Loading...

Ćwiczenia Duchowe | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Helena
Helena Lip 24 '17, 19:09

Ćwiczenia podobne do tych zawartych w podręczniku "Życie w Duchu Świętym - podręcznik" o. Józefa Kozłowskiego SJ :) 

Dorota
Dorota Lip 25 '17, 01:13

Bo większość to ćwiczenia od jezuitów, a oni posługują się metodą ignacjańską. Śp. o. Kozłowski , również jezuita napisał kilka  książek  do Seminarium odnowy życia w Duchu Świętym, ta jest prowadzącą , podobnie  i książki do rekolekcji ignacjańskich, są wykorzystywane  przede wszystkim w  łódzkim Ośrodku Odnowy w Duchu Św. , którym kiedyś kierował.  Ja miałam okazję tylko raz się z nim spotkać niestety , ale o. Remi i teraz o. Paweł pięknie kontynuują dzieło o. Józefa  .

Dorota
Dorota Sie 6 '17, 10:44
Upodobanie Ojca

Wprowadzenie do modlitwy i refleksji na Niedzielę Przemienienia Pańskiego, 6 sierpnia

Od serca do Serca

Rekolekcje (nie tylko) dla Mam

 

SERCE JEZUSA, W KTÓRYM SOBIE OJCIEC BARDZO UPODOBAŁ

MODLITWA:

Tekst: Mt 17,1-9 Przemienienie / tekst pomocniczy: Mt 3, 13-17

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego, Jana, zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”. Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: „Wstańcie, nie lękajcie się”. Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im mówiąc: „Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie”.

 

Na początku modlitwy zrób znak krzyża i poproś Boga o łaskę, by wszystkie Twoje intencje, czyny i działania (myśli, pragnienia), były w sposób czysty uporządkowane i skierowane ku Bogu, czyli ku Miłości.

 

Przeczytaj jeszcze raz dzisiejszy tekst i wyobraź sobie tę scenę. Zobacz Jezusa, który wraz z trzema uczniami wchodzi na górę. Popatrz na to, co się tam dzieje. Wsłuchaj się w słowa, które padają a także co robią Jezus czy uczniowie.

 

Poproś teraz o konkretną łaskę tej modlitwy: o pozwolenie Bogu na przemianę swojego serca z kamiennego na serce z ciała.

 

Popatrz na Jezusa i na Jego przemianę. Ona nie jest zarezerwowana tylko dla Niego. W nas również ma się dokonać przemiana, kiedy podobnie jak On, staniemy się światłem, albo bardziej – będziemy przepuszczać Jego światło. Mówiąc inaczej, będziemy kochać tak, jak On. Powoli się to już w nas dokonuje, kiedy pozwalamy Bogu wymieniać nasze serce kamienne, twarde, na serce z ciała, serce naprawdę kochające. Ten proces rozpoczyna się od przyjęcia, że jestem Jego dzieckiem. Wsłuchaj się w słowa, jakie słyszy dzisiaj Jezus: Ty jesteś mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie…”. Podobne słowa padają podczas chrztu Jezusa. One są skierowane również do Ciebie. Zatrzymaj się przez chwilę nad nimi. Czy masz to poczucie, że dotyczą także Ciebie? Zobacz, że ostatecznie czuć możemy wiele rzeczy, albo też nie czuć. Nie o uczucia tutaj chodzi, lecz o przyjęcie tych słów jako faktu, o uświadomienie go sobie i życie tym faktem. Serce kamienne to takie, które tego faktu nie dopuszcza do siebie. Odczucie go może przyjść później, lecz najpierw potrzebuję zgodzić się, że tak jest.

 

Na chwilkę zerknij do tekstu chrztu Jezusa, w którym padają te same słowa. W jakim kontekście? Jezus wszedł do wody, do której wcześniej wchodzili ludzie, wyznając tam swoje grzechy – niejako „wrzucając” je do tej wody. Wychodzili z niej pozostawiwszy tam swoje grzechy. Jezus wchodzi do wody, a ponieważ nie miał grzechu, to jakby bierze te ludzkie grzechy na siebie. Grzech brudzi, plami człowieka, czyni go szpetnym (obrazowo tak to możemy przedstawić). I do takiego Jezusa, który właśnie wyszedł z wody, „oblepiony” ludzkim grzechem, Ojciec mówi: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie. Rozumiesz teraz te słowa bardziej? Do Ciebie też tak mówi i to nie wtedy, kiedy Ty czujesz się „czysty”, albo „godny”, ale wtedy, kiedy przyjmujesz fakt Jego miłości i Jego upodobania w Tobie. Nawet, gdy oblepiają Cię grzechy. Bóg bowiem odrzuca grzech, ale przygarnia grzesznika, który przecież jest Jego dzieckiem. Wsłuchuj się na tej modlitwie w te słowa, które Ojciec wypowiada do Syna, wypowiada również do Ciebie. Jesteś w sercu Jezusa zawsze, dlatego słowa litanii bardzo z tym korespondują: Serce Jezusa, w którym sobie Ojciec bardzo upodobał. Zgoda na to, że jesteś upodobaniem Boga oznacza, że zaczynasz w ten sposób żyć, podejmować takie, a nie inne wybory, decyzje – zarówno te małe, codzienne, jak i te wielkie. To działanie w zgodzie z miłością, którą nieustannie jesteś kochana/y. Czy wierzysz w to? Czy to przyjmujesz? Czy chcesz tak właśnie żyć?

 

Na koniec modlitwy porozmawiaj o tym wszystkim z Jezusem i wypowiedz przed Nim to, co teraz czujesz lub decyzje, które podejmujesz.

 

REFLEKSJA:
Regina Brett, autorka popularnej serii książek, napisała kiedyś, że wydawało się jej, że Bóg przegapił moment jej narodzin – że wtedy właśnie mrugnął i nie zauważył, jak ona pojawiła się na świecie. Wiele lat zajęło jej odkrywanie tego, że jest dla Niego naprawdę ważna i że, zgodnie z tytułem jej bestsellera – “Bóg nigdy nie mruga”.

Bóg w różny sposób próbuje nas przekonać, że każda z nas jest Jego “umiłowaną córką, w której ma upodobanie”. Nie zliczę, ile razy słyszałam kazania czy nauki rekolekcyjne na ten temat. Pewnego dnia jednak stanęłam przed lustrem, niezdolna do wydobycia z siebie głosu. Rozbroiły mnie proste słowa z psalmu 139, słowa czytane wielokrotnie bez większej refleksji. Gdy miałam wypowiedzieć je głośno, patrząc sobie samej w oczy, okazało się że zadanie mnie przerasta. Podejrzewam, że nie miałabym problemu pomodlić się głośno słowami psalmu 51- “Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości…”. Bez trudności mogłabym znaleźć w sobie słowa modlitwy uwielbienia. Pokonało mnie jednak tych kilka wyrazów: “Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie.” (Ps 139, 14). Nie byłam w stanie wypowiedzieć tego na głos, z głębi serca, z prawdziwą wdzięcznością. Okazało się, że w moim sercu jest czarna dziura, działająca dokładnie tak samo, jak czarne dziury w kosmosie, które powiększając się, pochłaniają otaczającą je materię. Moja “czarna dziura” też potrafiła pochłaniać radość, poczucie sensu i siły do działania. Nie wiadomo skąd, pojawiał się smutek, poczucie że do niczego się nie nadaję i że nie ma nadziei na zmianę.

 

“To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” – słyszymy dzisiaj. Bóg mówi tak o każdym z nas, choć niekoniecznie za pomocą głosu dochodzącego z Nieba. Do każdego z nas stara się dotrzeć w sposób unikalny, przez życiowe wydarzenia, innych ludzi i swoje Słowo. Co tak naprawdę może znaczyć to, że On ma w Tobie upodobanie? Jak Ty przetłumaczyłabyś to na język codzienny? Ja powiedziałabym, że On do każdej z nas mówi: jesteś piękna i jesteś moim arcydziełem. Wiążę z Tobą duże nadzieje, bo masz ogromny potencjał – nie tylko działania, ale przede wszystkim kochania. Nie każda z nas jest matką w dosłownym znaczeniu tego słowa. Jestem jednak przekonana, że każda kobieta jest powołana do macierzyństwa, choć spełnia się ono w różny sposób. Siostra zakonna doświadcza duchowego macierzyństwa, osoby zaangażowane w jakieś dzieła niekiedy dosłownie im “matkują”, a ja i wiele innych kobiet, wychowujemy swoje dzieci. To zadanie, które angażuje nas w pełni – nasze siły fizyczne, naszą psychikę i ducha.

 

Żeby być matką, trzeba umieć być córką. Zdarza się, że emocjonalnie, psychicznie i duchowo “przeskakujemy” ten etap, bo z jakiegoś powodu nie umiemy poczuć się bezwarunkowo kochanym dzieckiem. Deklarujemy, że jest inaczej, doskonale znamy teorię dotyczącą tego tematu i wydaje nam się, że wszystko jest w porządku, aż w pewnym momencie okazuje się, że na przykład, jak ja kiedyś, nie jesteśmy w stanie powiedzieć o sobie: “stworzyłeś mnie cudownie”… Jeśli nie będę umiała być córką, nie będę umiała być też matką i dzielić się z innymi tym, czym mnie obdarował Bóg.

 

Jeśli nie pozwolę, by On przez swoją miłość zaspokoił najgłębsze potrzeby mojego serca, będę o takie zaspokojenie żebrać u ludzi. I celowo używam tego właśnie słowa! Jeśli nie doświadczę, że On mnie przyjmuje bezwarunkowo, będę nieustannie szukać akceptacji u innych. Nieustannie i w przeróżny sposób, często niekoniecznie wprost. Jeśli nie pozwolę sobie na doświadczenie Jego miłości, będę wiecznie głodna i szukać jej namiastek.

Być może masz takie chwile, w których wyrzucasz sobie, że nie dorastasz do powierzonych Ci zadań: nie sprawdzasz się w obowiązkach, które powinnaś spełniać albo “jesteś złą matką”. Być może nie dzieje się tak dlatego, że faktycznie nie nadajesz się do roli, którą pełnisz albo że źle wybrałaś swoje powołanie. Może jest tak dlatego, że próbujesz karmić innych, sama będąc bardzo głodna? I może czas dać się nakarmić, zanim wyjdziesz do innych?

ZADANIE:
Wpisz swoje imię w zdanie: “Serce …. , w którym sobie Ojciec bardzo upodobał” (pobierz grafikę i wydrukuj, jeśli chcesz – TUTAJ). Jeśli chcesz, połóż tę kartkę w widocznym miejscu i patrz często dzisiaj na te słowa.

 

za:http://e-dr.jezuici.pl/upodobanie-ojca/

Dorota
Dorota Sie 6 '17, 10:44
Upodobanie Ojca

Wprowadzenie do modlitwy i refleksji na Niedzielę Przemienienia Pańskiego, 6 sierpnia

Od serca do Serca

Rekolekcje (nie tylko) dla Mam

 

SERCE JEZUSA, W KTÓRYM SOBIE OJCIEC BARDZO UPODOBAŁ

MODLITWA:

Tekst: Mt 17,1-9 Przemienienie / tekst pomocniczy: Mt 3, 13-17

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego, Jana, zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: Twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”. Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: „Wstańcie, nie lękajcie się”. Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im mówiąc: „Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie”.

 

Na początku modlitwy zrób znak krzyża i poproś Boga o łaskę, by wszystkie Twoje intencje, czyny i działania (myśli, pragnienia), były w sposób czysty uporządkowane i skierowane ku Bogu, czyli ku Miłości.

 

Przeczytaj jeszcze raz dzisiejszy tekst i wyobraź sobie tę scenę. Zobacz Jezusa, który wraz z trzema uczniami wchodzi na górę. Popatrz na to, co się tam dzieje. Wsłuchaj się w słowa, które padają a także co robią Jezus czy uczniowie.

 

Poproś teraz o konkretną łaskę tej modlitwy: o pozwolenie Bogu na przemianę swojego serca z kamiennego na serce z ciała.

