Loading...

Blog dorotak



Poprzez mistyczne doświadczenia spisane przez Catalinę Rivas, boliwijską stygmatyczkę, Pan Jezus i Matka Boża pragną nauczyć nas owocnie uczestniczyć w tym największym wydarzeniu naszego zbawienia, które uobecnia się w czasie każdej Mszy św.

 

Oto fragmenty zapisków Cataliny:
W święto Zwiastowania, kiedy weszłam do kościoła na Mszę św., arcybiskup i księża wychodzili już z zakrystii. Matka Boża powiedziała do mnie swoim delikatnym, słodkim, kobiecym głosem:

"Dzisiaj jest dzień nauki dla ciebie. Pragnę, abyś się mocno skupiła na tym, czego doświadczysz, ponieważ będziesz dzielić się tym z całą ludzkością."

Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę był chór pięknych głosów, śpiewający z oddali. Chwilami muzyka zbliżała się, a potem oddalała, tak jak szmer wiatru. Arcybiskup rozpoczął Mszę św. i kiedy doszedł do aktu pokuty, Maryja powiedziała:

"Z głębi serca proś Pana, aby przebaczył ci grzechy, którymi Go obraziłaś. W ten sposób będziesz mogła godnie uczestniczyć w tym przywileju, jakim jest Msza św."
Pomyślałam:
Jestem przecież w stanie łaski uświęcającej, nie dalej jak wczoraj wyspowiadałam się.
 
 Matka Boża odpowiedziała:

"Myślisz, że od wczoraj nie obraziłaś Pana? Pozwól, że przypomnę ci parę wydarzeń. (...) A ty mówisz, że nie zraniłaś Boga? Przyszłaś na ostatnią chwilę, kiedy celebransi wychodzili w procesji odprawiać Mszę... i zamierzasz uczestniczyć w Niej bez wcześniejszego przygotowania... Dlaczego wy wszyscy przychodzicie na ostatnią chwilę? Powinniście przychodzić wcześniej, aby pomodlić się i poprosić Pana, aby zesłał Swojego Ducha Świętego, by Ten mógł obdarzyć was pokojem i oczyścić od ducha tego świata, od waszych niepokojów, problemów i rozproszenia. On czyni was zdolnymi przeżyć ten tak święty moment. Przecież to jest największy z cudów. Przyszliście przeżywać moment, kiedy Najwyższy Bóg daje swój największy dar, a nie umiecie tego docenić."

Ponieważ był to dzień świąteczny, w kościele rozbrzmiała Chwała na wysokości. Matka Boża powiedziała:

"Uwielbiaj i błogosław z całej swojej miłości Świętą Trójcę, uznając, że jesteś jednym z Jej stworzeń."

Nastąpił moment Liturgii Słowa i Maryja kazała mi powtórzyć:
Panie, dzisiaj chcę słuchać Twojego Słowa i przynieść obfity owoc. Proszę, aby Twój Duch Święty oczyścił wnętrze mojego serca, aby Twoje Słowo wzrastało i rozwijało się w nim.
Potem Najświętsza Panna powiedziała:

"Chcę, abyś uważała na czytaniach i na całej homilii. Pamiętaj, o tym, co mówi Biblia, że Słowo Boże nie wraca dopóki nie wyda plonu. Jeśli będziesz pilnie słuchać, część z tego, co usłyszysz pozostanie w tobie. Powinnaś spróbować przywoływać przez cały dzień te słowa, które zrobiły na tobie wrażenie. Czasem, to mogą być dwa wersy, innym razem lektura całej Ewangelii, a czasem tylko jedno słowo. Smakuj je przez resztę dnia, a stanie się ono częścią ciebie. Życie zmienia się, jeśli pozwoli się, aby Słowo Boże przemieniało osobę."

Chwilę później, nastąpiło ofiarowanie i Matka Boża powiedziała:
 
"Módl się w ten sposób: „Panie, ofiarowuję Ci się cała, taka, jaką jestem, wszystko, co mam i co mogę. Wszystko wkładam w Twoje ręce. Boże Wszechmogący, przez zasługi Twojego Syna, przemień mnie. Proszę Cię, za moją rodzinę, dobrodziejów, za wszystkich ludzi, którzy walczą przeciw nam, za tych, którzy polecali się moim modlitwom”.

Nagle z ławek zaczęły się podnosić jakieś postacie, których wcześniej nie widziałam. Wyglądało to tak, jakby ze strony każdej osoby obecnej w katedrze, wstała inna osoba. Wkrótce nawa główna zapełniła się młodymi, pięknymi ludźmi. Byli ubrani w lśniąco białe szaty. Matka Boża powiedziała:

"Patrz. To są Aniołowie Stróże każdej z osób, która znajduje się w kościele. To właśnie w tym momencie twój Anioł Stróż zanosi twoje dary i prośby przed ołtarz Pana."

 Ich rysy twarzy były bardzo piękne, niemal kobiece, zaś wzrost, budowa ciała oraz ręce – męskie. Nagie stopy nie dotykały ziemi. Część z nich niosła jakby złotą misę z czymś, co promieniowało czystym, złotym światłem. Najświętsza Panna powiedziała:

 "To są Aniołowie Stróże tych ludzi, którzy ofiarują Msze św. w wielu intencjach, i którzy są świadomi tego, co znaczy ta celebracja. Oni mają coś do ofiarowania Panu. Ofiaruj siebie w tym momencie... podaruj swoje żale, bóle, nadzieje, smutki, radości, prośby. Pamiętaj, że Msza św. ma nieskończoną wartość. Z tego względu, bądź hojna w ofiarowywaniu i w prośbach."

Za pierwszymi Aniołami, postępowali następni, którzy mieli puste ręce. Matka Boża powiedziała

"To są Aniołowie Stróże ludzi, którzy są tutaj, ale nigdy nic nie ofiarują. Nie są zainteresowani przeżywaniem każdego momentu Mszy św. i nie mają daru do zaniesienia przed ołtarz Pana."

Na końcu procesji szli Aniołowie, którzy byli dosyć smutni, z rękami splecionymi do modlitwy, ale ze spuszczonym wzrokiem.

"To są Aniołowie Stróże ludzi, którzy są tutaj, ale którzy przyszli z obowiązku, bez pragnienia uczestniczenia we Mszy św. Aniołowie idą dalej smutni, ponieważ nie mają nic do złożenia na ołtarzu, poza własnymi modlitwami. (...) Nie zasmucaj swojego Anioła Stróża. Proś o wiele, nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich. Pamiętaj, że ofiara, która najbardziej podoba się Panu, to ta, gdy samą siebie ofiarujesz jako ofiarę całopalną, tak, aby Jezus mógł przemienić ciebie przez Swoje zasługi. Co możesz ofiarować Ojcu sama z siebie? Nicość i grzech. Ojcu podobają się ofiary połączone z zasługami Jezusa."

Nastąpił końcowy moment prefacji i kiedy wierni odmawiali: „Święty, Święty, Święty”, nagle wszystko, co znajdowało się z tyłu celebransów, zniknęło. Po lewej stronie, za arcybiskupem pojawiły się tysiące Aniołów. Ubrani byli w tuniki podobne do białych szat kapłanów czy ministrantów. Wszyscy oni uklękli z rękoma złożonymi do modlitwy i skłaniali głowy, oddając Bogu cześć. Słychać było piękną muzykę, tak jakby liczne chóry różnymi głosami śpiewały unisono razem z ludźmi: „Święty, Święty, Święty”.

Nastąpił moment Konsekracji, cudu nad cudami. Za arcybiskupem pojawił się tłum ludzi. Wszyscy mieli na sobie tuniki w kolorach pastelowych. Ich twarze były promienne, pełne radości. Mogłoby się komuś wydawać (nie umiem powiedzieć dlaczego), że byli ludźmi w różnym wieku, ale ich twarze miały szczęśliwy wyraz i były bez zmarszczek. Klęknęli, podobnie jak przy śpiewie „Święty, Święty, Święty”.

Matka Boża powiedziała:

"To są wszyscy święci i błogosławieni. Pomiędzy nimi są dusze twoich krewnych, którzy już cieszą się oglądaniem Boga."

Potem zobaczyłam Matkę Bożą, dokładnie po prawej stronie arcybiskupa, krok za celebransem. Była zawieszona lekko nad podłogą, klęczała ubrana w jasną, przeźroczystą, ale jednocześnie świetlaną niczym woda krystaliczną tkaninę. Najświętsza Panna, ze złożonymi rękoma, spoglądała uważnie i z szacunkiem na celebransa. Mówiła do mnie stamtąd, ale cicho, prosto do serca, nie patrząc na moją twarz:

"Dziwi cię, że widzisz mnie stojącą za arcybiskupem, nieprawdaż? Tak właśnie powinno być... Z całą miłością, jaką mój Syn mi daje, nigdy nie dał mi godności, jaką obdarzył kapłanów – daru kapłaństwa do uobecniania codziennego Cudu Eucharystii. Z tego powodu, czuję głęboki szacunek dla księży i dla cudu, jaki Bóg czyni przez ich posługę. To właśnie zmusza mnie do klęknięcia tutaj, za nimi."


