Loading...

Blog dorotak

Znamy dobrze tzw. współczesny model człowieka - nowoczesny, w pełni zadowolony z siebie, samowystarczalny, który nie cierpi i cierpieć nie zamierza - zgadzam się z tą wersją jak najbardziej. Najłatwiej powiedzieć można, że szatana po prostu nie ma, bądź jest średniowiecznym zabobonem.
   Taka ucieczka od zagrożenia nie jest skuteczna, a przeciwnie - daje pełne pole złemu (specjalnie z małej litery) do działania, czego efekty możemy oglądać coraz wyraźniej. Prawdą jest, że zło nieustannie daje o sobie znać, jednak większość ludzi o wpływie demonicznym nie wiedzą, bądź nie chcą wiedzieć - czemu? Bo owy wykreowany model współczesności ich zaślepia.
    Przedstawiam tu wspomniane wyżej furtki dla złego ducha - zagrożenia dla każdego człowieka by mógł je w spokoju przejrzeć i spokojnie zastanowić się nad swoim życiem doczesnym

Oto one:

1) numerologia
2) korzystanie z usług jasnowidza
3) czytanie horoskopów
4) wizyty u wróżki i astrologa, telewizja - programy ezoteryczne
5) czytanie gazet typu "Wróżka", "Szaman", itp. , książek ezoterycznych
6) karty tarota, senniki
7) czytanie i korzystanie z podręczników magii i czarów, księgi zaklęć
8) przeklinanie kogoś i odsyłanie go do złego ducha, przekleństwa w rodzinie
9) wywoływanie duchów chociażby w dzieciństwie
10) czynny lub bierny udział w seansach spirytystycznych
12) okultyzm, udział w czarnej mszy satanistycznej
13) czytanie biblii szatana i o praktykach okultystycznych
14) przyzywanie złego ducha - świadomie lub dla żartów
15) układy ze złym duchem, pakty, cyrografy
16) uczestniczenie w koncertach, prywatkach, dyskotekach z muzyką satanistyczną, wrogą chrześcijaństwu, o treściach przeciwko Panu Bogu lub wzywających do kultu osób
17) słuchanie muzyki techno, udział w koncertach
18) praca w firmach lub dla firm związanych z obcymi kultami lub satanizmem
19) noszenie, trzymanie w omu znaków kultystycznych lub satanistycznych - pentagram, znak węża, smok, a także amuletów, talizmanów, pierścienia Atlantów i innych
20) demoniczne gry komputerowe: Diabolo itp
21) biżuteria z Egiptu, Indii, Chin, Japonii z tajemniczymi znakami, napisami
22) magiczne figurki, bożki, posążki
23) szkodzenie innym przez praktyki czarnej magii: woodoo itp
24) wizyty u szamana
25) feng shui, walki wschodnie, aikido, otwieranie się na energię kosmiczną
26) medytacje wschodnie, joga, medytacja transcendentalna
27) wizyty u Harrisa, bioenergoterapeutów, uzdrowicieli
28) praktyki pseudouzdrowicielskie: Reiki ( zwłaszcza powyżej I stopnia )
29) otwieranie czakramów
30) przyjmowanie leków homeopatycznych oraz energetyzowanych oferowanych przez "uzdrowicieli"
31) oglądanie programów, udział w seansach, podczas których przekazywano jakąś "energię"- Nowak, Kaszpirowski
32) medycyna tybetańska, chińska, masaże energetyczne, masaż polinezyjski
33) irydologia, akupunktura, kinezjologia
34) uzdrowicielski dotyk
35) hipnoza, wprowadzanie w trans
36) metody Silvy
37) radiestezja, zabawy z wahadełkiem
38) terapia Helingera - spirytyzm inaczej
39) kurs pozytywnego myślenia
40) Harry Potter i Witch - gazetka dla dziewcząt z magicznymi gadżetami
41) aborcja, pornografia, grzechy nieczyste, zatajone na spowiedzi
42) brak przebaczenia drugiej osobie, sobie lub Panu Bogu
43) nienawiść, zazdrość, gniew, pycha, chciwość
44) tai-chi
45) diagnostyka paramedyczna, metoda Oberonu
46) metody szybkiego uczenia się języków
47) metody szybkiego energetycznego wychodzenia z uzależnień.

Te furtki można łatwo otworzyć ale zamknąć można je tylko w Sakramencie Pokuty!
Bardzo często pozostałością po nich są lęki - powiedz o nich spowiednikowi.

http://odnowasochaczew.pl/furtki-dla-zlego-ducha
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus


             Kiedy bardzo cierpię (...), kiedy spotka mnie coś ciężkiego, przykrego, to zamiast przybierać smutny wyraz twarzy, odpowiadam na to uśmiechem. Z początku nie zawsze to mi się udawało; obecnie weszło mi to w zwyczaj i jestem szczęśliwa, że sobie go przyswoiłam.
- Czemu dziś, od samego rana jesteś tak wesoła - zapytała (...) matka Agnieszka od Jezusa.
- Miałam dwie małe przykrości, o, bardzo dotkliwe... nic tak nie sprawia mi małych radości, jak małe przykrości.
A innym razem:
- Wiele dziś miałaś doświadczeń, prawda?
- Tak, ale... przecież je kocham!... Kocham wszystko, co mi Bóg daje.
- To straszne, ile ty cierpisz!
- Nie, to nie straszne; mała ofiara miłości nie może uważać za straszne tego, co przysyła jej Oblubieniec. On mi daje na każdą chwilę tyle, ile znieść mogę; nie więcej; a jeżeli za chwilę zwiększy me cierpienie, to zwiększy również i moją siłę. Mimo to nie mogłabym Go prosić o większe cierpienia, bo jestem za mała; wtenczas stałyby się one moimi własnymi cierpieniami, i musiałabym sama je znosić; a ja nigdy nie umiałam nic czynić sama.
(...)
Pewnego wieczoru, podczas godziny wielkiego milczenia, przyszła siostra infirmerka, by położyć mi u nóg bańkę z gorącą wodą i posmarować mi piersi jodyną. Trawiona gorączką, pożerana pragnieniem, poddawałam się jej zabiegom, ale nie mogłam powstrzymać się, by nie poskarżyć się Panu naszemu: "Mój Jezu - powiedziałam Mu - widzisz sam, jak goreję, a jeszcze gorąca i ognia mi dodają! O, gdybym zamiast tego wszystkiego miała choć pół szklanki wody, jakąż by mi to przyniosło ulgę!... Jezu mój! Dziecię Twoje jest bardzo spragnione! Ale cieszy się, że brak mu tego, co konieczne, bo do Ciebie może stać się podobniejsze i przyczynić się do zbawienia dusz". Infirmerka wyszła i miała powrócić dopiero nazajutrz rano. Jakież tedy było moje zdziwienie, gdy w kilka minut później przyszła niosąc orzeźwiający napój. "W tej chwili przyszło mi na myśl - rzekła do mnie - że może siostra ma pragnienie, postanowiłam odtąd co wieczór przynosić ten napój". Patrzyłam na nią zdumiona; a gdy zostałam sama, zalałam się łzami. O! Jak dobry jest nasz Jezus! Jak jest delikatny i troskliwy! Jakże łatwo wzruszyć Jego serce!

Grażyna Wojtowicz  http://www.niedziela.pl/artykul/52435/nd/Radosc-w-cierpieniu

Jeśli chcesz być szczęśliwy,
musisz nauczyć się cierpieć.

