Loading...

Będziesz Biblię czytał nieustannie | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Dorota
Dorota Sty 25 '16, 00:56

Testament

 

Ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

Homilia na :

III niedziela zwykła, C; Ne 8,1-4a.5-6.8-10; Ps 19,8-10.15; 1 Kor 12,12-30; Łk 4,18; Łk 1,1-4.4,14-21; Winnica 24 stycznia 2016 roku.

 

Czy wiecie jaka jest najsłodsza rzecz ze wszystkich?

Powiem to w tym kazaniu, ale jeszcze nie teraz. Zacznę od czegoś innego.

Po obu stronach głównego wejścia na nasz cmentarz stoją dwa wielkie świerki. Ten po lewej jest w bardzo złym stanie. Dostaliśmy zgodę na jego usunięcie. Wkrótce zostanie wycięty.

Informacja, wiem, bardziej nadaje się do ogłoszeń niż do kazania. Chciałbym jednak, by stała się wstępem do mojego testamentu.

To miejsce po świerku będzie miejscem mojego grobu. Gdy umrę – tam mnie pochowajcie. W ziemi, żadnych tam murowań. Po pogrzebie przywieźcie z Bielan duży kamień – widziałem takie jak się skręca do Pana Nożewskiego, na granicy z Wieśnianami. Tak załatwimy sprawę nagrobka.

Do kamienia przyczepcie tablicę. Na tablicy niech będzie krzyżyk i litery „zpm” – małe litery. I jeszcze jedno zdanie niech będzie na tej tablicy: „Czytaj Biblię”. To zdanie możliwie dużymi literami.

Do śmierci będę wam mówił „czytaj Biblię”. I po śmierci nie przestanę. Kto wejdzie na cmentarz będzie musiał potknąć się o mój grób i przeczytać: „Czytaj Biblię”.

Pierwsze czytanie to moje marzenie. Chciałbym byśmy wszyscy byli tacy „nakręceni” na czytanie Bożego Słowa.

Izraelici domagali się, by im czytano Księgę Prawa czyli Pismo Święte. I czytano im długo i dokładnie.

Gdy słyszeli słowo Boże to byli tak poruszeni, że wszyscy płakali. To było święto, cudowny czas, gdy Bóg dawał ludowi swoje słowo.

Ten fragment niezmiennie mnie porusza. Znam go dobrze a przecież dopiero teraz zauważyłem pewien szczegół.

Jest tam napisane, że Izraelici „oddali pokłon i padli przed Panem na kolana, twarzą ku ziemi”. (Ne 8,6b)

Padli „przed Panem”. Nie byli jednak w świątyni. Byli na placu miasta. I padli przed Panem na kolana i twarz.

Tak, Bóg jest wszędzie, jednak w tym momencie ludzie zobaczyli Bożą obecność w zwojach świętej księgi. Gdzie jest Biblia tam jest Bóg.

Jednak nie o padanie na twarz tu chodzi a o coś innego. Przed Najświętszym Sakramentem klękamy i adorujemy, jednak to wszystko ma prowadzić do tego, byśmy to Ciało Chrystusa spożywali.

Tak samo ważny jest szacunek wobec Biblii, ale chodzi o to, byśmy Biblię czytali. I by słowa Biblii spełniały się w naszym życiu.

Rozwinę tę ostatnią myśl.

Czytając Biblię dobrze jest rozumieć to co czytamy. Dlatego gdy czytał Prawo Ezdrasz to lewici je tłumaczyli. Jednak nie rozumienie Pisma jest najważniejsze. I bardzo dobrze – przecież nigdy do końca Pisma Świętego nie zrozumiesz. Tak samo jak nigdy Boga nie pojmiesz.

Natomiast Pismo Święte ma się w tobie spełniać. Szok jaki wywołał Jezus w synagodze w Nazarecie nie polegał na tym, że przeczytał on fragment Izajasza, i że powiedział jakieś kontrowersyjne kazanie.

On powiedział: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli.” (Łk 4,21b)

Biblia ma się spełniać w naszym życiu.

Gdy czytamy o zesłaniu Ducha Świętego to zesłanie to ma się spełniać w nas – my mamy przeżywać zesłanie Ducha Świętego.

Gdy czytamy o powołaniu, to powołanie ma się spełniać w nas. To my jesteśmy powołani.

Gdy czytamy o uzdrawianiu to my mamy być uzdrowieni. Gdy czytamy jak Bóg przebacza, to my mamy być tym, którym przebacza.

Gdy dzisiaj słyszymy, że „ustanowił Bóg w Kościele najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, co mają dar czynienia cudów, wspierania pomocą, rządzenia oraz przemawiania rozmaitymi językami” (1Kor 12,28), to zastanawiać się powinniśmy co z tych zadań ma się spełnić w naszym życiu? Kim my mamy się stać w Ciele Chrystusowym?

Czytaj Biblię i niech jej słowo spełnia się w twoim życiu.

Czy wiecie jaka jest najsłodsza rzecz ze wszystkich?

Pamiętacie film: „Skrzypek na dachu”? Jak Tewje mleczarz śpiewał swoją piosenkę: „Gdybym był bogaty”?

Czy pamiętacie dlaczego on chce być bogaty? Bo chce mieć wielki dom? Tak! I schody w górę i dół? Tak! I dorodny drób na podwórku? Tak! I żonę z dwoma podbródkami? Tak!

I po co mu to wszystko? Ostatnia zwrotka jest puentą: Tewje śpiewa: „I chciałbym dyskutować o świętych księgach z uczonymi, przez kilka godzin dziennie. To będzie najsłodsza rzecz ze wszystkich.”

Swoją drogą tę część piosenki w różnych adaptacjach i wykonaniach opuszcza się albo przeinacza.

Posłuchaj uważnie teraz. Póki ta słodycz czytania Biblii będzie dla ciebie abstrakcją, czymś niepojętym i niezrozumiałym, póty daleko będziesz od Boga.

Gdy poczujesz tę słodycz zobaczysz, że On jest blisko.

Czytaj Biblię.

***

Co do mojego grobu to zanim spróchnieją korzenie świerku i będzie można tam pokopać to minie trochę czasu.

Myślę zatem, choć wszystko w ręku Boga, że jeszcze parę lat będę wam głosił osobiście „Czytaj Biblię”.

A potem już tylko tabliczka.

Dorota
Dorota Sty 30 '16, 11:31

Przeciw całej ziemi...

ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

IV niedziela zwykła, C; Jr 1,4-5.17-19; Ps 71,1-6.15.17; 1 Kor 12,31-13,13 (1 Kor 13,4-13); Łk 4, 18; Łk 4, 21-30; Winnica 31 stycznia 2016 roku.

Pierwsze czytanie to narodziny proroka. A dokładnie odczytanie prorockiego powołania. Są to fragmenty pierwszego rozdziału Księgi Proroka Jeremiasza.

„Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię. (…) Ty zaś przepasz swoje biodra, wstań i mów wszystko, co ci rozkażę. Nie lękaj się ich, bym cię czasem nie napełnił lękiem przed nimi.

A oto Ja czynię cię dzisiaj twierdzą warowną, kolumną żelazną i murem spiżowym przeciw całej ziemi, przeciw królom judzkim i ich przywódcom, ich kapłanom i ludowi tej ziemi. Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię [zwyciężyć], gdyż Ja jestem z tobą – wyrocznia Pana – by cię ochraniać.” (Jr 1,5.17-19)

Prorok to głos Pana Boga skierowany do ludzi. Bardzo często jest to głos niewygodny, karcący, obnażający trudną do zniesienia prawdę.

To co najbardziej mnie porusza i poraża to słowa Boga, które karzą Jeremiaszowi stanąć „PRZECIW CAŁEJ ZIEMI”.

Jeśli cała ziemia w zachwycie będzie szła w jedną stronę to prorok jak znak sprzeciwu iść będzie w przeciwną stronę.

Albo w poprzek.

Dla prawdziwości drogi nie ma znaczenia ilu ludzi nią idzie. Prawdziwa droga jest ta, która prowadzi do prawdy, do Boga. Choćby była zupełnie pusta.

Prorok to kontestator i nonkonformista. Prorok staje przeciw całej ziemi. Często staje przeciw władcy – przeciw królowi. Często też przeciw świątyni i kapłanowi. Choć mogłoby się wydawać, że świątynia i kapłan to „oficjalne przedstawicielstwa” Pana Boga na ziemi.

Prorok często płaci dużą cenę za bycie prorokiem. Kamienowanie, ścinanie, śmierć – to najczęstsza perspektywa.

Według przekazów, tego nie ma w Biblii, Jeremiasz został ukamienowany w Egipcie.

Dlaczego o tym wszystkim mówię?

Dlatego, że ty jesteś prorokiem! Ciebie Bóg namaścił na proroka! Jesteś prorokiem Boga!

Jesteś prorokiem Boga od chwili twojego chrztu. Chrzest zjednoczył cię z Jezusem i sprawił, że wszystko co odnosi się do Jezusa odnosi się odpowiednio do ciebie. Jezus jest królem kapłanem i prorokiem. Ty, przez swój chrzest, także jesteś królem, kapłanem i prorokiem.

W obrzędzie chrztu ksiądz namaścił cię olejem i powiedział: „Bóg wszechmogący, Ojciec naszego Pana, Jezusa Chrystusa, który cię uwolnił od grzechu i odrodził z wody i z Ducha Świętego, On sam namaszcza ciebie krzyżmem zbawienia, abyś włączony do ludu Bożego, wytrwał w jedności z Chrystusem Kapłanem, Prorokiem i Królem na życie wieczne.”

Jesteś prorokiem.

A skoro jesteś prorokiem to Bóg stawia cię przeciw całemu światu.

Na czym to polega?

W gruncie rzeczy na prostych rzeczach. Na uczciwości i sumieniu.

Wszyscy w zakładzie kradną? Ty nie kradniesz, bo jesteś prorokiem. Nie kradniesz, bo to nie twoje. Nie kradniesz, bo Bóg mówi „nie kradnij” a ty poważnie traktujesz jego przykazania.

Oczywiście, gdy będziesz jedynym, który nie kradnie będziesz dziwakiem, głupkiem i kapusiem w opinii innych, ale mówiłem już i powtarzam: Prorok płaci swoją cenę.

Wszyscy piją? Wszyscy robią z tego święty obrzęd? Ty nie pijesz, bo wiesz do czego przymus picia prowadzi i ile jest z tego tytułu nieszczęść. Będziesz dziwakiem i pukać się będą w czoło, ale cię nie złamią.

Wszyscy głosują „za”? Ty głosujesz „przeciw”, jeśli wiesz o tym i twoje sumienie ci jasno mówi, że pójście „za” to pójście za złym prawem.

Czasem podniesienie ręki wiele kosztuje, ale tak trzeba, bo jesteś prorokiem.

Chyba, że jesteś prorokiem fałszywym.

Wtedy zanim podniesiesz rękę rozejrzyj się i zobacz co robią inni. Jak podnoszą ręce to i ty podnieś. Jak trzymają przy sobie, to i ty się nie wyrywaj.

Jak kradną to i ty kradnij – nie wyłamuj się.

Jak piją to i ty pij – i nie daj poznać, że ci wódka nie smakuje.

Jak uciekają to i ty uciekaj, i staraj się wyprzedzić wszystkich.

Jak kraczą to i ty kracz, by czasem ktoś nie powiedział, że jesteś inny.

Możesz tak żyć, ale ja ci mówię i radzę: „bądź inny”. Nie patrz na ludzi, na prądy i wiejące wiatry, najczęściej zmienne. Patrz na Jezusa. Niech On cię prowadzi.

Świat daje ci wiele możliwości, kusi rozmaitymi błyskotkami, pokazuje swoje drogi i awanse.

Nie idź tą drogą. „Wszelkie ciało to jakby trawa, a cały wdzięk jego jest niby kwiat polny. Trawa usycha, więdnie kwiat.” (Iz 40,6b-7a) „Przemija (…) postać tego świata.” (1Kor 7,31b)

Idź drogą, którą wskazuje Jezus: „Starajcie się o większe dary: a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą.” (1Kor 12,31) „Trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość.” (1Kor 13,13)

Jedni idą za Jezusem, by go naśladować. Inni idą za Jezusem, by go strącić ze stoku góry. Tłumów spodziewam się w tej drugiej opcji.

Ty jednak idź za Jezusem, by go naśladować. Idź za nim, choćbyś miał być samotny na tej drodze, choćbyś kroczył przeciw całemu światu.

Nie wybieraj wydeptanych i wygodnych ścieżek. Wybieraj te, które prowadzą do Prawdy.