Przed ołtarzem pojawiły się cienie ludzi w szarych kolorach ze wzniesionymi rękoma. Maryja powiedziała:

"To są błogosławione dusze czyśćcowe, które czekają na wasze modlitwy, aby dokonało się ich oczyszczenie. Nie przestawajcie wstawiać się za nimi. Oni modlą się za was, ale nie mogą modlić się za siebie. To wy macie się za nich modlić, aby pomóc im wydostać się z czyśćca, aby mogli być z Bogiem i cieszyć się wiecznie Jego obecnością."

 Maryja dodała:

"Teraz widzisz, że jestem tutaj cały czas. Ludzie udają się na pielgrzymki, szukając miejsc, gdzie się objawiłam. To dobrze, ze względu na łaski, które tam otrzymają. Ale podczas żadnego z objawień, w żadnym innym miejscu, nie jestem bardziej obecna, niż w czasie Mszy św. Zawsze mnie znajdziesz u stóp ołtarza, gdzie odprawia się Eucharystię. U stóp tabernakulum trwam z Aniołami, ponieważ jestem zawsze z Jezusem."


Widząc to piękne oblicze Matki oraz wszystkich innych z promieniującymi twarzami, złączonymi rękoma, czekających na cud, który powtarza się nieustannie, czułam się jakbym była w samym niebie.

"I pomyśl, że są ludzie, którzy w tym momencie są rozproszeni na rozmowie. Przykro mi to mówić, ale wiele osób stoi z założonymi rękoma, tak jakby składali hołd Panu, jak równy równemu sobie. Powiedz wszystkim ludziom, że człowiek nigdy nie jest bardziej człowiekiem, niż kiedy upada na kolana przed Bogiem."


Celebrans wypowiedział słowa Konsekracji. Choć był człowiekiem normalnego wzrostu, nagle zaczął rosnąć i wypełniać się nadnaturalnym światłem, które otoczyło go i przybrało na sile wokół twarzy. Z tego powodu nie mogłam dostrzec jego rysów. Kiedy podniósł Hostię, zobaczyłam jego ręce. Na ich wierzchniej stronie miał jakieś znaki, które emanowały światłem. To był Jezus! W tym momencie Hostia zaczęła rosnąć i stała się wielka. Na Niej ukazała się cudowna twarz Jezusa spoglądającego na swój lud. Instynktownie chciałam skłonić głowę, ale Matka Boża powiedziała:

"Nie patrz na dół. Podnieść swój wzrok i kontempluj Go. Wpatruj się w Niego i powtarzaj modlitwę z Fatimy: „Panie, wierzę, adoruję, ufam i kocham Ciebie. Proszę o przebaczenie dla tych, którzy nie wierzą, nie adorują, nie ufają i nie kochają Ciebie” (...) Teraz powiedz Mu, jak bardzo Go kochasz i składaj hołd Królowi królów."


Wydawało mi się, że byłam jedyną osobą, na którą patrzył z ogromnej Hostii, ale zrozumiałam, że On w ten sposób, tj. z bezgraniczną miłością, patrzy na każdą osobę. Celebrans położył na ołtarzu Hostię i natychmiast wrócił do normalnych rozmiarów. Kiedy wypowiedział słowa konsekracji wina, pojawiła się światłość, ściany i sufit kościoła zniknęły. Wtedy zobaczyłam zawieszonego w powietrzu Jezusa ukrzyżowanego. Byłam w stanie kontemplować Jego twarz, pobite ramiona i pokaleczone ciało.

Z prawej strony piersi miał ranę, z której wytryskiwała krew w lewym kierunku, oraz coś, co przypominało wodę, ale było bardzo błyszczące, w prawym kierunku. Wyglądało to jak strumienie światła spływające na wiernych. W tym momencie Matka Boża powiedziała:

"To jest cud nad cudami. Pan nie jest skrępowany ani czasem ani miejscem. W momencie Konsekracji całe zgromadzenie jest zabierane do stóp Kalwarii w chwili ukrzyżowania Jezusa."

 Kiedy mieliśmy odmawiać Ojcze nasz, Jezus, po raz pierwszy podczas celebracji, odezwał się do mnie:

 "Poczekaj, chcę, abyś modliła się z najgłębszego wnętrza, z jakiego tylko możesz wołać. Przypomnij sobie osobę czy osoby, które najbardziej cię w życiu zraniły i wyrządziły ci krzywdę, tak abyś mogła objąć je swoim sercem i powiedzieć im: „W imię Jezusa Chrystusa przebaczam wam i życzę pokoju. W imię Jezusa, proszę, abyście mi przebaczyli i życzyli pokoju”. Jeśli osoba zasłużyła na ten pokój, otrzyma go i poczuje się lepiej. Jeśli nie jest w stanie otworzyć się na niego, to powróci on do twojego serca. Ale nie chcę, abyś otrzymywała czy ofiarowała pokój, kiedy nie jesteś w stanie przebaczyć i doświadczyć go najpierw w swoim sercu. Uważaj, co czynisz"
– mówił Pan Jezus –
-"powtarzasz w Ojcze nasz: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Jeśli możesz przebaczyć, ale nie możesz zapomnieć, jak mówi wiele osób, stawiasz warunki Bożemu przebaczeniu. Mówisz: „Przebacz mi tylko tak, jak ja jestem w stanie przebaczyć, ale nie więcej”.

 Arcybiskup powiedział: „obdarz nas pokojem i jednością”, a potem
„pokój Pański niech zawsze będzie z wami”. Nagle zobaczyłam, że pomiędzy niektórymi ludźmi, którzy przekazywali sobie znak pokoju,
znajdowało się bardzo intensywne światło. Prawdziwie odczułam uścisk Jezusa w tym świetle. To On uścisnął mnie dając mi Swój pokój, ponieważ w tym momencie byłam w stanie przebaczyć i wyrzucić z mojego serca wszystkie żale wobec innych ludzi. Jezus pragnie dzielić ten moment radości, objąć nas i życzyć Swojego pokoju. Nastąpił moment Komunii św. celebransów. Kiedy arcybiskup przyjął Komunię św., Matka Boża powiedziała:

"Powtarzaj ze mną: „Panie, błogosław kapłanom, pomóż im, oczyść ich, kochaj ich, opiekuj się nimi i wspieraj ich Swoją Miłością” ".

Ludzie zaczęli opuszczać ławki, aby przystąpić do Komunii św. Nastąpił wielki moment spotkania. Pan powiedział do mnie:

"Poczekaj chwilę, chcę, abyś coś zobaczyła."

Wewnętrzny impuls kazał mi skierować wzrok na pewną osobę, która wyspowiadała się przed Mszą św. Kiedy ksiądz umieścił Świętą Hostię na jej języku, blask światła, podobnego do czystego złota, przeszedł przez tę osobę, najpierw przez jej plecy, potem otoczył ją z tyłu, następnie dookoła jej ramion, a na końcu dookoła głowy. Pan powiedział:

"Oto jak raduję się obejmując duszę, która przychodzi z czystym sercem, aby Mnie przyjąć."

Głos Jezusa był głosem szczęśliwej osoby. Kiedy poszłam przyjąć Komunię św., Jezus powiedział do mnie:

"Ostatnia Wieczerza była momentem największej bliskości ze Mną. W tej godzinie miłości, ustanowiłem coś, co mogło być pojęte, jako największy akt obłędu w oczach człowieka – uczyniłem Siebie więźniem Miłości, ustanowiłem Eucharystię. Chciałem pozostać z wami do końca świata, ponieważ Moja Miłość nie mogła znieść, że zostalibyście sierotami, wy, których kocham bardziej niż własne życie."

 Wróciłam na swoje miejsce i uklęknęłam. Pan powiedział:

"Słuchaj."

Chwilę później usłyszałam modlitwę siedzącej przede mną kobiety, która właśnie przyjęła Komunię św. Jezus powiedział smutnym głosem:

"Słyszałaś jej modlitwę? Ani razu nie powiedziała, że Mnie kocha. Ani razu nie podziękowała Mi za dar, jaki jej dałem, zniżając Swoją  Boskość do jej biednego człowieczeństwa po to, by przyciągnąć ją do Siebie. Ani razu nie powiedziała: „dziękuję Ci, Panie”. To była litania próśb. I tak robią prawie wszyscy, którzy przychodzą Mnie przyjąć. Umarłem z miłości i zmartwychwstałem. Z miłości czekam na każdego z was i z miłości zostaję z wami.... Ale wy nie zdajecie sobie sprawy, że potrzebuję waszej miłości. Pamiętajcie, że jestem Żebrakiem Miłości w tej wzniosłej dla duszy godzinie."

