Loading...

Będziesz Biblię czytał nieustannie | Forum Nowenny Pompejańskiej

Lokalizacja tematu: Forum » Różności » Propozycje
Dorota
Dorota Wrz 14 '16, 01:13

 

  Wywyższyć Chrystusa ukrzyżowanego w swoim sercu.

 

Kiedy człowiek zdaje sobie sprawę, że jego dni powoli staja się policzone, zaczyna pisać testament. Mądry człowiek w treści testamentu nie skupia się tylko na własnym majątku, co i ile komu ma dać lub pozostawić. Zaczyna w nim pisać ważne przemyślenia swojego życia aby czytający mogli na nich oprzeć dalej swoje życie.
Tak czyni Jezus.

 

Dlatego warto wracać do siedmiu przesłań Jezusa z Krzyża.

 

Czego one dotyczą, na co szczególnie zwracają uwagę?


Tym właśnie teraz chcę z wami się podzielić, drodzy Czytelnicy.

 

Jest tak, że każdy z Ewangelistów opisując śmierć Jezusa na krzyżu, na co innego chciał zwrócić uwagę w swoim przesłaniu. I to, właśnie czyni tę niesamowitą chwilę - agonii Jezusa, bogatą w słowa i wydarzenia.

 

1. Św. Mateusz wraz ze św. Piotrem, co zapisał św. Mark zapamiętali i szczególnie przeżyli następujące słowa Jezusa: „ Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: "Eli, Eli, lema sabachthani?", to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”(Mt 27,46).

 

Dramat opuszczenia Jezusa na Krzyżu dotyczy zejścia Jego do tych miejsc, gdzie ludzie odrzucili Boga, aby i tam ogłosić Orędzie Zmartwychwstania. W „Credo” wyznajemy ten moment słowami: „zstąpił do piekieł”.

 

Dramat opuszczenia i samotności Jezus w chwili śmierci jest też świadomym przyjęciem przez Niego tych chwil, jakie ludzie będą przeżywali umierając w przytułkach, w samotności, w odrzuceniu przez własne rodziny. Pan Jezus i to ludzkie cierpienie bierze na siebie, aby w tych chwilach być blisko nas.

 

2. Następny Ewangelista,Św. Łukasz zapisał trzy przesłania z Krzyża:
„Lecz Jezus mówił: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy.”(Łk 23,34).

 

Tego szatan nie przewidział, aby Jezus z miłości do człowieka, przebaczył nawet swoim zabójcom. Nikt przed Jezusem tego nie zrobił i nikt tego nie zrobi później, chyba, że w mocy Jezusa.

 

I ty i ja przebaczajmy w imię Jezusa wszystkim swoim wrogom i nieprzyjaźnie do nas nastawionym ludziom, a szczególnie tym najbliższym, którzy nas ranią.


Nie przebaczanie jest furtką dla szatana, aby ciebie osaczył złością i nienawiścią. Przebaczenie nie tylko uwalnia nas od Złego ale czyni na nowo zdolnymi do miłowania.

 

„ I dodał: "Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa". Jezus mu odpowiedział: "Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju".(Łk 23,42-43).

 

Któż z nas nie chciałby usłyszeć te słowa, które usłyszał Dobry Łotr.


Każdemu człowiekowi Bóg daje łaskę skruchy i pragnienie nieba, tuż przed śmiercią. Nigdy takiej szansy nie odrzucaj, bo nie wiesz, czy ona jest ci dana po raz ostatni! Niestety, jak kapłan stałem już przed odchodzącym z tego świata osiemdziesięcioczteroletnim mężczyzną, który kazał mi odejść.

 

„Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha.”(Łk 23,46).
Codziennie wieczorem przed spoczynkiem wypowiadaj te słowa, jakby twoje zaśnięcie miałby być ostatni przed śmiercią.

 

3. Św. Jan uwrażliwił swoje serce na zupełnie inne wydarzenia pod Krzyżem, może też dlatego, że był obecny najbliżej konającego Jezusa.


Oto one:
„ A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: "Niewiasto, oto syn Twój". Następnie rzekł do ucznia: "Oto Matka twoja". I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.(J 19,25-27).
Ów „Testament z Krzyża”, gdzie otrzymujemy Maryję za naszą Matkę i taką właśnie możemy Ją wziąć do siebie jest jednym z najpiękniejszych wydarzeń tej dramatycznej chwili. Czyż nie zamieniłbyś całe bogactwo swojego życia na ten DAR Maryi?!

 

„ Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: "Pragnę". A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: "Wykonało się!" I skłoniwszy głowę oddał ducha.(J 19,28-30).”


„Pragnę” i „Wykonało się” są ostatnimi słowami Jezusa u św. Jana.

 

To czego Jezus „pragnął” Jan zapisał w 17 rozdziale „ w modlitwie arcykapłańskiej Jezusa”. Warto przeczytać o tych pragnieniach Jezusa, aby chociaż jedno z nich wypełnić w swoim życiu np. „uświęć ich w prawdzie”, czy „ aby byli jedno”.

 

Ostatnie wydarzenie na krzyżu, które zapisał tylko św. Jan dotyczy przebitego boku: „ tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda.”(J 19,34).

 

„Krew i woda” rozumiane są przez Kościół, jako źródła sakramentów Eucharystii i Chrztu św.

 

Takie oto bogactwo duchowe daje nam testament Jezusa z Krzyża.


Weź, choć jedno z tych przesłań głęboko do serca i postaw je na pierwszym miejscu w swoich osobistych pragnieniach, aby wypełniło się i w twoim życiu. Amen.

Ks. Roman Chyliński

 

J 3, 13-17
 Jezus powiedział do Nikodema: "Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił, Syna Człowieczego. A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.
Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony".

Dorota
Dorota Wrz 14 '16, 10:10
cudowna_wymiana

Jezus powiedział do Nikodema:

«Nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił, Syna Człowieczego.

A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony» (Z rozdz. 3 Ewangelii wg św. Jana)

 

Dzisiejsze święto jest pamiątką odnalezienia przez matkę cesarza Konstantyna Wielkiego, św. Helenę, relikwii Krzyża w Jerozolimie.

Zagadkowo brzmiące słowo „podwyższenie” oznacza tutaj po prostu przeniesienie z ziemi na ołtarz i przeznaczenie do kultu (tym samym słowem określa się również przeniesienie szczątków błogosławionego bądź świętego z grobu na cmentarzu do kościoła celem oddawania mu kultu). Choć mamy tutaj do czynienia z legendą (zdaje się, że Krzyż zaczął być czczony w Jerozolimie dopiero w 2. poł. IV w., a zatem już po śmierci nie tylko Heleny, ale i samego Konstantyna) to jednak dzisiejsze święto wymaga naszej szczególnej uwagi. W jego serce wprowadzi nas fragment prefacji:

 

Ty [Boże] postanowiłeś dokonać zbawienia rodzaju ludzkiego * na drzewie Krzyża. * Na drzewie rajskim śmierć wzięła początek, * na drzewie Krzyża powstało nowe życie, * a szatan, który na drzewie zwyciężył, * na drzewie również został pokonany, * przez naszego Pana Jezusa Chrystusa.

 

O czym mówi nam tekst z liturgii, o tym samym mówi Jezus w Ewangelii: Bóg daje zbawienie w miejscu słabości ludzkiej, Bóg przychodzi tam, gdzie człowiek jest słaby. Krzyż oznacza, że Boża wola zbawienia jest tak wielka, że nic z nas nie ginie, żadna nasza rana, ale wszystko, dzięki miłości i wierności wobec Boga i Jego Kościoła, może być przemienione w znak chwały.

Całe chrześcijaństwo jest zbudowane na tej właśnie myśli, która wypływa z Ofiary Chrystusa. Nie chodzi tutaj o mówienie, że nie ma grzechu, albo że jeśli coś czyni się z „miłością”, to przestaje być to grzeszne. Chodzi tu raczej o dostrzeżenie tego, że Bóg tak bardzo nas kocha, że chce nas zbawić całych, bez odcinania jakichś kawałków naszej osoby jak kuponu. Czy zechcemy zatem i my wstąpić na krzyż, aby zło w nas obumarło a rozkwitła miłość? W krzyżu jest moc, nic dziwnego zatem, że jest czczony przez wszystkich chrześcijan (wypada wspomnieć o starym benedyktyńskim sanktuarium na Świętym Krzyżu w Górach Świętokrzyskich).

Także i my dzisiaj ucałujmy Krzyż i wyznajmy wraz z całym Kościołem: Wielbimy Cię, Panie Jezu Chryste, bo przez Krzyż swój odkupiłeś świat.

Szymon Hiżycki OSB

Dorota
Dorota Wrz 15 '16, 18:52

Twoją duszę przeniknie miecz.

O boleściach Matki Bożej tak napisał Sługa Boży ks. kard Stefan Wyszyński : „ Wydawało się, że wobec świętej Rodziny Pan Bóg powinien działać ze szczególną ostrożnością, ochraniając ją od Zła. A tu wręcz odwrotnie. Wszystko co najtrudniejsze i najcięższe spotykało Bożą Rodzinę, a w sposób szczególny Maryję.”

 

Od XIV w. często pojawiał się motyw siedmiu boleści Maryi. Są nimi:


1. Proroctwo Symeona (Łk 2, 34-35)
2. Ucieczka do Egiptu (Mt 2, 13-14)
3. Zgubienie Jezusa (Łk 2, 43-45)
4. Spotkanie z Jezusem na Drodze Krzyżowej (Ewangelie o nim nie wspominają)
5. Ukrzyżowanie i śmierć Jezusa (Mt 27, 32-50; Mk 15, 20b-37; Łk 23, 26-46; J 19, 17-30)
6. Zdjęcie Jezusa z krzyża (Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19, 38-42)
7. Złożenie Jezusa do grobu (Mt 27, 57-61; Mk 15, 42-47; Łk 23, 50-54; J 19, 38-42)

Przeanalizujmy powyższe przesłania.

 

Ad.1. Proroctwo Symeona: „Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: "Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu".( Łk 2,34-35).


Dla Maryi trudne było do przyjęcia proroctwo i błogosławieństwo Symeona. Dowiedziała się bowiem, że jej Syn będzie człowiekiem walczącym z narodem Izraelskim o prawdę i spodka Go sprzeciw wobec części zbuntowanego ludu.
Tak jest do dzisiaj. Wielu ludzi ze względu na złe życie moralne i z innych przyczyn odrzuca Jezusa.


„Miecz”, symbolizuje tu selektywny miecz Sądu, niszczących jednych, a oszczędzających drugich. Będzie to miecz nie tyle kary co oddzielający, rozróżniający dobrych od złych.
Matce Bożej największy ból sprawia widok ludzi idących na potępienie, odrzucających miłosierdzie swojego Syna.

 

Ad.2. Ucieczka do Egiptu: „Gdy oni odjechali, oto anioł Pański ukazał się Józefowi we śnie i rzekł: "Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę i uchodź do Egiptu; pozostań tam, aż ci powiem; bo Herod będzie szukał Dziecięcia, aby Je zgładzić". (Mt 2, 13-14).
Jezus miał przeżyć wszystko to w swoim życiu, co przeżył Jego naród. Miał więc również przebywać na wygnaniu w Egipcie.


Odrzucenie Jezusa i Maryi przez swój naród to kolejny ból, który w swoim sercu przeżywała Matka Boża.


Matka Bolesna jest z każdym z nas, którzy przez bliskich, własną rodzinę, męża lub żonę poczuli się odepchnięci, oszukani lub odrzuceni.

 

Ad.3. Zgubienie Jezusa: „ Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: "Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie". Lecz On im odpowiedział: "Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?" Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział”.( Łk 2,48-50).


Z bólem serca szukaliśmy Ciebie!


Odtąd wielu ludzi zagubionych, zniewolonych, w nałogach, pogubionych moralnie w życiu, będzie z bólem serca szukać Jezusa.


Na to poszukiwanie Jezusa zabierzmy ze sobą Maryję. On wie jak znaleźć swojego Syna i jak nam pomóc, abyśmy i my Jego odnaleźli.

Ad.4. Spotkanie Maryi z Jezusem na Drodze Krzyżowej (Ewangelie o nim nie wspominają).


Wspomina natomiast tradycja chrześcijańska w rozważaniach Drogi Krzyżowej.
Możemy sobie tylko wyobrazić, jak straszny był to widok dla Maryi zobaczyć swojego Syna po biczowaniu, z żywym mięsem zamiast skóry na ciele…
I jak tu objąć, przytulić własne dziecko tak zmaltretowane. Czyż jest ból nad ten ból?!
Tak patrzą współczesne matki na swoje dzieci leżące na oddziałach onkologicznych, po silnych poparzeniach czy w innych ciężkich przypadkach. Maryja jest blisko was drogie mamy i was pociesza.

 

Ad.5. Ukrzyżowanie i śmierć Jezusa.


Stabat Mater! Stała Matka ledwo żywa…
Głębię tego, co Maryja mogła przeżywać pod krzyżem oddają "Gorzkie Żale", a szczególnie: "Rozmowa duszy z Matką Bolesną".
"Ach, ja Matka boleściwa -
Pod krzyżem stoję smutliwa, -
Serce żałość przejmuje.
O Matko, niechaj prawdziwie, -
Patrząc na krzyż żałośliwie, -
Płaczę z Tobą rzewliwie!
Już ci, już moje Kochanie -
Gotuje się na konanie! -
Toć i ja z Nim umieram!
Pragnę, Matko, zostać z Tobą, -
Dzielić się Twoją żałobą -
Śmierci Syna Twojego.
Zamknął słodką Jezus mowę -
Już ku ziemi skłania głowę, -
Żegna już Matkę swoją!
O Maryjo, Ciebie proszę, -
Niech Jezusa rany noszę -
I serdecznie rozważam."

 

Tu zakończę moje rozważania o Matce Bożej Bolesnej. Pozostałe „dwa miecze”: „ Piety” i „Złożenia do grobu” znajdą jeszcze czas w moich rozważaniach.

 

Prefacja „o Matce Bożej Bolesnej” ukazuje nam Paschalny wymiar cierpienia: „Gdy Maryja stała pod krzyżem w czasie męki i śmierci swojego Syna, * spełniła się przepowiednia Symeona: * miecz boleści przeniknął Jej duszę. * Ty jednak przemieniłeś Jej cierpienie w radość i połączyłeś Ją z Chrystusem w wiekuistej chwale.”

 

Modlitwa:
Maryjo , Matko nasza zamień wszystkie nasze cierpienia w radość i połącz nas z Twoim Synem tryumfującym w niebie. Amen

ks. Roman Chyliński

Słowo Boże na 15 września.
Wspomnienie Matki Bożej Bolesnej. Dolorosa.
Łk 2, 33-35
. Po przedstawieniu Jezusa w świątyni Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono.
Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: "Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu".

Dorota
Dorota Wrz 16 '16, 10:14

Będę Ci służył, Panie, na wzór niewiast z Ewangelii!  

Z Ewangelii według Świętego Łukasza Jezus wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym. A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które zostały uwolnione od złych duchów i od chorób, Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, rządcy Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały, udzielając ze swego mienia.(Łk 8, 1-3)   niewiasty służyły Jezusowi - służą także dziś Fragment traileru filmu "Pasja" (fot. youtube.com)

1. Święte niewiasty z Ewangelii.  

  W publicznym życiu Jezusa pojawia się grupa kobiet, które z czułością i przywiązaniem służą Nauczycielowi. Pan zechciał oprzeć się na ich wielkoduszności i poświęceniu. O ileż hojniej wynagrodzi im troskliwość i czułość, z jaką dbały codziennie o potrzeby Jego i uczniów Ten, który każdemu okazuje wdzięczność! W godzinach Męki będą one umiały pokonać lęk i przewyższą uczniów pod względem wierności i odwagi: jako jedyne, z wyjątkiem Jana, będą mężnie trwały u stóp krzyża, przeżywając u boku Jezusa Jego ostatnie chwile i słuchając Jego ostatnich słów. A gdy już po śmierci zostanie On zdjęty z krzyża, będą uczestni­czyły w balsamowaniu zwłok. Następnie zaś, w pierwszym dniu tygodnia, po obowiązkowym odpoczynku sobotnim, pospieszą do grobu w celu dokończenia ceremonii.   Pan wynagrodził im tę niezłomną wierność, w poranek Wielkanocny w pierwszej kolejności ukazując się nie uczniom, lecz właśnie kobietom. Także tylko one widziały aniołów u grobu. Jan i Piotr stwierdzili jedynie, że grób jest pusty, ale aniołów nie ujrzeli. Kobiety miały szczęś­cie ich zobaczyć, ponieważ były do tego przygotowane lepiej niż mężczyźni, a przede wszystkim dlatego, że otrzymały misję pełnienia roli aniołów i służenia rodzącej się wierze Kościoła. Ich duch był otwarty, a żarliwość rozumna. Kobiety pospieszyły, by wypełnić polecenie powiadomienia ucz­niów i przypomnienia im tego, co Jezus zapowiedział za życia na ziemi. One to również jako ostatnie ujrzały Jezusa zmartwychwstałego. Niewątpliwie są to kobiety z Jerozo­limy i okolic, siostry Łazarza z Betanii. Razem z nimi była Maryja, Matka Jezusa.   Przykład tych kobiet, które usługują Jezusowi ze swych dóbr i nie opuszczają Go w ostatnich chwilach, jest wołaniem o naszą wierność i bezwarunkowe oddanie się Panu.

