Loading...

Będziesz Biblię czytał nieustannie | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Dorota
Dorota Kwi 13 '15, 11:41

Jerzy, ale od tych skażeń naszej mentalności mamy Jezusa...

I jeśli wspominasz o wynoszeniu z pracy chociażby...wstyd było, ale jak Jezus mi kiedyś pokazał , jak to wynosiłam z pracy coś, co było dla klientów w celach reklamy, coś , co marketingowcy nam "dawali", a z czego ja ich potem jako księgowa rozliczałam, to  od razu Jemu oddałam na spowiedzi. Bo te niby małe grzeszki , powielane mogą nas potem nieźle skazić.

To nie zabory, nie komunizm, ale człowiek jest winny, że daje się temu światu omamić.

Wolę więc patrzeć na siebie niż zganiać na kogoś...

Jerzy
Jerzy Kwi 15 '15, 13:16

Jeśli będziemy się tylko na siebie patrzyli to zło będzie się rozprzestrzeniać jak zaraza. Tu nie wystarczy tylko nasza modlitwa (choć jest bardzo ważna) ale również potrzebne jest nasze realne działanie. Ostatnio często słyszałem słowa o tym że: "zło się rozlewa gdy ci dobrzy będą milczeć i nic nie robić".  

 

Dorota
Dorota Kwi 15 '15, 18:09

Jerzy, nie napisałam, że patrzę tylko na siebie, jakbym patrzyła , to przecież nie odpisywałabym Ci nawet.

O modlitwie jako wystarczającej też nic nie napisałam, bo Pismo Św. wskazuje nam drogę, jak mamy postępować  , gdy widzimy zło.

Ale doprawdy , najpierw człowiek musi zajrzeć w głąb siebie, zanim zacznie oceniać innych. Inaczej to będzie , jak z tymi kamieniami i pisaniem palcem po ziemi przez Jezusa.

A na koniec , jakoś nie widzę siebie jako ta dobrą, sprawiedliwą , bo Jezus mi ciągle pokazuje , napraw to i tamto, spójrz tu, spójrz tam.

I powrócę do tej naszej skażonej mentalności...jest Jezus , który każdego , każdego dosłownie może zmienić, jak zmienia mnie, ja o tej mentalności nawet nie myślę, żyję tu i teraz., mam przed sobą Biblię i nią pragnę zyć, a nie wypominaniem zamierzchłych już dla mnie czasów, choć za czasów tego naszego komunizmu się wychowałam.

Jerzy
Jerzy Kwi 16 '15, 20:03

Doroto o to mi chodziło że nie możemy "naprawiać" lub modlić się tylko za siebie nie zważając co się dzieje w naszej ojczyźnie i na świecie. Bo będziemy się zachowywać jak świadkowie Jehowy. Oni też dbają tylko o siebie i swoje środowisko (choć zazdroszczę im jak są solidarni wobec swoich współwyznawców) a nie chodzą na wybory i obcemu często nie podadzą kubka wody ;)  uważając że tylko i wyłącznie oni zostaną zbawieni.  

Dorota
Dorota Kwi 16 '15, 22:26

A ja myślę, że szczera modlitwa , czy za siebie czy za innych, jakakolwiek, aby od serca pochodząca zmienia  człowieka całkowicie i takowy nie ma kłopotów  ze wzrokiem  ani ze słuchem , by nie zważać na to, co się dzieje wokół. Człowiek modlitwy sercem inaczej też widzi wszystko i inaczej reaguje, bo jest już prowadzony nie przez siebie , tylko przez Boga.

Dorota
Dorota Kwi 18 '15, 22:17

Światło na mojej ścieżce.

 

III Niedziela Wielkanocna, B; Dz 3, 13-15. 17-19; Ps 4, 2. 4 i 9 (R.: 7b); 1J 2, 1-5a; Por. Łk 24, 32; Łk 24, 35-48; Winnica 19 kwietnia 2015 roku. Niedziela Biblijna. Przez dwa tygodnie ogłaszano, by wziąć ze sobą do kościoła Pismo Święte.

Najpierw zadanie dla tych, którzy mają ze sobą Pismo Święte – Stary i Nowy Testament.

Najpierw, jeśli ktoś potrzebuje, zakładamy okulary.

Teraz spróbujmy otworzyć Biblię idealnie na środku. Otworzymy ją na Księdze Psalmów. Na górze strony powinno być napisane jaka to księga.

Jeśli mamy Księgę Przysłów lub Koheleta to za daleko – musimy się cofnąć.

Jeśli mamy księgę Hioba lub Księgi Machabejskie to przewróćmy strony dalej.

Gdy mamy już Księgę Psalmów to zobaczmy jaki jest psalm na stronach, które otworzyliśmy i znajdźmy teraz Psalm 119.

Jest to najdłuższy psalm w tej księdze. Gdy już go mamy to znajdźmy werset 105.

Czytamy tam: „Twoje słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce.” (Ps 119,105)

Możemy mieć różne tłumaczenia – tych, którzy mają Biblię Tysiąclecia mogą czytać ze mną. Inni niech powtarzają za mną. Najpierw jedna część tego wersetu. Potem drugą.

„Twoje słowo jest lampą dla moich stóp.” – powtarzamy.

„I światłem na mojej ścieżce.” – powtarzamy.

Dziękuję.

Gdybyśmy weszli na naszą ambonę i zobaczyli gdzie jest otwarta wyłożona tam Biblia – okazało by się, że tam właśnie – na Psalmie 119.

Dlaczego prosiłem o otworzenie tej właśnie Księgi Pisma Świętego i przeczytanie fragmentu tego właśnie psalmu? Dlaczego Biblia na ambonie otworzona jest tam właśnie?

Dlatego, że ten werset pokazuje bardzo praktyczny wymiar Słowa Bożego. Słowo Boże to nie jest tekst, który ma służyć jakimś estetycznym przeżyciom – choć takie fragmenty na pewno można znaleźć.

Nie jest to jedynie odznaka pewnej religijnej przynależności: my trzymamy w domu Biblię a muzułmanie będą mieli Koran.

Biblia służy do życia – do godnego przeżycia swego życia i do osiągnięcia zbawienia.

Jest to bardzo precyzyjna instrukcja – lampa i światło na drogach naszego życia. To wyczytaliśmy w naszym fragmencie.

To jednak nie jest wszystko. Instrukcje są dobre, ale potrzeba jeszcze czegoś więcej i Biblia to daje.

Zajrzyjmy do dzisiejszych czytań. Początek Ewangelii – „Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba.” (Łk 24,35) – nawiązuje do wydarzenia, które nazywamy: „Uczniowie idący do Emaus”.

Jest to częsty motyw religijnych obrazów – po ukrzyżowaniu Jezusa dwaj uczniowie idą do Emaus – przyłącza się do nich zmartwychwstały Jezus i tłumaczy im Pisma.

Kluczowa dla nas jest tu refleksja uczniów po tym wydarzeniu. Tak czytamy: „Mówili [dwa uczniowie] nawzajem do siebie: Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” (Łk 24,32)

I to jest drugi wymiar praktyczności Pisma Świętego. Nie tylko czegoś się dowiadujemy, ale zapalamy się do czegoś. Zaczyna płonąć nasze serce – jesteśmy porwani, niesieni, wstępują w nas nowe siły.

To wszystko przez Słowo Boże a dokładnie przez samego Jezusa. Gdy bowiem czytamy Pismo Święte to jakby stajemy w bezpośredniej bliskości Boga. On jest wtedy przy nas. To on nas zapala swoją obecnością.

Mamy działanie na intelekt, mamy działanie na emocje. Potrzeba jeszcze woli – trzeba jeszcze naszego „tak”. Naszego pójścia za tym Słowem. Nie wystarczy, że mamy jasno oświetloną drogę, nie wystarczy, że mamy pozytywne nastawienie – jeszcze trzeba podjąć decyzję.

Ta decyzja zawsze będzie do nas należała. Gdy jednak będzie światło – gdy wszystko będzie jasne, gdy będzie poryw serca, to decyzja ta będzie łatwiejsza.

Dlaczego Maryja powiedziała swoje „fiat” – niech mi się stanie? Bo miała Boże Słowo i miała obecność Bożą, która zapalała jej serce.

Dlaczego ludzie często żyją bez wiary, bez chęci powiedzenia „tak” Bożej woli i Bożym planom dla ich życia? Bo nie mają światła i poznania Boga, które płynie z Biblii i nie mają zapalonego serca. To zapalenie też pochodzi z Biblii.

Powiem teraz coś bardzo ważnego. Jest ktoś, kto za wszelką cenę i heroicznie będzie dążył do tego, by pozbawić ludzi Bożego światła i porywu serca.

Tym kimś jest diabeł i szatan.

Słowo szatan oznacza przeciwnika. I rzeczywiście przeciwnikiem i wrogiem rodzaju ludzkiego jest ten zbuntowany anioł, którego celem jest „kraść, zabijać i niszczyć” (por. J 10,10).

I trzeba przyznać, że szatan odnosi sukcesy. Kradnie coś, co jest fundamentem, filarem i zwieńczeniem jednocześnie. Kradnie Biblię.

Ze smutkiem uznaję jego sukcesy.

Jak to się stało, że najbardziej rozpowszechniona książka świata, która jest w każdym domu, jest jednocześnie tak nieznana?

Jest w telewizji teleturniej „Jeden z dziesięciu”. Uczestnicy błyszczą niekiedy naprawdę wielką inteligencją a często wykładają się na banalnych wręcz pytaniach z Biblii. „Jaki pokarm rozmnożył Jezus? Proso.”

Nie umiem tego inaczej wytłumaczyć niż działaniem demonicznym. Szatan kradnie Biblię.

To nie jest działanie spektakularne – nikt się nie rzuca, nie toczy piany, nie ma drgawek, nie wykrzykuje bluźnierstw. Tylko odcina się go dyskretnie od źródła życia.

Szatan przełknie niemal wszystko. Przełknie to nawet, że ludzie chodzą do kościoła, spowiadają się, jeżdżą na pielgrzymki, modlą się.

Szatan przełknie nawet to, że ten czy ów kupi sobie Biblię.

Byle tylko nie otworzył jej.

Stwarza tyle przeszkód, znajduje tyle usprawiedliwień, by nie czytać, by nie rozważać.

Zadziwiające jest nawet to, jak potrafi wytrząsnąć te Słowa, które słyszymy w kościele. Zadziwiające jest to jak szybko zapominamy to, co słyszeliśmy dosłownie przed chwilą.

Spróbuj sobie, bracie i siostro przypomnieć ewangelię, którą przed chwilą słyszałeś. O czym tam było?

Nie chcę rozwijać tego wątku, bo wolę głosić Boga, niż poświęcać czas diabłu – nawet przestrzegając przed jego działaniem.

Jezus powiedział: „Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem.” (J 6,63)

Kto odsuwa się od Bożego Słowa, kto pozwala sobie ukraść Biblię – ten odcina się od ducha i odcina się od życia.

Czy może prawdziwie żyć ten, kto odcina się od życia?

Wielu z nas przyniosło ze sobą Biblie. Podnieśmy je teraz wysoko. Chciałbym, byśmy wspólnie coś wyznali.

Powtarzajmy: „Słowa Twe, Panie”. „Dają życie wieczne.”

I jeszcze raz: „Słowa Twe, Panie”. „Dają życie wieczne.”

Opuśćmy Biblię.

I jeszcze jedno. Wstydziłbyś się pocałować swoją matkę? Tę, która dała ci życie? To jeśli się nie wstydzisz to pocałuj tę księgę – ona też ci daje życie.

Szatan wiele przełknie – nawet niedzielę biblijną. Byle już do tego nie wracać, byle odnieść tę paskudną księgę do domu i do niej już nie wracać.

Teraz wiele od ciebie zależy. Twoja decyzja, co z tym wszystkim zrobisz. Decyzja na większą obecność Bożego Słowa w twoim życiu.

Biblia to twój największy skarb. Nie pozwól się okraść z największego twego bogactwa – ze Słowa Bożego.

Dorota
Dorota Kwi 26 '15, 16:04
Życie moje oddaję

IV Niedziela Wielkanocna, B; Dz 4,8-12; Ps 118,1.8.9.21-23.26.28; 1 J 3,1-2; J 10,14; J 10,11-18; Winnica 26 kwietnia 2015 roku.

Czy wiecie skąd się biorą dzieci?

Na pewno wiecie?

Jak wiecie to wam powiem. Dzieci się biorą z miłości. Mama kocha tatę, tata kocha mamę i wtedy rodzą się dzieci. Mówimy czasem pięknie o dziecku – owoc miłości.

A czy wiecie co to jest miłość?

Na pewno wiecie?

Jak wiecie to wam powiem. Miłość to jest oddanie komuś swojego życia. Bierzesz swoje życie, dajesz komuś i mówisz: „Masz, bierz je, jest twoje.”

A czy wiecie co to jest prawdziwa miłość?

Prawdziwa miłość jest wtedy, gdy ktoś oddaje komuś CAŁE swoje życie. Nie robi rąbanki – to oddaję a tego nie, to ci daję, a to dla mnie jest zbyt cenne. Prawdziwa miłość jest wtedy, gdy ktoś bierze CAŁE swe życie i składa je komuś w darze: „Masz, bierz je, jest twoje w całości, bez żadnych wyjątków.”

A wiecie co to jest szczęśliwa miłość?

Szczęśliwa miłość jest wtedy, gdy komuś oddajesz swoje życie a ten ktoś swoje życie oddaje tobie. Dajesz dar z życia i przyjmujesz dar z życia.

Dlaczego tak zaczynam to kazanie? Przyjrzyjmy się Słowu Bożemu – ile tam dzisiaj jest miłości: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec.” (1J 3,1b) „Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi.” (1J 3,2a) „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce.” (J 10,11) „Życie moje oddaję za owce.” (J 10,15b)

Gdy chcemy znaleźć najprawdziwszą miłość, taką modelową, to patrzmy na Jezusa.

Jezus oddał nam swoje życie. Oddał nam je całe. Wziął życie swoje i dał je nam: „Bierz je, jest twoje. Całe i na zawsze.” Oddał je z miłości.

Ciągle i od nowa. Po raz setny i tysięczny. I ciągle, i do znudzenia – Bóg jest miłością i kocha człowieka. A tego czego pragnie od człowieka to właśnie miłości.

Nie praktykowanie jakiś rytuałów i obrzędów. Nie odprawianie modlitw. Nie zapisanie się do parafii. Nawet nie spełnianie przykazań i „porządne” życie, ale miłość do Boga stanowi sedno chrześcijaństwa.

Chrześcijaństwo to więź miłości i przyjaźni z Bogiem.

Z Bogiem można się spotkać. Z Bogiem można rozmawiać. Boga można poznać. W Bogu można i trzeba się zakochać. Z Bogiem można i trzeba się zaprzyjaźnić.

Weszło to na zupełnie inny poziom od chwili, gdy Bóg stał się człowiekiem. Jezus Chrystus umarł i zmartwychwstał. Skoro zmartwychwstał to żyje.

Żyje!

Jezus to nie historia, to życie. On żyje i swoje życie daje nam.

Ktoś może powiedzieć, że Jezus przecież wstąpił do nieba i „tyle go widzieli”. Tak, wstąpił do nieba i zasiada po prawicy Boga, ale jednocześnie daje i spełnia swoją obietnicę: „Oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.” (Mt 28,20b)

Wkrótce wejdziemy w nasze parafialne misje. Zbliżamy się do nich mając przed oczami i w pamięci ikonę: „Jezus z przyjacielem”. Przyjmowaliśmy ją do naszych domów, modliliśmy się przy niej. Wszystko po to, by uświadomić sobie tę jedyną, najważniejszą prawdę – Jezus chce być naszym przyjacielem.

Misje będą miały swoje hasło – zawołanie. Będzie ono krótkie, lapidarne, ale odda dobrze sens tego, o co chodzi w misjach.

Wkrótce w gazecie parafialnej i na plakatach zobaczycie to hasło. Hasło: „Być przyjacielem”. Przyjacielem dla swoich bliskich, ale przede wszystkim być przyjacielem dla Boga.

Stoimy ciągle przed zasadniczym, życiowym wyborem. Jezus jest kamieniem – skałą na której można pewnie budować swoje życie. Jedni jednak, ten kamień ze wzgardą odrzucają a tylko nieliczni go przyjmują czyniąc go kamieniem węgielnym. „Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym.” (Ps 118,22)

Co ty wybierasz? Bierzesz ten kamień czy odrzucasz?

Misje to czas stawiania takiego pytania i naszych odpowiedzi. Nie tyle deklaracji, co faktów, decyzji. Oby to były dobre decyzje.

I jeszcze jedna myśl związana z misjami.

Patrząc na misje nie możemy widzieć tylko siebie i Jezusa. Ja i Jezus, Jezus i ja. Jest świat wokół, pełen pogubionych ludzi. Niektórzy to nasi krewni, inni to sąsiedzi, jeszcze inni to znajomi.

Niektórzy odeszli bardzo daleko. Niektórym wręcz rozleciało się życie.

Jeśli zastanawiając się nad misjami szukamy komu są one najbardziej potrzebne, to właśnie im.

I tu jest twoje zadanie i odpowiedzialność. Nie wiem jak, bo każda sprawa będzie kompletnie różna. Wiem jedno – mamy o nich walczyć.

Nie ma, w oczach Boga, przegranych ludzi. Nie ma spraw niemożliwych.

Bóg jest Bogiem cudów. Potrzebuje jednak do tego ciebie i mnie.

Nie zwalniajmy się z odpowiedzialności za innych. To także są Boże dzieci. Za nich też Jezus przelewał swoją krew.

Walczmy dobrym słowem, zachętą, przykładem, pomocą w dojechaniu na misje. Walczmy też modlitwą.

W czasie misji, mam nadzieję, że się to uda, kościół będzie otwarty dzień i noc. I w czasie wszystkich dłuższych przerw będzie wystawiony Najświętszy Sakrament, byśmy mogli wołać do Boga nieustannie, za nas, za naszą Parafię, za wszystkich zgubionych grzeszników.

A Bóg nam odpowie cudami.

Cudami powrotów do Boga.

Cudami pojednań w rodzinie.

Przemianą serc nas wszystkich.

Dorota
Dorota Maj 2 '15, 13:56

Tnij mieczem – raz i dwa

 

Uroczystość Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski; Ap 11,19a;12,1.3-6a.10ab; Ps: Jdt 13,18-20; Kol 1,12-16; J 19,27; J 19,25-27;

W refrenie psalmu śpiewaliśmy słowa: "Tyś wielką chlubą naszego narodu". Same zaś zwrotki to: "Błogosławiona jesteś, córko, przez Boga Najwyższego / spomiędzy wszystkich niewiast na ziemi. / i niech będzie błogosławiony Pan Bóg, / Stwórca nieba i ziemi. / Twoja ufność nie zatrze się aż na wieki / w sercach ludzkich wspominających moc Boga. / Niech Bóg to sprawi, / abyś była wywyższona na wieki." (Ps: Jdt 13,18-20)

Gdy słyszymy te słowa, zwłaszcza w uroczystość Najświętszej Maryi Panny, odnosimy je do Maryi właśnie, bo przecież ona jest błogosławiona między niewiastami, ona ma ufność, ona jest wywyższona na wieki. Słowa te bardzo przypominają magnificat.

I mamy rację, ale pierwotnie słowa te odnoszą się do innej kobiety. Kobieta ta ma na imię Judyta a historia jej bohaterskiego czynu opisana jest w Piśmie Świętym. Dzisiejszy psalm to fragment tej księgi.

Zachęcam do przeczytania tej księgi w domu. W tym momencie streszczę ją krótko. W czasie oblężenia przez Asyryjczyków jednego z miast żydowskich jedna z mieszkanek postanowiła wziąć w swoje ręce sprawę ocalenia miasta.

Była to właśnie Judyta – bogata i piękna wdowa, która pozorując szukanie ratunku uciekła z miasta zagrożonego zagładą. Wkradła się w łaski dowódcy Asyryjczyków – Holofernesa. Wykorzystała stosowny moment uczty i Holofernes stracił głowę. Wcześniej stracił głowę dla wdzięków Judyty, ale tu tę głowę stracił dosłownie.

Biblia mówi: "I podeszła [Judyta] do słupa nad łożem przy głowie Holofernesa, zdjęła jego miecz ze słupa, a zbliżywszy się do łoża ujęła go za włosy i rzekła: Daj mi siłę w tym dniu, Panie, Boże Izraela! I uderzyła go dwukrotnie z całej siły w kark, i odcięła głowę." (Jdt 13,6-8)

Głowa Holofernesa w koszu trafiła do miasta, by o poranku obrońcy miasta mogli ją pokazać Asyryjczykom.

Napastnicy spanikowali, zdjęli oblężenie a na koniec, uciekając, zostali pobici przez Izraelczyków.

Makabryczny to trochę fragment Biblii, ale pokazujący męstwo kobiety, która ocaliła swoje miasto od zagłady.

I Judyta, jej męstwo, staje się typem Maryi. W godzinkach śpiewamy o Maryi: "Witaj, miasto ucieczki, wieżo utwierdzona, / Dawidowa basztami i bronią wzmocniona. / Tyś przy poczęciu ogniem miłości pałała, / Przez Cię władza piekielnych mocarzów stajała. / O mężna białogłowo, Judyt wojująca. / Od niewoli okrutnej lud swój ratująca."

Zwróćmy uwagę na wojenne słownictwo: wieża, baszty, broń, ogień, mocarze, wojna, niewola. To też jest Maryja – Maryja wojenna.

Przywykliśmy do nieco tkliwego widzenia Maryi – od betlejemskiej groty, przez wesele w Kanie do sceny pod krzyżem. Dużo tu wzruszeń i łez, i matczynej troski. I jest to prawda o Maryi, ale niekompletna. Bo Maryja to także mężna białogłowa, Judyt wojująca, to niewiasta z mieczem, walcząca i zwyciężająca.

Co ta prawda może dla nas znaczyć? Jest to wezwanie – nie tylko dla kobiet, ale dla wszystkich, do tego by być mężnym.

Jeśli chrześcijanin i katolik ma się światu kojarzyć z ciepłymi kluchami to dajmy sobie spokój z taką religią – nic nie jest ona warta – falsyfikat, podróba tego czym ma być wiara.

Chrześcijanin to mężny i nieustraszony wojownik. Księga Jozuego zaczyna się wezwaniem: "Każde miejsce, na które zstąpi wasza noga, Ja wam daję (…) Bądź mężny i mocny." (Joz 1,3ab.6a) I tak było – padają mury Jerycha.

Potrzeba nam na nowo przyjęcia tej prawdy, że chrześcijanin to wojownik, ale źle by się stało, gdybyśmy myśląc o wojowaniu myśleli o tych wszystkich, którzy kpią z religii, rugują Boże prawa, demoralizują narody i na tym skończyli.

Tak – im trzeba się przeciwstawić i trzeba być mężnym w walce o prawa wierzących, walce z demoralizacją i deptaniem Bożych przykazań.

Jest jednak coś ważniejszego, gdzie trzeba użyć miecza – zdjąć go ze słupa i ciachnąć raz i drugi – jak Judyta po karku Holofernesa.

Tym czymś jest grzech. Nasz grzech. Nasza walka i męstwo to odcięcie się od grzechu, radykalne zerwanie – śmierć starego życia.

To jest droga wojownika. W godzinkach "niewola okrutna" to niewola grzechu. Walczymy z grzechem. Pamiętamy doskonale słowa: "Naprzód przebojem młodzi rycerze, do walki z grzechem swej duszy!" Ale czy rozumiemy te słowa? Czy traktujemy je poważnie?

Jeśli będziemy bandą tchórzy, asekurantów, ludźmi ceniącymi święty spokój za cenę zgniłego kompromisu to przegramy wojnę o swoją duszę.

Potraktujmy poważnie wezwanie do duchowej walki jakie stawia nam Bóg słowami św. Piotra: "Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć." (1P 5,8)

Ceńmy pokój, ale nie pokój z diabłem. Po upadku pierwszych rodziców Bóg zwrócił się do węża: "Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę." (Rdz 3,15abc)

Widzimy często wizerunek Maryi depczącej głowę węża. Dokładnie to Jezus, według Biblii, jest tym, który zwycięża szatana i depcze głowę węża, ale w Nim i Maryja i każdy z nas ma deptać.

Do nas odnoszą się słowa psalmu i obietnica: "Będziesz stąpał po wężach i żmijach, a lwa i smoka podepczesz. (Ps 91,13) Wypełnijmy te obietnice i ogłaszajmy tryumf Zmartwychwstałego: "Wychodzi z grobu dnia trzeciego z rana / Zwycięzca śmierci piekła i szatana."

Edytowany przez Dorota Maj 2 '15, 13:59
Dorota
Dorota Maj 22 '15, 20:13

Poganie w Kościele

 

Zesłanie Ducha Świętego, B; Dz 2,1-11; Ps 104,1.24.29-31.34; 1 Kor 12,3b-7.12-13; J 20,19-23; Winnica, 27 maja 2012 roku.

 

Pewien polski pisarz, w wywiadzie przeprowadzonym z nim po ukazaniu się jego nowej powieści wyznał: „Skończyłem katolickie liceum, ale jestem niewierzący, tak jak większość katolików w tym kraju.” ( http://goo.gl/2jTf7  )

Miał rację? Przesadził? Co chciał przez to powiedzieć?

Spróbujemy dać na to odpowiedź i zacznijmy od refleksji nad… śmiercią.

Czy nie zauważyliście, że w śmierci człowieka jest jakaś niezwykła tajemnica? Przecież człowiek, który przed chwilą jeszcze oddychał, patrzył na nas, może szeptał jakieś słowa, całkowicie się zmienia – umiera. Mówimy – uszło z niego życie. Wszystko w zasadzie w organizmie pozostaje takie samo – są komórki, organy, krew, kości, mięśnie, układ nerwowy. Wszystko jest – tylko nie ma życia.

Mówimy o duszy, która ożywia ciało. Odejście, rozdzielenie się duszy od ciała, jest śmiercią tego ciała.

Dlaczego przywołuję ten obraz w kazaniu na Uroczystość Zesłania Ducha Świętego? To nie przypadek czy kaprys. Czym dla ciała dusza, tym dla Kościoła Duch Święty. Kościół bez Ducha Świętego jest trupem. Może mieć katedry i kościoły, złocone ołtarze, posiadłości i piękne szaty, biskupów, księży i wiernych, gdy zabraknie w Kościele Ducha Świętego taki Kościół staje się trupem.

Pięknie i mocno wyraził to metropolita Ignatios z Laodycei w czasie ekumenicznego zjazdu w Uppsali w 1968r.: „Bez Ducha Świętego Bóg jest daleko, Chrystus pozostaje w przeszłości, Ewangelia pozostaje martwą literą, Kościół jest organizacją, władza – dominacją, misja – propagandą, liturgia – niczym więcej, jak tylko wspomnieniem, życie chrześcijańskie – moralnością niewolnika.” (http://goo.gl/3cLxv )

Wiara to życie – gdy nie ma Ducha Świętego nie ma życia. Pozostają martwe i puste religijne praktyki, które nie mają wpływu na życie. „Skończyłem katolickie liceum, ale jestem niewierzący, tak jak większość katolików w tym kraju.” Czy to oznacza, że większość katolików w naszym kraju żyje bez Ducha Świętego?

Zostawmy „większość katolików w Polsce” i niech każdy wejrzy w swoją duszę. Jeśli twoja wiara sprowadza się tylko do praktykowania jakiś obrzędów, do przestrzegania jakiś przepisów, do przyznawania się do jakiejś przynależności, to jest to zbyt mało.

Wiara musi wywierać wpływ na życie. Nie chodzi tu o to, że wierzący ma być doskonały i bez skazy. Chodzi o to, czy w jego życiu, czy w jego problemach, w jego sprawach, w ogóle pojawia się Jezus? Czy ewangelia jest jakimkolwiek punktem odniesienia? Czy bierze się pod uwagę Boga i jego wolę?

Jeśli tego nie ma, jeśli w życiu nie ma Boga, jeśli jest to życie praktycznie bez Boga, to nie nazywajmy tego życiem człowieka wierzącego.

„Skończyłem katolickie liceum, ale jestem niewierzący, tak jak większość katolików w tym kraju.” To jest opinia ateisty – nie musimy jej słuchać. Posłuchajmy jednak wypowiedzi katolickiego księdza, który w aktualnym numerze „Niedzieli” [27 V 2012] pisze tak: „Jak to jest? Mamy dzieci i młodzież od tylu lat na religii, a w dorosłe życie wchodzą jako poganie.”

Dzisiaj kończy się przygotowanie grupy młodzieży z naszej parafii do bierzmowania. Chodzą na religię. Chodzili na spotkania w kościele i salce – frekwencja była taka, że szkoły mogą zazdrościć. Przyjmą bierzmowanie.

Czy w swoje dorosłe życie wejdą jako wierzący czy jako poganie?

Bóg zna ich serca. Bóg zna też NASZE serca.

Byłem w ostatnim tygodniu na rekolekcjach dla księży prowadzonych przez ks. Johna Bashoborę z Ugandy. Uganda graniczy z Sudanem Południowym, Kongiem, Rwandą, Tanzanią i Kenią – centralna, czarna Afryka.

Ksiądz Bashobora opowiadał o dziewczynce z jednej z wiosek, która idąc do kościoła zobaczyła siedzące kobiety. Była bardzo gorliwa i odważna więc powiedziała: „Dlaczego panie siedzą? Spóźnicie się do kościoła!” Kobiety powiedziały, że idą do kościoła, ale prowadzą jedną z nich, która jest niewidoma. Muszą iść ostrożnie i powoli. Zmęczyły się i odpoczywają. Dziewczynka powiedziała, że w takim razie pomodli się nad tą panią, by odzyskała wzrok i by wszyscy sprawnie i bez spóźnienia dotarli do kościoła.

Dziewczynka pomodliła się, włożyła na kobietę ręce i kobieta została uzdrowiona. Dziewczynka miała cztery lata.

Czy nie wydaje sie wam, że nasza wiara jest często bezsilna? Że nie ma w niej mocy? Nie ma życia?

Jest tak, bo nie ma Ducha Świętego. On przynosi życie, przynosi moc, przynosi nadzieję, miłość. On daje doświadczenie prawdziwej wiary.

Kościół bez Ducha staje się skansenem przeszłości. Kościół z Duchem Świętym staje się wulkanem, ogniem, pożarem, wichrem, trzęsieniem ziemi i powodzią.

Jeśli drugi rozdział z Dziejów Apostolskich jest tylko historyjką z przeszłości to znaczy, że nasz kościół jest tylko muzeum i zwolnijcie mnie proszę z funkcji proboszcza, bo nie chcę być kustoszem skamieniałości i urzędnikiem kultu religijnego.

W czasie rekolekcji prosiłem Boga o odnowienie i umocnienie mojej wiary. Prosiłem też o uzdrowienie moich kolan. Nade wszystko jednak prosiłem Boga za moją parafią. Prosiłem o przebudzenie. O to, by ogień Ducha Świętego dotykał nas. O to, by Pięćdziesiątnica nie była historyjką z grubej książki, ale naszą rzeczywistością.

Prosiłem o cuda i znaki jego mocy, o poruszenie umysłów i serc. O zwycięstwo w duchowej walce.

Bóg jeden wie co czuję, gdy odprowadzam na cmentarz kolejną osobę, która dała się zabić przez alkohol. Bóg jeden wie co czuję, gdy ktoś podnosi rękę na swoje życie. Bóg wie co jest w moim sercu, gdy rozpadają się małżeństwa, gdy młodzież schodzi na złe drogi, gdy sąsiedzi ze sobą nie rozmawiają, gdy w rodzinach jedni drugich by pozabijali.

Nie osądzam nikogo tylko cierpię.

Potrzeba nam wszystkim przemiany i umocnienia. Od wielu już miesięcy wołamy do Boga refrenem dzisiejszego psalmu: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze TEJ ziemi”.

Wołajmy jeszcze gorliwiej i niech będzie nas więcej.

Więcej modlitwy, więcej Bożego Słowa, więcej pragnienia Boga. Nic nie jest ważniejsze, nie ma większych priorytetów. Więcej modlitwy, więcej Bożego Słowa, więcej pragnienia Boga.

A może interesuje cię po prostu święty spokój? Na cmentarzu jest święty spokój. Na wierzchu trwa zamieszanie, bo ludzie budują, przebudowują, sprzątają, kładą kwiaty i zapalają lampki, ale pod ziemią jest święty spokój.

Martwy człowiek ma święty spokój. Jeśli chcesz takiego spokoju, to ja przepraszam za to kazanie.

Chciałbym jednak bardzo byś żył.

W domu weź swoją Biblię. W Nowym Testamencie, po ewangeliach znajdziesz Dzieje Apostolskie. Przeczytaj drugi rozdział – ten o zesłaniu Ducha Świętego.

I zadaj sobie jedno pytanie – czy chcesz takiego Kościoła, czy pragniesz takiego Kościoła? Czy tęsknisz za takim Kościołem? I zapytaj się, co robisz, by ten Kościół rozpalił się tutaj?

Edytowany przez Dorota Maj 22 '15, 20:16
Dorota
Dorota Maj 23 '15, 09:23
Czy Duch Święty się wypalił?

 

 

Zesłanie Ducha Świętego; Dz 2, 1-11; Ps 104 (103), 1ab i 24ac. 29bc-30. 31 i 34; 1 Kor 12, 3b-7. 12-13; J 20, 19-23; Winnica, 23 maja 2010 roku.

 

Czytam drugi rozdział Dziejów Apostolskich i widzę skutki działania Ducha Świętego. Spadający z nieba szum jak uderzenie gwałtownego wiatru i rozdzielający się „jakby ogień”. Zjawisko tak mocne, że zbiegły się tłumy, które na miejscu doświadczyły jeszcze dziwniejszych rzeczy – oto apostołowie mówią obcymi językami.

Nie to jednak jest największym cudem. Cudem jest przemiana apostołów. Wcześniej zalęknieni, zamknięci w wieczerniku, wątpiący. Po zesłaniu Ducha Świętego wychodzą do ludzi, głoszą bez lęku ewangelię, nawracają się tysiące.

Tyle drugi rozdział Dziejów Apostolskich.

Bywam często na innych zesłaniach Ducha Świętego. Wszystko starannie przygotowane, grzeczne, odbywające się zgodnie z programem, żadnego zaskoczenia. Tak wygląda bierzmowanie.

Nie dziwi nikogo brak szumu i ognia. Nikt nie mówi obcymi językami. Nie zbiegają się tłumy.

Zostawmy jednak te zewnętrzne rzeczy – spektakularne, ale nie najważniejsze. Postawmy ważniejsze pytanie: Czy bierzmowanie zmienia coś w życiu przyjmujących go?

„Bierzmowanie” z drugiego rozdziału Dziejów Apostolskich było radykalnym przełomem dla wspólnoty Kościoła w Jerozolimie.

Czy bierzmowania w naszych parafiach są radykalnymi przełomami dla naszych wspólnot? Niestety nie. Więcej – w niektórych sytuacjach bierzmowanie nazywane jest sarkastycznie „uroczystym pożegnaniem z Kościołem”. Bierzmowany „daje sobie spokój” z Kościołem do czasu ślubu, albo na zawsze.

Czy Bóg stracił moc? Czy Duch Święty się wypalił?

Nie! To co obserwujemy nie jest niczym nowym. Sam Jezus czynił cuda, ale były sytuacje, gdzie tego cudu uczynić nie mógł. Zapisała to Ewangelia Marka, którą niedawno wielu z nas przeczytało.

Posłuchajmy: „Wyszedł [Jezus] stamtąd i przyszedł do swego rodzinnego miasta [Nazaret]. (…) Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze. (…) I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony. I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu. (…) Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.” (Mk 6,1a.2a.3c-5a.6a)

Powątpiewanie i niedowiarstwo – brak wiary jest skuteczną blokadą Bożego działania w nas.

Czy można to zmienić? Jest jedna droga – obudzić wiarę!

Gdy myślę o wierze to chodzi mi o zdecydowanie coś więcej niż chodzenie do kościoła, przestrzeganie przykazań, wypełnianie jakiś obrządków i zwyczajów.

Wiara to radykalne pójście za Jezusem, poddanie Mu całego swojego życia, wszystkich swoich spraw. Nie na moment w tygodniu, ale na zawsze.

Taka wiara rodzi się zawsze z czytania i przyjmowania Bożego Słowa. Tu jest klucz – Boże Słowo!

Wkrótce rozpocznie swoje przygotowanie do bierzmowania kolejna grupa młodzieży. Chciałbym, by udało się nam tak skoncentrować na Bożym Słowie, by bierzmowanie faktycznie było takim dobrym przełomem.

W rozpoczęciu tego przygotowania będzie pewna nowość. Nie usłyszycie: „zapisują się trzecie klasy”. To będzie wezwanie dla tych, którzy chcą. Może ktoś uzna, że nie będzie to akurat w tym roku dla niego wygodne, może ktoś będzie chciał poczekać, trochę dorosnąć? Uszanuję każdą decyzję.

Czy nie lepiej zamiast bierzmowania rocznika 1994 bierzmować tych właśnie, którzy chcą tego i dorośli do tego?

Spotkania dla bierzmowanych będą otwarte dla wszystkich. Także starsi, już wybierzmowani (na przykład rodzice) będą mogli w nich uczestniczyć – tak, by budować swoją wiarę.

Każdy moment w życiu człowieka jest dobry, by zacząć szukać Boga. Każdy moment jest dobry, by poznawać go jeszcze bardziej.

Jezus w wieczerniku „tchnął na (…) [apostołów] i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego” (J 20, 22)

To tchnienie, to wezwanie skierowane jest także do każdego z nas. Nie róbmy uniku, nie zasłaniajmy się niedowiarstwem.

Przyjmijmy Ducha Świętego całym swoim sercem.

Dorota
Dorota Cze 20 '15, 19:23

Oblężeni Miłością...

 

XII Niedziela Zwykła, B; Hi 38,1.8-11; Ps 107,23-26.28-31; 2Kor 5,14-17; Łk 7,16; Mk 4,35-41; Winnica 21 czerwca 2015 roku.

Zdradzę tajemnicę w jaki sposób najczęściej przygotowuję kazanie. Metoda jest dość prosta. Modlę się takim aktem strzelistym: „Panie, powiedz, co mam powiedzieć Winnicy!”

I czytam czytania przeznaczone na daną niedzielę. Czytając uważam na wewnętrzne poruszenia. Mówiąc inaczej – pewne wersety uderzają mnie. Jeszcze inaczej – przy pewnych wersetach mam przekonanie, że to jest bardzo specjalne przesłanie od Boga, że Bóg każe mi nad czymś konkretnym się zatrzymać. Zatrzymuję się zatem i zastanawiam.

Dzisiaj w sposób zdecydowany zatrzymało mnie i zastanowiło to co czytamy na początku czytania z Drugiego Listu do Koryntian. Czytamy tam: „Miłość Chrystusa przynagla nas”. (2Kor 5,14a)

Co to znaczy przynagla? Co widzimy słysząc to słowo – przynagla? Może widzimy scenkę jak mąż przynagla żonę? – idą razem na ślub i wesele, czas nagli a żona jeszcze „się robi”. Stoi zatem mąż niecierpliwie, wzdycha, pokazuje zegarek.

Może mama przynagla dziecko, by poszło wreszcie do tej szkoły. Stoi nad nim i pilnuje, by zjadło co trzeba, spakowało co trzeba, zasznurowało co trzeba.

Co ty widzisz? Jak ty czujesz to słowo – przynagla? Jest to ważne, bo wiedzieć przez to będziemy co robi z nami Boża miłość, bo przypomnę: „Miłość Chrystusa przynagla nas”. Przynagla czyli co?

Czasem warto sięgnąć po inne tłumaczenia Biblii. Bywa, że przez to trafiamy na trop różnych niuansów, które okazują się być bardzo ważne.

Spójrzmy zatem [http://bit.ly/przynagla] co robi z nami Miłość Boga: przyciska nas, ogarnia nas, trzyma nas razem, przymusza nas. Robi się ciekawie.

Gdy sięgniemy do słownika greckiego (Popowski 4772) to słowo nasze ma następujące znaczenia: zaciskać, zamykać, zatykać, otaczać, pilnować, trzymać pod strażą, chwytać, obejmować, dręczyć, męczyć, atakować, trapić, pobudzać, ponaglać, przynaglać. Jeszcze ciekawiej.

Badając Biblię dobrze jest zerknąć też, w jakim kontekście dane słowo występuje w innych fragmentach Biblii.

Zatrzymajmy sie tylko przy jednym. Jezus mówi o Jerozolimie: „Przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ŚCISNĄ zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu.” (Łk 19,43-44a)

Chodzi tu o Rzymian, którzy mieli zdobyć Jerozolimę, ale możemy przez to zrozumieć co Miłość Boża ma zrobić z nami.

To nie jest zachęta, propozycja, usilna prośba, opcja dla zainteresowanych.

Bóg chce ci coś powiedzieć i otwórz teraz na to swoje serce: „Przyjdą na ciebie dni, gdy Miłość Boża otoczy cię wałem, oblegnie cię i ŚCIŚNIE zewsząd. Powali cię na ziemię i nie zostawi z twojego życia kamienia na kamieniu.”

Zrozum jedno. Bóg to nie jest sympatyczny starszy pan, który ma dla ciebie niezobowiązującą propozycję, byś może zrobił coś dobrego. Oczywiście tylko wtedy, gdy będziesz miał wolną chwilkę i dobry nastrój.

Bóg i Jego Miłość to jest wszystko. To jest wszeogarniająca potęga, potężna siła, potop i pożar. To nie jest kwiatek do kożucha.

Bóg bierze wszystko. On nie zadowoli się twoją chwilą pobożnej myśli na Mszy Świętej raz w tygodniu, w niedzielę. Bóg bierze wszystko. On chce zdobywać. Gdy cię zdobędzie wywraca całe twoje życie i stwarza je na nowo. „Jeżeli (…) ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe.” (2Kor 5,17)

Bóg bierze wszystko. Wiara i chrześcijaństwo to nie jest kółko zainteresowań, to nie jest hobby. To całe życie.

Bóg bierze wszystko. Boża miłość powala, ścina z nóg. Nie pozwala wrócić do dawnego życia, do dawnych grzechów.

Bóg bierze wszystko. Biorąc twoje życie przeorientowuje je zupełnie. Bez Boga żyjemy dla siebie, z Bogiem żyjemy dla Niego i prawdziwie dla ludzi. „Za wszystkich umarł /Chrystus/ po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał.” (2Kor 5,15)

„Miłość Chrystusa przynagla nas”.

Gdy doświadczyłeś tej Miłości wiesz o czym mówię. I wiedz, że nigdy się od niej nie uwolnisz.

Gdy jeszcze jej nie doświadczyłeś, miej odwagę modlić się o nią i szukać jej.

Gdy Miłość Boga przyjdzie do ciebie, gdy doświadczysz jej, nie zostanie z twojego życia kamień na kamieniu, ale będziesz szczęśliwy. A gdy będziesz czegoś żałował to jedynie przeszłości, każdej chwili spędzonej bez Boga.

Bo Bóg to Miłość, a miłość to życie. Prawdziwe życie.

Dorota
Dorota Lip 11 '15, 20:55
Czy mając wszystko warto zazdrościć?

 

 

XV niedziela zwykła, B; Am 7,12-15, Ps 85, Ef 1,3-14, Mk 6,7-13;

„Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.” (1Kor 2,9b)

Siostry i bracia!

W Księdze Rodzaju znajdujemy zapis jak synowie Adama – Kain i Abel – składają Bogu ofiarę. Ofiara Abla zostaje przyjęta a Kaina odrzucona. Powodem przyjęcia i odrzucenia nie jest to, co położono na ołtarzu, ani ile tego położono, ale to, co Bóg znajduje w sercach ofiarodawców. Bóg widział zło w sercu Kaina i dlatego odrzucił jego dar.

Przyjęcie ofiary Abla i odrzucenie Kaina to jednocześnie początek zazdrości na świecie. Ta pierwsza zazdrość zaprowadziła, wiemy i tym dobrze, do zabójstwa. Jest to skrajny przypadek, zazdrość obecna jest najczęściej w łagodniejszej, za to bardzo rozpowszechnionej postaci.

Sąsiad sąsiadowi zazdrości domu, bo ma większy, samochodu, bo więcej koni mechanicznych, żony, bo młodsza. Kobieta kobiecie zazdrości figury, sukienki, udanych dzieci. Uczeń uczniowi średniej czy paska na świadectwie. Może jakiś ksiądz zazdrości mi Winnicy?

Na pewno zazdrość nie jest cnotą i zwykle skrzętnie jest ukrywana i tłumiona, budząc zgryzoty i odkładając się w postaci wrzodów żołądka czy jakiś innych przypadłości.

Chciałbym zadać pytanie: Czy słusznie zazdrościmy?

Pomyślmy, zazdrości ten, kto widzi, że sam czegoś nie ma a inny tym czymś się cieszy.

Jaka jest zatem prawda o naszym posiadaniu? Czy z natury jesteśmy bogaci czy biedni? Ważne jest też pytanie o stopień – natężenie jednego i drugiego.

I tu ważne rozróżnienie. Odpowiedź na to pytanie może być różna w zależności od tego, czy odpowiada na to pytanie człowiek wierzący czy niewierzący. Człowiek niewierzący ma do dyspozycji tylko swój zmysł obserwacji, zdolność liczenia i porównywania. Człowiek wierzący oprócz tego ma Biblię i wiarę! Pismo Święte i wiara pokazują nam te rzeczy, które zakryte są przed niewierzącym. Są niewidzialne a jednak rzeczywiste.

Co zatem o naszym bogactwie mówi Pismo Święte? W dzisiejszym drugim czytaniu mamy takie zdanie: „Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa; który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie.” (Ef 1,3)

Mamy tu zawartą obietnicę WSZELKIEGO błogosławieństwa, wszelkiej łaski. Ważna uwaga – Bóg nie wydziela nam swojej łaski po kawałku, na raty. On daje nam zawsze całość. Łaska to nie jakaś energia, zastrzyk, doping, tylko, przede wszystkim, sam Jezus. A Jego nie da się podzielić.

W Ewangelii Jana czytamy: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.” (J 3,16)

Bóg dał nam Syna. To jest prawdziwe, niewyobrażalne bogactwo. Jezus ofiarował siebie, dał nam siebie. W Nim mamy wszystko.

Mając Jezusa blednie wszystko to, co jest obiektem ludzkich zazdrości. Bledną domy, konie mechaniczne, pieniądze, uroda, figura, zdrowie. Blednie nawet Winnica.

Trzeba jednak na to wszystko spojrzeć właściwie. Bogactwo łaski objawi się tylko wtedy, gdy będziemy mieć do czynienia z prawdziwą wiarą. Jeśli wiara będzie tylko udawaniem, tylko jakimś zwyczajem, takim kwiatem do kożucha (a Bóg to osądza), to taki człowiek niczego nie doświadczy. Nie będzie czuł się obdarowany, nie będzie czuł się bogaty.

Kolejna rzecz to perspektywa wieczności. Bogactwo chrześcijanina rozlicza się całościowo – teraźniejszość i wieczność. Ostateczny bilans zawsze wyjdzie korzystnie. Oznacza to, że w danej chwili, tu na ziemi, przeżywać można trudne chwile – biedę, poniewierkę, choroby. To nasze życie może się szybko skończyć, jest takie kruche.

Po nim jest jednak życie wieczne. I jest to coś realnego i konkretnego, to nie jest opium dla ludu, jakaś chora mrzonka. Święty Paweł pisał do Rzymian: „Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić.” (Rz 8,18)

Nie znaczy to jednak, że mamy tylko żywić się nadzieją przyszłości. Już tu na ziemi zawsze dysponujemy duchowym bogactwem. Święty Jan pisał: „Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi.” (1J 3,1a) Izajasz prorokował: „Będziesz prześliczną koroną w rękach Pana, królewskim diademem w dłoni twego Boga.” (Iz 62,3) Paweł zapewniał: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.” (1Kor 2,9b)

Mamy to wszystko już tu – na ziemi. Mamy Boga, mamy Kościół, mamy Słowo Boże, mamy sakramenty. Mamy niezmierzone bogactwo Jego łaski.

Pięknie to brzmi, ale bardzo często ludzka postawa mówi, że Boże dary, że Bóg sam jest pogardzany, lekceważony. Nie ceni się Bożych darów.

W Apokalipsie Jezus mówi do Kościoła: „Ty (…) mówisz: Jestem bogaty, i wzbogaciłem się, i niczego mi nie potrzeba.” (Ap 3,17a) I zaraz dodaje: „A nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi.” (Ap 3,17b)

Niech nie będzie w nas takiej postawy. Umiejmy otworzyć swoje oczy i zobaczyć to, co jest Bożym darem, wszelkim błogosławieństwem.

Jest w nas dużo słabości, grzechu i bezradności, ale Bóg jest na to odpowiedzią. Jeszcze raz: „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.” (1Kor 2,9b)

Jeśli mamy to wszystko, to nie musimy nikomu niczego zazdrościć. Jeśli mamy to wszystko, to umiejmy dziękować Bogu.

Słowo Eucharystia oznaczające Mszę święto znaczy dokładnie „dziękczynienie”. Chciałbym, by każdy z nas przeżywając Eucharystię umiał bardzo konkretnie określić, za co chcę Bogu podziękować.

Dorota
Dorota Sie 2 '15, 08:33

Garnki pełne mięsa

 

 

XVIII Niedziela Zwykła, B; Wj 16,2-4.12-15; Ps 78,3-4bc.23-25.54; Ef 4,17.20-24; Mt 4,4b; J 6,24-35

 

Gdy Izraelici wyszli z Egiptu, w czasie ich wędrówki do Ziemi Obiecanej, zaczęli szemrać przeciwko Bogu i Mojżeszowi. Powodem były trudności i niedostatki dnia codziennego.

Mówili: "Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i jadali chleb do sytości! Wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę." (Wj 16,3)

Można się oburzać i gorszyć tym, że Izraelici na jednej szali kładą syty żołądek a na drugiej swoją wolność, i że ten żołądek, garnki pełne mięsa, zwyciężają. Co za małoduszność – powiemy.

Nie zatrzymujmy się jednak nad tym – sięgnijmy głębiej. Większym problemem od małoduszności Izraelitów były ich kłopoty z pamięcią, w ogóle z myśleniem.

Izraelici tęsknią za garnkami z mięsem a tymczasem żadnych takich garnków w Egipcie nie było!

Egipt dla Izraelitów był domem niewoli – byli tam uciemiężeni, byli prześladowani, wyzyskiwani, bici. Wreszcie byli eksterminowani – wszystkich narodzonych chłopców wyrzucano do rzeki. Tam nie było żadnych garnków pełnych mięsa.

Egipt dla Izraelitów to było piekło. I teraz ci, którzy to piekło sami przeżyli, za nim tęsknią. Oczywiście nie tęsknią za cierpieniem, ale taki mają defekt mózgu, że widzą Egipt jako raj – i chcą tam wrócić.

Zostawmy Egipcjan, ale pozostańmy przy defekcie mózgu. Bo ten problem jest uniwersalny – może dotknąć wszystkich.

I rzeczywiście dotyka. Patrząc choćby na naszą polską historię – możemy spotkać ludzi, którzy święcie wierzą, że w ulicznych saturatorach serwowano szampana, ZOMO przeprowadzało staruszki na pasach i w ogóle ten kraj to była kraina mlekiem i miodem płynąca.

Zostawmy to jednak.

Defekt mózgu – problemy z pamięcią i myśleniem to jeden z największych problemów we właściwym przeżywaniu wiary. Na tym się skoncentrujemy.

Jezus powiedział: "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli." (J 8,32) Widzimy zatem, że dotarcie do prawdy, poznanie, zrozumienie jest naszym wyzwoleniem – naszym ratunkiem i zbawieniem. Jeszcze łatwiej to pojąć, gdy przypomnimy sobie, że sam Jezus nazywa siebie prawdą: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem." (J 14,6a)

Wie o tym także diabeł i dlatego jego działanie polega na walce z prawdą. Diabeł wie, że zabierając prawdę ma człowieka w ręku. Dlatego Biblia nazywa szatana ojcem kłamstwa.

Posłuchajmy jak Jezus w mocnych słowach zwraca się do swoich współczesnych mających defekt mózgu – problemy z prawdą: "Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był on [szatan] zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa." (J 8,44)

Widzimy więc jak od myślenia wiele zależy. Jakie to jest fundamentalne. Masz dobre myślenie – poznanie Boga – masz życie. Przyjmiesz kłamstwo – jesteś w ręku diabła i czeka cię śmierć.

Dlatego nawrócenie to nie jest zewnętrzna poprawa życia, ale nawrócenie (prawdziwe) to zmiana myślenia. Greckie słowo oznaczające nawrócenie to metanoeite – dokładnie to oznacza zmianę myślenia – dosłownie.

Można powiedzieć, że nawrócenie polega na naprawie defektu mózgu. Człowiek zaczyna myśleć, poznawać, spotyka Prawdę i to przemienia całkowicie jego życie.

Zobaczcie jak to jest ważne, by rzecz nazwać po imieniu, by zgodnie z prawdą opisać rzeczywistość.

By zło nazwać złem a dobro, dobrem – nie odwrotnie.

By zobaczyć swój grzech i poznać jego konsekwencje.

By rozpoznać w Jezusie ratunek i zbawienie dla siebie.

By pojąć czym jest Kościół.

By poznać wreszcie czym jest wiara.

I powiem teraz mocno: Jeśli nie będziesz wytrwale szukał prawdy, jeśli nie będziesz się modlił, jeśli nie będziesz miał w ręku Biblii, jeśli nie będzie błagał Boga o światło Ducha Świętego, jeśli nie zmienisz swojego myślenia, to pozostaniesz w kłamstwie, ułudzie, nieprawdzie, pozostaniesz w ręku diabła.

Jeśli swoje myślenie będziesz kształtował przez głupie gazety, głupie seriale, jeśli bezkrytycznie będziesz przyjmował to co do ciebie mówią, jeśli nie zaczniesz samodzielnie myśleć, oceniać, poznawać, pozostaniesz w ręku diabła.

Bycie w ręku diabła to śmierć.

Nie chcę byś umierał. I nie musisz umierać. Obyś szukał Prawdy, obyś Prawdę znalazł.

Jezus powiedział: "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli." (J 8,32) Powiedział też: "Ja jestem […] prawdą." (J 14,6a)

Mamy do wyboru albo iść do Ziemi Obiecanej albo tęsknić za garnkami pełnymi mięsa, garnkami, których nigdy nie było.

Dorota
Dorota Sie 6 '15, 19:04
Andrea Gasparino Słowo Boże  

1. Nie bierz do ręki księgi Słowa Bożego bez uprzedniego wytrwałego, pokornego błagania Ducha Świętego.

Enzo Bianchi powiedział: "Bez Ducha Świętego, na Piśmie świętym nieustannie będzie spoczywała zasłona, która uniemożliwi jego zrozumienie". Tak więc, musisz usunąć te zasłonę!

Dałbyś radę czytać Biblię bez otworzenia jej? Bez wyjęcia jej z futerału?

Dlatego błagaj pokornie i wytrwale Ducha Świętego, dopóki nie zauważysz, że twardość twojego serca choć trochę ustąpiła, dopóki nie poczujesz w sobie pulsu wiary.

2. Staraj się czytać nie tyle wzrokiem, co sercem.

Nie wolno profanować Słowa Bożego, nie czytaj więc Słowa Bożego jak gazety.

3.Nasze błędy, popełniane przy lekturze Pisma świętego są zwykle te same: pośpiech, ciekawość, zachłanność.
4.
Czuwaj nad twoją ciekawością, pośpiechem, łapczywością. To nie ilość się liczy, ale to, co czytasz, sercem, wiarą, w Duchu Świętym.

Święty Hieronim powiedział: "My, spożywamy Ciało i pijemy Krew Jezusa Chrystusa nie tylko w Eucharystii, czynimy to również czytając Słowo Boże".

Jest więc komunią twoja lektura i nie wolno ci być powierzchownym, spieszącym się, roztargnionym.

Przestań być zachłannym, zaczerpnij ten haust, który ci wystarczy, a całą resztę potraktuj pobieżnie. Nie jesteś w stanie wypić strumienia, wystarczy ci ten jeden haust do ugaszenia pragnienia.

4. Bądź lojalny wobec Słowa: nie wmawiaj, że mówi coś, czego w rzeczywistości nie mówi.

Musisz jednak posiadać pewność, że dobrze rozumiesz Słowo, dlatego często, łagodnie i z dużym spokojem przechodź od tekstu do przypisów i uwag, i od przypisów do tekstu. A przede wszystkim, podczas czytania, często wzywaj Ducha Świętego.

"Ten sam Duch, który dotknął duszy Proroka, dotknie duszy lektora" (św. Grzegorz Wielki).

Tłem twojej modlitwy powinno być zapewnienie: "Mów, Panie, bo sługa Twój słucha".

5.Przeczytaj kilkakrotnie zdanie, które w jakiś szczególny sposób cię zainteresowało; może jest w nim na dziś jakieś przesłanie, od Boga dla ciebie; kilkakrotne przeczytanie tego samego tekstu wzmaga pragnienie, aby być przez Boga pouczonym.
6.
Bądź wyciszony i spokojny, nie wolno ci być niecierpliwym w swym pragnieniu otrzymania Bożego światła. Bóg mówi nie mówiąc, a Jego światło przyjdzie w sprzyjającym momencie.

Pewien mnich z góry Athos tak powiedział do Enzo Bianchi: "Duch jest jak ta biała, zbliżająca się do nas, gołębica... jeśli się tylko poruszysz, ucieknie... jeśli zachowasz spokój, zbliży się jeszcze bardziej".

6. Niewiele trzeba, żeby "została przerwana telefoniczna linia" z Bogiem, wystarczy odrobina pychy.

Potrzebujesz wiele pokory, przed, w czasie i po lekturze Słowa.

Nie zadawaj gwałtu Bożemu światłu, pokornie proś.

"Dusza stara się nie szukać tego, co wygodne,
co najsmaczniejsze, stara się nie wybierać tego,
co podoba się jej najbardziej, komfortu".

Święty Jan od Krzyża, Droga na Karmel

Dorota
Dorota Wrz 6 '15, 09:55
Effatha – daj sobie poślinić język

 

XXIII Niedziela Zwykła, B; Iz 35,4-7a; Ps 146,6c-10; Jk 2,1-5; Mt 4,23; Mk 7,31-37

 

Czy chciałbyś, by ktoś ci plunął w twarz?

Zapewne nie.

Gdyby jednak to plunięcie po oczach miało przynieść ci uzdrowienie z raka, uleczenie wrzodów, usunięcie katarakty, czy cokolwiek innego. Czy nawet chwilową ulgę w cierpieniu? Zgodziłbyś się?

To już inna sytuacja – powiesz. Wielu, choć może nie wszyscy, powiedzieliby – tak, przeżyję to, bo chcę być zdrowy.

Spluwanie nie jest uważane za elegancką czynność. Ewangelia odnotowuje jednak trzy sytuacje, w których pluł Pan Jezus.

W Ewangelii Jana czytamy: „[Jezus] splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego.” (J 9,6)

Dziwne jest to co robi Jezus? Bardzo dziwne.

Tylko, że niewidomy poszedł potem i obmył się z tego błota w sadzawce Siloe i odzyskał wzrok.

W dzisiejszej Ewangelii słyszeliśmy jak Jezus spotkał głuchoniemego i „śliną dotknął mu języka”. (por. Mk 7,33) Dosłownie jest tam tak: „splunąwszy dotknął języka jego”. Czyli zapewne Jezus splunął na swoje palce i tymi palcami dotknął języka chorego człowieka.

Dziwne? Bardzo dziwne.

Tylko, że „więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić.” (Mk 7,35b)

A najdziwniejszy jest ostatni fragment o spluwaniu. W innym miejscu Ewangelii Marka czytamy o spotkaniu Jezusa z niewidomym: „[Jezus] ujął niewidomego za rękę i wyprowadził go poza wieś. Zwilżył mu oczy śliną, położył na niego ręce i zapytał: Czy widzisz co?” (Mk 8,23)

I niewidomy odzyskał wzrok.

Sięgnąłem jednak do oryginału a tam niespodzianka: Jezus wcale nie „zwilża oczu śliną”, ale dokładnie: „plunąwszy w oczy jego”. Tak jest też choćby w tłumaczeniu księdza Wujka.

O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego Jezus robi takie dziwne rzeczy? Szokuje przecież a może nawet odrzuca to co robi.

Jest to zagadka. Myślę jednak, że klucz do jej rozwiązania leży w tym, co Jezus powiedział do głuchoniemego w dzisiejszej Ewangelii. Choć to także jest dziwne, bo przecież Jezus mówił do głuchego.

Jezus powiedział: „Effatha, to znaczy: Otwórz się!” (Mk 7,34b)

Ewangelista dodaje, że „zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić.” (Mk 7,35)

Stało się wielkie dobro, ale sądzę, że Jezus chciał nam tu pokazać coś więcej i wezwać do czegoś większego. Każdy z nas żyje w jakiś więzach. Te więzy to nie jest wstążeczka na ręku, ale prawdziwe kajdany i dyby (por. Łk 8,29) Są rzeczy, które nas krępują, niewolą, tłamszą. Nie pozwalają nam prawdziwie żyć, wewnętrznie niszczą, zabierają radość.

To są najróżniejsze rzeczy, ale dzisiaj chciałbym mówić o więzach, które zakładamy sami na siebie. Te więzy to nasze zamknięcie się na innych ludzi.

Zamykamy się na innych, umykamy, najchętniej zamknęlibyśmy się we własnym mieszkaniu i wyłączyli telefon.

Owszem, realia życia sprawiają, że musimy się spotkać, ale te spotkania stają się często powierzchowne, stają się jedynie „zaliczeniem” jakiejś powinności.

Żeby było jasne – nie mówię, że każdy i zawsze, i w jednakowym stopniu. Jest to jednak jakiś problem. Dawniej ludzie większy mieli ze sobą kontakt, więcej rozmawiali, byli ze sobą. Dzisiaj są telefony, facebook i skype a kontakt się urywa.

Częstą przyczyną zamykania się w sobie jest lęk przed zranieniem. To prawda, ludzie ranią. Gdy ich nie będziesz spotykał rzeczywiście mniej będziesz raniony. Czy jednak to jest droga rozwiązania?

Jest to rozwiązanie pozorne, bo człowiek, z natury rzeczy, nie może obyć się bez innego człowieka. Człowiek, ja i ty, jesteśmy istotami społecznymi. To prawda, że bez spotkań z ludźmi nie będziesz raniony, ale bez ludzi jałowiejesz, bez ludzi dziczejesz. Potrzebny ci człowiek.

Dlaczego założyliście w parafii Dom Kultury? Właśnie dlatego, by powalczyć o wasze dzieci i o siebie samych.

Powiecie, że przecież dzieci mają inne dzieci w szkole. Tak, mają, bo muszą. A po szkole do domu, do pokoju, przed komputer – izolacja i zamknięcie.

To nie o to chodzi by nauczyć się gry w szachy czy dmuchać w blaszaną rurkę, czy tańczyć. Chodzi o to by spotkać się człowiekiem, by uczyć sie tego, by zobaczyć, że to jest możliwe, by zasmakować w tym. Człowiek naprawdę jest ciekawy.

Dzisiaj mamy I Winnicki Festiwal Puszczania Baniek. Po co on jest? O bańki tu chodzi? Nie o bańki, ale o człowieka, by umiał się spotkać, choć na chwilę z drugim człowiekiem, choćby po to, by się razem powygłupiać.

Jezus z ludzkim zamknięciem i ludzkimi więzami robi dziwne rzeczy, pluje, fabrykuje błoto, wkłada palce do uszu. Jakby chciał powiedzieć, że przez te dziwne rzeczy, jeśli na nie pozwolimy, nastąpi jakieś otwarcie.

Głuchoniemy otworzył się na palce w uszach i obcą ślinę na języku – został uzdrowiony.

Ślepy otworzył się na błoto na oczach – został uzdrowiony.

Inny ślepy pozwolił, by Jezus plunął mu w twarz – został uzdrowiony.

Nie w ślinie leży tajemnica, ale w przełamaniu, w otwarciu.

Dlaczego zaproponowałem wam, w zeszłym tygodniu, comiesięczny Wieczernik Winnicki? Po to, by mogło nastąpić przełamanie i otwarcie.

Przecież normalny człowiek chodzi do kościoła tylko w niedzielę, i to bez przesady, nie w każdą. To nie jest normalne, by przyjść do kościoła w czwartek wieczorem. To nie jest normalne, by przez godzinę siedzieć w ciszy w ławce i „nic nie robić”, czyli adorować Najświętszy Sakrament. To nie jest normalne, by w czasie, gdy Polska ogląda wiadomości a potem wybiera jakiś film do obejrzenia, być na Eucharystii. To nie jest normalne, gdy wierzmy bezgranicznie medycynie, modlić się do Boga o uzdrowienie – by On osobiście uwolnił nas od takiej czy innej choroby i przypadłości.

Jednak, gdy zdecydujemy się na ową „nienormalność”, gdy wejdziemy w nią, może nastąpić nasze przełamanie i otwarcie. A to prowadzi do zrzucenia więzów. Będziemy wolni, otworzy się droga do naprawiania relacji z bliskimi, wyzwolimy się z lęku, wielu doświadczy fizycznego uzdrowienia.

Jezus dzisiaj do ciebie mówi: „Effatha – otwórz się”. Daj sobie poślinić język. Otwórz się i zrzuć swoje więzy. Otwórz się i znajdź z powrotem prawdziwy smak życia.

Dorota
Dorota Lis 13 '15, 14:03
Mądrość życia polega na odkrywaniu prawdziwej rzeczywistości

 

Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je (Łk 17,33).

 

Przyjście Syna Człowieczego będzie ostatecznym objawieniem się prawdy, która ukaże, co jest rzeczywistością, a co jedynie jej pozorem. Wtedy całkiem konkretnie odsłoni się prawdziwość tej przytoczonej na wstępie zasady, jaką podaje nam Pan Jezus. „Staranie się o zachowanie życia” wyrasta z uczepienie się tego, co tutaj namacalne, co możemy posiadać, co znamy… Tak się nam przynajmniej wydaje, bo w istocie ani nie możemy niczego posiadać, ani tego nie znamy. Że tak jest, ukazuje nam śmierć, która nas tego wszystkiego pozbawia, nie zostawiając niczego. I to jest owa strata, która jest nieunikniona. Tragedią jest jednak to, że razem z tym wszystkim możemy stracić także siebie samych, swoje życie. Kto chce zachować swoje życie, straci je.

 

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Mdr 13, 1-9; Łk 17, 26-37

 

Kto je straci… Co to znaczy? Pan Jezus ilustruje to sytuacją: kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie (Łk 17,31). Pójście po „swoje” rzeczy świadczy o przywiązaniu do tego, co na tym świecie, oznacza widzenie swojej nadziei związanej z tym światem. „Nie schodźcie…” – wskazuje na dostrzeżenie, że właśnie to, co doczesne, się skończyło i należy to zostawić, otwierając się całkowicie na nowe życie. Tak jest w przypadku narodzin: dziecko całkowicie opuszcza łono matki i odcina się je od pępowiny. Jeżeliby jej nie odcięto, dziecko nie byłoby w stanie żyć nowym życiem. Podobnie trzeba dać sobie zabrać to wszystko, co należy do tego świata, aby wolnym przejść do nowej rzeczywistości. Jest to możliwe jedynie, gdy widzimy albo przynajmniej wyczuwamy tę nową rzeczywistość, gdy widzimy coś innego, ważniejszego. Umiemy rozpoznać przemijalność, czasowość tego wszystkiego, co mamy, a przez to ulotność zarówno istnienia tych rzeczy, jak i ich posiadania. Oto pojawia się nowa, pełna rzeczywistość, która nas wypełnia i daje życie. Nie ma po co wracać! To wszystko minęło, wyczerpało swoje zasoby istnienia. Podobnie i nasze życie. Ono także wyczerpało swoje siły i moc. Śmierć jest kresem naszej ziemskiej witalności. Nie ma co za nią tęsknić, wracać, trzymać się jej. Prawdziwe życie jest właśnie nam ofiarowywane.

Ale tutaj dotykamy zasadniczej prawdy nowego życia. O ile nasze życie doczesne jest nam dane po prostu – nikt z nas nie wybierał go, nikt nie był pytany o nie – o tyle to nowe życie jest nam ofiarowane, ale nie narzucane. Bóg mówi nam: „Wybieraj, czy chcesz je, czy zatrzymałeś się na tym, co ze swojej natury i tak przemija i odchodzi w przeszłość. Zdecyduj się, czy chcesz żyć prawdziwie”.

Nasze życie na ziemi w istocie jest czasem naszego rodzenia się do życia. Samo urodzenie następuje przez śmierć w tym wymiarze życia. Dlatego mądrość życia polega na umiejętności odkrywania prawdziwej rzeczywistości. Kto tego nie robi, traci coś najważniejszego, dlatego jest „głupi”, jak pisze w pierwszym czytaniu mędrzec Starego Testamentu:

 

Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga: z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest, patrząc na dzieła nie poznali Twórcy (Mdr 13,1n).

 

Rozstrzygający jest sposób patrzenia. Mędrzec mówi nam o „rozpoznawaniu przez podobieństwo”. Patrząc na coś, trzeba widzieć coś innego, co jest u źródła tego, co się widzi. To widzenie różni się od zwykłego widzenia tym, że wiąże się ściśle z myśleniem, czego nie można mylić z racjonalizmem! Bo z wielkości i piękna stworzeń poznaje się przez podobieństwo ich Stwórcę (Mdr 13,5). Trzeba jednak pamiętać, że poznać w Biblii to tyle co wejść w żywą więź osobową. Myśleć to tyle, co wsłuchać się w bezgłośne słowo zawarte w tym, co dostrzegalne zmysłami, to nastrojenie się na odczytywanie obecności Tego, który przemawia przez rzeczy stworzone i wydarzenia. Jest ono sztuką, a nie techniką. Jest darem, a nie wytworem intelektu. W każdym z nas jest zawarta mądrość, ale od nas zależy, czy na nią się otworzymy. To są wybory zapadające w sercu.

 

Włodzimierz Zatorski OSB

 

Dorota
Dorota Sty 10 '16, 22:02

Nie zagasi knotka...

ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

Niedziela Chrztu Pańskiego; Iz 42,1-4.6-7; Ps 29,1-4.3.9-10; Dz 10,34-38; Mk 9,7; Łk 3,15-16.21-22;

 

Nie ma już garncarzy. Garnki wychodzą z taśm produkcyjnych, zapewne najczęściej w Chinach. Ci co dzisiaj lepią garnki, traktują to jako swoje hobby. Czasem zarabiają na tym, bo inni interesują się tym jak to dawniej bywało. Czasem chcą spróbować swoich sił. Tak czy inaczej skansen.

Nawet jeśli prawdziwi garncarze już wyginęli to mniej więcej wiemy na czym ich sztuka polegała.

Bierzemy garncarskie koło i rzucamy na niego kawał wyrobionej gliny. Potem wszystko zależy od umiejętnej ręki, która dotknięciami i muśnięciami wydobywa z gliny określony kształt. Potem jeszcze wszystko musi wyschnąć i być wypalone w piecu.

Dlaczego o tym mówię? Bo ty jesteś glinianym garnkiem! Ja zresztą też.

Na początku każdy z nas jest kupą bezkształtnej gliny. Nikt nie zgadnie, czy będzie z tego ozdobny flakon na różę, nocnik, kubek czy skorupa do wygarniania popiołu.

Na początku jesteśmy gliną z której nasze życie wydobywa kształt.

To życie to przeróżne dotknięcia – doświadczenia, zdarzenia, spotkani ludzie, usłyszane słowa.

Ten dotyk jest różny – może być dobry i może być zły. Mogą być doświadczenia dobre i złe. Zdarzenia przykre i budujące. Ludzie dobrzy i okrutni. Usłyszane słowa mądre bądź beznadziejnie głupie.

Tak czy inaczej to wszystko nas kształtuje. Buduje albo niszczy.

Jaki stąd wniosek?

Są sytuacje na które nie masz wpływu – przyjdą i dotkną cię niezależnie od tego czy sobie tego życzysz czy nie.

Są jednak takie sytuacje, które sam wybierasz. Dużo jest doświadczeń, które sami sobie fundujemy.

Nie wszystko, ale wiele od nas zależy. Mamy wybór z kim się spotykamy, z kim przyjaźnimy, co oglądamy, czego słuchamy.

Skoro to od nas zależy to wybierajmy rzeczy dobre, uczciwe, szlachetne. Niech to nas kształtuje a nie głupota, miałkość, brzydota i zło.

To jeden wniosek.

Drugi polega na tym, by odkryć tego, który jest naszym największym garncarzem. Bóg nas kształtuje. Biblia mówi: „Jak glina w ręce garncarza, który ją kształtuje według swego upodobania, tak ludzie są w ręku Tego, który ich stworzył.” (Syr 34,13ab)

Jesteśmy w ręku Boga. Tu jednak kończy się porównanie nasze z gliną.

Glina jest absolutnie bezwolna i bezmyślna. Człowiek ma rozum i wolną wolę. A przynajmniej powinien mieć.

Bóg nie działa wbrew człowieku, jego pragnieniom i decyzjom.

Glina nie powie garncarzowi – zostaw mnie, idź sobie.

Człowiek Bogu może tak powiedzieć. I często mówi – idź sobie, zostaw mnie w spokoju.

I Bóg zostawia, idzie sobie. Nie obraża się, ale szanuje ludzką wolę.

Może aranżować różne sytuacje, może wołać, przekonywać, pukać do serc, ale zawsze czeka na ludzkie „tak”.

Bóg jest potężny a jednocześnie działa z niesłychaną delikatnością. O Nim mówi prorok Izajasz: „Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku.” (Iz 42,3ab)

Delikatność jest cechą miłości. Bóg jest delikatny, nie łamie nadłamanej trzciny, nie zdmuchuje tlejącego się knotka, bo kocha.

I to doświadczenie jest najważniejszym doświadczeniem, które nas kształtuje.

Doświadczenie miłości. Doświadczenie tego, że jest się kochanym i akceptowanym przez Boga. Usłyszenie i uwierzenie w to, co usłyszał Jezus nad Jordanem: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie.” (Łk 3,22b)

Tyś mój syn, tyś moja córka. Kocham cię i nacieszyć się tobą nie mogę.

Odkryj swoją tożsamość. Odkryj to, kim jesteś. Odkryj w sobie Boże dziecięctwo, odkryj, że jesteś kochany.

I nie bądź nocnikiem. Bądź flakonem na czerwoną różę.

Dorota
Dorota Sty 16 '16, 19:37
Czytaj słowo!

ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

II niedziela zwykła, Iz 62,1-5; Ps 96,1-3.7-10; 1 Kor 12,4-11; 2 Tes 2,14; J 2,1-12

 

Minął czas Bożego Narodzenia. Trzykrotnie w tym czasie czytano w kościele początek Ewangelii św. Jana: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało.” (J 1,1-3)

Syn Boży, druga osoba Trójcy Świętej nazywana jest tu słowem – w języku greckim jest tu słowo „logos”.

Chciałbym byśmy zastanowili się nad słowem. Nie tylko nad Słowem Wcielonym, ale w ogóle nad słowem, także nad tym ludzkim.

Słowo to potęga. Wypowiadane przez Boga słowo stwarzało świat: „Bóg rzekł: Niechaj się stanie światłość! I stała się światłość.” (Rdz 1,3) Ale także nasze słowa niosą ze sobą moc – czasem straszliwą, czasem cudowną. Wiemy, że słowa mogą ranić, nawet zabijać. Słowa mogą też leczyć.

Słowo to potęga. Potężny jest także jego brak. Jak nazywa się jedno z dział dużego kalibru, które wytacza mąż przeciwko żonie i żona przeciwko mężowi? To działo nazywa się „ciche dni” – nie odezwę się do ciebie, nie powiem ani słowa.

Słowo to potęga. Biskupi Polscy kierują do wiernych swój list pasterski: „Bezcenne dobro języka ojczystego”. Przypominają o naszej odpowiedzialności za słowo, które jest nośnikiem kultury oraz wskazują na liczne zagrożenie, na jaki narażony jest współcześnie język. Wzywają także do tego, by nie stać bezradnie, ale bronić język i kulturę polską.

Jak możemy to konkretnie robić? Jak możemy bronić języka?

Chciałbym wskazać na jedną tylko sprawę. Nie możemy uciekać od słowa, ale to słowo brać do ręki. Zatem mniej patrzenia w serwowane przez telewizję obrazy a więcej czytania książek i dobrych gazet.

Celowo używam zwrotu „dobrych gazet”, bo bywają i mniej dobre i wręcz głupie. Proszę zwrócić uwagę tylko na jedno kryterium – czy daną gazetę się czyta, czy znowu tylko ogląda? Gdzieś znalazłem prześmiewczy, ale prawdziwy tekst Michała Ogórka, że „OGLĄDALNOŚĆ prasy wzrasta”.

Nie stawiajmy świata na głowie. Gazeta, tygodnik, książka – niech to wszystko służy przede wszystkim do czytania.

I czytajmy. Czytajmy słowo. Nie ma takiej dziedziny, gdzie czytanie nie mogło przynieść wymiernego zysku. Czytając poznasz więcej słów, czytając będziesz mądrzejszy, będziesz miał szersze horyzonty, czytając pobudzasz swoje myślenie. Same zyski – żadnych strat.

Przypomnij sobie, że nie musisz na czytanie i książki wydawać nawet złotówki. Mamy biblioteki. Mamy bibliotekę w Winnicy. Czytajmy!

Biskupi w swoim liście przywołują i chwalą akcję: „Cała Polska czyta dzieciom”. Jeśli ktoś z was podejmuje tę akcję w swoim domu – czytając swoim dzieciom książki to stawiam was wszystkim za wzór. Wzór rodzica, który najmądrzej inwestuje w swoje dziecko.

Słowo nigdy nie wraca bezowocnie…

Pomyślmy teraz nad nieco prowokującym pytaniem: czy biskupi nie błądzą czasem pisząc w swoim liście o akcji „Cała Polska czyta dzieciom”, o plebiscycie na „Mistrza Mowy Polskiej”, o „Dyktandzie Ogólnopolskim” – zamiast pisać o Bogu?

Czy ja nie popełniam nadużycia, gdy zamiast głosić Ewangelię, głoszę, by chodzić do naszej Gminnej Biblioteki?