Czy możliwe jest, żeby cierpieć i jednocześnie mieć radość? Tak, to jest możliwe. Kiedy lekarz oznajmił ci, że jesteś nieuleczalnie chora, przeżyłaś szok. Jeszcze nie potrafisz wyjść z osłupienia, ale nie wpadaj w panikę. Przecież, oprócz ciebie, jest wielu ludzi w takiej sytuacji. Oni muszą żyć dalej, więc i ty musisz. Tę bolesną diagnozę potraktuj jako kolejne wyzwanie. Podejmowałaś różne niełatwe wyzwania w swoim tzw. zdrowym życiu, to także podejmiesz. Jak? Nie pytaj Pana Boga: Dlaczego ja? - tylko powiedz: Boże, daj mi siły. Z wiarą i nadzieją powtarzaj te słowa jak najczęściej.
Otrzymasz dość sił do walki z chorobą. Masz do wyboru: walczyć z nią albo się poddać, czyli być jej niewolnikiem. Człowiek jest wolną istotą i dlatego nie powinien dać się zniewolić, również chorobie. Czeka cię trudna walka. Pamiętaj jednak, że to ty masz chorobę, a nie ona ciebie. Nie możesz pozwolić, by nad tobą zapanowała. Ciągle z nią walcz, chociaż będzie ograniczała twoją fizyczną sprawność, powodując ból. Musisz ten ból zaakceptować, ponieważ on już z tobą zostanie jako nieodłączny towarzysz. Zwiększy się, jeśli zechcesz aktywnie funkcjonować, jeśli będziesz wykonywać niektóre czynności. Natomiast, kiedy uda ci się je wykonać choć w niewielkim stopniu, będziesz miała dużą radość. Jak żyć z chorobą? Jak godnie cierpieć? Nie ma na to gotowej recepty. Wszak ty takich wątpliwości mieć nie powinnaś, jako że Ojciec Święty Jan Paweł II jest twoim Przewodnikiem i Nauczycielem. Odpowiednich wskazówek szukaj też u ks. Twardowskiego, w jego poezji i prozie.
Choroba może mieć swoje jasne strony. Czyż to nie jest radosne, gdy znajomi i przyjaciele ciebie podziwiają? Mówią, że jesteś dzielna, mimo wszystko uśmiechnięta i wcale nie użalasz się nad sobą. Stwierdzają, że nie wyglądasz na chorą osobę, że dajesz im niemałą porcję pozytywnej energii. Może zdarzyć się i tak, że nagle pojawią się twoi dawni znajomi, koledzy z lat szkolnych, którzy zechcą wspierać cię duchowo. Całe to zdarzenie sprawi ci radość, a wszystko stanie się dzięki - paradoksalnie - twojej chorobie.
Kiedy ktoś zachowa się niewłaściwie, gdy niesprawiedliwie i krzywdząco ciebie potraktuje - cierpisz psychicznie. Czasami ból duszy jest trudniejszy do zniesienia aniżeli ból fizyczny. Jaką radość można znaleźć w tym moralnym cierpieniu? Taką..., że umiesz wybaczać.
Człowiek, który łatwo się poddał i nie podjął walki z chorobą, jest człowiekiem małej wiary. Przede wszystkim nie uwierzył w siebie, w to, że byłby zdolny walczyć. Bywa zgorzkniały i przykry dla otoczenia. Myśli wyłącznie o swoim nieszczęściu, ma pretensje zwłaszcza do ludzi zdrowych.
Człowiek walczący nie obnosi się ze swoim cierpieniem. On wie, że są tacy, co cierpią bardziej od niego. Jest pełen pokory, silny duchem i otwarty na drugiego człowieka. Stara się być pogodny i serdeczny. Miewa chwile słabości, okresy załamania, ale potem podnosi się i walczy dalej. Nie zawsze zdoła chorobę pokonać, jeśli zaś jej nie ulegnie - tym samym zwycięży.
Ty posiadasz hart ducha i nieustanna wolę walki. W intencji drogich ci osób ofiarowujesz Bogu swoje cierpienie. Wierzysz, że w ten sposób im pomagasz. Nigdy nie uważaj się za przegraną. Nawet jeżeli choroba postanowi całkiem cię unieruchomić. Wtedy wyszeptaj: Jezu, ufam Tobie! Odzyskasz ppokój i zrozumiesz, że już o nic nie musisz się martwić, bo jesteś w rękach Tego, Który wszystko może.
Prawdziwa i fałszywa pokora

Pierwszy stopień pokory

Człowiek pragnie żyć w więzi z Bogiem. Czuwaniu Boga odpowiada czuwanie człowieka pokornego. „Pokora nie polega na zginaniu się w pół, obniżaniu własnej wartości, kajaniu się, niszczeniu samego siebie. Nie jest spojrzenie skierowanym ku sobie, lecz na zewnątrz, jest zachwytem, ponieważ w taki sposób człowiek odkrywa pełnię światłości i Prawdy”. Człowiek jest uważny na Boga (pokora oznacza – bycie uważnym). Uwaga Boga pozostająca w łączności z uwagą człowieka, daje początek miłości człowieka do Boga. Pokora jest postawą, zmierzająca do odrzucania masek ze swojego życia. Jest dążeniem do obnażenia się, by zająć miejsce na krzyżu. Pierwszym z elementów pokory jest czujność: „Czuwajcie i módlcie się”. Dlaczego czuwać? Ponieważ każda chwila jest tą, w której dokonujemy wyboru. Czuwanie prowadzi do ciągłej pamięci o Bogu, a to chroni człowieka przed popełnianiem grzechów. Owo czuwanie prowadzi do poświęcenia szczególnej uwagi temu, co było dotychczas przez nas zaniedbywane.

Pokorą jest porządkowanie myśli, pragnień, woli, czynów. Pragniemy stać się miłymi dla oczu Tego, o którym wiemy, że darzy nas miłością. Czuwanie nad myślami, pragnieniami i wolą przemienia się w rozpoznawanie, a uświadomienie sobie własnej marności wnosi wiele światła do naszego życia. Pokora to odkrycie, uświadomienie sobie, że nasze myśli błądzą z dala od prawdy, że nasze decyzje wynikają z naszej własnej woli, a pragnienia są dziełem pożądliwości. Dzięki temu światłu odkrywamy to, co w naszym życiu pochodzi od złego ducha lub też od ducha naszego egoizmu.

Drugi stopień pokory

Pokora jest pójściem za Chrystusem. Pokorą jest praktykowanie posłuszeństwa. Główną cechą pokory jest akceptacja warunków ziemskiego życia.

Trzeci stopień pokory

Na tym stopniu pokory, z miłości do Boga, podporządkowujemy się człowiekowi (przełożonemu, przewodnikowi duchowemu). To następny krok w akceptacji konkretnych warunków życia. Łatwiej jest podporządkować się okolicznościom czasu, miejsca, rozkładowi zajęć oraz zasadom, które nam w czymś pomagają, a nawet są niezbędne, niż być posłusznym człowiekowi, którego woli nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Dzięki miłości do Boga, zachowamy naszą wolność w posłuszeństwie człowiekowi. Inaczej bowiem posłuszeństwo przez nas praktykowane, byłoby posłuszeństwem niewolnika. Pokora nie jest stanem człowieka pokonanego czy słabszego, którego silniejszy uczynił swoim poddanym, zależnym, lecz stanem człowieka, zgadzającego się dla Bożej miłości na wolne posłuszeństwo konkretnej osobie. Jezus jest posłuszny z miłości dla tych, którzy Go sądzą. Pozwala Judaszowi na wydanie Go.

Czwarty stopień pokory

Pokorny i silny człowiek to taki, który nie poddaje się zamętowi zachowując pokój i cierpliwość. Trwa i znosi wszystko nie męcząc się i nie cofając. Uczy się „godzić”, to znaczy głęboko odczuwać, i pozostając słabym, wszystko przyjmować. Oczekuje jedynie ratunku, pomocy od Boga. Pokorny idzie drogą miłości, która jest dla niego od początku jego siłą napędową. Odkrywa Bożą obecność nawet w chwilach próby i cieszy się z tego, że Bóg jest Bogiem. Krzyż jest dla niego objawieniem chwały. Będąc upokorzonym, potrafi znaleźć dobro w doświadczeniach i chorobach. Odkrywa w tym Boże pragnienia do niego skierowane. W tej zgodzie, na chwile próby, odkrywa również i doświadcza duchowej mocy, która podtrzymywała Jezusa. „We wszystkim odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował”. Człowiek pokorny uczestniczy już w łasce Chrystusowego zmartwychwstania: „Nic nas nie zdoła odłączyć od miłości Chrystusa”.