Dorota
Dorota Lut 13 '16, 23:34

I niedziela Wielkiego Postu
(Łk 4,1-13) – kuszenie na pustyni

o.Andrzej Hołowaty OP

 

Na pewno jesteśmy świadomi, że ten dialog, między Jezusem a Szatanem trwa nadal w każdym sercu człowieka. I warto się pochylić nad tym tekstem, aby zobaczyć i rozpoznać te wszystkie podszepty, które gdzieś czają się w zakamarkach naszego serca i którym, niestety, czasem ulegamy. Jak to się wszystko zaczęło? Zaczęło się od chrztu Pana Jezusa, od momentu kiedy wszedł w rzekę Jordan i obmyły Go wszystkie ludzkie nieprawości. Stał w kolejce, można by powiedzieć, do konfesjonału, jak każdy inny po to, żeby przyjąć na siebie wszystko, co ludzkie. I dalej, jak czytamy, Duch wyprowadza Go na pustynię. Warto się przyjrzeć i zobaczyć ten symboliczny wymiar pustyni również i w naszym życiu. Jezus idzie na pustynię, która jest synonimem milczenia i samotności. I to jest sugestia dla nas, że w naszym życiu potrzebny jest też dystans, bo chrzęst codzienności zagłusza pytania istotne. Jeżeli nie będziemy mieli dystansu, nie będziemy mieli także prawdziwego zakorzenienia w rzeczywistości - będziemy się ślizgali po powierzchni. Od czasu do czasu człowiek musi wyjść na pustynię, żeby przemyśleć samego siebie i motywy swoich działań. Pustynia to jest także milczenie i śmierć, to jest terra inaquosa, ziemia bezwodna, gdzie wszystko umiera. Do życia ludzkiego potrzebne są relacje międzyludzkie - bez tego człowiek usycha - ale usycha także bez relacji między Absolutem a sobą. I pustynia służy do intensyfikacji doświadczenia Pana Boga. Poza tym istnieje jeszcze inny symboliczny wymiar pobytu Jezusa na pustyni, mianowicie Jezus identyfikuje się ze swoim narodem – przebywa tam czterdzieści dni. Wiemy, że Izraelici przez pustynię szli czterdzieści dni zanim doszli do Ziemi Obiecanej. A centrum tej wędrówki przez pustynię był czterdziestodniowy pobyt Mojżesza na górze twarzą w twarz z Panem Bogiem. Historia Starego Testamentu również notuje historię Eliasza, który uciekał przez czterdzieści dni, był na pustyni, uciekał przed Achabem. To wszystko ma wymiar symboliczny, ale także w naszym życiu powinno być realizowane. Jeżeli nie mam dystansu, tak naprawdę nie mam zakotwiczenia w rzeczywistości.

Teraz o pokusach. Warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy: przede wszystkim, że Szatan posługuje się słowami Starego Testamentu i Jezus też odpowiada mu słowami Starego Testamentu. Papież Benedykt XVI, kiedy jeszcze był kardynałem Ratzingerem, skomentował to w bardzo ciekawy sposób. Mianowicie powiedział, że czytanie Starego Testamentu - Szatan posługuje się słowami Starego Testamentu - bez świadomości tego, że on prowadzi do Jezusa jest czytaniem Antychrysta. I jeszcze jedna rzecz – zwróćmy uwagę, że Szatan wcale nie kusi Jezusa do zła, bo zło jest tak odrażające w swojej czystej postaci, że nikt by na to nie poszedł. Szatan jest czystą inteligencją pozbawioną miłości i dlatego usiłuje nas zmylić nie w bardzo prosty i prymitywny sposób, tylko w sposób inteligentny.

Wszystkim tym trzem kuszeniom wspólna jest jedna rzecz - wybiera się cząstkę prawdziwą, po czym absolutyzuje się ją i podaje się za czystą prawdę. Każda rzeczywistość - jeżeli ja wyławiam z niej jedną cząstkę i przez pryzmat tej cząstki patrzę – fałszuje.
 


 

Tak jest ze wszystkimi sprawami w naszym życiu. Jeżeli wyłowię jakąś część, na przykład jeżeli patrzę na człowieka tylko i wyłącznie z punktu widzenia jego płciowości - płciowość jest integralną częścią człowieka i jest dobrą, bo stworzoną przez Pana Boga, ale jeżeli ja ją absolutyzuję, to nie trzeba chyba dopowiadać co się z człowiekiem dzieje. Jeżeli oceniam człowieka tylko i wyłącznie z powodu sukcesu, jaki odniósł i to absolutyzuję, dokładnie dochodzi do takiej samej sytuacji. I dlatego Jezus mówi, że nie samym chlebem żyje człowiek. Co więcej, to kuszenie szatańskie ma zakorzenienie w rabinistycznych spodziewaniach się Mesjasza. Mianowicie rabini uważali, że Mesjasz gdy przyjdzie, to dokona o wiele większego cudu, niż Mojżesz na pustyni, który karmił swój lud manną z nieba – że On zaspokoi głód człowieka. Głód jest wielką plagą, my może tego akurat nie odczuwamy w naszym kraju, ale wystarczy sobie uprzytomnić dwie rzeczy - może ktoś to uzna za demagogię, nie mniej jednak obydwa fakty są prawdziwe - z jednej strony kilka tysięcy dzieci umiera w Afryce z głodu codziennie, a z drugiej strony zaplecza ekskluzywnych restauracji, na których gnije nie dojedzone jedzenie. Głód jest niesamowitą plagą ludzkości i zaspokoić go całkowicie, to jest niestety zredukować człowieka tylko do jednego wymiaru - do wymiaru zmysłów i żołądka. Jezus wyraźnie mówi: Nie samym chlebem żyje człowiek. Poza tym, zwróćmy uwagę, że my mamy takie pokusy - bierzemy rzeczy w naszym życiu, które wydaje nam się, że zaspokoją nasz głód. Ale okazuje się to złudzeniem po dniach, tygodniach, czy roku - że nic nie jest w stanie zaspokoić głodu, bo największym głodem człowieka jest głód sensu. Można mieć pełny żołądek, można być sytym człowiekiem opływającym we wszystko, a umierać, marnieć i karleć z powodu braku sensu swojego życia, przecież znamy takie historie.
 



Drugą i trzecią pokusę wiąże bardzo ważna rzecz. Druga pokusa jest pokusą władzy, władzy totalitarnej, a trzecia pokusą sukcesu. Władza i sukces w tym wypadku akurat mają jedną wspólną rzecz. Mianowicie, w pierwszym przypadku – pokusy władzy - Szatan wynosi Jezusa wysoko w górę, gdzie Mu pokazuje wszystkie królestwa świata, a w drugim przypadku - pokusy sukcesu - na narożnik świątyni równie wysoki. Wspólną rzeczą jest wysokość. Władza absolutyzowana i sukces absolutyzowany powodują dwie rzeczy: oddalenie i patrzenie na innych z wysokości. A z wysokości ludzie wydają się jak mrówki, nie można dostrzec różnicy między świętym, a zbrodniarzem, między dobrym a złym. Tak właśnie mamienie władzy i sukcesu się odbywa, że ci którzy ulegli tej pokusie, oni w ten sposób postrzegają innych ludzi: to są mrówki bez znaczenia - natomiast ”JA” decyduję o wszystkim! Nie łudźmy się, każdy z nas jest w ten sposób kuszony. Z dużej perspektywy, na przykład z satelity, gdyby tak zniszczyć Europę, to pokazał by się w tej perspektywie opalizującej Ziemi tylko lekki dymek. Z wysokości bombowca nie widać niszczonych miast. I my ulegamy czasem takim pokusom, oczywiście nie w takiej skali.

Warto przypatrzeć się sobie, swojemu życiu i swojemu powołaniu - czy czasem nie ma we mnie tych trzech pokus:
- Czy chleb, bardzo szeroko pojęty, zaspokoi wszystkie moje pragnienia, a wiem, że nie da się żyć bez sensu życia?
- Czy władza, czasem ta mała, cząstkowa władza, jaka każdy z nas posiada nawet w tym małym wymiarze począwszy od władzy rodzicielskiej aż po władzę dyrektorską – czy ona nie powoduje, że innych ludzi odczytuję jako nic nie znaczące mrowisko, jako masę?
- I czy sukces, który odniosłem, czy czasem nie dystansuje mnie tak od drugiego człowieka, że oceniam go bardzo nisko?
Ten dialog trwa w każdym ludzkim sercu od momentu, kiedy dokonał się na pustyni, aż do dzisiaj.
 

Dorota
Dorota Kwi 9 '16, 00:23
Kup tego byka

"Szukajcie Pana, wszyscy pokorni ziemi,
którzy pełnicie Jego nakazy;" So 2,3a

Na czym polega bycie chrześcijaninem?

Trzeba niewątpliwie mieć jakąś wiedzę na temat chrześcijaństwa. Przynajmniej jakiś elementarny katechizm.

W ramach tego katechizmu pożądana byłaby znajomość modlitw – Ojcze Nasz, Wierzę w Boga, Przykazania.

Konieczna jest także pewna dyscyplina kościelna – poczucie przynależności do parafii, odpowiedzialność materialna za nią, praktyki religijne – niedzielna Msza Święta, spowiedź i post.

Wytyczam teraz bardzo szerokie i proste ramy – warunki. I wiem, że mimo tej prostoty, szerokości i łatwości wiele osób znalazłoby się poza – nie zmieściłoby się w tak rozumiane chrześcijaństwo.

Zostawmy ich jednak i zajmijmy się tymi, którzy się mieszczą. Oto mamy człowieka, który sporo wie na temat wiary, zna na pamięć sporo modlitw, praktykuje regularnie swoją wiarę, utrzymuje swoją parafię.

Czy można o nim powiedzieć, że jest chrześcijaninem?

Może „tak”, a może „nie”. Za mało danych.

To wszystko o czym mówiłem to warunki konieczne, ale nie wystarczające do tego, by być chrześcijaninem.

Trzeba czegoś więcej.

Czego? To „coś” wyraża się w początku dzisiejszego pierwszego czytania. Są to słowa: „Szukajcie Pana”. (So 2,3a)

Chrześcijanin to ten, który „szuka Pana”. Oczywiście jest to pewien obraz. Niesie on jednak wiele ważnych treści.

Pierwsza sprawa – ten który szuka nigdy nie powie, że już ma. Gdyby miał to by przecież nie szukał. Chrześcijanin to ktoś, kto nie będzie uważał, że jest już doskonały w swej wierze, akuratny, bezbłędny. Chrześcijanin jest ciągle w drodze, rozwija się i doskonali, każdego dnia nawraca, jest pokorny.

Jak określał siebie gigant wiary i apostolstwa – św. Paweł? Pisał o sobie: „poroniony płód”, „najmniejszy i niegodny zwać się apostołem”. (por. 1Kor 15,8)

Druga sprawa – chrześcijaństwo to nie jest skamieniały depozyt, który się pielęgnuje, ale żywa relacja, która się ciągle staje i ciągle się zmienia.

Oznacza to, że Bóg ciągle ma nam coś do powiedzenia. Bóg chce z nami rozmawiać. To, że dał nam przykazania nie oznacza, że nie ma nic więcej do dodania.

Szukać Pana to próbować znaleźć to, co on chce nam dzisiaj powiedzieć.

Czas na pewien przykład. W końcu XIX wieku wśród Ormian pojawiło się proroctwo, by Ormianie emigrowali do Stanów Zjednoczonych. Bóg posłużył się chłopcem – analfabetą, który narysował zachodnie wybrzeże Ameryki i powiedział, że wolą Boga jest to, by się tam udać.

Co byś zrobił?

Jedni nie myśleli nawet słuchać. Inni ruszyli w nieznany świat. Książka Demosa Shakariana „Najszczęśliwsi na świecie” opisuje jak dziadek autora bierze swoją żonę, syna i sześć córek i rusza do Stanów. Nie za pracą i chlebem. Jedzie tam, bo Bóg mu tak powiedział.

Co ty byś zrobił? Wielu stukało się zapewne w głowę. Wielu się śmiało. Stukałbyś się? Śmiał?

Można się stukać i śmiać, ale trzeba też pamiętać, że w czasie I wojny światowej, w latach 1915-17 Turcy wymordowali około 1,5 mln Ormian. Rodzina Shakarianów była już wtedy w Ameryce.

Ta rodzina to byli rolnicy. Dziadek i ojciec autora zaczynali od małego gospodarstwa i trzech krów. Potem mieli ich trzy tysiące. Skąd to powodzenie? Szukali Pana.

Gdy pojechali na targ kupować byka to modlili się i pytali Boga, którego byka powinni kupić. I Bóg im powiedział – tego byka kupcie. Byk był niepozorny i za małe pieniądze, ale okazał się niesamowitym reproduktorem. Byk, którego wskazał Bóg, stał się podstawą prosperity tej rodziny.

Czy ktoś z was kupując byka, krowę czy prosiaka modlił się o wybór?