Kiedy celebrans miał udzielać błogosławieństwa, Matka Boża powiedziała:

"Bądź uważna... Robisz jakiś stary znak, zamiast Znaku Krzyża. Pamiętaj, że to błogosławieństwo może być ostatnie, jakie otrzymujesz z rąk kapłana. Kiedy wychodzisz z kościoła, nie wiesz, czy umrzesz, czy nie. Nie wiesz, czy będziesz miała okazję otrzymać błogosławieństwo od innego kapłana. Te konsekrowane ręce dają tobie błogosławieństwo w Imię Świętej Trójcy. Dlatego zrób Znak Krzyża z szacunkiem, tak jakby to miał być ostatni w twoim życiu."

Jezus poprosił mnie, abym została z nim kilka minut po zakończeniu Mszy św. Powiedział:

"Nie wychodź w pośpiechu, kiedy Msza jest skończona. Zostań na moment w Moim towarzystwie, ciesz się nim i pozwól Mi cieszyć się twoim."

Zapytałam Go:
Panie, jak długo zostajesz z nami po Komunii? Odpowiedział:

"Przez cały czas, póki ty chcesz zostać ze Mną. Jeśli będziesz mówić do Mnie przez cały dzień, zwracając się do Mnie w czasie wypełniania swoich obowiązków, będę cię słuchał. Jestem zawsze z tobą. To ty Mnie opuszczasz. Wychodzisz po Mszy św. i uważasz, że obowiązek się skończył. Nie pomyślisz, że chciałbym dzielić twoje życie rodzinne z tobą, przynajmniej w Dniu Pańskim (...) Czytam nawet największe sekrety ludzkich serc i umysłów. Ale cieszę się, gdy Mi mówisz o swoim życiu, gdy pozwalasz Mi uczestniczyć w nim jako członkowi rodziny czy najbliższemu przyjacielowi. O, jak wiele łask człowiek traci, nie zostawiając Mi miejsca w swoim życiu!"

 Jezus powiedział:

"Powinniście przewyższać w cnocie Aniołów i Archaniołów, ponieważ oni nie mają radości przyjmowania Mnie jako pokarmu, jak to jest w waszym przypadku. Oni piją kroplę ze źródła, wy, którzy posiadacie łaskę przyjmowania Mnie, macie cały ocean."

Inna rzecz, o której Pan mi powiedział z bólem, dotyczyła ludzi, którzy spotykają się z Nim z przyzwyczajenia. Ta rutyna sprawia, że niektórzy ludzie są tak obojętni, iż nie mają nic do powiedzenia Jezusowi, kiedy przyjmują Go w Komunii św. Powiedział również, że jest wiele dusz konsekrowanych, które utraciły swój entuzjazm bycia zakochanym w Panu i traktują swoje powołanie jak zawód. Potem Jezus mówił o owocach, które muszą się pojawić po każdej Komunii św., którą przyjmujemy. Zdarza się, że są ludzie, którzy przyjmują codziennie Pana, spędzają wiele godzin na modlitwie i wykonują liczne dzieła, ale mimo to nie dokonuje się przemiana ich życia. Dary, jakie otrzymujemy w Eucharystii powinny przynieść owoce nawrócenia wyrażające się w postawie i czynach miłosierdzia wobec braci i sióstr.

 

Catalina Świecka Misjonarka Eucharystycznego

 Serca Jezusa (tłum. i oprac. Maria Zboralska)


Z okazji 2 Urodzin tego portalu, życzę  jego twórcy i użytkownikom  więc i sobie niejako też :) , by imię Maryi było nieustannie  wysławiane, a wdzięczność Maryi nie miała granic. Wszystkie prośby niechaj będą wysłuchane , aby życie  każdego z nas tutaj miało barwę tych balonów i nie było szare.
 Niech płynie z nas głos nieustanny
z ust dobrej Maryi Panny,
 abyśmy łaski Bożej
 godnymi się stali!
Niechaj Dobry Bóg - Miłość temu portalowi błogosławi!
CNOTA POSŁUSZEŃSTWA
 Jeśli pragniesz podobać się Bogu, wiedz, że uczynisz to bardziej przez posłuszeństwo niż przez ofiarę (por. 1 Sm 15,22). Pokuta ofiaruje ciało, ale posłuszeństwo składa w ofierze wolę. Ta druga ofiara jest bardziej miła Bogu,
 Po wyrzeczeniu się wszystkich dóbr, jakie posiadasz, przygotuj się do całkowitego wyrzeczenia się także własnej woli. Uwolnij się od tego ciężaru. Cieszył się będziesz wielkim pokojem ducha, jeśli nie będziesz niczego innego pragnął, jak tylko tego, czego wymaga posłuszeństwo.
 W posłuszeństwie znajdziesz unicestwienie twojej miłości własnej i wolność dzieci Bożych.
Jeśli we wszystkim będziesz praktykował posłuszeństwo, nawet w sprawach, które wydają ci się bezsensowne, zobaczysz jak Bóg posłuży się ludźmi, by w twym życiu zrealizować największy plan twych własnych aspiracji.
Jeśli będziesz we wszystkim posłuszny i postępował będziesz z czystym sumieniem, Pan nigdy nie zezwoli, abyś zszedł z prawej drogi i by szatan cię zwiódł, i wyrządził ci krzywdę.
Wszystkie działania, które sprzeciwiają się twym zasadom, są zasadzkami ducha. Na sądzie Bożym nie będziesz musiał zdawać żadnego rachunku z tego, coś wykonał z posłuszeństwa, (por. Hbr 13,17). Będąc posłusznym jesteś pewny, że spełniasz wolę Bożą. Posłuszeństwo jest owocem wiary..
Pracę, którą pozostawiasz z posłuszeństwa, może wykonać ktoś inny, ale zasługi jakie zyskujesz będąc posłusznym, możesz nabyć tylko ty osobiście.
 Z czystości, ubóstwa i posłuszeństwa wypływają wszystkie cnoty, tak jak z ich braku rodzą się wszelkie wady. Osoba poświęcona Bogu na tyle okazuje, iż docenia swój stan, na ile jest posłuszna.
Nie bój się, że stracisz więź z Bogiem, praktykując posłuszeństwo. Pan może ci pomóc nawet w najbardziej prostych zajęciach. Posłuszeństwo jest najszybszą drogą, by dojść do szczytów doskonałości.
 Jeśli będziesz ugruntowany w posłuszeństwie, będziesz słuchał z wielką prostotą. Pyszny nie jest nigdy posłuszny.
Jeśli pragniesz być doskonale posłuszny i z dobrą wolą, poddaj posłuszeństwu twój osąd, nie chcąc dochodzić racji twego posłuszeństwa.
Posłuszeństwo niech nie będzie dla ciebie przymusem, czy biernym poddaniem się, ale aktem miłości, dobrowolną akceptacją planu Bożego, który bierze twe życie na swoje usługi. „Wichry i jezioro są posłuszne Panu" (por. Mt 8,27; Mk 1,27), a ty, któremu dał możliwość poznania Go i kochania, nie chciałbyś się poddać Jego woli?
Ten, który był posłuszny aż do śmierci (por. Flp 2,8), nie pragnie oczywiście, abyś ty szedł inną drogą. Wstydź się twego nieposłuszeństwa, patrząc na posłuszeństwo Syna Bożego.
 Ty, który niejednokrotnie nie chcesz poddać się pod posłuszeństwo, rozważ jak Ten. który stworzył niebo i ziemię poddał się dwóm stworzeniom (por. Łk 2,51). Udaj się do Nazaretu i ucz się posłuszeństwa. Jezus przez swoją śmierć złożył najcenniejszą ofiarę Bogu, ofiarę posłuszeństwa (por. Hbr 10,5-10; 1 Sm 15,22). W krwi Chrystusa Ukrzyżowanego znajdziesz żar posłuszeństwa. Zatop w tej krwi twoją wolę. Posłuszeństwo jest jarzmem. Koś je wraz z Jezusem. Stanie ci się słodkie (por. Mk 11,30).
 Musi być coś wielkiego i boskiego w cnocie posłuszeństwa skoro Jezus tak je ukochał, od swych narodzin aż do śmierci(por. J 8,29).
Obyś mógł znaleźć radość i pokój, czyniąc to, co ci nakazuje posłuszeństwo!