Człowiek pokorny ofiarował siebie jako paschalnego baranka. Uderzony w jeden policzek, nadstawia drugi, zobowiązany do przejścia kilometra, przechodzi dwa. Jest w nim zawierzenie i ofiara. To otwiera go na zbawienie. Ma w ten sposób udział w duchowej mocy, która podtrzymywała Chrystusa na krzyżu. Człowiek pokorny wydaje się na śmierć oraz na działanie wyzwalającej mocy Boga. Dlatego, pokora nie jest wyrzekającą się walki fatalistyczną rezygnacją, ani też nie opiera się na przekonaniu, że zmiana struktur wystarczy do wyeliminowania źródeł zła buntem. Pokorny, nie szuka ucieczki przed bolesną próbą, nie chowa się pod niedopuszczającą cierpienie skorupą. Pokorny nie buntuje się. Jest realistą, orientuje się w rzeczywistości, walczy z przejawami za, zniewoleniem. Przeciwstawia się temu, co niesprawiedliwe. Bronią pokory nie jest przemoc, lecz wytrwałość. Sercem pokory jest wyrażająca się w łagodności i braku przemocy, zgoda na śmierć będącą całkowitym oddaniem się w ofierze z samego siebie.

Piąty stopień pokory

Na tym stopniu pokorny odczuwa miłość Bożą, który daje odczuwanie światła i rozsądku. Miłość Boga pokazuje nam to wszystko, co sprzeciwia się Jego miłości. Działanie tego światła jakby nas pogrążało w ciemnościach i rozpaczy żalu za grzechy. Odkrywamy obecne w nas zło oraz naszą podatność na różne pokusy. Na tym stopniu pokory, w chwilach próby, odkrywamy pierwotne korzenie naszego grzechu. Gdy mamy trudności z siostrami, czy przełożonymi, poznajemy, że zło nie zawiera się włącznie w innych, lecz jest również w moim sercu. Dzięki miłości do Boga tracimy dotyczące nas złudzenia, a otwierają się nam oczy na grzech. Ta sytuacja powoduje smutek i ból żalu, przeżywany teraz głębiej, niż wtedy, gdy wyruszaliśmy za Chrystusem.

Pokora jest drogą zbawienia, pozwalająca nam otworzyć serce w wyznaniu, przed Bożym miłosierdziem. Nie ma miejsca usprawiedliwianie się, czy uleganie przygnębieniu. Otwarcie serca jest pokorne. To znaczy, poddające działaniu Bożego wiata zło, jakie jest we mnie. Pojawia się wówczas uspokojenie, uzdrowienie, uelastycznienie, oczyszczenie, pocieszenie. Należy unikać mówienia usprawiedliwiającego siebie, pobożnego gadania, skrupułów i obaw, które są owocem pychy, a także lęku przed własną niedoskonałością. Ktoś, kto nas prowadzi (ojciec duchowny), ma nam pomóc zobaczyć odkupieńczą wartość naszych wewnętrznych cierpień i pomóc przejść, przez doświadczenia i przeżywanie ich z Chrystusem. Gdy dostrzeżemy w sobie łaskę zmartwychwstania, pomoże nam ona w usamodzielnieniu się, w chwaleniu Boga, lecz także, który daje wolność serca, stwarzając okazję do pogodzenia się ze wszystkimi, którym powinniśmy przebaczyć. Gwarancją przejścia przez piąty stopień, jest nasza wiara.

Szósty stopień pokory

Człowieka pokornego nie zniechęca podłość czy też niewolniczy charakter zleconych mu prac. Nie zaskakuje go także wymagane od niego posłuszeństwo. Angażując się w pracę zleconą, nie obiecuje sobie nadzwyczajnych skutków z niej wynikających. Cieszy się Bogiem. Widzi Jego wolę nawet w najcięższych poniżeniach, jakie niosą ze sobą różne sytuacje, potrzeby codziennego życia, czy też porażki, jakich doznaje podczas wykonywania zleconych mu zadań. Nie szuka radości w życiu i odnoszeniu sukcesów. Jego radość ma swoje źródło gdzie indziej. Trwa nadal w okolicznościach, w których dawno już jego radość i chęć do życia powinna być zniszczona i pokonana. Człowiek pokorny jest głęboko szczęśliwy nie mając jednak poczucia własnej doskonałości nabytej drogą posłuszeństwa: przez doznane krzyże, codzienne obowiązki czy też wewnętrzne natchnienia Ducha. Jest, pomimo sytuacji wręcz beznadziejnych, zainteresowany Bogiem. „W Twojej obecności czuję się jak głupiec, ale trwam w Twojej obecności”. Pokorny powtarza te słowa za prorokiem. Szuka Boga i wydaje mu się, że znajduje Go wszędzie. Jezus zszedł na dno ludzkich doświadczeń i człowiek pokorny z radością tam właśnie Go odnajduje.

Stopień siódmy pokory

Radość sięga głębiej, niż poczucie grzechu. Na tym stopniu pokory, człowiek odczuwa przyciąganie serca do Jezusa ukrzyżowanego. Świadomość grzechu i własnej nicości jest tu owocem objawienia. „Jak wielu osłupiało na Jego widok – tak nieludzko został oszpecony. Jego wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi. On wyrósł przed nami jako młode drzewo i jakby korzeń na wyschniętej ziemi. Nie miał On wdzięku, ani też blasku, aby na niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa tak, iż mieliśmy Go za nic”. Czegoś takiego nie można zaproponować nikomu, jako ideał do naśladowania. Może do tego doprowadzić jedynie podążanie z miłości za Jezusem. Kto tak żył? Jezus i Maryja. Dziewictwo Maryi mogło być jedynie upokorzeniem w społeczeństwie gardzącym bezpłodnością i celibatem. Maryja nie obawia się mówić o swoim uniżeniu. Za swego życia Jezus nie obdarzył Ją taką czcią, jaką otacza Ją dziś Kościół.

Maryja w prostocie swojej cały czas żyła na siódmym stopniu pokory. To, że jest się matką skazańca, nie przynosi chwały. Zapewne wytykano Ją palcem w Jerozolimie, jako pośmiewisko dla innych kobiet i wzgardzoną u ludzi. Ona sama uważała się za najuboższą, ze wszystkich napotkanych kobiet. Życie Jezusa było takie, iż święci uważali, że nikt nigdy nie odbierze Mu ostatniego miejsca, w jaki On znalazł sobie upodobanie. „ja jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu. Zostałem wywyższony na Krzyżu, a potem zrzucony na ziemię i złożony w grobie”.

Ósmy stopień pokory

Pogłębienie doświadczenia posłuszeństwa, miłości i pokory nie dokonuje się bez zmiany zewnętrznego zachowania. Pokorny mnich stosuje się do reguły i bierze przykład ze starszych. Pokorny pragnie pozostać niezauważonym. Stosując się do wspólnej reguły, zachowuje wolność, ponieważ nie pozwala się jej zniewolić, ani też nie poddaje jej w wątpliwość. Zachowuje wewnętrzny pokój i takie jest jego nastawienie do innych. Jego posłuszeństwo wynika z miłości, ponieważ wszystko, co dotyczy wspólnego dobra, posiada wielką wartość dla jego braci. Pokorny jest posłuszny, ponieważ postawa przeciwna nie przynosi wiele pożytku temu, kto na poprzednich stopniach doświadczył serca Boga i zszedł na dno swego własnego serca. Przyjmuje to, co uważa za przynoszące największą korzyść braciom.

Będąc bratem wszystkich stanowi przeciwieństwo buntownika. Wszystko to, co stanowi o indywidualności i osobowości, zostało w nim zniszczone, lecz jego osoba ciągle się odradza w wewnętrznej wolności i umiejętności okazywania posłuszeństwa Duchowi. Będąc wolnym, nie wykorzystuje swej wolności do krytykowania zasad, które uważa za wyłącznie formalne i zbyt drobiazgowe, lecz potrafi podporządkować się tym zwyczajom nadając im nowego Ducha. Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy postawą człowieka, którego przytłacza wierność szczegółom, a wynikającym z miłości posłuszeństwem normom nakazującym pomijanie własnych gustów. Człowiek pokorny nie podporządkowuje się nakazom, kierowany skrupułami czy pragnieniem doskonałości. Jego jedyną motywacją jest miłość Tego, któremu służy. Ponieważ życie jego jest uporządkowane regułą, posiada on więcej wolności dla oddawania się modlitwie w zapomnieniu o sobie i umiłowaniu woli innych.