Nie mówię o modlitwie „Pobłogosław mi Boże w moich wyborach”, ale o modlitwie „Wskaż mi, Panie, tego cielaka, którego mam kupić”.

Oczywiście szukanie Boga to nie tylko kupowanie cielaków.

Na czym polega „szukanie Pana” chcę jeszcze wyjaśnić na przykładzie pielgrzymki maturzystów. Pomijając tych, którzy jadą tylko dla rozrywki, jest cała masa tych, którzy na Jasnej Górze gorliwie się modlą.

Zauważ tylko różnicę w tej modlitwie.

Jedni się modlą – „Boże pomóż mi zdać maturę, tak bym dostał się na takie a takie studia. Pomóż mi, bym zdobył po nich dobrą pracę – na początek co najmniej 6.000 na rękę. Daj, bym zbudował dom i założył rodzinę. Spraw, by Kasia z IIId spojrzała na mnie łaskawiej, bo nie wyobrażam sobie, by ktoś inny był moją żoną.”

Inni się modlą – „W twoje ręce składam swoje życie. Wskaż mi drogę. Powiedz, co mam w życiu robić, co studiować? A może nie studiować? Boże, kocham Kaśkę z IIId, ale powiedz mi, czy to jest właściwa dla mnie kobieta.”

Czujemy różnice? Pierwsza modlitwa to „przyklep, Boże, mój plan, załatw mi to i to”. Druga modlitwa to „odkryj, Boże, Twój plan dla mnie, daj mi siły, bym go podjął”.

Ta druga modlitwa to modlitwa tych, którzy „szukają Pana”.

Ci, którzy szukają Pana są w absolutnej mniejszości.

No i teraz czas na twoją odpowiedź. Możesz się pytać: o co ci, księże, chodzi? Możesz się uśmiechnąć i popukać w czoło.

A możesz przekroczyć formalności swojego wyznania. Możesz zacząć szukać Pana, szukać Jego woli w swoim życiu.

Niech ci się przypomni to kazanie, gdy będziesz zdawał maturę, wybierał samochód, żenił się czy kupował byka.

Bóg to coś więcej niż niedzielna abstrakcja, to codzienny konkret.

Dorota
Dorota Kwi 17 '16, 22:29

Do nieba idzie się po znajomości.

 

Jakie to proste!

Czy wiecie jak się idzie do nieba?

Do nieba idzie się po znajomości.

***

Zacznijmy jednak od czegoś innego.

Czy zauważyliście to, że każdy chyba chce być doceniony?

Stąd medale, nagrody, wyróżnienia odznaczenia. Dla żołnierza Order Virtuti Militari, dla księdza prałatura i czerwone guziki.

Czasem pokpiwamy sobie z tego wszystkiego, ale jednocześnie obserwujemy sprawy i denerwuje nas to jak kogoś odznacza się i nagradza za nic. Wspomnijmy jedynie profanację Orderu Virtuti Militari na piersi Leonida Breżniewa.

Denerwuje nas też i boli, gdy ktoś naprawdę godny jest nagrody i odznaczenia a jest z nie wiadomo jakich przyczyn pomijany.

No cóż – nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Zatem udajmy się do Boga, który jedyny sprawiedliwy widzi wszystko i nagradza jak trzeba.

I przypatrzmy się takim trzem scenkom.

Oto przychodzi jeden i mówi: „Panie Boże czyniłem cuda w Twoje imię. Modliłem się a sparaliżowani chodzili, niewidomi odzyskiwali wzrok. Rak ginął bez śladu. Panie to wszystko w Twoje imię.”

I każde słowo w tym sprawozdaniu przed Bogiem było prawdziwe. Rzeczywiście ten człowiek czynił cuda – w Jego imię.

Co teraz będzie? Pochwała? Oklaski? Werble? Przypięcie niebieskiego krzyża zasługi?

Niespodzianka. Bóg mówi krótko – „Nie znam cię!”

Przychodzi drugi: „Boże, modliłem się nad opętanymi i zły duch ich opuszczał. Dręczeni byli przez szatana a oto są wolni.”

I prawdę powiedział. A Bóg? „Nie znam cię, człowieku!”

Przychodzi trzeci: „Panie, prorokowałem mocą Twojego imienia. Głosiłem słowo, ludzie się nawracali…”

„Ciebie też nie znam. Idź sobie, człowieku!”

Czy ten, który nazywany jest sprawiedliwym tak naprawdę jest niesprawiedliwy?

Czy Bóg oszalał? Czy tak samo jak na ziemi tak i w niebie nie będzie sprawiedliwości?

Zacząłem to kazanie powiastką o trzech ludziach przed Bogiem ale to nie mój pomysł tylko Boże Słowo i nauczanie Jezusa.

Biblia mówi: „Wielu powie Mi w owym dniu [dniu sądu]: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia? Wtedy oświadczę im: Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7,22-23)

Jeśli ci teraz skóra nie ścierpnie to znaczy, że jesteś głuchy albo dawno już nie rozumiesz co to jest wiara.

Zobacz – ludzie na sądzie Bożym mówią, że czynili cuda, że wyrzucali demony, że prorokowali mocą imienia Jezus. I słyszą: „Nie znam was”. Więcej: „Nigdy was nie znałem.” Więcej: „Idźcie precz ode mnie.” (Mt 7,23b BW)

Jeśli oni mają iść precz, jeśli ich Bóg nie zna, to co z nami? To co z tobą?

Czy Bóg oszalał?

***

Bóg nie oszalał.

To świat oszalał.

To ludzie oszaleli. Nawet ci, którzy są tak grzeczni i tak pobożni.

Czy można być człowiekiem bardzo religijnym i pójść do piekła? Można! Dlaczego? Bo Słowo Boże tak mówi. I uwierz, bracie i siostro, że na Bożym sądzie wielu pobożnych i dobrych, i zaangażowanych katolików usłyszy: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!” (Mt 7,23)

Będzie dużo zdziwień i rozczarowań.

Jaki był problem tych, którzy czynili cuda, egzorcyzmowali i prorokowali a jednak nie wpuszczono ich do Królestwa Niebieskiego? Jaki zarzut czyni im Jezus?

On mówi krótko: „Nie znam was.”

Zatem nadzieja i szansa na zbawienie jest jedna – to by znał cię Jezus, by cię rozpoznał. „O to ty, chodź, ja cię znam, masz na imię…”

Zobaczcie co mówi Słowo Boże: „Owce słuchają jego głosu [pasterza]; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je.” (J 10,3bc) „Teraz tak mówi Pan, Stworzyciel twój, Jakubie, i Twórca twój, o Izraelu: Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim!” (Iz 43,1)

Nadzieja i szansa na zbawienie jest jedna – wyraża to Biblia w alegorii pasterz i owce. Zostań owcą pasterza, słuchaj jego głosu. On zna swoje owce, zna po imieniu, oddaje życie za owce, nikt ich nie wyrwie z jego ręki.

Jezus mówi: „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki.” (J 10,27-28)

Czy teraz już wiecie jak się idzie do nieba? Do nieba idzie się po znajomości. Naprawdę, do nieba idą znajomi Jezusa.

Pozostaje jednak pytanie czy to ty jesteś znajomym Jezusa? I zbyt łatwo nie odpowiadaj sobie na to pytanie.

Rób sobie za to często taki prosty test. Pytaj siebie i szczerze odpowiadaj na dwa pytania.

Pierwsze jest: Czy słuchasz Jego głosu? Czy słyszysz Jego Słowo? Czy poznajesz Jego wolę?

To jednak za mało.

Drugie: Czy idziesz za tym głosem, czy dajesz się Jezusowi prowadzić Jego drogami? Czy nie tylko poznajesz, ale pełnisz Jego wolę.

„Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.” (Mt 7,21)

„Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym.” (Mt 7,24a)

„Każdy, kto słucha tych słów moich, lecz nie wykonuje ich, przyrównany będzie do męża głupiego, który zbudował swój dom na piasku.” (Mt 7,26 BW)

Czy widzisz różnicę między wyznaniem „oto ja służebnica Pańska, NIECH MI SIĘ STANIE według Twego słowa” a wyznaniem „oto ja służebnica Pańska, piękne są te słowa, zapamiętam je na długo a nawet wkleję do zeszytu”?

„Moje owce SŁUCHAJĄ mego głosu… i IDĄ za Mną, i daję im życie wieczne, nikt nie wyrwie ich z mojej ręki.” (por. J 10,27-28)

SŁUCHAJĄ… i IDĄ.

 

ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

anna
anna Kwi 18 '16, 10:53

❤❤❤❤❤

Dorota
Dorota Maj 7 '16, 22:51
psy1
Co ma wspólnego pies i miska mleka
z Uroczystością Wniebowstąpienia Pańskiego?


Tęsknisz czy tylko pamiętasz?

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, C; Dz 1,1-11; Ps 47,2-3.6-9; Ef 1,17-23; Mt 28,19.20; Łk 24,46-53; Winnica 8 maja 2016 roku.

Kilka dni temu, ktoś przerzucił do plebanijnego ogrodu zieloną torbę. W torbie były cztery szczeniaki. Chętnie bym z tym kimś porozmawiał na temat traktowania zwierząt.

Szczeniaki były dzielne, trzymały się razem, a najmniejszy nawet groźnie się odszczekiwał. Przy całej dzielności były też przerażone całą sytuacją. Skamlały za mamą i były zwyczajnie głodne.

Gdy dostały miskę z mlekiem mało się w niej nie potopiły. Teraz mieszkają w stodole i czekają, kto je będzie chciał wziąć do siebie.

Co pies i miska z mlekiem mają wspólnego z dzisiejszą Uroczystością Wniebowzięcia Pańskiego? Dużo!

W pierwszym czytaniu słyszeliśmy: „Po tych słowach [Jezus] uniósł się w ich [apostołów] obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba.” (Dz 1,9-11)

Jezus wstąpił do nieba, odszedł, ale apostołowie otrzymali obietnicę, że powróci. Dlatego modlimy się: „I wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. I powtórnie przyjdzie w chwale.”

Główne pytanie, które chcę postawić w tym kazaniu jest takie: Czy ty tylko pamiętasz o tym, że Jezus przyjdzie? Czy też tęsknisz za Nim?


Pamiętasz czy tęsknisz? Tęsknić to coś więcej niż pamiętać.


Jest coś takiego jak Urząd Skarbowy. Wszyscy o nim pamiętamy. Jak nie pamiętamy to urząd sam się przypomni. Ale czy tęsknimy za nim? Gdy ktoś, kto dostanie jakieś wezwanie, myśli sobie: „O jak fajnie, pamiętali o mnie, napisali, jakże się cieszę”?

Urząd urzędem, ale źle będzie świadczyć o naszej wierze, gdy my o Bogu będziemy jedynie pamiętać. I nic więcej.


Czy to wystarczy, że będziemy pamiętać o Bogu? Pamiętać, by się pomodlić rano, pomodlić wieczorem? Pamiętać o niedzielnej Mszy Świętej? Pamiętać o spowiedzi?

To nie wystarczy.


Gdy o Bogu pamiętać będziemy tak jak pamięta się o rachunkach za prąd, wodę i gaz, to zabierzemy z naszej relacji z Bogiem coś bardzo istotnego.

Pamięć jest ważna, ale jeszcze ważniejsza jest tęsknota. Tęsknota za Bogiem.

Najpiękniejszą tęsknotę za Bogiem wyraził psalmista: „Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak ziemia zeschła, spragniona bez wody.” (Ps 63,2)


Tęsknił za Bogiem też św. Paweł: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca, co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele – to bardziej dla was konieczne.” (Flp 1,21-24)


I są na pewno i dzisiaj wśród wierzących ci, którzy tęsknią za Bogiem. Tęsknią jak Paweł, tęsknią jak spękana ziemia wody, tęsknią jak głodny psiak za miską mleka. Tęsknią duszą i ciałem.


Są zapewne i tacy, którzy nie tęsknią. Pamiętają tylko, są „porządni”, ale ani milimetra więcej.


Są wreszcie tacy, którzy nawet nie pamiętają.


Kasia Sobczyk śpiewała kiedyś do chłopaka: „O mnie się nie martw, o mnie się nie martw / Ja sobie radę dam / Jesteś to jesteś, a jak cię nie ma / To też niewielki kram / Jeśli chcesz wiedzieć same zmartwienia / Tylko przez ciebie mam / O mnie zapomnij, o mnie się nie martw / Ja sobie radę dam.”


Takie mam wrażenie, że wielu „wierzących” podobny refren śpiewa Panu Bogu: „Jesteś to jesteś, a jak cię nie ma to też niewielki kram.”


Do której grupy ty się zaliczasz? A skąd ja mam wiedzieć? Sam na to musisz odpowiedzieć.


Pomyśl więc i odpowiedz sobie.


Czy tęsknisz za Bogiem?


Czy tylko o Nim pamiętasz?