Jest w tym szaleństwie metoda. Zawiera się ona w zdaniu: Nie mamy pewności, czy czytający książki sięgnie po „Księgę nad księgami”, po Biblię, ale mamy absolutną pewność, że nie czytający książek na pewno nie sięgnie po Biblię.

Czytanie zaś tego słowa, które wypowiedział Bóg ma znaczenie fundamentalne. Słowa Boga rodzi wiarę. Wzywając do czytania gazet i zapisania się do biblioteki mam nadzieję, że przynajmniej niektórych zaprowadzi to do czytania Bożego Słowa.

Słowo nigdy nie wraca bezowocnie… U Izajasza to znajdujemy: „Słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa.” (Iz 55,11)

To posłannictwo Słowa to budzenie naszej wiary.

W Liście do Rzymian mamy takie przesłanie: „Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa.” (Rz 10,17)

A wcześniej: „Słowo to jest blisko ciebie, na twoich ustach i w sercu twoim. Ale jest to słowo wiary, którą głosimy. Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia.” (Rz 10,8-10)

Możemy odwrócić ten łańcuch.

Chcesz być zbawiony? Wyznaj z wiarą, że Jezus jest Panem twego życia.

Chcesz mieć wiarę? Przyjmuj Słowo Boga!

Chcesz mieć Słowo Boga? Otwórz Biblię.

Czytaj Ewangelię, czytaj Biblię, czytaj Słowo.

Na początku było i JEST Słowo. I inaczej nie będzie. Zamykając się na Słowo – zamykamy się na wiarę.

Przed dwoma tygodniami zadałem pracę domową. Powiedziałem wtedy dokładnie tak: „Gdy wrócisz do domu weź do ręki Pismo Święte i przeczytaj fragment. To nie musi być dużo. Nie ilością się to mierzy, ale wrażliwością twego serca. Mniej świadomość, że to Bóg mówi do ciebie – słuchaj Go. A jeśli nie masz Biblii to weź przynajmniej to słowo, które znasz: „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Powtarzaj je, rozważaj, medytuj.”

Doświadczeni nauczyciele powiedzą wam, że nie wolno zadawać pracy domowej, której się nie sprawdza…

Zatem sprawdzam. Czy odrobiłeś lekcje? Sam wystaw sobie ocenę.

Gdy wrócisz do domu weź do ręki Pismo Święte i przeczytaj fragment. To nie musi być dużo. Nie ilością się to mierzy, ale wrażliwością twego serca. Mniej świadomość, że to Bóg mówi do ciebie – słuchaj Go…, słuchaj jego Słowa.

 

Monika
Monika Sty 19 '16, 07:21

Gdy wrócisz do domu weź do ręki Pismo Święte i przeczytaj fragment. To nie musi być dużo. Nie ilością się to mierzy, ale wrażliwością twego serca. Mniej świadomość, że to Bóg mówi do ciebie – słuchaj Go…, słuchaj jego Słowa.

 

amen.

Dorota
Dorota Sty 23 '16, 08:53
Odpuść i przebacz

Ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

Czwartek II Tygodnia Zwykłego, rok II; 1 Sm 18,6-9.19,1-7; Ps 56,2-3.9-10.12-13; Mt 4,23; Mk 3,7-12; Winnica 21 stycznia 2016 roku, 5. Wieczernik Winnicki.

 

W czytaniu poznaliśmy mały epizod z życia Dawida, zanim ten został królem. Epizod ten związany był z królem Saulem. Całość relacji między tymi postaciami jest tematem studium Biblii w bieżącym numerze Wieczernika Winnickiego – zapraszam do przeczytania i osobistego przemyślenia tych treści.

Teraz jednak, na potrzeby chwili, chciałbym przybliżyć historie tych postaci i ich wzajemny konflikt.

Saul był pierwszym królem Izraela. Wybrany przez Boga stanął na czele wszystkich pokoleń. Przez nieposłuszeństwo Bogu został potem odrzucony przez Boga.

Na tle tej postaci pojawia się Dawid – z pokolenia Judy. Najmłodszy z synów Jessego. Jest pasterzem, którego losy wysyłają na wojnę między Izraelitami a Filistynami.

W wojnie tej Dawid wygrywa pojedynek z Goliatem i daje zwycięstwo Izraelowi.

I tu mamy tę historię opisaną w czytaniu. Dawid staje się bohaterem narodowym. Lud śpiewa o nim pieśni „pobił Saul tysiące, a Dawid dziesiątki tysięcy” (1Sm 18,7b) a Saula zżera zazdrość.

Saul namawia swego syna Jonatana i innych do zabicia Dawida. Jednak Jonatan, syn Saula, pokochał Dawida i stał się jego największym przyjacielem. Pokochała Dawida także Mikal, córka Saula. Saul dał ją Dawidowi za żonę. W ten sposób Saul stał się teściem a Dawid zięciem.

Dawid swoją grą na cytrze koił duszę Saula. Jednocześnie był wodzem jego wojsk i z powodzeniem walczył na wojnach.

Rosła sława Dawida oraz gorycz i nienawiść Saula.

Pewnego dnia, gdy Dawid grał na cytrze Saul rzuca w niego włócznią. Dawid ucieka. I rozpoczyna się pogoń Saula za Dawidem. Saul tropi jak wściekłego psa jednego ze swoich największych dobroczyńców.

Nie jest to wojna, bo Dawid, choć ma świadomość, że jest namaszczony na króla i wybrany przez Boga, nie chce podnieść ręki na króla. Unika konfrontacji.

W tej historii są dwa znaczące i przejmujące epizody. Raz zakrada się Dawid do obozu Saula, gdy wszyscy w obozie śpią i zabiera śpiącemu Saulowi włócznię i manierkę na wodę. Jest namawiany przez swoich towarzyszy, by pozbyć się prześladowcy.

Nie robi jednak tego. Pokazuje potem Saulowi dowód tego, że nie żywi wokół niego żadnych złych pragnień. Pomaga to tylko na chwilę.

Drugi epizod to wejście Saula do jaskini, gdzie ukrywał się Dawid. Dawid uciął Saulowi mieczem kawałek płaszcza. Mógł ściąć mu głowę i zakończyć tę historię. Chciał jednak przekonać Saula o swojej życzliwości. Pomaga to tylko na chwilę.

Zobaczmy w tej historii jedno – Dawid jest ofiarą nienawiści. Czyni dobro, powinien być noszony na rękach, a Saul chce go zabić. Dawid przedstawia dowody swojej życzliwości, a chcą go zgładzić.

Dawid uchronił się jednak sam od nienawiści i goryczy. Nie podniósł ręki na tego, który go krzywdził.

Gdy Saul ginie w czasie wojny z Filistynami Dawid szczerze go opłakuje. Biblia mówi o chwili, gdy Dawid dowiedział się o śmierci Saula: „Dawid schwyciwszy swe szaty, rozdarł je. Tak też uczynili wszyscy mężowie, którzy z nim byli. Potem lamentowali i płakali, i pościli aż do wieczora, z tego powodu, że padli od miecza Saul i syn jego Jonatan.” (2Sm 1,11-12a)

To tylko skrót tych dramatycznych historii.

Teraz powiem, dlaczego je opowiedziałem.

Każdy z nas ma w sobie jakąś cząstkę historii Dawida. To znaczy mamy w sobie coś, za co inni powinni nam podziękować, być wdzięczni i szanować. Tymczasem doświadczamy czegoś zupełnie przeciwnego – jakiejś przedziwnej i niepojętej niechęci i nienawiści.

Bywa, że ta niechęć i nienawiść dotyka nas ze strony najbliższych. Zapewne ten rodzaj nienawiści jest najgorszy.

Niczym nie zawiniliśmy, nie zasłużyliśmy a rzucają w naszym kierunku włócznie.

I tu stoimy przed zasadniczym wyborem.

Możemy na zło zareagować złem. Możemy złapać rzuconą w nas włócznię i rzucić w tego, który chciał nas zranić. Możemy na niechęć zareagować niechęcią. Na nienawiść nienawiścią. Na żółć własną żółcią.

Cios za cios.

A możemy zrobić jak Dawid. On nie pozwolił opanować się nienawiści, niechęci, zemście. Nie pozwolił ogarnąć się przez ducha odwetu.

Nie pozwolił się zabić, uciekł broniąc się, ale nie zabił swojego prześladowcy, choć można by uznać to jako obronę konieczną.

Był ciągle gotów na pojednanie, choć było to beznadziejne i jak się okazało niespełnione oczekiwanie.

Dzisiaj Bóg oczekuje tego samego od ciebie.

Odpuść i przebacz swoim wrogom i prześladowcom.

Doświadczyłeś zła i niesprawiedliwości. Tak, doświadczyłeś. Jednak nie odpłacaj tym samym.

Odpuść i przebacz.

Nie dlatego, że ktoś przeprasza i żałuje, ale od razu – odpuść i przebacz, choć może dalej będziesz goniony przez pustynię jak Dawid goniony był przez Saula.

Jednak opuść i przebacz.

Dlaczego?

Dlatego, że duch nienawiści i odwetu jest trucizną, która niszczy twoje życie.

Zło, którego doświadczasz od innych, pozostaje złem. Tego nie można nazwać dobrem, albo mówić, że jest to zło, ale takie niewielkie.

Jednak to zło jest zewnętrzne w stosunku do ciebie. Rani cię, ale jest na zewnątrz. To nie jest twoje zło.

Gdy pozwolisz opanować się duchowi nienawiści i duchowi odwetu to zło lokuje się w tobie. Robisz złu mieszkanie w swoim sercu, w swoim wnętrzu.

I to nawet nie jest obraz i przenośnia. Duch nienawiści i odwetu robi z ciebie prawdziwe swoje mieszkanie. W sercu, żołądku, jelitach, nerkach, krwi. W czym się da. To zło mieszka w tobie i dewastuje serce, żołądek, jelita, krew, co się da.

I jest to bardzo częsta przyczyna chorób.

Odpuść i przebacz a wyrzucisz zło z siebie. To będzie wyrzucenie z siebie trucizny, która niszczy twoje życie.

Czasami wołamy o uzdrowienie a jednocześnie pijemy truciznę nienawiści i odwetu.

Odpuść i przebacz.

Nie oznacza to, że nie możesz się bronić. Nie oznacza to, że masz się katować. Chodzi jedynie, by nie nosić w sercu trucizny niesionej przed ducha nienawiści i odwetu.

Odpuść i przebacz.

Zostaw ludzi, którzy cię krzywdzą Panu Bogu. Może kiedyś zrozumieją i przyjdą z pojednaniem. Może utopią się w swojej żółci. Zostaw to jednak Bogu. Módl się za nich i oddaj ich miłosierdziu Boga.

A ty – odpuść i przebacz.

Odczujesz momentalnie ulgę, bo wyplujesz truciznę. Ocalisz swoje życie.

W Ewangelii słyszeliśmy, że ludzie „cisnęli się do Niego [Jezusa], aby się Go dotknąć”. (Mk 3,10b)

Dotyk jest ważny, ale nie można go rozumieć magicznie. Podchodzimy, dotykamy i „cyk” – jesteśmy zdrowi. Jak za dotknięciem magicznej różdżki. To nie tak.

Dotyk to wyraz bliskości, jedności i wspólnoty. Dotykam Jezusa to znaczy chcę być blisko Niego, chcę być razem z Nim, myśleć jak On, czuć jak On. Tworzyć z Nim jedność.

Dotknąć Jezusa oznacza wyrzeczenie się ducha nienawiści i odwetu.

Odpuść i przebacz. Wypluj truciznę.

Strony: « 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 ... » »»