    2. Rola kobiet w życiu Kościoła i społeczeństwa.  

  Od pierwszych dni Kościoła rzuca się w oczy nieoceniona rola kobiety w szerzeniu Królestwa Bożego. Jako pierw­sze widzimy te, które osobiście zetknęły się z Chrystusem i poszły za Nim, a po Jego odejściu „trwały wraz z apostołami na modlitwie” w jerozolimskim wieczerniku, aż do dnia Pięćdziesiątnicy. Kobiety te, a po nich i inne, miały żywy i doniosły udział w życiu pierwotnego Kościoła, budowaniu od podstaw pierwszej chrześcijańskiej wspól­noty- i dalszych wspólnot - poprzez swe charyzmaty i wieloraką posługę. Można z całą pewnością stwierdzić, że chrześcijaństwo w Europie zaczęło się od Lidii, która rozpoczęła misję nawracania kontynentu od wewnątrz, poczynając od swojego domu (por. Dz 16, 14-15). Podobna historia miała miejsce u Samarytan, którym to właśnie kobieta jako pierwsza opowiedziała o Odkupicielu (por. J 4, 39). Apostołowie, którzy udali się po żywność do tej samej wioski, nie odważyli się zapewne rozpowiadać wszędzie, że Mesjasz znajduje się tak blisko, tuż za mia­stem. Ona nie obawiała się tego oznajmić sąsiadom.   Kościół żywił zawsze głęboki szacunek dla roli, jaką w szerzeniu się chrześcijaństwa pełniła i pełni kobieta chrześcijańska jako matka, żona i siostra. Pisma apostolskie przynoszą nam świadectwo o wielu takich kobietach. Były to Lidia w Filippi, Pryscylla i Kloe w Koryncie, Fefe w Kenchrach, matka Rufusa - która również dla Pawła była jak matka - oraz córki Filipa z Cezarei.   Wszystko, co otrzymaliśmy, powinniśmy poświęcić na służbę Panu i innym ludziom. Kobieta jest powołana, aby dać rodzinie, społeczeństwu i Kościołowi coś specyficznego, co jest tylko jej właściwe, i co tylko ona może ofiarować: swoją delikatną dobroć, swoją nie­ograniczoną wspaniałomyślność, swoje upodobanie w tym, co konkretne, swą bystrość w pomysłach, swą zdolność intui­cji, swą głęboką i cichą pobożność, swoją wytrwałość. Kościół oczekuje od kobiety poświęcenia się na rzecz tego, co stanowi prawdziwą godność osoby ludzkiej.   Święte kobiety są uosobieniem ideału kobiecości, ale są także wzorem dla wszystkich chrześcijan, wzorem naśladowania Chrystusa, przykładem, jak Oblubienica winna odpowiadać na miłość Oblubieńca.   Pan domaga się od nas wszystkich, byśmy służyli Jemu, Kościołowi świętemu i naszym braciom swoimi dobrami, swoim rozumem, wszystkimi talentami, których nam uży­czył. Wówczas zrozumiemy głębię prawdy, że „służyć - zna­czy panować".  

    3. Poświęcenie się w służbie innym.

  „Człowiek, będąc jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego, nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z sie­bie samego". Św. Jan Paweł II odnosi te słowa Soboru Watykańskiego II w szczególności do kobiety, która „nie może odnaleźć siebie inaczej, jak tylko obdarowując miłością innych”.Właśnie w miłości, w oddaniu się i w służbie innym osoba ludzka, a chyba w sposób szczególny kobieta, realizuje powołanie otrzymane od Boga. Kiedy kobieta oddaje na służbę innym zalety otrzymane od Pana, wówczas jej życie i jej praca będą rzeczywiście konstruktywne, owocne, pełne treści, zarówno wtedy, gdy będzie spędzać czas w domu, poświęcając się dzieciom, jak i wtedy, gdy rezygnując z małżeństwa z jakiejś szlachetnej przyczyny odda się całkowicie innym zajęciom. Każda na własnej drodze, będąc wierną powołaniu ludzkiemu i boskiemu, może zrealizować i realizuje faktycznie pełnię osobowości kobiecej. Nie zapominajmy, że Najświętsza Maryja Panna, Matka Boża i Matka ludzi, jest nie tylko wzorem, ale także dowodem nieprzemijającej wartości, którą może osiągnąć czyjeś, zdawałoby się, nieciekawe, życie.   Rozważając dziś wielkoduszność i wierność tych kobiet, zastanówmy się, jak wygląda nasza wspaniałomyślność i wierność. Powin­niśmy żywić postawę służby Bogu i ludziom w duchu nad­przyrodzonym, nie oczekując niczego w zamian. Musimy służyć nawet tym, którzy nie okazują wdzięczności za okazywaną im pomoc, chociaż postawa taka sprzeciwia się ludz­kiemu sposobowi rozumowania.   Każdego dnia nadarza się tyle sposobności, by służyć! Będę Ci służył Panie, przez wszystkie dni mojego życia, już od samego rana. Pośpiesz mi z pomocą. Pomyślmy, czy jesteśmy wielkoduszni, oddając swój - może nieraz szczupły - czas w służbę innym. I czy robimy to wszystko pełni głębokiego szczęścia i tej szczególnej radości, którą daje wielkoduszność.  

Kończąc naszą dzisiejszą modlitwę, nie zapominajmy również o tym, że zarówno w okresie życia publicznego Jezusa, jak też w godzinach Jego Męki, a prawdopodobnie także po Zmar­twychwstaniu, kobiety te, o których wspomina św. Łukasz, cieszyły się szczególnym przywilejem. Trwały one w więk­szej zażyłości z Maryją niż sami uczniowie. To dzięki Niej poznały tajemnicę wielkoduszności i wytrwałości w krocze­niu za Nauczycielem. Zwróćmy się więc do Niej, prosząc, by nam pomogła trwać w wierności i wyrzeczeniu. Przy Niej nauczymy się dostrzegać okazje do służby, a dzięki służbie zapominać o sobie samych. Ona nas nauczy - jak w Kanie Galilejskiej - mieć „oczy uważne, zgadujące”, by od razu dostrzegać, że ludziom czegoś brakuje do szczęścia.

 

 

Edytowany przez Dorota Wrz 16 '16, 10:17
Dorota
Dorota Wrz 17 '16, 09:32

Sieje je, sieje je, sieeeeeeeeeje je… O Bogu wierzącym w cuda

 

Jezus, gdy mówił o Królestwie Bożym często używał różnego rodzaju przypowieści i porównań zaczerpniętych z codziennego życia, żeby Jego słuchacze mogli lepiej zrozumieć, co ma na myśli. Nie inaczej jest z przypowieścią o siewcy.

 

Kiedy Jezus ją opowiada? Gdy kończy samotną działalność w Galilei i rusza w stronę Jerozolimy. Wokół Niego gromadzi się wielki tłum ludzi, którzy zostali dotknięci Bożą miłością. Są wśród nich Apostołowie, inni uczniowie, kobiety, które towarzyszyły Jezusowi, a także sporo innych osób, które chcą być blisko niezwykłego Nauczyciela.

 

Spróbuj sobie wyobrazić tę sytuację. Zobacz wielką rzeszę osób otaczających trzydziestokilkuletniego mężczyznę, który wie, co to znaczy pracować fizycznie. Usłysz gwar dobywający się z wielu gardeł. Pomyśl, jak cisną się, żeby być jak najbliżej Jezusa, aby nic nie stracić z tego, co powie.

 

Właśnie wtedy, gdy wielu jest obok Niego opowiada przypowieść o siewcy. Ludzie żyjący w Ziemi Świętej na początku I wieku doskonale znali pracę na roli. Wiedzieli na czym polega trud rolniczego życia.  Zatem szybko oczami wyobraźni zobaczyli rolnika rzucającego ziarno na różne gleby. Robiono to zazwyczaj jeszcze przed zaoraniem ziemi. Jest to ważna informacja, ponieważ większość pól na obszarze Palestyny była skalista i przykrywała je jedynie cienka warstwa ziemi. Jeśli rolnik wcześniej nie zaorał pola, to dopiero po pewnym czasie widział, że zmarnował część ziarna. Jezus mówi między innymi o takiej sytuacji.

 

Żeby nie zamęczać Cię długim komentarzem, to skupię się przede wszystkim na ziarnach, które spadły na taką, skalistą glebę. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i praca przyniesie plon. Dopiero później widać, że były to tylko pozory. Ziarno wzeszło, bo miało trochę ziemi, ale na skale brak mu było wilgoci, więc szybko uschło.

 

Ten obraz porusza mnie dzisiaj najbardziej, ponieważ pokazuje mi, że my w relacji do Boga możemy być pozorantami. Możemy na zewnątrz wyglądać jak dobra ziemia, która wyda plony, ale będzie to jedynie pierwsze, powierzchowne wrażenie. Możemy co niedzielę być w kościele, możemy odmawiać modlitwy, możemy słuchać i czytać Słowo, (mogę odprawiać codziennie Mszę) ale nie wydamy owoców. Wiem, że jest to smutna perspektywa. Ale jest też coś pocieszającego. Zobacz jak Siewca, czyli Bóg jest hojny. Wie, że Jego słowo tylko w jednym na cztery przypadki przyniesie plon. Wie, że wielu odrzuci to, co mówi, ale mimo to sieje.

 

Bóg jest specjalistą od spraw niemożliwych. Będzie siał nawet tam, gdzie po ludzku nie powinien.

 

Może czujesz się dzisiaj zdeptany, może czujesz, że wysychasz, a może czujesz, że wszystko, co się dzieje wokół Ciebie, zagłusza głos Boga. Nawet jeśli tak jest, to On sieje swoje Słowo dla Ciebie. Mówi, choć wie, że szanse na plon są marne. Ale nie rezygnuje. Rzuca swoje Słowo obficie i wierzy, że choćby jedno ziarenko trafi w miejsce, które będzie dla niego przyjazne.

 

I jeszcze jedna ważna rzecz. Owoc wydadzą ci, którzy będą wytrwali. Nie poganiaj Boga, ale trwaj przy Nim. Wytrwałość to klucz do Nieba.

 

Konkret na dziś: Zaufaj Bogu, że On lepiej wie kiedy i jak zadziałać w Twoim życiu. Bądź wytrwały.

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec, Syn i Duch Święty +

Ks. Krystian Malec

 

Gdy zebrał się wieki tłum i z miast przychodzili do Jezusa, rzekł w przypowieści: „Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny”.

Przy tych słowach wołał: „Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha”.

Wtedy pytali Go Jego uczniowie, co oznacza ta przypowieść.

On rzekł: „Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym zaś w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli.

Takie jest znaczenie przypowieści: Ziarnem jest słowo Boże. Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. Na skałę pada u tych, którzy gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a w chwili pokusy odstępują. To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu.

W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość”. (Łk 8,4-15)

Edytowany przez Dorota Wrz 17 '16, 09:32
Dorota
Dorota Wrz 18 '16, 08:59

To zdanie jest dla mnie najważniejsze

 

Ci z Was, którzy mieli okazję poznać mnie osobiście, słuchać moich homilii czy konferencji, spowiadać się u mnie wiedzą, że jedno ze zdań, które czytamy w dzisiejszej Ewangelii, jest dla mnie kluczowe i bardzo często do niego wracam. Jakie słowa mam na myśli?

 

Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie.

 

Wiem, że wyrwałem je z kontekstu, ale nie umiem obok niego przejść obojętnie. Być może liczyłeś na obszerny komentarz z którego dowiesz się, dlaczego Jezus chwali nieuczciwość rządcy. Niestety, nie odpowiem dziś Ci na to pytanie, ale skupię się na tym jednym zdaniu.

 

Co robiłeś dzisiaj? Na pewno obudziłeś się. Co dalej? Trzeba było (albo dopiero będzie) podnieść się z łóżka. Może masz zwyczaj robić znak krzyża zaraz po obudzeniu i modlić się chwilę. Potem wycieczka do łazienki w sprawach wiadomych. Jakoś trzeba się też ubrać, coś zjeść, sprawdzić Facebooka i inne takie „ważne sprawy”. Nie będę dalej wymieniał, co można robić, ale zmierzam do tego, żebyśmy zrozumieli dzisiaj, że nasze życie składa się z maleńkich rzeczy.

 

Największym wydarzeniem dzisiejszego dnia będzie Msza święta. Mam nadzieję, że jest ona w Twoich planach. Ona też składa się z wielu, połączonych ze sobą małych gestów i słów.

 

Ty i ja też jesteśmy „zlepkiem” maleńkich rzeczy.

 

Choć świat, który nas otacza jest ogromny, to tworzą go różnego rodzaju maleństwa.

 

Chcemy robić wielkie rzeczy. Chcemy wiele osiągnąć. Chcemy być ludźmi sukcesu. To są dobre pragnienia (o ile nie zakładają grzechu i dojścia do celu „po trupach”). Ale najpierw skupmy się na tych małych, które tak łatwo nam uciekają. Od nich wszystko się zaczyna.

 

Być może masz problem z dłuższą modlitwą? Widzisz, jak inni potrafią całymi godzinami adorować Jezusa w Najświętszym Sakramencie, a Ty nie umiesz wysiedzieć kilku minut w kościele. To nie jest żadna tragedia. To pewien stan, który można zmienić. Co robić? Zacznij od kilku minut trwania przy Bogu. Przyzwyczaj się, że jest to Twoje spotkanie z Nim. Jeśli przeżyjesz te kilka chwil w skupieniu i ze świadomością, że On JEST, to z czasem Twoje serce będzie pragnęło coraz dłuższych chwil sam na sam z Nim. Tak jak sportowiec, który marzy o medalu olimpijskim, dochodzi do perfekcji ćwicząc regularnie i wytrwale, tak i człowiek wierzący powinien codziennie „trenować” relację z Bogiem. Nie da się osiągnąć sukcesu ot tak, z dnia na dzień. Trzeba do niego zdążać małymi krokami, co jakiś czas podnosząc sobie wymagania.

 

Na pewno masz marzenia, które chciałbyś zrealizować. Mam nadzieję, że są one dobre i szlachetne. Walcz o nie, ale nie licz na to, że coś się zrobi samo bez Ciebie. Wyznacz sobie cel, który chcesz osiągnąć i zacznij go niego dążyć. Ale bez pośpiechu i mądrze oceniając swoje możliwości. Skup się na małych rzeczach i bądź im wierny.

 

Naszym największym marzeniem powinno być Niebo. Idźmy tam małymi kroczkami wpatrzeni w Pasterza i zasłuchani w Jego Słowo oraz głos Kościoła, a na pewno osiągniemy cel.

 

Bóg kocha to, co jest małe. On widzi i kocha w nas to, co my zbyt łatwo pomijamy. Bóg jest fanem małych rzeczy.

 

Konkret na dzisiaj: zobacz „małe rzeczy” w których jesteś dobry i postanów, że je rozwiniesz.

ks. Krystian Malec

 

 

Jezus powiedział do swoich uczniów:

”Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. Przywołał go do siebie i rzekł mu: »Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządu, bo już nie będziesz mógł być rządcą«.

Na to rządca rzekł sam do siebie: »Co ja pocznę, skoro mój pan pozbawia mię zarządu? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. Wiem, co uczynię, żeby mię ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę usunięty z zarządu«.

Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: »Ile jesteś winien mojemu panu?«. Ten odpowiedział: »Sto beczek oliwy«. On mu rzekł: »Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt«. Następnie pytał drugiego: »A ty, ile jesteś winien?«. Ten odrzekł: »Sto korcy pszenicy«. Mówi mu: »Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt«. Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światła.

Ja także wam powiadam: »Zyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków. Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze?

Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi.

Nie możecie służyć Bogu i Mamonie«”. (Łk 16,1-13)

Edytowany przez Dorota Wrz 18 '16, 08:59
Dorota
Dorota Wrz 18 '16, 20:07

Umieć wybierać     25 niedziela zwykła, rok c

Zaroiło się od oszustów w dzisiejszych czytaniach biblijnych. Prorok Amos kieruje swe słowo upominające tych, co gnębią ubogich i bezrolnych, fałszują wagi i miary, kupują biedaków za srebro, sprzedają plewy. Za nic mają człowieka! Szabat - dzień świąteczny - uważają za stratę. Żyją tylko interesami, które pomnażają ich majątek. Marzą tylko o tym, by znów otworzyć spichrze i sprzedawać, sprzedawać ... i bogacić się. Ich postawa spotyka się ze zdecydowaną oceną - Pan nie zapomni ich uczynków!

 

Ten sam   temat wraca jak echo w Ewangelii, gdzie znów działa oszust. Co prawda, nie gnębi on ubogiego - ale oszukuje bogacza, u którego pracuje; trwoni jego majątek, a gdy rzecz się wydaje, jeszcze przed zwolnieniem z pracy, fałszuje rewersy na korzyść dłużników, by zapewne z nimi się później podzielić. Jego szachrajstwa (przyznajmy to) przyjmujemy z mniejszym wstrętem, gdyż gotowi jesteśmy w takim wypadku powiedzieć - nie trafiło na ubogiego. A w dodatku, ten nieuczciwy rządca spotkał się z pochwałą Pana (nie właściciela majątku) - bo ten go ocenił jednoznacznie - ocenił zwalniając go z pracy; ale samego Pana Jezusa, który pochwalił go, że z roztropnością pomyślał o swojej przyszłości. I tylko za to. Bo kradzież jest zawsze kradzieżą - oszustwo-oszustwem (niezależnie od tego kogo ono dotyczy), ubogiego czy bogacza, osobę prywatną czy wielki zakład produkcyjny.

 

Literatura biblijna opisuje sprawy ludzkie, sprzed wielu wieków, a są one nam tak bliskie, współczesne, dzisiejsze. Życie się zmienia, stosunki społeczne także, ale człowiek zostaje wciąż ten sam i pokusa mamony ciągle jest przed nim. To słowo, którym się Chrystus Pan posłużył „mamona”, wzięte z języka aramejskiego, używanego wtedy na co dzień w życiu potocznym; oznacza nie tylko „pieniądze” - ale wszystko to, co człowiek może zgromadzić, zamknąć w skarbcu, spichlerzu, zakopać, skryć przed innymi i powiedzieć „to jest moje”. Mam to na własność. Mogę tym rozporządzać.

  Oczywiście, pozwala to żyć w pewnym luksusie psychicznym, także pod warunkiem, że zdobyło się to w sposób uczciwy! Niemal powszechne jest przekonanie, że w PRL nikt się bez kombinacji dorobić nie zdołał, ale być może jest to uproszczenie. Nie potrafimy tutaj rozstrzygnąć. Dla nas pochylonych dziś nad Słowem Bożym, ważne jest to, że Chrystus z którym się liczymy i któremu ufamy - mamonę przeciwstawił Bogu - i ostrzegł, że służba Bogu jest niemożliwa dla tego, kto służy mamonie. Ta alternatywa „albo - albo” - niech pogłębi dziś naszą refleksję i da nam nowe światło. Istotnie - niejednokrotnie spotykamy w Ewangelii sytuacje, gdzie trzeba było wybierać. Młodzieniec, który mógł Chrystusowi powiedzieć, patrząc mu w oczy: „od młodości przestrzegałem wszystkich przykazań” - na którego Pan Jezus spojrzał z miłością - nie poszedł jednak za Chrystusem, choć był zaproszony! „Rozdaj wszystko ubogim i pójdź za mną”. Za dużo miał do rozdawania, żal mu było zostawić co posiadał - stracił szansę JEDYNĄ - niepowtarzalną. Bogacz, który ucztował wystawnie i dzień w dzień się bawił - znalazł się w piekle! Choć nikomu nie wyrządził krzywdy, Łazarza biednego nie odpędzał, nie znęcał się nad nim - a że nic mu nie dawał... nie był przecież instytucją charytatywną. Za co więc został ukarany? To naprawdę musiało zaniepokoić słuchaczy, gdy Jezus im powiedział: „...że łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego”. Po prostu bez pomocy Bożej niemożliwe.   Dlaczego Chrystus, który był błogosławieństwem i przebaczeniem - miał także przekleństwo dla bogaczy? „Biada wam bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą”.