A może już zapomniałeś?

 

Edytowany przez Dorota Maj 7 '16, 22:54
Dorota
Dorota Maj 28 '16, 20:11
Najważniejsza zmiana (Mk 11,27-33)


Jezus wraz z uczniami przyszli znowu do Jerozolimy. Kiedy chodził po świątyni, przystąpili do Niego arcykapłani, uczeni w Piśmie i starsi i pytali Go: „Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę, żeby to czynić?”

Jezus im odpowiedział: „Zadam wam jedno pytanie. Odpowiedzcie Mi na nie, a powiem wam, jakim prawem to czynię. Czy chrzest Janowy pochodził z nieba czy też od ludzi? Odpowiedzcie Mi”.

Oni zastanawiali się między sobą: „Jeśli powiemy: «Z nieba», to nam zarzuci: «Dlaczego więc nie uwierzyliście mu?» Powiemy: «Od ludzi»”. Lecz bali się tłumu, ponieważ wszyscy uważali Jana rzeczywiście za proroka. Odpowiedzieli więc Jezusowi : „Nie wiemy”.

Jezus im rzekł: „Więc i Ja nie powiem wam, jakim prawem to czynię”. (Mk 11,27-33)

O co konkretnie pytają arcykapłani, starsi i uczeni w Piśmie Jezusa? Czy chodzi im o całą działalność Rabbiego z Nazaretu? Pośrednio na pewno tak, ale wydarzeniem, które ich najbardziej poruszyło i skłoniło do przyjścia do Niego, było wypędzenie przekupniów ze Świątyni. Św. Marek opisuje tę sytuację kilka wersetów wcześniej, również w 11 rozdziale swojej Ewangelii.

I przyszedł do Jerozolimy. Wszedłszy do świątyni, zaczął wyrzucać tych, którzy sprzedawali i kupowali w świątyni powywracał stoły zmieniających pieniądze i ławki tych, którzy sprzedawali gołębie, i nie pozwolił, żeby kto przeniósł sprzęt jaki przez świątynię. Potem uczył ich mówiąc: «Czyż nie jest napisane: Mój dom ma być domem modlitwy dla wszystkich narodów, lecz wy uczyniliście z niego jaskinię zbójców». Doszło to do arcykapłanów i uczonych w Piśmie, i szukali sposobu, jak by Go zgładzić. Czuli bowiem lęk przed Nim, gdyż cały tłum był zachwycony Jego nauką. (Mk 11,15-18)

Od tej chwili Jezus stał się ich wrogiem, więc chcieli Mu zaszkodzić na wszelkie możliwe sposoby, a nawet dążyli do zabicia Go:

(…) szukali sposobu, jak by Go zgładzić.

Dlatego przychodzą i zadają Mu pytanie

„Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę, żeby to czynić?”

Zobacz, że sprowadzają oni wszystko do poziomu wypełniania prawa. Taka była mentalność Żydów tamtych czasów. Dla nich liczyło się przede wszystkim Prawo Mojżeszowe, a doskonała wiara miała polegać na skrupulatnym  wypełnianiu przepisów. Niestety to, co robił Jezus, stało w sprzeczności z ich pojmowaniem relacji z Bogiem. Nie rozumieli znaków, które czynił. Nie widzieli, albo nie raczej nie chcieli dopuścić do siebie myśli, że przez tego Człowieka działa Bóg. Odrzucali to, że On może być zapowiadanym Mesjaszem. Tak bardzo skupili się na wypełnianiu Prawa, że nie zobaczyli Boga, który stał między nimi.

Nam grozi taka sama postawa. Możemy w naszej wierze skupić się na nakazach i zakazach i kompletnie zapomnieć Kto nam je dał i Kim On jest. Spotkałem wielu dobrych ludzi, którzy chcą być blisko Boga, ale wmówili sobie, albo dali sobie wmówić, że MUSZĄ: muszę chodzić do kościoła, muszę się modlić, musze się spowiadać, muszę pójść do bierzmowania, bo później nie dadzą mi ślubu w Kościele. Muszę, muszę, muszę.

NIC NIE MUSISZ! Budowanie wiary tylko w oparciu o wypełnianie prawa jest bez sensu, tak jak budowanie domu od dachu. Nie zrozumiesz, dlaczego Bóg pewnych rzeczy zabrania a inne nakazuje, jeśli nie będziesz spotykać się z Nim codziennie. Najpierw jest spotkanie z Nim, a potem wypełnianie prawa. Tak powinno to wyglądać. W innym wypadku wiara stanie się dla Ciebie ciężarem i powodem do frustracji, bo będziesz widzieć, jak dużo brakuje Ci do ideału.

Wiem, co mówię, bo byłem człowiekiem, który żył według zasady MUSZĘ. Potem przyszło Seminarium Odnowy Wiary i poznałem Go, co w konsekwencji doprowadziło do tego, że MUSZĘ zamieniłem na CHCĘ. Chcę chodzić do kościoła, chcę się modlić, chcę się spowiadać, chcę czytać Słowo Boże, chcę poznawać naukę Kościoła. Zamiana MUSZĘ na CHCĘ, to był jeden z najważniejszych momentów mojego życia. Robię dokładnie to samo, co przed tą zmianą, ale teraz wiem dlaczego tak postępuję, a nie ślepo wypełniam to, co ktoś mi karze. Poznałem i ciągle poznaję Tego, który to wszystko wymyślił i teraz rozumiem, że pewnych rzeczy nie wolno mi robić, a inne powinienem. Staram się tak postępować, bo spotkałem Jego. I wiem, że On zawsze chce mojego dobra.


Najpierw On, potem prawo. Nigdy na odwrót.


Niech Cię Bóg błogosławi +


Ks. Krystian Malec ( "Słowo daję")

Dorota
Dorota Cze 6 '16, 23:59

Słowo na dziś: MAKARIOS – „szczęśliwy”.

„BŁOGOSŁAWIENI ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. BŁOGOSŁAWIENI, którzy się smucą […] BŁOGOSŁAWIENI cisi […] BŁOGOSŁAWIENI, którzy łakną i pragną sprawiedliwości […] BŁOGOSŁAWIENI miłosierni […] BŁOGOSŁAWIENI czystego serca […] BŁOGOSŁAWIENI, którzy wprowadzają pokój […] BŁOGOSŁAWIENI, którzy cierpią prześladowanie […] BŁOGOSŁAWIENI jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówiąkłamliwie wszystko złe na was” (Mt 5,3-11)


„Makarios” znaczy „szczęśliwy, zamożny, błogi, błogosławiony”. Bardzo często jest on tłumaczeniem hebrajskiego słowa „aszre” – „szczęśliwy, czyli ten, który idzie we właściwym kierunku”.

Szczęście, o którym mówi Jezus, nie polega na dobrym samopoczuciu, bo trudno być zadowolonym, gdy człowieka spotyka ubóstwo, smutek, urąganie czy prześladowanie. Szczęście polega na konsekwentnym podążaniu właściwą drogą. Może ona być wąska, czasem pod górę, czasem prowadzić chwiejącą się kładką, albo i nawet przez ciemną dolinę. Ale jeśli to jest właściwa droga, to prędzej czy później zaprowadzi mnie do pokoju, pocieszenia, dziecięctwa Bożego i samego Królestwa. Droga Jezusowych błogosławieństw to właśnie droga ludzkiego szczęścia.


Uchroń nas od dwóch błędów, Panie: niewiary w szczęście i myślenia, że polega ono na uczuciu.

ks. Wojciech Węgrzyniak

Dorota
Dorota Cze 7 '16, 19:16


Ten świat potrzebuje Ciebie (Mt 5,13-16)

„Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.

Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.

Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”.

O co chodzi z tą solą?

Przekopując się przez liczne komentarze odnoszące się do tych słów Jezusa, natrafiłem na wiele różnych interpretacji, z których każda jest bardzo ciekawa i mogłaby posłużyć za punkt wyjścia do rozważań. Żeby ten komentarz nie był bardzo długi, wybrałem jedną – ale podkreślam nie jedyną – z możliwych dróg odczytania tego zdania.

W okolicach Morza Martwego, które słynie ze swojego zasolenia, znane jest pewne zjawisko. Otóż w wyniku parowania wody, na brzegach tego akwenu powstają małe kryształki z wyglądu przypominające sól. Jednak po bliższej analizie okazało się, że jest to forma gipsu, która tylko pozornie przypomina sól i oczywiście nie ma żadnego smaku.

Co to może oznaczać dla nas? Jezus mówi, że mamy być solą świata. My, czyli Jego uczniowie, ponieważ dzisiejsza Ewangelia jest kontynuacją wczorajszej, tzn. Kazania na Górze. Sól nadaje smak potrawom, konserwuje. W Starym Testamencie dodawano ją do każdej ofiary, więc była również symbolem ducha ofiary. Widzimy zatem, że sól była bardzo ważna i potrzebna. Tak samo my, uczniowie Jezusa jesteśmy potrzebni temu światu, aby go zmieniać, nadawać mu właściwy „smak”, wnosić ducha ofiary itd. Ale możemy nie spełniać tego zadania i być jak ten gips, o którym napisałem wyżej. Możemy tylko na zewnątrz wyglądać jak Jego uczniowie, ale po bliższej analizie może się okazać, że tylko imitujemy naśladowców Jezusa, tak jak gips naśladuje sól.

Kazanie na Górze jest niewątpliwie jedną z najważniejszych mów Naszego Zbawiciela i nie możemy pomijać – w imię uczciwości – także trudnych słów. Jeśli utracimy swój smak, to ludzie nas zdepczą i odrzucą, tak jak to zapowiada Jezus.

Jak już wiele razy pisałem, że nie wystarczy samo spełnianie zewnętrznych praktyk. To jest gips. Wiara to coś więcej. To nadawanie innego, Bożego smaku światu, w którym żyjemy. Możemy pomstować na niewierzących, ateistów czy agnostyków, ale oni nas bardzo uważnie obserwują i mają jedno pytanie: czy to, co robisz na zewnątrz, czyli oddawanie czci Bogu, wypływa z Twojego wnętrza, czy też jest tylko pustą – przepraszam za to słowo – bezmyślną praktyką? Oni są bardzo uważnymi obserwatorami i chcą zobaczyć ludzi, którzy są tak zafascynowani Bogiem, że zmuszają do zmiany myślenia. Wydaje mi się, że większość osób, które deklarują się jako niewierzący, nie przychodzi do Kościoła nie dlatego, że nie wierzą w Boga (chociaż i tak może być), ale dlatego, że spotykają nas – uczniów Jezusa – i widzą, że nie żyjemy tym, co mówimy. Widzą gips, a chcą soli.

Twoje małe gesty codzienności, w których widać, że żyjesz blisko Niego, są temu światu niezbędne. Nie rezygnuj z choćby małego dobra, które wypływa z Twojego serca, które Jemu oddałeś/aś. Może wydaje Ci się, że to jest tak niewiele, że szkoda na to czasu i sił. A jakie jest ziarenko soli? Prawie niewidoczne. Ludzie czekają na odrobinę dobra, bo ono zmienia świat. Daj komuś dzisiaj bezinteresownie coś dobrego.


Niech Cię Bóg błogosławi +


ks.Krystian Malec /Słowo daję/


Dorota
Dorota Cze 8 '16, 15:28

Słowo na dziś: KATALYO – „obalam”.

"Nie sądźcie, że przyszedłem ZNIEŚĆ Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem ZNIEŚĆ, ale wypełnić." (Mt 5,17)

„Katalyo” znaczy „obalam, znoszę, niszczę, kończę z czymś, wycofuję się, rozwiązuję”. W tej samej Ewangelii Jezus powie, że kamienie świątyni zostaną „obalone” (Mt 24,2).

Jezus mówi wyraźnie, że nie przyszedł znieść żadnej części Starego Testamentu. To znaczy, że świątynia jerozolimska nie jest potrzebna do zbawienia tak jak Prawo i Prorocy. To znaczy, że nie wolno odrzucać Starego Testamentu. Ani nie można nim gardzić. Ale to również znaczy, że kto będzie go czytał bez Chrystusa, nigdy nie pozna, o co w nim tak naprawdę - czyli w pełni - chodzi.

Uchroń nas od dwóch błędów, Panie: myślenia, że Stary Testament już nie obowiązuje i przekonania, że bez Chrystusa można mieć dostęp do pełni objawienia.


ks. Wojciech Węgrzyniak

Dorota
Dorota Cze 8 '16, 15:41
O tym, że nie musisz walczyć sam/a (1Krl 18,20-39)

Achab rozesłał polecenie wszystkim Izraelitom i zgromadził proroków na górze Karmel.