Dziewiąty stopień pokory

Pokorny na tym etapie, to człowiek panujący nad sobą w stopniu doskonałym. Panuje on nad swym milczeniem, śmiechem, słowami. Człowiek pokorny jest przepełniony poprzedzającym go Słowem, dlatego jego milczenie nie jest puste, jego słowa nie są wypowiadane bez potrzeby, jego śmiech nie jest głupi. Pokorne panowanie nad sobą staje się jakby jego drugą naturą. Na początku, praktykując pokorę, milczenie jest dużym wyrzeczeniem. Jednak im bogatszy jest dialog z Bogiem, tym łatwiej powstrzymać się od słów. Można ograniczyć się jedynie do stawianych nam pytań. Takie milczenie sprzyja ustawicznej modlitwie. Milczenie nie może być wyłącznie nakazem, wynikającym z konieczności zachowania Reguły. Milczenie wyraża szacunek, z jakim traktuję osoby, które spotykam. Słucha nie przerywając dlatego, że to, co mówią inni, jest ważniejsze od tego, co on sam miałby do powiedzenia. Swoje słowa zachowuje dla Boga.

Wspólnota zakonna, by mogła wychowywać do milczenia, powinna być miejscem braterskiej komunii. Serce może bez obaw i smutku zgłębiać swą ciszę tylko wtedy, gdy pewne jest przyjaźni swych braci. Milczenie, kiedy przemieni się w komunię, pozwoli przezwyciężyć nieporozumienia, jakich we wspólnocie nie można uniknąć. Aby móc docenić ciszę, trzeba najpierw jej doświadczyć. Początkowy nakaz zmieni się w pragnienie. Człowiek pokorny z radością przyjmuje wszelkie nakazy, ponieważ zdaje sobie sprawę z tego, że jego wewnętrzna cisza szybko zniknęłaby w klimacie rozgadania. Cisza taka jest schronieniem dla słowa, nadając mu pełnię i skuteczność. Człowiek pokorny posiada ducha milczenia. Nie skupia się on na sobie, a milczenie kieruje jego uwagę w stronę innych sprawiając, że jest otwarty zaspokoić ich oczekiwanie. Jego milczenie jest czujnością i oczekiwaniem.

Dziesiąty stopień pokory

Jest taka cecha, która pomaga w rozpoznaniu pokory. To sposób, w jaki śmiejemy się i do jakich celów używamy śmiechu. Człowiek pokorny panuje nad swoim śmiechem, podczas gdy głupi śmiechem wybucha. Jest to brak panowania nad sobą. Swoją drogą, bardzo potrzebne jest we wspólnocie znalezienie czasu na śmiech, oddramatyzowanie, uspokojenie. Śmiech człowieka pokornego jest pełen znaczeń i przynosi odprężenie otoczeniu. W pokorze najważniejsze jest poczucie humoru. Oznacza ono dystans, jaki potrafimy wprowadzić pomiędzy sobą a rzeczywistością, o której mówimy dzięki świadomości własnych ograniczeń, niewielkiej wiedzy i trudności w urzeczywistnianiu spraw. Radość człowieka pokornego objawia się poczuciem humoru. Modlitwa człowieka pokornego nie jest rozgadana. Nie opiera się na wzniosłych ideałach, lecz w ciszy rozważa słowo Boże. Nie przygląda się sobie, nie czyni się widzem podziwiającym tę łaskę. Po prostu słucha.

Jedenasty stopień pokory

Człowiek pokorny panuje nad swym milczeniem, śmiechem, a także nad słowami. Potrafi i milczeć i mówić, żyć samotnie i w relacji z innymi. Zarówno jego słowa, jak i milczenie zdradzają głębię jego istoty i jakość relacji. Na czwartym stopniu wyzbył się on przemocy i został oczyszczony w różnorodnych próbach. Teraz przepełnia go łagodność. Na piątym stopniu zdobył prawdę, mającą swe źródło w znajomości siebie. To, co teraz mówi, jest poważne i prawdziwe, a jego wypowiedź nie trwa długo. Na szóstym stopniu, język człowieka dążącego do pokory, utracił zgorzkniałość wyrażającą niezadowolenie i sprzeciw. Jego sposób wyrażania się wskazuje na prostotę i radość. Człowiek pokorny nie zna osądzania innych wywyższającego się ponad sądzonego. Nieznane są mu również: ironia, oszczerstwo, obmowa, posądzenie, oskarżanie. Nigdy nikim nie gardzi, ani z nikogo się nie naśmiewa.

Kiedy mówi się dużo, nie sposób uniknąć błędu, pogardy czy grzechu. Trzeba całego życia, aby język osiągnął prawdę doskonałej zgodności z myślą i całą osobą, wyrażając w sposób umiarkowany i jasny oczyszczoną już świadomość. Język jest tym, co zostało w największym stopniu dotknięte przez grzech. Dlatego też jest on źródłem podziałów. Nasze słowa są tym, co najbardziej potrzebuje odkupienia, uzdrowienia, uwolnienia. Pokora jest związana z objawianiem prawdy, wprowadzaniem jedności między osoby, żyjące we wspólnocie. Mistrzem dla takiego słowa, jest słowo Boże. Człowieka pokornego poznajemy po oszczędności, łagodności, prawdzie, wadze jego słowa. Nie musi już on, jak wcześniej, uczyć się milczenia, stosować się do obowiązujących reguł. W jego milczeniu mieszka Słowo. W jego słowach zamieszkuje pochodząca nie od niego mądrość. Odnalazł jedność, ponieważ korzenie jego słów tkwią w jego istocie. Kiedy nie wie, nie zabiera głosu. Nie jest nadęty w słowach, nie wypowiada słów, które byłyby wyrokami skazującymi. Mówi prawdę, ponieważ posiada swe źródło w Bogu. Nie jest pusty.

Dwunasty stopień pokory

Pokornego rozpoznamy po panowaniu nad milczeniem, umiarkowanym używaniu słowa, cichej i prostej radości. Człowiek pokorny wie o tym, że jest grzesznikiem. Kiedy jednak jego grzechy zostają mu odpuszczone, w pokoju wraca do siebie. Nie zachowuje się jak człowiek obarczony kompleksami, który pod pozorami pokory ukrywa bunt wewnętrzny, wyparcie się samego siebie czy też bierną rezygnację. Człowiek pokorny nie jest człowiekiem, którego przygniata ciężar własnych win, ograniczeń, wykrętów, grzechu. To, że jest grzesznikiem, któremu przebaczono winy, przynosi mu pokorną radość. Doświadczenie grzechu trwa w nim jednak nieprzerwanie, ponieważ doszedł on do głębi własnego wyparcia się Boga.

W takim człowieku nigdy nie przeważy zadowolenie z siebie. Jednak poprzez żal za grzechy, odzyskuje radość Pocieszyciela, ponieważ skrucha nie odbiera ufności w Boże miłosierdzie. Człowieka pokornego poznajemy po tym, jak dba o to, by nikomu nie przeszkadzać, obawia się przyciągania uwagi, dziękuje za oddaną mu przysługę, wszędzie uważa się za nie posiadającego własnego miejsca pielgrzyma. Człowiek taki zna cenę łaski, cenę życia, wie doskonale, komu zawdzięcza swoje zbawienie i jest świadomy tego, że nie dla żartu został obdarowany miłością. Często patrzy na oblicze Ukrzyżowanego. Charakteryzuje go realizm ludzi ubogich, wyrażający się w zgodzie na warunki, w jakich przyszło mu żyć. Pozostaje pokorny w swym zachowaniu, ponieważ jego serce jest pokorne, a to nie myli.
FAŁSZYWA POKORA
Jest nią zaprzeczenie posiadanego dobra, niechęć do uznania wartości i darów, jakie człowiek posiada. Należy bowiem uznać, określone dobra, które posiadam, dzięki Bożej dobroci. Doskonałość nie wymaga fałszu, ani ślepoty. Fałszywą pokorą jest również stawianie niżej tego dobra, jakie mamy od Boga, w odniesieniu do drugiego człowieka, a konkretnie do dobra, jakie on posiada. Fałszywą pokorą jest stawianie niżej tego, co mamy z siebie (wszelkie nasze braki), od tego, co bliźni ma z siebie. Uważanie siebie za grzesznika większego od innych, jest fałszywą pokorą. Fałszywą pokorą jest manifestowanie swojej małej wartości. Pokora nie jest jakimś szczególnym sposobem zachowania się zewnętrznego: chodzenia ze spuszczoną głową, przechylaniu głowy na ramię, robienie utrapionej miny, a zwłaszcza – fałszywą pokorą jest mówienie o sobie źle.


o. Robert DeGrandis SSJ

 
Te stacje Drogi Krzyżowej przeznaczone są do czytania i rozważania, abyśmy sercem i umysłem mogli przyjąć ich przesłanie, otwierając się na uzdrawiającą miłość Jezusa. Podkreślają one naszą potrzebę uzdrowienia – wyzwolenia z takich chorób emocjonalnych Jak: głęboko zakorzeniony gniew, uraza, zazdrość, nienawiść, pycha, brak przebaczenia – dzięki zasługom śmierci Jezusa na krzyżu. „Jeżeli wiec Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni” (J 8, 36). Jezus powiedział: „Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt. 11, 28). W taki czy inny sposób wszyscy jesteśmy obciążeni. Dla jednych będą to problemy finansowe, dla innych rodzinne, niektórzy cierpią z powodu samotności, inni przepełnieni są gniewem i goryczą z powodu zranień z przeszłości. Ale niezależnie od tego, jaki ciężar nas przygniata, obietnica Jezusa brzmi: Ja was pokrzepię”. Tego właśnie pokrzepienia szukamy, podążając za Panem kolejnymi stacjami Drogi Krzyżowej.
 