 POSŁUSZEŃSTWO PRZEŁOŻONYM
Przyjmij z wiarą decyzje tych, którzy tobą rządzą. Bóg w swej mądrości kieruje także głupotą ludzką. Im więc bardziej będziesz starał się nie mieć swojej woli, tylko wolę twych przełożonych, tym bardziej będziesz stawał się panem swej woli, aby dostosować ją do woli Boga.
 Duch wiary mówi ci, że polecenia przełożonych są wyrazem woli Boga, podczas gdy ty nie jesteś pewien swych objawień. Pozwól się więc kierować wolą twego przełożonego, która nie jest jego wolą, ale wolą Boga.
 Bóg widzi człowieka ponad pozorami. Posłuszeństwo jest Eucharystią życia. Gdy zgadzasz się z wolą przełożonego, powinieneś sobie wyobrażać, że zgadasz się z wolą samego Boga.
 Jest wielką zasługą to, co czynisz z woli przełożonego. Wykonuj z tą samą pilnością zarówno to, co pochodzi z woli Bożej, jak i z woli człowieka, który zastępuje Boga. Bóg nie nakazuje ci czegoś bezpośrednio, ale za pośrednictwem przełożonych, gdyż pragnie, abyś działał z wiarą. Więcej zyskasz słuchając ludzi z miłości do Boga, niż będąc posłuszny samemu Bogu. Posłuszeństwo konsekruje serce do miłości i służby Bogu. Bardziej korzystnym jest wyrzec się swojej woli, poddając ją przełożonemu, niż szukać pociech duchowych.
Pełnij z pokorą i wiernie to, co ci przełożony poleca. Uważaj, aby zbytnia mądrość nie doprowadziła cię do głupoty. Bądź mądry, ale w sposób roztropny. Twoje posłuszeństwo będzie doskonałe, jeśli potrafisz być posłusznym w rzeczach trudnych, odpychających, wstrętnych.
 Bóg niejednokrotnie zezwala na wybór przełożonych niedoskonałych, aby udoskonalić cnotę posłuszeństwa tych, których kocha.
 Im przełożony mniej posiada przymiotów, tym bardziej zasługujące będzie twoje posłuszeństwo.
 Ten kto powołany został do kierowania innymi, powinien sam pokazać, w jaki sposób należy postępować w domu Pana. Jeśli jednak będziesz miał przełożonego postępującego w sposób naganny, samego siebie oskarżaj, a nie tego, kto tobą rządzi, gdyż często serce rządzącego dostosowuje się do zasług poddanych. Miej w pamięci upomnienie Mądrości niestworzonej: „Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią" (Mt 23,2-3).
Nie zbłądzisz nigdy będąc posłusznym przełożonym. Mogą zbłądzić oni, wydając polecenia, ale nie ty będąc im posłusznym.
Ceń sobie bardzo polecenia przełożonych zgodne z twymi poglądami, ale jeszcze bardziej, gdy nie są z nimi zgodne. Zachowuj się tak, aby nie przełożeni słuchali ciebie, ale ty ich. Pamiętaj, że to, co zostało ci polecone, jest najdoskonalszą rzeczą, jaką możesz zrobić.
 Masz naturalną tendencję do rozkazywania i niechęć do słuchania, a jednak bardziej dla ciebie korzystnym jest słuchać, niż rozkazywać!
Cen sobie wolę przełożonego, jakby to była twoja. Twoje posłuszeństwo będzie rzeczywiście doskonałe, jeśli dla niego potrafisz poświęcić najdroższe uczucia serca i najmocniejsze przekonania twego ducha, aby przylgnąć do świętej i błogosławionej woli Boga. Doskonałe posłuszeństwo nie Patrzy na to, co się czyni, ale dla kogo się czyni.

Z :"Mądrość Ewangelii- ku odnowie życia w Duchu Świętym" o. Francesco Bersini SJ

[Reguły o trzymaniu z Kościołem]

Do zachowania prawdziwej postawy, jaką powinniśmy przyjąć w Kościele wojującym należy przestrzegać następujących reguł.

Reguła 1.
Rezygnując z wszelkiego własnego sądu, trzeba mieć umysł gotowy i skory do okazania posłuszeństwa we wszystkim prawdziwej oblubienicy Chrystusa, Pana naszego, czyli naszej świętej Matce, Kościołowi hierarchicznemu.

Reguła 2. Pochwalać spowiedź przed kapłanem i przyjmowanie Najświętszego Sakramentu raz w roku, jeszcze bardziej w każdym miesiącu, a jeszcze lepiej każdego tygodnia, z zachowaniem wymaganych i należnych warunków.

Reguła 3. Chwalić częste słuchanie Mszy świętej, a także śpiewy, psalmy, długie modlitwy w kościele i poza nim. Podobnie godziny ustanowione w pewnych porach, przeznaczone na całe Boże oficjum i na wszelkie modlitwy i godziny kanoniczne.

Reguła 4. Wychwalać zakony, dziewictwo i wstrzemięźliwość, małżeństwo zaś nie tak jak te.

Reguła 5. Wychwalać śluby zakonne posłuszeństwa, ubóstwa i czystości, i inne sposoby doskonałego wyrzeczenia się. Trzeba też zwrócić uwagę, że ponieważ śluby się wiążą z doskonałością ewangeliczną, nie powinno się czynić ślubu co do rzeczy, które od niej oddalają, na przykład, że ktoś będzie kupcem lub że zawrze związek małżeński.

Reguła 6. Wychwalać relikwie świętych, oddawać im cześć i modlić się do świętych. Chwalić trzeba odprawianie stacji, pielgrzymowanie, odpusty, jubileusze, krucjaty i zapalanie świec w świątyniach.

Reguła 7. Chwalić postanowienia o postach i o wstrzemięźliwości, na przykład podczas Wielkiego Postu, dni krzyżowych, wigilii, piątków i sobót. Podobnie pokuty nie tylko wewnętrzne, ale i zewnętrzne.

Reguła 8. Wychwalać ozdabianie i budowanie kościołów, podobnie jak obrazy â?? i oddawać im cześć odpowiednio do tego, co przedstawiają.

Reguła 9. Wreszcie wychwalać wszystkie przykazania kościelne i być wewnętrznie gotowym do wyszukiwania dowodów w ich obronie, a nigdy do ich zwalczania.

Reguła 10. Powinniśmy być gotowi do uznania i pochwalania zarówno dekretów i poleceń, jak i obyczajów naszych przełożonych. Chociaż bowiem czasami nie są one godne pochwały, to jednak występowanie przeciw nim czy to podczas publicznych przemówień, czy to w rozmowach z ludźmi prostymi zrodziłoby raczej szemranie i zgorszenie wśród ludzi â?? i to zarówno przeciw przełożonym świeckim, jak duchownym. Toteż jak z jednej strony jest rzeczą szkodliwą mówić źle do ludzi pod nieobecność przełożonych, tak może być rzeczą pożyteczną, jeżeli się rozmawia o złych obyczajach z tymi, którzy mogą temu zaradzić.

Reguła 11. Wychwalać naukę [teologii] pozytywnej i scholastycznej. Jest bowiem raczej właściwością doktorów pozytywnych, na przykład świętego Hieronima, świętego Augustyna, świętego Grzegorza itd. wzbudzanie uczuć , żeby we wszystkim kochać Boga, naszego Pana, i służyć Mu, natomiast cechą teologów scholastycznych, na przykład świętego Tomasza, świętego Bonawentury i Mistrza Sentencji itd., jest raczej określanie lub wyjaśnianie dla naszych czasów rzeczy koniecznych do zbawienia wiecznego i do lepszego zwalczania i ujawniania wszelkich błędów i fałszów. Doktorzy scholastyczni bowiem, ponieważ są bardziej nowocześni, nie tylko opierają się na właściwym rozumieniu Pisma świętego oraz na Doktorach świętych i pozytywnych, ale też oświeceni mocą Bożą, wspomagają się soborami, kanonami i postanowieniami świętej naszej Matki, Kościoła.

Reguła 12. Powinniśmy się wystrzegać czynienia porównań między nami, którzy jeszcze żyjemy, a błogosławionymi, którzy żyli w dawnych czasach. Popełnia się bowiem niemały błąd, jeżeli się mówi, że ten więcej wie niż święty Augustyn, tamten to drugi święty Franciszek albo i lepszy od niego, a ów to drugi święty Paweł w dobroci i świętości itd.

Reguła 13. By we wszystkim utrafić w sedno, powinniśmy być zawsze gotowi wierzyć, iż białe, które widzę, jest czarne, jeżeli się tak wypowie Kościół hierarchiczny, w przekonaniu, że między Chrystusem, naszym Panem i Oblubieńcem, a Kościołem, Jego Oblubienicą, działa ten sam Duch, który nami kieruje i rządzi ku zbawieniu innych dusz. Świętą Matką naszą, Kościołem, rządzi bowiem i kieruje ten sam Duch i Pan nasz, który nam dał dziesięć przykazań.

Reguła 14. Chociaż jest pełną prawdą, że zbawić się może tylko człowiek przeznaczony i mający łaskę i wiarę, to jednak trzeba bardzo uważać na sposób rozmawiania i rozprawiania o tych wszystkich sprawach.

Reguła 15. Nie powinniśmy mieć zwyczaju wiele mówić o przeznaczeniu. Ale jeśli czasami w jakiś sposób się o tym mówi, trzeba tak mówić, żeby ludzi prostych nie wprowadzić w błąd jakiś, jak to się zwykło dziać, kiedy się mówi: już jest postanowione, czy mam być zbawiony czy potępiony â?? i czy będę dobrze postępował czy źle, nic się już nie zmieni. Przez to [ludzie] gnuśnieją i zaniedbują pełnienie uczynków, które prowadzą do zbawienia i postępu duchowego.

Reguła 16. Również trzeba zwrócić uwagę, żeby mówiąc o wierze wiele i z naciskiem, a bez rozróżnień i objaśnień, nie dawać ludziom sposobności do gnuśności i lenistwa w pełnieniu uczynków, i to zarówno przed tym, nim wiara zostanie ukształtowana przez miłość, jak i później.

