Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
Od kilku dni sypalo sie wszystko, do tego dochodzily straszne mysli, ze Bog nie istnieje, ze sie mna bawi, klocilam sie plakalam, stawalam nad przepascia rozpaczy, ciemnosc, tylko ciemnosc byla. Nerwy, chodzilam po scianach, ze zlosci z rozpaczy. Zaufac, ale jak? Ale po co skoro wszystko sie wali. A potem bla noc, srodek nocy. "Musialem, musialem Ci to wszystko zburzyc, nie moglem juz na to patrzec" No cudownie wrecz, jeszcze mi Bog mowi ze musial mi to rozwalic, wiec juz dobrze o nic nie bede prosic, krzyczalam w myslach, ze niech juz bedzie, ze bedzie tak jak On sobie zechce, a ja juz nie chce nic od Niego. Adoracja, Jezus i ja, mialam nie prosic, wiec nie prosilam, dziekowalam ze te marne zycie, za ten bezsens, za beznadzieje, ale juz nie moglam. Prosba sama sie wyrwala "Jezu przyjdz juz i po prostu mnie rozkochaj w sobie, zrob juz co chcesz, ale przyjdz!". Mysli nie ustawaly kolejnych kilka dni, walczylam z sama soba. Potem kazanie, za kazaniem, sluzyc, sluzyc, sluzyc... Zrezygnowac z siebie, tak do konca, oddac sie Jego woli. I nagle okazuje sie ze mam sluzyc, ze Bog ma plan, plan ktory "miazdzy" mnie. Tak mam sluzyc, mu ludziom, zrezygnowac z siebie, oddac caly swoj "wolny" czas Jemu i ludziom. I mam ochote powiedziec tylko "ale Panie, ja? ja sie nie nadaje".
Dziekuje Ci Panie za to ze Ty mi zaufales, mimo ze ja tak malo ufam Tobie.
A was moi kochani prosze o modlitwe za mnie, abym podolala temu do czego Bog mnie powolal, was rowniez otaczm modlitwa. Niech wam Bog blogoslawi:)
Stalo sie! To sie stalo! Pare dni temu napisala do mnie nasza forumowiczka, ze myslala o mnie ogladajac plaster miodu, obejrzalam. W miedzy czasie dostalam kilka podobnych wiadomosci od znajomych. Postanowilam zastosowac sie do plastra i wyciagnac reke. Wiedzialam, co moze mnie spotkac, kolejna awantura albo milczenie, alr przeciez Bog jest Bogiem cudow. Odpowiedzialo mi milczenie. Przeplakalam, z wielkim trudem podjelam NP, watpiac juz totalnie w sens, w to ze Bog jeszcze cos moze zrobic, a moze nie w to ze moze... Uznalam, ze taka jest Jego wola, placzac w poduszke godzilam sie z tym....
Potem pojawila sie pewna mysl, totalnie nie zwiazana ze sprawa, ale powracala, powracala i powracala, wlasciwie chodzila za mna od dugiego czasu ta mysl, ale nie byla intensywna. Tydzien temu trafila w moje rece ksiazka "uzdrowienie wiezi rodzinnych", nie zagladalam do srodka, wielam z polki. Zaszlam do domu, patrze, zolta, rok 2007 druku. Zaczelam czytac... protestancka... nie widzi mi sie to ni wcale, przeczytalam kilkanascie stron i odlozylam na polke. Ale wczoraj przed snem powrocila mysl... mysl o moim zyciu, o moim porodzie, pierwszych latach zycia, o mojej rodzinie, o pewnych sprawach o ktorych nikt glosno nie mowi... rano znow te mysli...Odsunelam na bok mysl o plastrze miodu i godzeniem sie z rzeczywistoscia, zajelam sie ta mysla. Drugiej NP nie moge zaczac bo fizycznie nie pociagne. A czuje ze trzeba w tej intencji zaczac sie modlic juz teraz i natychmiast. Wiec zaczelam, przepraszac Boga, wybaczac, godziny w pracy mijaly... Po przerwie w koncu zorientowalam sie ze chyba pora sprawdzic telefon, bo jestem tuz przed urlopem, wiec ktos cos moze chciec na ostatnia chwile... Patrze i oczom nie wierze:) Zwykly prosty sms, jedno zdanie, ale ile radosci ile nadzieji, juz bez klotni bez awantur:) Dziekuje Ci Panie
Jak slysze te slowa to mam przed oczami, mase ludzi, ktorym nie pomoglam, juz nie mowiac o tych, ktorych skrzywdzilam. Temu panu na przejsciu dla pieszych, tej pani z ciezka torba, temu dziecku, tej placzacej damie itd itd. Wczoraj zachecona licznymi pozytywnymi komentarzmi na temat rekolekcji "plaster miodu" postanowilam taki plaster sobie przylozyc. I tak chodzi mi dzis po glowie "czy jestem gotowa" "czy gdy On dzis przyjdzie ja bede gotowa?" Nie nie bede, mam tych wszystkich ludzi przed soba, czuje sie zazenowana gdy ktos mowi, ze jestem dobra. Jezus tak, jest dobry, a ja? Ja taka mala, poharatana, pokaleczona, przez grzechy...