Oddychamy z ulgą. Dobrze, że to nas nie dotyczy - jeśli nawet ktoś zdołał coś uciułać, to już dawno inflacja pochłonęła, stajemy się społeczeństwem coraz biedniejszym, liczymy na wsparcie innych. Tak, to prawda. Ale można posiadać niewiele i być bogaczem, bo w świetle Ewangelii - bogaty jest ten - kto nie rozumie, że co posiada, zostało mu przejściowo dane w użytkowanie. Odpowiadać będzie przed Bogiem - nie za to - że był posiadaczem, ale za to jak to wykorzystał. Czy nie uczynił ze swych dóbr bóstwa, które miłował z całego serca, z całej duszy, ze wszystkich sił? Czy nie zakopał swych skarbów, jak talentu powierzonego, by go potem oddać w stanie nienaruszonym? Oto masz swoją własność! Bo można przecież inaczej. Bo ta sama Ewangelia mówi o bogaczach także z pochwałą. Choćby o Zacheuszu, który wzbogacił się niezupełnie uczciwie, ale gdy przyszedł czas - rozdał połowę majątku ubogim a skrzywdzonych wynagrodził poczwórnie. A ludzie szemrali, że Jezus poszedł do niego w gościnę - do grzesznika. Nie mieli racji. Zacheusz przyjął łaskę zaproszenia - nie odrzucił jej - i już nie był grzesznikiem - wielbłąd przeszedł jednak przez ucho igielne. Chociażby o tym, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony świątynnej, a wielu bogatych wrzucało wiele. Choćby o zamożnym człowieku z Arymatei - imieniem Józef, który też był uczniem Jezusa. To on zabrał ciało, owinął w czyste płótno i złożył w swoim pustym - nowym grobie. On też załatwił wszystkie formalności prawne. Dzięki niemu Pan Jezus miał ludzki pogrzeb. Bez jego inicjatywy zostałby pogrzebany we wspólnej mogile złoczyńców.   Któż jest więc bogaczem?

Nie ten, kto posiada wiele - ale ten, kto ze swoim skarbem związał serce swoje i myśli, że posiada na zawsze i tylko dla siebie. Straszliwe złudzenie, że choćby złodzieje nie wykopali i nie skradli, choćby mól i rdza nie zniszczyły - to i tak zostawimy wszystko, co posiadamy tutaj. Czasem ta orientacja jawi się u schyłku życia. Wiem, że nie zabiorę ze sobą, a wybieram się powoli na drugą stronę. Przeznaczam więc com uciułał - na czarną godzinę - na te cele, które uważam za pożyteczne. Tak też można, jeśli się zdąży!   Ina koniec warto posłuchać rady mądrego psalmisty, który przed wiekami nauczał - jakby dla tych wszystkich przeznaczył te słowa, dla tych, którzy z zazdrością patrzą, że inni mają więcej. Nie martw się, gdy ktoś się wzbogaci, gdy wzrośnie zamożność jego domu, bo kiedy umrze nic nie weźmie ze sobą, a jego bogactwo nie pójdzie za nim i chociaż w życiu schlebiał sobie -... „będą Cię sławić, żeś się dobrze urządził” - iść musi do pokolenia swych przodków - do tych, co na wieki nie zobaczą światła.

ks. Józef Tabor  do Am 8, 4-7 i Łk 16, 1-13

 

O Bożej ekonomii.

„Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światła".

 

Co w tej przypowieści o nieuczciwym rządcy jest takiego trudnego do zrozumienia?

 

Nieuczciwy rządca nie był chrześcijaninem. Nie myślał o uczciwym życiu, tylko o tym jak szybko się dorobić!


Sprawa trwonienia przez niego majątku właściciela wyszła na jaw i stracił pracę. Musiał szybko myśleć jak tu zabezpieczyć sobie życie na starość. Tuż przed opuszczeniem pracy, mając jeszcze władzę, spożytkował ją na rzecz swoich pracowników. Podarował im sporo długu, jaki zaciągnęli wobec właściciela.

 

Podsumowując tę przypowieść Jezus powiedział zaskakujące słowa: „Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światła".

 

Synowie tego świata, to wszyscy ci, którzy wiedzą jak pieniędzmi obracać, aby zapewnić sobie byt.

 

Kiedyś przyszedł do mnie pewien młody mężczyzna mający rodzinę z zapytaniem o nieuczciwość w prowadzonym przez niego biznesie. Stwierdził, że prowadzenie uczciwego biznesu spowoduje, że inni biznesmeni z konkurencji oszukujący na „wacie” zabiorą mu klientów.

 

Wówczas zapytałem go, czy zależy mu na błogosławieństwie Boży. Odpowiedział mi, że tak. Zapytałem go, czy Bóg błogosławi to, co czynimy nieuczciwie? Odpowiedział mi, że według niego nie.

 

Jako więc chrześcijanin, odpowiedziałem mu, że musi zdecydować się, czy chce błogosławieństwa Bożego, które zapewni mu utrzymanie rodziny?


Czy chce nieuczciwego życia, które może spowoduje szybkie dorobienie się, ale temu Bóg nie będzie błogosławił, a konsekwencje samej nieuczciwości wobec prawa, też mogą różnie odbić się na jego sytuacji życiowej!

 

Atak więc my, synowie światłości, czy naprawdę wiemy na czym powinno polegać nasze życie, aby zapewnić sobie życie wieczne?!

 

I jeszcze jedna sprawa.

 

Kochani katolicy macie zapewne swoich dłużników i ja się pytam, co wy z tymi dłużnikami robicie?

No jak to? Nie ma głupich, w bambusa nie damy się robić, co pożyczone musi dłużnik wrócić. OK.
A czy chociaż raz tak było w twoim życiu, że kiedy ktoś ci wracał pieniądze powiedziałeś „tyle”, resztę zachowaj, bo potrzebujesz?


Ta „reszta” została podarowana dłużnikowi w duchu jałmużny, z serca - jak dla Pana. Nigdy tej osobie o tym nie przypomnisz!!! I nie będziesz nic od tej osoby oczekiwał, żeby cię szczególnie traktowała.


Zrobiłeś ten gest jak „syn światłości” – katolik, dziękując Bogu, że postawił na twojej drodze do zbawienia: biednych, bardziej potrzebujący od ciebie, a ty, dzięki tym ludziom, mogłeś w ten sposób uwielbić Pana i oczyścić się z grzechów!

 

Księga Tobiasza pouczy nas:
„Czyńcie dobrze, a zło was nie spotka.


Lepsza jest modlitwa ze szczerością i miłosierdzie ze sprawiedliwością aniżeli bogactwo z nieprawością.


Lepiej jest dawać jałmużnę, aniżeli gromadzić złoto.
Jałmużna uwalnia od śmierci i oczyszcza z każdego grzechu.
Ci, którzy dają jałmużnę, nasyceni będą życiem”. (Tb 12,7-9).

 

Sam powiedz, czy ta mądrość ludzi Wschodu z Księgi Tobiasza jest taka trudna do zrozumienia?!

 

„ Biznes duchowy” podjęty w celu osiągnięcia nieba ma swoją własną kalkulację, to znaczy:
10-1=11, a 10-2=12, a 10-10=20.
Ta ekonomia Boża może na początku ciebie zaskakiwać. Ale później zobaczysz, że im więcej się dzielisz tym obficiej otrzymujesz od Pana Boga i ludzi.
Mam to sprawdzone!!!

 

Jeżeli nauczymy się tej chrześcijańskiej ekonomii, to na pewno nie będziemy mieli dużych kłopotów z pieniędzmi tu na ziemi, ani na „Sądzie osobistym” zaraz po śmierci przed obliczem Boga!

 

Więc nie bądź skąpcem, chciwym na grosz człowiekiem, ale dziel się z innymi tym, co masz! A wówczas staniesz się Bogatym przed Bogiem. Amen!

ks. Roman Chyliński

 

Edytowany przez Dorota Wrz 18 '16, 20:26
Dorota
Dorota Wrz 19 '16, 00:57

Aby widzieli œświatło ci, którzy wchodzą

Człowieka „zapala” i rozjaœśnia słuchanie Boga. To, co w nas płonie przez moc i mądroœść Słowa, powinno stać się darem dla innych. Dzielenie się śœwiatłem z kontemplacji Słowa rozjaśœnia życie ludzi. Wiara, miłośœć, kultura osobista, życzliwośœć, prawdziwoœść, uczciwośœć są wartoœściami, których nie wolno ukrywać. Postawienie œświatła na œświeczniku oznacza udzielanie innym tego, co stało się darem dla mnie: zrozumieniem, pocieszeniem, przemianą. Wiara i miłoœść, wrażliwoœść i szacunek, prawdziwośœć i uczciwoœść emanują œświatłem w człowieku i pociągają do Tego, który jest śŒwiatłem śœwiata.


 

Jakoœść, piękno życia może innych rozpalić dobrem, wzruszać, dostarczając przeżyć podprowadzających pod decyzję o przemianie własnego życia. „Nie żyjemy dla siebie”. ŚŒwiatło stawiamy na œświeczniku, aby służyło innym. Każdy człowiek jest dla drugiego śœwiatłem na śœwieczniku. Jak żyję ja, tak mogą żyć inni wokół mnie. Czym żyję, może stać się punktem uwagi i siłą do odwagi tym, z którymi dzielę moją codziennośœć.


 

Słowo Boże znajduje swoje szczególne objawienie w słuchających. Jak Boga słuchamy, tak żyjemy. Jak przeżywamy Jego Słowo, tak też jesteśœmy śœwiatłem lub zaciemnieniem życia innych. Od tego słuchania zależne jest piękno lub brzydota ludzkiego istnienia, zdecydowany krok lub niepewnoœść i niezdecydowanie w spoglądaniu na przyszłośœć.

 


 

Oddanie codzienne swojego czasu (choć chwilę) słowu Bożemu, powoduje rozjaśœnienie w ludzkim umyśœle i sercu. Potrzeba jedynie dać swój czas, a Bóg w nim okaże się Œświatłem. Może się bowiem wydawać, że rozumiemy, odczuwamy bez czuwania, bez skupienia uwagi, bez kontemplacji. Bóg dodaje tym, którzy dają to, co ich najbardziej kosztuje,– czas dla Niego.

 

ks. Józef Pierzchalski SAC

 

 

Łk 8, 16-18

Jezus powiedział do tłumów: "Nikt nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem ani nie stawia pod łóżkiem; lecz stawia na świeczniku, aby widzieli światło ci, którzy wchodzą. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło. Uważajcie więc, jak słuchacie. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma".

 

Dla szukających światła życia.

"Nikt nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem ani nie stawia pod łóżkiem; lecz stawia na świeczniku, aby widzieli światło ci, którzy wchodzą.”

Co jest z światłem chrześcijan?

 

Idziemy do Kościoła, otrzymujemy światło słowa Bożego, przyjmujemy Eucharystię i wychodzimy z „Światłem Chrystusa” ze Mszy św.
I co się z tym „ Światłem” dzieje dalej w nas i przez nas, kiedy wchodzimy do domu, czy idziemy do pracy?

 

Św. Jan jest mistrzem w analizie „światła Chrystusowego”. On to przedstawia Jezusa jak „ Światłość świata”: „A oto znów przemówił do nich Jezus tymi słowami: "Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia". (J 8,12).

 

Św. Jan zapewnia nas w powyższym przesłaniu, że jeśli z decydujemy się pójść za Jezusem będziemy mieli światło życia”.

 

Czym jest to światło życia i dlaczego tak mało ludzi decyduje się na przyjęcie tego światła?
Przecież nikt z nas nie chciałby żyć w ciemności życia!

 

Św. Jan i na te pytania nam odpowiada: „ A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu". (J 3,19-21).

 

Jak widzimy, odrzucenie światła Chrystusa ma swoje powody:
Nie chcemy rezygnować ze złych uczynków,
Boimy się zbliżyć do Jezusa, ponieważ dopuszczamy się nieprawości,
Nie chcemy, aby ktoś czasami nie potępił naszych uczynków,
Nie chcemy, aby czasami nie wyszło na jaw, że żyjemy w kłamstwie.
Jak również nie chcemy za bardzo podjąć się trudu pracy nad sobą, aby spełniać wymagania sumienia – życia w prawdzie.


W konsekwencji zaczynamy unikać konfesjonału jak „ognia”, rzadziej chodzimy do Kościoła, aby nie usłyszeć słowa Bożego, słowa prawdy i powoli przestajemy się modlić.
I tak powoli gaśnie w nas światło Chrystusa!!!

 

Żyjąc w kłamstwie moralnym, jako chrześcijanie wracamy ponownie do postawy Adama po grzechu pierworodnym – skrywania się przed Bogiem.


Do wielu z nas mógłby Bóg posłać to pytanie, które zadał Adamowi: „ Gdzie jesteś?”.(Rdz 3,9).


Czy jesteś w ciemności życia? Czy też żyjesz w jego jasności? Jakie życie wybrałeś? Ku czemu dążysz?

 

Dlatego przestrzega nas dzisiaj św. Łukasz: „ Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło.”
Wszystko jest „nagie” przed obliczem Boga.

 

Chcesz czy nie chcesz, w jakieś chwili swojego życia będziesz musiał odpowiedzieć sobie na te pytanie: co to znaczy żyć w światłości ?


Św. Jan daje nam jasną odpowiedź,: „ Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu". (J 3,21).

 

A zatem sami zbliżmy się najpierw do światła słowa Bożego. Porównajmy nasze życie ze słowem Bożym. To dobrze jak zobaczymy, że jest jeszcze parę rzeczy w nas do przepracowania. Nauczy nas to tylko trochę pokory, ale światła Chrystusa nie bójmy się!


Owszem Jezus pokaże nam prawdę o nas, ale nas nie potępi.

 

Módlmy się: Przyjdź Panie Jezus do mnie z Twoim światłem prawdy. Oczyść mnie z pychy przede mną ukrytej i z błędów, które nie widzę. Wprowadź do mojego serca ład i harmonię, aby pokój Boży nastał już na zawsze w mojej duszy. Prosi Cię o to, twój sługa szukający światła życia. Amen!

ks. Roman Chyliński

Edytowany przez Dorota Wrz 19 '16, 00:58
Dorota
Dorota Wrz 20 '16, 09:30
Czy Kościół nas oszukuje? Czy Jezus miał braci? Czy Maryja do końca życia pozostałą dziewicą?  

Czy Jezus miał rodzeństwo? Jest to ważne pytanie, które stawia przed nami dzisiejsza Ewangelia.

 

Przyszli do Jezusa Jego matka i bracia, lecz nie mogli się dostać do Niego z powodu tłumu.

Oznajmiono Mu: „Twoja matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą”.

Lecz On im odpowiedział: „Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je”. (Łk 8,19-21)

Wierzymy w to, że Maryja pozostała dziewicą do końca swojego ziemskiego życia i taką też została wzięta do nieba. Skoro tak, to św. Józef nigdy nie współżył ze swoją żoną, więc logiczne jest, że na świat nie przyszły kolejne dzieci Maryi. Jak zatem interpretować słowa, które zapisał nam św. Łukasz, a także św. Marek 3,31-35? Czy może Kościół nas oszukuje i wmawia coś co nie jest prawdą, bo w rzeczywistości Maryja była dziewicą jedynie do momentu przyjścia na świat Jezusa, a potem współżyła ze swoim mężem?

 

W odpowiedzi przytoczę fragment artykułu ks. Prof. Sławomira Stasiaka:

 

„Pozostaje jednak wciąż pytanie dotyczące braci i sióstr Jezusa, a więc Jego rodzeństwa, co mogłyby sugerować słowa z Mt 1,25: „lecz nie zbliżał się do Niej, aż porodziła Syna, któremu nadał imię Jezus”. A także pytanie, które stawiają mieszkańcy Nazaretu, rodzinnego miasta Jezusa: „Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat (gr. adelfos) Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry (gr. hai adelfai)?” (Mk 6,3). Dodatkowo pytanie pogłębia się przy lekturze tekstu opisującego modlitwę pierwotnego Kościoła: „Wszyscy oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją, Matką Jezusa, i braćmi (gr. tois adelfois) Jego” (Dz 1,14).

 

Rzecz dotyczy więc greckich rzeczowników: ho adelfos i he adelfe. Czy opisują one rodzeństwo („brata” i „siostrę”) wyłącznie w sensie dosłownym? Rzeczywiście pierwsze znaczenie, chyba we wszystkich słownikach, to „brat” i „siostra”. To oznaczałoby, że Jezus miał fizyczne rodzeństwo, prawdopodobnie z Maryi, Jego matki i Józefa, Jego opiekuna. Jednak Z. Abramowiczówna, jako drugie znaczenie, charakterystyczne zwłaszcza dla LXX (czyli Septuaginty) podaje: „krewniak, rodak”, a jako trzecie: „brat” jako członek społeczności chrześcijańskiej.

 

Zatem bardziej prawdopodobne jest znaczenie zbliżające się do tego, trzeciego znaczenia. Nie wykluczone jednak, że wymienieni w Mk 6,3 Jakub, Józef, Juda i Szymon byli po prostu kuzynami Jezusa. Szerokie znaczenie pojęcia „bracia” (gr. adelfoi) potwierdza pewna sytuacja z życia Jezusa:

„Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: «Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie». Odpowiedział im: «Któż jest moją matką i którzy są braćmi?» I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką»” (Mk 3,31-35).

 

Wydaje się więc, że określenie „bracia i siostry” w odniesieniu do Jezusa Chrystusa (Mk 6,3) nie koniecznie musi oznaczać fizycznych braci i fizyczne siostry Jezusa. Z największym prawdopodobieństwem chodzi o Jego krewnych, czy raczej krewnych Jego matki, Maryi. W tekstach zaś późniejszych (jak Dz 1,14) określa Jego wyznawców, a więc duchowych braci Jezusa Chrystusa zmartwychwstałego”.

