Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
Za NP zdążyłam już zatęsknić :) . Nawet za trudnościami i przeszkodami związanymi z jej odmawianiem. Ostatniego dnia zaczęłam się zastanawiać i co dalej??? Czy mam teraz spokojnie czekać na Twoją odpowiedź Mateńko ? A może to za mało, może powinnam zacząć od nowa? Przypomniałam sobie o Nowennie do Matki Boskiej Rozwiązującej Węzły i zapragnęłam ją odmówić... Kiedy skończyłam odmawiać NP i spojrzałam na mój różaniec był cały poplątany ... taki kłębek się z niego zrobił :) No i cóż ja miałam innego zrobić? Tyle węzłów jest w moim życiu i życiu mojej rodziny do odplątania....
Moja Królowa ... moja Pani i Pocieszycielka moja .... czy wysłucha kiedyś mojej prośby???
Chyba zostawię tą moją udrękę w Jej dłoniach....
Wczoraj poczułam silną potrzebę skorzystania z sakramentu pokuty. Jak tylko zobaczyłam księdza idącego do konfesjonału szybko stanęłam w kolejce do spowiedzi. Dlaczego tym piszę??? A no dlatego , że po raz pierwszy w chwili udzielania rozgrzeszenia ogarnęło mnie poczucie żalu, łzy same cisnęły mi się do oczu i z trudem powstrzymałam się od płaczu. Jednocześnie czułam ulgę i wyraźne poznanie, że to są łzy pokuty i że to jest łaska ....
Po komunii znowu popłynęły mi łzy... tym razem jednak łzy miłości. To wszystko nie zależne ode mnie i pochodzące z zewnątrz . Nie zastanawiałam się dlaczego? i po co? delektowałam się tylko łzą płynącą po policzku.
Chwała Ci Panie !!!! i Tobie moja Królowo bo wczoraj podczas odmawiania mojej NP dałaś mi poczuć, że mimo mojej nieudolności w modlitwie nie zostawiasz mnie samej. Jesteś i natchnęłaś mnie nadzieją i pewnością , że sprawa jest już w Twoich rękach wię nie mam się czego obawiać.
Jesteś wspaniała moja Królowo!
Był taki etap w moim życiu, że każdej nocy toczyłam walkę .... walkę na śmierć i życie. Kilka nocy pod rząd przychodziło do mnie we śnie ,, coś,, co chciało mnie zabić. Nie było mowy o kompromisie ... miałam wybór albo będę się bić albo zginę. Czarne stwory nie miały odrobiny litości, czułam tylko nienawiść z ich strony.W tych snach zawsze wygrywałam i nigdy się nie bałam... Za to bardzo często budziłam się w nocy i miałam straszne lęki... Wstrętne uczucie paraliżującego strachu wrrryyyy.
Cały ten maraton zakończył przedziwny sen ... widzę twarz Jezusa.... piękną i spokojną. Cieszę się jak dziecko i wpatruję zauroczona. Nagle twarz zaczyna się zmieniać już nie bije od niej dobro a oczy są jakieś dziwne. Spojrzenie staje się świdrujące i przeszywa mnie całą tak że, odczuwam fizyczny ból. Czuję wyraźnie co chce mi przekazać... że to koniec i że mnie zabije. Rano uświadamiając sobie co mi się śniło nie czułam strachu, raczej zadowolenie, że znowu wygrałam. Całkiem niedawno uświadomiłam sobie że wtedy zaczęłam odmawiać 15 modlitw....
Słabo mi idzie moja NP...
w ciągu dnia nie mogę się doczekać kiedy będę ją odmawiać a kiedy przychodzi co do czego ... ech... szkoda gadać
Czy moja kochana Mateńka nie będzie na mnie zła i mimo wszystko doceni chęci :) ???
Jeszcze rok temu byłam na dnie... w totalnej ciemności, rozpaczy i pełna lęku. Zupełnie się wtedy załamałam i rozsypałam na kawałeczki. Całe dnie spędzałam w łóżku użalając się nad sobą i moim małżeństwem. W sierpniu ubiegłego roku usłyszałam diagnozę: endometrioza...szybko laparoskopia bo małpa wlazła już na jajnik. Lekarz powiedział , że dopiero jak mnie otworzy będzie wiedział więcej. Dodatkowo mam tyłozgięcie i dwurożność macicy , problemy z hormonami i takie tam inne... Męża wyniki też nie były idealne. Operacja się powiodła a Zaraz po byłam tak pełna nadziei, że tą moją pewnością mogłabym wszystkie góry poprzenosić.
Niestety nie udało się...
Kolejny cykl i znowu nic... kolejny i kolejny ponownie cisza... Jak ja się wtedy czułam tylko sam Bóg wie... Byłam na samiutkim dnie gdzie tylko łzy i ciemność mają się świetnie...
Wtedy właśnie Pan podał mi rękę ....