 

Popatrz na Jezusa i na Jego przemianę. Ona nie jest zarezerwowana tylko dla Niego. W nas również ma się dokonać przemiana, kiedy podobnie jak On, staniemy się światłem, albo bardziej – będziemy przepuszczać Jego światło. Mówiąc inaczej, będziemy kochać tak, jak On. Powoli się to już w nas dokonuje, kiedy pozwalamy Bogu wymieniać nasze serce kamienne, twarde, na serce z ciała, serce naprawdę kochające. Ten proces rozpoczyna się od przyjęcia, że jestem Jego dzieckiem. Wsłuchaj się w słowa, jakie słyszy dzisiaj Jezus: Ty jesteś mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie…”. Podobne słowa padają podczas chrztu Jezusa. One są skierowane również do Ciebie. Zatrzymaj się przez chwilę nad nimi. Czy masz to poczucie, że dotyczą także Ciebie? Zobacz, że ostatecznie czuć możemy wiele rzeczy, albo też nie czuć. Nie o uczucia tutaj chodzi, lecz o przyjęcie tych słów jako faktu, o uświadomienie go sobie i życie tym faktem. Serce kamienne to takie, które tego faktu nie dopuszcza do siebie. Odczucie go może przyjść później, lecz najpierw potrzebuję zgodzić się, że tak jest.

 

Na chwilkę zerknij do tekstu chrztu Jezusa, w którym padają te same słowa. W jakim kontekście? Jezus wszedł do wody, do której wcześniej wchodzili ludzie, wyznając tam swoje grzechy – niejako „wrzucając” je do tej wody. Wychodzili z niej pozostawiwszy tam swoje grzechy. Jezus wchodzi do wody, a ponieważ nie miał grzechu, to jakby bierze te ludzkie grzechy na siebie. Grzech brudzi, plami człowieka, czyni go szpetnym (obrazowo tak to możemy przedstawić). I do takiego Jezusa, który właśnie wyszedł z wody, „oblepiony” ludzkim grzechem, Ojciec mówi: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie. Rozumiesz teraz te słowa bardziej? Do Ciebie też tak mówi i to nie wtedy, kiedy Ty czujesz się „czysty”, albo „godny”, ale wtedy, kiedy przyjmujesz fakt Jego miłości i Jego upodobania w Tobie. Nawet, gdy oblepiają Cię grzechy. Bóg bowiem odrzuca grzech, ale przygarnia grzesznika, który przecież jest Jego dzieckiem. Wsłuchuj się na tej modlitwie w te słowa, które Ojciec wypowiada do Syna, wypowiada również do Ciebie. Jesteś w sercu Jezusa zawsze, dlatego słowa litanii bardzo z tym korespondują: Serce Jezusa, w którym sobie Ojciec bardzo upodobał. Zgoda na to, że jesteś upodobaniem Boga oznacza, że zaczynasz w ten sposób żyć, podejmować takie, a nie inne wybory, decyzje – zarówno te małe, codzienne, jak i te wielkie. To działanie w zgodzie z miłością, którą nieustannie jesteś kochana/y. Czy wierzysz w to? Czy to przyjmujesz? Czy chcesz tak właśnie żyć?

 

Na koniec modlitwy porozmawiaj o tym wszystkim z Jezusem i wypowiedz przed Nim to, co teraz czujesz lub decyzje, które podejmujesz.

 

REFLEKSJA:
Regina Brett, autorka popularnej serii książek, napisała kiedyś, że wydawało się jej, że Bóg przegapił moment jej narodzin – że wtedy właśnie mrugnął i nie zauważył, jak ona pojawiła się na świecie. Wiele lat zajęło jej odkrywanie tego, że jest dla Niego naprawdę ważna i że, zgodnie z tytułem jej bestsellera – “Bóg nigdy nie mruga”.

Bóg w różny sposób próbuje nas przekonać, że każda z nas jest Jego “umiłowaną córką, w której ma upodobanie”. Nie zliczę, ile razy słyszałam kazania czy nauki rekolekcyjne na ten temat. Pewnego dnia jednak stanęłam przed lustrem, niezdolna do wydobycia z siebie głosu. Rozbroiły mnie proste słowa z psalmu 139, słowa czytane wielokrotnie bez większej refleksji. Gdy miałam wypowiedzieć je głośno, patrząc sobie samej w oczy, okazało się że zadanie mnie przerasta. Podejrzewam, że nie miałabym problemu pomodlić się głośno słowami psalmu 51- “Zmiłuj się nade mną, Boże, w swojej łaskawości…”. Bez trudności mogłabym znaleźć w sobie słowa modlitwy uwielbienia. Pokonało mnie jednak tych kilka wyrazów: “Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie.” (Ps 139, 14). Nie byłam w stanie wypowiedzieć tego na głos, z głębi serca, z prawdziwą wdzięcznością. Okazało się, że w moim sercu jest czarna dziura, działająca dokładnie tak samo, jak czarne dziury w kosmosie, które powiększając się, pochłaniają otaczającą je materię. Moja “czarna dziura” też potrafiła pochłaniać radość, poczucie sensu i siły do działania. Nie wiadomo skąd, pojawiał się smutek, poczucie że do niczego się nie nadaję i że nie ma nadziei na zmianę.

 

“To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie” – słyszymy dzisiaj. Bóg mówi tak o każdym z nas, choć niekoniecznie za pomocą głosu dochodzącego z Nieba. Do każdego z nas stara się dotrzeć w sposób unikalny, przez życiowe wydarzenia, innych ludzi i swoje Słowo. Co tak naprawdę może znaczyć to, że On ma w Tobie upodobanie? Jak Ty przetłumaczyłabyś to na język codzienny? Ja powiedziałabym, że On do każdej z nas mówi: jesteś piękna i jesteś moim arcydziełem. Wiążę z Tobą duże nadzieje, bo masz ogromny potencjał – nie tylko działania, ale przede wszystkim kochania. Nie każda z nas jest matką w dosłownym znaczeniu tego słowa. Jestem jednak przekonana, że każda kobieta jest powołana do macierzyństwa, choć spełnia się ono w różny sposób. Siostra zakonna doświadcza duchowego macierzyństwa, osoby zaangażowane w jakieś dzieła niekiedy dosłownie im “matkują”, a ja i wiele innych kobiet, wychowujemy swoje dzieci. To zadanie, które angażuje nas w pełni – nasze siły fizyczne, naszą psychikę i ducha.

 

Żeby być matką, trzeba umieć być córką. Zdarza się, że emocjonalnie, psychicznie i duchowo “przeskakujemy” ten etap, bo z jakiegoś powodu nie umiemy poczuć się bezwarunkowo kochanym dzieckiem. Deklarujemy, że jest inaczej, doskonale znamy teorię dotyczącą tego tematu i wydaje nam się, że wszystko jest w porządku, aż w pewnym momencie okazuje się, że na przykład, jak ja kiedyś, nie jesteśmy w stanie powiedzieć o sobie: “stworzyłeś mnie cudownie”… Jeśli nie będę umiała być córką, nie będę umiała być też matką i dzielić się z innymi tym, czym mnie obdarował Bóg.

 

Jeśli nie pozwolę, by On przez swoją miłość zaspokoił najgłębsze potrzeby mojego serca, będę o takie zaspokojenie żebrać u ludzi. I celowo używam tego właśnie słowa! Jeśli nie doświadczę, że On mnie przyjmuje bezwarunkowo, będę nieustannie szukać akceptacji u innych. Nieustannie i w przeróżny sposób, często niekoniecznie wprost. Jeśli nie pozwolę sobie na doświadczenie Jego miłości, będę wiecznie głodna i szukać jej namiastek.

Być może masz takie chwile, w których wyrzucasz sobie, że nie dorastasz do powierzonych Ci zadań: nie sprawdzasz się w obowiązkach, które powinnaś spełniać albo “jesteś złą matką”. Być może nie dzieje się tak dlatego, że faktycznie nie nadajesz się do roli, którą pełnisz albo że źle wybrałaś swoje powołanie. Może jest tak dlatego, że próbujesz karmić innych, sama będąc bardzo głodna? I może czas dać się nakarmić, zanim wyjdziesz do innych?

ZADANIE:
Wpisz swoje imię w zdanie: “Serce …. , w którym sobie Ojciec bardzo upodobał” (pobierz grafikę i wydrukuj, jeśli chcesz – TUTAJ). Jeśli chcesz, połóż tę kartkę w widocznym miejscu i patrz często dzisiaj na te słowa.

 

za:http://e-dr.jezuici.pl/upodobanie-ojca/

Dorota
Dorota Sie 6 '17, 23:16
Bóg przychodzi do ciebie w niespodziewanych znakach, tak jak do Mojżesza. Widzisz je? Żeby je zauważyć trzeba zdjąć sandały i stanąć przed Bogiem takim, jakim jesteś. Bez ubarwiania, kolorowania, nakładania makijażu duchowego czy psychicznego, bez masek i ozdóbek. Jak to zrobić? Podpowiada Grzegorz Ginter SJ.   Świątynio Boga

Wprowadzenie do modlitwy i refleksji na poniedziałek, 7 sierpnia

Od serca do Serca

Rekolekcje (nie tylko) dla Mam

SERCE JEZUSA, ŚWIĄTYNIO BOGA

MODLITWA:

Tekst: Wj 3, 1-12 Spotkanie Mojżesza z Bogiem

Gdy Mojżesz pasał owce swego teścia, Jetry, kapłana Madianitów, zaprowadził [pewnego razu] owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się Anioł Pański w płomieniu ognia, ze środka krzewu. [Mojżesz] widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego. Wtedy Mojżesz powiedział do siebie: «Podejdę, żeby się przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. Dlaczego krzew się nie spala?» Gdy zaś Pan ujrzał, że [Mojżesz] podchodził, żeby się przyjrzeć, zawołał <Bóg do> niego ze środka krzewu: «Mojżeszu, Mojżeszu!» On zaś odpowiedział: «Oto jestem». Rzekł mu [Bóg]: «Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą». Powiedział jeszcze Pan: «Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba». Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem zwrócić oczy na Boga. Pan mówił: «Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemiężców, znam więc jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z ręki Egiptu i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód, na miejsce Kananejczyka, Chetyty, Amoryty, Peryzzyty, Chiwwity i Jebusyty. Teraz oto doszło wołanie Izraelitów do Mnie, bo też naocznie przekonałem się o cierpieniach, jakie im zadają Egipcjanie. Idź przeto teraz, oto posyłam cię do faraona, i wyprowadź mój lud, Izraelitów, z Egiptu». A Mojżesz odrzekł Bogu: «Kimże jestem, bym miał iść do faraona i wyprowadzić Izraelitów z Egiptu?» A On powiedział: «Ja będę z tobą. Znakiem zaś dla ciebie, że Ja cię posłałem, będzie to, że po wyprowadzeniu tego ludu z Egiptu oddacie cześć Bogu na tej górze».

 

Na początku modlitwy zrób znak krzyża i poproś Boga o łaskę, by wszystkie Twoje intencje, czyny i działania (myśli, pragnienia), były w sposób czysty uporządkowane i skierowane ku Bogu, czyli ku Miłości.

 

Przeczytaj jeszcze raz dzisiejszy tekst i wyobraź sobie tę scenę. Zobacz Mojżesz, który widząc osobliwe zjawisko płonącego krzewu, zbliża się do niego. Wsłuchaj się w słowa, które padają z krzewu. Zobacz, co robi Mojżesz i jak odpowiada Temu, który do niego przemawia.

 

Poproś teraz o konkretną łaskę tej modlitwy: o pozwolenie Bogu na przemianę swojego serca z kamiennego na serce z ciała.

 

Mojżesz jest już doświadczonym człowiekiem, ma ustabilizowane życie i właśnie jest w pracy. Pasie owce swego teścia. Spotyka go coś, czego się nie spodziewał. Słyszymy, że ukazał mu się Anioł Pański w płonącym krzewie, który palił się, ale nie spalał. Ogień bardzo często występuje w Biblii jako “miejsce” objawiania się Boga, ma bowiem naturę tajemniczą. I wobec tego znaku głos z krzewu mówi do Mojżesza, by zdjął sandały, bo ziemia, na której stoi, jest święta. Czy chodzi tu o ten kawałek pustyni czy góry? O ten konkretny?

 

Każde spotkanie z Bogiem jest ziemią świętą. Kiedy stajesz do modlitwy – jest ziemia święta. Kiedy stajesz przed drugim człowiekiem – jest ziemia święta. Tak, tutaj też. Wszak Jezus sam powiedział, że cokolwiek uczynisz dla jednego z tych najmniejszych, Jemu uczynisz. Bóg utożsamia się z naszymi bliźnimi. Czy uświadamiasz sobie, w ilu sytuacjach dziennie stajesz na ziemi świętej? Jakie to niesie konsekwencje?