 

Ks. Profesor nie rozstrzyga jednoznacznie czy Jezus miał braci, ale nie zapominajmy, że Tradycja chrześcijańska mówi nam, że św. Józef był wdowcem. Zatem mógł mieć dzieci, które byłyby przyrodnim rodzeństwem Jezusa. Taka interpretacja nie narusza dogmatu o dziewictwie Maryi. Ta sama Tradycja i najstarsze teksty mariologiczne mówią, że Maryja była „semper Virgo” – zawsze Dziewicą (więcej o tym możesz przeczytać tutaj: http://teologia.deon.pl/ojcowie-o-dziewictwie-maryi/ oraz w punktach 496 – 507 i 510 Katechizmu Kościoła Katolickiego).

 

Mam nadzieję, że taka analiza dzisiejszej Ewangelii pomoże Ci zrozumieć co mieli na myśli św. Łukasz i św. Marek pisząc o „braciach” Jezusa. Dla nas, uczniów Jezusa XXI wieku ważne powinno być to, że jako chrześcijanie jesteśmy utożsamiani z Jezusem. Ludzie (znajomi i obcy) chcą w nas widzieć Jego autentycznych naśladowców, a nie tylko entuzjastów.

 

Jak mamy się nimi stawać? Jak być prawdziwym uczniem Jezusa? On sam mówi nam to dzisiaj. Jego Matką i braćmi „są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je”.

 

Od kilku dni rozważamy to, co Jezus mówi po przypowieści o siewcy. Cały czas chce nam uświadomić jak ważne jest codzienne obcowanie, poznawanie, medytowanie i wcielanie w życie Słowa Bożego. Albo przejmiemy się tym, o co nas prosi albo staniemy się jedną z trzech gleb, na które padło ziarno Słowa, ale nie wydało żadnego owocu. To naprawdę nie są przelewki!

 

Ta strona nie jest po to, żeby tylko czytać kolejne wpisy, może dać lajka na fejsie, udostępnić treść innym. Tworzymy ją, żeby Słowo stawało się ciałem w życiu konkretnych ludzi. W moim i Twoim życiu. Jeśli tylko czytamy i nie podejmujemy trudu zmieniania naszego postępowania w świetle Słowa Bożego, to szkoda tracić czas.

 

Ziarno Słowa może obficie padać, ale może też zostać przez nas zmarnowane.

 

Przejmijmy się tym, że Bóg codziennie do nas mówi, a nasze życie zmieni się na lepsze.

 

Konkret na dzisiaj: zobacz, czy w ostatnim czasie Słowo Boże miało jakikolwiek wpływ na Twoje decyzje?

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec, Syn i Duch Święty +

ks. Krystian Malec

Słuchać, wypełniać i zatrzymywać słowo Boże!

"Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je".( Łk 8,21).


„Błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je wiernie.”(Łk 11,28)

.

Aż dwukrotnie u św. Łukasza napotkamy na pochwałę tych, którzy „słuchają słowa Bożego i wypełniają, zachowując je wiernie.

 

W pierwszej pochwale słuchający słowa Bożego porównywani są przez Jezusa do Jego najbliższej rodziny: matki i braci.

 

W drugiej Jezus udziela szczególnego błogosławieństwa:


- słuchającym,
- wypełniającym,
- i zachowującym słowo Boże.

Postaram się ten temat szerzej rozwinąć.


Ad 1. Słuchającymi są ci chrześcijanie, którzy naprawdę idą na Msze św. aby posłuchać słowa Bożego. Słuchanie „słowa” dzisiaj się zdewaluowało . Natłok przekazywanych dzisiaj informacji jest tak duży, że przekaz słowa Bożego często odbieramy na tych samych falach co „Wiadomości” lub „Teleekspres”. Dlatego warto idąc do Kościoła, w drodze, pomodlić się do Ducha Świętego o „otwarcie serca i umysłu” na Boży przekaz.

 

Ad 2. Wypełnianie słowa Bożego jest trudem wprowadzenia go w codzienne życie. Jeśli usłyszę np. słowa: „Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim!(Mt 5,23-24)”.


To ja wiem, że mam „tu i teraz” zastanowić się, czy jest ktoś z mojego otoczenia z kim żyję w niezgodzie i nie pojednaniu. I zaraz będąc na Mszy św. powinienem powiem przed Panem Bogiem: „Panie, wybaczam tej osobie i sam proszę ją o wybaczenie i podaje jej dłoń pojednania”. Dopiero po tych słowach wypowiedzianych z serca mogę przystąpić do Komunii św.

 

Ad 3. Zachowywać słowo Boże w swoim „sercu i umyśle” oznacza najpierw chęć zapamiętania tego słowa, noszenia go, rozmyślania nad nim oraz modlenia się.
Odniosę się tu do świadectwa Romana Brandstaettera, konwertyty, którego dziadek uczył na pamięć swojego wnuka Pisma św. Pisał nasz dramaturg w swojej książce „Krąg Biblijny”, że będąc w młodym wieku bardzo go ten fakt denerwował. Ale za to teraz, już w dorosłym wieku kiedy szedł ulicą i miał rozwiązać jakiś problem zaraz na pamięć przychodziły mu fragmenty z Pisma św. ku jego zaskoczeniu jasno ukazujące mu drogę wyjścia z trudnej sytuacji.

 

Modlić się słowem Bożym na pierwszy rzut oka brzmi może dziwnie, ale przecież czynimy to od lat dziecięcych. Któż z nas nie zna modlitwę „ Ojcze nas” z Ewangelii wg św. Mateusza.

 

Cóż nam więc przeszkadza iść drogą i powtarzać na pamięć, a zarazem modlić się błogosławieństwami.


Może uczyńmy to teraz:


"Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.


Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.


Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.


Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni

.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.


Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.


Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.


Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.


Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.(Mt 5,3-12).”

 

Kiedy powtórzysz w drodze do pracy i z pracy trzy, cztery, a może pięć błogosławieństw i je zapamiętasz, to już to będzie twój wielki sukces. Bo zapamiętane i przemodlone słowo Boże zostanie „zatrzymane” w tobie i zacznie wydawać w twoim życiu owoc, w sensie postępowania według tych błogosławieństw.

 

Miłego „zatrzymywania” słowa Bożego życzę wam dzisiaj drodzy Słuchacze! Amen!

ks. Roman Chyliński

Dorota
Dorota Wrz 21 '16, 08:46
To spotkanie zmieniło jego życie. Poznaj niezwykłą historię pewnego oszusta

Czy znamy imiona wszystkich Apostołów? Umielibyśmy je wymienić? Jeśli masz chwilę, spróbuj ich wyliczyć.

 

Dlaczego Cię o to poprosiłem? Ponieważ Apostołowie są fundamentami Kościoła, do którego należymy. Znajomość ich życia, charakterów, zachowań na pewno pomaga w zrozumieniu kryteriów, jakimi posługiwał się Jezus, wybierając swoich najbliższych współpracowników. Te zasady pomimo upływu wieków nie ulegają zmianie. On ciągle przechadza się i szuka uczniów, którzy zgodzą się pójść za Nim. Chce znaleźć ludzi gotowych do zostawienia tego, co już wypracowali i do czego się przyzwyczaili, na rzecz czegoś znacznie większego, czyli Królestwa Bożego.

 

Być może, czytając te słowa, uważasz je za „kościelną gadaninę”, która ma sens, ale niewiele wnosi do życia. Masz do tego prawo. Ale żeby ta „gadanina” nabrała sensu, trzeba trochę więcej niż tylko ją usłyszeć albo przeczytać. Powinniśmy ją spróbować zaaplikować do naszego życia. W jaki sposób? Chociażby przez to, żeby zobaczyć jakich ludzi i w jakich okolicznościach powołuje.

 

Czytamy dzisiaj o św. Mateuszu. Kim był? Celnikiem. Ten zawód prawdopodobnie kojarzy się nam pozytywnie, ponieważ celnicy strzegą naszych granic i troszczą się o nasze bezpieczeństwo, często ryzykując swoim zdrowiem, a nawet życiem. Natomiast w czasach Jezusa było inaczej. Celnicy nie byli lubiani przez Żydów, dlatego, że pracowali dla okupanta, czyli dla Rzymian. Zazwyczaj byli to przedstawiciele Narodu Wybranego, którzy zgodzili się na „ciepłą posadkę” u wroga. Ich zadaniem było pobieranie podatków dla najeźdźców. Już sam fakt współpracy z Rzymem był wystarczającym powodem do niechęci rodaków. Niestety, dosyć często, a może i w zdecydowanej większości przypadków, celnicy pobierając podatki sami się wzbogacali, ponieważ je zawyżali. Proceder ten był powszechnie znany, ale ludzie nie mogli tego zmienić, ponieważ każda forma buntu byłaby sprzeciwieniem się potędze Rzymu, co dla zwykłego, szarego obywatela Imperium skończyłoby się źle. Dlatego Żydzi nienawidzili celników i nie obdarzali ich szacunkiem.

 

Teraz, gdy wiemy, kim był z zawodu Lewi (czyli Mateusz) możemy zrozumieć niezwykłość chwili jego powołania. Jezus wiedział, że to wydarzenie stanie się początkiem wielu komentarzy, plotek i nieprzychylnych opinii. Rabbi z Nazaretu doskonale znał nastroje społeczne i nastawienie swoich rodaków do wszystkiego, co rzymskie. Mimo to chciał, aby celnik stał się jednym z Jego uczniów.

 

Myślę, że tamtego dnia w Kafarnaum Jezus ryzykował naprawdę wiele. Jego popularność rosła. Jeśli wczytamy się dokładniej w Ewangelię Mateusza, to możemy zauważyć, że do powołania Lewiego nawet faryzeusze byli Jezusowi przychylni. Natomiast wybór kogoś kojarzącego się negatywnie większości społeczeństwa musiał spowodować falę pytań i wątpliwości, co do samego Nauczyciela z Nazaretu. Mimo to Jezus powołuje go, a on odwdzięcza się zaproszeniem do swego domu. Tak zaczyna się fascynująca przygoda znienawidzonego przez wielu celnika z kochającym każdego Jeszuą ben Josef.

 

Czego nas uczy dzisiejsze Słowo?

 

Przede wszystkim tego, że Bóg nie kieruje się ludzkimi kryteriami. On potrafi spojrzeć głębiej niż to, co jest widoczne na pierwszy rzut oka. Na próżno było szukać czegoś pozytywnego w Mateuszu. Zdrajca, złodziej, oszust… Czy ktoś taki zasługuje na bycie Apostołem? My powiemy, że nie. Jezus powie: jak najbardziej.

 

Bóg patrzy na dobro w nas i na nim się skupia. Nawet jeśli wszyscy dookoła widzą tylko nasze wady, to On będzie przyglądał się tak długo, aż znajdzie coś dobrego.

 

Jak patrzysz na siebie dzisiaj? Lubisz się? Czy może spojrzenie w lustro kończy się grymasem niezadowolenia? Co mówią o Tobie inni? W jakiej szufladce siedzisz? Czy patrząc na historię swojego życia, myślisz, że zasługujesz na spojrzenie Boga?

 

Mateusz wychodząc z komory celnej zostawił wiele, ale jeszcze więcej otrzymał. Ze zdrajcy, kolaboranta, oszusta, kłamcy, zdziercy Jezus uczynił Apostoła gotowego oddać życie za wiarę.

 

Powołanie (małżeńskie, zakonne, kapłańskie czy do życia w samotności) jest zaproszeniem do pracy nad sobą. Nieraz bardzo żmudnej i trudnej, ale prowadzącej do zmiany myślenia i zachowania.

 

Bóg stoi dzisiaj przed Tobą i chce Cię zaprosić do bliskości i zmiany życia na lepsze. Chce żebyś zostawił to, co Cię zamyka na Niego i innych ludzi.

 

Pozwolisz mu? Pójdziesz za Nim?

 

Konkret na dzisiaj: nazwij po imieniu swój największy kompleks i oddaj go Jezusowi w dłuższej modlitwie.

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec, Syn i Duch Święty +

ks. Krystian Malec

Gdy Jezus wychodził z Kafarnaum, ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On wstał i poszedł za Nim.

Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami.

Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: „Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?”

On, usłyszawszy to, rzekł: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary». Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”. (Mt 9,9-13)

 

 

Jezus przyszedł powołać ciebie - grzesznika!

„Odchodząc z Kafarnaum Jezus ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej”.

 

Ujrzeć człowieka, brzmi to bardzo prosto. Wielu ludzi codziennie mijamy na ulicy i z zasady nie zatrzymujemy się przy człowieku, chyba, że go bardzo dobrze znamy i chcemy go pozdrowić.

 

Jak Jezus to robił, że w tłumie ludzi potrafił ujrzeć człowieka?

 

Co więcej, Jezus ujrzał człowieka w jego problemie. Kiedy my widzimy człowieka w problemie, szybko go mijamy. Bo trzeba by się zatrzymać, zapytać: czy mogę w czym pomóc? A przecież my się spieszymy, mamy jeszcze wiele ważnych spraw do zrobienia, ważniejszych zapewne od zajęcia się człowiekiem w jego problemie?!

 

Jezus zatrzymuje się i podchodzi do człowieka siedzącego w komorze celnej.
W Ewangeliach „komora celna” symbolizuje nasze zamknięcie, ucieczkę w coś, co nas zniewala, jakieś nasze przywiązanie do złej rzeczy od ,której nie mamy siły się oderwać.

Jezus widzi nasze „komory celne” i dlatego nie przechodzi koło nas obojętnie, zatrzymuje się i pyta się nas , czy może nam pomóc?

„ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz.”

 

Mateusz z hebr. Mattaj, jest skróceniem imienia złożonego Mattanja, co oznacza: „dar Boga”, „ dany przez Boga”.
Mateusz za nim został wybrany przez Jezusa na Apostoła nazywał się Lewi, co po hebr. oznacza „przywiązany”.


Należałoby zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Otóż sam Ewangelista Mateusz mówiąc o swoim nawróceniu umieszcza je pośród cudów. 8 i 9 rozdział w tej Ewangelii poświęcony jest tylko cudom.

 

„rzekł do niego: "Pójdź za Mną".

 

Zapytamy Jezusa: jak to? Z człowieka zniewolonego nagle czynisz Apostoła?

 

Podobna sytuacja występuje w powołaniu Piotra, gdzie Piotr po cudownym połowie ryb mówi do Jezusa: „odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”.(Łk 5,8).
Znamy odpowiedź Jezusa: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”.(Łk 5,10).

 

"Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają.”

 

Ile wysiłku często wkładamy w to aby przed ludźmi nałożyć na siebie „maskę poprawności”.


Jak bardzo dbamy o nasza prezencję, image, zaistnienie w jakimś środowisku, poprawność katolika, że nawet się nie spostrzegamy jak z tą sztucznością wchodzimy do Kościoła.

 

A tu Pan Bóg patrzy na nas przecież od wewnątrz, a nie interesuje Go nasz wygląd zewnętrzny!


Jak bardzo staramy się przyjść do Kościoła jako ci „w porządku”. Tylko po co?

 

Jak przychodzisz do Jezusa jako zdrowy lub w porządku to dajesz Mu do zrozumienia, że ty Jego nie potrzebujesz! Świetnie sobie dajesz radę sam!
Daj więc sobie szansę przyjścia na Mszę św. jako „chory” na duszy, a może i na ciele, bo wówczas Jezus się tobą zainteresuje.


Przyjdź do Jezusa jak do lekarza, On naprawdę chce cię uzdrowić!
Powiedz Mu o swoich „komorach celnych”, a On cię z nich wyprowadzi, co więcej, uczyni cie swoim uczniem!

 

Więc idź do Jezusa i staraj się zrozumieć, co znaczy, że On chce: „ raczej miłosierdzia niż ofiary». Bo nie przyszedł powołać sprawiedliwych, ale grzeszników".

 

Więc bądź sobą przed Jezusem, to znaczy grzesznikiem, człowiekiem żyjącym w prawdzie, takiego On ciebie najbardziej lubi! Amen!

ks. Roman Chyliński

Dorota
Dorota Wrz 21 '16, 23:46

Jezu ufam Tobie!

Tetrarcha Herod chciał zobaczyć Jezusa. I zobaczył Go.
Sytuacja nadarzyła się podczas przesłuchania Jezusa u Piłata. Namiestnik kiedy dowiedział się, że Jezus jest z Galilei odesłał Go do Heroda, który w dniach przygotowania do Paschy bawił w Jerozolimie. Piłat myślał, że w ten sposób pozbędzie się niezręcznego „balastu politycznego”, a jednocześnie zrobi ukłon w stronę tetrarchy i podreperuje złe z nim relacje.

 

Tak oto doszło do spotkania Króla nieba z demonem Izraela.

 

Św. Łukasz tak opisze to spotkanie:


„Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go ujrzeć, ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy jaki znak, zdziałany przez Niego. Zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział. Arcykapłani zaś i uczeni w Piśmie stali i gwałtownie Go oskarżali. Wówczas wzgardził Nim Herod wraz ze swoją strażą; na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i odesłał do Piłata.


W tym dniu Herod i Piłat stali się przyjaciółmi. Przedtem bowiem żyli z sobą w nieprzyjaźni.(Łk 23,8-12).”

Powróćmy do dzisiejszej Ewangelii. Czytamy tam: „Tetrarcha Herod usłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był zaniepokojony.”

 

Niepokój Heroda był uzasadniony. Był on po prostu zbrodniarzem, żył w niemoralnym związku z żoną swego brata i cały czas pałał żądzą władzy w zdobyciu korony. Ten człowiek wyzbył się ludzkiego sumienia.
Wobec takich ludzi i Bóg może zamilczeć.

 

Św. Paweł pisząc o tajemnicy pobożności zwraca nam uwagę na postawę zapierania się wobec Boga:
„Nauka to zasługująca na wiarę:
Jeżeliśmy bowiem z Nim współumarli,
wespół z Nim i żyć będziemy.
Jeśli trwamy w cierpliwości,
wespół z Nim też królować będziemy.
Jeśli się będziemy Go zapierali,
to i On nas się zaprze.
Jeśli my odmawiamy wierności,
On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego
.(2Tym 2,11-13).”