Reguła 17. Podobnie nie powinniśmy tak wiele mówić o łasce i kłaść na nią tak wielkiego nacisku, by to zrodziło truciznę [błędu] znoszącą wolność woli. Tak więc można o wierze i o łasce mówić w miarę możliwości i za pomocą łaski Bożej ku większej chwale Jego Boskiego Majestatu, nie w taki jednak sposób â?? zwłaszcza w naszych tak niebezpiecznych czasach â?? żeby ucierpiały dobre uczynki i wolna wola, albo żeby je lekceważono.

Reguła 18. Chociaż ponad wszystko należy cenić usilną służbę Bogu, naszemu Panu, z czystej miłości, to jednak powinniśmy wielce wychwalać bojaźń Jego Boskiego Majestatu. Bo nie tylko bojaźń synowska jest rzeczą pobożną i świętą, ale także bojaźń służebna pomaga w wydobyciu się z grzechu śmiertelnego, jeżeli się człowiek nie zdobędzie na coś innego, lepszego albo bardziej pożytecznego. A kiedy się z niego wydobędzie, łatwo dojdzie do bojaźni synowskiej, która w całości jest miła i przyjemna Bogu, naszemu Panu, jest bowiem tożsama z miłością Boga.

Z Ćwiczeń Duchownych św. Ignacego z Loyoli
Osobista modlitwa lidera i animatora

Image Osobista modlitwa lidera i animatora musi być modlitwą odważną! Czasem zastanawiamy się, skąd jedna osoba ma tyle wewnętrznej odwagi i siły duchowej, a drugiej, choć równie pobożnej, zupełnie takich cech brak. Otóż Pismo święte mówi nam, że istnieje coś takiego, jak modlitwa odważna. Jest to modlitwa, po której natychmiast następuje czyn. Możemy też nazwać ją modlitwą czynu albo też modlitwą zabierającą lęk.

 

Przyjrzymy się postawie św. Piotra. W Nowym Testamencie to właśnie on najbardziej jest „człowiekiem modlitwy odważnej".
Pamiętamy historię, w której Jezus szedł po wodzie. Po kilku słowach, które Jezus powiedział do wszystkich apostołów, Piotr zaczyna indywidualną z Nim rozmowę (czyli modlitwę): „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie" (Mt 14,28). Po tej krótkiej modlitwie zaczyna nasłuchiwać odpowiedzi od Jezusa. Dopóki nie był jej pewny, czekał w miejscu. Ale gdy tylko Jezus powiedział: „Przyjdź!" (Mt 14,29), Piotr natychmiast wyszedł z łodzi.

MIŁOŚĆ SZALONA
Widzimy, że modlitwa odważna nie jest tym samym, co modlitwa z determinacją (powszechnie nazywana modlitwą „z silną wiarą"). Piotr nie jest zdeterminowany, aby chodzić po wodzie. Nie jest mu to potrzebne ani do szczęścia, ani do życia. Jeśli by mu Jezus odpowiedział „Zostań!", świat Piotra nie zawaliłby się. A jednak, gdy tylko Piotr usłyszał: „Zrób to!", natychmiast wykonał jedną z bardziej szalonych rzeczy w swoim życiu.
Dlaczego był to gest odważny? Bo Piotr wchodził do wody sam. Za sobą miał jedenastu, którzy nie wiadomo co sobie o tym wszystkim myśleli. Przed sobą, gdzieś daleko, ledwo widocznego Jezusa. To nie była sytuacja, w której Jezus stoi obok i mocno trzyma za rękę. Co ważniejsze, Jezus nie chciał nawet, aby tak było; nie powiedział: „Poczekaj, przyjdę po Ciebie i spróbujemy razem". On powiedział: „Przyjdź". Cechą ludzi, którzy modlą się w sposób odważny jest to, że naprawdę wiedzą, co mówią Bogu. Tacy ludzie nie rzucają słów na wiatr. Za słowami idą czyny. Piotrowi nawet do głowy nie przyszło odpowiedzieć Jezusowi: „Żartowałem, myślałem, że mi odpowiesz, żebym się nie wygłupiał!". Ale wielu chrześcijan właśnie tak odpowiada Bogu na modlitwie.

WALECZNE SERCE
Na początku modlitwa odważna ma trzy etapy: 1. Propozycja z naszej strony, często zakończona prośbą ojej potwierdzenie. 2. Czas oczekiwania na odpowiedź przez potwierdzenia znakami, sytuacjami, a także wewnętrznie - przez pokój i radość w sercu. 3. Punkt najważniejszy, który świadczy o tym, czy nasza modlitwa jest modlitwą odważną. Jeśli odpowiedź Boga brzmi: „Zostań!", człowiek modlitwy odważnej zostawia temat i przechodzi do kolejnego. Jeśli zaś odpowiedź Boga brzmi: „Chodź!", człowiek modlitwy odważnej po prostu zabiera się do roboty.
W łodzi było dwunastu apostołów. Dwanaście wierzących osób! Tylko jedna z niej wyszła. Tylko jedna z nich podjęła się modlitwy odważnej. Pozostałe myślały pewnie „też bym tak chciał" albo „co za głupi pomysł". Ale żadna z nich nie powiedziała słowa do Jezusa. Nie miała odwagi przedstawić Mu swoich myśli. Piotr zaś powiedział „A", a po potwierdzeniu przez Jezusa, miał odwagę powiedzieć także „B".
Myślę, że procentowo sytuacja z chrześcijanami wygląda dziś podobnie: jeden na dwunastu mocno wierzących podejmuje się modlitwy odważnej. Oczywiście wiemy, że ci, co zostali w łodzi nie popełnili ani błędu, ani grzechu. Oni po prostu zostali w lodzi i nie chodzili po wodzie. Modlitwa odważna nie jest obowiązkiem chrześcijanina. Myślę jednak, że głęboko w naszym sercu jest pragnienie takiej modlitwy. I po czasie możemy się stukać w głowę: „Dlaczego ja wówczas nie zapytałem Jezusa, czy wyjść z łodzi, może chodziłbym po wodzie... a tak, nic z tego". Podejmowanie ryzyka jest pragnieniem naszego serca. Bo serce, które kocha jest sercem walecznym.

SZYBKIE REAGOWANIE
Konieczne jest, abyśmy w opisywaniu modlitwy odważnej pokazali również jej dalsze skutki. Otóż podczas realizowania tego, do czego Piotr został zachęcony przez Jezusa, pojawiły się przeszkody w postaci silnego wiatru. Piotr zaczął tonąć podczas realizacji swojego pomysłu potwierdzonego przez Boga. Jest to normalny etap w działaniu człowieka modlitwy odważnej. Przy realizowaniu rzeczy trudnych, a niekiedy szalonych przychodzą momenty takiego zwątpienia, że czasem nawet żałujemy, żeśmy tę łódź opuścili. Sprawy wydają się być tak skomplikowane i tak bardzo nas przerastają, że nie widzimy wyjścia z sytuacji. Co gorsza, bywa że przyjaciele, którzy zostali w łodzi, zaczynają mówić: „No i po coś wychodził? Wiadomo było, że nie dasz rady".
Na szczęście człowiek modlitwy odważnej ma tę cechę, że szybko reaguje. I podobnie, jak w łodzi, Piotr i teraz zareagował natychmiast. Zawołał: „Panie ratuj!". Nie wtedy, kiedy już się topił. On dopiero „ZACZĄŁ tonąć" (Mt 12,30), czyli dopiero się zanurzał. Gdy tylko to spostrzegł, od razu krzyknął: „Panie ratuj!". I znowu był bezpieczny, i wrócił z Jezusem po wodzie do łodzi. Tu widzimy kolejną cechę człowieka modlitwy odważnej: nie tylko działa natychmiast, ale natychmiast woła Jezusa. Piotr nie próbował sam się uratować. A mógł, bo przecież, w przeciwieństwie do Jezusa, dobrze umiał pływać (J 21,7). Widzimy, że Piotr nie prosił o ratunek przed utonięciem (przed śmiercią), ale o ratunek w realizacji planu: „Panie ratuj, bo już nie idę po wodzie. Pływać to ja mogę sobie sam, ale miałem dojść do Ciebie po wodzie, nie dopłynąć".

MODLITWA EKSTREMALNA
Podsumowując, możemy zauważyć sześć etapów w modlitwie św. Piotra: 1. Prośba, aby wyjść z łodzi. 2. Oczekiwanie na odpowiedź (słuchanie i obserwowanie znaków) 3. Czyn, czyli chodzenie po wodzie (realizacja planów). 4. Zwątpienie z powodu przeciwności. 5. Szybkie słowa „Panie ratuj". 6. Kontynuacja planu.
W życiu człowieka modlitwy odważnej ten schemat powtarza się bardzo często. Jego życie po prostu biegnie według tego schematu. Kończy się jeden plan, zaczyna kolejny. Co od-ważniejsi podejmują się wyjścia z kilku różnych łodzi w tym samym czasie. Najciekawsze jest jednak to, że modlitwa odważna sprawia, że nasza relacja z Bogiem staje się niezwykłą przygodą. Jezus jest coraz bardziej pociągający, wiara bardziej żywa, a serce pełne radości.
Gdy czytamy Dzieje Apostolskie, to widzimy, że apostołowie już nie przepuszczali zbyt łatwo sytuacji „chodzenia po wodzie". Ich modlitwa stała się odważną, a realizacja planów nieraz prowadziła do śmierci, więzienia i innych przeciwności. Schemat się powtarzał, bo jeśli ktoś raz doświadczy modlitwy odważnej, to chce tę przygodę kontynuować do końca życia.

o. Remigiusz Recław SJ



Z EWANGELII WG ŚW. ŁUKASZA 14, 22-33

Zaraz też przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: „Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!". Na to odezwał się Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!". A On rzekł: „Przyjdź!". Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie!". Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: „Czemu zwątpiłeś, małej wiary?". Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: „Prawdziwie jesteś Synem Bożym".