 

Trzeba zdjąć sandały. Domyślasz się, że chodzi o pewien znak. Stanąć boso wobec Tajemnicy. Bosa stopa jest odsłonięta, więc bardziej narażona na niebezpieczeństwo skaleczenia, zranienia. Odsłonięta ukazuje swoje niedoskonałości, a nawet brud. Zdjąć sandały z nóg oznacza stanąć przed Bogiem takim, jakim jestem, bez ubarwiania, kolorowania, nakładania makijażu duchowego czy psychicznego, bez masek i ozdóbek. To stanąć przed Nim w prawdzie, która czasem jest trudna do odsłonięcia. Mówiąc inaczej, chodzi o przyjęcie Boga w świątyni Twego serca, na Twojej ziemi świętej. Bo każde spotkanie z Nim, niezależnie od miejsca, czasu, okoliczności – jest ziemią świętą. Tam Bóg do Ciebie przemawia, tam potwierdza Twoje istnienie i swoją miłość ku Tobie, tam wreszcie daj Ci misje, kierunek i cel Twojego życia. Zaprasza Cię też, by nieustannie był/a w Jego sercu, w świątyni Boga. Czy odczuwasz w sobie takie pragnienie? Czy pozwolisz, by stało się to w Twoim życiu?

 

Na koniec modlitwy porozmawiaj o tym wszystkim z Jezusem i wypowiedz przed Nim to, co teraz czujesz lub decyzje, które podejmujesz.

 

REFLEKSJA:

Jakie są Twoje pierwsze skojarzenia ze słowem “świątynia”? Bardzo możliwe, że świątynia kojarzy Ci się z miejscem pełnym powagi i ciszy, gdzie nie można zachowywać się zbyt swobodnie, lecz trzeba dostosowywać się do panujących reguł. Do świątyni nie wejdziesz w szortach, nie zapukasz do jej drzwi o drugiej nad ranem, zapłakana i rozmazanym makijażem, nie będziesz w niej też głośno wykrzykiwać swojego bólu, gdy doświadczysz straty i niezrozumienia. Świątynia, czyli miejsce spotkania z Bogiem, często tak właśnie się nam kojarzy.

 

Mojżesz nie bez powodu zdejmuje buty w chwili spotkania z Panem. Słyszy od Niego, że ziemia, na której się znajduje, jest ziemią świętą. Nie dzieje się tak jednak z racji jakiejś szczególnej lokalizacji tego miejsca. To nie długość i szerokość geograficzna czy ukształtowanie terenu sprawiają, że to jest “miejsce święte”, lecz Obecność.

 

Gdy ten sam Bóg narodził się w betlejemskiej grocie, gdy wszedł w ludzką codzienność z wszystkimi jej aspektami, gdy w momencie Jego śmierci rozerwała się zasłona przybytku, odsłaniając “miejsce najświętsze”, cała ziemia stała się miejscem doświadczania tej Obecności. Bóg zamieszkał między nami, a to oznacza, że “ziemią świętą” może stać się ta przestrzeń, w której teraz się znajdujesz. Jeśli chcesz, możesz teraz spojrzeć pod nogi. Tu gdzie jesteś, dzisiaj, teraz, w domu, na spacerze, w pracy – tu jest “miejsce święte”, bo tu możesz doświadczać spotkania z żywym Bogiem.

 

Modlitwa to nie tylko chwile spędzone w kościele w milczeniu na klęczkach czy na recytowaniu znanych słów. Modlić można się też codziennymi obowiązkami. Wtedy trudno powiedzieć, że nie ma się czasu na modlitwę Bóg chce po prostu być z nami w tym, co robimy i to nie od ilości czasu, ale od naszego nastawienia i pewnie od naszej tęsknoty za Nim zależy, czy Go zaprosimy do codzienności. Czy poprosisz Go, by był nie gościem, przed którym staje się na baczność i próbuje zamaskować bałagan, ale Domownikiem, czyli kimś kto u nas jest “u siebie”?

 

Święty Ignacy zachęca do tego, by “szukać i znajdować Boga we wszystkim”. Dobrze wykonywane obowiązku, spotkania z ludźmi, doświadczenie drobnych codziennych przeciwności – to wszystko może stać się przestrzenią spotkania z Nim. Żeby było to łatwiejsze, warto znaleźć słowa, które w tym pomogą – swój własny akt strzelisty. Ja często mówię: “Strzeż mnie jak źrenicy oka, w cieniu Twych skrzydeł mnie ukryj” (Ps 17,8). Ktoś inny być może powtarza po prostu “Jezu, ufam Tobie” lub zwraca się do Boga innymi słowami. Spróbuj dzisiaj zobaczyć, jakie słowa w naturalny sposób rodzą się w Twoim sercu. A może pomocą będzie lektura Pisma Świętego i znalezienie tam odpowiedniego cytatu, który pomoże Ci w ciągu dnia zwrócić myśli ku Bogu?

 

ZADANIE:
Znajdź i zapisz swój własny akt strzelisty (pobierz grafikę i wydrukuj, jeśli chcesz – TUTAJ). Staraj się dzisiaj w różnych sytuacjach wracać do tych słów i uświadamiać sobie, że niezależnie od tego, co robisz, Bóg jest blisko Ciebie.

Dorota
Dorota Sie 7 '17, 23:49
Duch Święty może wydobyć z twojego serca to, co najlepsze. Pozwolisz? On chce wydobyć z nas to wszystko, co wartościowe i pełne. Chce by to, co może ledwo się tli, rozbłysło wielkim płomieniem ("przyszedłem ogień rzucić na ziemię" - mówi Jezus). Zarazem chce wypalić wszystko, co jest śmieciem, chwastami, zgnilizną, egoizmem i pychą.

 

  Ognisko Miłości

Wprowadzenie do modlitwy i refleksji na wtorek, 8 sierpnia

Od serca do Serca

Rekolekcje (nie tylko) dla Mam

SERCE JEZUSA, GOREJĄCE OGNISKO MIŁOŚCI

MODLITWA:

Tekst: Dz 2, 1-4 Zesłanie Ducha Świętego

 

Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić.

 

Na początku modlitwy zrób znak krzyża i poproś Boga o łaskę, by wszystkie Twoje intencje, czyny i działania (myśli, pragnienia), były w sposób czysty uporządkowane i skierowane ku Bogu, czyli ku Miłości.

 

Przeczytaj jeszcze raz dzisiejszy tekst i wyobraź sobie tę scenę. Zobacz, jak wygląda Wieczernik, jak modlą się w nim uczniowie wraz z Maryją. Co zaczyna nagle się wydarzać i z wielką mocą? Przypatrz się temu zjawisku.

 

Poproś teraz o konkretną łaskę tej modlitwy: o pozwolenie Bogu na przemianę swojego serca z kamiennego na serce z ciała.

 

W dzisiejszej scenie widzimy Maryję oraz uczniów, którzy modlą się i oczekują mocy z nieba, Pocieszyciela, którego zapowiedział im Jezus. I nagle wydarzenia mocno przyspieszają. Pojawiają się dwa zjawiska: szum, jakby uderzenie gwałtownego wichru oraz języki jakby z ognia. Powtarza się słowo “jakby”, które wskazuje, że to są tylko obrazy. Niewidzialnego Boga nie można zamknąć w nasze pojęcia i wszystko, co o Nim mówimy, jest “jakby”.

 

Być może pamiętasz, że kiedy Jezus umierał na krzyżu, to w ostatnim momencie “oddał ducha” (J 19, 30). Wielu świętych, komentatorów i biblistów tłumaczyło ten fragment jako uwolnienie Ducha Świętego z serca Jezusa. Przebite serce Jezusa oddaje Ducha, który jest Duchem Miłości.

 

Podczas dzisiejszej sceny, nad każdym z uczniów pojawia się język, jakby ognia. To Miłość w znaku ognia, obraz ukazujący tajemnicę Boga. Bo o nic innego tutaj nie chodzi, tylko o miłość. Ten ogień chce uczynić nasze serca bardziej elastyczne, bardziej podatne na przyjęcie prawdziwej miłości, prawdy, dobra, przebaczenia, pokoju. Chce wydobyć z nas to wszystko, co wartościowe i pełne. Chce by to, co może ledwo się tli, rozbłysło wielkim płomieniem (“przyszedłem ogień rzucić na ziemię” – mówi Jezus). Zarazem chce wypalić z niego wszystko, co jest śmieciem, chwastami, zgnilizną, egoizmem i pychą.

 

Czy Mu na to pozwolisz? Przyzywaj Ducha Świętego, który jedynie jest zdolny ogrzać serce w taki sposób, że nie robiąc mu krzywdy, wydobędzie z niego to, co najszlachetniejsze, co jest samym złotem, wypróbowanym w ogniu, płynącym z serca Jezusa, gorejącego ogniska miłości. Ogniska, które rozpaliło się najbardziej podczas śmierci na krzyżu w słowach: Ojcze, przebacz im…

 

Na koniec modlitwy porozmawiaj o tym wszystkim z Jezusem i wypowiedz przed Nim to, co teraz czujesz lub decyzje, które podejmujesz.

 

REFLEKSJA:

Jako mała dziewczynka byłam przekonana, że skoro urodzinową świeczkę można zdmuchnąć bez większego wysiłku, w podobny sposób – strumieniem powietrza – można zgasić również większy ogień. Dopiero potem przekonałam się, że jest inaczej i z fascynacją patrzyłam, jak pod wpływem podmuchu rozżarzone szczapy drewna rozpalają się żywym ogniem. Wiatr i ogień – oba nieuchwytne, obu nie da się dotknąć, a jednak w tak dobitny sposób dostrzegamy efekty ich działania…

 

Czy usłyszałaś kiedyś, że aż promieniejesz? W jakiej było to sytuacji? W każdej z nas jest taka wewnętrzna iskierka, coś co nas “rozpala” od wewnątrz. Gdy jesteśmy autentycznie szczęśliwe, gdy jest w nas radość i entuzjazm, nasze otoczenie zazwyczaj to dostrzega. Niekiedy nasz nastrój udziela się innym, bo radość lubi się rozprzestrzeniać. W codziennym zabieganiu bywa jednak różnie. Niekiedy to, co jest naszym obdarowaniem, naszym skarbem i wewnętrzną iskierką, ledwie się tli. Czasem same zapominamy o tym, że Bóg złożył w naszym sercu wielkie skarby. On jednak nigdy się nie zniechęca.

 

“Nie zagasi knotka o nikłym płomyku” (Iz 42, 3) – czytamy w księdze Izajasza. Gdy coś zaczyna w nas przygasać, gdy troski, zabieganie i nasze słabości przygniatają nas tak bardzo, że jesteśmy jak “knotek o nikłym płomyku”, Bóg nie podchodzi do nas i nie mówi z gniewem: “wiedziałem, że nic z Ciebie nie będzie”. On posyła swojego Ducha, by rozpalał nas na nowo. I tylko On, Duch Miłości, jest w stanie rozpalić nasze serce, po to by zapłonęło. Serce Jezusa to “gorejące ognisko miłości”. Pokazuje to całe Jego życie. Gdziekolwiek się pojawiał, działo się dobro – następowały uzdrowienia i nawrócenia, a ludzie odkrywali nowy sens życia i wielbili Boga (Łk 17, 43; Łk 5, 25). Jezus naprawdę zapalał ich swoją miłością i chce, żebyśmy my na co dzień doświadczali tego samego.

 

Ogień daje światło i ciepło. Pewnie sama tego nie raz doświadczałaś, na przykład gdy rozgrzewałaś zmarznięte dłonie przy ognisku. Może są takie okresy w Twoim życiu, gdy wydaje Ci się, że masz same wady i słabości. To jednak nie jest cała prawda o Tobie.Jest w Tobie coś unikalnego, coś co masz tylko Ty. Bóg nie pomylił się, obdarowując Cię w ten sposób. Jest w Tobie coś, co innym daje radość i pomaga. Jak nazwałabyś ten dar, który otrzymałaś od Pana? Spróbuj dziś spytać kogoś bliskiego o to, co jest Twoją największą zaletą, co jest Twoim unikalnym darem i bogactwem, jakie posiadasz. Popatrz na sytuacje, w których dzięki Twojej obecności, Twoim wysiłkom i działaniom, dzieje się jakieś dobro, nawet jeśli wydaje Ci się ono małe i niewiele znaczące.