 

Czasami popełniamy grzech ciężki wynikający z naszej słabości i w ten sposób stajemy się niewierni wobec Boga, ale Go nie odrzucamy z naszego życia. Co więcej, staramy się zaraz po chwili refleksji naprawić nasz błąd i prosimy Boga o Jego miłosierdzie w skrusze przed kratkami konfesjonału.

 

Natomiast nic gorszego kiedy idziemy w zaparte z Bogiem, odwracamy się od Niego w buncie, stawiając nasze sumienie i własne zdanie nad prawo Boże. Tak się z nami dzieje kiedy wybieramy trwanie w grzechu ciężkim, a nie życie w pojednaniu z Bogiem. Bóg będzie walczył o naszą duszę, ale my już nie będziemy wstanie skruszyć naszego serca.

 

Aż taką władzę dostał człowiek od Boga, że może stanąć ponad Nim w swej pysze.

 

Zostałem poproszony o ratowanie duszy starszego człowieka (84 l.). Zaprowadził mnie do niego jego syn. Ostrzegł mnie , że rozmowa może być ciężka, a nawet mogę być wyrzucony z tego mieszkania. Pomimo tych ostrzeżeń spotkałem się z tym człowiekiem. Rozmowa była krótka, usłyszałem: „ nie chcę mieć nic wspólnego z księdzem i religią”. Próbowałem jeszcze nawiązać rozmowę z tym człowiekiem, ale się już nie dało. Wzgardził miłosierdziem Bożym.

 

Nie wybieraj więc życie w grzechu ciężkim i nie noś grzechu długo.
Grzech jest najcięższym ciężarem, który może nosić człowiek.
Oddaj Chrystusowi swój grzech, a On zdejmie z ciebie ten ciężar i napełni cię pokojem i miłością.

 

Módl się często słowami: Jezu ufam Tobie! Jezu ufam Tobie! Jezus ufam Tobie!

ks. Roman Chyliński do:

Łk 9, 7-9

Tetrarcha Herod usłyszał o wszystkich cudach zdziałanych przez Jezusa i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z martwych; inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał. Lecz Herod mówił: "Ja kazałem ściąć Jana. Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?" I chciał Go zobaczyć.

Dorota
Dorota Wrz 22 '16, 20:00
  I jeszcze dwa spojrzenia na dzisiejszą Ewangelię: Myślał, że może wszystko, bo miał władzę. Przeliczył się. Jak nie popełnić jego błędu?

Herod pomimo tego, że był Judejczykiem, czyli wyznawał wiarę w Jedynego Boga Jahwe, to tak naprawdę żył jak poganin. Nie szanował Bożych praw i nakazów i sam sobie wyznaczał, co jest dobre a co złe. Dlaczego piszę w ten sposób?

 

Nierozerwalność małżeństwa nie jest pomysłem Kościoła, na który wpadł niedawno. Jest to prawo dane przez samego Boga wiele wieków temu. Obowiązywało ono również w czasach Jezusa. Ale tak jak dzisiaj, tak też wtedy zdarzali się ludzie, którzy nie respektowali go i modyfikowali według własnego upodobania lub interesów. Należał do nich m.in. tetrarcha Herod. Poślubił bowiem żonę swojego brata Filipa. Być może liczył, że ta sprawa „rozejdzie się po kościach”. Stało się inaczej, gdyż w tym czasie działał Jan Chrzciciel, który w jednoznaczny sposób nazywał grzech władcy i jego konkubiny. Oczywiste jest to, że takie publiczne napominanie nie podobało się Herodowi i jego nowej małżonce. Z tego też powodu tetrarcha zamknął Jana w więzieniu, a później kazał go ściąć mieczem na życzenie podburzonej przez matkę córki Herodiady Salome.

 

Jan Chrzciciel cieszył się wielkim szacunkiem wśród swoich rodaków, więc jego śmierć odbiła się głośnym echem wśród ludu. Jednak warto przypomnieć, że prorok nie był jedyną wpływową osobą, której nie podobały się działania Heroda. Należał do nich także ojciec pierwszej żony tetrarchy, z którą rozwiódł się, gdy postanowił poślubić Herodiadę. Wyruszył on na wojnę z Herodem i pokonał go. Wielu – w tym żydowski historyk Józef Flawiusz – odczytało to zwycięstwo jako karę za uwięzienie i zabicie Jana Chrzciciela.

 

Co dla nas może oznaczać dzisiejsze Słowo w perspektywie tego, co wiemy o Janie, Herodzie i Jezusie?

 

Na początku napisałem, że władca żył jak poganin, chociaż był Judejczykiem. Sama przynależność do narodu, który jest jednoznacznie utożsamiany z wiarą w Boga, nie oznacza tego, że każdy członek tej społeczności jest osobą wierzącą. Myślę, ze my Polacy powinniśmy sobie wziąć tę informację mocno do serca. Jak podają statystyki, ok. 90% procent z nas jest ochrzczonych i należy do Kościoła Katolickiego. Patrząc jedynie na tę liczbę, można sobie pomyśleć, że w naszej ojczyźnie niemal wszyscy są ludźmi wierzącymi, a co za tym idzie ‒ poważnie traktują Prawo Boże.

 

Jak jest w istocie? Wystarczy poobserwować nas na co dzień, posłuchać wiadomości, poczytać wpisy i komentarze pod nimi w Internecie, a wyłania się dosyć smutny obraz. Można dojść do wniosku, że często nie widać po nas i naszym zachowaniu wiary i respektowania Bożych praw w naszej codzienności. Owszem, na Msze i nabożeństwa ciągle chodzi wiele osób i z tego się trzeba cieszyć. Ale taki stan rzeczy nie może uśpić naszej czujności. Pomimo deklarowania wiary w Boga wiele osób nie uznaje nauczania Kościoła i żyje po swojemu. Tak jak Herod! Niby wierzył, ale za nic miał to, co mówi Bóg. Możliwe, że regularnie chodził do świątyni, odmawiał modlitwy. Mimo to sam zaczął decydować, co wolno a czego nie wolno robić. Takie działanie, gdy człowiek stawia się w miejscu Boga i sam decyduje o tym, co jest grzechem a co nim nie jest, musi prędzej czy później doprowadzić do jego upadku.

 

Herod uznał, że wolno mu zmienić Boże prawo dotyczące nierozerwalności małżeństwa, bo miał władzę w rękach. Jednak Bóg postawił na jego drodze Jana, który upominał go. Nie robił tego dlatego, żeby mu „dowalić”, ale żeby ratować jego duszę. Niestety, władca nie posłuchał, nie nawrócił się i zabił proroka.

 

Jak jest ze mną? Czy zgadzam się z Bożym Prawem, które daje mi Kościół? Czy może skrzętnie wybieram to, co mi odpowiada, a to, co zmuszałoby mnie do zmiany życia, systematycznie odrzucam? Jak reaguję na słowa upomnienia? Jaki mam stosunek do aborcji, eutanazji, związków homoseksualnych, nierozerwalności małżeństwa? Czy zdanie Kościoła jest dla mnie ważne czy może chodzę na Mszę, modlę się, przyjmuję księdza po kolędzie, ale i tak swoje myślę i robię? Czy jestem jednym z tych, którzy mówią: Bóg – TAK, Kościół – NIE?

 

Wiem, że są to trudne pytania, które dotykają spraw najważniejszych i mogą powodować nawet czyjeś oburzenie. Ale musimy je sobie stawiać dla dobra naszej duszy. Bóg kocha nas, ale także upomina, gdy marnujemy swoje życie. Tak jak przez wieki, tak i teraz przypomina nam, co robić a czego unikać, aby trafić do Nieba. Robi to przede wszystkim ustami Kościoła.

 

Konkret na dzisiaj: czy zgadzasz się z nauczaniem Kościoła? Czy ufasz Jezusowi, który działa przez swoje Mistyczne Ciało, czyli Kościół? Jeśli nie to w jakich kwestiach i dlaczego?

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec, Syn i Duch Święty +

ks. Krystian Malec

 

1. Oczyścić wzrok, by móc widzieć Jezusa wśród codziennych spraw.

W dzisiejszej Ewangelii (Łk 9, 7-9) św. Łukasz mówi, że Herod chciał zobaczyć Jezusa: I starał się Go zobaczyć. Otrzymywał często wiadomości o Nauczycielu i chciał Go poznać. Wiele osób występujących w Ewangelii pragnie zobaczyć Jezusa. Mędrcy przybyli do Jerozolimy, pytając, gdzie jest nowo narodzony król żydowski. Przedstawili cel swojej podróży: Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon (Mt 2,2). Znaleźli Go na rękach Maryi. Kiedy indziej poganie, którzy przybyli do Jerozolimy na święto Paschy, podeszli do Filipa, mówiąc: Panie, chcemy ujrzeć Jezusa (J 12, 21). Przy innej okazji Najświętsza Panna z kilkoma krewnymi udała się z Nazaretu do Kafarnaum, by Go zobaczyć. Tak wielu ludzi było przy Jezusie w domu, że musiano dać Mu znać: Twoja Matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą (Łk B, 20). Czy możemy sobie wyobrazić to pragnienie i miłość, które pobudzały Maryję do spotkania się z Synem?

 

Również naszym pragnieniem i naszą największą nadzieją jest widzenie Jezusa, poznanie Go i przebywanie z Nim.

 

Niczego nie można porównać z tym darem. Chociaż Herod był tak blisko Jezusa, nie zdołał Go zobaczyć. Mógł go o Nim pouczyć Jan Chrzciciel, który swoją ręką wskazał na przy­byłego już Mesjasza, ale Herod, zamiast posłuchać jego nauki, kazał go zabić. Z Herodem stało się to, co z faryzeuszami, do których Pan odnosi proroctwo Izajasza: Słuchać będzie­cie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli (Mt 13, 14-15). Natomiast Apostołowie mieli ogromne szczęście przebywania z Mesjaszem, a przy nim mieli wszystko, czego mogli zapragnąć. Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą (Mt 13, 16) – powiedział do nich Nauczyciel. Nawet wielcy patriarchowie i najwięksi prorocy Starego Testamentu nie mogli oglądać tego, na co teraz mogą patrzeć Jego uczniowie. Mojżesz ujrzał krzew gorejący jako symbol Boga żywego. Jakub po stocze­niu walki z tajemniczą postacią mógł powiedzieć: widziałem Boga twarzą w twarz (Rdz 32, 31), podobnie Gedeon: Anioła Pańskiego widziałem twarzą w twarz (Sdz 6, 22), ale te wizje były zaciemnione i niewyraźne w porównaniu z tym, jak jasno, twarzą w twarz, oglądali Chrystusa Jego uczniowie. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedli­wych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie (...) (Mt 13, 17).

 

Jezus żyje i jest przy nas pośród naszych codziennych spraw. Żeby Go oglądać, powinniśmy oczyścić nasze spojrzenie. Jego łaskawe oblicze pomoże nam zachować wierność w chwilach trudnych i wśród codziennych zajęć. Powtarzajmy Mu często swoje pragnienie słowami psalmu: Szukam, o Panie, Twojego oblicza (Ps 27 [261, 8), zawsze i nade wszystko.

 


 

2. Najświętsze Człowieczeństwo Jezusa źródłem miłości i mocy.

Kto szuka, znajduje (Mt 7, 8). Najświętsza Maryja Panna i św. Józef przez trzy dni szukali Jezusa i znaleźli Go. Zacheusz, który również chciał Go zobaczyć, zastosował odpowiednie środki, dlatego Nauczyciel podszedłszy do niego, poprosił o gościnę w jego domu. Tłumy, które wyszły, aby Go znaleźć, miały potem szczęście przeby­wania z Nim. Nikt, kto rzeczywiście szukał Chrystusa, nie doznał zawodu. Herod, jak zobaczymy później w opisie Męki, chciał widzieć Pana z ciekawości, z kaprysu, dlatego nic spotkał się z Nim prawdziwie. Gdy mu Go przekazał Piłat, na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go ujrzeć, ponieważ słyszał o Nim i spo­dziewał się, że zobaczy jaki znak, zdziałany przez Niego. Zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział (Łk 23, 8-9). Jezus nie powiedział nic, ponie­waż Miłość nie ma nic do powiedzenia rozwiązłości. On wychodzi nam naprzeciw, byśmy Mu się oddali, byśmy odwzajemnili Jego nieskończoną miłość.

Widzimy Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie - tak blisko! Widzimy Go w sakramencie pojednania, gdy pragniemy oczyścić duszę, kiedy nie pozwalamy, aby ulotne dobra, nawet dozwolone, napełniały nasze serca, jakby były dobrami ostatecznymi.

Szukam, o Panie, Twojego oblicza. Oglądanie Najświętszego Człowieczeństwa Jezusa jest niewyczerpanym źród­łem miłości i mocy pośród trudności życia. Przypominajmy sobie często sceny z Ewangelii, zastanawiajmy się uważnie nad tym, że ten sam Jezus z Betanii i Kafarnaum, ten, który wszystkich przyjmuje, jest blisko nas, czasami w odle­głości kilku metrów - w Przenajświętszym Sakramencie. Kiedy indziej żywą pamięć o obecności Jezusa pomogą nam podtrzymywać przedstawiające Go wizerunki, jak to było w życiu świętych. „Pewnego dnia zdarzyło mi się, że wszedłszy do kaplicy domowej - pisze św. Teresa od Jezusa - ujrzałam obraz (...). Obraz ten przedstawiał Chrystusa, całego okrytego ranami, tak wiernie oddanego, że na widok jego dusza moja wstrząsnęła się do głębi, oglądając Pana w takim stanie, bo obraz ten żywo przedstawiał, co Chrystus Pan dla nas ucierpiał. Tak wielki ogarnął mię żal na myśl, jak źle odwdzięczyłam się za te rany, że zdawało mi się, iż serce we mnie pęka; rzucając się przed nim na kolana, z wielkim wylaniem łez błagałam Pana, by mię już raz przecie umoc­nił, abym Go nie obrażała” (Św. Teresa z Avila, Księga życia, 9,1).

 

Miłość ta, która do pewnego stopnia potrzebuje pomocy zmysłów, daje moc życiu i stanowi olbrzymie dobro dla naszego duchowego rozwoju. Nic bardziej naturalnego, jak szukanie w portrecie, w obrazie, oblicza kogoś, kogo tak bardzo się kocha! Ta sama święta wołała: „O, jakże są nieszczęśni ci, którzy z własnej winy takiego wielkiego dobra siebie pozbawiają! Jasny to dowód, że nie kochają Pana, bo gdyby Go kochali, cieszyliby się na widok wyobrażenia Jego, tak jak i w stosunkach ludzkich każdy rad oglądać podobiznę tego, kogo miłuje” (Tamże 9,6).


 

3. Jezus oczekuje nas w Najświętszym Sakramencie.

Pod zasłoną teraz, Jezu, widzę Cię; Niech pragnienie serca kiedyś spełni się: Bym oblicze Twoje tam oglądać mógł, Gdzie wybranym miejsce przygotował Bóg. Kiedyś przy pomocy łaski ujrzymy uwielbionego Chrystusa, pełnego majestatu, przyjmującego nas do swego Kró­lestwa. Rozpoznamy w Nim przyjaciela, który nas nigdy nie zawiódł, któremu staramy się służyć w najdrobniejszych sprawach. Zanurzeni w świecie, pogrążeni w sprawach świeckich, będących zadaniem dla każdego z nas, i bar­dzo kochając ten świat, gdzie powinniśmy się uświęcać, możemy powiedzieć za św. Augustynem: „moim pragnie­niem jest ujrzenie oblicza Boga”. Nasze serce może się nasycić w pełni jedynie dobrami Bożymi.

Mamy z sobą Jezusa aż do skończenia wieków. W Naj­świętszej Eucharystii znajduje się cały Chrystus: na słowa konsekracji staje się obecne Jego chwalebne Ciało, jego ludzka Dusza i Jego Osoba Boska. Jego Najświętsze Człowieczeństwo istnieje w tym, co jest nam najbardziej potrzebne i przystępne: pod eucharystycznymi postaciami chleba i wina. Powinniśmy z wielkim pragnieniem wychodzić Mu na spotkanie zwłaszcza w Komunii Świętej lub podczas nawiedzenia Najświętszego Sakramentu.

 

Powinniśmy iść na spotkanie z Nim jak Zacheusz, jak owe rzesze, które pokładały w Nim całą swoją nadzieję, jak ślepi i trędowaci, którzy zbliżali się do Niego. Co więcej, powinniśmy podążać z utęsknieniem, z jakim poszukiwali Go Maryja wraz z Józefem, co tylekroć rozważamy w piątej tajemnicy radosnej różańca św. Tak wyrażała to pragnienie św. Faustyna: „O Więźniu Miłości, zamykam swoje biedne serce w tym tabernakulum, aby Cię nieustannie, dzień i noc, adorowało. Nie znam przeszkody w tej adoracji i chociaż będę fizycznie oddalona, serce moje zawsze jest z Tobą” (Św. Faustyna Kowalska, Dzienniczek, 80).

 

Nieraz z powodu słabości i braku wiary może nam być trudno cieszyć się łaskawym obliczem Jezusa. Wówczas to powinniśmy Najświętszą Pannę prosić o czyste serce, jasne spojrzenie i wielkie pragnienie oczyszczenia. Możemy zachować się tak jak Apostołowie po Zmartwychwstaniu, którzy, chociaż byli pewni, iż mają przed sobą Jezusa, nie odważyli się Go zapytać: Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: Kto Ty jesteś, bo wiedzieli, że to jest Pan (J 21, 12). Równie wielką rzeczą jest spotkanie z żywym Jezusem w Najświętszym Sakramencie, w którym On nas oczekuje!

ks. Józef Tabor

 

Dorota
Dorota Wrz 23 '16, 00:20

Sprawdzam Cię – Jezus.

 

„Zapytał ich: ”A wy, za kogo Mnie uważacie?”

 

We wszystkich Ewangeliach synoptycznych (Mk, Mt, Łk) powyższa chwila „Wyznania wiary” przez Piotra umieszczona jest mniej więcej w połowie działalności Jezusa.


Apostołowie w tym czasie mieli już możliwość przekonania się o niezwykłej osobowości Jezusa, patrząc na cuda, jakie dokonał. Ale nie musieli jeszcze opowiedzieć się za lub przeciw Jego osobie, jako „Syna Bożego”.

