KS. KRYSTIAN MALEC · CZE 11, 2020
Jezus powiedział do Żydów:
„Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało za życie świata”.
Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: „Jak On może nam dać swoje Ciało na pożywienie?”
Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywać Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił, nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a pomarli. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”. (J 6,51-58)
Msza święta jest jak piękna i szanująca się kobieta, która nie odsłania całej siebie na pierwszej randce, ale ciągle jest tajemnicą. Pozwala odkrywać się powoli i delektować swoim wdziękiem. Być może dlatego tak wielu ludzi przechodzi obok niej obojętnie i mówi: tam się nic nie dzieje. Mam nadzieję, że nikogo nie urażę tym stwierdzeniem, ale taki sąd wygłoszą jedynie te osoby, które płytko przeżywają swoją wiarę.
Do dobrego przeżywania Mszy świętej trzeba ciągle dorastać. Według mnie jest to kwestia bezsporna. Czy ja mogę powiedzieć, że dobrze ją przeżywam? Chociaż jestem księdzem z sześcioletnim stażem, daleko mi do takiego stwierdzenia, choć zdarzają się takie dni, w których głębiej wchodzę w tajemnicę Eucharystii. Ale – w imię uczciwości – muszę przyznać, że i są takie, że moja modlitwa jest bardzo płytka.
Celowo użyłem przymiotników „głęboki” i „płytki”, odnosząc je do Mszy świętej, ponieważ wydaje mi się, że naszym głównym problemem we właściwym celebrowaniu (księża) i przeżywaniu Eucharystii (świeccy) jest to, że ciągle ślizgamy się po powierzchni, nie wchodząc w głąb tej tajemnicy. Tak jak na pierwszy rzut oka nie widać tętniącego w morzu życia, tak samo człowiek płytki w swojej wierze nie zobaczy głębi życia, jakie kryje się w Eucharystii. Łatwo o tę płyciznę, gdyż wszystkie Msze są do siebie podobne. Oczywiście, zmieniają się teksty, kolory szat liturgicznych itp., ale generalnie każdy – nawet rzadko uczęszczający do Kościoła – człowiek jest w stanie powiedzieć, jakie są kolejne części Mszy świętej. Z jednej strony to dobrze, że posiadamy taką fundamentalną wiedzę, ale z drugiej ona może nieść ze sobą pewne niebezpieczeństwo, a mianowicie to, że „zardzewiejemy” duchowo, stojąc w świątyni w czasie jej trwania i nic nas nie poruszy, a my wrócimy do domu tacy sami. Tak jak napisałem wyżej, powinniśmy starać się dążyć do tego, aby wchodzić jak najgłębiej w przeżywanie Eucharystii.
Jak to zrobić? Sposobów jest wiele, ale nie chcę Cię zamęczyć zbyt długim tekstem, więc skupię się na jednym aspekcie. Przede wszystkim powinniśmy za Mszą świętą tęsknić. Pomyśl, w ilu Eucharystiach w swoim życiu uczestniczyłeś? Były ich dziesiątki, setki, a może już trzeba liczyć je w tysiącach? A ile razy Jezus eucharystyczny zjednoczył się z Tobą, a raczej Ty z Nim w Komunii świętej? I w jaki sposób te spotkania z żywym Bogiem wpłynęły i wpływają na Twoje życie? Czy każdorazowo, wychodząc z Kościoła po Mszy świętej, czujesz się umocniony, podniesiony na duchu? Czy wychodzisz z przekonaniem, że przed chwilą wydarzyło się coś tak niesamowitego, że nie znajdujesz słów, aby to opisać, a mimo to masz pewność, że Bóg był tak blisko Ciebie, że bliżej się nie da? Jeśli nie i uczestnictwo we Mszy stało się rutyną, jak rosół i schabowy w niedzielę na obiad, to zastanów się, dlaczego tak jest? Czy kiedykolwiek zadałeś sobie trud pogłębienia swojej wiedzy o Eucharystii? Choć nie śledzę wszystkich czasopism katolickich wydawanych w Polsce, to jestem przekonany, że większość z nich w dniach poprzedzających Boże Ciało, skupia się przede wszystkim na tajemnicy Mszy świętej. Nie kosztują krocie i po ich zakupie domowy budżet nie zawali się, a na pewno z ich lektury można dowiedzieć się czegoś, co pozwoli bardziej świadomie spotykać się z Jezusem w Najświętszym Sakramencie. Naprawdę nie trzeba wiele. Wystarczy chcieć.