 

ZADANIE:

Zapytaj bliską Ci osobę, co jest Twoją największą zaletą. Jeśli chcesz, zadaj to pytanie kilku osobom, Porównaj to z tym, co sama o sobie myślisz.

Dorota
Dorota Sie 8 '17, 23:05

Pełne dobroci i miłości

Sześć stągwi kamiennych, człowiek stworzony szóstego dnia, kamienne stągwie to jak nasze serca. Słudzy wypełniają je wodą aż po brzegu, tak jak nasze życie ma być wypełnione aż po brzegi. Czym? Ową codziennością, czasem mało szlachetną. Bez niej jednak Bóg nie może dokonać żadnej przemiany.

 

Wprowadzenie do modlitwy i refleksji na środę, 9 sierpnia

Od serca do Serca

Rekolekcje (nie tylko) dla Mam

SERCE JEZUSA, DOBROCI I MIŁOŚCI PEŁNE

MODLITWA:

Tekst: J 2, 1-11 Kana Galilejska

 

Trzeciego dnia odbywało się wesele w Kanie Galilejskiej i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: «Nie mają już wina». Jezus Jej odpowiedział: «Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?» Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: «Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie». Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: «Napełnijcie stągwie wodą!» I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: «Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu!» Oni zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem – nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział do niego: «Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory». Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.

 

Na początku modlitwy zrób znak krzyża i poproś Boga o łaskę, by wszystkie Twoje intencje, czyny i działania (myśli, pragnienia), były w sposób czysty uporządkowane i skierowane ku Bogu, czyli ku Miłości.

Przeczytaj jeszcze raz dzisiejszy tekst i wyobraź sobie tę scenę. Zobacz Jezusa, który wraz z uczniami i Maryją są zaproszeni na wesele. Popatrz na to, co się tam dzieje. Wsłuchaj się w słowa, które padają a także co robią Jezus, Maryja czy uczniowie.

 

Poproś teraz o konkretną łaskę tej modlitwy: o pozwolenie Bogu na przemianę swojego serca z kamiennego na serce z ciała.

 

Serce Boga jest pełne miłości i dobroci. Jego Matki również. Widzimy to podczas wesela w Kanie galilejskiej. Maryja jest tą, która zauważa i reaguje na brak. Robi to w sposób bardzo delikatny i dyskretny, mówiąc o tym tylko jednej osobie, nie dodając żadnych swoich komentarzy czy interpretacji (mówiąc wprost: nie obgadując, nie plotkując o tym, że komuś coś nie wyszło). Mówi o tym tylko Jezusowi i tylko jako fakt: Nie mają wina. Czy taka postawa wobec własnych czy cudzych braków jest Ci bliska? A może wręcz przeciwnie?

 

Ta dzisiejsza scena pokazuje przemianę, która i w nas ma się dokonać. Woda jest niezbędna do życia i dlatego jest trunkiem codziennym, mało szlachetnym. Co innego wino. Jezus dokonuje przemiany czegoś codziennego w coś szlachetnego. Sześć stągwi kamiennych, człowiek stworzony szóstego dnia, kamienne stągwie to jak nasze serca. Słudzy wypełniają je wodą aż po brzegu, tak jak nasze życie ma być wypełnione aż po brzegi. Czym? Ową codziennością, czasem mało szlachetną. Bez niej jednak Bóg nie może dokonać żadnej przemiany. Czy Mu na to pozwalasz? Należy to robić nie zawsze rozumiejąc wszystko. Czy słudzy rozumieli, co każe im robić Jezus? Przecież brakowało wina, a On każe im lać wodę…

 

Wlewaj w pustkę kamiennej codzienności to, co masz najlepszego. Wlewaj wodę i pozwalaj Bogu, by przemieniał ją w wino. Lej aż po brzegi. Pozwalając Bogu działać, Twoje serce stanie się dobroci i miłości pełne. Stanie się to nawet, gdy nie wszystko będziesz rozumieć. Mało tego, nie będziesz do końca wiedzieć, kiedy to się stało, podobnie jak tekst milczy (na szczęście), kiedy woda stała się winem. Pozwól Bogu mieć tajemnice i swój czas. Pomyśl przez chwilę o swoim życiu. Czy pozwolisz Bogu w ten sposób zadziałać? Czy pozwolisz przemieniać swoje serce taką właśnie drogą?

 

Na koniec modlitwy porozmawiaj o tym wszystkim z Jezusem i wypowiedz przed Nim to, co teraz czujesz lub decyzje, które podejmujesz.

REFLEKSJA:

 

“Serce Jezusa, dobroci i miłości pełne” – mówi jedno z wezwań litanii. A moje – pomyślałam kiedyś – jest często dobroci i miłości puste. Odczuwam dotkliwy brak, a co gorsza, doświadczają go również moi najbliżsi, gdy nie potrafię dawać im dobra i miłości, bo w moim sercu panuje pustka.

 

Zdarzało mi się słyszeć w takich sytuacjach słowa: “Nie możesz się tak zachowywać. Musisz coś w sobie zmienić”. Mówiłam tak do samej siebie, próbując w złości liczyć do dziesięciu, by nie wybuchnąć czy siląc się na sztuczny uśmiech, nawet gdy nie miałam na to ochoty. I chociaż nie neguję wartości pracy nad sobą i swoim charakterem, wiem że popełniałam wtedy błąd. Bo skoro moje serce jest puste, to w jaki sposób mogę dawać innym dobroć i miłość? Mogę próbować coś z siebie wykrzesać, lecz najczęściej ostatecznie kończy się to poczuciem frustracji i porażki.

 

Gdy moje serce jest puste, mam tylko jedno wyjście – przyznać, że tak właśnie jest. Najlepsze, co mogę zrobić, to zobaczyć, czego mi brakuje i nazwać to, co jest moją pustką – nie po to, żeby się dołować, ale po to, by stworzyć przestrzeń dla Jezusa.

 

Wyobraź sobie dwie puste szklanki i dzbanek wody. Do jednej wodę nalewa się bez problemu, na drugą z kolei ktoś wylewa kolejne litry, a szklanka nadal jest pusta. Osoba próbując napełnić szklankę naprawdę bardzo się stara i nie szczędzi wody. Ale choćby podejmowała kolejne próby, nie ma szans na napełnienie drugiej szklanki. Dlaczego?

Bo jest ona jest postawiona na stole do góry dnem…

 

Bóg może wylewać na nas swoje dary. Może to robić w ogromnej hojności, nieustannie próbując nas napełnić dobrem i miłością. Jeśli jednak nie ma w nas otwartości, wszystko pozostanie tak jak dawniej. Jeśli nie przyznamy, że jest w nas pustka i nie wyciągniemy ku Niemu rąk, by On mógł je napełnić – nic się nie zmieni. Bóg pragnie wlewać w nasze serce miłość, ale tu potrzeba też działania z naszej strony, a przynajmniej wykonania tego pierwszego kroku: przyznania, że potrzebuje się Jego pomocy.


O, wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody…” (Iz 55, 1). Ktoś, komu w upale i wysiłku bardzo chce się pić, jest w stanie pobiec do źródła. A Ty? Czy czujesz się spragniona? Co jest Twoją pustką? Czego Ci brakuje? Nazwij to dzisiaj bardzo konkretnie i proś o doświadczenie sercem tego, że Bóg pragnie Cię napełniać.

 

ZADANIE:

Wróć myślami do pierwszego dnia rekolekcji. Stań przed Bogiem jak dziecko, szczerze, mówiąc Mu o swojej pustce i braku. Wypisz to, czego najbardziej Ci brakuje, o co chciałabyś Go prosić.

Edytowany przez Dorota Sie 8 '17, 23:08
Dorota
Dorota Sie 12 '17, 23:34

Jezus mówi do Zacheusza ważne słowa: “dziś muszę zatrzymać się w twoim domu”. Mówi te słowa również do Ciebie: zejdź prędko z tego piedestału, jaki sobie budujesz, z tego swojego świata, w którym chcesz patrzeć na wszystko z góry. Zejdź, gdyż chcę zatrzymać się w Twoim domu...

Źródło życia i świętości

Wprowadzenie do modlitwy

Od serca do Serca

Rekolekcje (nie tylko) dla Mam

SERCE JEZUSA, ŹRÓDŁO ŻYCIA I ŚWIĘTOŚCI

MODLITWA:

Tekst: Łk 19, 1-10 Zacheusz

Potem wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A [był tam] pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło»

Na początku modlitwy zrób znak krzyża i poproś Boga o łaskę, by wszystkie Twoje intencje, czyny i działania (myśli, pragnienia), były w sposób czysty uporządkowane i skierowane ku Bogu, czyli ku Miłości.

Przeczytaj jeszcze raz dzisiejszy tekst i wyobraź sobie tę scenę. Zobacz Zacheusza, który był ważną osobą, przełożony celników w mieście, bardzo bogaty. Zobacz, jak jest ubrany, jak się zachowuje. Popatrz na moment, kiedy wchodzi na drzewo – z jego statusem społecznym i majątkowym… Wsłuchaj się w to, co mówi Jezus i co dzieje się potem.

Poproś teraz o konkretną łaskę tej modlitwy: o pozwolenie Bogu na przemianę swojego serca z kamiennego na serce z ciała.

Jezus jest wzywany jako źródło życia i świętości. Tak, św. Paweł nazwał to trafnie, że “wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone (…) w Nim wszystko ma istnienie” Kol 1, 16-17. Twoje życie jest w Jego ręku. Ale wychodząc z Jego ręki, idziemy ku pełnemu Życiu, jakby było ono w nas dopiero w zalążku. Bo nie chodzi o to życie, które język grecki nazywa bios lub psyche. Chodzi o życie, które nazywa ZOE – jedyne życie, które trwa wiecznie. Bios i psyche się kończą.

Scena z Zacheuszem pokazuje nam kilka rzeczy. Najpierw uświadom sobie, czym jest pełnia życia. Zacheusz jest kimś, kto ma wszystko. A jednak szuka czegoś więcej, inaczej nie wchodziłby na drzewo, narażając się na ośmieszenie, wyszydzenie. Pełnia nie znajduje się więc w tym, co doczesne, co człowiek może zdobyć własnymi rękoma, zapracować sobie na to. Żyjemy życiem realnym, istniejącym, ale życie prawdziwe jest tylko w Bogu, jakby poza nami. Jezus mówi do Zacheusza ważne słowa: “dziś muszę zatrzymać się w twoim domu”. Mówi te słowa również do Ciebie: zejdź prędko z tego piedestału, jaki sobie budujesz, z tego swojego świata, w którym chcesz patrzeć na wszystko z góry. Zejdź, gdyż chcę zatrzymać się w Twoim domu, chcę zamieszkać w Twoim sercu i dać Ci prawdziwe Życie. To niespodziewane spotkanie przynosi Zacheuszowi NOWE ŻYCIE, które jest połączone ze świętością. Bo Zacheusz, bez żadnej zachęty, bez żadnych kazań umoralniających, zaczyna podejmować niesamowite decyzje. W swojej wolności oddaje pół majątku ubogim, a skrzywdzonym zwraca poczwórnie.

Nowe Życie, które przynosi Jezus. Nowe Życie to nic innego jak miłość czynna, działająca, konkretna. Nowe Życie to serce, które kocha jak Serce Jezusa. To serce, w którym “miłość cierpliwa jest, łaskawa, nie zazdrości, nie szuka swego…” 1 Kor 13, 1-13. To serce, w którym realizują się przykazania Jezusa: “miłujcie waszych nieprzyjaciół, módlcie się za tych, którzy was prześladują, dobrze czyńcie, pożyczajcie”, itd.

Jak kochasz? Co odnajdujesz w swoim sercu? Czy dostrzegasz choćby zalążki Nowego Życia? A jeśli nie, czy tego właśnie pragniesz? Czy pozwolisz Jezusowi zatrzymać się w Twoim domu, aby Jego miłość mogła w nim zamieszkać?

Na koniec modlitwy porozmawiaj o tym wszystkim z Jezusem i wypowiedz przed Nim to, co teraz czujesz lub decyzje, które podejmujesz.