 

W naszym życiu jest podobnie. Przyjmujemy sakramenty: chrztu, Eucharystii i bierzmowania, kończymy szkołę średnią, idziemy do pracy lub studiujemy i nic specjalnego lub wyjątkowego nie dzieje się w naszym życiu.

 

Aż dopiero jakaś trauma: trudności w małżeństwie, śmierć bliskiej osoby, wypadek, nagła ciężka choroba lub problemy z dziećmi stawiają nas na baczność. Rozpędziliśmy się z naszym życiem: w planach, w finansach, w budowaniu domu, w pracy w Polsce lub z zagranicą i nawet nie zauważyliśmy jak odeszliśmy daleko od Boga, od siebie, a nawet pogubiliśmy sens życia.

 

W takim momencie życia, zmuszeni jesteśmy postawić sobie pytanie: „a tak w ogóle , to po co ja żyję i dla kogo?

 

Jezus dzisiaj zadaje mi pytanie:
Jakie jest Moje miejsce w twoim życiu?


Gdzie umieściłeś Mnie w swoich :planach, dążeniach i decyzjach?
Czy dałeś mi miejsce należne Bogu, to znaczy w centrum swojego życia, czy tylko pozwalasz Mi być przy tobie na zasadzie piątego koła u wozu, w razie czego: „dobrze ,że jesteś Panie Boże!

 

"Piotr odpowiedział: ”Za Mesjasza Bożego”.

 

Kim więc jest Jezus w moim życiu?
Jaką rolę odgrywa w moich codziennych sprawach?
Ile razy w ciągu dnia mówię Mu: Jesteś ważny Jezu w moim życiu; Jestem z Tobą szczęśliwy lub pomóż mi!

 

Dalej, w dzisiejszej Ewangelii Jezus urealnia fakt opowiedzenia się za Nim, tzn. pokazuje konsekwencje takiej decyzji: ”Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje”.

 

Otóż,co innego jest przestrzeganie przykazań Bożych, a co innego jest naśladowanie Jezusa.

 

Naśladowanie Jezus składa się z trzech etapów:


- pierwszy etap wyraża się w podjęciu ascezy, czyli walki ze swoimi wadami, egoizmem oraz ze swoją słabością, która doprowadza nas do grzechu ciężkiego.


- drugi wymaga od nas podjęcia z miłością krzyża swoich codziennych obowiązków związanych z naszym stanem jako: ojca, matki, żony, męża, księdza itd.


- trzeci wymaga od nas dużego poświęcenia: miłości nieprzyjaciół, przebaczania, otwierania się na tych, którzy nas ranią, na „Błogosławieństwa ewangeliczne” oraz na uniżenie i przyjęcie cierpienia. Ale jest za to nagroda. Bo im bardziej upodobnimy się tu na ziemi do Jezusa, tym większa chwała czeka nas w niebie.

 

Modlitwa: Panie Jezu, naucz mnie mądrze tracić swoje życie z powodu Ciebie i Ewangelii. Tracić je naśladując Ciebie, w Twojej miłości przebaczającej, czyniąc codziennie bezinteresownie uczynki miłosierdzia. Obym nigdy nie cenił sobie własnej przyjemności ponad stan łaski uświęcającej, żyjąc w grzechu ciężkim. Każdego dnia pomóż mi Jezu wziąć krzyż i iść za Tobą. Amen.

ks,. Roman Chyliński

(Łk 9,18-24)
 

Gdy Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: ”Za kogo uważają Mnie tłumy?”.
Oni odpowiedzieli: ”Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał”.
Zapytał ich: ”A wy, za kogo Mnie uważacie ?”. Piotr odpowiedział: ”Za Mesjasza Bożego”. Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: ”Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”.
Potem mówił do wszystkich: ”Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa”.

Dorota
Dorota Wrz 24 '16, 12:59

Jaki jest nasz Bóg?

 

Czy można podziwiać Boga za to, że jest Bogiem? Owszem można, ale nasz Bóg nie jest Bogiem dla podziwu.

 

W okresie platońskim podziwiano bogów greckich i zazdroszczono im , że są bogami. Zazdrość względem bogów brała się z wierzeń Greków, iż bogom nie zależy na człowieku i na okazywaniu im troski czy miłości. Grek kochał bogów miłością platoniczną tzn. bez wzajemności ze strony mitycznych herosów.

 

Trochę tego myślenia przedostało się do chrześcijaństwa: zbudować Bogu pomnik i oddawać Mu cześć.

 

Jezus w dzisiejszej Ewangelii zdecydowanie odsuwa się od takiego pojmowania Jego Bóstwa.

 

Od chwili poczęcia Syna Bożego, poprzez Jego narodziny możemy zauważyć obok radości świętej pary małżeńskiej, Maryi i Józefa również wiele trudów i cierpienia.

 

Nikt Jezusa od początku nie podziwiał, chyba , że aniołowie, a ludzie – jedni zignorowali, drodzy przepowiadali w osobie Symeona trudy sprzeciwu z jakimi się spotka, aż do męczeńskiej śmierci na krzyżu, ponieważ „zostanie policzony między przestępców”(Iż 53,12).

 

Jezus nie przyszedł na świat dla podziwu, ale dla miłości.

 

I jak bóstwa greckie oczekiwały uwielbienia i miłości bez wzajemności, tak u Jezusa było wręcz odwrotnie:


- to On pierwszy nas umiłował,
- to On pierwszy uczył służenia przez umywanie nam nóg,
- to On pierwszy oddał życie za człowieka i to grzesznego, a nie szlachetnego, czyli za nas.

 

Kiedy Jezus zapraszał uczniów do współpracy, nie powiedział im podziwiajcie Mnie ile zaprzyjcie się siebie, weźcie krzyż trudu i hańby i naśladujcie Mnie tracąc życie dla Ewangelii.

 

Izajasz tak napisał o Jezusie na VI w. przed Jego przyjściem:


„Nie miał On wdzięku ani też blasku,
aby na Niego popatrzeć,
ani wyglądu, by się nam podobał.
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
Mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa,
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.(Iz 53,2b-3)
.

Taki jest właśnie nasz Bóg, odepchnięty i wzgardzony. I tak jest do dzisiaj, nic się nie zmieniło na świecie.

 

Czy naprawdę tego Boga chcesz wielbić i naśladować?
Czy takiemu Bogu chcesz służyć i za takiego Boga tracić życie?

 

Właśnie to miał na myśli Jezus, kiedy mówił do podziwiających go ludzi: "Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi".

ks. Roman Chyliński

Łk 9, 43b-45
 Gdy wszyscy pełni byli podziwu dla wszystkich czynów Jezusa, On powiedział do swoich uczniów: "Weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi".
Lecz oni nie rozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi, tak że go nie pojęli, a bali się zapytać Go o nie.

 

I jeszcze  ks. Krystian Malec :

Co robić, gdy jest ciężko?

Różne są sposoby radzenia sobie z trudnościami. Przeglądając Internet można znaleźć wiele poradników dotyczących efektywnej walki z przeciwnościami. Jedne są lepsze inne gorsze.

 

Ja chciałbym Ci dzisiaj dać najlepszy - według mnie - sposób na przeżywanie trudnych sytuacji. Być może będzie i dla Ciebie pomocny.

 

Co ludzie podziwiali? Czym się zachwycali? Co miał św. Łukasz miał na myśli, pisząc pierwsze słowa z dzisiejszej Ewangelii

 

Wczorajsze rozważanie pochodziło również z 9-ego rozdziału Ewangelii spisanej przez lekarza z Antiochii. Ale zakończyło się ono na wersecie 22, a nie 43, jakby można się było spodziewać, patrząc na sigla dzisiejszego fragmentu. Autorzy lekcjonarza mszalnego postanowili dzień po dniu pokazać dwie zapowiedzi męki Jezusa. Myślę, że taki przyświecał im cel przy tworzeniu zestawu czytań. Oczywiście, moglibyśmy skupić się w tym komentarzu jedynie na wyżej podanym fragmencie, bo niesie ze sobą ważne treści. Ja jednak wyznaję zasadę, że studiowanie Słowa Bożego w szerszym kontekście może przynieść jeszcze więcej korzyści. Co zatem wydarzyło się przed czytaną dzisiaj drugą zapowiedzią męki naszego Pana?

 

Gdy Piotr wyznał, że Jezus jest Mesjaszem, a On sam zapowiedział, że będzie cierpiał, z Jego ust padły arcyważne słowa, które – w mojej opinii – miały ukształtować myślenie Apostołów na resztę ich życia:

 

 

«Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa. Bo cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie? Kto się bowiem Mnie i słów moich zawstydzi, tego Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w swojej chwale oraz w chwale Ojca i świętych aniołów. Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą królestwo Boże». (Łk 9,23b-27)

Następnie dokonało się przemienienie, po którym Jezus zszedłszy z góry uzdrowił chorego na epilepsję chłopca. Dopiero po tych wydarzeniach padają słowa z dzisiejszej Ewangelii.

 

Gdy świat Apostołów został wstrząśnięty – gdyż tym było uznanie w Jezusie Boga i zapowiedź Jego męki – Mistrz mówi, że ten, kto autentycznie chce za Nim podążać, będzie narażony na takie samo traktowanie jak On. Bycie uczniem Rabbiego nie będzie polegało jedynie na powtarzaniu Jego słów, ale na przejściu tej samej drogi, która prowadzi przez krzyż.

 

Do pewnego momentu Apostołowie słuchali i podziwiali Jezusa, ale On nie pozostawia im wątpliwości, że chodzi o coś więcej niż tylko zachwyt nad Jego osobą. Droga Mistrza to także droga Jego ucznia.

 

Słuchając tych trudnych słów o krzyżu, Apostołowie mogli się wystraszyć, ponieważ nie było bardziej haniebnej i bolesnej śmierci w ówczesnym świecie. Krzyż kojarzył się tylko i wyłącznie źle. Nikt nie widział w nim nic pozytywnego. Ci, którzy poszli za Jezusem, zyskali również pewną pozycję społeczną, stali się ważni. A tu nagle – ni stąd ni zowąd – Mistrz mówi im, że sam zostanie ukrzyżowany, a oni mają dobrowolnie wziąć na swoje barki to narzędzie zbrodni. Przecież to absurd! Dobrowolnie stać się nikim? Dobrowolnie zrezygnować z pozycji, którą udało się wypracować? Dobrowolnie zejść ze świecznika? Dobrowolnie dać się opluwać, wyszydzać, biczować, a w końcu zabić?

 

Taki scenariusz nie wydaje się zachęcający. Dlatego Jezus pokazuje wybranym uczniom – którzy później powtórzą to innym – także drugą stronę medalu, czyli chwałę. Na Taborze dokonuje się przemienienie, w czasie którego Ojciec zapewnia, że Jezus jest Jego Synem. Trzech Apostołów widzi na własne oczy ich Mistrza w chwale i majestacie, rozmawiającego z Mojżeszem i Eliaszem. To wydarzenie ma być dla nich umocnieniem, gdy przyjdą trudne chwile i gdy ich wiara zachwieje się. Powołaniem ucznia Jezusa nie jest cierpienie dla cierpienia, ale chwała Nieba.

 

Nasze trudności powinniśmy – jako ludzie wierzący – przeżywać w świetle celu, do którego zdążamy. Jeśli stracimy istotę życia wiarą, czyli Niebo, to szybko trudności przerosną i stłamszą nas, a my sami wpadniemy w beznadzieję. Tylko żyjąc w perspektywie życia z Bogiem na wieki, dobrowolne wzięcie krzyża ma sens. Bez tego będzie pustym bólem.

 

Jak Ty przeżywasz trudności? Czy umiesz połączyć swój krzyż z krzyżem Jezusa? Czy rozumiesz, że cierpienie jest nieodłączną częścią świętości? A może ciągle myślisz, że Bóg ma spełniać każdą Twoją prośbę? Może sądzisz, że uda się uniknąć krzyża? Owszem, można przed nim uciekać, ale czy tym samym nie uciekamy przed Jezusem?

 

Im dłużej żyję i przyglądam się sobie, a także ludziom, których On stawia na mojej drodze, tym częściej widzę, że chcielibyśmy, żeby słowa o krzyżu nas nie dotyczyły. Chcielibyśmy być uczniami Jezusa triumfującego, mocnego, działającego cuda, a nie pobitego, zelżonego, wyśmianego, zdradzonego, połamanego, oplutego, wzgardzonego.

 

Wczorajsze pytanie: „Kim jest dla Ciebie Jezus?” wraca i dzisiaj. Powinno wrócić także jutro i pojutrze. Słowo Boże, które rozważamy codziennie razem, ma nam pokazać prawdę o Jezusie, Jego misji i warunkach naśladowania Go. Nie bądźmy ludźmi, którzy biorą z Biblii tylko te fragmenty, które akurat pasują do dzisiejszego samopoczucia. Nie podchodźmy do Pisma Świętego jedynie uczuciami, bo daleko na tym nie zajedziemy. Bierzmy ją w całości i wtedy wyda w naszym życiu właściwe owoce.

 

Jedenastu Apostołów wzięło sobie słowa Jezusa do serca… Jeden dużo słuchał, ale nie usłyszał. Co zrobisz Ty? Co zrobię ja?

 

Bóg kocha Cię, ale nie obiecuje braku trudności. Bóg kocha Cię, ale nie obiecuje, że ta miłość nie będzie zapraszała do wyrzeczeń. Bóg kocha Cię i stawia sprawy jasno. Bóg kocha Cię i prosi żebyś naśladował Go we wszystkim, także w cierpieniu.

 

Konkret na dzisiaj: spójrz na swoje trudności, patrząc na Jezusa ukrzyżowanego.

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec, Syn i Duch Święty +

Dorota
Dorota Wrz 25 '16, 08:48
O tym jak Bóg reaguje na nasze słabości

Jezus powiedział do faryzeuszów: ”Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany.

Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: »Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu«. Lecz Abraham odrzekł: »Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać«. Tamten rzekł: »Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki«. Lecz Abraham odparł: »Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają«. Tamten odrzekł: »Nie, ojcze Abrahamie, lecz gdyby kto z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą«. Odpowiedział mu: »Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą«”. (Łk 16,19-31)

Tekst jest nieco dłuższy, ale proszę przeczytaj go w całości.

 

Nie wiem, czy zauważyłeś pewien szczegół: w przypowieści występują dwie osoby, ale tylko jedna ma imię. Spodziewalibyśmy się, że historia zapamięta bogacza, bo często zdarza się, że ludzie posiadający pieniądze zapadają w pamięć, ale tutaj tak nie jest. Co o nim wiemy? Biblia mówi, że ubierał się w purpurę i bisior. W Księdze Wyjścia o Namiocie Spotkania, czyli najświętszym miejscu dla Izraelitów, napisano, że miał on zasłonę z purpury i bisioru. Przypadek? Nie sądzę. Jeden z Ojców Kościoła powiedział, że najlepszym interpretatorem Biblii jest ona sama. Ten bogaty człowiek był jak Przybytek, tylko że za zasłoną zamiast Arki Przymierza, w której były tablice z Bożymi Przykazaniami, była pustka i pogarda dla innych. Zapewne wielu, patrząc na niego, zazdrościło mu i chciałoby żyć jak on. Dzisiaj bywa podobnie. Patrząc na życie gwiazd i różnego rodzaju celebrytów, którzy szastają pieniędzmi na prawo i lewo, w szarym, zwykłym człowieku może rodzić się uczucie zazdrości. Wieki mijają, ale ciągle to stan posiadania dla wielu jest wyznacznikiem szczęścia. Jak jest ze mną? Jak jest z Tobą? Czy pieniądze i ciągła zabawa to cel życia?

 

Oprócz bogacza Jezus wspomina żebraka. Jego imię, Łazarz, znaczy „Bóg pomaga”. I może w tym momencie rodzić się w nas wątpliwość. W jaki sposób pomaga? Nie dość, że biedak nie miał pieniędzy, to jeszcze chorował na trąd. Ładna mi pomoc. Co to za Bóg, który tak „pomaga”?

 

Czy pamiętasz o czym pisałem wczoraj? Mówiłem, że tylko w perspektywie Boga można inaczej spojrzeć na trudności. Dzisiejsza Ewangelia nam to jednoznacznie potwierdza. Łazarz pomimo cierpienia na ziemi odnalazł szczęście. Bóg mu pomógł w najlepszy z możliwych sposobów, bo dał mu radość. Nie tylko chwilową, przemijającą, ale wieczną. Drugi dzień z rzędu Bóg nam przypomina, że naszym celem jest Niebo, a nie dorobienie się w tym życiu. Ale nie ma tu automatyzmu: nie każdy bogacz pójdzie do piekła, tak samo jak też żebracy nie mają gwarantowanej wejściówki do Nieba. Daleki jestem od takich stwierdzeń. Ważne jest to, jak przeżywamy naszą ziemską sytuację, zarówno bogactwa jak i nędzy. To od nas zależy, jaką postawę wybierzemy. A determinuje ją cel, który sobie postawimy.

 

Chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię. Pomimo tego, że bogacz codziennie widział Łazarza, nie pomógł mu. Może myślisz, że teraz zachęcę do jałmużny albo innej formy wsparcia biednych? Masz rację. Z całego serca o to proszę. Nawet parę groszy może komuś pomóc. Daj coś ze swojego.

Ale nie o tym chciałbym powiedzieć. Dla bogatego człowieka Łazarz mógł być także przeszkodą w dobrej zabawie. Jego ropiejące, cuchnące rany zaburzały świat nieustannej imprezy. Na pewno wolałby, żeby żebrak nie przychodził pod jego dom i nie psuł mu humoru. Chciałby wyrzucić Łazarza z jego cierpieniem i chorobą daleko od siebie.

 

Słabość była, jest i będzie niepopularna. Jak bogacz kiedyś tak i my teraz żyjemy w świecie, który nie akceptuje słabości. Każdy ma być herosem, który nie ma słabszych momentów, a co dopiero grzechów. Jaki grzech? Po co o tym mówić? Głupi ten Kościół… Chcemy się bawić… Nie ma czasu na przejmowanie się grzechami… Dobrze wiesz, że wielu tak mówi i żyje. W ich życiu nie może być miejsca na ból, cierpienie, porażki. Taki obraz lansuje się i na siłę wpycha nam do głowy. Mamy być silni, zawsze weseli, dobrze się bawić i nie myśleć o tym, co będzie kiedyś. Jakieś niebo? Jeszcze nie teraz. Mam czas. Na starość się będę się tym martwił, teraz jest za wcześnie. Muszę się wyszaleć. Ale czy na pewno? Warto odkładać? Zobaczcie, że informacja o śmierci bogacza i Łazarza przychodzi nagle, niespodziewanie. Jest krótki opis każdego z nich i nagle umierają.

