takim glinianym naczyniem, które powinno stale szukać mocy w łasce Bożej uzdalniającej do pięknego życia w czystości, skromności, wierności Bogu i słowu danemu np. w przysiędze małżeńskiej. Nie można się nigdy poddawać. Choćby Twoje życie do tej pory było bardzo grzeszne, to tu i teraz możesz powiedzieć STOP i iść za Panem. Wiadomo, że upadki będą wpisane w Twoje życie, ale zawsze możesz szybko powstawać poprzez sakrament pokuty i pojednania, poprzez który Twoje serce może stale stawać się jeszcze bardziej szlachetne.
"Ufność miałem nawet wtedy, gdy mówiłem:
«Jestem w wielkim ucisku»." Ps 116, 10
Ufaj Panu i idź za Nim najlepiej jak potrafisz. Bądź światłem dla ludzi, którzy są przy Tobie. Trzymaj się Boga i żyj w łasce uświęcającej, a wydasz naprawdę piękne owoce, które zapamiętają ludzie nawet po Twojej śmierci.
"Jawicie się jako źródło światła w świecie, trzymając się mocno Słowa Życia." Por. Flp 2, 15d. 16A
~~WNG~~ ks. Daniel Glibowski PB
Na koniec wklejam obiecane słowa Ojca Salija z broszury Wspólnoty Trudnych Małżeństw SYCHAR:
Czy Ewangelia dopuszcza rozwód?
"Zakaz rozwodów, ogłoszony przez Pana Jezusa, zawiera jeden wypadek szczególny, ową słynną klauzulę „poza przypadkiem nierządu”. O ile mi wiadomo, w Kościele katolickim nawet zdrada małżeńska nie upoważnia strony niewinnej do rozwodu i do nowego małżeństwa. Ja pytam naiwnie, ale stanowczo: Tamte słowa – „poza przypadkiem nierządu” – jednak w Ewangelii się znajdują, a więc muszą coś oznaczać. Nie można ich interpretować więc w takim kierunku, żeby uznać je za nie istniejące. Pytam: Jeśli słowa te nie oznaczają pozwolenia na rozwód w tym szczególnym wypadku, to co w takim razie oznaczają?
Zacznijmy od początku. Jak wiadomo, Pięcioksiąg Mojżesza zezwala na rozwód. „Jeśli mężczyzna – czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa (24,1) – pojmie kobietę, aby być jej mężem, lecz ona nie pozyska łaski w jego oczach, gdyż on znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie”. Warto sobie uświadomić, że w tamtych czasach pewne okoliczności rozwód ułatwiały. Rozwód na pewno nie oznaczał wówczas rozbicia rodziny: nawet jeżeli małżeństwo było monogamiczne (bo praktykowano również wielożeństwo), rodzina podstawowa była jedynie cząstką wielkiej rodziny, ewentualny rozwód nikogo więc nie pozostawiał bez rodziny.
Ponadto trzeba pamiętać, że przy ówczesnym patriarchalizmie żona była raczej służebnicą męża niż jego towarzyszką. Jak wiadomo, Pan Jezus wyraźnie stwierdził, że starotestamentalne pozwolenie na rozwód było jedynie złem koniecznym. Według Jego nauki, nie ma takich okoliczności, w których
rozwód nie sprzeciwiałby się godności małżeństwa. Małżeństwo ze swojej natury i z woli Bożej powinno być nierozerwalne. „Przez wzgląd na zatwardziałość waszych serc pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było” (Mt 19,8). Wszakże – i to chciałbym bardzo przypomnieć – już w Starym Testamencie obserwujemy coraz większe zbliżanie się do ideału nierozerwalności małżeństwa. I tak w Księdze Przysłów (5,15–20) znajdziemy pełen czystej erotyki tekst, wychwalający wierność małżeńską i nakazujący „zadowolić się żoną młodości”. Podobne wezwanie znajdziemy u Koheleta (9,9): „Używaj życia z niewiastą, którąś ukochał, po wszystkie dni marnego twego życia”. Szczególnie ostro potępia rozwód prorok Malachiasz (2,13–15), powołuje się przy tym na Abrahama, który nie porzucił bezpłodnej Sary, mimo że tak bardzo pragnął mieć własnego syna i dziedzica: „Sprawiliście też, że łzami, płaczem i jękiem okryto ołtarz Pański, tak że On więcej nie popatrzy na dar ani nie przyjmie z ręki waszej ofiary, której by pragnął. A wy się pytacie: Dlaczegóż to tak?! Dlatego że Pan był świadkiem pomiędzy tobą a żoną twojej młodości, którą przeniewierczo opuściłeś. Ona była twoją towarzyszką i żoną twego przymierza. Czyż ów Jeden [Abraham] nie dał przykładu, ten, którego ducha wyście spadkobiercami? A czegóż ten Jeden pragnął? Potomstwa Bożego! Strzeżcie się więc w duchu waszym: wobec