 

I. Jezus na śmierć skazany


OBRAZ: Pomyśl, jak straszna zbrodnie Jezus musiał popełnić, że zasłużył na takie publiczne upokorzenie – opluwany i smagany biczami, wyśmiany i ukoronowany koroną z ostrych cierni… Jezus miał ludzką naturę, był człowiekiem z krwi i kości, tak jak ty i ja. Wyobraź sobie, jak się czuje – wystawiony na pośmiewisko ludzi, a przecież wielu z nich to jego byli uczniowie, którzy z Nim chodzili i których nauczał.
 
REFLEKSJA: Przypomnij sobie te sytuacje, gdy zostałeś niesłusznie potępiony i osądzony. Przypomnij sobie ludzi, którzy skrzywdzili cię w ten sposób. Jakie uczucia towarzyszyły tamtym wydarzeniom? Czy byłeś upokorzony, czułeś się mocno zraniony? Podejdź do Jezusa stojącego przed tobą. Pozwól Mu się objąć. Wyobraź sobie także tę osobę, która w przeszłości cię potępiła, wyśmiała, osądziła i głęboko zraniła. Jezus teraz łączy wasze dłonie i prosi cię:  „Ze względu na Mnie przebacz mu. Przebacz mu tak, jak Ja tobie przebaczam”
 

II. Jezus bierze krzyż na swe ramiona


OBRAZ: Patrz na Jezusa uginającego się pod ciężarem krzyża i pomyśl, jak jest słaby z powodu utraty krwi. Otaczający Go żołnierze niosą w rękach bicze. Uderzają na oślep, popędzając Pana wspinającego się drogą na Kalwarię. Ramiona Jezusa zwisają bezwładnie, przygniecione krzyżem.
 
REFLEKSJA: Co w twoim życiu jest tym krzyżem, którego nie potrafisz zaakceptować – czymś, co niełatwo byłoby zmienić? Czy jakaś choroba w rodzinie, powodująca problemy finansowe? Może śmierć kogoś bliskiego, z którą nie możesz się pogodzić? Być może twoje dzieci nie chcą chodzić do kościoła, choć zostały wychowane w środowisku chrześcijańskim? A może jakaś bliska relacja, w której pomimo twoich wysiłków nie może nastąpić pojednanie? Poproś Jezusa, żeby na swoich ramionach poniósł ten krzyż i wszystkie twoje ciężary. Oddaj je teraz Panu.
 

III. Jezus upada po raz pierwszy


OBRAZ: Ruchy Jezusa stają się coraz wolniejsze, ponieważ z każdym krokiem trudniej Mu dźwigać ciężar krzyża. Gdy Jego słabnące ciało nie jest już w stanie uczynić wysiłku kolejnego kroku – upada po raz pierwszy. Wsłuchaj się w gwar tłumu. żołnierze brutalnie szturchają Jezusa i miotając przekleństwa, zmuszają Go do wstania. Popatrz na wyraz twarzy Pana, gdy na chwile zamyka oczy, by uporać się z bólem.
 
REFLEKSJA: Zatrzymaj się na moment i pomyśl o tym, w czym czujesz się mocny. Jaka jest mocna strona twojego charakteru? Może silna wola w stawianiu czoła przeciwnościom losu – z wewnętrznym pokojem, nawet gdy sytuacja wydaje się beznadziejna? Może gotowość służenia innym, pragnienie niesienia pomocy? Może odwaga, entuzjazm, dobre nawyki dotyczące pracy, właściwe postawy? Cokolwiek jest twoja mocna strona – podziękuj za to Panu. Pomyśl także o swoich słabych stronach. Ponieważ wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy doświadczamy słabości. Co jest tą słabością, która sprawia, że czujesz się jak Jezus upadający pod ciężarem krzyża? Zaakceptuj tę słabość, czymkolwiek ona jest – może to niezdolność do zawierania przyjaźni, nadmierne jedzenie, skłonność do hazardu, złość, lek, nieuporządkowanie zmysłowe, przymus robienia zakupów, popędliwość. Zaakceptuj tę słabość jako część ciebie samego. Oddaj ja Panu i obiecaj, że za każdym razem, gdy upadniesz – powstaniesz i będziesz zaczynał od nowa, tak jak On w drodze na Kalwarię.

IV. Jezus spotyka swoja Matkę

OBRAZ: Wyobraź sobie tę scenę – droga na Kalwarie, idzie nią Jezus, cały w sińcach, osłabiony; płynąca krew zasycha na Jego ranach. Z tłumu podchodzi do Niego Maryja. Pomyśl, jak wielka przeżywa udrękę, widząc swego jedynego Syna, tak niesprawiedliwie potraktowanego i straszliwie cierpiącego, łzy płyną Jej po policzkach, gdy wyciąga rękę, by Go dotknąć. Tak bardzo pragnie Mu ulżyć w bólu. Tak bardzo chciałaby Go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, podobnie jak wiele razy robiła to w Nazarecie. Ale to jest Kalwaria…
 
REFLEKSJA: Pomyśl o swojej mamie. Przypomnij sobie te wszystkie przypadki, gdy zraniłeś ja brakiem posłuszeństwa, zaniedbaniem, nie słuchając jej i nie zważając na jej potrzeby. Pomyśl także o tych wszystkich chwilach, gdy była przy tobie, kiedy jej potrzebowałeś, pocieszała cię i dodawała otuchy. Z miłością zaakceptuj swoja mamę tak, jak Jezus zaakceptował i kochał Maryje. Podziękuj Mu za swoja matkę i za te wszystkie momenty, gdy była przy tobie, przynosząc ci zrozumienie i pociechę jakiej wtedy potrzebowałeś. Przypomnij sobie także te chwile, kiedy mama cię zraniła i zadała ci ból. Pamiętaj, że nie jest doskonała. Ona także jest tylko człowiekiem. Ogarnij ją swoim przebaczeniem, nawet, jeśli już nie żyje.
 

V. Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Jezusowi

OBRAZ: Wyobraź sobie Szymona z Cyreny jako wysokiego, potężnie zbudowanego mężczyznę. Właśnie wracał z pola, a tu nagle zostaje wyciągnięty z tłumu. To żołnierze, obawiając się, że Jezus nie będzie w stanie dojść na szczyt Kalwarii, zmuszają Szymona do pomocy Panu w niesieniu krzyża.
 
REFLEKSJA: Pomyśl o swoim ojcu. On, podobnie jak Szymon, wiele razy w twoim życiu usiłował ci pomóc. Kiedy potrzebowałeś wsparcia, ojciec twój był przy tobie. Gdy coś zepsułeś, tata składał to z kawałków, ponieważ potrafił robić rzeczy, które tobie wydawały się niemożliwe. A może było przeciwnie – nigdy nie było go w pobliżu, gdy go potrzebowałeś? Ponieważ był tylko zwykłym, słabym człowiekiem – zdarzało się, że ranił cię i może nawet upokarzał. Przypomnij sobie te momenty, w których liczyłeś na jego pomoc i aprobatę, a on nie zareagował i byłeś zdany na własne siły. Może witałeś go, wracającego z pracy i z entuzjazmem chciałeś mu opowiedzieć wszystkie szczegóły jakiegoś ważnego wydarzenia tego dnia, a usłyszałeś tylko, że jest zbyt zmęczony, wiec żebyś mu nie zawracał głowy. Pomyśl o tych momentach, kiedy poczułeś się odrzucony… Gdy widzisz Jezusa, tak bardzo upokarzanego w drodze na Kalwarię, zwróć się z przebaczeniem do swojego ziemskiego ojca za trzy znaczące zranienia, które ci zadał (świadomie lub nieświadomie).
 

