Mój mąż jest solidnie przeziębiony , leży w łózku i smarkoli się na całego ...
Z lekka mi go żal( ale tylko z lekka , bo jak mówiłam ,że marcowe słoneczko jest zdradliwe to jak zwykle wiedział swoje...:)
Leży więc, jęczy , wzdycha i biadoli...
Nagle słyszę:
-O Boże! Alez mnie połamało
A za chwilę:
-O Jezu Nazareński niech mi sie już skończy ten katar.....
Nie wytrzymałam weszłam do pokoju i spytałam:
- Czy mi sie wydawało czy Ty Boga wzywasz na pomoc Misiu....?
Misio zmieszał sie i rzekł:
- Wyrwało mi się.....
:)))Hahaha
( wyrwało mu się 20 razy pod rzad??)