żony młodości twojej nie postępuj zdradliwie!” I oto przychodzi na ten świat Chrystus, Syn Boży i Zbawiciel rodziny ludzkiej. Obu Jego wystąpieniom antyrozwodowym towarzyszą jednoznaczne stwierdzenia, że nowe prawo jest w stosunku do obyczaju starotestamentowego radykalnie nowe: „Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Kto chce oddalić swą żonę, niech jej da list rozwodowy. A Ja powiadam wam: Każdy, kto oddala swą żonę – poza wypadkiem nierządu – naraża ją na cudzołóstwo. A kto by oddaloną pojął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa” (Mt 5,31n; por. 19,3–9).
A musimy wiedzieć, że niespełna pół wieku przedtem działał w Palestynie wielki rabbi Szammaj, który zdecydowanie zakazywał rozwodu, z jednym wszakże wyjątkiem: pobożny Żyd może rozejść się z żoną, jeśli ta okazała się cudzołożnicą. Jeśli więc Pan Jezus powtarza jedynie naukę rabbiego Szammaja, to przecież Jego prawo małżeńskie nie jest tak radykalnie nowe, jak je przedstawia Ewangelia. Jak to więc w końcu jest: czy Pan Jezus opowiada się za Szammajem, czy też „uczy jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie”? (Mt 7,29) Żeby odpowiedzieć na to pytanie, koniecznie trzeba rozważyć, co znaczy owo dopowiedzenie „poza wypadkiem nierządu”. Niewątpliwie ma Pan rację, że te słowa coś przecież znaczą, a więc nie można ich ignorować. Otóż według odwiecznej praktyki Kościoła katolickiego, klauzula ta odnosi się do dwóch konkretnych sytuacji. Po pierwsze, Pan Jezus dopuszcza, nawet zaleca rozejście się mężczyzny i kobiety, jeśli żyją oni na sposób małżeństwa, ale małżeństwem nie są. Chodziłoby tu o taki
związek, o którym Chrystus wspomniał w rozmowie z Samarytanką: „Ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem” (J 4,18). Po wtóre, w słowach tych Kościół dopatruje się obowiązku bezwzględnej niezgody na cudzołóstwo współmałżonka. Nie wolno chrześcijaninowi tolerować sytuacji trójkąta małżeńskiego: jeśli niewinny małżonek nie może sytuacji zmienić, powinien raczej współmałżonka opuścić i w modlitwie i pokucie czekać na jego nawrócenie, niż godzić się na bezczeszczenie małżeństwa. Proszę uważnie wczytać się w oba teksty św. Mateusza i sądzę, że sam Pan przyzna, iż taka właśnie interpretacja leży w duchu obu wypowiedzi Pana Jezusa. D
opatrywanie się w słowach „poza wypadkiem nierządu” furtki, umożliwiającej rozwód, jest niezgodne z zasadniczym sensem nauki Chrystusa o małżeństwie. Przecież Chrystus wyraźnie stwierdza, że przywraca pierwotną czystość prawa małżeńskiego, a przeciwstawiając stare prawo nowemu, jednoznacznie daje do zrozumienia, że chodzi Mu o istotną reformę, a nie tylko o jakiś retusz w zwyczajach starotestamentalnych. Chrystus uczy jednak czegoś więcej i głębiej niż pobożny rabbi Szammaj. Zresztą zobaczmy, co na ten temat mówią listy apostolskie i najstarsze świadectwa chrześcijańskie. Słowa są tu jasne i dalekie od rozmiękczającej kazuistyki: „Tym zaś, którzy trwają w związkach małżeńskich, nakazuję nie ja, lecz Pan: żona niech nie odchodzi od swego męża. Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną albo niech się pojedna ze swym mężem. Małżonek również niech nie oddala się od żony” (1 Kor 7,l0n).