REFLEKSJA:

Gdy mały Zacheusz był jeszcze mały, nie stanowiło to wielkiego problemu. Jednak mijał czas, a on z jakiegoś powodu również w wieku dorosłym nadal był niskiego wzrostu. Pewnie niejeden raz, gdy chciał spojrzeć komuś w oczy, musiał zadzierać głowę i wspinać się na palcach. Gdy próbował czegoś dosięgnąć, okazywało się to poza jego zasięgiem. A gdy miał czasem ochotę, by spojrzeć na kogoś z góry – zazwyczaj nie mógł tego zrobić. Próbował więc w inny sposób dać innym do zrozumienia, że jest ważny i godny szacunku. Z czasem, gdy dorobił się majątku, stało się to prostsze. Niski wzrost nie był już tak wielką przeszkodą, wystarczyły odpowiednie dobrane, bogate szaty i ćwiczona niekiedy przed lustrem mina – pełna rezerwy i zadowolenia z siebie.

A jednak nadszedł dzień, w którym Zacheusz na chwilę zapomniał o wszystkich maskach, które ubierał na co dzień. Gdy wdrapał się na sykomorę, by pomimo niewielkiego wzrostu zobaczyć na własne oczy Nauczyciela z Nazaretu, stało się cud. Spotkał Kogoś niezwykłego i wielkiego, a jednak ten Ktoś nie patrzył na Niego z góry. By spojrzeć Mu w oczy, Zacheusz nie musiał zadzierać głowy. Wręcz przeciwnie – to Jezus unosił ku niemu wzrok i wyciągał rękę.

Niezależnie od tego, jak czujemy się mali i słabi, Bóg nie patrzy na nas z góry. Przychodzi nie po to, żeby wyliczyć nasze słabości i potknięcia. Przychodzi, bo chce się z nami SPOTKAĆ.

Wiele z nas zna listy swoich słabości, wad i kompleksów na pamięć. Uwierają nas tak samo, jak niski wzrost przeszkadzał Zacheuszowi. Może nam się czasem wydawać, że rozwiązaniem problemów jest walka o doskonałość, bo jeśli naszą “czarną listę” uda się skrócić, będziemy szczęśliwsze. Moje doświadczenie pokazuje jednak, że wraz z zaciśnięciem zębów i dążeniem do perfekcji, rośnie niezadowolenie z życia, a poziom frustracji. Bo życie pełnią życia i dążenie do świętości nie jest równoznaczne z bezgrzesznością. Źródłem świętości, ale też sił do zmiany, jest relacja z żywym Bogiem. On przychodzi do nas, by to co małe i słabe pokazać w innym świetle i dokonać cudu przemiany. Nie szuka spotkania z duchowymi herosami, z ultrapoprawnymi bezgrzesznymi ideałami, ale z tymi, którzy źle się mają.

Najlepszym dowodem na to jest fakt, że każdego dnia możemy przychodzić do Jezusa i jednoczyć się z Nim w Komunii Świętej. W czasie każdej Mszy świętej możemy oddawać Bogu to, co w nas jest “bez życia”, co sprawia że nie ma w nas radości i sensu, i doświadczać tego, że On napełnia nas życiem i daje nowe siły. W domowej rzeczywistości nie zawsze możemy pozwolić sobie na to, by w ciągu tygodnia wygospodarować czas na udział w Eucharystii. Wielu świętych praktykowało jednak duchową Komunię świętą, czyli duchowe zjednoczenie z Jezusem, wypływające z pragnienia Eucharystii. W encyklice “Mediator Dei et hominum” czytamy: “Kościół (…) życzy sobie w szczególności, aby chrześcijanie, zwłaszcza gdy trudno im przyjąć eucharystyczny pokarm w rzeczy samej, przyjmowali go przynajmniej pragnieniem; mianowicie w ten sposób, by wzbudziwszy żywą wiarę, i sercem w czci pokornym oraz całkowicie ufnym wobec woli Boskiego Odkupiciela, zjednoczyli się z nim najpłomienniejszym jak tylko mogą uczuciem miłości.”

ZADANIE:

Pomyśl o tym, że dzisiaj masz szansę na autentyczne spotkanie z Jezusem, niezależnie od tego, jak wysoko wdrapałaś się na swoją “sykomorę”. On nie patrzy na Ciebie z góry, lecz z miłością wyciąga do Ciebie rękę. Jeśli masz taką możliwość, spróbuj dzisiaj wziąć udział w Eucharystii albo spędzić choć kilka minut w kościele, adorując Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. Jeśli nie masz takiej możliwości, a czujesz takie pragnienie, przyjmij Go do serca w duchowej Komunii świętej.

Dorota
Dorota Sie 13 '17, 23:07
 

Prawdziwe pocieszenie przynosi pokój serca, Marta zaś wydaje się być zdenerwowaną, zirytowaną, czego nie omieszka wypowiedzieć. Co ciekawe, dostaje się nie jej siostrze, którą wini, lecz Jezusowi – gościowi, który przychodzi do domu. Czy ta sytuacja coś Ci przypomina?

 

Źródło wszelkiej pociechy

Wprowadzenie do modlitwy i refleksja

Od serca do Serca

Rekolekcje (nie tylko) dla Mam

SERCE JEZUSA, ŹRÓDŁO WSZELKIEJ POCIECHY

MODLITWA:

Tekst: Łk 10, 38-42 Marta i Maria

W dalszej ich podróży przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba <mało albo> tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona».

 

Na początku modlitwy zrób znak krzyża i poproś Boga o łaskę, by wszystkie Twoje intencje, czyny i działania (myśli, pragnienia), były w sposób czysty uporządkowane i skierowane ku Bogu, czyli ku Miłości.

 

Przeczytaj jeszcze raz dzisiejszy tekst i wyobraź sobie tę scenę. Zobacz dwie kobiety, z których jedna podejmuje gościa siadając u jego stóp i przysłuchując się temu, co ma do powiedzenia, druga zaś krząta się. Wpatruj się w ich emocje, które wyrażają. Wsłuchaj w słowa, które wypowiada Maria i Jezus.

 

Poproś teraz o konkretną łaskę tej modlitwy: o pozwolenie Bogu na przemianę swojego serca z kamiennego na serce z ciała.

 

Być może nie tego tekstu się spodziewałaś, kiedy tematem jest serce Jezusa jako źródło wszelkiej pociechy. Trzeba zacząć od tego, że ta scena przedstawia spotkanie z Jezusem i to spotkanie, które pod pewnym względem moglibyśmy nazwać modlitwą. Maria bowiem przyjmuje postawę prawdziwego ucznia: siedzi u stóp Mistrza i słucha. Tak naprawdę nie wiemy, co się dzieje w jej sercu, kiedy słucha. Ale niewątpliwie kiedy Bóg przychodzi do człowieka, kiedy dochodzi do autentycznego, realnego spotkania z Nim, to w sercu człowieka rodzi się pocieszenie.

 

Mamy na myśli pocieszenie duchowe, które jest głębokim przeżyciem wewnętrznym. Święty Ignacy definiuje je bardzo krótko – rodzi w sercu miłość, rozpala miłość i popycha do działania w zgodzie z tą miłością. Przyczyną pocieszenia może być bezpośrednia i niezasłużona przez człowieka interwencja Boga, może być też działanie człowieka, na które Bóg odpowiada. Ten sam Ignacy wspomina, że takimi przyczynami mogą być łzy skłaniające do nawrócenia, łzy z powodu męki Chrystusa, albo też wszelkie pomnożenie wiary, nadziei, miłości, czy inne działania, które mają tę jedną właściwość – rozpalają miłość serca, skierowaną ku działaniu.

 

Twoja modlitwa więc może stać się źródłem pocieszenia jako miejsce spotkania z jego Dawcą. Marta wydaje się kimś, kto działa w najlepszej intencji (gościnność była jedną z najważniejszych cnót pierwszych chrześcijan), jednak czyni to chaotycznie, nieuporządkowanie, uwija się koło “rozmaitych” posług.

Prawdziwe pocieszenie przynosi pokój serca, Marta zaś wydaje się być zdenerwowaną, zirytowaną, czego nie omieszka wypowiedzieć. Co ciekawe, dostaje się nie jej siostrze, którą wini, lecz Jezusowi – gościowi, który przychodzi do domu. Czy ta sytuacja coś Ci przypomina? Może czasem podobnie reagujesz? Czy należy tu szukać winy? Nie. Czy działanie i zamartwianie się jest mniej ważne od siedzenia i słuchania? Bynajmniej. Uświadom sobie tylko, co przynosi prawdziwy pokój serca i pocieszenie. Tym czymś jest SPOTKANIE, na które zdobyła się Maria. Dopiero spotkanie, które przynosi pokój i pocieszenie, prowadzi do działania pełnego miłości. Pocieszenie, którego źródłem jest Jezus i Jego serce, pomaga rozeznać, kiedy działać, a kiedy nie działać, w jaki sposób działać, a jak lepiej nie, a to wszystko po to, by w nas ujawniła się Jego Miłość. Czy tego naprawdę pragniesz?

 

Na koniec modlitwy porozmawiaj o tym wszystkim z Jezusem i wypowiedz przed Nim to, co teraz czujesz lub decyzje, które podejmujesz.

 

REFLEKSJA:

 

Wydaje mi się czasem, że najważniejszą sprawą w tej historii o odwiedzinach Jezusa jest to, co robi Maria i Marta. To jednak nieprawda, chociaż często tego nie zauważam i uwijam się wokół rozmaitych posług, jak Marta, albo staram się w skupieniu trwać na modlitwie i słuchać Słowa. Zdarza się, że obie te rzeczy robię z wewnętrznym przekonaniem, że to moje zadanie do wykonania. Staram się więc wykonać je jak najlepiej. Gdy wszystko dobrze się układa – nie ma problemu. Gorzej gdy w roli Marty lub Marii potykam się i popełniam błędy. Wtedy spędzam długie godziny na analizowaniu, co poszło nie tak i dlaczego zawaliłam. Patrząc w przyszłość z kolei, zamartwiam się z lęku, że jutro znowu coś mi nie wyjdzie.

 

Z takimi zmartwieniami czasem próbuję radzić sobie sama. Poczucie bezpieczeństwa daje mi wtedy kontrola, którą staram się sprawować nad wszystkim, co dzieje się wokół mnie i we mnie samej. Niestety, żeby kontrolować wszystko i wszystkich, trzeba się naprawdę napracować. Przecież nikt lepiej ode mnie nie wykona konkretnych zadań w pracy, nie ogarnie działania kościelnej wspólnoty, nie zrobi zakupów i nie ugotuje obiadu. To ja, superbohaterka codzienności, niewyspana i urobiona po łokcie, muszę wszystkiego dopilnować.

 

Niekiedy zachowuję się inaczej. Widząc wyzwanie – uciekam, choć nie nazywam tej ucieczki po imieniu. Odkładam kolejne zadania na później, coraz bardziej stresując się tym, że to “później” nieuchronnie się zbliża. Bujam z głową w chmurach, myśląc o tym, jak wielkich rzeczy dokonam gdy już wezmę się do pracy, a zamiast tego spędzam kolejne minuty scrolując Facebooka…

 

Nadmierna aktywność albo nieprowadząca do niczego bierność – to moje pomysły na zmartwienia przerastające moje siły. Relacja z Jezusem daje jednak jeszcze jedno wyjście. Jest nim otwarcie drzwi. Czasem nieco górnolotnie mówimy o tym, żeby “otworzyć drzwi swojego serca”. Ja, w nawiązaniu do słów Ewangelii, chciałabym napisać jednak po prostu o otwarciu domu dla Jezusa. Nie dokończyłam bowiem jeszcze myśli, którą chciałam się z Wami podzielić już w pierwszym zdaniu. Dla mnie najważniejszą częścią tej historii są te proste słowa: “przyjęła Go do swego domu”. To dużo ważniejsze niż najlepszy obiad, jaki mogła ugotować Marta. To element, bez którego Maria nie mogłaby spędzić czasu u stóp Nauczyciela. Otwarcie drzwi, przyjęcie Go do swojego domu – nie tylko jako gościa, ale po prostu jako domownika. Wtedy jest szansa na to, że zamiast skupiać się na walce z problemami, choć przez chwilę przeniesiemy swoją uwagę poza to, co nas przytłacza.

