Wczoraj rano zerknęłm na forum , coś ta skrobnęłam i wystrzeliłam jak z procy do sklepu i lekarza. Po drodze słuchałam muzyki. Co pewien czas jednak myślałam na temat słów , które często ostatnio zdarza mi się przytaczać: " Nie moja lecz Twoja wola niech się stanie", rozmyślałam , nuciłam pod nosem , humor miałam dobry....nagle zadałam sobie pytanie takie na początku mgliste i niewyraźne....:"No , Weroniczko , póki co , to Ci się ziszczają modlitwy, ale jak się coś nie tak potoczy będziesz zła czy sie zgodzisz z wola Boga"?Odpowiedziałam sobie w duchu:"Pewnie tak , przynajmniej sie postaram" i pomknęłam dalej do sklepu nieświadoma dalszych wydarzeń............;)))
Po powrocie do domu jakby we mnie piorun strzelił, subtelnie aczkolwiek upierdliwie poczęłam docinać mężowi( czego zwykle nie robię bo wiem ,że nie tędy droga ). Ale COŚ jakby przeze mnie przemawiało....On człowiek niezwykle spokojny znosił to mężnie w końcu jednak nie wytrzymał. Poczęłam załagadzać sytuację- pozornie mi sie udało...ale tylko pozornie:) Poszliśmy do ogrodu do teścia , dziecko sie bawiło, słoneczko świeciło...
Mąż nagle oznajmił ,że "Wieczorem to on wychodzi"
Osłupiałam( jego wychodne się nie zdarza prawie nigdy, i nie lubię gdy wychodzi bo się zachowuje w pubie z kolegami jak szlachcic pieniacz, a pięści ma mocne)
Zaczęłam więc prosić i przekonywać- On jak coś postanowi to...kaplica. Upierał się , więc ja nie prośbą to groźbą( Jak wyjdziesz , to możesz mi nie wracać, walizy Ci wystawiam, albo przez okno wywale razem z kompem, a jak pójdziesz do ojca to jeszcze mu każę by Cię przywołał do porządku! Odpowiedz meża;I bardzo dobrze...:)))
Po nieskutecznych i idiotycznych próbach poszłam sobie do domu zostawiając męża u teścia.Cały czas jednak mając go na oku (ha!) bo ogród teścia ze swojego mieszkania widzę. I tak patrzyłam , na męża i się modliłam i myslałam.....czy jak mnie nie posłucha to czy będe wściekła? No.......nie........jeśli modlitwy nie zostaną wysłuchane będę zawiedziona? Nooooooo, nie.......bo nie moja wola lecz Boska niech się dzieje. Z chwila gdy całkowicie i z przekonaniem powiedziałam to na głos całe moje zdenerwowanie zaczęło odpływać:)
A mąż? Zmienił zdanie i zaraz wrócił do domu:)
Był to jednak dla mnie krótki aczkolwiek " wstrząsowy" test dla mnie. Na szczęście dałam sobie radę...jakoś:))