Pomoc rachunku sumienia i kierownictwa duchowego w procesie rozeznawania.

Tomasz Oleniacz SJ

 

Św. Ignacy Loyola żył w epoce podobnej do naszej: był to czas dezorientacji wobec wielu różnych możliwości rodzących się w momencie przejścia z jednego porządku, który właśnie się zawalił, w drugi, który jeszcze nie narodził się w pełni. Można o nim powiedzieć, że był jednym z tych geniuszy, których potrzebował Kościół katolicki tamtych czasów, aby odnaleźć swoją drogę w odradzającym się świecie. Jego geniusz polegał na zrozumieniu, że Boga można znaleźć we wszystkich rzeczach, że każde ludzkie doświadczenie posiada wymiar i znaczenie religijne dla tych, którzy chcą to odkryć. Jednak geniusz Ignacego polegał nie tylko na osobistym odkryciu Boga obecnego w całej rzeczywistości, ale przede wszystkim na wskazaniu drogi i środków pomocnych do tego odkrycia. Do najważniejszych elementów tej drogi należą codzienny rachunek sumienia i kierownictwo duchowe, które mają pomóc w rozeznawaniu woli Bożej. Nie będę tu omawiał struktury rachunku sumienia czy jego przebiegu, ani też kierownictwa duchowego. Chcę jedynie wskazać, jak te elementy łączą się z rozeznawaniem duchów [1].

 

Rachunek sumienia

 

Św. Ignacy rozumiał życie duchowe jako stopniowe i coraz pełniejsze zezwolenie ze strony człowieka na prowadzenie się przez Ducha. Pracę nad coraz pełniejszym wyczulaniem własnego wnętrza na poruszenia Ducha traktował jako stopniową chrystianizację własnego sumienia. W tym procesie codzienny rachunek sumienia odgrywa zadanie fundamentalne, gdyż nie można iść na ślepo za każdym impulsem czy wezwaniem do działania lub jego zaniechania. Mówiąc językiem Biblii nie można dowierzać każdemu duchowi (por. 1J 4,1). Modlitwa, rozeznanie, badanie, itd. są postawami człowieka, odpowiadającego na działanie Boga. Poprzez rachunek sumienia człowiek oswaja się z tym światem myśli i poruszeń, które nieustannie krzyżują się i zderzają w przestrzeni jego wolności i które ciągną go w różnych, nierzadko przeciwstawnych kierunkach.

 

Doniosłość rachunku sumienia

 

Rachunek sumienia, o którym mowa, ma swoje zakorzenienie w Ćwiczeniach duchowych św. Ignacego Loyoli (zwanych rekolekcjami ingacjańskimi). Proponuje on, aby rekolektant, który oddaje się Ćwiczeniom w pełnej ich formie (ok. 30 dni!), badał swoje sumienie osiem razy dziennie: dwukrotnie przez tzw. rachunek szczegółowy, przynajmniej jeden raz w rachunku ogólnym i pięciokrotnie po każdej z medytacji. W sumie na egzaminowaniu swojego sumienia człowiek spędza prawie dwie godziny dziennie. Ukazuje to wagę, jaką przywiązywał Ignacy do tego ćwiczenia duchowego. Zdawał sobie bowiem sprawę, że każdy człowiek w ciągu dnia doświadcza różnego rodzaju poruszeń duchowych. Istnienie tych wewnętrznych poruszeń jest podstawową oznaką autentyczności życia duchowego, jego „zdrowia” i obecność tych „narzuconych” wewnętrznych stanów jest czymś normalnym w prawdziwym życiu duchowym. Dlatego to nie ich obecność, lecz raczej ich brak powinien budzić niepokój (por. CD 6) [2].  Lecz by je zauważyć trzeba zacząć się im przyglądać.

 

Nie wolno nam przy tym zapominać, że rachunek sumienia jest modlitwą. Dla Ignacego jest to wręcz najważniejsza forma modlitwy. Proponował ją nawet osobom mało zdolnym lub mało wyrobionym duchowo [3].  Gdyby więc „trzeba by mówić o jakimś sposobie modlitwy typowym dla Ignacego to należy mówić o rachunku sumienia rozumianym nie jako autointrospekcja, lecz jako forma modlitwy opartej na obserwacji działania bożego [w nas], lub jako prawdziwej kontemplacji konkretnej, zamierzonej przez Boga historii (osobistej lub kolektywnej). Ta modlitwa to tropienie Jego obecności, Jego znaków, Jego myśli, Jego dróg, Jego Słowa, czyli Jego Woli” [4].  W modlitwie tej uczymy się wytrwałego stawiania pytań i spojrzenia wewnątrz siebie. „Pytanie”, „poszukiwanie”, „spojrzenie” – to słowa, które mogą opisać to, o co w nim chodzi. Badanie sumienia posiada dla św. Ignacego funkcję obiektywizującą. Nie chodzi o skrupulatne wyliczanie grzechów, błędów czy pomyłek, aby dojść do doskonałości, która mnie usprawiedliwi i egoistycznie zadowoli mój narcyzm. Poprzez tę modlitwę otwiera się przed nami szansa wejścia w kontakt z całą otaczającą nas rzeczywistością. Rachunek sumienia sprawia bowiem, że stajemy się coraz bardziej świadomi tego, czego doświadczamy. Jednak trzeba odróżnić tę modlitwę od czystej techniki związanej z samoobserwacją. Aby mówić o wymiarze duchowym rachunku musimy stanąć w perspektywie religijnej.

 

Trzy rodzaje myśli

 

Przedmiotem badania w trakcie rachunku sumienia powinny być „nasze” myśli i uczucia. Piszę „nasze” w cudzysłowie, gdyż choć pojawiają się w nas, nie zawsze my sami jesteśmy ich inicjatorami. Św. Ignacy tak to przedstawia: „Z góry przyjmuje się, że są we mnie trzy [rodzaje] myśli, a mianowicie jedna myśl moja, tj. powstająca z mojej tylko wolności i woli, dwie zaś inne przychodzą do mnie z zewnątrz, jedna od ducha dobrego, druga od ducha złego” (CD 32). Jest to podstawowe rozróżnienie źródeł myśli i uczuć, których doświadcza każdy człowiek. Tylko jedno z nich jest związane z naszą wolnością, naszym „chcę” i „pragnę”. Pozostałe dwie przychodzą z zewnątrz, a człowiek staje się niejako głośnikiem lub ustami tych myśli i czuć. Dlatego tak wielkie znaczenie posiada rozpoznawanie ich: skąd pochodzą i dokąd chcą mnie zaprowadzić.

 

Wiemy z własnego doświadczenia, że te myśli raz przyciągają, nakłaniają, zapraszają do pójścia w określonym kierunku, innym razem produkują odrzucenie, zniechęcenie. Temu przyciąganiu i odpychaniu będą towarzyszyły inne znaki: jedne rozpalają, jednoczą, rozjaśniają, uspokajają…; inne przeciwnie: wystudzają, przynoszą poczucie samotności, niepokoju, ciemności… (por. CD 316-317). W wymiarze religijnym psychologiczne pochodzenie myśli przychodzących z zewnątrz nie ma szczególnego znaczenia. Liczy się bardziej to, ile mają w sobie z Boga a ile z nie-Boga. Stąd trzeba je badać sprawdzając ich kierunek w relacji do Boga: prowadzą mnie „do” czy „od” Niego.

Kierownictwo

 

Zostawmy na chwilę rachunek sumienia by przejść do drugiego elementu drogi pomocnej do odnajdywania obecności Boga w naszym życiu.