 

Gdy dźwiga się wielki ciężar, gdy plecy się pod nim uginają, ciężko patrzeć w inny sposób, niż w dół, pod nogi. Zaproszenie Jezusa do swojego domu, czyli do wszystkiego, co składa się na naszą codzienność, daje szansę na podniesienie wzroku i spojrzenie nie tylko na swój ciężar, lecz w Jego oczy. Wtedy można doświadczyć, że On jest “źródłem wszelkiej pociechy” – dlatego, że JEST BLISKO.

 

ZADANIE:

Otwórz dzisiaj drzwi Jezusowi. Jak? Jeśli to możliwe, w miejscu w którym spędzisz dziś najwięcej czasu, otwórz Pismo Święte. Niech Jego widok przypomina Ci o żywej obecności Słowa, które stało się Ciałem i zamieszkało (dosłownie) między nami.

Dorota
Dorota Sie 14 '17, 23:34

Jezus – Ogrodnik jest w dzisiejszym tekście bardzo cierpliwy wobec drzewa figowego (czyli Ciebie). Jest gotowy poczekać, poświęcić czas, siły i zdolności, by pomóc drzewu wydać owoce. Nie wie, czy to przyniesie efekt, ale jest gotowy na to poświęcenie.

 

Cierpliwe Miłosierdzie

Wprowadzenie do modlitwy

Od serca do Serca

Rekolekcje (nie tylko) dla Mam

SERCE JEZUSA, CIERPLIWE I WIELKIEGO MIŁOSIERDZIA

MODLITWA:

Tekst: Łk 13, 6-9 Nieurodzajny figowiec

Opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć”».

Na początku modlitwy zrób znak krzyża i poproś Boga o łaskę, by wszystkie Twoje intencje, czyny i działania (myśli, pragnienia), były w sposób czysty uporządkowane i skierowane ku Bogu, czyli ku Miłości.

Przeczytaj jeszcze raz dzisiejszy tekst i wyobraź sobie tę scenę. Zobacz jakiegoś właściciela sadu, który przychodzi i ogląda swoje drzewa. Mogą to być figowce, albo nasze pospolite jabłonie. Wsłuchaj się w jego rozmowę z ogrodnikiem, w argumenty obu stron. Zobacz, jaką decyzję podejmują.

 

Poproś teraz o konkretną łaskę tej modlitwy: o pozwolenie Bogu na przemianę swojego serca z kamiennego na serce z ciała.

 

Serce Jezusa jest bardzo cierpliwe. W zasadzie to zdanie zupełnie nie oddaje tego i jest nieudolną próbą określenia owej cierpliwości. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Marii Magdalenie Jezus ukazuje się po zmartwychwstaniu jako Ogrodnik, to wydaje się, że Jezus dzisiaj mówi o sobie jako ogrodniku. I warto tak na niego popatrzeć uświadamiając sobie, że praca ogrodnika wymaga olbrzymiej cierpliwości i miłosierdzia, jak również delikatności połączonej ze stanowczością. Dzieje się tak, ponieważ w tej pracy nie wszystko zależy od ogrodnika. Dużą rolę grają czynniki pogodowe, szkodniki, a także właściwości samego drzewa czy rośliny.

Święty Paweł, kiedy układa słynny hymn o miłości, cierpliwość stawia na pierwszym miejscu jako cechę tejże miłości. To ważna informacja. Cierpliwość jest więc formą miłości, sposobem, w jaki możesz kochać innych. Czasem chcemy się silić na coś więcej, ale zupełnie to nie wychodzi. Jedyne, na co możemy się zdobyć, to na cierpliwość. Czym byłaby cierpliwość? Można powiedzieć, że oznacza ona ścierpieć sytuację, na którą nie masz wpływu i którą trzeba jakoś przejść. To zgodzić się na to, co jest właśnie teraz, choć niekoniecznie jest to po Twojej myśli. Nie masz jednak wpływu na to, że tak jest, jak np. ogrodnik nie ma wpływu na pogodę. Łatwiej nam o cierpliwość, kiedy wiemy, że czynniki niesprzyjające wkrótce miną i nastaną okoliczności sprzyjające nam. Trudniej, kiedy wiemy, że na coś nie mamy wpływu i wcale nie jest pewne, że będzie lepiej. Tak się przedstawia sytuacja z drugim człowiekiem – on jest dzisiaj taki, jaki jest i nie zmieni się na nasze zawołanie, i wcale nie jesteśmy pewni, czy kiedykolwiek się coś zmieni. Jak go kochać z jego słabościami? Cierpliwość…

Jezus – Ogrodnik jest w dzisiejszym tekście bardzo cierpliwy wobec drzewa figowego (czyli Ciebie). Jest gotowy poczekać, poświęcić czas, siły i zdolności, by pomóc drzewu wydać owoce. Nie wie, czy to przyniesie efekt, ale jest gotowy na to poświęcenie. Cierpliwość i wielkie miłosierdzie idą tutaj w parze, ponieważ obie cechy są formą miłości. Jak to wygląda w Twoim życiu? Czy przyjmujesz cierpliwość Boga względem Ciebie? Czy masz dość cierpliwości wobec swoich bliskich? Wobec innych osób?

Na koniec modlitwy porozmawiaj o tym wszystkim z Jezusem i wypowiedz przed Nim to, co teraz czujesz lub decyzje, które podejmujesz.

 

REFLEKSJA:

Gdy byłam małą dziewczynką, podtrzymywałam znajomości z przyjaciółmi poznanymi w czasie wakacji dzięki pisaniu listów. Zazwyczaj wymienialiśmy wiadomości dość regularnie, co sprawiało, że z niecierpliwością wypatrywałam listonosza – bo może to właśnie dziś dostanę odpowiedź na list wysłany kilka czy kilkanaście dni wcześniej?

Wraz z nadejściem ery internetu, oczekiwanie towarzyszące wielu codziennym sytuacjom, zaczęło się coraz bardziej skracać. Wysłanie e-maila zajmuje sekundy, zdarza mi się więc co kilka minut odświeżać stronę z mailową skrzynką pocztową, bo nie mogę doczekać się jakiejś wiadomości. Irytuje mnie wolno ładująca się strona internetowa, bo przyzwyczaiłam się, że wiele informacji pojawia się natychmiast. To przyzwyczajenie jest tak silne, że irytacja pojawia się również w sytuacjach dnia codziennego, gdy spóźnia się pociąg lub kolejka w hipermarkecie przesuwa się z prędkością żółwia. Coraz trudniej jest mi czekać. Coraz częściej uważam, że mam prawo wymagać – od innych, od świata, a nawet od Pana Boga – by odpowiedzi na moje pytania czy prośby pojawiały się natychmiast.

 

Technologia rządzi się swoimi prawami, a sprzęt, którego używamy, jest coraz doskonalszy, czyli mniejszy, lżejszy i szybszy. Są jednak rzeczy, których nie da się przyspieszyć – i nie oznacza to wcale, że daleko im do doskonałości. Ziarenko, które wpada w ziemię, kiełkuje w swoim tempie. Choćbym stawała na głowie, wyda owoce w swoim czasie. Nie przyspieszy tego ani moja złość, ani próba wykonania części pracy za rozwijającą się roślinę. Owszem, mogę stwarzać jej jak najlepsze warunki rozwoju, podlewać i nawozić, ale na wzrost, czas kwitnienia, owocowania i zbiorów, muszę cierpliwie poczekać.

 

Cierpliwość jest dla mnie bardzo silnie związana z nadzieją. Gdybym nie miała nadziei na zebranie owoców z zasianych wcześniej ziaren, darowałabym sobie wszelkie wysiłki, bo nie miałyby sensu. Gdy jednak skupiam się na tym, że za jakiś czas skosztuję dobrych owoców, łatwiej mi czekać. Może więc tam, gdzie brakuje mi cierpliwości, powinnam prosić też o nadzieję? Może to nie brak cierpliwości jest moim prawdziwym problemem, ale brak wiary w to, że coś naprawdę może się zmienić w życiu moim lub innych osób?

 

Jezus, dobry Ogrodnik, zaprasza Cię do tego, żebyś Go naśladowała. Być może jest coś, co chciałabyś w sobie zmienić. Być może, jako osoba odpowiedzialna za innych (rodzic lub wychowawca), czekasz na taką zmianę w drugiej osobie. Pomyśl, ile razy próbowałaś forsować taką zmianę. Jak często działałaś na siłę albo wymagałaś od siebie lub innych szybkich efektów? Co stałoby się, gdybyś zamieniła słowo “muszę!” na słowo “dam sobie czas”? Gdybyś zamiast siły wybrała łagodność?

 

ZADANIE:

Zastanów się, które z Twoich zadań lub obowiązków Cię irytuje – co zazwyczaj chcesz zrobić jak najszybciej albo czego uniknąć? Dzisiaj postaraj się to zrobić wolniej, spokojniej, cierpliwiej. Nie chodzi jednak o to, żeby się umartwiać czy dokładać sobie ciężarów – spróbuj po prostu świadomie wybrać taki sposób postępowania. Jak się z tym czujesz?

Dorota
Dorota Sie 15 '17, 22:40

Trudno nam zaufać, że w wydarzeniach, które nas spotykają, Bóg nie zostawia nas samych. Że to jest właśnie On, choć my drżymy ze strachu. Jak uczniowie w łodzi, którzy zobaczyli postać chodzącą po wodzie.

Zbawienie ufających

Wprowadzenie do modlitwy i

Od serca do Serca

Rekolekcje (nie tylko) dla Mam

SERCE JEZUSA, ZBAWIENIE UFAJĄCYCH TOBIE

MODLITWA:

Tekst: Mt 14, 22–33 Jezus chodzi po wodzie

Zaraz też przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: «Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!» Na to odezwał się Piotr: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!» A On rzekł: «Przyjdź!» Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!» Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: «Czemu zwątpiłeś, małej wiary?» Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym».

 

Na początku modlitwy zrób znak krzyża i poproś Boga o łaskę, by wszystkie Twoje intencje, czyny i działania (myśli, pragnienia), były w sposób czysty uporządkowane i skierowane ku Bogu, czyli ku Miłości.

 

Przeczytaj jeszcze raz dzisiejszy tekst i wyobraź sobie tę scenę. Zobacz Jezusa, który pozostaje sam i się modli, a także uczniów, którzy płyną w nocy na drugą stronę jeziora. Zobacz, co się wydarzyło, posłuchał słów, które padły.

Poproś teraz o konkretną łaskę tej modlitwy: o pozwolenie Bogu na przemianę swojego serca z kamiennego na serce z ciała.

 

Jezus każe przeprawić się uczniom, zanim On do nich dołączy. Ale jak miał to zrobić? Przecież PKS wtedy nie kursował. A oni Go o to nie zapytali. Drugi brzeg jeziora był daleko. Więc Jezus wiedział, jak chce dołączyć do uczniów… Bóg wie, co robi, nawet gdy my tego nie rozumiemy. Czy wzbudza to w Tobie zaufanie? Może niekoniecznie, wszak lubimy wszystko wiedzieć i mieć wszystkie możliwości zabezpieczone. Szczególnie tam, gdzie mogłoby się coś nie udać lub pójść nie po naszej myśli. Zaufać… takie proste słowo, jednak mamy z zaufaniem bardzo wielkie problemy.

 

Trudno nam zaufać, że w wydarzeniach, które nas spotykają, Bóg nie zostawia nas samych. Że to jest właśnie On, choć my drżymy ze strachu. Jak uczniowie w łodzi, którzy zobaczyli postać chodzącą po wodzie. Prawda, że jest to widok niespotykany. Piotr prosi Jezusa, by mógł uczynić to, co On. Zaczyna iść po wodzie. Co mógł wtedy czuć? Co się w nim działo? Co się w Tobie dzieje, kiedy spotyka Cię coś tak zaskakującego, niespodziewanego, co wydawało Ci się niemożliwe, a jednak się wydarzyło?