Ale wróćmy do zagadnienia tęsknoty za Mszą św. Gdy dwoje ludzi jest w sobie zakochanych, każda rozłąka w jakiś sposób boli i odliczają godziny do kolejnego spotkania z ukochaną osobą. Bóg kocha i chce być kochany. Jego serce ciągle tęskni za nami i czeka, aż do Niego przyjdziemy, bez względu na porę. Kościół, odczytując to głębokie pragnienie wzajemnej miłości ukryte w naszych sercach bardzo mądrze prowadzi nas przez rok liturgiczny i daje nam pewne okresy, które mają w nas wzbudzić tęsknotę za Bogiem. Jednym z nich jest Adwent. Przez cztery tygodnie Kościół woła, aby Nowonarodzony zstąpił do nas i zamieszkał na nowo w naszych sercach. Woła i pragnie, aby wszystkie jego dzieci zaczęły wołać razem z nim, aby wszyscy członkowie Kościoła rozpalali swoje serca tęsknotą za Bogiem. W ciągu tych kilkudziesięciu dni powinno wzrastać w nas pragnienie Jego przyjścia. Jeżeli źle przeżywamy czas Adwentu, to sądzę, że 27 grudnia same święta kwitujemy słynnym „święta, święta i po świętach”. Jeśli moje serce w czasie Adwentu nie zatęskniło za Jezusem, bo miałem „ważniejsze sprawy”, to i same święta przeżyję powierzchownie. Podobnie jest z Mszą świętą. Jeśli nie mam czasu na zastanowienie się w czasie porannej modlitwy nad tym, że niedługo spotkam się z żywym Bogiem obecnym w Najświętszym Sakramencie, jeśli „wpadam” do Kościoła w ostatniej chwili albo gdy celebracja już się rozpoczęła, to Eucharystia będzie mnie nudzić i ciągle pozostanę na powierzchni. Żeby usłyszeć Boga w czasie Mszy, najpierw trzeba się wyciszyć i skupić na Nim, uświadomić sobie, że jest to czas spotkania z Osobą, a więc chodzi o nawiązanie relacji i zatęsknić za Nim. Ks. Franciszek Dajczer tak pisze o „adwencie eucharystycznym”: „(…) to przede wszystkim postawa wiary, to wiara w miłość Jezusa, który Ciebie oczekuje. Tak ważne jest, żebyś uwierzył, że Jezus pragnie przyjść do twojego serca, że pragnie sprawowania Eucharystii, że oczekuje twojej Komunii św., ponieważ chce poprzez Najświętszy Sakrament – główne źródło łask, oddać się Tobie w pełni”.
Róbmy wszystko, aby nie być tylko widzami na Mszy świętej, bo Kościół to nie teatr, a ksiądz to nie aktor, który ma nas „zabawiać”, żeby nam się nie nudziło. Kościół w soborowej konstytucji o liturgii świętej „Sacrosanctum Concilium”, tak uczy: „Kościół zatem bardzo się troszczy o to, aby chrześcijanie w tym misterium wiary nie uczestniczyli jak obcy lub milczący widzowie, lecz aby przez obrzędy i modlitwy misterium to dobrze rozumieli, w świętej czynności brali udział świadomie, pobożnie i czynnie, byli kształtowani przez słowo Boże, posilali się przy stole Ciała Pańskiego i składali Bogu dziękczynienie; aby ofiarując niepokalaną Hostię nie tylko przez ręce kapłana, lecz także razem z nim, uczyli się ofiarowywać samych siebie i za pośrednictwem Chrystusa z każdym dniem doskonalili się w zjednoczeniu z Bogiem i wzajemnie ze sobą, aby ostatecznie Bóg był wszystkim we wszystkich”. (SC 48).
Jezus w dzisiejszej Ewangelii mówi nam: Jeżeli nie będziecie spożywać Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie”. Zastanów się, jak często przystępujesz do Komunii św. i czy ma to przełożenie na Twoje codzienne gesty, myśli, zachowania, słowa, oceny, werdykty, osądy, plany? Czy regularnie karmisz się Ciałem Chrystusa, czy może łatwo z Komunii świętej rezygnujesz, stając się jedynie widzem czynności liturgicznych? No bo żeby pójść do Komunii, to trzeba by się najpierw wyspowiadać, a żeby się wyspowiadać, to trzeba rachunek sumienia zrobić, a żeby zrobić rachunek sumienia, to trzeba poświęcić czas i przyznać się przed samym sobą i Bogiem, że nie jestem doskonały i mam ciemne strony, a przecież nam ciągle brakuje czasu… Jezus mówi wprost, że Eucharystia jest nam potrzebna do życia! Chcesz żyć, to jednocz się z Nim w czasie Mszy świętej jak najczęściej. Jeśli natomiast wybierasz wegetację, to nie przyjmuj Komunii świętej. Sprawa jest wręcz dziecinnie prosta (oczywiście pomijam sytuacje, w których ktoś ze względów prawnych nie może przystępować do sakramentów świętych). Wybór należy do nas, więc nie mówmy, że brakuje nam sił do życia, bo Bóg przestał się nami interesować. Najpierw pytajmy się, ile my dajemy z siebie, aby wejść w głębię sakramentów?
Konkret na dzisiaj: Postanów sobie, że będziesz wcześniej przychodzić do Kościoła, aby ten czas poświęcić na przygotowanie się do Mszy świętej.
Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +