Loading...

Będziesz Biblię czytał nieustannie | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Dorota
Dorota Lis 30 '16, 15:16
Rozejrzyj się...ks. Krystian Malec

 

Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci, Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami.

I rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”.

Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.

A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci, Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał.

A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim. (Mt 4,18-22)

 

Akcja dzisiejszego fragmentu rozgrywa się w okolicach Jeziora Galilejskiego, choć tak naprawdę św. Mateusz mówi o Morzu Galilejskim, ponieważ używa słowa θάλασσα (thalassa). Myślę, że warto w tym miejscu powiedzieć o innych nazwach tego akwenu, wokół którego rozgrywa się wiele scen zapisanych na kartach Ewangelii, żeby uniknąć późniejszych wątpliwości, o czym dokładnie mówi słowo Boże. Otóż Jezioro Galilejskie nazywane jest także Jeziorem Tyberiadzkim –  od nazwy miasta Tyberiady albo Morzem Genezaret od hebrajskich słów:  ים כנרת  Jam Kinneret, co można przetłumaczyć jako Morze Harfy, ponieważ z lotu ptaka swoim kształtem przypomina ten instrument. Chociaż jest nazywane morzem, to tak naprawdę nim nie jest, bo jest jeziorem przepływowym, ale dla starożytnych jego rozmiary i znaczenie dla życia były tak ważne, że nie wzbraniali się przed nazywaniem go  w ten sposób. W. M. Thomson tak je opisuje: „Widziane z pewnej wysokości, z jednego z otaczających je wzgórz, przedstawia się jako piękna tafla wody, jak połyskujące zwierciadło obramowane łagodnymi pagórkami lub poszarpanymi wierzchołkami gór, które ciągną się aż do miejsca, gdzie Góra Hermon wznosi się ku niebu”.

 

Życie pierwszych uczniów, których powołał Jezus „kręciło się” wokół Jeziora Galilejskiego. Na początku pierwszego wieku tętniło ono życiem. Wokół niego znajdowało się dziesięć gęsto (jak na tamte czasy) zaludnionych miast. Zachowały się opisy mówiące, że chcący przeprawić się na drugą stronę Flawiusz bez problemu zorganizował aż 240 łodzi. Widzimy zatem, że miejsce, o którym mówi nam dzisiejsze słowo, było pełne ludzi. Z całą pewnością nie było tam cicho i spokojnie, ponieważ pracujący na tym akwenie rybacy wiedzieli, że od ilości i jakości połowów zależy ich życie. A gdy człowiek (zwłaszcza Bliskiego Wschodu) w coś się angażuje, staje się nieraz bardzo głośny i ekspresyjny.

 

Słowo Boże, które daje  dzisiaj Kościół, chce nam przypomnieć ważną prawdę. Mianowicie to, że Jezus wybierając uczniów, wszedł w ich codzienność. Nie czekał aż przyjdą na modlitwę do synagogi, gdy będą umyci, pachnący i gotowi do oddania czci Bogu. Ale przyszedł do nich w czasie ich codziennych zajęć. Na pewno byli spoceni, zmęczeni, skupieni na tym, żeby jak najlepiej wykonać swoją pracę i złapać sporo ryb, które potem będzie można sprzedać.

 

To dla mnie zdumiewające, zachęcające i pocieszające, jak bardzo Boga interesuje nasze codzienne życie. Nieraz możemy o tym zapominać w natłoku różnych zajęć, ale dzisiejsze słowo przypomina nam, że On chce być częścią naszej szarej, nieraz monotonnej codzienności. Nie chce, żebyśmy ograniczali naszą relację z Nim jedynie do murów kościoła albo czasu osobistej modlitwy w domu albo na spotkaniu jakiejś grupy lub wspólnoty. Oczywiście, są to bardzo ważne momenty, ale chodzi mi o to, że nasza wiara ma być życiem w ciągłej bliskości z Nim bez względu na to, gdzie jestem, co robię i jak się czuję. Możemy domyślać się, że twardzi ludzie, jakimi byli rybacy, nieraz zaklęli siarczyście, gdy coś im nie wyszło. I wśród tych setek, a nawet tysięcy słów ludzi nagle słychać słowo Boga. Jest to bardzo ważna sugestia, żeby w naszym życiu było podobnie. Rzecz jasna nie chodzi mi o przeklinanie, ale o to, żeby wśród tego, co słyszymy każdego dnia, umieć rozpoznać Jego głos. Dlatego sięgamy po Biblię i chcemy ją rozważać, aby poznawać Jego głos ukryty w Jego słowie.

 

Adwent, który przeżywamy, podprowadza nas pod tajemnicę wcielenia, czyli tego, że Bóg przyjął nasze ciało, więc stał się integralną częścią naszego świata i jego historii. Ten święty czas może dać nam naprawdę wiele, ale czy tak się stanie, to zależy także – a może przede wszystkim – od nas. Być może warto postanowić sobie, że będę starał się myśleć o Bogu także wtedy, gdy nie jestem w Kościele albo na osobistej modlitwie. Spróbuj pomyśleć o Nim w czasie gotowania, prasowania, uczenia się albo innych, w czasie wydawania leków w aptece, w czasie biegania po firmie, w czasie układania bukietów, w czasie sprzątania, w czasie malowania mieszkania, w czasie czekania w kolejce, w czasie grania na jakimś instrumencie albo śpiewania, w czasie spacerowania po galerii handlowej itd.

 

Bóg nie chce być dodatkiem do naszego życia, ale chce być Jego istotną częścią. Do Bożego Narodzenia zostało jeszcze parę tygodni, ale już dzisiaj jest tak, że Bóg puka do Ciebie i pyta: mogę wejść?

 

Konkret na dzisiaj: zobacz Boga w tym, co teraz robisz.

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

 

 O radości w Adwencie w otwarciu się na spotkaniu z Jezusem....ks. Roman Chyliński

Rz 10, 9-18

Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian. Jeżeli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych, osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami - do zbawienia.
Wszak mówi Pismo: "Żaden, kto wierzy w Niego, nie będzie zawstydzony".
Nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem. Jeden jest bowiem Pan wszystkich. On to rozdziela swe bogactwa wszystkim, którzy Go wzywają. "Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony".
Jakże więc mieli wzywać Tego, w którego nie uwierzyli? Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił? Jakże mogliby im głosić, jeśliby nie zostali posłani? Jak to jest napisane: "Jak piękne stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę".
Ale nie wszyscy dali posłuch Ewangelii. Izajasz bowiem mówi: "Panie, któż uwierzył temu, co od nas posłyszał?" Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa.
Pytam więc: Czy może nie słyszeli? Ależ tak: "Po całej ziemi rozszedł się ich głos, aż na krańce świata ich słowa".

 

Pozwoliłem sobie dzisiaj za komentarz użyć początkowe przesłanie papieża Franciszka z adhortacji Evangelii gaudium – radość Ewangelii.


Świetnie komentuje dzisiejsze pierwsze czytanie i zachęca każdego z nas abyśmy:„ odnowili dzisiaj swoje osobiste spotkanie z Jezusem Chrystusem i podjęli decyzję gotowości spotkania się z Nim, szukania Go nieustannie każdego dnia”.


Wielkim ryzykiem w dzisiejszym świecie, z jego wieloraką i przygniatającą ofertą konsumpcji, jest:


- smutek rodzący się w przyzwyczajonym do wygody i chciwym sercu,
- towarzyszący poszukiwaniu powierzchownych przyjemności oraz izolującemu się sumieniu.

 

Kiedy życie wewnętrzne zamyka się we własnych interesach, nie ma już miejsca dla innych, nie liczą się ubodzy, nie słucha się już więcej głosu Bożego, nie doświadcza się słodkiej radości z Jego miłości, zanika entuzjazm związany z czynieniem dobra.

 

Również wierzący wystawieni są na to ryzyko, nieuchronne i stałe.
Wielu temu ulega i stają się osobami urażonymi, zniechęconymi, bez chęci do życia.

 

Tego typu styl życia wg papieża:


Nie jest to wybór godnego i pełnego życia;
nie jest to pragnienie, jakie Bóg żywi względem nas;
nie jest to życie w Duchu rodzące się z serca zmartwychwstałego Chrystusa.
Dalej mówi papież: „Zapraszam każdego chrześcijanina, niezależnie od miejsca i sytuacji, w jakiej się znajduje, by:
- odnowił dzisiaj swoje osobiste spotkanie z Jezusem Chrystusem,
- albo przynajmniej podjął decyzję gotowości spotkania się z Nim, szukania Go nieustannie każdego dnia.

 

Nie ma racji, dla której ktoś mógłby uważać, że to zaproszenie nie jest skierowane do niego, ponieważ «nikt nie jest wyłączony z radości, jaką nam przynosi Pan» (przyp.1).

 

Kto zaryzykuje, by uczynić mały krok w kierunku Jezusa, tego Pan nie zawiedzie, przekona się, że On już na niego czekał z otwartymi ramionami.

 

Wtedy jest sposobna chwila, by powiedzieć Jezusowi Chrystusowi: «Panie, pozwoliłem się oszukać, znalazłem tysiąc sposobów, by uciec przed Twoją miłością, ale jestem tu znowu, by odnowić moje przymierze z Tobą.
Potrzebuję Cię. Wybaw mnie ponownie, Panie, weź mnie w swoje odkupieńcze ramiona».

Jak dobrze powrócić do Niego, gdy się pogubiliśmy!

 

Powtarzam jeszcze raz z naciskiem: Bóg nigdy nie męczy się przebaczaniem nam; to nas męczy proszenie Go o miłosierdzie. Ten, który zachęcił nas do przebaczenia «siedemdziesiąt siedem razy» (Mt 18, 22), daje nam przykład:


- On przebacza siedemdziesiąt siedem razy. Za każdym razem bierze nas w swoje ramiona.
- Nikt nie może nas pozbawić godności, jaką obdarza nas ta nieskończona i niewzruszona miłość.
- On pozwala nam podnieść głowę i zacząć od nowa, z taką czułością, która nas nigdy nie zawiedzie i zawsze może przywrócić nam radość.

 

Nie uciekajmy przed zmartwychwstaniem Jezusa, nigdy nie uważajmy się za martwych, niezależnie od tego, co się dzieje. Nic nie może być większe od Jego życia, które pozwala nam iść naprzód”. Amen!

 

Dorota
Dorota Gru 1 '16, 19:34

„Chrześcijańskie” oszustwo!...ks. Roman Chyliński

 

Mt 7, 21-29
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Nie każdy, kto mówi Mi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: „Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?” Wtedy oświadczę im: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości”.
Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki».
Gdy Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie tak jak ich uczeni w Piśmie.

 

"Nie każdy, który mi mówi: «Panie, Panie», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie".

Jezus przestrzega nas przed pobożnością dewocyjną, li tylko zewnętrzną.
Również przed postawą: wierzący – niepraktykujący,

 

Te postawy w wierze nie wystarczą, aby wejść do królestwa Bożego!


A co trzeba?

Trzeba spełniać wolę Bożą, czyli czynić to: „co jest dobre, Bogu przyjemne i doskonałe”.(Rz 12,3).


To znaczy:
- czynić dobro, a nie tylko nie czynić zła,

- Bogu jest przyjemne, kiedy nasze trudy, cierpienia i modlitwy ofiarujemy w akcie wynagradzającym za grzechy innych,

- doskonałe w oczach Bożych jest to kiedy:
- miłujemy naszych nieprzyjaciół
- dobrze czynimy tym, którzy nas nienawidzą;
- błogosławimy tym, którzy nas przeklinają,
- i modlimy się za tych, którzy nas oczerniają.
- dajemy każdemu, kto nas prosi, a nie dopominamy się zwrotu od tego, który bierze moje.
- Jak chcemy, żeby ludzie nam czynili, podobnie my im czynimy!
- Jesteśmy miłosierni, jak Ojciec nasz jest miłosierny względem nas. (Łk 6,27-31.36).

„Wielu powie Mi w owym dniu: «Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?»
Wtedy im oświadczę: «Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości».

Zwrócę tu uwagę na jedną sprawę.


Jako katolicy wypowiadamy wzniosłe hasła np.: „ Aby, człowieka szanować i stawiać go w gospodarce, w biznesie ponad zyskiem”. Dalej walczymy o normowany dzień pracy i często cytujemy Ewangelię dla poparcia swoich skądinąd słusznych tez.


Ale wystarczy, że jako katolicy założymy jakiś swój własny biznes i będzie nam zależało na szybkim dorobieniu się. Wówczas przestaje być ważna Ewangelia, uczciwość wobec Urzędu Skarbowego, normowany dzień pracy, ludziom nakażemy harówkę, a niech pracują od 7.00 rana do 20.00, nie ważne dla nas będzie, jeszcze przed chwilą „wielkich katolików”, czy osoby u mnie zatrudnione mają rodziny, czy małe dzieci czekają na nich w domu, bo tu się zaczyna mój biznes.


To jest właśnie nieprawość!!!

 

Panie Jezu strzeż mnie przed „chrześcijańskim” oszustwem, abym żył w prawdzie i na sądzie osobistym nie usłyszał od Ciebie: „Nigdy ciebie nie znałem”!

 

Czego jeszcze nas uczy dzisiaj Ewangelista Mateusz?


„Każdego, więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale”.

Dla Mateusz człowiekiem mądrym i roztropnym jest ten, kto swoje życie opiera na słowie Bożym!
Ale, czy tylko chodzi tu o znajomość słowa Bożego?

Otóż Jezus do nas mówi: „Każdy, kto tych słów słucha i wypełnia je…”.
Co więc zrobić, aby nie tylko wysłuchać słowa Bożego, ale i podjąć wysiłek jego wypełniania?
Praktyczny komentarz do powyższych słów Jezusa znajdujemy w Liście św. Jakuba.

Otóż, aby wypełniać słowo Boże trzeba:


„Odrzućcie przeto wszystko,
- co nieczyste,
- oraz cały bezmiar zła.
”(Jk 1,21).
Tu św. Jakub zachęca nas do ascezy i radykalnych kroków, aby nie trwać ciągle w grzechu.

 

Dalej poucza nas:


„ A przyjmijcie w duchu łagodności :


- zaszczepione w was słowo, które ma moc zbawić dusze wasze.


- Wprowadzajcie zaś słowo w czyn, a nie bądźcie tylko słuchaczami oszukującymi samych siebie.


- Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie wypełnia go, podobny jest do człowieka oglądającego w lustrze swe naturalne odbicie. Bo przyjrzał się sobie, odszedł i zaraz zapomniał, jakim był.


- Kto zaś pilnie rozważa doskonałe Prawo, Prawo wolności, i wytrwa w nim, ten nie jest słuchaczem skłonnym do zapominania, ale wykonawcą dzieła; wypełniając je, otrzyma błogosławieństwo”.(Jk 1,22-25).

 

Kiedyś w szkole nauczyliśmy się zasady trzech „Z”: zrozumieć, zdać i zapomnieć. W poznawaniu słowa Bożego ma nam towarzyszyć podobna zasada, jednak z innym zakończeniem: zrozumieć, zapamiętać i zastosować.

 

„Każdego, więc kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony”.

 

Na każdego z nas, może przyjść o niewiadomej godzinie i dniu taka chwila, która nazywa się: „sprawdzam cię”.


Bóg podda nas wówczas próbie, czy budujemy swój „dom duchowy” na Nim, czy na „piasku” własnych zabezpieczeń i pewności siebie.

 

Słuchanie i wypełnianie słowa Bożego daje nam pewność, że w chwilach trudnych, w cierpieniu i chorobie zachowamy równowagę ducha i pokój wewnętrzny. A ponad to osiągniemy życie wieczne.

 

Modlitwa: Panie mój, udziel mi darów ducha otwierania się na słowo Boże oraz wzbudź we mnie odwagę do jego wypełniania. Abym nie tylko słowem, ale i stylem życia dawał świadectwo o pięknie chrześcijaństwa. A tak przygotował się w chwili śmierci na spotkanie się z Tobą „twarzą w twarz”. Amen!

Dorota
Dorota Gru 2 '16, 21:58

I otworzyły się ich oczy...ks. Roman Chyliński

Przejrzeć, aby zobaczyć prawdę o sobie, to szczególny dar, jaki chce nam dać Jezus w Adwencie.

 

Czego dotyczy przejrzenie w życiu duchowym?


Zapewne:
- myślenia,
- relacji,
- poczucia własnej nieomylności
- i obłudy.

 

Rozwińmy szerzej powyższy temat.

 

1. Nie zawsze uznajemy za coś grzesznego pielęgnowanie złych myśli, tak w stosunku do siebie jak i do innych osób.
Złe myśli przeszkadzają nam zobaczyć dobro tak w sobie, jak i w drugim człowieku, a czasami nawet w Bogu. Jezus wiele razy pytał faryzeuszy: „dlaczego złe myśli nurtują w waszych sercach”, „dlaczego złym okiem patrzysz na to, że ja jestem dobry”?.
Człowiek, który napełnia się Duchem Świętym otrzymuje w darze pokój i radość. Te dary Ducha Świętego nie pozwalają mu na trwanie w złych myślach i osądach. Następuje wówczas afirmacja własnej osoby.

 

Wyrzucałem z jednej osoby demona niemiłowania siebie i odrzucania piękna własnego ciała.
Cóż. Jakie jest twoje myślenie takie i jest twoje chrześcijaństwo. Może być gorzkie i smutne, bo właśnie takie jest twoje myślenie w odbiorze wszystkiego, co cię otacza, a może być pełne nadziei i radości, jeżeli nie pielęgnujesz złych myśli, ale napełniasz się Bożą miłością i na rzeczywistość patrzysz przez wiarę.

 

2. Złe relacje mogą zatruwać ci serce, jeżeli dotyczyć one będą namawiania do grzechu, czy życia nieuczciwego. W niektórych relacjach nie wszystko jest złe i tu trzeba stanąć w prawdzie, aby sobie powiedzieć co jest złe i to usunąć .

 

3. Przejrzenie może dotyczyć także zobaczenia w sobie fałszywego przekonania o własnej nieomylności. To trudna, negatywna cecha charakteru. Taki człowiek żyje w przekonaniu, że to inni powinni go cały czas przepraszać.


Prosić nam trzeba wówczas Ducha Świętego, abym zobaczył to, co przede mną jest jeszcze zakryte, w myśl Psalmu 19:


„kto jednak dostrzega swoje błędy?
Oczyść mnie od tych, które są skryte przede mną.
Także od pychy broń swojego sługę,
niech nie panuje nade mną!
Wtedy będę bez skazy i wolny
od wielkiego występku.
Niech znajdą uznanie słowa ust moich i myśli mego serca
u Ciebie, Panie, moja Skało i mój Zbawicielu!(Ps 19,13-15).

4. Dar otworzenia oczu duszy przez Jezusa, może pomóc nam w odkryciu trwania w kłamstwie i podwójnym życiu.


Można tu zapytać : Jak długo człowiek może grać podwójną osobowość? Czasami bardzo długo! To następny trudny proces w nawracaniu się do Boga.
Jak dobrze, że jest Jezus, który wie, kiedy i jak to zrobić, abym przejrzał.

 

Modlitwa: Panie spraw, abym przejrzał i zobaczył to, co przede mną jest zakryte. Wlej światło prawdy w moją duszę i wyzwól mnie od zniewoleń, w których tkwię po uszy. Tylko Ty, Jezu możesz to uczynić w moim życiu, więc uczyń . Amen!

Mt 9, 27-31

Gdy Jezus przechodził, szli za Nim dwaj niewidomi, którzy głośno wołali: "Ulituj się nad nami, Synu Dawida".
Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: "Wierzycie, że mogę to uczynić?".
Oni odpowiedzieli Mu: "Tak, Panie".
Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: "Według wiary waszej niech się wam stanie".
I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: "Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie". Oni jednak skoro tylko wyszli, roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy.

Dorota
Dorota Gru 3 '16, 10:05

Jezus i dzisiaj uzdrawia....ks. Roman Chyliński

„Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości.”

 

I dzisiaj Jezus tak samo czyni jak 2000 lat temu!
I dzisiaj Jezus leczy wszystkie choroby i wszystkie słabości.
Wierzysz w to?!

 

Codzienna Eucharystia, sakramenty święte maja moc uzdrawiającą w Duchu Świętym!!!
Problem w tym czy w tych sakramentach uczestniczę, jako chory, który potrzebuje Jezusa - lekarza, czy jako sprawiedliwy, tak zwany „ w porządku katolik”, który chce dobrze wypaść w Kościele. Takich Jezus nie uzdrawia.

 

"Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście, więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo".

 

Proście drodzy o liczne i święte powołania kapłańskie i zakonne.
Znam takie sytuacje, że katolickie rodziny, kiedy maja oddać córkę do zakonu lub syna w szeregi kapłańskie zaczynają się buntować wobec woli Bożej!
Tym rodzinom mówię z całą odpowiedzialnością: stajecie między Bogiem, a własnymi dziećmi. Bóg sobie poradzi z tą sytuacją, a tobie, jako rodzicowi zostanie odebrana radość z cieszenia się powołaniem własnego dziecka.
Pozwól Jezusowi powoływać tych, których sam chce powołać!

 

„Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie.”

 

Słowo Jezusa: „Idźcie i głoście” brzmi tu jak rozkaz. Nie raz zastanawiamy się nad jakimś dobrem, czy go uczynić, czy też nie.


- Czy pójść do kogoś i z nim się pojednać?
- Czy zaangażować się i komuś pomóc, podjąć jakiś wolontariat?
- Czy zaprosić kogoś do siebie, z kim dawno się już nie widziałem?
Jezus mówi dzisiaj do Ciebie i do mnie: „idź” i czyń dobro z serca.

„Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie».”

 

Pamiętajmy, że każde dobro, które czynimy pochodzi od dobrego Boga, a my tylko spełniamy Jego wolę. I my codziennie, z troski Boga o nas, otrzymujemy za darmo wszelakie dobro od ludzi. Czasami nawet się dziwimy, że ktoś mógł pomyśleć o mnie i tak bezinteresownie zatroszczyć się o moje sprawy.
Darmo, więc ze szczodrobliwej ręki Boga otrzymujemy, darmo też dawajmy. Amen!

 

Mt 9, 35 – 10, 1. 5a. 6-8
 

Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię o królestwie i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości.
A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce niemające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo».
Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości.
Tych to Dwunastu wysłał Jezus i dał im takie wskazania: „Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości.”
Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie».

Dorota
Dorota Gru 4 '16, 07:25

O nawróceniu. ....ks. Roman Chyliński

 

„Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie».”

 

Porozmawiajmy dzisiaj o nawróceniu.

 

„Oni, więc wyszli i wzywali do nawrócenia”.


Św. Katarzyna ze Sieny przedstawia nawrócenie w 4 etapach:


• oderwanie się od zła.
• ponowne nawiązanie przyjaźni z Bogiem.
• wewnętrzne uporządkowanie.
• nowe kościelne nawrócenie.

 

1. Aby oderwać się od zła, trzeba to zło najpierw chcieć u siebie zobaczyć.

Powie Psalmista Pański:


„ Kto jednak dostrzega swoje błędy?
Oczyść mnie od tych, które są skryte przede mną.
Także od pychy broń swojego sługę,
niech nie panuje nade mną!
Wtedy będę bez skazy i wolny
od wielkiego występku.
Niech znajdą uznanie słowa ust moich i myśli mego serca
u Ciebie, Panie, moja Skało i mój Zbawicielu!(Ps 19,13-15).


Boimy się sami przed sobą, nazwać problemem zło, które w naszym życiu często się powtarza. Mówię sobie: pójdę do spowiedzi i szybko załatwię ten grzech.


Ale ten grzech jak się okazuje zapuścił już głębszy korzeń w:


- złym stylu mojego życia np.: życia poza wspólnotą, uciekania do własnego pokoju, uciekania w Internet lub na zewnątrz z innymi ludźmi, może dojść aż do wyalienowanie mnie ze wspólnoty.
- w złych relacjach z niektórymi ludźmi, przez polubienie towarzystwa do obmawiania własnego wspólnoty, do rozwiązłości w myślach i pragnieniach;
- w oglądaniu pornografii w Internecie lub korzystania z Internetu, jako ucieczki przed obowiązkami domowymi;
- w lenistwie, obżarstwie,
- w pożądliwości wyrażającej się w dążeniu do władzy, czyli chęci dominowania w własnym środowisku,
- chciwości pieniędzy, pielęgnowaniu zazdrości, ze względu na to, co inni maja, a czego ja nie mam;
- szukanie przyjemności seksualnych sam ze sobą lub z innymi,
- pycha, jako przejaw ciągłego niezadowolenia z siebie – objaw perfekcjonizmu i ciągłego wymagania więcej od innych, krytykowania innych.

 

To tylko niektóre grzechy, które mogą być zakorzenione w złym stylu życia.
Zerwania z tym złem wymaga ode mnie d e c y z j i !!!
Warto też zobaczyć, jak inni przez moje wady charakteru cierpią oraz posłuchać, co na ten temat powiedzą ci bliscy z rodziny.

2. Następny etap nawrócenia, jak mówi św. Katarzyna, to wejście w relację ufności i przyjaźni z Bogiem.

Przychodzi taki czas w naszym życiu, że wreszcie zaczynamy poważnie traktować nasze chrześcijaństwo i życie zakonne:


- Msza św. przestaje li tylko byciem na niej.
- Zaczyna być dla nas ważne wysłuchanie Ewangelii oraz homilii.
- Modlitwa poranna i wieczorna spędzona przed Bogiem staje się ważną chwilą dnia.
- Zaczynamy częściej zaglądać do Pisma św. oraz zadawać sobie pytania, co do celu, istoty i sensu życia.
- Czytając słowo Boże, przypatrujemy się bliżej osobie Jezusa Chrystusa, jakim jest człowiekiem, jak myśli, jak podchodzi do ludzi, co dla Niego jest ważne.
- Powoli na nowo wytwarzamy więzi z Bogiem, a nawet zaczynamy odczuwać Jego bliskość i przyjaźń z nami.
- w życiu zakonnym codziennie odnawiam swoje śluby zakonne, aby odnowić miłość do Chrystusa, stając mu się wierny w myślach i pragnieniach.

 

3, Trzeci etap nawrócenia, to wewnętrzne uporządkowanie samego siebie.

 

Można je rozpocząć od spotkania z kapłanem i rozmowy z nim lub wyjazdu na rekolekcje.


Uporządkowanie samego siebie to trud stawania w prawdzie.
Po męsku my mówimy: „trzeba spuścić spodnie”.
U kobiet nie wiem jak to nazwać. Ale często jesteś prawdziwa dopiero wtedy, jak wejdziesz do swojego pokoju, (zdejmiesz habit – do sióstr zakonnych), poczujesz się swobodnie, to wówczas przypatrz się sobie: o czym myślisz, czego pragniesz, jak się zachowujesz, co mówisz często sama do siebie, co mówisz i myślisz o innych.

 

Warto uzbroić się tu w cierpliwość. Uporządkowanie własnego życia często jest długim procesem i wymaga sporo wysiłku, ale w końcu przychodzi ład i harmonia do naszej duszy oraz pokój, który wynagrodzi nam wszelki trud.

 

4. Ostatni etap nawrócenia wg św. Katarzyny, to nowe kościelne nawrócenie.

Nawrócenie to, często wyraża się przez szczerą spowiedź.
Warto tak zrobić!
Chodzi tu o ducha radykalizmu wyrażającego się w słowach: wyrzekam się.

Zaplanuj sobie przeżycie tego świętego czasu z większym zaangażowaniem i głębszą refleksja nad własnym stylem życia, jako człowieka, chrześcijanina i osoby konsekrowanej.
I jeszcze jedno, miej szacunek dla majestatu śmierci, która w każdej chwili może przyjść.
Nie bądź głupcem, nawróć się, pojednaj się z Bogiem. Amen!

 

Wie­rzyć – to znaczy na­wet nie py­tać, jak długo jeszcze ma­my iść po ciemku...ks. Krystian Malec

 

Jak długo czekasz, aż Bóg przemówi do Ciebie? Dzień, tydzień, miesiąc, rok, kilka lat?

 

Gdy wśród Izraela pojawił się Jan Chrzciciel, ludzie natychmiast obwołali go prorokiem. Jak długo czekali na kogoś takiego? Aż 400 lat! Przez cztery wieki nie było w narodzie wybranym nikogo, kto mógłby zostać określony mianem proroka. Patrząc na Stary Testament i to, o jak wielu prorokach mówi, aż dziw bierze, że zniknęli z pola widzenia na 400 lat. To, co kiedyś było normą, czyli działalność proroków takich jak: Samuel, Natan, Gad, Eliasz, Elizeusz, Amos, Ozeasz, Jeremiasz, Izajasz, Ezechiel, Daniel i wielu innych, nagle się skończyło. Być może wydaje Cię się to dziwne, że Bóg przestał powoływać heroldów, którzy będą ogłaszać Jego słowo ludziom. Ja jednak widzę w tym pewną prawidłowość, którą odsłaniają karty Starego Testamentu.

 

Wielokrotnie bywało, że Izraelici byli bardzo pewni siebie ze względu na fakt wybrania przez Boga spośród innych narodów na tyle, że zaczynali lekceważyć Boże prawo. Wydawało im się, że skoro między nimi a Bogiem zostało zawarte przymierze, że mają Świątynię, w której spoczywa Arka Przymierza, to nic i nikt nie może im zagrozić. Zaczęli traktować swoją wiarę jak amulet, a Boga jak dobrą wróżkę, która bez względu na ich postępowanie powinna opiekować się nimi i zapewniać bezpieczeństwo. Czytając księgi Starego Testamentu (chociażby proroctwo Jeremiasza), widzimy, że bardzo pobłądzili. Bóg widział i wiedział, że ludzie odprawiali pobożne rytuały, ale ich serce nie było przy Nim. Skupili się jedynie na zewnętrznej formie, ale nie mieli zamiaru na osobiste spotkanie z Nim. Gdy Pan dostrzegał to, że Jego dzieci zaczynają błądzić, wysyłał do nich proroka, aby ten przypomniał niezmienne Boże prawa, żeby piętnował grzech i wzywał do nawrócenia zanim będzie za późno. Niestety, wielu mężów Bożych uznano za wariatów, którzy coś sobie ubzdurali, więc Izraelici stwierdzili, że nie ma co ich słuchać i zmieniać swojego postępowania, bo przecież Bóg i tak nie pozwoli, żeby coś się stało  narodowi wybranemu. Myślę, że dobrym przykładem tego, o czym piszę, będą słowa Jeremiasza. Proszę przeczytaj je dokładnie:

 

Słowo, które Pan skierował do Jeremiasza: «Stań w bramie świątyni i głoś następujące słowa: Słuchajcie słowa Pańskiego, wszyscy z Judy, którzy wchodzicie tymi bramami, aby oddać pokłon Panu. To mówi Pan Zastępów, Bóg Izraela: Poprawcie postępowanie i wasze uczynki, a pozwolę wam mieszkać na tym miejscu. Nie ufajcie słowom kłamliwym, głoszącym: „Świątynia Pańska, świątynia Pańska, świątynia Pańska!” Albowiem jeżeli naprawdę poprawicie wasze postępowanie i jeżeli będziecie się kierować wyłącznie sprawiedliwością jeden wobec drugiego, jeśli nie będziecie uciskać cudzoziemca, sieroty i wdowy <i jeśli krwi niewinnej nie będziecie rozlewać na tym miejscu>i jeżeli nie pójdziecie za obcymi bogami na waszą zgubę, wtedy pozwolę wam mieszkać na tym miejscu w ziemi, którą dałem przodkom waszym od dawna i na zawsze. Oto wy na próżno pokładacie ufność w zwodniczych słowach. Nieprawda? Kraść, zabijać, cudzołożyć, przysięgać fałszywie, palić kadzidło Baalowi, chodzić za obcymi bogami, których nie znacie… A potem przychodzicie i stajecie przede Mną w tym domu, nad którym wzywano mojego imienia, i mówicie: „Oto jesteśmy bezpieczni”, by móc nadal popełniać te wszystkie występki. Może jaskinią zbójców stał się w waszych oczach ten dom, nad którym wzywano mojego imienia? Ja [to] dobrze widzę – wyrocznia Pana. Idźcie, proszę, do mojego przybytku w Szilo, gdzie dawniej do obrałem mieszkanie dla mojego imienia, i patrzcie, co mu uczyniłem z powodu przewrotności mojego ludu, Izraela. A teraz, ponieważ popełniliście te występki – wyrocznia Pana – i mimo że mówiłem do was nieustannie i niezmordowanie, nie usłuchaliście, a gdy wołałem, nie odpowiedzieliście, uczynię temu domowi, nad którym wzywano mojego imienia, a w którym wy pokładacie ufność, i temu miejscu, danemu wam i waszym przodkom, to samo, co uczyniłem Szilo. Odrzucę was sprzed mego oblicza, podobnie jak odrzuciłem wszystkich waszych braci, całe pokolenie Efraima. (Jr 7,1-15)

 

Czy posłuchano jego głosu? Czy uwierzono, że przemawia w imieniu samego Boga? Niestety, nie. Świątynia, która miała im zapewnić bezpieczeństwo została zburzona, a wielu Izraelitów poszło w niewolę. Wrócili dopiero po ponad pięćdziesięciu latach, gdy zrozumieli, że powodem niewoli babilońskiej była ich niewierność Bogu. Czy dramat niewoli nauczył ich czegoś? Raczej tak, ale pewne schematy myślenia pozostały. O nich mówi dzisiaj św. Jan Chrzciciel:

 

Wydajcie więc godny owoc nawrócenia, a nie myślcie, że możecie sobie mówić: »Abrahama mamy za ojca« 

 

Dlaczego Jan wspomina Abrahama? Ponieważ Żydzi wierzyli, że zasługi ojca ich wiary są tak wielkie, że tak naprawdę to nie muszą się za bardzo starać. Nawet jeśli robią coś złego, to wystarczy przypomnieć Bogu Abrahama i wtedy Wszechmogący „złagodnieje”. Uważali, że patriarcha siedzi u bram Gehenny i zawraca każdego Izraelitę, który mógłby trafić do tego miejsca. Przykłady cudownego wpływu zasług i cnót Abrahama można by jeszcze długo mnożyć, ale chcę, żebyśmy zauważyli pewien schemat myślowy, który był bardzo wygodny dla Żydów.

Jesteśmy tak wybrani i tak uprzywilejowani, że nic nam nie grozi. Oczywiście było to myślenie na wskroś błędne. W takim ujęciu wiara staje się czymś magicznym, jak jakiś talizman, który działa bez woli używającego go. Ludzie, którzy tak myśleli, zostali zrugani przez Jana Chrzciciela. Używał bardzo mocnych słów, ponieważ lud bardzo oddalił się od Boga. Nie pomogłoby delikatne napominanie. Potrzebny był wstrząs.

 

To już druga niedziela adwentu. Jak minął Ci pierwszy tydzień? Czy różnił się on od innych tygodni tego roku? Czy Twoje serce drgnęło chociaż trochę? Czy wszedłeś w ten święty czas przez świadomą decyzję? Czy może czekasz aż samo coś się zrobi? Myślenie Żydów nie jest nam obce. Możemy być jak oni i okłamywać samych siebie, że pójście do kościoła i odstanie Mszy świętej albo zmówienie w pośpiechu i bezmyślnie pacierza to modlitwa.

Powinniśmy się przejąć słowami św. Jana, bo być może to do nas została przyłożona siekiera. Nie straszę, ale tłumaczę słowo, jak umiem. Wczoraj Bóg wzruszał się do głębi, widząc biedę swoich dzieci. To był przejaw Jego wielkiej troski o nas.

Dzisiaj także pokazuje jak bardzo zależy Mu na nas, ale robi to inaczej, w bardziej dosadnych słowach, bo może potrzebujemy wstrząsu i ocknięcia się z marazmu. Jak jest u Ciebie, tego nie wiem, ale wierzę Jego słowu i ufam, że skoro dzisiaj mówi tak mocno, to ma to naprawdę głęboki sens. Wiara dosyć często będzie wiązała się z sytuacjami, których nie będziemy – po ludzku – rozumieli, ale ważne jest to, żebyśmy zaufali w Jego plan.

Ciemność, która nas otacza nie musi oznaczać, że Bóg jest daleko. Patrząc na życie biblijnych bohaterów, a także świętych można nawet pokusić się o stwierdzenie, że właśnie wtedy, gdy wydawało się, że Bóg ich opuścił i zachowywał się nieracjonalnie, zmieniał ich najszybciej i dotykał głębi ich serc. Spróbuj w tej perspektywie spojrzeć na siebie dzisiaj.

Konkret na dzisiaj: czy nie traktujesz wiary magicznie?

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

Edytowany przez Dorota Gru 4 '16, 07:28
Dorota
Dorota Gru 5 '16, 21:00

Po co przychodzę do Kościoła? ...ks. Roman Chyliński


Pewnego dnia, gdy Jezus nauczał, siedzieli przy tym faryzeusze i uczeni w Prawie, którzy przyszli ze wszystkich miejscowości Galilei, Judei i Jerozolimy. A była w Nim moc Pańska, że mógł uzdrawiać.
Wtem jacyś ludzie niosąc na łożu człowieka, który był sparaliżowany, starali się go wnieść i położyć przed Nim. Nie mogąc z powodu tłumu w żaden sposób przynieść go, wyszli na płaski dach i przez powałę spuścili go wrazz łożem w sam środek przed Jezusa. On widząc ich wiarę, rzekł: "Człowieku, odpuszczają ci się twoje grzechy".
Na to uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli się zastanawiać i mówić: "Któż On jest, że śmie mówić bluźnierstwa? Któż może odpuszczać grzechy prócz samego Boga?"
Lecz Jezus przejrzał ich myśli i rzekł do nich: "Co za myśli nurtują w sercach waszych? Cóż jest łatwiej powiedzieć: «Odpuszczają ci się twoje grzechy», czy powiedzieć: «Wstań i chodź?» Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów" - rzekł do sparaliżowanego: "Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do domu". I natychmiast wstał wobec nich, wziął łoże, na którym leżał, i poszedł do domu, wielbiąc Boga.
Wtedy zdumienie ogarnęło wszystkich; wielbili Boga i pełni bojaźni mówili: "Przedziwne rzeczy widzieliśmy dzisiaj".(Łk 5,17-26).

Św. Łukasz charakteryzuje nam w powyższej Ewangelii dwa typy wierzących ludzi.
Jedni i drudzy wydaje się, przychodzą na niedzielną Mszę św. , aby ją przeżyć.
Ale, po co?


Jedni po to, aby oceniać i oskarżać: „ poczęli się zastanawiać i mówić: "Któż On jest, że śmie mówić bluźnierstwa? Któż może odpuszczać grzechy prócz samego Boga?".

 

Czyż część parafian nie po to przychodzi do kościoła, aby oceniać księży, sąsiadów i to, co się dzieje w trakcie i po Mszy św.?

 

Niestety przychodzą na Msze św. tylko z obowiązku, a nie po to, aby faktycznie spotkać się z Jezusem. Nawet w Komunii św. przyjmują Jezusa, jak coś „martwego”. Dlatego wracają do domu tacy sami z zgorzkniali, jacy przyszli.

 

Ale są i tacy wierni, którzy za wszelką cenę w trakcie przeżywanej Eucharystii, chcą spotkać się z Jezusem, dlatego:


- już w sobotę przygotowują się do zrozumienia słowo Boże czytanego na niedzielnej Eucharystii,
- przed wyjściem z domu do Kościoła wybaczają sobie nawzajem,
- wcześniej przychodzą do Kościoła, aby skorzystać z sakramentu pokuty i pojednania w konfesjonale oraz aby wyciszyć się i otworzyć się na działanie Ducha Świętego,
- w trakcie Eucharystii przy znaku pokoju, nie odwracają się od siebie, ale z radością podają sobie dłoń pojednania,
- przyjmują Komunię św. wyznając i pragnąc miłości od Jezusa,
- czekają do końca na Eucharystii na błogosławieństwo kapłana, aby z tą mocą pójść do domu, pracy i innych ludzi.

 

Ci przemienieni wracają do swego domu, bo zostawili grzechy swoje, a napełnili się miłosierdziem Bożym.

 

Oni to, są wstanie wielbić Boga i zadziwić się Jezusem Eucharystycznym. Amen!

 

Mówię ci, wstań, weźŸ swoje łoże i idźŸ do domu!...ks. Józef Pierzchalski sAC

Człowiek, który był sparaliżowany i leżał na łożu, mógł myœśleć. Miał również możliwośœć otwarcia serca na

Jezusa. Znakiem tego, że korzystał z myśœlenia i otworzył swoje serce jest zaangażowanie tych, którzy go

niosą do Pana. To, czym człowiek żyje w sercu ma wpływ na to, jakie moce i jacy ludzie wokół niego

gromadzą się. Człowiek sparaliżowany nie był bezczynny. Idzie do Jezusa z tymi, którzy mają moc w

sobie, zabiera się z tymi, którzy chcą iśœć do Niego. Czyż on nie wołał na swoim posłaniu do Pana? Pan

Go usłyszał i posłał ludzi, którzy użyczyli mu swoich rąk i nóg. Niezbędna jest wspólnota sprawnych z

niepełnosprawnymi, grzesznych z żyjącymi w łasce uœwięcającej. To tak jak dwie strony osobowoœści w

każdym człowieku: jasna i ukrywająca się w cieniu. Jedna i druga jest obecna w naszym myœśleniu,

mowie, pragnieniach.

 

 

Przyczyną paraliżu człowieka może być skupienie serca na sobie, nie zaœś na Bogu. Jest i taka pokusa,

aby złorzeczyć Bogu i ludziom w swojej bezradnośœci i cierpieniu. Wypełnienie tej pokusy może

wprowadzać człowieka w paraliż nie tylko ciała, lecz i ducha. Przychodzi chwila, gdy człowiek swój paraliż

pragnie położyć przed Bogiem.

 

Sparaliżowanego człowieka postanowiono dostarczyć przed Jezusa wykorzystując dach. Na dachach

domów odprawiano praktyki religijne. Sam Piotr wszedł na dach aby się pomodlić. Tam toczyło się

normalne życie: ludzie spali w tym miejscu, odpoczywali, gdy trzeba było, również kogoœś ukrywali. Było to

miejsce publiczne, inni mogli zobaczyć, kto jest na dachu, czym się zajmuje. To Jezus nakazał uczniom,

aby rozgłaszali na dachach to, co usłyszeli na ucho. Człowiek sparaliżowany aby dostać się do

Nazarejczyka musi przejśœć przez klimaty życia religijnego, życia odsłoniętego przed oczami innych.

Musiał uœświadomić sobie, że się ukrywał przed Bogiem, unikał Go. Starał się ukryć swoje uczynki przed

ludŸźmi. Będąc wnoszonym przez dach, odsłania swój paraliż, swoją niemoc na oczach zgromadzonych.

Zostaje odkryte to, iż jest człowiekiem sparaliżowanym, niezaradnym, będącym w sytuacji zmuszającej

go do oparcia się na innych. Wielką musi być bezradnoœść człowieka aby zdecydował się prosić tych,

którzy od dawna pragnęli mu pomóc.

 

Wiara niosących nosze z człowiekiem cierpiącym odsłoniła wiarę sparaliżowanego. On wyznawał wiarę

w nich i przez nich. Szedł do Jezusa korzystając z ich rąk i nóg. Istnieje niezwykłe zestawienie: człowiek

sparaliżowany i myśœli, które zrodziły się w faryzeuszach i uczonych w Piœśmie. Leżący na noszach

dośœwiadczał paraliżu fizycznego. ŒŚwiadom był swojej choroby, a może i przyczyn, skoro Jezus odpuszcza

mu grzechy. Z drugiej strony faryzeusze wraz z uczonymi w Piœśmie, przedstawiciele tych wszystkich,

którzy są nieśœwiadomi swojego paraliżu duchowego powodowanego przez niewiarę człowieka w

myœśleniu. Oni nie byli śœwiadomi swojego grzechu. Odeszli fizycznie sprawni, lecz duchowo byli leżącymi

na noszach. Przez paraliż swojego myœślenia mieli oczy, a nie widzieli, mieli uszy a nie słyszeli, byli

blisko, a nie odczuli bliskośœci Pana. Ich rozważania w sercu powodowały w nich paraliż, a właśœciwie

odsłaniały go. Na nic była przydatna wiedza, którą posiadali. Nie zajrzeli do serca, nie chcieli go słuchać.

Oni nie widzieli potrzeby odkrywania Pana w każdej chwili dnia, tego, który był, który jest i który

przychodzi.

 

Uzdrowienie następuje przez słowa Jezusa: "Wstań, weźŸ swoje łoże i idŸź do domu". Chory,

sparaliżowany ma odwagę wstać. Nie wiedział, że jest uzdrowiony na słowo. Uwierzył. Słowo Jezusa

daje człowiekowi zarówno odwagę do posłuchania, jak i zdrowie. Bierze swoje łoże i odchodzi. Łoże to

znak jego choroby, jego paraliżu. Ono już go nie krępuje. Dotychczas ono miało nad nim władzę, musiał

na nim leżeć; po uzdrowieniu on ma władzę nad swoim łożem, ono jest od niego zależne.

 

Dośœwiadczamy w sobie zahamowań. One nas paraliżują. Trzeba inaczej potraktować swoje

zahamowania, obawy, swój paraliż. Nie wolno zgodzić się na to, żeby zahamowania trzymały nas z

daleka od życia. Należy wziąć je, jak uzdrowiony człowiek i nieœść. Pomimo niepewnośœci, zahamowań,

frustracji wstajemy i idziemy. To jest prawdziwe uzdrowienie.

 

 

Nie można otrzymać rady prowadzącej do idealnego rozwiązania dla problemów, które nas paraliżują.

Nikt nie może nam powiedzieć jak w sposób skuteczny i całkowity można pokonać swoją niepewnoœść i

brak zaufania do siebie. Chcemy pozbyć się paraliżu z życia osobistego. Nie zamierzamy jednak zmienić

swojego myśœlenia, założeń, które poczyniliœśmy, koncepcji życia, która okazuje się błędna i zamiast

pomagać w rozwoju, otwierać na życie, zamyka nas, paraliżuje. Trzeba szukać korzeni swoich trudnoœści;

przyjrzeć się nie tyle znakom odsłaniającym nasz duchowy, emocjonalny paraliż, lecz szukać jego

przyczyn.

 

Niezbędna jest taka wizja życia chrześœcijańskiego, która daje mi siłę i odwagę do życia z własnymi

niepewnoœściami, lękami, zahamowaniami, kompleksami. Potrzeba wizji życia, która zachęca do

podnoszenia się i niesienia swojego łoża przypominającego mi o moich słaboœściach. To przypominanie

jest niezbędne w tym celu, aby mądrze wybierać, a tym samym zachować czujnośœć. Zawsze na moje

łoże mogę powrócić. Niesione przeze mnie łoże przypomina mi: pamiętaj, możesz powrócić do tego, co

było twoim zniewoleniem. Wśœród swoich słabośœci można być człowiekiem żyjącym w wolnoœści i

zaufaniu do Boga, bliŸźnich i do siebie. Konieczne jest przyzwolenie na bycie słabym, który dopuszcza w

swoim życiu lęk i niepewnośœć.

 

Dorota
Dorota Gru 6 '16, 19:04

Dobroć Boża....ks. Roman Chyliński

 

„Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych".

Te słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii skierowane do uczniów są porażające. Bo nie mógł Jezus lepiej wpłynąć na wyobraźnie uczniów, aby przedstawić im dobroć Boga.

 

Żaden pasterz nie zostawi na hali 99 owiec i będąc zmęczony po całym dniu, wieczorem po stromych stokach szuka jednej zagubionej. Zapewne pomyśli, pewnie wilk zagryzł i zjadł owce i nie ma większego sensu teraz narażać własne zdrowie, aby odnaleźć zagubioną.

 

Jezus tłumaczy uczniom na tym przykładzie, że tam, gdzie kończą się możliwości ludzkie i to co każdy myślący i rozsądny człowiek uznałby za bezsensowne, tam dopiero zaczyna się dobroć Boga, a końca tej dobroć tak właściwie nie ma!

 

O tej nieskończonej dobroci Boga powie nam św. Paweł:


„Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy [jeszcze] byli bezsilni. A [nawet] za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami. Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz przez krew Jego zostaliśmy usprawiedliwieni”. (Rz 5, 6-9).

 

Oto dobroć Boga względem człowieka doprowadzona prawie do szaleństwa – szaleństwa krzyża.
To jest ten „Jedyny Pasterz”, który szuka owcę- ciebie i mnie, aż do zatracenia siebie, aż po hańbę krzyża.

 

Ba, nawet sam „stał się grzechem”: doświadczył poniżenie i los przestępcy, przyjął na siebie wyszydzenie i oplucie, aby nas z grzechu wyciągnąć i przedstawić Ojcu jako świętych i nieskalanych.

 

Ty i ja jesteśmy DŁUŻNIKAMI BOGA, Jego dobroci!

Postawmy więc sobie parę pytań:


• Jeżeli tyle dobra otrzymaliśmy od Boga, to ile dobra powinniśmy okazać bliźnim?
• Jeżeli z takiego błota zła zostaliśmy wyrwani, to ile wyrozumiałości powinniśmy okazać innym?
• Jeżeli zostaliśmy napełnieni Duchem Świętym, to czyż nie powinniśmy dzielić się Jego owocami: dobrocią, miłością, łagodnością i pokojem.
• Jeżeli tak wiele zostało nam wybaczone, to i my z szczerego serca nie powinniśmy przebaczać i urazy chętnie darować bliźnim?

 

Módlmy się zatem: Dobroci Boga ogarnij mnie. Daj mi ducha dobrego Pasterza w szukaniu owiec zaginionych. Oraz spraw Panie abym nie przyczynił się do zagubienia jakiejkolwiek owcy, bo nie chcesz Ojcze aby „zginęło jedno z tych małych”. Amen!

 

Mt 18, 12-14

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała?
A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały.
Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych".

Edytowany przez Dorota Gru 6 '16, 19:05
Dorota
Dorota Gru 7 '16, 11:22

Piękne dary od Pana Jezusa na Adwent....ks. Roman Chyliński

 

Dzisiaj usłyszeliśmy od Jezusa te oto słowa”:"Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię”.

Jezus, wiec mówi do ciebie i do mnie:

 


- „Chcę cię pokrzepić” moim słowem i Komunią św. w trakcie Mszy św.
- „Chcę cię pokrzepić” zabierając ci wszystkie grzechy ciężkie w konfesjonale.
- „Chcę cię pokrzepić” w twoim rodzicielskim trudzie.
- „Chcę cię pokrzepić” w twojej bezradności wobec własnych słabości.
- „Chcę cię pokrzepić” posyłając cię do osoby chorej, abyś jej pomógł.


Jesteśmy takim pokrzepieniem zainteresowani?!

Następna sprawa, która jest ważna dla Jezusa: „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.”
- Weź moje jarzmo krzyża i zacznij swoim winowajcom przebaczać.
- Weź moje jarzmo krzyża i bądź wierny ślubom, które złożyłeś żonie, mężowi lub w zakonie przed Bogiem.

„Ucz się ode mnie”.
Czy jest coś w twoim życiu, czego nauczyłeś się ostatnio od Jezusa?
Czy wziąłeś Ewangelię, przeczytałeś, zachwyciłeś się postawą Jezusa i podjąłeś decyzję, że od dzisiaj będziesz naśladował Jezusa?

 

„Bo jestem łagodny i pokorny sercem”.


Czyż nie jesteś spragniony tej właśnie postawy Jezusa, pełnej łagodności, abyś znalazł ukojenie dla duszy swojej w Jego sercu przed Najświętszym Sakramentem w chwili ciszy?

 

I druga propozycja Jezusa na Adwent, aby odrzucić agresję i pretensjonalność wobec Boga, ludzi sobie bliskich i świata, a okazać drugiemu człowiekowi łagodność i pokorne serce?!?

 

Zapytajmy się też Jezusa, a może ty Jezu masz jakieś pragnienia i oczekiwania wobec mnie, które chcesz abym spełnił w Adwencie?

 

Wiemy, że pragnieniem Boga Ojca i Jezusa jest: „aby nie zginęło jedno z tych małych”, a wiec ty i ja.

 

Zacznijmy, więc od dzisiaj spełniać pragnienia Jezusa i cały dzień, wszystkie trudy, cierpienia, upokorzenia i modlitwy ofiarujmy za tych, których właśnie teraz Pan chce powołać do swojej chwały, a trwają w grzechu ciężkim, aby skruszyli swoje serce i pojednali się z Bogiem.

 

A jutro pomóżmy Jezusowi modląc się o jedność w rodzinach!


A pojutrze ……pomyśl jakie Jezus może mieć pragnienia, abyś to właśnie ty je spełnił. Amen!

 

Mt 11, 28-30

Jezus przemówił tymi słowami:
«Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie».

Dorota
Dorota Gru 8 '16, 20:07

Homilia na Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny... ks. Józef Tabor   "Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa" (Łk 1,38)

Już byli poślubieni. Już wybrali. Uzgodnili, jak chcą żyć. Czyż Bóg się zagapił i nie przysłał swojego anioła wtedy, gdy była ku temu właściwa chwila? Najwyższy nawiedza Maryję i Józefa i zmienia ich plany na przyszłość. U nich wszystko, od tej chwili, będzie inaczej: i z miłością małżeńską, życiem rodzinnym, z wszelkim planowaniem.

 

 

 

Przyszedł Bóg i Maryja doznaje wielkiej radości. Trzeba wówczas zanurzyć ludzką radość, płynącą ze związku mężczyzny z kobietą, w tej radości, która napełnia niegasnącym weselem i duszę i ciało człowieka. Maryja czysta, wolna, kochająca, „pełna łaski” – sprawy Boże stawia jako najważniejsze. Swoje ludzkie szczęście, bezpieczeństwo, osobiste pragnienia powierza Ojcu, który wie, co czyni. Bóg wchodzi w to, co człowiek zaplanował. Objawia swoje plany wówczas, gdy nadchodzi „Jego godzina”.

 

Jan Paweł II mówił: „Czy można powiedzieć Bogu – nie! Czy można powiedzieć Chrystusowi – nie! Oczywiście – można. Człowiek jest wolny; ale: czy wolno i w imię czego – wolno?” Dowiadujemy się o planach Bożych nie na początku życia, lecz gdy ono trwa. Nie znamy swojej przyszłości. Taka sytuacja może napełniać ogromnym przerażeniem. Wielu ludzi nie wie, co będzie z ich małżeństwem, zdrowiem, wychowaniem dzieci. Pytają wróżek, kart, uczestniczą w seansach spirytystycznych. Jedynie Bóg wie, co będzie z nami. Nie trzeba się bać, gdyż jesteśmy w Jego rękach. On czuwa nad człowiekiem. Jest zawsze, kiedy człowiek Go potrzebuje.

  Nie wszystko trzeba poznać, co odnosi się do naszej przyszłości. Gdy chcemy wiedzieć w czasie, którego Bóg nie przewidział na objawienie nam swoich tajemnic, zaczynamy buntować się, zniechęcać, podejrzewać Go, że działa na naszą niekorzyść. Brak koncentracji na kreowaniu własnego szczęścia, bezpieczeństwa, spokoju, umożliwi przyjęcie Bożych zamiarów.

 

  Czystość serca, otwiera człowieka na rozumienie tego, co mówi Bóg. Czystość jest wolnością ducha. Mogę zrozumieć mojego Pana nie wtedy, gdy jestem niewolnikiem, lecz wówczas, gdy uczestniczę w „wolności synów Bożych”. Czystość, a tym samym wolność w Duchu Świętym, przygotowuje człowieka do wybrania tego, co „miłego Bogu i co doskonałe”. Pragnienie życia w czystości, jest równoznaczne z pragnieniem życia w łasce. Człowiek w tej sytuacji poznaje, że miłuje Boga ponad wszystko i wszystkich. W czystości zostaje nam objawiona przyczyna naszej radości, a jest nią Bóg. Czystość owocuje głęboką przynależnością do tego, „który mnie umiłował i samego siebie wydał za mnie”. Niepokalana, należy do Pana. Czystość karmi się słuchaniem i posłuchaniem Ojca, we wszystkim. Maryja słuchając Boga pozwala, aby On uczynił ją Matką Swojego Syna. Macierzyństwo Maryi bierze początek z propozycji Boga i zgody na nią Niepokalanej.    

 

Maryja wraz z Józefem, znaleźli sens życia w tworzeniu warunków do tego, aby człowiek poznał, pokochał i naśladował Jezusa. Jedni płaczą, aby inni mogli się śmiać. Inni cierpią, aby ktoś odzyskał zdrowie, również to duchowe. Jedni oddają życie Bogu, aby ci, którzy nie szukają Boga, „zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy”.     Maryja kochała Józefa z wzajemnością. Bóg odsłania swoje plany przed tymi, którzy kochają, ponieważ oni rozumieją, co mówi Bóg i chcą tego, czego On pragnie.

 

Św. Augustyn powiedział: „Dajcie mi człowieka, który kocha, a on zrozumie, co mówię”. Bóg Ojciec nie chce, żeby Maryja była osamotniona wśród ludzi. Stawia przy Jej boku mężczyznę, Józefa. Na drodze naszego życia otrzymujemy wsparcie zarówno od Boga, jak i od przyjaznego nam człowieka. Dobrze jest mieć kogoś tak bliskiego w życiu, a równocześnie zaufanego, jak Maryja.       

Edytowany przez Dorota Gru 8 '16, 20:09
Dorota
Dorota Gru 9 '16, 17:32
Cieszę się Twoim szczęściem...ks. Krystian Malec

 

Jezus powiedział do tłumów:

„Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest ono do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: «Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili». Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: «Zły duch go opętał». Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników». A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny”. (Mt 11,16-19)

 

Jezus pyta z kim ma porównać „to pokolenie” τὴν γενεὰν ταύτην (ten genean tauten). Gdy weźmiemy pod uwagę całość Ewangelii według św. Mateusza, zobaczymy, że Rabbi odnosi je do Izraela i zawsze czyni to w negatywnym świetle. Można to porównać do jakieś starszej osoby, która ciągle powtarza: „Ach ta dzisiejsza młodzież”. Oczywiście, wzrusza przy tym ramionami, kiwa wymownie głową i wzdycha głęboko. To tylko wymyślony przez mnie przykład, który niekoniecznie musi mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości, ale myślę, że pozwala lepiej zrozumieć, że gdy Jezus mówił o Izraelu, używając słów „to pokolenie”, nie ma o nim dobrego zdania.

 

Czym Żydzi zasłużyli sobie na taką ocenę ze strony najlepszego z ludzi, który kiedykolwiek chodził po ziemi i zawsze szukał i ciągle szuka dobra w nas? Odpowiedź znajduje się w opowiadaniu o dwóch grupach dzieci i dalszych wersetach, które przeanalizujemy. Co robią te dzieciaki? Posłużę się przykładem, który znalazłem w jednym z komentarzy:

 

Jedne wołają do drugich: „Chodźcie, zabawimy się w wesele”. Na to otrzymują odpowiedź: „Nie, nie mamy dzisiaj ochoty się bawić”. Wówczas dzieci z pierwszej grupy proponują: „To pobawmy się w pogrzeb”. Odpowiedź brzmi: „Nie, nie chcemy się dzisiaj smucić”.

 

Co charakteryzuje te dzieci? Przekora. Jaka by nie padła propozycja, to i tak odpowiedź będzie negatywna. Można powiedzieć, że mówią: nie, bo nie. Ciekawe, że Jezus takie zachowanie odnosi nie tylko do dzieci izraelskich, ale także – a nawet chyba przede wszystkim – do dorosłych, nie wyłączając z tego grona faryzeuszów, saduceuszów, uczonych w Prawie i innych „wielkich” tamtej społeczności. To, że dzieci przekomarzają się ze sobą i nie są w stanie zdecydować, na co mają ochotę, jest całkiem zrozumiałe. Z czasem z tego wyrosną. Ale to, że dorośli ludzie, którzy kojarzeni byli z dojrzałością intelektualną, emocjonalną i duchową, zachowują się tak samo jak one, budzi moje wielkie zdziwienie.

 

Na dowód tego, że jest to słuszny wniosek, spójrzmy na drugą część dzisiejszej Ewangelii. Jezus mówi w niej o sobie i Janie Chrzcicielu. Nie da się zaprzeczyć, że jeden i drugi byli wysłannikami Boga, a Rabbi sam był i jest Bogiem. Ich styl życia znacząco się różnił. Jan zasłynął z wielkiej ascezy, mieszkania na pustyni, odseparowania od społeczeństwa, żywienia się miodem i szarańczą. Nieustannie wzywał do nawrócenia i udzielał chrztu. Nie bał się także publicznie napiętnować grzechu Heroda Antypasa, który cudzołożył z żoną swego brata. Jan był radykalny w każdym calu. I co o nim powiedziano? «Zły duch go opętał».

 

Potem swoją działalność w Galilei i okolicach rozpoczyna Jezus. Przebywa z celnikami i grzesznikami, daje się zapraszać na przyjęcia, chodzi do chorych i wykluczonych przez społeczeństwo. Jego życie nie jest tak nastawione na ascezę jak Jana (chociaż nie wolno twierdzić, że Jezus nie był ascetą, bo było by to wielkie uogólnienie i niesprawiedliwość wobec naszego Zbawiciela). Po prostu, Jego życie było inne niż kuzyna z Ain-Karem, ale także ukierunkowane na Boga i głoszenie prawdy objawionej. I co powiedziano o tak postępującym Rabbim z Nazaretu? «Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników».

 

Z tej Ewangelii wyłania się bardzo smutny obraz, nie tylko Izraelitów początku I wieku, ale ludzi wszystkich czasów (może i nas?), wszak słowo Boże jest zawsze aktualne i żywe. Jeżeli ktoś nie chce słuchać prawdy, to zawsze znajdzie odpowiednią regułkę. Choćby nie wiadomo kto i jak próbował do niego dotrzeć, to i tak upór i przekora wygrają z racjonalnymi argumentami. Co wtedy robić? Dać sobie spokój. Mówię poważnie. Jeśli widzisz, że Twoje upomnienia nie przynoszą rezultatów, że Twój trud przypomina walkę z wiatrakami, to odpuść sobie. Oczywiście trzeba próbować, ale jeśli wielokrotnie wyciągana ręka za każdym razem jest odtrącana, to możesz powiedzieć: „wystarczy”.

 

Niestety, są ludzie, których głównym zajęciem, hobby, a może i życiową pasją, jest krytykanctwo. Nie mówię o krytycyzmie, bo jest on zdrową postawą i pokazuje, że analizuję świat, który mnie otacza, aby wyrobić sobie właściwe zdanie i umiem oddzielić dobro od zła. Gdy mówię o krytykanctwie, mam na myśli permanentną postawę bycia na „NIE” wobec wszystkiego i wszystkich.

 

 

– Piękny mamy dzisiaj dzień, prawda?

– E tam, za gorąco.

 

– Widziałeś ostatni mecz reprezentacji? Pokazali klasę.

– E tam, powinni wygrać dwa razy wyżej.

 

– Słyszałeś, szef dał nam podwyżkę!

– Nakradł, to teraz ma z czego oddawać.

 

– Dzieciaki z gimnazjum przygotowały świetne jasełka, prawda?

– Gimnazjum? Nawet mi o nich nie wspominaj. Banda gówniarzy, która tylko pije i pali.

 

Widzisz o czym mówię? Krytykanctwo to postawa, w której człowiek nie potrafi dostrzec dobra w tym, co robią inni. Jedyne, z czego potrafi się cieszyć, to osobisty sukces i cudza porażka. Oczywiście, będzie umiał bezbłędnie uargumentować swoją postawę, ale czy tak naprawdę o to w życiu chodzi, żeby tylko wytykać to, że inni robią coś nie tak jak ja bym tego chciał?

 

Żydom nie mieściło się w głowie, że ten cieśla z Nazaretu może być Mesjaszem, bo mieli inne oczekiwania wobec Pomazańca. Najzwyczajniej w świecie Mesjasz ich rozczarował.

 

A jak jest z nami?

 

Po pierwsze, czy nie siedzi w nas rozkapryszony dzieciak, który założy ręce, zrobi naburmuszoną minę i będzie zachowywał się tak, żeby wszyscy dookoła wiedzieli, jak bardzo jest niezadowolony, bo ktoś nie działa tak jak byśmy tego chcieli? Czy umiemy cieszyć się z sukcesów innych? I mam tu na myśli sukcesy kolegów czy koleżanek z pracy, ludzi nam bliskich. Łatwo się cieszyć, gdy reprezentacja Polski w piłce nożnej jest najwyżej w historii w rankingu FIFA, bo większość z nas nie jest zawodowymi piłkarzami. Ale czy umiem się ucieszyć – ja ks. Krystian – gdy inny ksiądz odniesie sukces, jest chwalony, doceniany, stawiany jako wzór? Czy Ty umiesz autentycznie uradować się, gdy koleżanka ze szkolnej ławki wygrywa ważną olimpiadę; gdy szef publicznie chwali Twojego kumpla; gdy dyrektor powie, że ten nauczyciel jest chlubą naszej szkoły itd.?

 

Po drugie, czy nie jesteś rozczarowany tym, jak Bóg działa w Twoim życiu, bo nie realizuję toćka w toćkę Twojego planu? Czy ciągle masz do Niego pretensje, no bo przecież Twoje bycie z Nim i dla Niego miało inaczej wyglądać? Być może zakładałeś, że wybór Jezusa na Króla i Pana przełoży się automatycznie na wymierny, doczesny sukces? A tu jak była bida, tak dalej jest bida?

 

Myślę, że są to ważne pytania, które rodzą się na kanwie dzisiejszej Ewangelii. Ja je sobie zadaję od dawna i nie zawsze wygrywam z tym nadąsanym malcem we mnie. Ale widzę też postęp. I z tego się cieszę.

 

Konkret na dzisiaj: przyjrzyj się sobie. Czy umiesz się cieszyć tym, co robią inni?

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

Współczesne pokolenie...ks. Roman Chyliński

„«Z kim mam porównać to pokolenie?”

Lew Tołstoj w swoim dziele :Zmartwychwstanie” napisał takie słowa: „ Gdyby dzisiaj Jezus przyszedł do nas, część wiernych podeszłaby do Niego i poprosiła Go o autograf”.

 

Żyjemy w czasach, gdzie nie koniecznie chrześcijanin ma się dostosować do przykazań Bożych, ale bardziej wymaga się to od Jezusa, aby dostosował się do współczesnego myślenia ludzi i „wstrzelił się” w modę obecnie panującą.

 

Może wówczas chrześcijanin zaakceptuje Jezusa i przyjdzie może raz, a może drugi raz do Kościoła.

 

Tak, to my stawiamy wymagania Jezusowi i jeszcze Go szantażujemy, że jak nie spełni naszych oczekiwań, to odejdziemy od Kościoła.

 

Ile razy słyszałem w dyskusji z ludźmi: „księdza argumentacja mnie nie zadowala.”

 

Dzisiaj Kościół ma zadowalać wiernych. Co trzeba wymyśleć, aby rodzice chcieli przyjść z dziećmi na różaniec, czy na Roraty lub inne formy nabożeństw.

 

Wszystko musi być uczynione na tyle atrakcyjnie, aby „nam się chciało”.

 

To Jezus jest dzisiaj największym żebrakiem miłości. Cóż, że chciałby obdarować swoją miłością, jak jest za mało atrakcyjny na dzisiejsze czasy!

 

Powoli jednak zwycięża w nas głód Boga.

 

Przejedliśmy się już tą atrakcyjnością, jaką miał nam do zaoferowania materializm oraz liberalizm ze swoją samowolą. Powoli wszystko zaczyna nas nudzić. Zostaje pustka.

 

Widzę jak w Niemczech ludzie poszukują Boga. Ostatnio w Herfordzie padł rekord, na Mszę św. przyszło ponad 300 Polaków.

 

Niemieccy chrześcijanie, natomiast już nie mogą obudzić się z letargu duchowego. Poszli o jeden krok za daleko – odrzucili spowiedź.

 

Dzisiaj w pierwszym czytaniu, przeczytamy słowa z proroka Izajasza: «Jam jest Pan, twój Bóg, pouczający cię o tym, co pożyteczne, kierujący tobą na drodze, którą kroczysz. O, gdybyś zważał na me przykazania, stałby się pokój twój jak rzeka, a sprawiedliwość twoja jak morskie fale.”

 

Wróćmy więc do przykazań Bożych od „jeden do dziesięć”.

 

Wiem, że nie modne, ale niezawodne i pożyteczne, aby w naszym sercu zapanował pokój i radość. Amen!

Dorota
Dorota Gru 10 '16, 11:48
Je­dyne głupie py­tania to te, których nie zadajesz...ks. Krystian Malec

 

Kiedy schodzili z góry, uczniowie zapytali Jezusa:

„Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?” On odparł: „Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał”. Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu. (Mt 17,10-13)

 

„Gdy pytasz, jesteś głupi przez chwilę. Jeśli nie pytasz w ogóle, jesteś głupi przez całe życie”.

Te słowa na ostatnich zajęciach powiedział jeden z uczestników Kursu Formacji Biblijnej, który razem z kolegami prowadzimy w Zamościu. Podejrzewam, że w tym albo podobnym brzmieniu zostały już wypowiedziane przez wiele osób, ale ja usłyszałem je po raz pierwszy i bardzo mi się spodobały.

 

Tym, który wie wszystko i nie musi zadawać pytań, jest Bóg. Koniec tematu.

 

Człowiek, który uważa, że wszystko wie albo mieni się takim być, jest zupełną odwrotnością mędrca, na którego pozuje. Dzisiejsze słowo pokazuje nam Apostołów, którzy zadają Jezusowi pytanie. Może to i banał, ale mnie to „rusza”, bo pokazuje, że czuli się przy Nim swobodnie i nie bali się pytać. Studiuję już ósmy rok i wiem, jak ważne jest zadawanie pytań.

Ale bywało tak (i to nie raz), że nie wypowiadałem moich wątpliwości wobec profesora albo kolegów z roku studiów, bo się bałem ich reakcji, że zostanę uznany za głupiego, bo pytam o coś banalnego. Czasami oglądałem się na innych kleryków i zasychało mi w gardle, gdy miałem wyartykułować pytanie albo postawić problem w dyskusji i dukałem coś pod nosem nerwowo łapiąc powietrze co parę chwil. Dlaczego? Powód był taki jak ten, o którym napisałem przed chwilą, czyli strach przed reakcją otoczenia. Tak często pytania grzęzną nam w gardle i nigdy nie oglądają światła dziennego, bo najzwyczajniej w świcie boimy się ośmieszenia. I co robimy w zamian? Znacząco i sugestywnie potakujemy głową, przykładamy rękę do ust, delikatnie mrużymy oczy i zgrywamy mądrych, a tak naprawdę stajemy się coraz… mniej mądrzy. Od jakiegoś czasu nie boję się pytać. A niech sobie ludzie myślą, co chcą! Nie wiem, to pytam. „Gdy pytasz, jesteś głupi przez chwilę. Jeśli nie pytasz w ogóle, jesteś głupi przez całe życie”.

 

Nie bój się zadawać pytań Bogu, innym, sobie.

 

Apostołowie pytają Jezusa o Eliasza i konieczność jego przyjścia przed Mesjaszem. Uczniowie, będący Żydami, są reprezentantami wątpliwości całego narodu wybranego. Izraelici tak bardzo czekali na Mesjasza, że doszli do przekonania, że Jego przyjście poprzedzi Eliasz, który przygotuje mu drogę. Oczywiście, to przekonanie było zakorzenione w słowie Bożym, ale ani Mesjasz ani Eliasz nie zjawiali się. Mijały dni, miesiące, lata, a nawet wieki, więc zaczęto tworzyć coraz bardziej oryginalne wizje dotyczące tego, kim i jacy będą ci dwaj tak bardzo wyczekiwani ludzie. W swoich przypuszczeniach i oczekiwaniach doszli do przekonania, że prorok Eliasz będzie wielkim reformatorem, który wszystko naprawi, a tym samym przygotuje idealny grunt dla Pomazańca. W jednym i drugim widzieli obraz potęgi i siły, ale przede wszystkim tej ziemskiej. Po części ich przeczucia co do poprzednika Chrystusa były słuszne, ale nie przypuszczali, że tym , który będzie działał w mocy Eliasza, będzie Jan Chrzciciel. Mówiliśmy o nim już kilkukrotnie w czasie tego Adwentu. Podobnie jak Jezusem tak i nim elity żydowskie były zawiedzione. Nie takiego wymarzyli sobie Mesjasza i nie na takiego Eliasza czekali. Jeden i drugi mieli być potężni, silni, niezwyciężeni. Miał od nich bić blask i majestat. Niestety, obydwaj przeszli drogę umniejszenia i cierpienia. Po raz kolejny ludzkie oczekiwania – dobre same w sobie – rozminęły się z tym, co zaproponował Bóg.

 

Mądrość uczniów, którzy przecież byli prostymi, niewykształconymi ludźmi polegała na tym, że dali się poprowadzić słowu Jezusa i zrozumieli, że to właśnie Jan Chrzciciel jest oczekiwanym Eliaszem i że droga jego cierpienia jest wpisana w Bożą ekonomię zbawienia.

 

A jak jest z nami? Znowu zapytam o to, czy nie jesteś rozczarowany Bogiem? Czas szybko mija, kolejne dni adwentu uciekają. Ten okres ma nas skłonić do refleksji nad powtórnym przyjściem Jezusa na końcu czasów, ale także w czasie świąt. Ma nas zachęcić do mądrego i aktywnego oczekiwania. Więc na co czekasz? Czy coś się zmieniło w Twoim czekaniu na Boże działanie w Twojej codzienności przez tegoroczny adwent? Czy może ciągle masz nadzieję, że Bóg będzie robił to, co chcesz, kiedy chcesz i jak chcesz? Ja ciągle się łapię na nadziei, że to On dostosuje się do mnie. A przecież ma być na odwrót. Żydzi tak długo czekali na Mesjasza i poprzedzającego Go Eliasza, że bardziej niż w słowo Boga zapisane na kartach Starego Testamentu zaczęli wierzyć w swoje interpretacje dostosowane do ich oczekiwań.

Dobre, mądre i roztropne rozważanie słowa Bożego, a co za tym idzie poznawanie woli Bożej to trudna praca, wymagająca czasu i wielkiej pokory. Gdy to przyjmiemy, zobaczymy, że często nasze pobożne pragnienia mają niewiele wspólnego z rzeczywistością i tym, co nazywamy „wolą Bożą”. Wielu Żydów do końca nie chciało przyjąć Mesjasza cierpiącego, poniżonego i opuszczonego. Woleli trwać przy swoich wizjach. Na tym najbardziej przegrali. Nie powielajmy ich błędów. Pozwólmy Bogu działać i przychodzić do nas tak jak On chce i kiedy chce. Nieraz – a może i przeważnie –  Jego działanie będzie dla nas wielkim zaskoczeniem, ale skoro ufamy Mu, to na pewno na tym nie stracimy.

 

Konkret na dzisiaj: dopasuj swoje pragnienia i oczekiwania do Boga.

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

 

Zapomniane przyjście Jezusa....ks. Roman Chyliński

 

"Czemu uczeni w Piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?”

 

Eliasz był prorokiem działającym w Królestwie Izraelskim za czasów króla Achaba (873-853). Był to pierwszy prorok w Izraelu, dlatego uważany jest za przedstawiciela wszystkich proroków. Tak przedstawia go św. Łukasz na górze Przemienienia, kiedy to Mojżesz, przedstawiciel prawa i Eliasz ukazując się w chwale przemawiali do Jezusa: „…o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie”(Łk 9,30-31).

 

Według tradycji żydowskiej Eliasz miał przyjść namaścić Mesjasza, zanim ten rozpocznie swoją oficjalną działalność. Żydzi powoływali się tu na tekst z proroka Malachiasza( okres perski, 480-460 r. p.n. Chr.): „ Oto Ja poślę wam proroka Eliasza przed nadejściem dnia Pańskiego, dnia wielkiego i strasznego. I skłoni serce ojców ku synom, a serce synów ku ich ojcom, abym nie przyszedł i nie poraził ziemi [izraelskiej] przekleństwem (Ml 3,23-24).

 

Powyższe proroctwo wypowie anioł Gabriel podczas spotkania z arcykapłanem Zachariaszem w przybytku Pańskim, ogłaszając narodziny Jana Chrzciciela ( Łk 1,8-17).

Natomiast sam Jan Chrzciciel, określając siebie jako „Głos Pana”, odwoła się do proroctwa Izajasza: „Głos się rozlega: "Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu!”(Iz 40,3).

 

Rzecz ciekawa, że wiele wspólnego mieli pierwszy z ostatnim prorokiem ST. Księga Królewska tak opisze ubiór Eliasza: „«Był to człowiek w płaszczu z sierści i pasem skórzanym przepasany dokoła bioder» (2 Krl 1,8). Jakże podobny jest opis ubioru Jana Chrzciciela w Ewangelii wg św. Marka: „Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym.” (Mk 1,6).

Tak Eliasz jak i Jan Chrzciciel działali bezkompromisowo wobec władców i królów, wytykając im kłamstwo i złe morale.

 

Skoro tak czytelna była postać Jana Chrzciciela dla Żydów, dlaczego Jezus powie swoim uczniom: „Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał”.I tak się stało, Jana Chrzciciela za głoszenie prawdy zamordował Herod Antypas.

 

Żydzi czekali na Mesjasza od wyjścia Abrahama z Ur Chaldejskich (ok. 1750 lat p.n.Ch.).
Tak wielu proroków i mędrców przepowiadało wypełnienie się Pisma i tak wiele wydarzeń dokonało się na oczach wielu, a tak nie wielu Go oczekiwało.

 

Kiedy Jezus został wprowadzony do świątyni jerozolimskiej przez Maryję i Józefa, to tylko dwoje ludzi wyszło mu na spotkanie: Symeon i Anna.

 

I tyle mamy z wielkiego, prawie 2000 oczekiwania Żydów na Mesjasza. Tylko 18% Żydów obecnie są ludźmi wierzącymi w Boga, a ilu w Mesjasza?

 

A jak jest TERAZ z nami, chrześcijanami!!!

 

Czy żywa lekcja zlekceważenia sobie oczekiwania Mesjasza przez naród żydowski, nie powinna być dla nas chrześcijan przestrogą, ku wielkiemu opamiętaniu?

 

Codziennie chrześcijanie mówią aklamację po Przeistoczeniu w trakcie Eucharystii: „Głosimy śmierć Twoją Panie, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i OCZEKUJEMY Twego przyjścia w chwale”.
Czy nie są to już tylko słowa?

 

Po to jest właśnie nam dany „CZAS ADWENTU”, jako czas przygotowania się na spotkanie z miłosiernym Jezusem.

 

Codziennie Jezus czeka w konfesjonale z darem miłosierdzia.

 

Takiej łaski nawet Żydzi nie mieli. Oni raz w roku mogli się oczyszczać, a czynił to arcykapłan wchodząc do „Przebłagalni” zrzucając grzechy swojego ludu na kozła, wypędzonego później na pustynię.

 

Otwórzmy więc nasze serca na Jezusa. Pojednajmy się z Bogiem, bo Pan jest „w drzwiach”, bliżej ciebie niż bicie twego serca.

 

Codziennie Jezus stoi u „progu” twojej duszy mówiąc: „Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną.” (Ap 3,20).
Nie trzymaj Jezusa za „drzwiami” i nie mów Mu, że jutro „może” otworzysz.

 

Modlitwa: Panie Jezu, otwieram Ci drzwi mojej duszy, wejdź… zamieszkaj ze mną i we mnie. Jesteś najmilszym gościem mojej duszy, właśnie na Ciebie czekałem. Wybacz, że tak długo moja miłość własna, mój egoizm, moje niedozwolone przyjemności i grzech mój były ważniejsze od Ciebie. Oczyść moją duszę i uczyń ją piękną dla Ciebie na święta. Amen!!!

 

Dorota
Dorota Gru 11 '16, 10:38

To smutne, że głupcy są tak pewni siebie, a ludzie mądrzy tak pełni wątpliwości...ks. Krystian Malec

 

Gdy Jan usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”. Jezus im odpowiedział: „Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”.

Gdy oni odchodzili, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: „Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą. Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Zaprawdę powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on”. (Mt 11,2-11)

 

Wielu musiało panicznie bać się tego faceta. Zawsze mówił, co myślał, nie stosował półśrodków i nie rozmywał Bożej nauki. Był ostry jak brzytwa. Patrząc na jego postawę pod kątem zdolności dyplomatycznych czy – bardzo modnej w naszych czasach – poprawności politycznej, wypadłby bardzo marnie, żeby nie powiedzieć tragicznie. Nie wiedział, co to kompromis. Grzech nazywał grzechem, bez bawienia się w koloryzowanie rzeczywistości.


Nieważne, czy mówił do prostych ludzi czy do monarchów. Zawsze „walił prawdę między oczy”.

 

O kim mowa? Oczywiście o św. Janie Chrzcicielu. Był radykalny aż do szpiku kości, zawsze wierny Bogu i swojemu powołaniu przygotowania drogi dla Mesjasza. Zapewne różnie go nazywano. Jedni mieli go za świętego, następcę proroków, ale byli też i tacy, którzy oceniali jego postawę zgoła odmiennie. Jedna z inwektyw została nawet zapisana w Biblii: «Zły duch go opętał» (Mt 11,18b).

 

Życie Jana – jak doskonale wiemy – kończy się męczeństwem. Dlaczego tak się stało? Ponieważ do końca nie zrezygnował z mówienia prawdy i dlatego został ścięty. Pamiętamy też na czyj rozkaz tak się stało – Heroda Antypasa, syna Heroda Wielkiego, którego kojarzymy z rzezią niewiniątek w Betlejem. Ważne jest, żebyśmy wiedzieli, że Ewangelie mówią o dwóch różnych Herodach.

 

Co przede wszystkim napiętnował Jan w życiu Heroda Antypasa? Pozwól, że streszczę tę historię.

 

Któregoś razu syn jednego z największych budowniczych w historii Izraela, czyli Heroda Wielkiego, udał się do Rzymu, aby odwiedzić swojego brata. Tam „wpadła mu w oko” jego żona. Romans rozwinął się do tego stopnia, że Antypas zabrał Herodiadę do Palestyny. Po powrocie do ojczyzny pozbył się prawowitej małżonki, po czym poślubił żonę brata. Wydaje mi się, że nikt przy zdrowych zmysłach i uformowanym kręgosłupie moralnym, nie pochwali takiego postępowania.

 

W starożytności – podobnie jak dzisiaj – publiczne napiętnowanie złego, niemoralnego postępowania kogoś sprawującego władzę, może skończyć się tragicznie dla upominającego. Jan doskonale o tym wiedział, ale sumienie nie pozwalało mu milczeć. Dlatego trafił do więzienia.

 

Pomyśl, co musiał czuć człowiek, który niemal całe życie przebywał na pustyni, wolny jak ptak. Jan był jej synem, a ona na całe wieki zapamięta jego głos wzywający do nawrócenia. Teraz musiał uczyć się żyć w zamknięciu w twierdzy zwanej Macheront. Wiedział też, że jego życie niedługo dobiegnie końca, ponieważ konkubina Heroda, Herodiada, chciała się go pozbyć za wszelką cenę. Dlatego z jego ust pada pytanie: „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” Czy możemy być nim zdziwieni? Zapewne znajdą się tacy, których te słowa wprawią w zdumienie, przecież w Ewangelii Jana czytamy:

 

Nazajutrz zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu, i rzekł: «Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie. Ja Go przedtem nie znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi». Jan dał takie świadectwo: «Ujrzałem Ducha, który jak gołębica zstępował z nieba i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: „Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego nad Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym”. Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym». (J 1,29-34)

 

Czyżby wtedy się pomylił? Czy został zwiedziony przez Jezusa, tak jak mówiło o Nim wielu? Czy zmarnował życie na wzywanie do nawrócenia i przygotowywanie drogi komuś innemu? Czy za to ma oddać życie?