 

Piotr zaczyna tonąć “na widok” silnego wiatru. Musiał go “zobaczyć”, żeby się przestraszyć, nie wystarczyło “poczuć”? Dziwne słowo, ale pokazujące, że zbawia nas to, na co patrzymy. W niebie będziemy Boga oglądać, patrzeć, kontemplować. Wydaje się więc, że Piotr zapatrzył się na coś, co nie zbawia. A jeśli nie zbawia, to zawsze zawiedzie, bo jest tylko stworzeniem, a nawet może przestraszać (przeląkł się wiatru). Można więc też powiedzieć, że patrzenie na Jezusa prowadzi do zaufania Mu, a więc i do zbawienia. Komu lub czemu ufasz w życiu? Gdzie szukasz zbawienia? Na kim lub na czym opierasz swoje życie, nie tylko w deklaracjach, lecz rzeczywiście?

 

Na koniec modlitwy porozmawiaj o tym wszystkim z Jezusem i wypowiedz przed Nim to, co teraz czujesz lub decyzje, które podejmujesz.

 

REFLEKSJA:

Choć święty Ignacy pisze o “ćwiczeniach duchowych”, rekolekcje to nie do końca czas duchowej siłowni. Nie chodzi o to, by wykonywać określone zadanie tylko po to, by potem stanąć przed lustrem, prężyć “duchowe muskuły” i podziwiać siebie, za to, jacy jesteśmy pracowici i wspaniali. Czasami owoców naszych działań i modlitwy nie widać od razu. Czasem wydają się być mniejsze, niż byśmy chcieli. Czy jednak naprawdę to właśnie to jest najważniejsze?

 

“Serce Jezusa, zbawienie ufających Tobie”. Nie zbawiam siebie samej przez to, że pracuję nad sobą. To Jezus jest jedynym Zbawicielem. Święty Ignacy pisze, że mamy działać tak, jakby wszystko zależało od nas, ale ufać Bogu tak, jakby całe powodzenie spraw zależało wyłącznie od Niego. Nasze wysiłki są więc ważne. To jednak Bóg jest tym, który jest “sprawcą i, chcenia i działania zgodnie z Jego wolą” (Flp 2, 13). To On jest źródłem życia i świętości, to On zbawia.

Mówi o tym również Imię Jezusa. Jeszua to krótsza forma imienia Jehoszua, które oznacza dosłownie “JHWH zbawia”. W Katechizmie Kościoła Katolickiego czytamy, że imię Jezus znajduje się w centrum modlitwy chrześcijańskiej (KKK 435) Samo powtarzanie tego Imienia jest modlitwą, gdyż Jego Imię zawiera Obecność, którą oznacza (KKK 2666)

 

ZADANIE:

Spróbuj przez jakiś czas powtarzać w myślach powoli imię Jezus. Jeśli chcesz, spróbuj modlić się w ten sposób w czasie wykonywania dzisiejszych obowiązków.

:

Dorota
Dorota Wrz 2 '17, 23:49
Życie pełne pasji

Wprowadzenie do modlitwy na 22 Niedzielę zwykłą, 3 września

Tekst: Jr 20, 7-9 oraz Mt 16, 21-27

Prośba: o łaskę życia w pełni, życia pełnego pasji i zaangażowania.

 

1.   Prorok skarży się, jakoby został przez Boga uwiedziony, tzn. oszukany. Dodaje zarazem, że sam dał się oszukać, pozwolił się uwieść. Człowiek uwiedziony to ktoś, kto dał się czymś oczarować, zachwycić, pociągnąć lecz jakby zostały przed nim ukryte konsekwencje tego, skutki uboczne, czy też coś, co jest nierozdzielnie związane z daną sprawą, lecz ma przykre konsekwencje. Jeremiasza uwiódł Bóg, powołując go i zapraszając do intymnej relacji bliskości, ale prorok nie przeczuwał, że wobec swoich braci będzie musiał ciągle przepowiadać przykre wydarzenia. Oni go z tego powodu odrzucają, a prorok czuje się rozdarty. Bóg go pociągnął, lecz ludzi odrzucają. Kiedy pragnie iść za ludźmi, wtedy ogień zaczyna trawić jego serce, ogień Boży przyzywający go – wszak Bóg jest źródłem jego życia, wszystkiego, kim jest i co ma. Jest to więc głębokie rozdarcie serca i bardzo silne przyciąganie. Spróbuj wczuć się w jego sytuację, spróbuj odnaleźć w tym również swoje uczucia, swoją pasję życia. Czy są one w Tobie?

 

2.   Jezus również mówi o pasji. Słowo to dla nas ma przynajmniej podwójne znaczenie. Tutaj Jezus mówi o swojej męce, która również jest Jego pasją życia, łączy więc oba znaczenia słowa. Na to nie chce zgodzić się Piotr, który reaguje bardzo zdroworozsądkowo. Według niego trzeba zrobić wszystko, by nie dopuścić do śmierci Jezusa. Jednak Jezus jest całkowicie zaangażowany w to, kim jest i co robi. Nie ma w nim nawet odrobiny zawahania. Każe Piotrowi zejść Mu z oczu, każe mu się odsunąć, by nie zasłaniał Mu drogi, by Mu jej nie blokował.

Bo Jezus świadomie wybiera to, co przed Nim. „Nikt mi życia nie odbiera, ja sam je daję…” – powie jeszcze przed męką. Wczytując się i rozważając dzisiejszy tekst spróbuj wejść w uczucia Jezusa i odkrywać również swoje uczucia związane z tym, co mówi Jezus. Może bliżej Ci do postawy Piotra? Pasja życia Jezusa, która kończy się pasją na krzyżu. Bo każde poważne zaangażowanie prowadzi do „śmierci”. Chrystus umiera, byś Ty mógł żyć. W Tobie zaś ma umrzeć stary człowiek (zatruty egoizmem i pychą), by narodził się nowy człowiek – z wody i Ducha, człowiek pokory i służby na wzór Jezusa. Czy tego chcesz? Czy jest to pragnieniem Twego życia? Czy jest to Twoją pasją?

Dorota
Dorota Wrz 6 '17, 00:09
Słowo pełne mocy

Wprowadzenie do modlitwy na wtorek, 5 września

Tekst: Łk 4, 31-37

Prośba: o doświadczenie mocy słowa Jezusa

1. W dzisiejszej scenie widzimy człowieka, który ma w sobie ducha nieczystego i będąc w synagodze, miota się i głośno krzyczy. Nikt z nas nie jest przyzwyczajony do takiego zachowania, zwłaszcza w miejscach publicznych lub w świątyni.  Jezus reaguje na to wszystko jednym zdaniem, po którym sytuacja diametralnie się zmienia: zły duch opuszcza opętanego, a zgromadzeni w synagodze ludzie są zdumieni tym, co stało się na ich oczach.

Spróbuj popatrzeć dzisiaj na to, czego na co dzień nie dopuszczasz do głosu. Być może tłumisz w sobie słowa, myśli, wątpliwości. Może jest coś, czego nie chcesz wypowiadać wprost przed Panem Bogiem, bo nie potrafisz tego zaakceptować albo uważasz, że „nie wypada”. Może są takie chwile, gdy udajesz, że problem nie istnieje, a jednocześnie czujesz, jak bardzo wewnętrznie miotasz się i masz ochotę krzyczeć z bezsilności. Zaproś dziś  Jezusa do tych przestrzeni w swoim życiu. Pozwól Jemu być Bogiem, być Zbawicielem – pozwól Mu działać.

 

2. Świadkowie cudu dziwili się, że słowo Jezusa jest pełne mocy. Wystarcza jedno zdanie, by uwolnić udręczonego człowieka: „zły duch rzucił go na środek i wyszedł z niego nie wyrządzając mu żadnej szkody.”

My niekiedy czekamy na coś więcej. Chcemy zadziwiających znaków, niezwykłych wydarzeń i wielkich emocji, zapominając, że przestrzenią, w jakiej możemy prawdziwie spotkać się z Jezusem, jest przede wszystkim modlitwa i wsłuchanie się w Jego Słowo. Spróbuj w czasie dzisiejszej modlitwy wsłuchać się w to, co Jezus chce powiedzieć Tobie – osobiście i tylko do Ciebie. Poproś Go, byś mógł doświadczyć, że Jego Słowo ma moc.

Dorota
Dorota Wrz 8 '17, 01:37

Niektórzy z nas mają bliżej do Maryi, inni dalej. Dziś opowiedz Jej o swoich nadziejach. A jeśli Twoje serce przygasło ze smutku i rozczarowania, to proś, by na nowo rozpalił się w Tobie płomień nadziei.

 

Zapraszamy do piątkowej modlitwy.

 

 

Bijące serce

Święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny

Wprowadzenie do modlitwy na piątek, 8 września Tekst: Mt 1,1-16.18-23

 

Proś o łaskę odrodzenia nadziei.  

 

Z ciebie Mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu

Dzisiejsze święto jest okazją, by spojrzeć na historię narodzin Maryi w szerszym kontekście. W Księdze Rodzaju złożona została pierwszą obietnica ostatecznego pokonania zła, które przyszło na świat przez brak zaufania i posłuszeństwa pierwszych rodziców. Nadzieja ta stopniowo rosła i ożywiała Izraelitów. Była niczym jedno serce, które biło przez pokolenia. Serce, które jednoczyło, dodawało otuchy, nadawało sens aktualnym wydarzeniom. Działo się tak do czasu, gdy Joachim i Anna otrzymali błogosławieństwo z Nieba i poczęła się Maryja, nadzieja Izraela – Matka Zbawiciela.

Niektórzy z nas mają bliżej do Maryi, inni dalej. Dziś opowiedz Jej o swoich nadziejach. A jeśli Twoje serce przygasło ze smutku i rozczarowania, to proś, by na nowo rozpalił się w Tobie płomień nadziei.  

 

Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra – Chronologia Jezusa jest dobrym sprawdzianem z wiedzy biblijnej. Pewnie niektóre imiona mówią Ci więcej, inne mniej. Jedni zasługują, by być uhonorowani pamięcią, o innych powinno się zapomnieć. Jest wśród nich paru sprawiedliwych i paru grzeszników. Trochę przeciętniaków i kilka niezwykłych postaci.

 

To trochę tak, jak w naszym życiu: za niektóre historię powinniśmy się wstydzić, innymi możemy się chwalić. Na którym etapie zmagań Ty jesteś? Czy może poznajesz dopiero Boga jak Abraham? Może jak Dawid ciągnie się za Tobą widmo grzechu? Jak Salomon pogubiłeś się w pysze i zadufaniu? Może jesteś jak Izraelici w czasie przesiedlenia babilońskiego, kiedy odebrano im wszystko to, co znali? Co możesz zrobić, by ostatecznie poprzez Twoja historię okazała się chwała Boga?

Edytowany przez Dorota Wrz 8 '17, 01:39
Dorota
Dorota Wrz 15 '17, 21:27
Słuchać i owocować

Wprowadzenie do modlitwy na sobotę, 16 września

Tekst: Łk 6, 43-49

Nie jest dobrym drzewem to, które wydaje zły owoc, ani złym drzewem to, które wydaje dobry owoc. Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo; nie zrywa się fig z ciernia ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta. Czemu to wzywacie Mnie: Panie, Panie, a nie czynicie tego, co mówię? Pokażę wam, do kogo podobny jest każdy, kto przychodzi do Mnie, słucha słów moich i wypełnia je. Podobny jest do człowieka, który buduje dom: wkopał się głęboko i fundament założył na skale. Gdy przyszła powódź, potok wezbrany uderzył w ten dom, ale nie zdołał go naruszyć, ponieważ był dobrze zbudowany. Lecz ten, kto słucha, a nie wypełnia, podobny jest do człowieka, który zbudował dom na ziemi bez fundamentu. [Gdy] potok uderzył w niego, od razu runął, a upadek jego był wielki.

 

Prośba: o łaskę poznawania prawdy o sobie i o wierność Bogu.

 

1.   Serce człowieka jest rozdwojone przez grzech, często chce dobrze, ale robi źle. Mogą się więc pojawiać zarówno owoce dobre, jak i owoce złe. Nie ma tutaj jasności i żaden człowiek nie jest ani w pełni dobry, ani całkowicie zły. Poznawanie siebie służy właśnie temu, by umieć rozróżnić w sobie te miejsca, przestrzenie, gdzie wydajemy dobre owoce (aby być wdzięcznymi Bogu i móc nimi karmić innych), oraz miejsca, gdzie wydajemy złe owoce (aby prosić Boga i ludzi o wybaczenie oraz odrzucać zło, stawiać mu w swoim życiu granice). Po owocu poznaje się drzewo – czy znasz siebie? Jak bardzo? Jakie owoce w sobie rozpoznajesz? W których miejscach (rzeczywistościach swojego życia) odnajdujesz dobre owoce, a w których złe? Gdzie potrzebujesz wprowadzić więcej porządku w swoim życiu?