Wówczas Eliasz zbliżył się do całego ludu i rzekł: „Dopókiż będziecie chwiać się na obie strony? Jeżeli Pan jest prawdziwym Bogiem, to Jemu służcie, a jeżeli Baal, to służcie jemu!” Na to nie odpowiedzieli mu ani słowa. Wtedy Eliasz przemówił do ludu: „Tylko ja sam ocalałem jako prorok Pana, proroków zaś Baala jest czterystu pięćdziesięciu. Wobec tego niech nam dadzą dwa młode cielce. Oni niech wybiorą sobie jednego cielca i porąbią go oraz niech go umieszczą na drwach, ale ognia niech nie podkładają. Ja zaś oprawię drugiego cielca oraz umieszczę na drwach i też ognia nie podłożę. Potem wy będziecie wzywać imienia waszego boga, a następnie ja będę wzywać imienia Pana, aby się okazało, że ten Bóg, który odpowie ogniem, jest naprawdę Bogiem”. Cały lud odpowiadając na to zawołał: „Dobry pomysł”.

Eliasz więc rzekł do proroków Baala: „Wybierzcie sobie jednego młodego cielca i zacznijcie pierwsi, bo was jest więcej. Następnie wzywajcie imienia waszego boga, ale ognia nie podkładajcie”. Wzięli więc cielca i oprawili go, a potem wzywali imienia Baala od rana aż do południa, wołając: „O Baalu, odpowiedz nam!” Ale nie było ani głosu, ani odpowiedzi. Zaczęli więc tańczyć przyklękając przy ołtarzu, który przygotowali.

Kiedy zaś nastało południe, Eliasz szydził z nich mówiąc: „Wołajcie głośniej, bo to bóg. Więc może jest zamyślony albo zajęty, albo udaje się w drogę. Może on śpi, więc niech się obudzi”. Potem wołali głośniej i kaleczyli się według swojego zwyczaju mieczami oraz oszczepami, aż się pokrwawili.

Nawet kiedy już południe minęło, oni jeszcze prorokowali aż do czasu składania ofiar z pokarmów. Ale nie było ani głosu, ani odpowiedzi, ani też dowodu uwagi. Wreszcie Eliasz przemówił do ludu: „Zbliżcie się do mnie!” A oni przybliżyli się do niego. Po czym naprawił rozwalony ołtarz Pana. Potem Eliasz wziął dwanaście kamieni według liczby pokoleń potomków Jakuba, któremu Pan powiedział: „Imię twoje będzie Izrael”. Następnie ułożył kamienie na kształt ołtarza ku czci Pana i wykopał dokoła ołtarza rów o pojemności dwóch sea ziarna. Potem ułożył drwa i porąbawszy młodego cielca, położył go na tych drwach i rozkazał: „Napełnijcie cztery dzbany wodą i wylejcie do rowu oraz na drwa!” I tak zrobili. Potem polecił: „Wykonajcie to drugi raz!” Oni zaś to wykonali. I znów nakazał: „Wykonajcie trzeci raz!” Oni zaś wykonali to po raz trzeci, aż woda oblała ołtarz dokoła i napełniła też rów.

Następnie o czasie składania ofiary z pokarmów prorok Eliasz wystąpił i rzekł: „O Panie, Boże Abrahama, Izaaka oraz Izraela! Niech dziś będzie wiadome, że Ty jesteś Bogiem w Izraelu, a ja, Twój sługa, na Twój rozkaz to wszystko uczyniłem. Wysłuchaj mnie, o Panie! Wysłuchaj, aby ten lud zrozumiał, że Ty, o Panie, jesteś Bogiem i Ty nawróciłeś ich serce”. A wówczas spadł ogień od Pana z nieba i strawił żertwę i drwa oraz kamienie i muł, jako też pochłonął wodę z rowu. Cały lud to ujrzał i upadł na twarz, a potem rzekł: „Naprawdę Pan jest Bogiem! Naprawdę Pan jest Bogiem!” (1Krl 18,20-39)

Bardzo długie jest to dzisiejsze czytanie, ale mam nadzieję, że nie pominąłeś/aś go. Po raz kolejny komentarz będzie odwołaniem do mojego osobistego doświadczenia. W czasie pielgrzymki do Ziemi Świętej odwiedziliśmy także to miejsce, o którym dzisiaj czytamy. Rozważaliśmy ten fragment z 1Krl i pytaliśmy siebie, co Bóg chce nam powiedzieć. Pamiętam, że najbardziej uderzyła mnie odwaga Eliasza. Stanął sam przeciw 450 prorokom Baala, nie mówiąc już o królu Achabie i królowej Jezabel, którzy także nie byli mu przychylni. Jego sytuacja – po ludzku patrząc – wydawała się beznadziejna. Pomyśl, co on musiał czuć. Wiedział, że monarcha i jego pogańska żona – mówiąc kolokwialnie – „wycięli w pień” wszystkich innych proroków. Wystarczyło pozbyć się Eliasza i kult Boga Jahwe zostałby unicestwiony. Jednak po raz kolejny Jedyny Bóg okazał swoją potęgę i udowodnił, że poza Nim nie ma innego i że do Niego należy wszelka władza i moc.

Gdy tak sobie siedziałem z Pismem Świętym kątem oka zauważyłem, że po obok kościoła zbudowanego na tej górze kręci się jakiś mężczyzna i ewidentnie kogoś szuka. W pewnym momencie podszedł do jednego z księży z naszej grupy i zaczął coś do niego mówić. Wyłapałem, że posługuje się łamanym angielskim. Mój kolega kompletnie nie zna tego języka, więc spanikowany zawołał mnie. Okazało się, że ten mężczyzna chciał się wyspowiadać. Przyjechał specjalnie z leżącej niedaleko wioski, bo wiedział, że w tym miejscu często pojawiają się księża. Nie wiedział czy jego pragnienie zostanie spełnione, ale mimo wszystko przybył na tę górę, na której kilkanaście wieków wcześniej Bóg przez Eliasza okazał swoją moc. Oczywiście udzieliłem mu sakramentu i rozstaliśmy się. Gdy patrzyłem jak odchodzi zrozumiałem, że właśnie wydarzyło się coś jeszcze większego niż triumf Eliasza nad prorokami Baala. W życiu tego konkretnego człowieka Bóg JEDNYM ROZGRZESZENIEM, jak kiedyś posługując się JEDNYM PROROKIEM, pokonał wiele demonów. Gdy ten mężczyzna siadał obok mnie był smutny, przestraszony i wyznał mi, że bał się czy dostanie rozgrzeszenie. Po spowiedzi na jego twarzy zagościł uśmiech, a duszę ogarnął spokój. Odszedł zupełnie inny.

Piszę dzisiaj o tym, żeby przypomnieć Ci jak potężny jest Bóg w którego wierzysz. Choćbyś stał sam naprzeciw 450 demonów, grzechów, zniewoleń, które śmieją się z Ciebie – jak na pewno kpili prorocy Baala z Eliasza – to NIE BÓJ SIĘ! Za Tobą stoi Bóg, który będzie walczył z Nimi. On jest od nich potężniejszy. Nie musisz polegać tylko na sobie. On chce dać Ci siłę do walki. Być może czytając ten post siedzisz po uszy w grzechu, może niedawno spowiadałeś się, ale znowu, po raz tysięczny wrócił ten sam grzech i nie chce Ci się już walczyć i myślisz, żeby się poddać. Nie rezygnuj. Proszę. Idź do spowiedzi. On czeka, nie przekreśla. Chce pokonać wszystkie Twoje demony i dać Ci radość.


#głowa do góry


Jesteś w Jego rękach. Nie masz się czego bać.


Niech Jego błogosławieństwo umocni Cię +


ks. Krystian Malec / Słowo daję/

Dorota
Dorota Cze 9 '16, 18:57
O tym, że bez Boga usychamy


Eliasz powiedział Achabowi: „Idź! Jedz i pij, bo słyszę odgłos deszczu”. Achab zatem poszedł jeść i pić, a Eliasz wszedł na szczyt Karmelu i pochyliwszy się ku ziemi, wtulił twarz między swoje kolana.

Potem powiedział swemu słudze: „Podejdź no! Spójrz w stronę morza!” On podszedł, spojrzał i wnet powiedział: „Nie ma nic!” Na to mu odrzekł: „Wracaj siedem razy!” Za siódmym razem powiedział: „Oto obłok mały jak dłoń człowieka podnosi się z morza!” Wtedy mu rozkazał: „Idź, powiedz Achabowi : «Zaprzęgaj i odjeżdżaj, aby cię deszcz nie zaskoczył»”.

Niebawem chmury oraz wiatr zaciemniły niebo i spadła ulewa. Więc Achab wsiadł na wóz i udał się do Jizreel. A ręka Pana wspomogła Eliasza; opasawszy swe biodra pobiegł przed Acha-bem w kierunku Jizreel. (1Krl 18,41-46)

Przypomnij sobie sytuację, w której bardzo, ale to bardzo chciało Ci się pić, a wszystkim o czym marzyłeś/aś, była szklanka wody. Ja przeżyłem taką sytuację kilka razy, idąc w pieszej pielgrzymce z mojej, tzn. zamojsko – lubaczowskiej diecezji na Jasną Górę. Cała moja pobożność, wszystkie intencje, które ze sobą niosłem, górnolotne ideały o ascezie schodziły na dalszy plan tylko dlatego, że brakowało mi wody. Moje „cierpienia” trwały, co najwyżej kilkadziesiąt minut, bo zawsze znalazła się dobra osoba, która poratowała mnie łykiem wody.

Czemu o tym piszę? Ponieważ w Ziemi Świętej za czasów proroka Eliasza na ziemię nie spadła ani jedna kropla wody przez… 3 i pół roku! Wyobrażasz to sobie? 42 miesiące i ani jednego, choćby małego deszczu? Jakie to musiało mieć konsekwencje dla życia ludzi, zwierząt, przyrody? Bez wody nie ma życia, więc cały tamten teren znalazł się w beznadziejnej sytuacji.

Gdy mamy wiedzę o tej długotrwałej suszy, zupełnie inaczej spojrzymy teraz na słowa proroka, skierowane do króla Achaba:

Idź! Jedz i pij, bo słyszę odgłos deszczu.

Myślę, że ludzie stracili już nadzieję, że deszcz w końcu przyjdzie, ale na szczęście mieli wśród siebie Eliasza, który pokazywał im, że Bóg jest wszechmogący. Wczoraj czytaliśmy o tym, jak po jego modlitwie Bóg zesłał ogień z nieba. Dzisiaj daje spragnionym ludziom, zwierzętom i całej przyrodzie życiodajną wodę. Ale czy zwróciłeś/aś uwagę od czego zaczęła się wielka burza? Od małego obłoku, który pojawił się nad morzem. Był wielkości ludzkiej dłoni, więc trzeba było naprawdę wytężyć wzrok, aby go dostrzec. Na szczęście sługa proroka Eliasza miał dobre oczy i zauważył go. Bardzo szybko z tego maleństwa rozpętała się wielka burza, na którą wszyscy czekali 42 miesiące.

Co mówi mi dzisiaj Bóg przez to słowo? Po raz kolejny przypomina, żebym nie lekceważył małych rzeczy i żebym nie zwątpił w to, że On może mi pomóc w każdej sytuacji. O małych rzeczach pisałem już wiele razy i nie chcę się powtarzać na temat tego jak są ważne. Chciałbym się skupić na chwilę na braku wody.

Jak już wspomniałem tam gdzie jest woda, tam jest życie. Biblia nie tylko opisuje wydarzenia sprzed tysięcy lat, ale także niesie ze sobą uniwersalne przesłanie odnoszące się do naszej duszy, które jest aktualne przez wieki. To, że w na terenie Ziemi Świętej brakowało wody, to jedno. Ale czy przypadkiem autor natchniony nie chce nam zasugerować, że w ludziach umierało nie tylko życie fizyczne, ale też duchowe? Pamiętasz co rozważaliśmy wczoraj, jak Eliasz pokonał 450 fałszywych proroków. Przecież oni głosili kult Baala, fałszywego, pogańskiego bóstwa. Zatem ludzie byli przesiąknięci ich naukami i zaczęli odchodzić od Jedynego Boga. Umierali fizycznie z braku wody, ale umierali także duchowo z powodu braku wierności Bogu.

Deszcz w Biblii oznacza błogosławieństwo. Gdy krople wody zaczęły spadać na ziemię ludzie zrozumieli, że jest to cud. A cudu może dokonać tylko Bóg. On nie tylko dał życie ziemi, ale przede wszystkim dał im – po raz kolejny – dowód, że troszczy się o nich.