 

Nie, Jan nie pomylił się i dobrze wskazał wyczekiwanego Mesjasza w osobie Jezusa z Nazaretu, ale pamiętajmy, że syn Elżbiety i Zachariasza był takim samym człowiekiem jak my. Również on doświadczał pokus i trudności w wierze. Jego także mogły dopaść wątpliwości w obliczu cierpienia. Wiedząc, że jego życie zbliża się do kresu, chciał otrzymać jasną odpowiedź, bo nie mógł sobie pozwolić na luksus niepewności. Ale pytanie, które skierował do Rabbiego, posłużyło także jego uczniom, ponieważ oni później pójdą za Jezusem. Dowodem na to, że Jeszua ben Josef jest oczekiwanym Pomazańcem, były nie tylko Jego słowa, ale przede wszystkim czyny. Myślę, że wiedząc o tym, Jan mógł spokojnie złożyć swoje życie w ręce Boga.

 

Czego uczy mnie to słowo?

 

Ta i kilka poprzednich Ewangelii pokazują mi, że każdy człowiek może i powinien przychodzić do Boga z pytaniami, które go nurtują. Ale to wymaga pokory i założenia, że mogę otrzymać odpowiedź inną niż ta, której oczekuję i która „pasuje mi”. Pytanie Boga powinno łączyć się zawsze z gotowością zmiany życia, bo mogę usłyszeć słowa zachęcające do nawrócenia. Jezus, potwierdzając swoje bóstwo, zwrócił uwagę przede wszystkim na czyny, których dokonywał.

 

Słowo, które daje nam Bóg, zachęca nas do działania. Nasz Pan nie jest stateczny, ale dynamiczny. Ciągle coś robi, gdzieś idzie, z kimś się spotyka. Nie siedzi w miejscu, ponieważ wychodzi nam naprzeciw. Jeśli ja poznaję Go szczerze i pozwalam, żeby zmieniał moje myślenie (bo tym jest nawrócenie), to za tym automatycznie idą czyny. Bóg wiele mówi, ale Jego mówienie jest równoznaczne z działaniem. Biblia pokazuje to jednoznacznie. Przypomnij sobie chociażby, jak stwarzał świat? Wypowiadał słowo, a ono od razu stawało się rzeczywistością. Gdy Bóg mówi, zawsze dzieje się coś.

 

 

Tak słowo, które wychodzi z ust moich, 

nie wraca do Mnie bezowocne, 

zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, 

i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa. (Iz 55,11)

 

 

Gdy z wiarą i pokorą bierzesz do ręki Biblię i pozwalasz Bogu mówić, ZAWSZE dzieje się w Twoim życiu coś pięknego. Pięknego nie znaczy przyjemnego z naszego, ludzkiego punktu widzenia, ale z perspektywy Nieba i zbawienia. Bierz to słowo jak najczęściej. Niech ono stanie się dla Ciebie pokarmem.

 

Konkret na dzisiaj: zrób konkretne postanowienie na dzisiaj w oparciu o słowo Boże i zrealizuj je.

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

Edytowany przez Dorota Gru 11 '16, 10:39
Dorota
Dorota Gru 12 '16, 01:17

Służyć prawdzie z odwagą!...ks. Roman Chyliński

 

Mt 21, 23-27

Gdy Jezus przyszedł do świątyni i nauczał, przystąpili do Niego arcykapłani i starsi ludu z pytaniem: "Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?"
Jezus im odpowiedział: "Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię. Skąd pochodzi chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?"
Oni zastanawiali się między sobą: "Jeśli powiemy: «z nieba», to nam zarzuci: «Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?» A jeśli powiemy: «od ludzi», boimy się tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka".
Odpowiedzieli więc Jezusowi: "Nie wiemy". On również im odpowiedział: "Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię".

 

Dzisiaj chciałbym zwrócić uwagę na zachowania się Jezusa w świątyni.

 

Kiedy Jezus przekraczał teren świątyni, nie miał prawa w tym miejscu nauczać bez pozwolenia Annasza czy Kajfasza, zwierzchników tego świętego miejsca.

 

Tak jest do dzisiaj w każdej parafii, że nie może ktoś bez pozwolenia proboszcza wyjść na ambonę i nauczać. Jest to zrozumiałe.

 

Pan Jezus jednak przekraczał to prawo nauczając w świątyni.
Stąd arcykapłani i starsi ludu słusznie Jezusowi postawili pytanie: "Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę?"

 

Zauważmy, że Jezus nie wstaje z miejsca, nie przeprasza arcykapłanów i nie usuwa się na bok.
Dlaczego?

 

Otóż, Jezus jest posłuszny Ojcu swojemu, który powiedział przez proroków:
„Pan skierował do mnie te słowa: "Synu człowieczy, prorokuj o pasterzach Izraela, prorokuj i powiedz im, pasterzom: Tak mówi Pan Bóg: Biada pasterzom Izraela, którzy sami siebie pasą!
Czyż pasterze nie powinni paść owiec? Nakarmiliście się mlekiem, odzialiście się wełną, zabiliście tłuste zwierzęta, jednakże owiec nie paśliście. Słabej nie wzmacnialiście, o zdrowie chorej nie dbaliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zabłąkanej nie sprowadzaliście z powrotem, zagubionej nie odszukiwaliście, a z przemocą i okrucieństwem obchodziliście się z nimi” (Ez 34,2-4).

 

„Tak mówi Pan Bóg: Oto jestem przeciw pasterzom. Z ich ręki zażądam moich owiec, położę kres ich pasterzowaniu… . Ja sam będę pasł moje owce. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie” (Ez 34,10.15-16).

 

Tak więc Jezus jest tym dobrym Pasterzem, który ogłasza prawdę swoim owieczkom i prowadzi je do zbawienia. Czego nie czynią arcykapłani i starsi ludu Izraela. I to Mu daje moralny mandat występowania w świątyni.

 

Zobaczmy jaka była riposta Jezusa na zarzuty zwierzchników świątyni.

 

„Jezus im odpowiedział: "Ja też zadam wam jedno pytanie; jeśli odpowiecie Mi na nie, i Ja powiem wam, jakim prawem to czynię. Skąd pochodzi chrzest Janowy: z nieba czy od ludzi?"
Tym pytaniem Jezus stawia w prawdzie obłudnych arcykapłanów wobec całego ludu. Są w potrzasku.

 

„Oni zastanawiali się między sobą: "Jeśli powiemy: «z nieba», to nam zarzuci: «Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?» A jeśli powiemy: «od ludzi», boimy się tłumu, bo wszyscy uważają Jana za proroka".

 

Wówczas odpowiedzieli Jezusowi: „Nie wiemy”.

 

On również im odpowiedział: "Więc i Ja wam nie powiem, jakim prawem to czynię".

 

Czego nas uczy Jezus w dzisiejszej Ewangelii?

 

Otóż, prawda jest w Jezusie i Jego nauczaniu. Czyli my chrześcijanie posiadamy prawdę, o ile żyjemy nauką Jezusa. Nie musimy więc wstydzić się swojej wiary, ani robić dziwnych uników, gdy pojawi się antyklerykał lub ateista, który postawi nam zarzuty i będzie głośno się naśmiewał z nauki Kościoła.

 

Nie mamy więc trzymać w ręce tylko tarczy, za którą będziemy się skrywać i ciągle się tłumaczyć z naszej wiary.


Ale mamy w drugiej ręce trzymać miecz słowa Bożego, miecz prawdy, którym mamy obowiązek atakować tych, którzy żyją kłamstwem i w kłamstwie!

 

Jak nam inni mają śmiałość stawiać pytania, a za tym idące zarzuty podważające prawdy wiary, tak i my mamy prawo stawiać pytania ukazujące fałsz i obłudę ich myślenia i postępowania.

 

Czy tego już się nauczyłeś od Jezusa?

 

Widzimy jak postawa, godna miana odwagi potrzebna była nawet w łonie Kościoła, kiedy na synodzie na temat rodziny nasz abp ks. Stanisław Gądecki stanął w obronie tradycyjnego nauczania o rodzinie wobec nielicznych kardynałów idących w kierunku liberalnym.

 

Prośmy Jezusa o odwagę samemu stawania w prawdzie i ogłaszania ją tam, gdzie fałsz i obłuda chcą ją zakrzyczeć.

 

Modlitwa: Panie Jezu oczyść moje serce z kłamstwa i z błędów przede mną zakrytych. Daj mi odwagę w odrzuceniu zła. I spraw abym w pełni przyjmując Twoją naukę z odwagą ją bronił, tam gdzie mnie poślesz. Amen!

 

Dorota
Dorota Gru 13 '16, 14:24

Którym jesteś dzieckiem?...ks. Roman Chyliński

Jezus stawia nam dzisiaj konkretne pytanie: jakim jesteś dzieckiem Bożym?

 

Czy tym, który powiedział Ojcu: „Idę do winnicy Bożej, aby pomóc ci Panie zbawiać ludzi”, ale tak naprawdę nie poszedł, tylko zajął się swoimi sprawami.

 

Czy tym, który może się trochę zagubił w życiu, wszedł w grzech, bunt i zlekceważył sobie przykazania Boże, ale później się zastanowił i wrócił do Boga.

 

Dla Boga, jako dobrego Ojca jest ważna twoja przeszłość. Bóg ma, jak mówi król Dawid: „upodobanie w ukrytej prawdzie o nas samych”.

 

Z różnych środowisk wyszliśmy. Jedni bardzo pokaleczeni patologią rodzinną, szczególnie alkoholizmem ojca lub brakiem miłości matki. Inni poranieni nadopiekuńczością rodziców, która doprowadziła do kalectwa społecznego i niedojrzałości do podjęcia roli męża i ojca lub żony i matki. Może jeszcze inni w ogóle nie znają swojego ojca i w trudnych warunkach byli wychowywani tylko przez matkę.

 

Bóg zna naszą przeszłość i bierze pod uwagę to, o czym my sami często nie wiemy o sobie, bo jest to przed nami zakryte, a ma duży wpływ na późniejsze nasze postawy. Dlatego ze zrozumieniem patrzy na nasze zagubienia, czy bunty.

 

Co więcej, dobry Bóg każdemu z nas daje szansę powrotu do Niego, zastanowienia się i naprawienia swojego życia, a przez to wypełnienia Jego woli.


Nie zagubmy tej szansy!

 

Niestety są też tacy, którzy naprawdę otrzymali dużo w sensie: ciepła rodzinnego, dobrego wychowania i startu życiowego, ale zatracili to dobro wskutek prowadzenia nieodpowiedzialnego życia.

 

Myślę tu o tych mężach i ojcach, którzy porzucili własne rodziny szukają przyjemności i doznań z innymi kobietami lub rozbili własne rodziny żyjąc nieuczciwie. To może tyczyć się również kobiet, które świadomie uwiodły mężów i są przyczyną rozbicia małżeństw.

 

Tak, czy inaczej każdemu Bóg daje szansę powrotu i uporządkowania na nowo swojego życia.
Jednak wymagana jest tu postawa stanięcia w prawdzie i nawrócenia się do Boga.

 

Trzeba nam zatem prosić ze szczerego serca o wybaczenie Boga, najlepiej w dobrze przygotowanej spowiedzi. Trzeba nam również przeprosić i ludzi jeśli ich zraniliśmy swoim złym postępowaniem.

 

Wówczas wracamy do winnicy Pańskiej i stajemy się tym „drugim synem”, który ma jeszcze szansę naprawienia swojego życia i wypełnienia woli Bożej.
A tylko dla takich dzieci Bóg przygotował królestwo Boże.

 

Pokusa „pierwszego syna” dotyka jeszcze problemu silnego poczucia własnej sprawiedliwości. Potrafimy sami tak „nakręcić” nasz dewotyzm – życie w pobożności i poczucie porządności we własnych oczach, że nawet już własnych grzechów nie widzimy i miłosierdzia nie potrzebujemy.

 

Zatrzymaj się więc w duchowej adwentowej refleksji i zastanów się, którym jesteś synem?!

 

Mt 21, 28-32

Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu:
"Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: «Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy». Ten odpowiedział: «Idę, panie», lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: «Nie chcę». Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?" Mówią Mu: "Ten drugi".
Wtedy Jezus rzekł do nich: "Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć".

Edytowany przez Dorota Gru 13 '16, 14:25
Dorota
Dorota Gru 14 '16, 20:45

Ja jestem Pan...ks. Roman Chyliński

 

Iz 45, 6b-8. 18. 21b-25.

 

«Ja jestem Pan i nikt poza Mną. Ja czynię światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko.
Niebiosa, wysączcie z góry sprawiedliwość i niech obłoki z deszczem ją wyleją! Niechaj ziemia się otworzy, niech zbawienie wyda owoc i razem wzejdzie sprawiedliwość! Ja, Pan, jestem tego Stwórcą».
Albowiem tak mówi Pan, Stworzyciel nieba, On Bogiem, który ukształtował i wykonał ziemię, który ją mocno osadził, który nie stworzył jej bezładną, lecz przysposobił na mieszkanie: «Ja jestem Pan, i nie ma innego.
Czyż nie Ja jestem Pan, a nie ma innego boga oprócz Mnie? Bóg sprawiedliwy i zbawiający nie istnieje poza Mną. Nawróćcie się do Mnie, by się zbawić, wszystkie krańce świata, bo Ja jestem Bogiem, i nikt inny!
Przysięgam na siebie samego, z moich ust wychodzi sprawiedliwość, słowo nieodwołalne. Tak, przede Mną się zegnie wszelkie kolano, wszelki język na Mnie przysięgać będzie, mówiąc: „Jedynie u Pana jest sprawiedliwość i moc!” Do Niego przyjdą zawstydzeni ws
zyscy, którzy się na Niego zżymali. W Panu uzyska swe prawo i chwały dostąpi całe plemię Izraela».

 

„Ja jestem Pan i nikt poza Mną. Ja czynię światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę. Ja, Pan, czynię to wszystko.”

 

Wiele razy mówimy trochę bezwiednie o walce dobra ze złem. Ale czy zastanawiamy się głębiej: co to jest za walka; o co chodzi w tej walce i między kim ona się dokonuje?

 

Niektórzy chrześcijanie popełniają błąd patrząc na tę walkę między dobrem i złem, jakby walczyły tu dwie równorzędne siły, siła dobra z siłą zła.

 

I tu jesteśmy blisko religii Taoistycznej, gdzie istnieje tzw. „równowaga” yin i yang.
Jest to filozofia uważająca że jasność bez ciemności nie może istnieć, jak dobro bez zła itd. zakładając , że oba czynniki zawsze się równoważą.

 

W religii chrześcijańskiej nie ma dualizmu, czyli ścierania się dwóch równorzędnych sobie sił dobra i zła.

 

Dzisiaj w pierwszym czytaniu z proroka Izajasza usłyszymy słowa:„Ja jestem Pan i nikt poza Mną.”

 

Te same słowa usłyszymy w ostatniej Księdze Nowego Testamentu w Apokalipsie wg św. Jana w odniesieniu do Jezusa:


Odziany jest w szatę we krwi skąpaną,
a imię Jego nazwano: Słowo Boga.
A z Jego ust wychodzi ostry miecz,
by nim uderzyć narody:
A na szacie i na biodrze swym ma wypisane imię:
KRÓL KRÓLÓW I PAN PANÓW.(Ap 19który:,13.15-16)
.

 

Czy więc możemy mówić o równorzędnej walce dobra ze złem, kiedy mamy Jednego Pana


- czyni światło i stwarza ciemności,
- sprawia pomyślność i stwarza niedolę,
- ukształtował i wykonał ziemię i nie stworzył jej bezładną, lecz przysposobił na mieszkanie.

 

Dlatego z takim przekonaniem powie Izajasz: „Bóg sprawiedliwy i zbawiający nie istnieje poza Mną. Nawróćcie się do Mnie, by się zbawić, wszystkie krańce świata, bo Ja jestem Bogiem, i nikt inny!

 

Otóż, Jezus jest jedynym Panem tego wszechświata. Pokonał zło, zwyciężył księcia tych ciemności i wyrwał nas spod jego panowania.

 

Powie św. Paweł o naszym dobrym Ojcu: „On uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie - odpuszczenie grzechów.(Kol 1,13-14).”

 

Jeżeli mamy dobrego Ojca, i zwycięskiego Pasterza dlaczego boimy się zła i Złego?

 

Odpowiemy: bo nie ma w nas szczerego nawrócenia i pełnego zaufania do Boga Ojca i Jezusa Chrystusa.

 

Zapytamy się, więc dalej dlaczego?

 

W Ewangelii Janowej przeczytamy takie oto słowa wypowiedziane przez Jezusa do Ojca:
„...aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym, których Mu dałeś.”(J 17,2).

 

Trzeba nam więc pamiętać, że to Jezus ma nad nami władzę, a nie złe duchy. Ale żeby faktycznie Jezus miał tę władzę nade mną i nad tobą trzeba, abyśmy ją uznali i wyznali, i to niemal codziennie.

 

Często zatem ogłaszajmy Jezusa naszym Królem i Panem.

I dalej czytamy w tym samym fragmencie: „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa.(J 17,2-3).”

 

Nieraz pytam wiernych, czy znają Jezusa? Czy Jezus jest dla nich na tyle ważny, aby poznawać Go przez otworzenie Pisma św. i przeczytanie chociaż urywka Ewangelii?

 

Bo jeżeli ten, który jest naszym Królem i naszym Panem nie jest na tyle ważny, aby Go codziennie poznawać, to co lub kto jest ważniejszy?