 

2.   Pan Jezus porównuje serce człowieka do skarbca. Jesteś skarbem, jednak mogą się w nim znajdować zarówno monety prawdziwe, jak i fałszywe. I Pan dookreśla, gdzie znajduje się prawda, a gdzie fałsz, kiedy mówi o ludziach słuchających Go. Zakłada, że wszyscy Go słuchają, jednak można Jezusa słuchać i nie usłyszeć. Bo usłyszeć oznacza wcielić słowo w życie, wręcz stać się Słowem (czyli podobnym do Chrystusa). To jest budowanie na skale i trwałym fundamencie. Gdzie budujesz? Czy naprawdę Jezus jest Twoim fundamentem? Nie przez to, że Go słuchasz, chodzisz do Kościoła czy nawet się modlisz, ale przez to, że przestrzegasz Jego przykazań (np. miłujcie waszych nieprzyjaciół, módlcie się za prześladowców, itd.), że wcielasz słowo w czyn, w swoje życie. Wtedy żadna wichura nie zmiecie domu Twego serca, które będzie zakorzenione w Bogu.

Dorota
Dorota Wrz 20 '17, 22:45

Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije; a wy mówicie: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników. Łk 7, 31-35

Jezus zaprosił mnie dzisiaj do odkrycia w sobie, zdemaskowania takiego wewnętrznego malkontenta, któremu nic nie pasuje. Jego ulubione powiedzenia to: nie da się, nie opłaca się, nie warto, za trudne, szkoda czasu… Zawsze coś. Zawsze coś nie pasuje, zawsze źle. Świeci słońce – źle, bo razi i za gorąco, pada deszcz – źle, bo zimno i mokro. Wszystko jest nie tak, nie na teraz, i nawet bez sensu.

 

Tacy byli współcześni Jezusowi, szczególnie elity: faryzeusze, uczeni w Prawie, starszyzna. Obserwowali z daleka Jana Chrzciciela, ale nie dali się ochrzcić, nie przyjęli nawrócenia. Obserwowali Jezusa (a czasem nawet chodzili za Nim i śledzili Go) i choć widzieli znaki i cuda, słyszeli słowa pełne mocy – zostali na swojej pozycji, mocno obronnej, mocno okopanej, mocno zamkniętej i „nieprzemakalnej”.

 

To samo grozi każdemu. Mi szczególnie. Poczułem się dziś zaproszony do demaskowania w moim sercu tego, co nie pozwala mi jeść i pić, a więc smakować życie. Zdemaskować to, co blokuje we mnie przepływ życia, wrażliwości, czucia. Jezus jest nazwany żarłokiem i pijakiem, to znaczy że tak bardzo smakuje życie, że aż Mu po brodzie cieknie. To Człowiek, który przeżywa życie całym sobą i o jego pięknie, o Bożym zamyśle wobec życia opowiada pełną piersią. Tak bardzo smakuje życie, tak bardzo się w nim zanurza, że mniemają, iż jest przyjacielem grzeszników i celników. Rzeczywiście staje się przyjacielem celników i grzeszników, jednak nie przez obżarstwo i pijaństwo, lecz przez pełnię życia, które objawia się w Miłosierdziu.

 

 

Wstań z kanapy. Nie dystansuj się od siebie i ludzi. Ani od Boga, którego możesz znaleźć we wszystkich rzeczach i osobach. Smakuj życie tak bardzo, żeby Ci ciekło po brodzie. Zaangażuj się, ile tylko zdołasz. Bo to byłby niebywały komplement zostać nazwany żarłokiem i pijakiem – jak Jezus.

o. Grzegorz Ginter SJ

Dorota
Dorota Wrz 26 '17, 21:56
Rodzina

Wprowadzenie do modlitwy

Tekst: Łk 8,19-21

Prośba: o doświadczenie bliskości Jezusa

 

1.  „Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je.” Słuchanie i wypełnianie słowa Bożego sprawia, że Jezus nazywa nas swoją rodziną. Tym, co łączy nas silniej niż ludzkie więzy krwi jest chęć wypełniania woli Ojca. Zadanie „słuchania i wypełniania słowa Bożego” może wydawać się trudne i wyglądać jak wysoko postawiona poprzeczka, do której nie zawsze potrafimy doskoczyć. Dla Jezusa liczą się jednak nie spektakularne efekty, ale wierność w małych rzeczach. Popatrz na drobne wydarzenia tego dnia, na chwile, w których wybrałeś wierność Słowu i pójście za Bożą podpowiedzią, choćby był to drobiazg. Pomyśl, w jaki sposób patrzył na Ciebie Jezus, widząc to Twoje małe zwycięstwo. Co było w tym wzroku? Miłość? Duma? Zachęta do podejmowania kolejnych wysiłków w walce o dobro? Porozmawiaj z Nim o tym.

 

2. Ci, którzy starają się być posłuszni Słowu, są braćmi Jezusa, a więc stanowią jedną rodzinę. To w Niego powinniśmy być zapatrzeni tak mocno, że stanie się On ważniejszy niż wszystkie podziały, jakie są między nami. Popatrz przez chwilę na to, w jaki sposób postrzegasz Kościół. Czy to tylko instytucja czy prawdziwa wspólnota? Na ile włączasz się w działanie w swojej wspólnocie czy parafii? Czy potrafisz spojrzeć na swoją przynależność do Kościoła jak na bycie włączonym w wielką rodzinę, która chce wspólnie czynić dobro na chwałę Tego, kogo bardzo kocha?

Bożena
Bożena Lis 15 '17, 07:30
7 rad na walkę z pokusami – św. Jan Maria Vianney  

Zapraszamy na porcję dobrych rad od francuskiego kaznodziei!

Gdybyśmy w czasie pokus maszerowali zawsze jak dzielni żołnierze, umielibyśmy wznosić swe serca ku Bogu i odzyskalibyśmy odwagę. Lecz zwykle wolimy stać z tyłu i mówimy sobie “Wystarczy mi, żebym został zbawiony, nic więcej mi nie potrzeba. Wcale nie chcę być świętym”. Jeśli nie zostaniesz świętym, zostaniesz potępionym – nie ma niczego pośrodku.

Anioł Stróż stale jest przy nas z piórem w ręku, by zapisywać skrzętnie nasze zwycięstwa. Każdego ranka trzeba sobie mówić “Mam kolejny dzień na to, aby zdobyć niebo, wieczorem bowiem walka może być już zakończona”.

Ofiarujcie pokusy w intencji nawrócenia grzeszników, gdyż to zniecheca szatana i odpędza go, ponieważ pkusa obraca się wówczas przeciw niemu samemu. Odwagi! Jeśli tak będziecie czynić, diabeł zostawi was w spokoju.

Diabła spotykamy na każdym kroku i na każdym kroku stara się on zagrodzić nam drogę do nieba, lecz zawsze i wszędzie możemy być w tej walce zwycięzcami. Z tą walką bowiem rzecz ma się inaczej niż z innymi. W ludzkich walkach nigdy nie można być pewnym zwycięstwa; w tej zaś, jeśli chcemy, zawsze możemy być pewni zwycięstwa z pomocą łaski Bożej, której nam Pan nie odmówi, gdy poprosimy. Gdy się nam zdaje, że już wszystko stracone, wystarczy zawołać: «Panie, ratuj, bo giniemy!». Pan bowiem jest stale obok nas, patrzy na nas przyjaźnie, uśmiecha się i mówi: «Widzę, że Mnie kochasz, że naprawdę Mnie kochasz»”.

Najczęstszymi pokusami są pycha i nieczystość. Jednym z najlepszych sposobów walki z nimi jest aktywne życie na chwałę Bożą. Tymczasem tak wielu ludzi poddaje się słabościom i nieróbstwu, nic więc dziwnego, że diabeł trzyma ich pod pantoflem.

Podobnie jak dobry żołnierz nie boi się walki, tak dobry chrześcijanin nie powinien obawiać się pokus.Każdy żołnierz jest dzielny w koszarach, lecz dopiero na polu bitwy okazuje się, który jest odważny, a który jest tchórzem.

Jak na wojnie wszędzie wystawia się wartowników, by wypatrywali, czy nie zbliża się wróg, podobnie stale musimy być czujni, czy nieprzyjaciel nie zastawia na nas jakichś pułapek i czy nie próbuje w jakiś sposób nas podejść. Albo chrześcijanin panuje nad swoimi namiętnościami, albo one panują nad nim; nie ma nic pośredniego.

Bożena
Bożena Gru 28 '17, 08:48
Modlitwa Tomasza a Kempis Litania Pokory do Jezusa


O, Jezu cichy i pokornego serca, wysłuchaj mnie. 
Wyzwól mnie, Jezu z pragnienia aby być cenionym, 
z pragnienia aby być lubianym, 
z pragnienia aby być wysławianym, 
z pragnienia aby być chwalonym, 
z pragnienia aby wybrano mnie przed innymi, 
z pragnienia aby zasięgano mojej rady, 
z pragnienia aby być uznanym, 
ze strachu przed poniżeniem, 
ze strachu przed wzgardą, 
ze strachu przed skarceniem. 
ze strachu przed zapomnieniem, 
ze strachu przed wyśmianiem, 
ze strachu przed skrzywdzeniem, 
ze strachu przed podejrzeniem. 

I także Jezu, daruj mi te łaskę bym pragnął... 
aby inni byli więcej kochani niż ja, 
aby inni byli wyżej cenieni ode mnie, 
aby w oczach świata inni wygrywali, a ja bym przegrywał, 
aby inni byli wybierani, a ja bym był pozostawiony, 
aby inni byli chwaleni a ja bym był niezauważony, 
aby inni byli we wszystkim uznani za lepszych ode mnie, 
aby inni mogli stać się świętszymi ode mnie, 
o ile tylko ja będę tak święty jak powinienem, 

Amen. 

Bożena
Bożena Sty 10 '18, 07:43
Moc Słowa

Wprowadzenie do modlitwy na wtorek, 9 stycznia

Tekst: Mk 1,21-28

Prośba: o zgodę na działanie Boga w moim życiu

1. Scena, której jesteśmy dziś świadkami jest pierwszym cudem, jaki opisuje św. Marek. Jezus wraz z uczniami przychodzi do Kafarnaum, miasta liczącego trochę ponad 1000 mieszkańców. Obok niego przebiegał ważny szlak handlowy, a zatem spotykały się tu różne kultury. Jako miasto leżące w pasie granicznym, było też miejscem poboru opłat celnych. Zatem Jezus nie przychodzi do stolicy, do wielkiego miasta, ale zaczyna od przygranicznej miejscowości. I tu zaczyna nauczać z mocą i uwalnia opętanego. Pomyśl przez chwilę o tych przestrzeniach Twojego życia, które zepchnąłeś na margines i nie chcesz, żeby tam ktokolwiek zaglądał, włącznie z Jezusem. Może to dzisiejsze słowo jest impulsem, by jednak zaprosić tam Jezusa. Ty nie musisz tam wchodzić, jeżeli nie chcesz, nie czujesz się na siłach, ale Jezus może właśnie tam chce rozpocząć nauczanie z mocą.

2. Jezus zachowuje się inaczej, niż znani słuchaczom uczeni w Piśmie. Nie odczytuje Słowa, ale je głosi z mocą. Z Jego sposobu mówienia przebija się coś, co wprawia słuchaczy w zdumienie. Głosi tak, jakby z doświadczenia wiedział o czym/kim mówi. Jeszcze niedawno usłyszał od Ojca: Ty jesteś moim Synem. Doświadczył kuszenia na pustyni. Dopiero co Jego kuzyn Jan Chrzciciel został uwięziony. I będąc w takim kontekście Jezus naucza – zapewne po prostu wziął i czytał przeznaczony na dany dzień fragment Tory oraz go komentował. Ale robi to inaczej… Przypomnij sobie fragment Słowa Bożego, który w ostatnim czasie mocno Cię poruszył. Co to było za Słowo, czego dotknęło, w jakim kontekście je usłyszałeś? Słowo Boga ma moc uczynić to, co oznacza i z czym zostało posłane. Pozwolisz Mu na to?

Strony: « 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 »