VI. Św. Weronika ociera twarz Jezusowi


OBRAZ: Wyobraź sobie Weronikę, odważnie przepychającą się przez tłum, jak wymija żołnierzy i podaje swoja chustę Jezusowi. Ryzykując tak wiele, by pomóc skazanemu, udało jej się zrobić to, czego nie spróbował żaden mężczyzna. Gdy ociera twarz Jezusa – niegdyś tak piękną, a teraz boleśnie zeszpecona – ofiarowuje Mu swoja miłość i współczucie.
 
REFLEKSJA: Przypomnij sobie osobę, która zawiodła cię, gdy potrzebowałeś jej pomocy i wsparcia. Czy był to twój przyjaciel? Może bracia i siostry? Rodzice? Dzieci? Kto odmówił ci pomocy, kiedy schowałeś swoja dumę w kieszeń i poszedłeś szukać u niego ratunku? Przypomnij sobie także te wypadki, kiedy ktoś podchodził do ciebie i prosił o pomoc, a ty go odrzuciłeś. Może był to uliczny żebrak, proszący cię o pieniądze? Może przyjaciel w potrzebie, a ty nie miałeś dostatecznie dużo czasu, _żeby go wysłuchać? Popatrz teraz w przebaczające oczy Jezusa i doświadcz jego miłości i pokoju, wyobrażając sobie tamtych ludzi. Otocz swoim przebaczeniem wszystkich, którzy cię zawiedli, ośmieszyli i odmówili pomocy.
 

VII. Jezus upada po raz drugi

OBRAZ: Słabnącemu Jezusowi ciężar krzyża wydaje się coraz większy, kradnie resztki sił Jego poranionemu ciału. Całkowicie wyczerpany, Jezus upada po raz drugi. Odnawia się ból wszystkich ran. Korona z cierni przecina głęboko skórę głowy, a zaschłe rany po biczowaniu otwierają się na nowo i krwawią.
 
REFLEKSJA: Ile razy ty upadałeś z powodu swojej ludzkiej słabości? Ile razy byłeś nią upokorzony, szczególnie gdy chwaliłeś się, że tym razem już ci się uda, nie upadniesz? Kiedy Jezus powoli i z bólem podnosi się na nogi, nawet próba takiego ruchu jest dla Niego wielkim wysiłkiem. Ale wstaje, gotów dalej nieść ciężar swego krzyża. W tym momencie poproś o przebaczenie tych wszystkich sytuacji, w których nie chciałeś się podnieść i pójść za Jezusem po kolejnym upadku, zazwyczaj dlatego, że twoja duma i miłość własna zostały zranione. Poddaj Panu swoje słabości i zaufaj Mu, że z każdego upadku wyciągną cię Jego kochające ramiona.
 

VIII. Jezus spotyka płaczące niewiasty


OBRAZ: Wyobraź sobie Jezusa słabego i poranionego, za którym idzie potężna ciżba ludzi. Pomiędzy nimi są jerozolimskie niewiasty – płaczą ze współczucia i lamentują na widok Pana.
 
REFLEKSJA: Te święte kobiety z Jeruzalem mogą reprezentować w naszym życiu ludzi związanych z Kościołem. Pomyśl o tych osobach ze swojej wspólnoty parafialnej, które zadały ci w jakikolwiek sposób ból. Ktokolwiek jest od dłuższego czasu w Kościele – niezależnie od wyznania – został w nim zraniony przez kogoś ze wspólnoty wierzących lub przez księdza, zakonnice, diakona, zakrystiana, przewodniczącego jakiejś organizacji kościelnej lub gospodynie z plebani. Dołącz do tej listy także tych członków twojej wspólnoty parafialnej, którzy plotkowali o tobie lub niesłusznie cię oceniali. Przypomnij sobie również ludzi z kręgu twojego Kościoła, którzy cię obrazili i odmówili swojej miłości i współczucia. A może był tam ktoś, kogo ty zignorowałeś, obraziłeś i niesłusznie obmówiłeś? Gdy tak przyglądasz się Jezusowi otoczonemu przez kobiety jerozolimskie, zobacz wśród nich trzy osoby z twojego Kościoła, które potrzebują twego przebaczenia, oraz trzy osoby, których przebaczenia ty sam potrzebujesz. Gdy patrzysz na Jezusa przyjmującego pocieszenie ze strony płaczących kobiet, przyjmij Jego miłość i przebaczenie, przebaczając także tym, którzy cię zranili.
 

IX. Jezus upada po raz trzeci

OBRAZ: Patrząc na ten trzeci upadek Jezusa, pomyśl, jak wielka musiała Go opanować słabość. Okrucieństwo wykonujących egzekucje żołdaków jest niepohamowane – niecierpliwie poganiają Go, aby szedł szybciej, podczas gdy Jezus ledwo może się ruszyć, a co dopiero wykonać następny krok. W końcu, ponieważ nie jest już w stanie znieść więcej bólu, poddaje się i upada na ziemie po raz trzeci.
 
REFLEKSJA: Wielu z nas dochodzi do takiego punktu w swoim życiu. Niosąc swoje ciężary przez lata, nagle nie jesteśmy w stanie wytrzymać już dłużej i także się poddajemy. Całkowicie zniechęceni, chcemy oddać sprawę walkowerem. Nasze zniechęcenie jest często tą ostatnią kroplą przepełniającą kielich. Spójrz na Jezusa poranionego i krwawiącego, zobacz jak walczy ze swoja słabością, żeby powstać, pomimo ciężkiego, drewnianego krzyża, przygniatającego Mu ramiona. Poproś Go o łaskę, żebyś nigdy nie poddawał się zniechęceniu ani rozpaczy, ale miał odwagę podnosić się nawet po wielu upadkach. Pamiętaj, że to On zawsze cię wspiera, kiedy się chwiejesz i stawia cię na nogi.
 

X. Jezus z szat obnażony


OBRAZ: Jezus dociera do miejsca ukrzyżowania. Zwróć uwagę na brutalność, z jaką żołnierze szorstko zdzierają z Niego szaty, tak że nawet oddzierają fragmenty skóry tam, gdzie tunika przyległa do otwartych ran i zaschła wraz z nimi. Znów zaczynają krwawić, bardzo obficie. Poczuj teraz zawstydzenie i upokorzenie, jakiego doświadcza Jezus, stojąc niemal nagi przed tłumem, który przyszedł tu, żeby oglądać Jego egzekucję.
 
REFLEKSJA: Pomyśl – do czego w swoim życiu tak się przywiązałeś? Czy jest to sława, pieniądze, opinia ludzka? A może twoje dzieci, coś co posiadasz, praca, ładnie urządzony dom? Czego nie potrafisz wypuścić z rąk i całkowicie oddać Panu? Wyobraź sobie siebie, stojącego u stóp krzyża, w momencie gdy Jezus jest odzierany z szat. Powiedz Panu, że pragniesz poddać Mu to wszystko, co dla ciebie jest cenne i ważne, szczególnie tę jedna rzecz lub osobę, która jest ci najdroższa. Poproś Pana, aby dał ci siłę, byś mógł to uczynić. On pragnie pobłogosławić twój dar i oddać ci go na nowy sposób – tak, aby to nie on cię posiadał, ale ty jego. Uczyń ten akt wiary i zaufaj Jezusowi, dobrowolnie oddając to, co cię krepowało przywiązaniem.