A czego Ty pragniesz? Za czym najbardziej tęsknisz? Gdzie biegną Twoje myśli, gdy obudzisz się rano? Bóg chce Twojego szczęścia, nigdy w to nie wątp. Ale być może nie wierzysz w to, bo doświadczasz teraz w swoim życiu czegoś bardzo trudnego, jak trzy i pół letnia susza. Po prostu widzisz, że powoli umierasz. Zapytaj się siebie, czy nie jest to konsekwencją oddalenia się od Niego? Bóg przychodzi Ci z pomocą, ale zaczyna od maleńkich, prawie niedostrzegalnych rzeczy, jak obłok, który wypatrzył sługa Eliasza. On jest obok Ciebie przyjacielu/przyjaciółko (ośmielam zwrócić się do Ciebie w ten sposób) i chce zesłać swoje błogosławieństwo w to miejsce, w którym ewidentnie od lat panuje susza i wydaje się, że nie ma szans na poprawę.


Co zrobił Eliasz, żeby wyprosić deszcz? Siadł, schował głowę między kolana i trwał przy Bogu. To wszystko. Zrobił to, czego nie robili inni, czyli był z Bogiem, a nie z bożkami. To wystarczyło, aby wydarzył się cud. Bo cuda dzieją się w naszym życiu, gdy jesteśmy z Nim, a nie z naszymi bożkami.Eliasz nie zrobił nic spektakularnego. Po prostu siedział z Nim, przed Nim, dla Niego. Zrób dzisiaj to samo…


Niech Jego błogosławieństwo towarzyszy Ci przez cały dzień +

Ks. Krystian Malec /Słowo daję/

Dorota
Dorota Cze 11 '16, 20:49
Zgrzeszyłem wobec Pana.

XI Niedziela Zwykła, C; 2 Sm 12,1.7-10.13; Ps 32,1-2.5.7.11; Ga 2,16.19-21; 1 J 4,10b; Łk 7,36-8,3;Winnica 12 czerwca 2016 roku.


Pierwsze czytanie to skrót a raczej zakończenie dramatycznej historii, w której król Dawid popełnia grzech za grzechem.


Najpierw grzech lenistwa. Zamiast iść na wojnę sam, Dawid wysyła swoje wojsko i zdolnego dowódcę, ale sam nie idzie.


Dalej grzech bezczynności i leżenia do góry brzuchem - Biblia mówi jak król wyleguje się w swoim łóżku.

Nic dziwnego, że w takiej atmosferze nudy widok kąpiącej się nagiej kobiety, którą wypatrzył z królewskiego tarasu, staje się niezwykle atrakcyjny. Już w sercu króla rodzi się grzech nieczystości.


Potem wykorzystanie "służbowej zależności" - każe tę kobietę sprowadzić do pałacu. Wie, że jest mężatką, ale jakoś mu to nie przeszkadza. To sprowadzenie wiąże się już wprost z cudzołóstwem - czy to był gwałt czy uwiedzenie, czy po trosze jedno z drugim, tego nie wiemy.


Wiemy za to, że skończyło się to poczęciem dziecka.

I dalej Dawid grzęźnie w swoje grzechy. Sprowadza z wojny męża kobiety, pod pozorem sprawozdania z walk. Prawdziwym celem jest jednak to, by człowiek ten odwiedził swój dom i swoją żonę, by potem można go było "wrobić w to dziecko".

Plan się jednak nie udaje. Dawid zatem wysyła list do dowódcy wojska, by tak ustawił tego żołnierza i tak zaaranżował całą sytuację, by ten zginął w bitwie. I tak się stało - żołnierz ten zginął, ale tak naprawdę było to morderstwo.

Dodatkowa perfidia polega na tym, że żołnierz osobiście niesie do swego dowódcy pismo z wyrokiem śmierci na siebie.


Potem Dawid na stałe sprowadza do pałacu piękną wdowę, która nosi jego dziecko.

Bóg posyła do Dawida proroka, który go upomina.


I tu jest sedno tego wszystkiego, co chciałbym powiedzieć w tym kazaniu. To co uratowało Dawida, było zdanie, które wypowiedział po oskarżeniu wypowiedzianym przez proroka. Dawid powiedział: "Zgrzeszyłem wobec Pana" (2Sm 12,13a) I usłyszał "Pan odpuszcza ci (...) twój grzech - nie umrzesz." (2Sm 12,13b)


Tak samo ty i ja, jeśli powiemy Bogu: "Zgrzeszyłem wobec Pana" - będziemy żyli.

Oczywiście nie chodzi tu o wyrecytowanie formułki, ale świadomość swojego grzechu, wypowiedzenie swego wewnętrznego przekonania o swojej grzeszności. Kobieta z Ewangelii nie powiedziała ani słowa, ale wypowiedziała o wiele więcej swoimi łzami.


Problem polega na tym, że bardzo wielu ludzi uważa się za ludzi, którzy nie mają grzechów. Być może to twój problem? Musisz się zastanowić.

Dla mnie to zdumiewające, ale jednak rzeczywiste, że wielu ludzi nie widzi w sobie żadnego grzechu. Nawet takiego powszedniego, malutkiego, "tyciego". Po prostu "nic".


Oczywiście żyją oni w wielkim kłamstwie. Jesteśmy wszyscy grzesznikami. Nasze grzechy są różnego rodzaju i różnego kalibru, ale mamy te grzechy. Wszyscy je mamy.


Jeśli ktoś twierdzi, że nie popełnia grzechów popełnia w rzeczywistości jeden z dwóch grzechów - bezdennej głupoty lub niesamowitej pychy.


Tak czy inaczej - taki człowiek nigdy nie powie Bogu "Zgrzeszyłem wobec Ciebie". Jeśli zaś powie, to będzie to pusta formułka bez żadnego znaczenia.

I to jest tragedia, bo jeśli się nic nie zmieni, to ta osoba, w poczuciu swojej doskonałości, trafi do piekła.

Gdy nie powiemy Bogu "Zgrzeszyłem wobec Ciebie" nie usłyszymy "Będziesz żył - odpuszczam ci".


Jeszcze raz - nie chodzi o zdanie - Bóg widzi co jest w twoim sercu. I powinien tam zobaczyć prawdziwą pokutę, prawdziwy żal. Powinien zobaczyć, że to serce jest złamanym sercem grzesznika, który prosi o litość.


I jeszcze jedno dla tych, którzy opacznie i głupio mogą zrozumieć, że kazanie ukazało jak prosto uzyskać Boże przebaczenia. Najpierw nagrzeszymy - cudzołóstwem, kłamstwem, zabójstwem a potem powiemy Bogu jedno zdanie "Zgrzeszyłem, żałuję, przebacz", uronimy kilka łez i sprawa załatwiona.


Jeszcze raz mówię nie chodzi o recytowanie formułek, bicie się w piersi i łzy, ale o PRAWDĘ. Jeśli twoje serce NAPRAWDĘ będzie prosiło Boga o łaskę - dostaniesz to. Jeśli robisz tylko TEATR - nie dostaniesz.


I jeszcze jedno - ważne dopowiedzenie. To, że Bóg odpuszcza ci grzechy, to nie znaczy, że sprawa jest już załatwiona.


Tak - nie umrzesz, ale będą się za tobą ciągnąć skutki twojego grzechu.

Wróćmy na chwilę do naszej historii z Dawidem. Natan opowiedział Dawidowi historię o tym jak bogacz zabrał biedakowi jedyną owieczkę jaką ten posiadał. Dawid nie pojął, że prorok opowiada o nim samym. Biblia mówi: "Dawid oburzył się bardzo na tego człowieka i powiedział do Natana: Na życie Pana, człowiek, który tego dokonał, jest winien śmierci. Nagrodzi on za owieczkę w czwórnasób, gdyż dopuścił się czynu bez miłosierdzia." (2Sm 12,5-6)


Dawid wydał wyrok w swojej sprawie. I dokonało się to co powiedział - zapłacił w czwórnasób, zapłacił życiem czwórki swoich dzieci. Jedno umarło po urodzeniu - to poczęte z romansu a trójka zginęła jako buntownicy.

W grzechu nie ma nic dobrego.


Nie grzeszcie.

Gdy zgrzeszycie - pokutujcie.

Nie mówcie, że nie macie grzechu, bo w ten sposób do swoich grzechów dokładanie najgorszy grzech - pychę.


A pycha z nieba spycha.


ks. Zbigniew Paweł Maciejewski

Edytowany przez Dorota Cze 11 '16, 20:50
Dorota
Dorota Cze 11 '16, 21:42
O tym, że każdy święty ma ciemne strony (Dz 11,21b-26;13,1-3)


W Antiochii wielka liczba ludzi uwierzyła i nawróciła się do Pana. Wieść o tym doszła do uszu Kościoła w Jerozolimie. Wysłano do Antiochii Barnabę. Gdy on przybył i zobaczył działania łaski Bożej, ucieszył się i zachęcał, aby całym sercem wytrwali przy Panu; był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego i wiary. Pozyskano wtedy wielką rzeszę dla Pana.

Udał się też do Tarsu, aby odszukać Szawła. A kiedy go znalazł, przyprowadził do Antiochii i przez cały rok pracowali razem w Kościele, nauczając wielką rzeszę ludzi. W Antiochii też po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami.

W Antiochii, w tamtejszym Kościele, byli prorokami i nauczycielami: Barnaba i Szymon zwany Niger, Lucjusz Cyrenejczyk i Manaen, który wychowywał się razem z Herodem tetrarchą, i Szaweł.

Gdy odprawiali publiczne nabożeństwo i pościli, rzekł Duch Święty: „Wyznaczcie mi już Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem”. Wtedy po poście i modlitwie oraz po włożeniu na nich rąk, wyprawili ich. (Dz 11,21b-26;13,1-3)

Bardzo lubię 11 czerwca, ponieważ jest to wspomnienie jednego z moich ulubionych świętych, czyli Barnaby Apostoła. Kiedyś już o nim pisałem, pokazując, jak wiele zawdzięczał mu św. Paweł, a przez niego także i my.

Dzisiaj chciałbym się podzielić tym, co kiedyś poruszyło mnie, gdy słuchałem konferencji bpa Grzegorza Rysia na temat dzisiejszego patrona. Dopóki nie zapoznałem się z nią, miałem idealny, niemal bajkowy obraz Barnaby. Był dla mnie osobą, u której nie było do czego się przyczepić. Z resztą to, jak opisuje go św. Łukasz, mówi samo za siebie:

był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego i wiary. Dz 11,24a

Na taką opinię trzeba było sobie zasłużyć wieloma dobrymi czynami.

Ale to, że nie mogłem znaleźć na nim żadnej rysy nie pasowało mi do tego, co czytam od lat w Biblii na temat Bożych wybrańców. Nawet ci najwięksi, najbardziej szanowani i podziwiani mieli wady, popełniali mniejsze czy większe błędy i doświadczali ludzkich ułomności. Właśnie dzięki tym niepowodzeniom rozumieli swoją małość i dlatego w pełni ufali Bogu. A co z Barnabą? Miał jakieś wady? Oczywiście, że tak. I nie będę o nich pisał, żeby usprawiedliwiać nasze upadki, ale dlatego, żeby pokazać, że każdy człowiek może przeżyć głębokie nawrócenie i zmienić się na lepsze.

W Dz 4, 36-37 czytamy:

Tak Józef, nazwany przez Apostołów Barnabas, to znaczy „Syn Pocieszenia”, lewita rodem z Cypru, sprzedał ziemię, którą posiadał, a pieniądze przyniósł i złożył u stóp Apostołów.

Bp Grzegorz po przeczytaniu tych słów w charakterystyczny dla siebie sposób zapytał:

-A skąd on miał ziemię?

Jak później przypomniał, Lewici nie mogli jej posiadać. To pokolenie, jeszcze od czasów Starego Testamentu, miało żyć z tego, co ludzie im ofiarują, ponieważ ich zadaniem było opiekowanie się kultem. Nie dostawali ziemi, aby mogli skupić się tylko Bożych sprawach. Zatem Lewita posiadający pole na własność zaprzeczał swojemu powołaniu.

Barnaba – jak każdy – potrzebował nawrócenia. Sprzedanie pola i oddanie pieniędzy Apostołom uświadamia nam, że do tego doszło. Musiał on stanąć w prawdzie o sobie samym i przyznać się, że nie jest tym, kim ma być według Bożego planu, że udaje, że jest po prostu fałszywy. Dopóki miał ziemię mówił Bogu: NIE. Na szczęście umiał przyznać się do błędu i wrócić na właściwą drogę. Jak wiele dobra przez niego się stało możemy poczytać w Dziejach Apostolskich.

To, że Barnaba sprzedał ziemię nasuwa mi pytanie: czy był jedynym lewitą, który zaprzeczył swojemu powołaniu? Być może była to stała praktyka? Odpowiedzi na to pytanie nie poznam, aż je zadam Barnabie w niebie.