A z innej beczki to dzieja sie cuda, cudenka male. Bog stawia mnie w dziwnych sytuacjach, z ktorych nie wiem czesto jak wybrnac, ale czuje sie w nich dobrze, czuje sie w nich szczesliwa, a poza tym dostaje niespodzianki, mile niespodzianki:) Moi nowi klienci sa baaardzo ze mnie zadowoleni, wiec wrocilam dzis do domu z ciastami:) Przyznam sie szczerze, ze odkad zaczelam ta prace, a wiec ponad rok nie dostalam nic od tak, po prostu:)
Od kilku dni zly znow atakuje tym czego sie najbardziej boje, tym co najbardziej boli... dodatkowo dochodza koszmary. Przyjaciele sie obrazaja, nie rozumiejac mnie, wyrzucajac mi przy tym wlasnie to co boli, to przez co cierpie. Czuje sie jakby ktos rozdrapywal mi ledwie przygojona rane, z ktorej jeszcze odrobine saczy sie krew. Ale przychodzi moj Jezus, w czasie tego calego bolu pokazuje mi, moje problemy, pokazuje co musze zmienic, pokazuje jaka jestem. Tak jak jestem okropna, jak krzywdze ludzi. To nie jest mile, ale zaczynam rozumiec co ja zrobilam, gdzie ja popelnilam blad, zaczynam mocniej zwracac uwage na slowa, ktore wypowiadam, zwlaszcza gdy szargaja mna emocje. Ale dzis, ujrzalam powod dla ktorego nie otrzymuje laski o ktora prosze, zabolalo, ale bol przeplata sie ze spokojem. Nie jest to bol rozdzierajacy, ktorego nie mozna zniesc. Czuje sie jakby moje zbolale od zimna cialo bylo otulane miekkim kocem i powoli wracalo do sil.
Juz chyba doslowniej Bog nie mogl mi tego powiedziec. Szlam wczoraj na konferencje z o. Antonello i adoracje. Bilam sie z myslami, za kogo i o co sie modlic... bo te glosy w glowie, chcialam za wszystkich, zostawic u stop Jezusa problemy wszystkich i jeden moj... "ty egoistko ile mozesz tak dla siebie, przeciez mialas sie zaprzec siebie" "tak pewnie modl sie za wszystkich, i Bog ich wyslucha a Ty zostaniesz z niczym". I tak patrzylam na mojego Jezusa i zostawialam mu was, przyjaciol rodzine, ale nic dla siebie nie chcialam. I nagle slysze "proscie o duzo bo Jezus chce wam dac duzo" Czyli mi tez, tez tez! Wiec zostawilam i siebie i swoj problem i swoje watpliwosci i swoj lek i swoj strach... i rozpacz i znowu tesknote.
I dzis sobie mysle co ja mam zrobic z te moja intencja i pytam Boga, czy prosic, czy lepiej zapomniec i zdac sie na Jego wole i wtem jak bumerang "proscie o duzo bo Jezus chce dac wam duzo!", wiec Bog dal mi odpowiedz po raz kolejny powiedzial "dlaczego o to nie prosisz" i zaczal sie kolowrotek w mej glowie i ataki zlosci, przewracalam sie o wlasne nogi, nie umialam sklecic zdania, NP zaczynalam chyba z 10 razy, bo albo sie gubilam, albo dzieci ktore milczaly od 2 godzin nagle chcialy pic, jesc, deserek, nozka bolala, opowiadaly o szkole, no jakis koszmar... ale tak rozwial Bog moje watpliwosci:) Powiesze sobie ten cytat na scianie, jakbym watpila:) Chwala Panu