 

I tu mamy odpowiedź, dlaczego demon rozpanoszył się ze swoją ciemnością w chrześcijańskich domach i sercach.

 

W duchowości chrześcijańskiej nie ma czegoś takiego jak „neutralność”, albo idziemy w stronę Boga i naszego Pana, albo odwracamy się i idziemy wprost w ramiona demona.

 

Jak zatem ważne na co dzień są nasze duchowe wybory: iść do konfesjonału, czy nie; iść w niedzielę do Kościoła, czy nie; przebaczyć, czy nie; okazać miłość i dobro, czy zamknąć się w sobie.

 

Modlitwa: Jezus, dzisiaj obieram Ciebie za mojego Króla i Pana. Nie chcę nic mieć do czynienia z demonem tych ciemności. Daj mi odwagę w odrzuceniu pokusy grzechu, a wzmocnij mnie sercem pokornym. Całą ufność pokładam w Tobie, Panie, aby nie było we mnie żadnego lęku przed: życiem, cierpieniem, stawaniem w prawdzie i śmiercią. Amen!

Dorota
Dorota Gru 15 '16, 10:14

Miłość Boża do ciebie...ks. Roman Chyliński

 

Iz 54, 1-10

Śpiewaj z radości, niepłodna, która nie rodziłaś, wybuchnij weselem i wykrzykuj, która nie doznałaś bólów porodu! Bo liczniejsi są synowie porzuconej niż synowie mającej męża, mówi Pan. Poszerz przestrzeń twego namiotu, rozciągnij płótna twego mieszkania, nie krępuj się, wydłuż twe sznury, wbij mocno twe paliki! Bo się rozprzestrzenisz na prawo i lewo, twoje potomstwo posiądzie narody oraz zaludni opuszczone miasta.
Nie lękaj się, bo już się nie zawstydzisz, nie wstydź się, bo już nie doznasz pohańbienia. Raczej zapomnisz o wstydzie twej młodości. I nie wspomnisz już hańby twego wdowieństwa. Bo małżonkiem twoim jest twój Stworzyciel, któremu na imię – Pan Zastępów; Odkupicielem twoim – Święty Izraela, nazywają Go Bogiem całej ziemi.
Zaiste, jak niewiastę porzuconą i zgnębioną na duchu wezwał cię Pan. I jakby do porzuconej żony młodości mówi twój Bóg: «Na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę. W przystępie gniewu ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze, ale w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem, mówi Pan, twój Odkupiciel.
Dzieje się ze Mną tak, jak za dni Noego, kiedy przysiągłem, że wody Noego nie spadną już nigdy na ziemię; tak teraz przysięgam, że się nie rozjątrzę na ciebie ani cię gromić nie będę. Bo góry mogą się poruszyć i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju», mówi Pan, który ma litość nad tobą.

 

Jaka jest miłość dobrego Ojca do ciebie i do mnie? Oto ona!

 

Ile nieraz wstydu nosimy w sobie, kiedy wspomnimy nasze życie w młodych i nie młodych latach. Ile w tym wstydzie jest poczucia odrzucenia, czy pohańbienia.
Ile sytuacji, które chcielibyśmy wymazać z naszego życia.
Ile spraw chcielibyśmy naprawić.
Ile złych wyborów, rozczarowań sobą i innymi ludźmi. Do dzisiaj nosimy sercu konsekwencje naszych nieprzemyślanych kroków, relacji czy zamierzeń.

 

I właśnie do ciebie po całym twoim życiu dobry Bóg mówi: „Nie lękaj się, bo już się nie zawstydzisz, nie wstydź się, bo już nie doznasz pohańbienia. Raczej zapomnisz o wstydzie twej młodości. I nie wspomnisz już hańby twego wdowieństwa.”

 

Co oznaczają te właśnie słowa?

 

Powie dalej prorok: „Bo małżonkiem twoim jest twój Stworzyciel”.

 

Dobry Ojciec, jak szlachetny małżonek nie odrzuca swojej niewiernej żony, ale sam bierze na siebie konsekwencje zła, które uczyniła jego małżonka.

 

Jest to zapowiedź przez Ojca, daru swojego Syna: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.”(J3,16”.

 

On to właśnie pośle Jezusa, aby wziął na siebie konsekwencje naszego nieprzemyślanego życia.
I tak się stało. To Jezus wziął na siebie nasze: upodlenie, grzechy i niewierności. To On został policzony między przestępców na drzewie Krzyża. I cała hańba spadła na Niego.

 

Proroctwo proroka Izajasza wypełniło się więc w Chrystusie.

 

„...tak teraz przysięgam, że się nie rozjątrzę na ciebie ani cię gromić nie będę. Bo góry mogą się poruszyć i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju”.

 

„Miłość moja nie odstąpi od ciebie… .”

 

Piękny komentarz do tych słów Izajasza dał św. Paweł:

 

„Cóż więc na to powiemy?
Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?
On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować?
Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia?
Któż może wydać wyrok potępienia?
Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej - zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami?
Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej?
Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?
I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.” ( Rz 8,31- 36.39).

 

Poproś więc dzisiaj Jezusa, aby wszedł swoją miłością w te wszystkie twoje zranienia, które sam uczyniłeś sobie i ludziom i które inni ci uczynili.

 

Modlitwa. Jezu, wejdź w te wszystkie moje zranienia i swoją miłością dopełnij to, czego nie otrzymałem od tych, których kochałem. Wejdź również w brak mojej miłości do tych osób, którzy mieli prawo oczekiwać ode mnie miłości, a ja im jej nie okazałem. Niech Twoja zraniona miłość na krzyżu wypełni moje serce, uleczy je i przepełni wdzięcznością za wszystko co Ty-Jezu uczyniłeś dla mnie. Amen!

Dorota
Dorota Gru 16 '16, 17:20

Lampa, która świeci i płonie...ks. Józef Tabor

    Piątek III tydzień Adwentu   LITURGIA SŁOWA

 

  On był lampą, co płonie i świeci, wy zaś chcieliście na krótki czas radować się jego światłem”. (J 5,35)  

Coraz krótsze dni i coraz dłuższe noce grudniowe pomagają nam zrozumieć rzeczywistość Adwentu, czyli sytuację człowieka, który jednocześnie pogrąża się w mroku, lecz bardzo liczy na prze­łom w swoim życiu. Wtedy nastąpi zmiana kierunku marszu w głąb ciemności i człowiek całą swoją istotę zwróci ku światłu. Na razie trwa jeszcze adwentowa noc. Wsłuchiwanie się w ludzkie myśli i spoglądanie w kierunku ludzkich dążeń, może doprowadzić do niepokojącego wniosku, że ta noc jest coraz głębsza. Tym bardziej ceni się w tym niebezpiecznym mroku każde światełko. Świecący punkt już jest punktem orientacyjnym, tym bardziej jeśli świeci tak mocno, że ukazuje jeszcze jakiś fragment drogi.

 

Dzisiaj sam Chrystus wskazuje na takie światło, które ukazuje nam drogę wśród adwentowej nocy. O Janie Chrzcicielu mówi: „On był lampą, która płonie i świeci”. Chociaż słowa te były wypo­wiedziane w czasie, kiedy były znane tylko lampki oliwne, to jednak dopowiedzenie: „wy zaś chcielibyście na krótki czas radować się jego światłem” pozwala nam w medytacji nad znaczeniem tego światła, posłużyć się porównaniem do innych lamp i lampek.   Wśród wielu świateł, które zapalają się na naszych ulicach po wczesnym zapadnięciu zmroku, jest mnóstwo kolorowych lampek, które świecą bardzo krótko, potem gasną i znowu się zapalają. Takie lampki świecą również na naszych choinkach.

Te światełka nie służą do oświecenia, ani do wskazywania drogi, lecz tylko do zabawy. Migotanie świateł przez dłuższy czas jest niezdrowe dla oczu, natomiast igranie ze światłem, które oświeca każdego człowieka, gdy na ten świat przychodzi, jest bardzo niebezpieczne.

Takim światłem był Jan, a przede wszystkim taką światłością jest Chrystus. Lampa Jana została zgaszona dla zabawy. Podczas tańców w pałacu Heroda głowa Jana była nagrodą nikczemnego króla za taniec kapryśnej dziewczyny. To igranie ze światłem zakończyło się tragicznie.   Zabawa w migające światła odbywa się nie tylko w świecie neonowych reklam i choinek. Urządza się takie zabawy i w świecie ludzkiego poznania. Tutaj, prawda zamiast być źródłem światła, które świeci zawsze i oświeca wszystko, zostaje zamieniona na feerię migocących światełek.

Wielu "luminarzy" współczesnej kultury usiłuje przekonać rzesze, że światło nie służy do wzrastania, rozwoju i pracy, lecz tylko do zabawy. Gasną więc różne światła -nie bacząc, że przy tym spadają głowy proroków - i zapalają na moment jakieś błędne światełka, by za moment je zgasić. Za tą pozorną zabawą kryje się złowrogi i przemyślany zamiar. Czynią to nie dla zabawy, lecz dlatego, że bardziej umiłowali ciemność od światła i myślą, że wśród tych ciemności będą mniej samotni, gdy w jej głąb pociągną rzesze.

W ciemnościach jednak każdy jest sam, nawet wśród tłumu.   Gdy ludzie długo przebywają w mroku, wtedy ich oczy przyzwyczajają się i rozróżniają coraz lepiej przedmioty i kształty. Gdy zapali się światło,wtedy oczy muszą się dostosować, i chociaż z ulgą czują, że mogą być mniej uważ­ni, że mogą iść bezpieczniej, to przecież rozróżniają odmienność sytuacji.

Coś podobnego, właśnie takie delikatne przechodzenie w krąg światła, pro­ponuje Kościół w czasie adwentowych spotkań z wiernymi. Chce zostawić człowiekowi własny wybór, decyzję osobistą. Im bliżej Bożego Narodzenia, tym ta sugestia jest uważniejsza. Człowiek może zachować satysfakcję opo­wiedzenia się osobistego za wartościami objawionymi.

Tego, który jest wyrazem Bożej bliskości porównuje tekst objawiony do za­palonej lampy. Nie do błyskawicy, która przeraża, nie do otwartego ognia, który może niszczyć.   Jest to wartość łatwa do przyjęcia i użyteczna.   Jezus z uznaniem mówi, że ten, kto jest od Niego świeci ciągle, niezależnie od warunków. Lampy dają światło w mrokach, w ulewie deszczu, w mroźne noce, zauważane przez przechodnia i oświetlające drogi zupełnie obojętnym. Ta ustawiczność rozjaśniania jest nadzieją ludzkości i przymiotem Chrystusowej Ewangelii.

Te przymioty światła zbawienia, które dzisiaj uznał Jezus za cenne w nauczaniu Jana, niech stanowią i w naszej posłudze rysy i metodę pracy.   Gdy powołanie każe iść do świata ubogich, czyli tych, którzy boją się wiel­kich rozjaśnień, i szybciej chronią się przed oślepiającymi wielkościami, trze­ba iść z szacunkiem wobec wyborów, podawać wartości w sposób łatwy i prosty, i nie zrazić się sposobem przyjęcia. Gdy trzeba stanąć wobec chorych, nieumiejących, strapionych, odrzuconych, podeptanych, zranionych w duszy a czasem i na ciele, trzeba tam być, jak zapalona przez Boga lampa, która nie porazi, nie przerazi i nie zgaśnie za podmuchem zła. Oczywiście, łatwiej jest zapłonąć niż świecić, ale trzeba świe­cić.  

Pomyśl, że jest Światłość prawdziwa. Jest Ten, który świadczy o świat­łości. Jako chrześcijanin nie możesz być jak przyćmione i migotliwe światło dyskoteki, lecz jak lampa, która równo płonie i świeci...

Edytowany przez Dorota Gru 16 '16, 17:23
Dorota
Dorota Gru 17 '16, 13:53

Rozważania Adwentowe – Genealogiczne drzewo wiary ...ks. Józef Tabor 

Jezus to mój Brat.

Sobota III tydzień Adwentu

  LITURGIA SŁOWA  

Rodowód Jezusa Chrystusa, Syna Dawida, Syna Abrahama...” (Mt 1,1)    

Odczytany dzisiaj początek Ewangelii według św. Mateusza powodował u mnie od samego początku słuchania i czytania Ewan­gelii spore zakłopotanie. Przed reformą liturgii ten fragment odczytywano dosyć często i to w znaczących momentach, na przy­kład, przy pierwszym ołtarzu procesji Bożego Ciała. Małemu mini­strantowi wstyd i strach było się przyznać samemu sobie, że to wyliczanie imion i pokoleń było śmiertelnie nudne; później zaś – jeszcze gorzej – że śmieszne.

Kiedy zacząłem rozumieć, co znaczy słowo "genuit", zacząłem się "domyślać", jak to Abraham zrodził Izaaka, a Izaak Jakuba itd. Było to tajemnicze, podniecające i ko­miczne zarazem. Dzisiaj te nieporozumienia załatwia sprawa po­prawnego przekładu: „Abraham był ojcem Izaaka, Izaak był ojcem Jakuba...” itd. Jednakże dla młodego katechety i duszpasterza właśnie ten fragment Ewangelii zawsze był trudny do komentowania. Bo cóż za nauka może kryć się w tej liście obecności pokoleń, w tak staroświeckim gatunku literackim, jakim jest genealogia.

Dziś, jakby łatwiej było przybliżyć ten tekst współczesnemu słuchaczowi. Może z powodu mody na odszukiwanie swoich korzeni i na odtwarzanie własnych drzew genealogicznych. W pierwszym dniu bezpośredniego przygotowania do Bożego Narodzenia, który to dzień przypada właśnie dzisiaj, Kościół prowadzi nas do korzeni tego drzewa, którego owocem jest Jezus Chrystus – Zbawiciel świata. Tym korzeniem jest Abraham i jego wiara. U podstaw każdego konaru tej genealogii jest również wiara kolejnych patriarchów. O wierze Jakuba, który dał początek 12 pokoleniom Izraela czytamy dzisiaj w pierwszym czytaniu z Księgi Rodzaju.

Wiara patriarchy wyrażona jest błogosławieństwem udzielonym Judzie: Nie zostanie odjęte berło od Judy, ani laska pasterska spośród jego kolan, aż przybędzie ten, do którego ono należy, i zdobędzie posłuch u narodów. (Rdz 49,10) Wiara Dawida wyrażona jest w responsoryjnym Psalmie 72: Za dni Jego zakwitnie sprawiedliwość i wielki pokój, aż księżyc nie zgaśnie. Genealogię zamyka heroiczna wiara Józefa, męża Maryi, z któ­rej narodził się Jezus Chrystus. Widać więc, że nie jest to genealogia według ciała, krwi i woli męża, ale genealogia wiary.

 

Dlatego i my wszyscy jesteśmy wszcze­pieni w to drzewo genealogiczne. To jest również nasza genealogia. Na drzewie wyrosłym z wiary Abrahama Chrystus jest głównym ko­narem, a my jesteśmy wszczepionymi weń latoroślami. Czy tak ważne jest znalezienie swojego miejsca na drzewie genealogicznym według ciała, skoro tak zaszczytne miejsce mamy drzewie genealogicznym według wiary? A jakie płyną dla nas z tego faktu konsekwencje i zadania? Ewangelia wymienia imiona dawnych ludzi, którzy już są w wieczności, ale uczestniczą w osobie Jezusa - Zbawiciela dzię­ki przekazaniu wiary. To jest jakby przypomnienie, że w życiu każdego czło­wieka istnieje ten mniej lub bardziej zapomniany szereg imion, które składają się na osobę wybraną przez Boga – na mnie, na ciebie.

To przypomnienie chce nas uwrażliwić na opiekę duchową nad tymi, którzy byli przed nami i którzy są – tu i teraz. Pochyl się kiedyś w skupieniu, ale z religijną życzliwością, nad historią rodzinną, powtórz przed Bogiem imiona i weź ich we własną opiekę duchową. Apostolstwo nasze dzieje się z konieczności w wymiarach szerszych – mamy prarodziców, rodziców, siostry, braci, mamy lud Boży, podopiecznych, ubogich... wielu jeszcze innych, którzy nasze uczucia, pamięć i siły zagarniają. To jest konieczne i pożyteczne, ale niekiedy wymaga uzupełniania albumem rodzinnym, który został nam dany i nie można go zgubić. Takie uzupełnienie życia reli­gijnego jest ważne także dla tych, którzy stanowią naszą otoczkę rodzinną. Poczucie godności rodziny obdarzonej zaufaniem, jest ważnym czynnikiem wiary szerszego grona, które otacza człowieka powołanego, które otacza nas – mnie i ciebie. Nie wzięliśmy się z nikąd – mamy swoich przodków, którzy nam przekazali wielką wartość, jaką jest wiara. Sąd nasze życie nie może nigdy być jedynie wykonywaniem zawodowych posług, ale ma mieć ciepło rodzinne i miękkość bliskich przeżyć ludzi dla nas ważnych. To przecież rozlewa się na całe nasze życie z wiary. Powołał nas Bóg dla wielu, ale oddał nam także naszą rodzinę – tę bliższą i tę dalszą – jak tylko nasza pamięć sięga wstecz, do naszych korzeni. W Adwencie – i nie tylko w Adwencie - módlmy się za nich, a żyjącym przybliżajmy Boga swoją postawą płynącą z wiary.    