Można się czasem spotkać z twierdzeniem, że Żydzi współcześni Chrystusowi nie znali pojęcia separacji, tzn. takiego rozejścia się małżonków, które nie uprawnia do następnego małżeństwa, ale jest raczej oczekiwaniem na ponowne zejście się. Nie wiem, może instytucja separacji była i nie znana ówczesnym Żydom, wszakże z powyższego tekstu wynika, że niewątpliwie znał ją św. Paweł (jej istnienie stwierdza również cytowany niżej tekst z połowy II wieku). Albo o czym mówiłyby te oto teksty, gdyby rozwód był w pewnych okolicznościach chrześcijanom dozwolony? „Żona związana jest tak długo, jak długo żyje jej małżonek. Jeśli mąż umrze, może poślubić kogo chce, byleby w Panu” (1 Kor 7,39). Zaś w Liście do Rzymian: „Kobieta zamężna na mocy Prawa związana jest ze swoim mężem, jak długo on żyje. Gdy jednak mąż umrze, traci nad nią moc prawo męża. Dlatego to uchodzić będzie za cudzołożną, jeśli za życia swego męża współżyje z innym mężczyzną. Jeśli jednak umrze jej mąż, wolna jest od prawa, tak iż nie jest cudzołożnicą współżyjąc z innym mężczyzną” (7,2n).
Proszę Pana, nacisk społeczny, żeby Kościół – przynajmniej w niektórych przypadkach – pozwalał na rozwód, jest dzisiaj tak duży, że Kościół uczyniłby to już dawno, gdyby to tylko było w jego mocy. Jeśli Kościół nie zgadza się na rozwód, to dlatego, że nie może. Po prostu nauka słowa Bożego na ten temat jest zbyt wyraźna. Warto tu przytoczyć jeszcze bardzo stare, pochodzące mniej więcej ze 150 roku, świadectwo, mówiące, jak pierwsi chrześcijanie rozumieli opuszczenie współmałżonka „na wypadek
nierządu”. Autorem tekstu jest Hermas, jego zaś dzieło – Pasterz – jest jednym z najważniejszych pism starochrześcijańskich:
„Panie – powiedziałem –
Jeśli kto ma żonę, która wierzy w Pana,
I przekonał się, że ona popełnia cudzołóstwo,
Czy grzeszy mąż, jeśli dalej z nią żyje razem?”
„Tak długo, póki nie wie – odpowiedział –
nie grzeszy.
Jeśli się jednak mąż dowie o jej grzechu,
A niewiasta nie pokutuje,
Ale trwa w swym porubstwie,
I mąż dalej z nią żyje razem,
Staje się współwinny jej grzechu,
I bierze udział w jej cudzołóstwie”.
„Jakżeż tedy, o panie – pytałem – ma postąpić
mąż,
Jeśli żona trwa w swej namiętności?”
„Niechże ją oddali – odrzekł
A mąż niech żyje samotnie,
Jeśli zaś oddali swą żonę i pojmie inną,
Tedy i on cudzołoży”.
„A jeśli, o panie – pytałem – niewiasta
po swym oddaleniu pokutuje,
I chce powrócić do swego męża,
Czy on jej nie powinien przyjąć z powrotem?”
„Z pewnością – odrzekł –
Jeśli mąż jej nie przyjmie,
Grzeszy i wielką na siebie ściąga winę.
Powinno się przecie przyjąć tego, który
zgrzeszył, a czyni pokutę.
A zatem dla tej pokuty mężowi żenić się
nie wolno.
