Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
Dziś kolejny dzień Nowenny za powrót mojego ukochanego... Nic się między nami nie zmienia, chyba. Kontakt mamy minimalny do granic możliwości. Ciągle sobie powtarzam, że Bóg przecież nie jest koncertem życzeń...Że modlę się i nagle to dostanę... Jednak ciągle mam myśli, że to wszystko się odratuje... Że nasz związek dostanie drugą szansę i będziemy szczęśliwie się kochać tak jak jeszcze dwa miesiące temu... Bardzo tęsknię za moim ukochanym. Jego obojętność wobec mnie sprawia mi przykrość, ale to nic. Modlę się i jestem przepełniona spokojem i myślami, że uda się. Że Bóg wysłucha moich próśb o przemianę serca mojego ukochanego i znów będziemy razem... Trwam. Wierzę. Mamusiu na górze Przenajświętsza... Pomóż mi proszę.
Szary dzień. Kropi deszcz. Czwartek godzina 16, adoracja, kościół parafialny w dosyć sporej wsi na Pomorzu.
W środku ksiądz, Jezus i ja. Przychodzi matka z dzieckiem. Okazuje się, że oboje do spowiedzi. Przychodzi jeszcze starszy pan i jedna pani. Oczekują na mszę. Matka z dzieckiem wychodzą przed jej rozpoczęciem. Ksiądz nie doczekał się na ministranta. Sam sprawdza, czy ma wszystko co potrzebne. Po dziesiątce różańca zaczyna się Eucharystia. "Wielbię Ciebie" było jedyną odśpiewaną pieśnią. W powietrzu unosi się smutek. Smutny ksiądz.
Smutny Jezus. Dał się dla nas zabić, a my jak upamiętniamy Jego ofiarę?
Przychodzą myśli. Mi też nie chciało się dzisiaj przyjechać tutaj. Chciałem raczej organizować sobie drewno na opał. Wtedy byłaby to msza dla dwóch osób. A co jeśli te dwie by nie przyszły? A ile osób jest w tej chwili w jednym z trzech sklepów w tej wsi? W tym, w którym zbiera się stała ekipa z okolicy. Wyobrażam sobie księdza odprawiającego mszę bez wiernych. To bardzo smutne.
Odnoszę wrażenie, że jest to jakiegoś rodzaju pustynia. Że gorzej już (tak bardzo) być nie może. Że Bóg z tego "nic" wzbudzi coś Jemu miłego. Oby tylko ten biedny ksiądz udźwignął ten krzyż.