Ale jest znacznie ważniejsza sprawa do rozważenia dzisiaj. Mianowicie czy Ty i ja nie robimy czegoś, co jest absolutnie nie do pogodzenia z naszym powołaniem? Czy nie udajemy? Czy nie jesteśmy fałszywi? Wiem, że nie są to łatwe pytania, ale nie uciekajmy przed nimi, tak jak Eliasz wczoraj nie uciekł z Bożej góry Horeb. Nie będę tu wymieniał konkretnych przykładów tego, co i jak możemy robić, żeby zaprzeczyć swojemu powołaniu i siedzieć w kłamstwie. Myślę, że jeśli tak jest i jesteśMY (nie stawiam się w pozycji lepszego czy tego „porządnego”) „lewitami z polem”, to na pewno zdajemy sobie z tego sprawę i nie możemy zaznać spokoju.


Barnaba wrócił do źródeł swojej tożsamości i dlatego św. Łukasz napisał, że był człowiekiem pełnym Ducha Świętego i wiary.

Wróć siebie, a znajdziesz Boga i spokój, a przez to dasz innym wiele dobra, tak jak to stało się w przypadku Barnaby.


Św. Barnabo Apostole, pomódl się dzisiaj za mnie i tych, którzy ten tekst czytają, żebyśmy nie udawali kogoś kim nie jesteśmy i żebyśmy wrócili do źródła. A jak pisze psalmista:

«W tobie są wszystkie me źródła»  Ps 87,7b

Niech Cię Bóg błogosławi +


Ks. Krystian Malec / Słowo daję/

Edytowany przez Dorota Cze 11 '16, 21:43
Dorota
Dorota Cze 12 '16, 10:02
Jestem grzesznikiem (2Sm 12, 1. 7-10.13)


Bóg posłał do Dawida proroka Natana. Ten przybył do niego i powiedział: ”To mówi Pan, Bóg Izraela: »Ja namaściłem cię na króla nad Izraelem. Ja uwolniłem cię z mocy Saula. Dałem ci dom twojego pana, a żony twego pana na twoje łono, oddałem ci dom Izraela i Judy, a gdyby i tego było za mało, dodałbym ci jeszcze więcej.

Czemu zlekceważyłeś słowo Pana, popełniając to, co złe w Jego oczach? Zabiłeś mieczem Chetytę Uriasza, a jego żonę wziąłeś sobie za małżonkę. Zamordowałeś go mieczem Ammonitów. Dlatego właśnie miecz nie oddali się od domu twojego na wieki, albowiem Mnie zlekceważyłeś, a żonę Uriasza Chetyty wziąłeś sobie za małżonkę«”.

Dawid rzekł do Natana: ”Zgrzeszyłem wobec Pana”. Natan odrzekł Dawidowi: ”Pan odpuszcza ci też twój grzech, nie umrzesz”.

2 Sm 12, 1. 7-10.13

Dawid zgrzeszył. To nie ulega wątpliwości. Dopuścił się cudzołóstwa z żoną swojego przyjaciela Uriasza. W pierwszym odruchu chciał całą sprawę zatuszować, ale wszystkie jego próby spełzły na niczym. Myślał, że nikt się o tym nie dowie, ale był w błędzie. Bóg posłał do niego Natana, aby ten pomógł mu uświadomić sobie to, czego się dopuścił. Po przybyciu prorok opowiada mu bajkę:

«W pewnym mieście było dwóch ludzi,

jeden był bogaczem, a drugi biedakiem.

Bogacz miał owce i wielką liczbę bydła,

biedak nie miał nic, prócz jednej małej owieczki, którą nabył.

On ją karmił i wyrosła przy nim wraz z jego dziećmi,

jadła jego chleb i piła z jego kubka,

spała u jego boku i była dla niego jak córka.

Raz przyszedł gość do bogacza,

lecz jemu żal było brać coś z owiec i własnego bydła,

czym mógłby posłużyć podróżnemu, który do niego zawitał.

Więc zabrał owieczkę owemu biednemu mężowi

i tę przygotował człowiekowi, co przybył do niego». 2Sm 12, 1b-4

Dawid słysząc ją oburzył się i powiedział:

«Na życie Pana, człowiek, który tego dokonał, jest winien śmierci. Nagrodzi on za owieczkę w czwórnasób, gdyż dopuścił się czynu bez miłosierdzia». 2Sm 12,5-6

Wtedy Natan powiedział Dawidowi:

Ty jesteś tym człowiekiem. 2Sm 12,7

Po wysłuchaniu mowy proroka, która zapowiadała wiele nieszczęść dla domu Dawida, które będą konsekwencją grzechu z Batszebą król robi i mówi coś, co mnie rozkłada na łopatki i uczy jaki mam być, gdy zgrzeszę. Władca powiedział jedynie trzy słowa:

Zgrzeszyłem wobec Pana. 2Sm 12, 13a

Zobacz, że nie tłumaczy się, że miał gorszą chwilę, że nagle stracił rozum itd. Nie próbuje siebie wybielić, tylko staje w prawdzie i przyjmuje konsekwencje, które spadną na niego i jego dom.

Co to może znaczyć dla nas?

Wyspowiadałem w życiu wielu ludzi i spotkałem mało Dawidów, tzn. osoby, które nie próbowały podać zaraz po powiedzeniu grzechu okoliczności łagodzących. Wybacz to stwierdzenie, alewielu ludzi spowiada się tak, jak gdyby chcieli zaraz po wyznaniu jakiegoś grzechu rozpocząć proces o niepoczytalność.


 -A bo wie ksiądz takie czasy, wszyscy tak robią, żeby wszyscy byli jak ja itd.

Zdarza się słyszeć takie słowa. A co robi Dawid?


Zgrzeszyłem wobec Pana. I kropka. Nie ma dopowiedzeń i prób załagodzenia sytuacji. Jest biedny grzesznik, który staje w prawdzie o swoim czynie.


Chcesz się dobrze spowiadać? Bądź jak Dawid. Nie owijaj w bawełnę w czasie sakramentu. Nazwij grzech po imieniu. Nie szukaj usprawiedliwień, bo na pewno je znajdziesz (ludzki umysł jest w tej przestrzeni bardzo pomysłowy, a i szatan pomoże) i w końcu nie pójdziesz prosić o miłosierdzie.


Spowiedź daje wolność, ale tylko wtedy, gdy przychodzę do niej w pokorze i nazywam rzeczy po imieniu. Szczerość w tym sakramencie jest podstawą. Bez niej nie przychodź, bo nic Ci nie da.


Bóg jest prawdą i chce, żeby Jego dzieci żyły w prawdzie. Każda forma kłamstwa to zaproszenie diabła do życia, a on takiej okazji nie zmarnuje i na pewno wejdzie i sam nie wyjdzie.


Jesteś grzesznikiem? Tak. Czy ja jestem grzesznikiem? Tak. Czy Bóg chce mi pomóc? TAK! TAK! TAK! Ale nie zrobi tego wbrew naszej woli. Dopóki nie staniemy w prawdzie – jak Dawid – jesteśmy w rękach złego. Bóg chce Cię z nich wyrwać przez prawdę. Daj Mu tę możliwość. On jest większy od Twojego poczucia winy, samopotępienia i beznadziei. On jest większy niż Twój grzech!


Niech Jego błogosławieństwo da Ci potrzebną dzisiaj siłę do walki o dobro +


ks. Krystian Malec /Słowo daję/

Dorota
Dorota Cze 13 '16, 20:07
Gdy rana jest świeża


Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Słyszeliście, że powiedziano: «Oko za oko i ząb za ząb». A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie”.          (Mt 5,38-42)


Jezus ciągle siedzi na Górze Błogosławieństw i kontynuuje swoją wielką mowę nazywaną Kazaniem na Górze.


Św. Mateusz, pisząc swoją Ewangelię, stworzył ją w oparciu o 5 mów naszego Zbawiciela. Dlaczego tak zrobił? Jeśli kojarzysz to, w jaki sposób jest zbudowana Biblia Hebrajska to wiesz, że składa się z trzech części: Prawa, Proroków i Pism. W skład pierwszej z nich wchodzi Pięcioksiąg, czyli pierwsze pięć ksiąg Starego Testamentu, czyli: Ks. Rodzaju, Wyjścia, Kapłańska, Liczb i Powtórzonego Prawa. Przez wieki ich autorstwo przypisywano Mojżeszowi, ale dzisiejsze badania obalają tę teorię. Jednak św. Mateusz pisząc swoją wersję wydarzeń z życia Jezusa, nie miał tej wiedzy i bazował na tradycji przekazywanej od wieków, że to Mojżesz napisał Pięcioksiąg.

Czemu o tym mówię? Ponieważ Lewi (jest to inne imię Apostoła i Ewangelisty Mateusza) w swoim dziele chce pokazać Jezusa jako nowego Mojżesza, który jest nowym prawodawcą i wypełnieniem Starego Testamentu. Dlatego w Kazaniu na Górze tak często pojawiają się słowa: „słyszeliście, że powiedziano”. Odnoszą się one do prawodawstwa Mojżesza. Ale za każdym razem Nauczyciel z Nazaretu od razu dodawał: „a ja wam powiadam…”. Pokazywał przez to, że jest kimś więcej niż Mojżesz i Jego słowa są wypełnieniem słów patriarchy

Dzisiejsza Ewangelia stawia nas przed bardzo konkretnym wyborem, który pokazuje, na ile jesteśmy uczniami Jezusa. Jakże łatwo przychodzi nam, gdy ktoś nas zrani, życzyć mu tego samego, a może i nawet czegoś gorszego. W pierwszym momencie, gdy rana jest jeszcze bardzo świeża, chcielibyśmy się odegrać na tym, kto zadał nam ból. Taką reakcję podpowiada nam też świat w którym żyjemy.

-Nie daj sobie „w kaszę dmuchać”! Pokaż, że nie można z Tobą zadzierać! Masz być silniejszy od innych! Zemścij się, niech dostanie za swoje!

A co mówi Jezus?

Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie.

Te słowa są bardzo jasne i konkretne. Nie ma w nich miejsca na niedopowiedzenia. Jezus stawia dzisiaj przed nami konkretne zadanie, które jest BARDZO trudne. W teorii na pewno zgadzamy się z Nim, ale… niech no tylko ktoś nas zrani, to wtedy wychodzi, ile nasze deklaracje mają wspólnego z rzeczywistością.

Pierwsze odruchy w trudnych chwilach mówią bardzo dużo o nas. Pomyśl dzisiaj przez chwilę o tych momentach, w których ktoś Cię zranił. Co pojawiało się jako pierwsze w Twojej głowie? „Wybaczam” czy może „zemszczę się”? Ja z zażenowaniem muszę stwierdzić, że zbyt często pierwsza reakcja nie jest taka, jaka być powinna. Ale widzę też te, w których udało mi się zapanować nad gniewem i zamiast oddać pięknym za nadobne, klęknąłem do modlitwy, żeby Jemu oddać to co trudne.

Proszę, pomódl się dzisiaj za tego człowieka, który zranił Cię najbardziej. Wiem, że to będzie trudne dla Ciebie (dla mnie też), ale przecież chcemy być jak Jezus. Więc w takich chwilach, gdy Jemu oddajemy tych, którzy zadali nam ból, stajemy się podobni do Niego.


Niech Jego błogosławieństwo da Ci potrzebną siłę do przebaczenia +


ks.Krystian Malec / Słowo daję /

Dorota
Dorota Cze 14 '16, 11:26
Kto przez Ciebie cierpi?


Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Słyszeliście, że powiedziano: «Będziesz miłował swego bliźniego», a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak, będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.

Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”. (Mt 5,43-48)

Jezus nie spuszcza z tonu. Ciągle miejmy na uwadze, że ewangelie, które czytamy w tych dniach, są częścią Kazania na Górze. My dostajemy je w małych partiach, po kawałku każdego dnia, tak żebyśmy mogli je sobie przyswoić. I chyba każdy z nas przyzna, że są to słowa, które poruszają, a niejednokrotnie bulwersują. My mamy czas, choćby ten jeden dzień, aby z nimi „pochodzić”, żeby je przemyśleć. Natomiast słuchacze Jezusa zebrani wokół Niego nad brzegiem Jeziora Genezaret (bo tam znajduje się Góra Błogosławieństw) wszystkie te słowa słyszeli jedne po drugich. A są one tak mocne i jednoznaczne, że mógłbym je porównać do ciosów zadawanych przez dobrego boksera. Trafiają bowiem w samo sedno tego, co to znaczy być uczniem Jezusa i jakie On stawia nam wymagania.


W zasadzie to, co wczoraj pisałem, odnosi się także do dzisiejszego fragmentu. Dzisiaj Jezus pokazuje tylko dwie drogi, bez możliwości pójścia na kompromis. I znowu mówi o sprawach najważniejszych, a jednocześnie najtrudniejszych, czyli naszych relacjach. Mówi, żeby kochać nieprzyjaciół. I znowu… w teorii na pewno zgadzamy się z Nim, ale jak jest w praktyce? Czy od wczoraj coś zmieniło się w Twoim podejściu do innych?