Uzmysłowiłem sobie, że Jezus to mój brat !

Rodowód…
I ja i Ty go mamy…
Miał go też i Jezus…

Każdy z nas ma rodzinę
i z niej się wywodzi...

Ale co my wiemy o przodkach naszych?
Czy pamiętamy ich imiona ?
Czy pamiętamy ich zdarzenia?

Coraz mniej teraz rozmawiamy
o prababciach i pradziadkach.
Przeszłość nas już za bardzo nie interesuje.

Niestety podobnie jest z tradycją...
coraz bardziej  się zaciera.

Nie przywiązujemy do niej wagi….
Coraz mniej „przeżywamy” święta…

Bardziej skupiamy się na przygotowaniu wieczerzy,
niż cieszymy się ze spotkania z bliskimi przy wspólnym stole…

Dodatkowy może talerzyk na wigilijnym stole?

Niech będzie, ale gdzieś z boku…

by czasem nie zawadzał, tym co sięgają po grzybki w occie.

Talerzyk będzie i tak pusty….
nie będziemy i tak mieć sił z przejedzenia…
by wstać i otworzyć drzwi.

Razem z talerzykiem odchodzi
gdzieś na bok….
gdzieś w zapomnienie….

przeszłość i tradycja rodzinna.

Jaka szkoda....

Czy pamiętamy jeszcze najbliższą rodzinę?

Przecież za każdym imieniem skrywa się człowiek….
No tak... i kto by to czytał ?

Nudy, sterta imion, powiązania genealogiczne…

Taka długa lista odstrasza….

A nie powinna!

Już w samym ułożeniu rodowodu widać trzy etapy dziejów człowieka.

Pierwsza cześć to dzieje związane z Dawidem,
druga to wygnanie z Babilonu
a trzecia prowadzi do Nauczyciela…

Są one jakby symbolami trzech etapów duchowości człowieka:
człowiek stworzony do świętości,
odejście od Boga
i powrót na właściwą drogę z Jezusem

Z rodowodu Jezusa wynika tez...
że Mesjasz przyszedł zbawić wszystkich ludzi.

Wymienione są bowiem postacie, które bynajmniej święte nie były.

Są tam zdrajcy,
są ludzie spoza Narodu Wybranego,

a to oznacza, ….
że Jezus przyszedł zbawić wszystkich ludzi
i mnie….
I Ciebie…
I każdego człowieka który ma swój rodowód…
Czy tego chce , czy nie…
   

Edytowany przez Dorota Gru 17 '16, 14:01
Dorota
Dorota Gru 18 '16, 08:09
Mężczyzna idealny ...ks. Krystian Malec

 

Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak.

Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienna za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.

Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: ”Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”.

A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy ”Bóg z nami”.

Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie. (Mt 1,18-24)

 

Z jego ust nie pada ani jedno słowo w Biblii, a jest czczony jako patron całego Kościoła.

Z Jego ust nie pada ani jedno słowo w Biblii, a miał kolosalny wpływ na to, jakim człowiekiem był Jezus.

Z Jego ust nie pada ani jedno słowo w Biblii, a uratował życie Maryi.

Z Jego ust nie pada ani jedno słowo w Biblii, a on mówi tak wiele swoimi czynami.

 

O kogo chodzi? Oczywiście o św. Józefa. Nic nie powiedział, a tyle zrobił. I może nas wiele nauczyć.

 

Ale najpierw naszkicujmy sobie kontekst historyczno-religijno-kulturowy dzisiejszej ewangelii. Być może to, co przeczytasz, trochę Cię zszokuje, ale na tej stronie chcemy być wierni faktom i nie tworzyć pobożnych legend.

 

U Żydów zawarcie małżeństwa wyglądało inaczej, niż dzieje się to dzisiaj u nas, i składał się zasadniczo z dwóch, a czasami nawet z trzech faz, przy czym ta pierwsza niekiedy była pomijana, a była nią tzw. „obietnica zawarcia ślubu”. Kto ją składał? Przeważnie rodzice ale zdarzało się, że zajmowała się tym zawodowa swatka. Od tej chwili dzieci czekały na dzień zaręczyn. Bywało tak, że późniejsi małżonkowie, aż do niego się nie widzieli. I tutaj dochodzimy do drugiej fazy, czyli „zaręczyn”, choć jest to sformułowanie niezbyt fortunne, ale ciężko mi było znaleźć inne określenie, które pomogłoby nam zrozumieć, co się wówczas działo między kobietą i mężczyzną. Może bardziej pasowałaby nazwa „przedmałżeństwo”? W każdym razie, była to niejako ratyfikacja wcześniejszej umowy, ale de facto zaręczyny równały się małżeństwu. Proszę zapamiętaj tę informację, bo jest bardzo ważna. O ile „obietnicę zawarcia ślubu” można było zerwać bez niemal żadnych konsekwencji, o tyle jeśli nastąpiły „zaręczyny/przedmałżeństwo” jedyną formą rozstania był rozwód. Od „zaręczyn” narzeczeni byli traktowani jak małżeństwo, choć nie przysługiwały im wszystkie związane z tym stanem prawa. Między innymi nie mogli ze sobą mieszkać, to następowało w trzeciej fazie, czyli „właściwym małżeństwie”. Sytuacja, o której opowiada dzisiejsza ewangelia przez słowa: „Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem (…)”, mówi nam, że Maryja i Józef znajdowali się w drugiej fazie, czyli byli po „zaręczynach”, ale – jak już wzmiankowałem – przez wszystkich byli traktowani jak małżeństwo i sami tak na siebie patrzyli. Dziecko, które poczynało się w czasie „narzeczeństwa” było – powiedzielibyśmy, używając dzisiejszych zwrotów – dzieckiem ślubnym, a posługując się kategoriami żydowskimi – dzieckiem prawowitym. Gdyby jednak w tym czasie narzeczona/żona nie dochowała wierności narzeczonemu/mężowi, wówczas musiałaby zostać ukarana zgodnie z Prawem, a karą za cudzołóstwo było ukamienowanie.

 

Po powrocie z Ain Karem od św. Elżbiety Maryja była w trzecim miesiącu ciąży, a na ciele młodej 12-15 letniej dziewczyny tak wielką zmianę nietrudno zauważyć. W tym miejscu powinniśmy wyrzucić z naszych głów hollywoodzkie i nie tylko sceny, w których rozwścieczeni mieszkańcy Nazaretu porywają kamienie i za chwilę pozbawią Maryję życia. Skoro wszyscy w wiosce wiedzieli, że Maryja i Józef są już małżeństwem, choć nie mieszkają jeszcze ze sobą, nikogo nie dziwił błogosławiony stan Miriam. Wydaje się, że jedyną osobą, która miała pełną świadomość, że „coś jest nie tak” i że noszone pod sercem Maryi Dziecko nie jest synem Józefa był… on sam. Mimo tego, że ludzie nie mieli pojęcia, że nie jest on ojcem, to cieśla stanął wówczas przed wielkim dylematem. Zanim anioł nie przyszedł do niego we śnie mógł patrzeć na tę sytuację tylko po ludzku: „Zdradziła mnie i ktoś inny jest ojcem jej dziecka”. Jako człowiek prawy i sprawiedliwy Józef nie powinien był ukrywać pod swoim imieniem dziecka innego mężczyzny. Co mógł zrobić w tej trudnej sytuacji?

 

Po pierwsze, poddać się Prawu i wydać Maryję na sąd. Przy takiej decyzji jego ukochana, z którą miał spędzić resztę życia (nie możemy o tym fakcie zapominać) zostałaby uznana za niewierną cudzołożnicę i najprawdopodobniej skazano by ją na ukamienowanie.

 

Po drugie, mógł jej dać list rozwodowy. Wówczas obydwoje uzyskaliby wolność i mogli na nowo układać sobie życie z kimś innym. Taką opcję przewidywało prawo żydowskie. Jednak wtedy, w tak małej społeczności jak Nazaret sprowokowałoby to wiele pytań. Rodziny zapewne próbowałyby dojść prawdy i przyczyn tego, czemu nagle się rozeszli, skoro wszystko było „dogadane”. Do dzisiaj wielu ludziom trudno uwierzyć w poczęcie za sprawą Ducha Świętego, a co dopiero w maleńkim Nazarecie? Józef nie mógłby niczego wyjaśnić, no bo niby jak? A Maryja znalazłaby się w izolacji, „na cenzurowanym”.

 

Wydawało się, że sytuacja jest bez wyjścia. Ale właśnie w tym momencie ujawniła się wielka świętość Józefa i miłość do żony. Św. Mateusz zanotował, że „Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.”

 

W takim układzie, to Maryja byłaby kobietą odrzuconą, która cierpi nie ze swojej winy, lecz męża, który ją oddalił. To Józef zostałby napiętnowany jako „ten zły”, który zostawił brzemienną żonę. Pewnie musiałby także opuścić Nazaret. Zobacz, że tak szlachetną decyzję podjął ZANIM przyszedł do niego anioł i wszystko mu wyjaśnił. Jeszcze przed przybyciem Bożego posłańca Józef postawił postawić ponad swój własny interes dobro tej, którą kochał. Wszystko po ludzku mówiło, że ona go zdradziła, a mimo to on troszczył się o nią bardziej niż o siebie. Jakaż musiała być jego ulga, gdy anioł we śnie wyjawił mu całą prawdę o Dziecku. Jego wspólne życie z Miriam nie musiało się kończyć.

 

Według mnie św. Józef, to mężczyzna idealny.

 

Czego uczy nas dzisiaj Bóg przez swoje słowo?

 

Po 1-sze, tego, że nawet najwięksi święci przeżywają trudności i muszą stawiać czoła wielkim wyzwaniom. Poza tym muszę się przyznać, że św. Józef zawstydza mnie. Są w historii mojego życia ludzie, których pokochałem, a którzy mnie zawiedli, może nawet zdradzili. I jaka była moja reakcja wówczas? Złość, gniew, czasami chęć odwetu, być może i złorzeczenie płynące ze zranionego serca. Józef pomimo tego, że cierpiał, nie szukał odwetu, ale kierował się dobrem ukochanej osoby. Takiej postawy nie można nauczyć się z książek. Takie serce daje tylko Bóg. Józef był pobożnym człowiekiem i spotykał się z Bogiem na modlitwie. A dla Żyda modlitwą było recytowanie słowa Bożego.

 

Z tego wynika 2-gi dzisiejszy wniosek, czyli to jak wielką rolę może odgrywać słowo Boże w życiu człowieka wierzącego. Józef – jako pobożny Żyd – codziennie modlił się słowem. To ono dało mu siłę do przekroczenia siebie. Tobie i mi także może ją dać. Dzięki zażyłej relacji ze słowem będziemy znajdywali siłę i motywację, aby pokonywać nasz egoizm, i abyśmy umieli kochać drugiego człowieka, nawet jeśli czuję się przez niego zraniony. Wiem, że może to brzmieć absurdalnie, ale to jest prawda. Myślę, że masz w swoim życiu doświadczenia zdrady czy też opuszczenia przez kogoś kochanego. Postaraj się tak wsłuchać bądź wczytać w słowo Boże, aby Bóg naprawdę mógł do Ciebie przemówić. I raczej nie wystarczy na to 5 minut, ale jeśli chcesz doświadczyć Jego pomocy, to nie mierz czasu, ale usiądź i daj się poprowadzić.

 

Konkret na dzisiaj: Poproś dzisiaj św. Józefa żeby wyprosił Ci łaskę miłości do ludzi, którzy zadali Ci ból. Myślę, że wraz z nią przyjdzie wielka ulga i być może tak pożądane po zdradzie przebaczenie.

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +

Dorota
Dorota Gru 19 '16, 17:05

Boże dzieła przy narodzinach Jana Chrzciciela....ks. Roman Chyliński

 

Łk 1, 5-25
 Za czasów Heroda, króla Judei, żył pewien kapłan, imieniem Zachariasz, z oddziału Abiasza. Miał on żonę z rodu Aarona, a na imię było jej Elżbieta. Oboje byli sprawiedliwi wobec Boga i postępowali nienagannie według wszystkich przykazań i przepisów Pańskich. Nie mieli jednak dziecka, ponieważ Elżbieta była niepłodna; oboje zaś byli już posunięci w latach.
Kiedy Zachariasz w wyznaczonej dla swego oddziału kolei pełnił służbę kapłańską przed Bogiem, jemu zgodnie ze zwyczajem kapłańskim przypadł los, żeby wejść do przybytku Pańskiego i złożyć ofiarę kadzenia. A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia.
Naraz ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia. Przeraził się na ten widok Zachariasz i strach padł na niego.
Lecz anioł rzekł do niego: "Nie bój się, Zachariaszu; twoja prośba została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia cieszyć się będzie. Będzie bowiem wielki w oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony będzie Duchem Świętym. Wielu spośród dzieci Izraela nawróci do Pana, Boga ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych do usposobienia sprawiedliwych, by przygotować Panu lud doskonały". Na to rzekł Zachariasz do anioła: "Po czym to poznam? Bo ja jestem już stary i moja żona jest w podeszłym wieku".
Odpowiedział mu anioł: "Ja jestem Gabriel, który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę wieść radosną. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie".
Lud tymczasem czekał na Zachariasza. I dziwił się, że tak długo zatrzymuje się w przybytku. Kiedy wyszedł, nie mógł do nich mówić i zrozumieli, że miał widzenie w przybytku. On zaś dawał im znaki i pozostał niemy.
A gdy upłynęły dni jego posługi kapłańskiej, powrócił do swego domu. Potem żona jego, Elżbieta, poczęła i pozostawała w ukryciu przez pięć miesięcy i mówiła: "Tak uczynił mi Pan wówczas, kiedy wejrzał łaskawie i zdjął ze mnie hańbę w oczach ludzi".

Następny, trzeci znak zapowiadający narodziny Mesjasza dotyczy przyjścia na świat Jana Chrzciciela.

 

On to zapowiadany przez proroków: Izajasza i Malachiasza jako herold Boży, miał za zadanie w mocy Eliasza przygotować ludzkość na spotkanie z „Barankiem Bożym, który gładzi grzech świata” (J1,29).

 

I tu jesteśmy świadkami następnych wielkich wydarzeń:


- Rodzice Jana dożyli późnego wieku w bezdzietności. Po ludzku już nie było szans, aby Elżbieta mogła począć.
- Sam anioł Gabriel, w scenie Zwiastowania, poczęcie Jana wyrazi słowami: „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” (Łk 1,37).
- Zachariasz jako arcykapłan miał przywilej tylko raz, w ciągu całego swojego życia wejść do miejsca „Święte świętych” i w miejscu kadzenia oddać chwałę Bogu.
- Doświadcza on spotkania z aniołem Gabrielem, który zwiastuje mu narodziny jego syna, Jana Chrzciciela.
- Brak niewiary Zachariasza w to, co ma się stać zostaje naznaczone utratą mowy, aż do narodzin syna.
- Spotkanie z aniołem uwidocznione zostało na twarzy Zachariasza do tego stopnia, że po jego wyjściu na zewnątrz lud żydowski otrzymał widoczny znak działania w przybytku czegoś nadzwyczajnego.
- Elżbieta, krewna Maryi w podeszłym wieku poczyna syna.

 

Jak widzimy wszystkie powyższe znaki, które dokonują się przed poczęciem Jana Chrzciciela, mają wymiar nadprzyrodzony.

 

Całe niebo jest zaangażowane w to wielkie przygotowanie ludzkości od początku świata, od miliardów lat na najważniejszą chwilę „Zero” we wszechświecie, to znaczy na przyjścia Zbawiciela.

 

A jak ja i ty przygotowujemy się, co roku na tę chwilę liturgicznego przeżywania narodzin Zbawiciela, na sześć dni przed uroczystością Bożego Narodzenia?

 

Czy stawiamy wówczas Jezusa w centrum naszego życia?


Czy codzienne słowo Boże rozważamy, przypominając sobie te „Wielkie dzieła Boże”?


Czy dla mnie, ów czas narodzin Zbawiciela, czyli czas świąt Bożego Narodzenia w moim życiu osobistym jest czasem na który czekam, czyli najważniejszym?

 

Módlmy się: Boże, mój Ojcze, ty przez anioła Gabriela oznajmiłeś Zachariaszowi o Janie, jako Bożym posłańcu idącym przed Twoim Synem. Pobudź i moją duszę, rozum i wolę oraz całą sferę uczuć do przygotowania się na przyjęcie Jezusa, Twojego Syna. Otwórz mnie jak głuchoniemego w Ewangelii św. Marka, aby całym sercem, z całej duszy i ze wszystkich sił zapragnął miłości Bożej Dzieciny i radości w przeżywaniu tego czasu najważniejszego w mim życiu. Amen!

 

Strony: «« « ... 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 ... » »»