Oto jak się żona i mąż powinni zachowywać”
Można by jeszcze wskazywać na – tak to chyba trzeba nazwać – absurdy, jakie pociąga za sobą twierdzenie, że cudzołóstwo rozwiązuje nierozerwalny z natury związek małżeński. Krótko i trafnie wskazał je św. Augustyn, w swoim dziele O małżeństwach cudzołożnych (lib. 2 cap.4): „Zobacz, co to byłby za absurd. Ktoś dlatego nie byłby cudzołożnikiem, że poślubił cudzołożnicę. I co budzi jeszcze większą zgrozę: owa kobieta, dlatego że popełnia cudzołóstwo, nie byłaby już cudzołożnicą: bo dla następnego męża nie byłaby już cudzą żoną, lecz jego własną… Gdyby cudzołóstwo rozwiązywało związek małżeński, co znaczyłyby słowa Apostoła: uchodzić będzie za cudzołożną, jeśli za życia swego męża współżyje z innym mężczyzną (Rz 7,3)?” Albo że przypomnę zjawisko „cudzołóstwa hotelowego”, praktykowanego niegdyś w krajach protestanckich, które „polega na tym, że działając w zmowie z żoną, mąż spędza noc w hotelu w towarzystwie kobiety innej, a następnie żona na tej podstawie wytacza powództwo o rozwód.”
My przede wszystkim pamiętamy o tym, że nauka Chrystusa o bezwzględnej nierozerwalności małżeństwa jest trudna. Zapewne mamy rację, ale przyznajmy również, że nasze patrzenie jest tu jednostronne: bo nauka Chrystusa na temat małżeństwa i jego nierozerwalności przede wszystkim zachwyca swoją głęboką mądrością i pięknem. Opiera się ona na wierze w człowieka i wierze w ludzką miłość. W skrajnym przypadku może się oczywiście zdarzyć, że współmałżonek okaże się kimś prymitywnym, zdemoralizowanym, albo – jeśli nawet jest człowiekiem porządnym i niezłym – po prostu bardzo trudnym we współżyciu. Są to przypadki, kiedy wspaniała nauka chrześcijańska – że każdy człowiek, nawet nieprzyjaciel, jest wart miłości – ujawnia to, co w niej trudne, a nawet (po ludzku) niemożliwe. Ale przecież w swojej istocie jest to nauka wspaniała: że każdy z nas jest stworzony na obraz Boży i nawet w człowieku zdawałoby się kompletnie zepsutym i przegranym znajduje się coś zasługującego na szacunek. Łatwo śpiewać w piosence, że „każdy człowiek to mój brat”, ale dopiero w różnych sytuacjach trudnych (ktoś ma leniwą lub głupią żonę, któraś – męża pijaka i brutala, inny nieprzyjaznego sąsiada albo szefa grającego na nerwach) okazuje się, czy naprawdę wierzymy w to, że „każdy człowiek to mój brat”. W nauce Chrystusa o nierozerwalności małżeństwa znajduje się również wezwanie do wiary w niezniszczalność miłości małżeńskiej. My, księża, niestety często popełniamy tu błąd, bo mówimy o tym dopiero ludziom, których małżeństwo się rozpada.
Tymczasem trzeba mówić o tym wszystkim małżonkom. Również tym, których miłość jest świeża i gorąca i którzy mają subiektywne poczucie jej wiecznotrwałości. Bo wszystko, co ludzkie, podlega niestety dewaluacji i śmierci, i nawet taka miłość, której niezniszczalności ludzie są pewni, może umrzeć, a wówczas jady, wynikające z jej rozkładu, będą zatruwać wzajemne współżycie. Chrześcijańska wiara w niezniszczalność miłości małżeńskiej opiera się na Bogu: tylko Bóg może nas uzdolnić do tego, żeby nasza miłość była wiecznie żywa. Ludzie pytają jednak: Co mamy robić, jeśli miłość już umarła? Byliśmy zapewne niewierni Bogu – powiadają – ale w tej chwili tego nie da się już odwrócić: Co mamy robić teraz? Odpowiedź Kościoła jest tutaj jasna, choć trudna: Jeśli niewierność Bogu spowodowała zło, trzeba ją naprawić wiernością. Nie można do dawnej niewierności dodawać niewierności nowej – w ten sposób człowiek tylko zejdzie na jeszcze dalsze manowce. Otóż jeśli ludzie zdecydują się na drogę wierności Bożym przykazaniom, częstokroć okazuje się, że ich miłość jeszcze nie umarła, ona jest tylko ciężko chora. A jak wiadomo, nie każda choroba kończy się śmiercią, zwłaszcza jeśli chory bardzo pragnie
wrócić do zdrowia."
o. prof. Jacek Salij OP