 

 

XI. Jezus przybity do krzyża

OBRAZ: Zobacz, jak żołnierze układają na ziemi drewniany krzyż i zmuszają Jezusa, żeby się na nim położył. Wyobraź sobie, jak szorstkie jest to drewno, skoro jego drzazgi wbijają się w pokaleczoną skórę Pana. Jezus posłusznie rozpościera ramiona, ofiarowując swoje życie Ojcu za nasze zbawienie. Wsłuchaj się w tępe dźwięki wbijania gwoździ w dłonie, a potem w stopy Jezusa. Wyobraź sobie, jak wielki ból znosi – za ciebie i za mnie. I zgodziłby się na niego powtórnie, nawet gdybyś był jedynym żyjącym na ziemi człowiekiem. Tak bardzo cię kocha. Pomyśl, jak wielka to miłość… Żołnierze podnoszą krzyż do pionu. Jezus doświadcza niewymownego bólu, gdy jego ciało gwałtownie obwisa pod swoim ciężarem, rozdzierając się o wbite gwoździe.
 
REFLEKSJA: Ile razy czułeś, że nie jesteś już w stanie znosić bólu, jaki przeżywasz – niezależnie czy spowodowany był jakimś błahym wydarzeniem, czy prawdziwą choroba. Porównaj to wszystko z bólem, jaki dla nas zniósł Jezus… W tej stacji drogi krzyżowej oddaj swoje życie Panu. Zdaj się całkowicie na Niego. A jeśli już wielokrotnie oddawałeś swe życie Jezusowi, dziś odnów decyzje zostania Jego uczniem.
 

XII. Jezus umiera na krzyżu

OBRAZ: W udręce i bólu Jezus wisi na krzyżu już od trzech godzin. Woła do swego Ojca: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”. Potem odwraca się do skruszonego łotra, wiszącego na krzyżu obok, i obiecuje mu, że dziś jeszcze będzie z Nim w raju. Wsłuchaj się w słowa przebaczenia, jakim obejmuje swoich oprawców. Jego umęczone i znieważone ciało nie jest w stanie wytrzymać dłużej ogromnego bólu – Jezus skłania głowę na ramie i umiera.
 
REFLEKSJA: Pomyśl o tych trzech ostatnich godzinach życia Jezusa. Przez swoją śmierć na krzyżu Jezus uprosił nam łaskę życia w obfitości. Co jest obecnie twoją największą życiową potrzebą? Módl się szczególnie o większą miłość do swojej rodziny i do samego siebie…
 

XIII. Jezus zdjęty z krzyża

OBRAZ: Posiniaczone i poranione ciało Jezusa zostaje zdjęte z krzyża przez Jego dwóch uczniów -Józefa z Arymatei i Nikodema. Oddają je Matce. Maryja z czułością przytula ciało swego Syna, trzyma je w ramionach, blisko serca, tak jakby Jezus był dzieckiem. Jej serce przeszywa głęboki ból, gdy patrzy na bezwładne ciało swego pierworodnego.
 
REFLEKSJA: Pomyśl o swojej relacji z matką. Może nie dała ci tyle miłości, ile potrzebowałeś, ale pamiętaj, że robiła to najlepiej jak umiała, w takich uwarunkowaniach, w jakich żyła. Z Maryją i Jezusem, u stóp krzyża, wyobraź sobie, jak Matka Jezusa ogarnia cię ta samą miłością, jaką kocha swego Syna. Jeśli nigdy nie czułeś, że twoja własna mama cię kocha, lub czegoś zabrakło w waszej relacji – poproś Maryję, aby uzupełniła te braki swoja macierzyńską miłością.
 

XIV. Jezus w grobie złożony


OBRAZ: Jezus wypełnił wolę Ojca, Jego ciało spoczęło w grobie. A na miejscu, gdzie Go ukrzyżowano, był ogród, w ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze nie złożono nikogo. Tam to wiec, ze względu na żydowski dzień Przygotowania, złożono Jezusa, bo grób znajdował się w pobliżu. (J 19, 41.42)
 
REFLEKSJA: Jeśli jesteś w stanie wejść w takie rozważanie – pomyśl teraz o swojej śmierci. Może jest w tobie lęk przed śmiercią lub przed tym rodzajem śmierci, jakim umrzesz -w wypadku samochodowym, na raka, na zawał serca, w katastrofie przemysłowej, w pożarze? Pomyśl także o śmierci swoich najbliższych, za którymi tęsknisz i poproś o łaskę, aby Jezus wyzwolił cię z niewoli smutku. Gdy tak patrzysz na nieruchome ciało Jezusa, leżące w grobie, poproś Pana o łaskę zaakceptowania twojej własnej śmierci, a także śmierci bliskich, wiedząc, że śmierć jest zawsze drzwiami do życia. Szukaj tej wielkiej łaski u Pana
 

II

Modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne


Stań przed Jezusem ukrytym w tabernakulum lub (jeśli nie masz takiej możliwości) zamknij się w pokoju i ustaw w nim dwa krzesła – jedno dla ciebie, a drugie dla Jezusa. Na tym drugim połóż otwartą Biblię i porozmawiaj z Jezusem, który usiadł naprzeciwko ciebie. Czytaj wolno, słowo po słowie. Nic nie mów, pozwól mówić Jemu.

 

1 Ja jestem twoim Jezusem. Jestem tu, by cię oczyścić i uniewinnić. Pamiętaj, na krzyżu modliłem się: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34). Mówię to do ciebie osobiście. Ty byłeś jednym z tych, którzy mnie ukrzyżowali. Mój Ojciec powiedział: „Tak” i twoje grzechy zostały Ci odpuszczone. Teraz On jest tu, aby cię zapewnić, że cała twoja przeszłość została ci wybaczona. Ojciec mój jest tu, żeby cię przekonać, że kiedy On przebacza, On także zapomina. Tobie więc nie tylko wybaczono, ale zostałeś także uniewinniony, tak jak gdybyś nie popełnił nigdy żadnych grzechów. Ojciec mój kochał cię zawsze szaloną miłością, także wtedy, gdy ty nie wierzyłeś w Jego miłość. Kochał cię zawsze, także wtedy, gdy uciekałeś daleko od Niego. On nigdy cię nie karał, nigdy nie krzywdził; to ty, oddalając się od Niego, sam pozbawiłeś się Jego dobrodziejstw i wystawiłeś się na działanie zła. Mój Ojciec przebacza ci także, że osądziłeś Go wielokrotnie jako Boga niedobrego, niesprawiedliwego i okrutnego, głuchego na twoje modlitwy. Przebacza ci twoją buntowniczość, twoje ucieczki, twoją manię niezależności. Ojciec mój jest także twoim Ojcem i kocha ciebie tak, jak kocha Mnie. On kochał cię także takim, jakim byłeś, a teraz kocha cię takim, jakim jesteś. Nie obawiaj się, jeżeli nie masz siły, by stać się lepszym. On kocha cię takiego, jaki jesteś. Gdybyś był „potworem”, także będziesz zawsze umiłowany w Jego sercu. Ojciec mój i twój nigdy cię nie skazał i nigdy cię nie skaże. Jesteś w Jego sercu i masz miejsce w Jego domu, aby cieszyć się wraz z Nim radością życia w wieczności.
 
2. A teraz Ojciec mój poprosi cię, żebyś kochał wszystko to, co On kocha. Przede wszystkim On chce, abyś pojednał się z twoim Stwórcą, wielbiąc Go i dziękując Mu za możliwość podziwiania piękna świata stworzonego przez Niego: nieba, morza, słońca, gwiazd, kwiatów… Widząc także pojawiające się wynaturzenia przyrody, nie narzekaj i nie przeklinaj. Nie mów nigdy więcej: co za brzydki dzień, co za brzydka pogoda! Wszystko jest piękne w kalendarzu Boga.
 
3. Posłuchaj mnie teraz uważnie: Ojciec mój chce, abyś kochał siebie samego. Ty jesteś cenny w Jego oczach i On kocha cię do szaleństwa. Dlatego ty powinieneś kochać to, co On kocha. Ojciec mój i twój kocha cię takiego, jaki jesteś i dlatego także ty powinieneś kochać się takim, jaki jesteś. Nie czuj do siebie wstrętu także wtedy, kiedy popadasz w grzech albo kiedy nie jesteś dość silny, żeby przezwyciężyć pokusę. Nie buntuj się przeciwko sobie, gdy jesteś słaby, zimny, oschły i pusty. Ojciec kocha cię razem z twoimi słabościami i upadkami, dlatego zaakceptuj się takiego, jaki jesteś, z całą swoją kruchością. Pamiętaj o tym, co pisze święty Paweł Apostoł: Dlatego mam upodobanie w moich słabościach (…) albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny (2 Kor 12,10). Kiedy popadasz w grzech, nie trać odwagi i nie złość się na siebie, ale podnieś się szybko i powtarzaj: „Ojcze, wybacz mi, wiesz, jaki jestem słaby. Czego mogłeś oczekiwać od słabego i chorego dziecka, jakim jestem? Dziękuję Ci, że posłałeś Jezusa, żeby dał mi swoją siłę i swoje zwycięstwo!”.
 