Wielokrotnie, gdy ludzie przychodzili do mnie i chcieli porozmawiać, to ich trudności życiowe były związane z relacjami: w domu, szkole, pracy, uczelni itd. Skoro Kościół daje nam dwa dni z rzędu Słowo mówiące o naszym podejściu do tych, którzy zadają nam ból, to nie powinniśmy tych słów zlekceważyć.

Ale żeby się nie powtarzać, to chciałbym spojrzeć na tę ewangelię z innej perspektywy. Wczoraj prosiłem Ciebie i siebie, żebyśmy pomodlili się za tych, którzy sprawili, że cierpimy. Mam nadzieję, że udało Ci się to zrobić, bo to bardzo przybliża do Boga. Ale łatwo w życiu postawić się w roli „wiecznie pokrzywdzonego”, zapominając przy tym, że ja także mogę zadać komuś ból. Skoro wczoraj polecaliśmy naszych nieprzyjaciół, to dzisiaj zastanówmy się, komu my wyrządziliśmy krzywdę? Kto przeze mnie cierpi i nie może odnaleźć spokoju w życiu? Wydaje mi się, że jest to równie trudne zadanie jak to wczorajsze. To bardzo boli, gdy pomyślę chwilę i potrafię wymienić tych, którzy nie mogą pozbierać się przeze mnie. Jeśli widzisz takie osoby, to proszę Cię przede wszystkim o modlitwę za nich: o spokój i potrzebne siły do wrócenia na właściwą drogę. Poproś Jezusa, aby obmył Ciebie i ją swoją Najświętszą Krwią i pomógł naprawić to, co po ludzku wydaje się już przegrane.

Ta Ewangelia pokazuje mi, że ja mogę być czyimś nieprzyjacielem. To Słowo mnie boli, ale wiem, że jest konieczne, abym umiał ocenić swoje postępowanie we właściwym świetle.


Jeszcze raz proszę Cię. Pomódl się – jeśli trzeba to długo – za człowieka, który cierpi przez Ciebie.


Niech Jego błogosławieństwo Ciebie i tę osobę wspomoże +


ks. Krystian Malec  /Słowo daje /

Dorota
Dorota Cze 15 '16, 18:46
Gdy odchodzi ktoś bliski


Kiedy Pan miał wśród wichru unieść Eliasza do nieba, szedł Eliasz z Elizeuszem z Gilgal. Wtedy rzekł Eliasz do niego: „Zostańże tutaj, bo Pan posłał mnie aż do Jordanu”. Elizeusz zaś odpowiedział: „Na życie Pana i na twoje życie: nie opuszczę cię!” I szli dalej razem.

A pięćdziesiąt osób z uczniów proroków poszło i stanęło z przeciwka, z dala, podczas gdy obydwaj przystanęli nad Jordanem.

Wtedy Eliasz zdjął swój płaszcz, zwinął go i uderzył wody, tak iż się rozdzieliły w obydwie strony. A oni we dwóch przeszli po suchym łożysku. Kiedy zaś przeszli, rzekł Eliasz do Elizeusza: „Żądaj, co mam ci uczynić, zanim wzięty będę od ciebie”. Elizeusz zaś powiedział: „Niechby, proszę, dwie części twego ducha przeszły na mnie!” On zaś odrzekł: „Trudnej rzeczy zażądałeś. Jeżeli mnie ujrzysz, jak wzięty będę od ciebie, spełni się twoje życzenie; jeśli zaś nie ujrzysz, nie spełni się”.

Podczas gdy oni szli i rozmawiali, oto zjawił się wóz ognisty wraz z rumakami ognistymi i rozdzielił obydwóch: a Eliasz wśród wichru wstąpił do niebios. Elizeusz zaś patrzał i wołał: „Ojcze mój! Ojcze mój! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze”.

I już go więcej nie ujrzał. Ująwszy następnie szaty swoje, Elizeusz rozdarł je na dwie części i podniósł płaszcz Eliasza, który spadł z góry od niego.

Wrócił i stanął nad brzegiem Jordanu. I wziął płaszcz Eliasza, który spadł z góry od niego, uderzył wody, lecz one się nie rozdzieliły. Wtedy rzekł: „Gdzie jest Pan, Bóg Eliasza?” I uderzył wody, a one rozdzieliły się w obydwie strony. Elizeusz zaś przeszedł środkiem. 2Krl 2,1.6-14

Kilka razy w ostatnich tygodniach przyglądaliśmy Eliaszowi, który jest uważany – i słusznie – za jedną z najważniejszych postaci w Starym Testamencie. Pozwolę sobie przypomnieć tylko kilka epizodów z jego życia, abyśmy uświadomili sobie, jak wiele Bóg przez niego zdziałał.


Na jego słowo deszcz nie padał przez 3 i pół roku. Jest to jedyna tego typu sytuacja w całym ST, że słowo człowieka miało taką samą moc jak Słowo Boga. To pokazuje nam, jak blisko był on Stwórcy. Później, gdy susza mocno dotknęła kraj, również on wyprosił łaskę deszczu, modląc się do Pana. Być może pamiętasz, że musiał stoczyć samotną walkę z 450 prorokami fałszywego bożka Baala, którą wygrał dzięki cudownej interwencji Boga. Na górze Horeb – na tej samej co Mojżesz – spotkał przechodzącego Wszechmogącego, ale nie w wichurze, trzęsieniu ziemi czy ogniu, ale w szmerze łagodnego wiatru.


Przytoczyłem jedynie te sytuacje z życia proroka nad którymi pochylałem się w komentarzach. Jeśli chcesz poznać ich więcej, po prostu sięgnij do Biblii.

Po tym jak Bóg objawił mu się na górze Horeb kazał mu wypełnić kilka zadań. Jednym z nich było namaszczenie następcy po sobie, którym miał zostać Elizeusz z Abel-Mechola. Oczywiście Eliasz wypełnił to polecenia i odnalazł syna Szafata orzącego pole. Od tego momentu obydwaj mężczyźni stali się nierozłączni. W dzisiejszym czytaniu widzimy ostatni epizod z życia Eliasza na tej ziemi, na kilka sekund przed jego wniebowzięciem.

Nie będę zagłębiał się w symbolikę tego fragmentu, ale chcę skupić się na czymś znacznie prostszym. Mianowicie na reakcji Elizeusza widzącego swego mistrza, który był brany do nieba. Wołał on:

„Ojcze mój! Ojcze mój! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze”.

Nie trzeba być wielkim egzegetą, aby wyczuć w tych słowach bliskość, jaka łączyła dwóch Bożych mężów. Po ludzku patrząc, Elizeusz na pewno chciałby, żeby jego nauczyciel został z nim jak najdłużej, bo jeszcze wiele mógłby go nauczyć, ale zrozumiał, że nadszedł czas, aby się pożegnać. I o tym chciałbym coś napisać.

Na pewno masz w swoim życiu doświadczenie zakończenia dobrej relacji. Być może rozłąka przyszła nagle i niespodziewanie, a może była zbiegiem wielu okoliczności albo indywidulanych błędów. (W przypadku proroków była to część Bożego planu)  Tego nie wiem. Wiem natomiast, że czasami trzeba pozwolić komuś odejść dla jego i swojego dobra. Jeśli naprawdę zależy Ci na tym człowieku, to spojrzysz przez pryzmat jego szczęścia, a nie tylko swoich oczekiwań.


Gdyby Eliasz ciągle był przy Elizeuszu, ten nie mógłby dowiedzieć się na co go tak naprawdę stać. Dopiero po tym, jak jego nauczyciel został wzięty do nieba (czyli trafił w najlepsze z możliwych miejsc, więc nie ma co płakać), młody prorok zaczął głosić słowo. Robił rzeczy równie niezwykłe jak jego nauczyciel. Nie mówię, że uczeń przerósł mistrza, bo byłoby to wielkie nadużycie, ale chcę zwrócić uwagę, że przez każdego z nich Bóg działał. Potrzeba było Elizeuszowi impulsu do działania i rozwoju. Tym impulsem było odejście Eliasza.


I przez Ciebie może i chce uczynić wiele dobra. Może się boisz i uważasz, że się nie nadajesz. Jeśli tak myślisz, to… dobrze, bo nie jesteś pyszny/a. Im słabsze i kruche jest narzędzie, tym więcej Bóg może zdziałać. Dopiero, gdy Eliasz opuścił Elizeusza, ten drugi mógł „rozwinąć skrzydła”. Nie dziw się, że Bóg czasami będzie Ci zabierał ważnych dla Ciebie ludzi. Być może jest to zaproszenie dla Ciebie, abyś przestał/a chować się za kimś i pokazał/a na co Cię stać. A może – co bardziej prawdopodobne – abyś opierał swoją siłę nie na człowieku, a na Bogu.


Nie bój się. Jest w Tobie wiele nieodkrytych talentów. Zaryzykuj i daj się Bogu poprowadzić. Nie uciekaj od wyzwań, bo to one rozwijają, a sam się zdziwisz jak wiele potrafisz.


Dobrego dnia i niech Cię Bóg błogosławi +


Ks. Krystian Malec / Słowo daje /

Edytowany przez Dorota Cze 15 '16, 18:48
Bożena
Bożena Cze 19 '16, 14:41
BIBLIA. ALBO TA KSIĘGA BĘDZIE TRZYMAŁA CIĘ Z DALA OD GRZECHU, ALBO GRZECH BĘDZIE CIĘ TRZYMAŁ Z DALA OD TEJ KSIĘGI. 

Najmilsi:

Wiecie, że z waszego odziedziczonego po przodkach złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy. On był wprawdzie przewidziany przed stworzeniem świata, dopiero jednak w ostatnich czasach się objawił ze względu na was. Wyście przez Niego uwierzyli w Boga, który wzbudził Go z martwych i udzielił Mu chwały, tak że wiara wasza i nadzieja są skierowane ku Bogu.

Skoro już dusze swoje uświęciliście, będąc posłuszni prawdzie celem zdobycia nieobłudnej miłości bratniej, jedni drugich gorąco czystym sercem umiłujcie. Jesteście bowiem ponownie do życia powołani nie z ginącego nasienia, ale z niezniszczalnego, dzięki słowu Boga, które jest żywe i trwa. Każde bowiem ciało jak trawa, a cała jego chwała jak kwiat trawy: trawa uschła, a kwiat jej opadł, słowo zaś Pana trwa na wieki. Właśnie to słowo ogłoszono wam jako Dobrą Nowinę. (1P 1,18-25)

Chyba w ciemno możesz obstawić, co mnie najbardziej poruszyło w tym fragmencie. Tak, masz rację. Jest to zdanie

Jesteście bowiem ponownie do życia powołani nie z ginącego nasienia, ale z niezniszczalnego, dzięki słowu Boga, które jest żywe i trwa.

W greckim tekście wygląda to tak:

διὰ λόγου ζῶντος θεοῦ καὶ μένοντος (dia logou dzontos theou kai menontos)

Kluczowy jest tu przyimek διὰ (dia), który przetłumaczono w tym kontekście  jako „dzięki”. W mądrych komentarzach wyczytałem, że św. Piotr używa go także, gdy mówi o zmartwychwstaniu Jezusa:

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa. On w swoim wielkim miłosierdziu przez διὰ (dia), powstanie z martwych Jezusa Chrystusa na nowo zrodził nas do żywej nadziei (1P 1,3)

Wcześniej Autor odnosi to maleńkie słówko do Zmartwychwstania, teraz zaś do Słowa. Mówi Ci to coś? Bo mi dużo i wywołuje uśmiech na mojej twarzy.

Bez Biblii ani rusz. Po prostu nie da się! Rola Słowa Bożego w narodzeniu chrześcijanina do życia odpowiada roli zmartwychwstania. Taką prawdę głosi dane nam dzisiaj Słowo Boże. Zatem Bóg zrodził nas do życia, powiedzmy sobie precyzyjniej, do prawdziwego życia swoim Słowem.

Czujesz, że śmierć panoszy się Twoim życiu, że powoli umierają w Tobie chęci, zapał? Widzisz, że Twoje dobre relacje słabną i boisz się, że chylą się ku upadkowi?  Weź Biblię i czytaj ją, bo tam jest życie, tam jest lekarstwo, tam jest prawda. Chcesz żyć? Żyj Słowem, a kiedyś zmartwychwstaniesz do prawdziwego, pełnego życia z Bogiem i w Bogu.

Biblia. Albo ta Księga będzie trzymała Cię z dala od grzechu, albo grzech będzie Cię trzymał z dala od tej Księgi. Wybór – jak zawsze – należy do Ciebie.

Amen!

Niech Bóg Cię błogosławi i… łap się za Biblię.

Ks. Krystian Malec (Słowo Daję)

Edytowany przez Bożena Cze 19 '16, 14:43
Strony: « 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 ... » »»