 

Chyba każdy z nas ma doświadczenie nagłej śmierci kogoś nam bliskiego, znajomego albo przyjaciela. Kilka lat temu w mojej rodzinnej parafii pochowaliśmy dwóch młodych chłopaków, na których śmierć przyszła bardzo nagle. Oni też myśleli, że mają jeszcze wiele czasu w swoim życiu, mieli plany, aż nagle wszystko w jednym momencie się skończyło. Bóg jeden wie, z czym przed Nim stanęli. Nikt nie wie, ile czasu mu zostało. To, że dzisiaj jestem mocny, nie znaczy, że będę taki jutro. Bóg chce mi i Tobie dzisiaj powiedzieć, żebyśmy porozmawiali ze swoim Łazarzem. Nie bój się tego, że masz słabości. Gdyby ich nie było, to Boża Moc nie miałaby gdzie się objawić. Stanięcie w prawdzie o sobie, może nam uratować życie wieczne. Słabość – Łazarz był blisko Boga, a nie wiecznie radosny bogacz.

 

Konkret na dzisiaj: spraw, że ktoś dzięki Tobie uśmiechnie się.

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec, Syn i Duch Święty +

ks. Krystian Malec

 

O Bożym sądzie z miłości.

Ów bogaty człowiek, to faryzeusz, który ufał sobie, że jest sprawiedliwy, a innymi gardził(por. Łk 18,9nn).

 

Bisior wg. Apokalipsy (19,8) oznacza czyny sprawiedliwych i tylko Jezus może po śmierci nałożyć go tym, którzy będą tego godni.
Uważanie, więc siebie za życia za człowieka sprawiedliwego jest wyrazem pychy.

 

Sprawiedliwym jest tylko Bóg (por. Rz 3,23nn): „On sam jest sprawiedliwy i usprawiedliwia każdego, kto wierzy w Jezusa”.(Rz 3,26).

 

My natomiast jesteśmy wszyscy grzesznikami i dlatego nie starajmy się ważyć, które grzechy są cięższe: moje czy sąsiada.

 

Uważajmy wiec, aby żadnego człowieka nie nosić w pogardzie!!!
Wszyscy tak samo zostaniemy pogrzebani. Nie ma żadnej różnicy między: tobą , a mną; bogatym i biednym; z tytułami i bez, ładnie ubranym i w śmierdzących łachmanach.

 

Ale jest różnica miedzy umierającym, który przez całe życie żył w poczuciu własnej sprawiedliwości i odrzucał miłosierdzie Boże, a człowiekiem grzesznym, który pokładał ufność w Bogu i często korzystał z daru konfesjonału.

 

O tym Jezus mówi będąc w gościnie u Szymona faryzeusza:

 

„A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem.
Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: "Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą".

 

Na to Jezus rzekł do niego: "Szymonie, mam ci coś powiedzieć". On rzekł: "Powiedz, Nauczycielu!" "Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?" Szymon odpowiedział: "Sądzę, że ten, któremu więcej darował". On mu rzekł: "Słusznie osądziłeś".

 

Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: "Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła.


Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich.
Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi.

 

Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje". (Łk 7,37-47).

 

Jak widzimy z miłości do Jezusa będziemy sądzeni, a nie z poczucia własnego mniemania o swojej porządności, czy pobożności. I za to Chwała Panu!

 

Modlitwa: Jezu, przymnóż mi miłość do Ciebie, a chroń mnie przed poczuciem własnej sprawiedliwości i pogardzaniem drugim człowiekiem kimkolwiek by był. Amen!

Ks. Roman Chyliński

Dorota
Dorota Wrz 25 '16, 22:41

I jeszcze jedno rozważanie , bardzo szczególne ...

Sami nie wyliżemy się z ran - o. Augustyn Pelanowski

Pewien szczegół w tej przypowieści budził we mnie ogromną ciekawość, zawsze ilekroć ją czytałem. Dlaczego bogacz, będąc pogrążony w piekle, najbardziej cierpiał ból w języku? Prosił bowiem Abrahama o to, by Łazarz koniuszkiem palca złagodził właśnie język! Dlaczego język był najdotkliwiej ukarany? I jaki ma to związek z językami psów, które lizały rany Łazarza, by wyleczyć go z bólu. To wyrafinowana aluzja rabiniczna. W Biblii, choć pies jest zwierzęciem nieczystym, występuje czasem jako symbol kapłańskiej posługi słowa. Izajasz, ganiąc pasterzy Jerozolimy, nazywa ich niemymi psami niezdolnymi do szczekania (Iz 56, 10-11).

 

Za Tobiaszem i Rafałem podąża pies, jako symbol wyjątkowo uzdrawiającej mowy Archanioła! Szczekanie to nawoływanie ostrzegające przed złem, a lizanie ran to posługa słowa nie tylko miłosierna, ale i pełna delikatnej mądrości. Sami „nie wyliżemy się z ran”, które zadały nam nasze grzechy. Potrzebujemy kogoś, kto jest delikatny, dlatego, ponieważ sam wie, co to znaczy być grzesznikiem. Święty Piotr pisze, że człowiek pogrążony w nałogach jest jak pies, który wraca do swych wymiocin i je znowu zlizuje. Gedeon jednak wybrał do walki 300 mężczyzn, którzy lizali wodę potoku Charod jak psy – wybrał ludzi, którzy mieli o swym „pieskim żywocie” więcej niż skromne wyobrażenie. Ci, którzy nie mają wątpliwości, że są najgorsi, najlepiej nadają się do duchowej walki. Gdy się doświadczy poniżających grzechów i otrzyma przebaczenie Boga, można stać się niezwykle wyrozumiałym i miłosiernym.

 

Bogacz cierpiał w języku, ponieważ nigdy nie powiedział żadnego słowa do Łazarza. Bieda Łazarza niekoniecznie była nędzą fizyczną, zdaje się, że chodzi o inne ubóstwo. Wokół nas jest wiele „biednych” ludzi, którzy nie przymierają głodem. Są biedni, gdyż są zranieni w sumieniu, pełni wrzodów jątrzących się wspomnień. Łazarz nie ukrywał swych ran, zdaje się, że jest to zobrazowanie sytuacji, jaka zachodzi w konfesjonale. Zabrzmi to może wulgarnie, ale gdy siedzę w konfesjonale, mam wrażenie, że jestem jak pies w budzie, ale nie po to, by każdy tę budkę omijał, lecz by każdy do niej śpieszył.

 

Wielu komentatorów zwracało uwagę na znamienną różnicę między dwoma bohaterami przypowieści: tylko jeden z nich nosi imię, drugi jest anonimowy. Pośród ludzi to zawsze ludzie bogaci, celebryci są powszechnie znani, natomiast ubodzy pozostają bezimienni. Dlaczego więc w tej przypowieści jest odwrotnie? Bóg zna po imieniu najskromniejszych i nie chce znać tych, którzy są pyszni z jakiegokolwiek powodu. Do Mojżesza, który był najskromniejszym z ówczesnych ludzi, Bóg mówił: „znam cię po imieniu”, a do zarozumiałych sług, którzy uzdrawiali, egzorcyzmowali i ewangelizowali, lecz to wszystko czynili, by uczynić się wielkimi, Pan powiedział: „nigdy was nie znałem!”.

Dorota
Dorota Wrz 26 '16, 19:51
Nie tylko o aborcji

Uczniom Jezusa przyszła myśl, kto z nich jest największy.

Lecz Jezus, znając myśli ich serca, wziął dziecko, postawił je przy sobie i rzekł do nich: „Kto przyjmie to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmie, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki”.

Wtedy przemówił Jan: „Mistrzu, widzieliśmy kogoś, jak w imię twoje wypędzał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodzi z nami”.

Lecz Jezus mu odpowiedział: „Nie zabraniajcie; kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami”. (Łk 9,46-50)

Na pewno będę to jeszcze często powtarzał: łatwiej zrozumieć dany fragment Biblii, gdy zobaczy się, w jakim on znajduje się kontekście.

 

W ciągu ostatnich tygodni – o ile w liturgii Kościoła nie przypada wspomnienie obowiązkowe, święto albo uroczystość – rozważamy kolejne fragmenty Ewangelii według św. Łukasza. W sobotę zatrzymaliśmy się na drugiej zapowiedzi męki Jezusa. Gdy tylko Mistrz powiedział o ogromnym cierpieniu, odrzuceniu, pohańbieniu, wyśmianiu i śmierci, Jego uczniowie zaczynają debatę o tym, kto z nich jest największy. Nie obchodzi ich los Jezusa. Liczą się osobiste ambicje. Oburzające!

 

Bogu niech będą dzięki za takie fragmenty! Dlaczego? One jednoznacznie pokazują, że Apostołowie to ludzie tacy jak my: oni też potrzebowali dużo czasu na zmianę myślenia i postępowania. Skoro Jezus wziął sobie takich niedojrzałych współpracowników i formował ich, to dla każdego z nas znajdzie się przy Nim miejsce.

 

Ta Ewangelia pokazuje nam ważną prawdę: można słuchać słów Boga, ale i tak ciągle myśleć o sobie i po swojemu. Tak jak dzisiaj, tak i w czasach Jezusa szacunek, status i pozycja społeczna były bardzo ważne. Ludziom zawsze zależało na tym, żeby być „kimś”. Apostołowie przy cudotwórcy i mędrcu z Nazaretu też stali się „kimś”. Przestali być anonimowi, a zaczęto ich kojarzyć z Kimś ważnym. Myślę, że to była wielka pożywka dla ich próżności. Jezus doskonale o tym wiedział, ale nie przegonił ich. Wybrał drogę formacji. Ciągle starał się zmienić ich podejście do Boga, do innych ludzi i do samych siebie. Dając za przykład dziecko, po raz kolejny pokazał, jaki jest Boży sposób myślenia. W tamtych czasach dzieci nie odgrywały żadnej znaczącej roli w społeczeństwie, a Jezus mówi, że w oczach Boga są tak samo ważne jak posłańcy w kulturze greckiej. Mieli oni dokładnie taką samą władzę jak ten, kogo reprezentowali. Nawet jeśli król wysłałby złodzieja, oszusta czy pijaka, to i tak traktowano go jak monarchę. Słowa Jezusa musiały – po raz kolejny – wstrząsnąć światem Uczniów. Ich Mistrz mówił coś, co było zupełną odwrotnością tego, do czego byli do tej pory przyzwyczajeni. On naprawdę doprowadzał ich do nawrócenia – metanoi, czyli zmiany myślenia. Na pewno nie była to łatwa praca, bo oni – jak i my – nie byli zachwyceni, gdy ktoś kazał im zmienić ich stare schematy myślenia, postępowania i religijności. My też wolimy siedzieć w okopach, schowani za hasłami typu: „zawsze tak było”, „wszyscy tak robią”, „nie ma co się wychylać”, „i tak nic się nie zmieni”, „a co ja mogę?”.

Gdyby Jezus słuchał tego, co mówi świat, nie ruszyłby się z Nazaretu nawet na centymetr. Bo jakie szanse przebicia się do świadomości całego narodu miał nikomu wcześniej nieznany rzemieślnik z małej wioski? Ale on słuchał Ojca, a nie świata. Dlatego zaczął głosić Ewangelię i dzięki Niemu dzisiaj mamy otwartą drogę do Nieba. Jego życie kształtowała relacja z Ojcem, a nie ludzkie gadanie.

 

Myślenie po Bożemu także dzisiaj będzie wiązało się z odrzuceniem. Weźmy chociażby ostatnią debatę o aborcji. Ochrona życia to myślenie Boże. Pozwalanie na mordowanie niewinnych dzieci to promowanie śmierci. Jeśli naprawdę wierzysz w Boga i nie jest On dla Ciebie kimś abstrakcyjnym, to będziesz za życiem. Nie ma innej opcji…

 

Zanim Apostołowie zmienili swoje myślenie, Jezus musiał się dużo napracować. On im coś tłumaczył, a Ci – swoje. I tak w kółko! Nie jeden machnąłby na nich ręką i kazał wracać do domu; On jednak tak nie zrobił. Poświęcił im czas, dał miłość i cierpliwość i w końcu udało się zmienić ich myślenie.

 

Dajmy Bogu możliwość mówienia do nas. Spróbujmy choćby jedną dziesiątą czasu spędzanego z telefonem, przed komputerem, telewizorem czy gazetą przeznaczyć na modlitwę. Jeśli nie będzie CODZIENNIE czasu na słuchanie Boga, to nie liczmy, że nauczymy się rozpoznawać Jego głos wśród tysięcy innych. Nie liczmy, że zrozumiemy dlaczego Kościół, który jest Mistycznym Ciałem Chrystusa, tak mocno broni życia. Nie ma relacji bez komunikacji. Nie ma wiary bez czasu spędzanego z Bogiem.

 

Konkret na dzisiaj:zamiast marnować czas przed komputerem, telewizorem, komórką przeznacz go na modlitwę, czytanie Słowa Bożego, ciszę…

 

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec, Syn i Duch Święty +

ks. Krystian Malec

 

Do tejże samej Ewangelii ks. Roman Chyliński :

Patrzeć z perspektywy Krzyża.

Cały dziewiąty rozdział u św. Łukasza jest ukazaniem Apostołom istoty bycia uczniem Jezusa oraz przygotowaniem ich na Mękę i Jego Śmierć.

 

Otóż, wszystko idzie jak po grudzie.


Po przemienieniu przy uzdrowieniu epileptyka, Apostołowie wobec swojej niewiary usłyszeli z ust Jezusa mocne słowa: „O, plemię niewierne i przewrotne! Jak długo jeszcze będę u was i będę was znosił”.(Łk 9,41).

 

Dalej czytamy, że Jezus po raz drugi mówi o swojej męce do Apostołów i to bardzo znacząco: „weźcie wy sobie dobrze do serca te właśnie słowa”.(Łk 9,44).
I co się dzieje, jaka jest ich odpowiedź na te słowa – spór o pierwszeństwo, kto z nich jest największy.

 

W całej swej bezsilności wobec tępoty Apostołów Jezus bierze dziecko i stawia je przy sobie pokazując swoim uczniom, że to dziecko o wiele więcej rozumie niż oni. I to co teraz „ myślą w swoim sercu” (9,47) jako dorośli mężczyźni jest na poziomie dziecka, a nawet gorzej, jest po prostu infantylne.

 

„Kto przyjmuje to dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje…”.
Przez te słowa Jezus sprowadza uczniów do prostoty dziecka jakby chciał im powiedzieć: „To, co za chwile stanie się ze Mną na krzyżu, nie jesteście w stanie zrozumieć waszym intelektem i dociekaniami.
To przerośnie was, kiedy zobaczycie, jak z martwych powstanę po trzech dniach”. I wobec faktu zmartwychwstania to, o czym teraz rozmawiacie nie ma po prostu większego sensu, ani znaczenia.

 

„Kto bowiem jest najmniejszy wśród was wszystkich, ten jest wielki”(9,48).
To znaczy, kto z was w naśladowaniu Mnie: w poświęceniu, upokorzeniach, wyszydzeniu, odrzuceniu i w śmierci męczeńskiej najbardziej się uniży, u Mojego Ojca będzie w największej chwale.

 

Oto logika Krzyża!

 

Ale jak do niej dorosnąć i jak ją pojąć, żeby to, o co ludzie tu na ziemi potrafią się zabijać, dla mnie przestało mieć jakiekolwiek znaczenie: brak awansu w pracy, brak większego przez to wynagrodzenia, brak docenienia, wyróżnienia, brak zaistnienia w jakimś prestiżowym środowisku itp., żeby to już nie miało żadnego wpływu na moja kondycję duchową czy psychiczną.

 

Prośmy Pan Jezusa, o tę mądrość patrzenia na swoje życie już całkowicie i wyłącznie z perspektywy logiki Krzyża. Co naprawdę jest wielkie w oczach Bożych, a co przez to przestaje mieć jakąkolwiek wartość, czy znaczenie.

 

Modlitwa: Wyrzekam się Panie Jezu myślenia w kategoriach, kto tu jest większy lub lepszy, wyrzekam się porównywania się, oceny i osądu, chęci dominowania w małżeństwie i we wszelkich relacjach między ludzkich, tak aby serce moje było wolne do miłości, poświęcenia i ofiary za Ciebie i dla Kościoła. Twój Krzyż niech będzie dla mnie jedyną logiką życia. Amen.

Dorota
Dorota Wrz 27 '16, 16:43

Jak reagować na tych, którzy nas nie lubią...

 

Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy.

Widząc to uczniowie Jakub i Jan rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?”

Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.    (Łk 9,51-56)

Bardzo często najważniejsze zmiany w naszym życiu przychodzą nagle i niespodziewanie. Podobnie jest z dzisiejszą Ewangelią. Słowa: „Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy” są punktem zwrotnym Ewangelii wg św. Łukasza (Lekarz z Antiochii użyje podobnego zabiegu w drugim tomie swojego dzieła, czyli w Dziejach Apostolskich 19,21).

 

Podobnie jak dzisiaj, starożytni pisarze wyraźnie zaznaczali kluczowe momenty narracji. Św. Łukasz zrobił to używając słowa: „postanowił” (gr. ἐστήρισεν – esterisen), co dosłownie można przetłumaczyć jako: „uczynił niewzruszoną [swoją twarz]”. Jezus rusza do Jerozolimy dobrowolnie, z pełną świadomością tego, co się wydarzy. Jest pewien swojej decyzji. Chyba przyznasz, że Jego determinacja jest godna podziwu.