4. Ojciec mój chce, abyś nie porównywał się do nikogo, także do tego, którego uważasz za lepszego od siebie. Nie patrz na nikogo. Jeżeli będziesz patrzył na innych, popadniesz w pokusę zazdrości, zawiści, wstrętu do samego siebie. Będziesz żył pozbawiony satysfakcji z siebie samego, w stanie niepokoju, poczucia winy i w ten sposób popadniesz w depresję. Mój Ojciec chce, żebyś był sobą, bez porównywania się z nikim. On kocha cię jako najukochańszego syna, jakiego mógłbyś mieć na ziemi. Kocha cię takiego, jaki jesteś: to On stworzył cię właśnie takiego i kocha każde stworzenie takie, jakie ono jest. Nie czuj do siebie wstrętu, doceniaj siebie: jesteś dla Niego bezcenny.
 
5. Zaakceptuj się więc takim, jaki jesteś i kochaj siebie takiego, jaki jesteś. Zaakceptuj swoje życie – z jego błędami i słabościami. Zaakceptuj swoją inteligencję, także z jej ograniczeniami, jako Jego dar. Zaakceptuj swój charakter, ponieważ On chce cię takim. Zaakceptuj miejsce, w którym mieszkasz, uważając, że jest to miejsce najbardziej odpowiednie dla twojego uświęcenia. Zaakceptuj swój sposób życia i pracy z osobami, które On umieścił przy tobie. Są racje ku temu – i pewnego dnia zrozumiesz, dlaczego właśnie te osoby znajdują się obok ciebie. Przyrzeknij mojemu ojcu, który kocha cię szaloną miłością, że nie będziesz już dalej narzekał z jakiejkolwiek przyczyny. Dziękuj i błogosław Ojcu mojemu za każdą rzecz. Od dzisiaj nie mów już więcej: „Jestem grzesznikiem”, ale „Byłem grzesznikiem”. Ojciec poprosił Mnie, abym obmył moją Krwią wszystkie twoje grzechy. W szczególności: grzechy nienawiści i bunty przeciwko Niemu; – grzechy nienawiści i zemsty oraz postanowienie odwetu w stosunku do własnych rodziców, braci, sióstr, profesorów, zwierzchników, pracodawców, kolegów z pracy i z biura, zwierzchników kościelnych, księży, sióstr zakonnych, fałszywych przyjaciół, którzy cię namawiali do zła, niszczyli cię i oczerniali. Obmyłem moją Krwią wszystkie grzechy twojego życia, dlatego nie chcę, abyś wracał do nich nawet w myślach. (ojciec Serafino Falvo, Jak zwyciężyć depresję.)
 
 

MODLITWA O UZDROWIENIE WSPOMNIEŃ


Panie, uzdrów moje wspomnienia.

Być może prześladują cię nocne koszmary, być może boisz się ludzi, być może nie potrafisz sobie poradzić z agresją, która dotyka twoich Buskich… Być może wciąż wracasz do wspomnień domu rodzinnego i awantur wywoływanych przez ojca-alkoholika, być może prześladuje cię smutek i przygnębienie…
 
Jezus pragnie uczynić cię wolnym.. On chce uzdrowić twoje chore wnętrze. On pragnie uzdrowić twojego ducha (czyni to przede wszystkim w Sakramencie Pojednania obdarzając cię swoją przebaczającą miłością) oraz twoje zranione uczucia, które mogą być korzeniem twoich grzesznych nawyków. On pragnie uzdrowić twoje bolesne wspomnienia i sprawić, abyś już do nich nie wracał. O wielu wydarzeniach pamiętamy, ale inne (zwłaszcza te najbardziej bolesne lub dotyczące najwcześniejszego dzieciństwa) „zakopaliśmy” głęboko w podświadomości. Jezus chce wejść zarówno w jedne, jak i w drugie i napełnić je swoją miłością. Na skutek Jego uzdrowienia nie tyle zapomnisz o wydarzeniach, które sprawiły ci ból, ale będziesz o nich myślał z pogodą i spokojem widząc w nich dar Boży.
 
Jeśli chcesz podjąć sprawę uzdrowienia twoich wspomnień, poświęć codziennie nieco czasu na osobistą modlitwę w tej intencji opartą na odpowiednio dobranych fragmentach Pisma świętego. Spotkanie ze Słowem Bożym przyjmowanym w ciągu kolejnych dziewięciu dni ma cię otworzyć na to, abyś w dowolnym dniu modlił się za siebie przechodząc po kolei wszystkie okresy swojego życia.

Modlitwa o uzdrowienie wewnętrzne

 Ojcze dobroci, Ojcze miłości, błogosławię Cię, uwielbiam i dzięki Ci składam za Twoją miłość, z której dałeś nam Jezusa. Dzięki Ci, Ojcze ponieważ w świetle Ducha pojmujemy, że On jest światłem, prawdą i dobrym pasterzem, który przyszedł, abyśmy mieli życie i abyśmy mieli je w obfitości. Dziś, Ojcze, chcę stanąć przed Tobą jako Twoje dziecko. Ty znasz mnie po imieniu. Spojrzyj Twoim ojcowskim wzrokiem, pełnym miłości, na moje życie. Ty znasz moje serce i znasz rany mojej historii. Ty znasz wszystko to, co chciałem uczynić, a nie uczyniłem. Ty wiesz także o wszystkim, co uczyniłem albo co uczyniłem i czego żałuję. Ty znasz moje ograniczenia, błędy i mój grzech. Znasz moje zranienia i kompleksy mojego życia. Dziś, Ojcze, proszę Cię przez miłość, jaką obdarzasz Twojego Syna, Jezusa Chrystusa, abyś wylał Ducha Świętego na mnie po to, aby ciepło Twojej uzdrawiającej miłości przeniknęło w najgłębsze tajniki mojego serca. Ty, który uzdrawiasz złamane serca i przewiązujesz ich rany, uzdrów tutaj i teraz moją duszę, mój umysł, moją pamięć i całe moje wnętrze. Wejdź we mnie, Panie Jezu, podobnie jak wszedłeś do domu, w którym przebywali Twoi zalęknieni uczniowie. Ty stanąłeś pośród nich, mówiąc: „Pokój wam!” Wejdź do mego serca i daj mi Twój pokój. Napełnij mnie Twoją miłością. Wiemy, że miłość usuwa wszelki lęk. Przejdź przez moje życie i uzdrów moje serce. Wiemy, Panie Jezu, że czynisz to zawsze, ilekroć Cię o toprosimy. Proszę Cię więc razem z Maryją, moją Matką która była obecna na weselu w Kanie, gdy zabrakło wina a Ty odpowiedziałeś na jej pragnienie, przekształcając wodę w wino. Przemień moje serce i daj mi serce szlachetne, serce wrażliwe i czułe. Daj mi serce nowe. Spraw, aby wytrysnęły we mnie owoce Twojej obecności. Daj mi owoc Twojego Ducha, którym jest miłość, radość, pokój. Spraw, aby zstąpił na mnie Duch błogosławieństw, abym mógł zakosztować i znajdować Boga codziennie, żyjąc bez kompleksów i bez zranień, razem z innymi, razem z moją rodziną, wspólnie z moimi braćmi. Dzięki ci składam, Ojcze, za to, co czynisz dziś w moim życiu. Składam Ci dzięki z całego serca, ponieważ Ty mnie uzdrawiasz Ty mnie uwalniasz to Ty rozrywasz moje kajdany i dajesz mi wolność. Dzięki Ci, Panie Jezu, ponieważ jestem świątynią Twojego Ducha, a ta świątynia nie może zostać zniszczona, ponieważ jest domem Bożym. Dzięki Ci składam, Duchu Święty za wiarę. Dzięki Ci za miłość, którą włożyłeś w moje serce. Jak wielki jesteś Panie, Boże Trójjedyny. Bądź błogosławiony i uwielbiony, o Panie!