 

Jeśli św. Ignacy kładzie tak duży nacisk na osobiste rozeznawanie Bożych natchnień to dlatego, że jest on przekonany, że Bóg zamieszkuje w każdym człowieku i komunikuje się z nim w sposób bezpośredni, a nie jedynie przy współudziale pośredników. Tak na przykład w trakcie rekolekcji poleca prowadzącemu je aby pozwolił „Stwórcy działać bezpośrednio ze swoim stworzeniem, a stworzeniu ze swoim Stwórcą i Panem…” tak, aby „sam Stwórca i Pan udzielał się duszy sobie oddanej i ogarniał ją ku swej miłości i chwale” (CD 15). Problem polega jednak na tym, że nie zawsze jesteśmy pewni, iż otrzymane natchnienie pochodzi od Boga. Stwierdzenie, że Bóg komunikuje się bezpośrednio z człowiekiem, nie jest równoważne ze stwierdzeniem, że ta bezpośredniość jest zawsze gwarantowana, oczywista, lub że jest niezakłócona w odbiorze. Można to porównać do fali radiowej, która – na skutek różnych czynników – nie zawsze jest dobrze odbierana. Podobnie jest z życiem duchowym. Nikt nam nie obiecywał, że odbiór Bożej fali będzie przebiegał bez zakłóceń. Stąd trzeba uczyć się „dostrajać” do tej fali. Czasem trzeba wzmocnić słaby sygnał, albo wręcz poszukać dodatkowego aparatu zewnętrznego, który pozwoli na jej lepszy odbiór. To wszystko właśnie jest zadaniem rozeznawania w kierownictwie duchowym.

 

Przez kierownictwo duchowe rozumiem tu pomoc, której udziela jeden chrześcijanin drugiemu w procesie dojrzewania jego życia duchowego [5].  Ta pomoc jest ściśle związana z nauką rozeznania duchów, gdyż pierwszym i podstawowym zadaniem kierownika duchowego wobec osoby, której towarzyszy, jest nauczenie jej rozeznawania. Dokonuje się to przede wszystkim poprzez zwrócenie uwagi na istnienie i działanie różnorodnych poruszeń duchowych, określonych stanów ducha, tendencji, pragnień, pokus, itd. Oczywiście nie chodzi o to by kierownik duchowy robił wykład teologiczny na ten temat, lecz by uwrażliwiał na to osobę, która mu się powierza. W miarę jak będzie ona doświadczać tych poruszeń i zacznie je zauważać kierownik będzie pomagał w ich nazwaniu i przeanalizowaniu, czyli rozeznaniu. „Zauważyć-nazwać-rozeznać” – to są elementy, których kierownik powinien uczyć stopniowo daną osobę.

 

Często ten, kto prosi o kierownictwo, spodziewa się, że to kierownik będzie rozeznawał i podejmował za niego decyzje, że będzie kierował jego działaniami dyktując, co ma robić. Tymczasem wszelkie decyzje powzięte przy pomocy i współudziale kierownika, mają być decyzjami osobistymi, to znaczy podjętymi przez osobę, która przystępuje do procesu poszukiwania i rozeznania. Stąd też rozeznanie, jakiego dokonuje kierownik, jest podejmowane nie jako zastępujące wysiłek i decyzję powierzonej mu osoby, czy też jako narzucane w sposób autorytatywny, lecz jako działanie zmierzające do podtrzymania i prowadzenia rozeznania drugiej osoby. To znaczy, kierownik duchowy ukierunkowuje i podtrzymuje w tym poszukiwaniu Boga. Jednak nigdy nie rozeznaje za daną osobę. W wymiarze czysto ludzkim dodaje też pewności w doświadczeniu wewnętrznego pokoju potrzebnego do rozeznania. Jednak ten typ pewności nie jest pewnością autorytarną. Kierownictwo duchowe nie może i nie powinno tworzyć pewności tego typu, gdyż rozeznanie duchowe, także to połączone z kierownictwem, nie ma bezpośredniego wglądu w przyszłość. W tym sensie nie jest profetyczne.

 

Warto również pamiętać, że w każdym konkretnym rozeznaniu nie można wykluczyć elementu ryzyka i pomyłki. Nie jest to jednak ryzyko hazardu, ale ryzyko nadziei. Rozeznawać nie oznacza bowiem układać sobie przyszłość tak, jakbyśmy byli jej pewni. Dlatego przy każdym wyborze pojawia się element ryzyka. Ostatecznie ryzyko powinno być podejmowane przy jednoczesnej ufności, że Bóg nie pozwoli nigdy na coś, co ostatecznie nie byłoby dla nas dobre. Zarówno z wielkimi wyborami naszego życia jak i tymi drobnymi związany jest akt zawierzenia. Nie dlatego wybieram, że matematycznie mam 100% pewność i jestem prorokiem swej przyszłości, lecz dlatego, że wierzę, iż mój los leży w rękach Boga, i jeżeli ze swej trony uczciwie starałem się rozpoznawać sytuację, mogę podejmować działanie ze spokojem i satysfakcją [6]. 

 

Trzeba też jasno powiedzieć, że rozeznawanie w ramach kierownictwa duchowego o tyle ma sens, o ile jest ono podejmowane w codziennym rachunku sumienia. To znaczy rozeznanie w kierownictwie powinno być szczególnym momentem rozeznania podejmowanego każdego dnia. Kierownictwo duchowe ma za zadanie nie tyle pomóc w rozwiązaniu konkretnych trudności, z jakimi ktoś przychodzi do kierownika, co wesprzeć w procesie podejmowania stałego rozeznawania. Jest to prawdziwe do tego stopnia, że gdy kierownik nie dostrzega w danej osobie wzrostu zdolności rozeznawania, musi postawić sobie pytanie o sensowność kontynuacji kierownictwa.

 

Rozeznanie duchowe

 

Zazwyczaj rozumiemy rozeznawanie jako poszukiwanie woli Bożej, np. za pomocą znaków czasu czy konkretnych racji „za” lub „przeciw” podjęciu określonej decyzji. Pragniemy trafnie rozeznawać i dokonywać dobrych wyborów. I to jest ważne. Ale najważniejsze w rozeznawaniu jest nie tyle sama decyzja, co wsłuchiwanie się w głos przemawiającego do nas Boga. Konkretny wybór to tylko wymierny owoc tego nasłuchiwania bożego głosu. Jezus wspomina o tym, kiedy stwierdza, że Jego owce znają Go i „słuchają Jego głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je” (J 10,3).

 

Mówiąc o rozeznaniu św. Ignacy twierdzi, że chodzi o rozróżnienie działania Boga i „nieprzyjaciela natury ludzkiej” (CD 10; 325). Owym nieprzyjacielem jest ten, który posługuje się śmiercią i kłamstwem. Będzie on próbował przedstawić je człowiekowi jako prawdę i życie (wystarczy przypomnieć sobie kuszeni Ewy w raju). Doświadczenie wykazuje, że oddalanie się od Boga albo szukanie Go i zbliżanie się do Niego pozostawia w nas skutki w formie poruszeń wewnętrznych zwanych pocieszeniem lub strapieniem. Człowiek poprzez doświadczenie zna lub przeczuwa obecność zarówno Boga jak i nieprzyjaciela. Doświadcza tego w sobie i w pewnym sensie „wie”, kiedy spotyka życie a kiedy śmierć. To doświadczenie jest jak echo-sonda, która, w zależności od odbieranej fali, może wykazać, co napotyka na swojej drodze, od kogo i dokąd pochodzą napotykane impulsy.

W tym sensie rozeznawać to odkrywać Boga a demaskować nieprzyjaciela we wszystkich działaniach naszego życia podejmując odpowiednie kroki zgodne z tym, co zaobserwujemy. Chodzi o to, by odkryć, którędy i jak przychodzi do nas życie, a jak śmierć, by w zależności od tego podejmować odpowiednie działanie. Jednak ta echo-sonda jest urządzeniem wymagającym regularnego nasłuchiwania. Nie można jej wyciągać z lamusa jedynie w wyjątkowych przypadkach. Niezbędne jest tu systematyczne skanowanie powierzchni naszego wnętrza by odkrywać różnicę między życiem i śmiercią. Jeżeli zrozumiemy, że rozeznawanie w ostateczności nie jest niczym innym jak tylko zdolnością do uchwycenia i uznania tych różnic, wtedy docenimy zarówno jego prostotę, jak i wartość. Dostrzeżemy również, że rola kierowników duchowych będzie polegała przede wszystkim na tym, by pomagać w dostrzeganiu i rozeznawaniu tych poruszeń, których człowiek doświadcza podczas codziennego rachunku sumienia, modlitwy czy podejmowanego działania.

 

Poruszenia jako „temat” rozeznawania

 

Prawie wszystkie reguły o rozeznawaniu przedstawiane przez św. Ignacego w książeczce Ćwiczeń duchowych (CD 313-336) mówią o „pocieszeniu” jako typowym dla działania Boga i o „strapieniu” jako charakterystycznym dla działania złego ducha. Są to dwa podstawowe kryteria badania naszych wewnętrznych poruszeń.

