Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
O naśladowaniu Chrystusa, Księga II, Rozdz. 7 i 11Rozdz. 7,
1. Błogosławiony, kto rozumie, co znaczy kochać Jezusa i dla Jezusa zaprzeć się siebie.
Dla tego Umiłowanego trzeba opuścić wszystko, co nam drogie, gdyż Jezus chce być kochany nade wszystko. Miłość stworzenia jest zwodnicza i niestała; miłość Jezusa wytrwała i wierna.
Kto się przywiązał do stworzeń, upadnie z tym, kto upada; kto objął mocno Jezusa, będzie utwierdzony na wieki. Jezusa kochaj i miej za przyjaciela, choćby cię wszyscy odeszli;
On cię nie opuści i nie pozwoli ci zginąć. Czy chcesz, czy też nie, będziesz musiał kiedyś z wszystkimi się rozstać.
2. Żyją c i umierając, trzymaj się Jezusa i powierz siebie Jego wierności; On jeden może cię wspomóc, kiedy cię wszyscy opuszczą. Umiłowany twój chce cię całego: pragnie sam posiadać twe serce i mieć w nim swój tron królewski. Gdybyś się umiał uwolnić od stworzeń, Jezus chętnie by z tobą zamieszkał. Stracisz niemal wszystko, co oprzesz na ludziach, a nie na Jezusie. Nie zawierzaj chwiejnej trzcinie ani się nie wspieraj na niej, bo wszelkie ciało trawa, a wszelka chwała jego jak kwiat polny. Uschła trawa i opadł kwiat. (Iz 40, 6-7)
3. Łatwo się zawiedziesz, jeśli będziesz zważał na zewnętrzne pozory ludzkie.
Jeżeli u drugich szukasz pociechy i korzyści dla siebie, częściej chyba doczekasz się szkody.
Jeżeli we wszystkim szukasz Jezusa, znajdziesz niezawodnie Jezusa. Szukając samego siebie, znajdziesz siebie, ale na swoją zgubę. Człowiek nie szukający Jezusa szkodzi sobie bardziej, niżby mu szkodził cały świat i wszyscy jego wrogowie.
Rozdz. 11,
1. Ma teraz Jezus wielu miłośników swego królestwa niebieskiego, ale mało, którzy by chcieli Jego krzyż dźwigać. Ma wielu pragnących pociechy, niewielu gotowych na cierpienie. Znajduje licznych uczestników stołu, ale mało gotowych do postów. Wszyscy pragną się z Nim weselić, ale rzadko kto cokolwiek cierpieć. Wielu idzie za Jezusem aż do łamania chleba, lecz niewielu aż do wychylenia kielicha męki. Wielu podziwia Jego cuda, mało kto chce z Nim dzielić zelżywości krzyża. Wielu Go kocha, dopóki nie spotykają ich przeciwności. Wielu Go wielbi i błogosławi, dopóki im zsyła pociechy.
Skoro zaś Jezus się ukryje i choćby na chwilę zostawi samych, wtedy albo się skarżą, albo zupełnie upadają na duchu.
2. Ci, którzy kochają Jezusa dla Jezusa, a nie dla jakiejś własnej pociechy, ci błogosławią Go zarówno we wszelkim utrapieniu i ucisku duszy, jak pośród największego wesela.
I choćby nawet nigdy nie raczył ich uradować, oni zawsze jednako by Go chwalili i chcieli Mu składać dzięki.
3. Ileż może czysta miłość Jezusa, wolna od osobistych korzyści lub miłości własnej!
Czy nie należy nazwać najemnikami tych wszystkich, co zawsze szukają pociech?
Czy nie są większymi miłośnikami samych siebie aniżeli Chrystusa ci, którzy myślą nieustannie o swych wygodach i korzyściach?
Czy znajdzie się taki, co by chciał Bogu służyć bezinteresownie?
4. Rzadko spotyka się człowieka tak uduchowionego, który z wszystkiego by się ogołocił.
Albowiem prawdziwie ubogiego duchem, wolnego od przywiązania do rzeczy stworzonych któż znajdzie ?
Daleko i od ostatecznych granic cena jego . (Por. Prz 31, 10).
Kiedy w obliczu śmierci stałam odnalazłeś mnie Ty, Panie...
Rozpaliłeś moje serce , by rozgorzało ono miłością do Ciebie, a ta miłość moja to ciągłym moim umieraniem się okazała.
Wspólnota...to w niej ma miłość do Ciebie wzrastała. Wspólnota ma być przezroczysta – hasło, które często słyszałam po wstąpieniu do niej. Fajnie było znaleźć się w takim towarzystwie, dopóki nie zrozumiałam , że to ja tą przezroczystą mam być...I jeśli krzyżem dla innych jest choroba, ból , cierpienie jakieś, niepowodzenia w miłości czy w życiu, to ja tym krzyżem nazywałam ciągłą przemianę siebie, która - jak widać z tego nabożeństwa - dalej ma trwać. Bo ogałacanie siebie , swego ludzkiego ducha , swego „ja” to faktycznie było krzyżem dla mnie, Ty sam Panie widziałeś te moje bunty, lęki , że czemuś nie podołam , mój płacz niekiedy – bo nie potrafię... A Ty, Jezu patrzyłeś ciągle na mnie oczami pełnymi miłości. Gdy upadałam widziałam znów ogrom tęsknoty w nich ...Ty dobrze wiesz, jak ten Twój tęskniący wzrok na mnie działał – wstyd , ale i ochota do walki .Dziękuję Ci , Panie , że niekiedy miałeś mnie dość takiej i przychodziłeś z swoją Mocą i sam wypalałeś we mnie to, co Tobie się nie podobało...
W nabożeństwie tym pokazałeś mi jednak, Jezu coś, co ja od dłuższego czułam, ale nie rozumiałam - jak inaczej można iść do Ciebie i się tak nie szarpać. To pojęłam w pewnym dniu mych rozważań tego nabożeństwa dopiero. Modlitwa, modlitwa, modlitwa...nie ta, której wymaga moja formacja wspólnotowa, ale ta do Twojej Matki konkretna i nie odklepana , tylko sercem, w Twoim Duchu wypowiedziana. Widziałam już zmiany we mnie podczas pierwszej mojej Nowenny Pompejańskiej, ale nigdy by mi do głowy nie przyszło, że taki początek drogi do Ciebie winien być, bo tylko wtedy wszystko w duchu łagodności, cierpliwości i miłości biegnie. No cóż, Panie mój ... tylu Twoich Świętych czytałam, a dopiero przez św. Ludwika do mnie przemówiłeś, dzięki Ci , że otworzyłeś mi oczy i uszy znów …
Miłość do Ciebie , Panie Jezu to ciągłe umieranie moje...
Już nie jest to moim krzyżem , gdy poznałam Twoją Mamę...Ból rodzenia Ciebie we mnie jest już słodki ...„jak słodki jest Twój głos i Twarz pełna wdzięku – ukaż mi , Panie swą Twarz”...
Moja Tablica