 

Zobaczmy co oznaczają te słowa w języku św. Ignacego. Mówimy o pocieszeniu gdy na skutek jakiegoś zdarzenia czy doświadczenia „w duszy powstaje pewne poruszenie wewnętrzne, dzięki któremu dusza rozpala się miłością ku swemu Stwórcy i Panu… podobnie i wtedy, gdy wylewa łzy, które ją skłaniają do miłości Pana”; to także „wszelkie pomnożenie nadziei, wiary i miłości i wszelkiej radości wewnętrznej, która wzywa i pociąga do rzeczy niebieskich i do właściwego dobra [i zbawienia] własnej duszy, dając jej odpocznienie i uspokojenie w Stwórcy i Panu swoim” (CD 316). Pocieszenie popycha człowieka do szukania swojego zbawienia, do „szukania tego, co w górze” (Kol 3,1), do szukania samego Boga. Nie jest to jedynie przyjemne uczucie, jakby wskazywało na to współczesne użycie tego słowa. Natomiast to, co jest przeciwieństwem pocieszenia można nazwać strapieniem: „I tak ciemność w duszy, zakłócenie w niej, poruszenie do rzeczy niskich i ziemskich, niepokój z powodu różnych miotań się i pokus, skłaniający do nieufności, bez nadziei, bez miłości. Duszy stwierdza wtedy, że jest całkiem leniwa, letnia, smutna i jakby odłączona od swego Stwórcy i Pana” (CD 317).

 

Wspomniałem wcześniej, że rozeznanie wychodzi z założenia, że zarówno zbliżanie się do Boga jak i oddalanie się od Niego musi wywoływać (i wywołuje) wewnętrzne poruszenia duszy. Stąd wracając do przykładu echo-sondy poruszenia wewnętrzne są jak różne wskaźniki tego urządzenia, zaś sztuka interpretacji danych pochodzących z tych instrumentów to rozeznanie dokonujące się dzięki poznaniu konkretnych reguł interpretacyjnych. Obserwując wskaźniki i wiedząc jak należy je zinterpretować można bezpiecznie poruszać się po terenie. Jednak nawet najlepsze instrumenty pozostają niewiele warte, jeśli nie umiemy odczytać wskazujących przez nie danych. Stąd trzeba się uczyć tej sztuki w codziennym rachunku sumienia zwracając uwagę na trzy rzeczy:

 

1. Wiele osób, które traktują swoje życie duchowe w sposób powierzchowny lub też nieprzyzwyczajone do prowadzenia refleksji nad swoim doświadczeniem wewnętrznym, nawet nie zdaje sobie sprawy, że różnym wydarzeniom dnia towarzyszyły jakieś poruszenia wewnętrzne. Dlatego pierwszym pytanie, jakie trzeba sobie postawić, to pytanie o te doświadczenia: „patrząc na różnego rodzaju wydarzenia dostrzegam, że towarzyszyły im jakieś wewnętrzne poruszenia?”.

 

2. Po drugie, trzeba nauczyć się widzieć różnice między pocieszeniem i strapieniem: „to, czego doświadczyłem, jest prawdziwym strapieniem czy pocieszeniem?”. Nie chodzi tylko o rozróżnienie, czy dane poruszenie było przyjemne lub nie, czy byłem w dobrym czy złym humorze, czy byłem wesoły czy też w depresji, chociaż to wszystko ma swoje znaczenie i nie przestaje wpływać na nasze życie. Chodzi raczej o rozpoznanie, czy dane poruszenie niesie ze sobą pomoc konieczną do kroczenia w kierunku dobra, czy pomaga mi z większą hojnością służyć Bogu i bliźnim; czy, wręcz przeciwnie odciąga mnie, choćby w sposób bardzo delikatny, od prostej drogi, zniechęcając do bycia konsekwentnym w moim fundamentalnym nastawieniu na Boga.

 

3. W końcu obserwacja tych poruszeń powinna doprowadzić do rozpoznania i zinterpretowania przesłania, które one niosą z sobą. Tutaj dotykamy samego centrum rozeznania: interpretacji tych doświadczeń duchowych. Oczywiście nie można przeprowadzić analizy tego, co osoba aktualnie przeżywa w oderwaniu od jej całej historii życia duchowego, od całokształtu jej postaw. Interpretacja pocieszenia lub strapienia zależy od tego czy dana osoba przechodzi „od złego do gorszego” czy też raczej „od dobrego do lepszego” (CD 335), ponieważ wówczas pocieszenie i strapienie mają całkowicie inne znaczenie. Dla osoby, która pragnie bliskości Boga i szuka Go pocieszenie stanowi potwierdzenie na obranej drodze; podczas gdy dla osoby, która skupia się tylko na sobie, strapienie będzie wezwaniem do nawrócenia.

Owoc jako kryterium rozeznania

 

Najważniejszym kryterium rozeznania jest owoc związany z planowaną lub wprowadzoną w czyn decyzją. Nie jest łatwo ustalić pochodzenie różnych myśli i poruszeń duchowych. Z drugiej strony nie jest to rzecz najważniejsza w rozeznaniu, gdyż bardziej niż pochodzenie trzeba zbadać ich kierunek i owoce, jaki z sobą niosą. Nie tyle „skąd” przychodzą, lecz „dokąd” prowadzą dane poruszenia. Podwyższona temperatura chorego nie mówi nic o przyczynach jego choroby, lecz wystarczy do stwierdzenia, że niezależnie od tego, co mu dolega, musi pozostać w łóżku. Podobnie jest z rozeznaniem. Jego najważniejszym celem nie jest postawienie diagnozy związanej z pochodzeniem poruszeń duchowych, lecz stwierdzenie, czy powinniśmy iść za tymi poruszeniami czy też nie; czy przybliżają nas one do Boga czy też wręcz przeciwnie.

 

Święty Paweł podaje kilka kryteriów pomocnych do rozeznania. Trzeba mieć na uwadze, że do poprawnego rozeznania zazwyczaj nie wystarczy tylko jeden znak, lecz konieczne jest występowanie i współbrzmienie kilku znaków. W pierwszym rzędzie trzeba przekonać się, że nie ma między nimi sprzeczności. One muszą występować wspólnie, choć niekoniecznie wszystkie naraz. Na przykład sama miłość nie wystarczy do podjęcia działania, gdyż także z miłości dopuszczono się wielu zbrodni.

 

Trudno wymieniać tu wszystkie kryteria, stąd podam tylko niektóre:

 

a) Zarówno dobrego jak i złego ducha można rozpoznać po ich owocach (por. Gal 5,14-22; Ef 5,8-10; Rz 7,4-5.19-20).

b) Łączność i komunia z Kościołem jest kolejnym znakiem działania ducha Bożego. Prawdziwe dary Ducha to te, które budują wspólnotę Kościoła. (1 Kor 14,4.12.26).

c) Światło i pokój. Dary Ducha nie są ślepymi impulsami, które prowokują problemy i nieporozumienia (1 Kor 14,33).

d) Miłość wzajemna. To jest jedno z najważniejszych kryteriów, które odsłania obecność Ducha św. (1 Kor 12-13).

 

Podsumowanie

 

Reasumując trzeba stwierdzić, wszystkie omawiane tutaj elementy, tzn. ignacjański rachunek sumienia, kierownictwo i rozeznawanie duchowe ukazują trzy momenty tego samego procesu i ukierunkowane są na jeden cel: szukać i znajdować Boga we wszystkim. W tym procesie poszukiwania i rozeznawania codzienny rachunek sumienia stanowi jakby narzędzie wyostrzające zmysły ducha, które zdolne są wyłapać choćby najbardziej subtelne wołanie Boga. Zadaniem kierownictwa jest wskazanie na wewnętrzne poruszenia i nauczenie odróżniania tych, które prowadzą do życia od tych, które prowadzą ku śmierci. Z drugiej strony kierownictwo duchowe o tyle ma sens, o ile opiera się na nieustannym poszukiwaniu i rozeznawaniu woli Bożej. Poszukiwaniu, którego kierownictwo nie zastępuje, a jedynie wzmacnia i obiektywizuje.

 

Tomasz Oleniacz SJ

 

___________________________

Przypisy:

 

  [1] Na temat codziennego rachunku sumienia ukazało się ostatnio wiele pozycji książkowych. Na szczególną uwagę zasługuje tu książka włoskiego jezuity S. Fausti, Okazja czy pokusa? Sztuka rozeznawania i podejmowania decyzji, Wydawnictwo OO. Franciszkanów „Bratni zew”, Kraków 2001. Autor porusza w niej kwestie praktyczne związane zarówno z codziennym rachunkiem sumienia, jak i regułami rozeznawania duchów.

  [2] Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne (= CD), tłum. M. Bednarz, WAM, Kraków 1991.

  [3] Por. CD 18; por. też Konstytucje Towarzystwa Jezusowego, nr 649.

  [4] Iglesias I., Elementos instrumentales de la experiencia de Ejercicios Ignacianos, Manresa 60 (1988:236), s. 244.

  [5] Dodam na marginesie, że św. Ignacy nigdy nie posługiwał się tym pojęciem, gdyż nigdy nie chciał „kierować” osobą. On mówił o „tym, który daje rekolekcje”. Stąd, choć w tekście używam rozpowszechnionego terminu „kierownik duchowy”, rozumiem go w znaczeniu towarzyszenia duchowego, a nie kierowania osobą.

  [6] Por. Martini C. M., Poznanie siebie, decyzja, wybór, Wydawnictwo WAM, Kraków 2000, s. 74.

http://www.katolik.pl/pomoc-rachunku-sumienia-i-kierownictwa-duchowego-w-procesie-rozeznawania,23435,416,cz.html?s=1