 

Żydowscy pielgrzymi z Galilei, którzy zdążali na Paschę do Świętego Miasta, najczęściej wybierali najkrótszą drogę na południe, a ta wiodła przez terytorium Samarii. Ale zdarzali się i tacy, którzy woleli nadłożyć drogi i nie spotykać się z nimi. Już kiedyś o tym pisałem, że stosunki między Żydami i Samarytanami były tragiczne, więc nie będę się powtarzał (pod tym linkiem znajdziesz szersze wytłumaczenie istoty tego konfliktu http://parafia-siennica.pl/index.php?pokaz=a_czytelnia%2Fpytania%2Fr1_15). Przypomnę jedynie, że nawzajem gardzili swoimi miejscami kultu. Dla Żydów sanktuarium na górze Garizim było symbolem odstępstwa od zdrowej wiary, dlatego też żydowski wódz Jan Hirkan w II w. przed Chr. zburzył tę świątynię. W odwecie Samarytanie chcieli zrównać z ziemią Świątynię Jerozolimską, ale nie udało im się to, więc żeby dotkliwie odegrać się, rozrzucili na jej dziedzińcu kości psów. Mając świadomość o tym, jak trudne były relacje między tymi dwiema narodowościami, wiadomość, że Żyd, Jezus, chce zatrzymać się w samarytańskiej wiosce, na pewno wielu dziwiła, może nawet i gorszyła. Zarówno On, jak i Jego uczniowie, przebywając wśród niechętnych im ludzi, ryzykowali wiele, łącznie z życiem. Mimo swojej niezaprzeczalnej popularności i dobroci, Rabbi Jeszua nie był mile widziany wśród Samarytan. Spowodowało to ostrą reakcję Boanerges, czyli „synów gromu”, Jakuba i Jana, którzy chcieli ukarać ich za nieprzyjęcie Nauczyciela pod swój dach. Chcieli zachować się jak kilka wieków wcześniej Eliasz, gdy stanął do konfrontacji z fałszywymi prorokami (1Krl 18,38). Ale Mistrz surowo zabronił zemsty.

 

Dzisiejsze Słowo prowokuje nas do zadania pytań o nasze reakcje, gdy spotkamy się z odrzuceniem ze strony ludzi. Czy chcemy odpłacić się pięknym za nadobne jak Jakub i Jan, czy może umiemy zrobić coś znacznie trudniejszego, czyli odejść jak Jezus? Chociaż mamy XXI wiek i przeżywamy Rok Miłosierdzia, to ciągle żywe są zasady z Kodeksu Hammurabiego: „oko za oko, ząb za ząb”. Dzisiejsza Ewangelia to zachęta do zrobienia czegoś wbrew naszemu poczuciu krzywdy. Pamiętajmy, że Jezus „postanowił” udać się do Jerozolimy, świadomie idąc przez Samarię. Wiedział, z jaką reakcją żyjących tam ludzi może się spotkać, ale poszedł i stało się to okazją do nauczenia czegoś Apostołów. Niejednokrotnie bowiem w przyszłości Jego emisariusze zostaną odrzuceni, wyśmiani, przeklęci, pobici. Gdyby Jezus w tym momencie dał „zielone światło” na ogień z Nieba, pozwoliłby równocześnie na nawracanie kogoś na siłę albo pod presją strachu.

 

Jak reagować na tych, którzy nas nie lubią? To proste: uśmiechnąć się, pobłogosławić, pomodlić się za nich, dać im dobro. Być jak Jezus. Takie zachowania zmieniają świat na lepsze. Zło rodzi zło. Dobro rodzi dobro.

Poproszę Cię teraz o bardzo trudną rzecz…

 

Konkret na dzisiaj:Pomódl się najpierw za siebie, o serce zdolne do tego, aby przebaczyć. Potem powiedz Bogu o tych, przez których cierpisz, a następnie przebacz tym, którzy Cię skrzywdzili, odrzucili, wyśmiali, pominęli.

 

Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec, Syn i Duch Święty +

ks. Krystian Malec

 

 

Droga z Jezusem, moją drogą życia.

Kończy się okres przygotowania uczniów w Galilei. Zapytajmy się więc, do czego Jezus przygotowywał Apostołów w Ewangelii wg. św. Łukasza?

Zaraz na początku tego okresu pójścia Jezusa do Jerozolimy czytamy: „Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata”. Ten „czas” u św. Łukasza oznacza „drogę” jaką Jezus tu na ziemi musi przejść aby nas zbawić i zasiąść po prawicy Boga. Ta „droga” to czas: głoszenia i świadectwa, męki i śmierci, zesłania Ducha Świętego i wniebowstąpienia.

Ty i ja mamy również swój „czas” i swoją „drogę” jaką musimy przebyć idąc do Boga. Na ten czas składa się: dziecięca beztroska, zdobywanie wiedzy, dorosłość i odnalezienie swojego powołania jako mężczyzna i kobieta, realizacja profesji zawodowej oraz starość, aż do spełnienia się w całym wymiarze swego człowieczeństwa. Kończąc ten „czas” i tę „drogę” śmiercią. Taki jest wymiar ludzkiej egzystencji naszego człowieczeństwa.

Ale jest wymiar duchowy naszego „czasu” i „drogi”. To jest nieustanne wzrastanie w mądrości i w Łasce u Boga i ludzi, od chwili chrztu św., poprzez katechezę, Pierwszą Komunię św., Bierzmowanie i inne sakramenty oraz wiarę.

Otóż, na to wzrastanie i powolne otwieranie się na niebo nakłada się ta sama „droga” jaką przeszedł Jezus. Pascha Jezusa staje się i naszą paschą.

Składa się na nią:

 

- Radość: poczęcie, narodziny, wesele, prymicje i wiele innych ważnych chwil.


- Ogrójec: samotność, zmaganie się z samym sobą i z siłami zła.


- Sanhedryn: osąd, ocena, poczucie odrzucenia, niezrozumienie;


- Piłat: to zetknięcie się z władzą, bezsilnością prawa i rządzących wobec prawdy, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości.


- Droga Krzyżowa: trud brania na siebie konsekwencji własnego życia, upadki, szkalowania, poczucie przegranej własnego życia na jakimś jego etapie .


- Ukrzyżowanie: całkowita bezradność wobec choroby, cierpienia fizycznego i psychicznego i własnej niemocy.


- Zmartwychwstanie: poczucie zwycięstwa jako nagroda za męstwo i wytrwałość.


- Zesłanie Ducha Świętego: to nieustanny powiew ciepłego wiatru, wiatru Bożej miłości: utulenia, przytulenia, zrozumienia, wsparcia i pocieszenia.


- Wniebowstąpienie: to pewna nadzieja, że trud tego życia zakończy się i w duchu spełnienia wejdzie się w czas wiecznego odpoczynku.


- Królowanie w niebie: to pełnia radości, szczęścia i całkowitego spełnienia.

 

Wybór właśnie tej – Jezusowej, Ewangelicznej drogi, a nie innej da ci pewność, że ani na chwile nie przegrałeś własnego życia.

Droga, którą wyznaczył ci Jezus jest trudna, ale nie zostawił cię samego na niej. W Nim i tylko z Nim można ją bezpiecznie przejść.

Zobacz więc, przez to wszystko trzeba nam przejść aby wejść do królestwa Bożego.
Tę „drogę” wyznaczył nam Jezus i On już ją przeszedł.

Nie bój się i nie lękaj się więc tej „drogi”.
Idź pewnie, bo nie ma pewniejszej drogi do zbawienia nad drogę krzyżową własnego życia.Amen!

ks. Roman Chyliński

 

 

Jezus daje moc do pokonywania naszych wad i słabości.

 

Jezus daje moc do pokonywania naszych wad i słabości.

 

Dzisiaj, w Ewangelii rozważamy moment, gdy Jakub i Jan, rzekli: Panie, czy chcesz, byśmy powiedzieli: Niech ogień spadnie z nieba i pochłonie ich? Lecz On, odwróciwszy się, zgromił ich. (Łk 9,54-55).

To są wady Apostołów, których Pan upomina. Jezus widzi zarówno niegościnność Samarytan, jak i wady swoich uczniów, Apostołów. Każdy z nas ma swoje wady, lecz na wzór św. Jana, Apostoła miłości, możemy z pomocą Bożą swoje wady stopniowo przezwyciężyć. Jak tego dokonać? Spróbujmy sobie na to pytanie odpowiedzieć w dzisiejszym rozważaniu.

 

 

1. Wady Apostołów.

 

Gdy dopełniały się dni Jego wzięcia z tego świata, Jezus postanowił udać się do Jeruzalem (Łk 9, 51-56). Gdy wchodził do pewnego miasteczka samarytańskiego, nie przyjęto Go (...), ponieważ zmierzał do Jeruzalem. Pan nie odpowiedział gniewem na brak gościnności ze strony Samarytan. Nie pozwolił ich w żaden sposób ukarać ani też nie mówił źle o nich. / udali się do innego miasteczka. Jednakże reakcja Apostołów była inna. Jakub i Jan zaproponowali Jezusowi: Czy nie, czy chcesz, byśmy powiedzieli: Niech ogień spadnie nieba i pochłonie ich? I wówczas Pan korzysta z okazji, aby im pokazać, że trzeba kochać wszystkich, nawet tych, którzy nas rozumieją.

 

Wiele urywków Ewangelii mówi o tym, że Apostołowie mieli wady, mimo że słuchali słów Nauczyciela i obserwowali Jego przykładne życie.

 

Bóg wie, że wzrost duchowy dokonuje się stopniowo, że wymaga czasu i że ta zasada dotyczy Jego uczniów wszystkich czasów. Wiele lat póź­niej św. Jan Apostoł napisze: Kto nie miłuje, nie zna Boga, Bóg jest miłością (1 J 4, 8). Ten sam Jan, oburzony na mieszkańców Samarii, stał się apostołem miłości! Chociaż zachował swoją tożsamość, pod wpływem Ducha Świętego stopniowo przemienił swoje serce. Centralnym tematem jego Listów jest właśnie miłość.

 

Znamy z tradycji nieco danych o ostatnich latach życia św. Jana Apostoła. Ukazują one jego troskę o zachowanie przykazania miłości braterskiej. Św. Hieronim opowiada, że kiedy uczniowie prowadzili Jana na spotkania chrześcijan - gdyż z powodu swojej starości nie mógł iść o własnych siłach - ustawicznie powtarzał: „Dzieci, kochajcie się wzajemnie”. Kiedy uczniowie pytali, dlaczego ciągle, z takim uporem, powtarza to samo, Jan im odpowiedział: „Jest to przykazanie Pana i jeżeli się je wypełnia, to ono samo wystarczy”.

 

Również oni mieli wady, ale z nimi wytrwale walczyli, byli pokorni i doszli do świętości. Przezwyciężyli te słabości, które - jak to było w przypadku św. Jana - oddalały ich od Chrystusa.

 

 

2. Wady należy przezwyciężać miłością z pomocą Ducha Świętego.

 

Po Zielonych Świątkach Duch Święty dopełnił kształ­towania tych, których Jezus wybrał, aby stali się filarami Kościoła pomimo swoich wad. Od tego czasu nie przestaje działać w duszach uczniów Chrystusa wszystkich czasów.

 

On działa także w twoim sercu, w twojej duszy. Jego natchnienia bywają niekiedy gwałtowne jak błyskawica: podpowiada ci w głębi duszy, byś był wielkoduszny w drobnych umartwieniach, cierpliwy w obliczu przeciw­ka, skromny mimo pokus. Niekiedy bezpośrednio skłania cię ku dobru, inspirując i podpowiadając, kiedy indziej czyni to poprzez rady dawane ci w kierownictwie duchowym, poprzez jakieś wydarzenie, przez przykładną postawę innej osoby lub lekturę dobrej książki. Pan w stosownej chwili chce w budowlę twego życia wstawić kamień, którego wymaga plan budowy na tym etapie robót. Bóg ma wielki projekt mojego i twojego życia, ale nie chce go realizować bez naszego udziału. To On wszystkim kieruje, nad wszystkim czuwa, zsyła na ciebie doświadcze­nia, abyś osiągnął świętość, cel, dla którego zostałeś stworzony i od którego zależy twe pełne szczęście tu na ziemi, a potem, przez całą wieczność, w niebie. Również cierpienie lub niepowodzenie, które Bóg na ciebie dopuszcza, służą osiągnięciu tego celu, którego nigdy nie powinieneś spuścić sprzed oczu: Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie (1 Tes 4, 3).

 

Bóg zawsze cię kocha: gdy niesie ci pocieszenie i gdy dopuszcza przykrość, smutek, cierpienie, ubóstwo lub niepowodzenie. Co więcej, Bóg kocha cię najbardziej wtedy, kiedy na ciebie zsyła cierpienia. Są to „pieszczoty Boże”, za które zawsze powinieneś dziękować.

 

Św. Jan nie zmienił się w jednej chwili. Nie pomogło nawet upomnienie Jezusa. Nie zniechęcił się jednak swoimi wadami, lecz dokładał starań, przebywał przy Nauczycielu, a reszty dopełniła łaska. Tego właśnie oczekuje od nas Bóg. Gdy po upływie lat Apostoł będzie wspominał te i inne wydarzenia, w których był jeszcze daleki od ducha swego Nauczyciela, przypomni sobie również cierpliwość Jezusa wobec niego. Ileż to razy musiał rozpoczynać na nowo! To pomagało mu kochać Go coraz bardziej i iść za Nim.

 

 

3. Wada główna.

Bóg użyczył św. Janowi daru głębokiego i subtelnego rozumienia miłości, zarówno w jego życiu (przecież prze­znaczył go na opiekuna swojej Matki!), jak i w nauczaniu. Natchniony przez Ducha Świętego św. Jan napisał te pełne mądrości słowa: Dzięki temu można rozpoznać dzieci Boga - i dzieci diabła: każdy, kto postępuje niesprawiedliwie, nie jest z Boga, jak i ten, kto nie miłuje swego brata (7 7 3, 10). Nie powinieneś zniechęcać się swoimi wadami i słabościami: Pan wie o nich wszystko i twe pragnienie walki ma na uwadze. Wie, że potrzebujesz czasu i łaski.

 

Aby w życiu wewnętrznym prowadzić skuteczną walkę, musisz dobrze poznać to, co autorzy duchowi nazywają „wadą główną”, czyli tę wadę, która w twoim życiu domi­nuje nad innymi wadami - towarzyszy twoim ocenom, sądom, pragnieniom i działaniom. Wada ta w jakiś sposób wyraża się w tym, co robisz, czego pragniesz, o czym myślisz, poprzez próżność, lenistwo, niecierpliwość, brak optymizmu lub skłonność do posądzania. Nie wszyscy zmierzamy do świętości tą samą drogą. Jedni muszą praco­wać nad cnotą męstwa, inni rozbudzać nadzieję lub radość. W twierdzy naszego życia wewnętrznego, bronionej przez różne cnoty, wada główna jest jakby słabym punktem. Wróg dusz, szatan, szuka właśnie w każdej tego słabego punktu, w który łatwo ugodzić, i znajduje go bez trudu. Jest więc konieczne, aby­ś ten słaby punkt również ty poznał. Dlatego powinieneś zastanawiać się, czego najczęściej pragniesz, co cię najbardziej martwi, co powoduje cierpienie, utratę spokoju lub smutek. Z wadą główną wiąże się większa liczba pokus, gdyż tutaj nieprzyjaciel widzi twoją największą słabość i w tym miejscu najbardziej cię atakuje.

 

By słusznie postępować w życiu wewnętrznym, powinieneś dobrze znać ten słaby punkt i szczerze prosić Boga i łaskę do jego pokonania. Powtarzaj więc niezliczoną ilość razy: „Oddal ode mnie, Panie, to, co oddala mnie od Ciebie”. I oprócz częstych próśb do Pana, zdecydowanie postanów sobie, że nigdy, ale to nigdy nie będziesz pertraktować z swoimi wadami, że będziesz robił każdego dnia szczegółowy rachunek sumienia. Polega on na krótkim, ale systematycznym rozważaniu naszej postawy u walce z wadą główną i w pracy nad zdobyciem określonej cnoty. W kierownictwie duchowym znajdziesz wspaniałą pomoc do prowadzenia ufnej walki do końca swego życia.

 

Maryja, nasza Matka, zawsze obdarza pokojem i radością tych, którzy pragną podążać za Panem. Nasze pielgrzymowanie powinno być radosne, takie jak życie Najświętszej Maryi Panny; ale również, jak Jej życie, niepozbawione doświadczeń cierpienia, zmęczenia pracą, światłocieni wiary.

 

Podążaj wraz z Maryją, pełną łaski. Bóg Ojciec, Bóg Syn, Bóg Duch Święty napełnił Ją darami, stworzył Ją jako istotę doskonałą; Ona jest jedną z nas i ma posłannictwo rozdawania wyłącznie dobrych rzeczy. Co więcej: Ona stała się życiem, słodyczą i nadzieją naszą. Ona, nasza Matka, jest najkrótszą drogą prowadzącą do Pana.

ks. Józef Tabor

 

Edytowany przez Dorota Wrz 27 '16, 16:45
Dorota
Dorota Wrz 28 '16, 09:31

Czy Bóg nie wymaga od nas za dużo?

 

Gdy Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: „Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz”.

Jezus mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć”.

Do innego rzekł: „Pójdź za Mną”. Ten zaś odpowiedział: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”.

Odparł mu: „Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże”.

Jeszcze inny rzekł: „Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu”.

Jezus mu odpowiedział: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”. (Łk 9,57-62)                                                                             

 

Jezus idzie do Jerozolimy, bo tego chce. Ma świadomość, co czeka Go w Świętym Mieście. Zdaje sobie sprawę, że przyjdzie Mu cierpieć, zostać zdradzonym, wydanym, wyśmianym, odrzuconym, a w końcu zabitym. Jezus nie jest lekkoduchem żyjącym na zasadzie „jakoś to będzie”, ale ma plan, który konsekwentnie realizuje. Doskonale wie, co się stanie i nie ucieka przed tym. Jego postawa jest na wskroś radykalna, dlatego wielu fascynuje.

 

W dzisiejszej Ewangelii spotyka trzy osoby. Ważne jest to, żebyśmy wiedzieli, że w tamtych czasach to uczniowie wybierali sobie nauczycieli. Niektórzy filozofowie, którzy działali także na terenie Ziemi Świętej, wyrzekający się wszelkich dóbr, starali się za wszelką cenę zniechęcić kandydatów do przyłączenia się do nich. Celem takiego zachowania było sprawdzenie, którzy adepci naprawdę są gotowi przyjąć styl życia nauczyciela, a którzy kierują się jedynie chwilowym przypływem emocji. Wydaje się, że Jezus postępuje podobnie. Doskonale wie, że droga, na którą zaprasza, nie należy do najłatwiejszych, zatem jasno daje do zrozumienia swoim rozmówcom, co może ich spotkać i czego od nich wymaga.

 

Pierwszemu mówi, że nie ma stałego domu, więc jego uczniowie godzą się na taki sam los. W czasach Jezusa było bardzo wielu ubogich, którzy ledwo wiązali koniec z końcem, ale niezbyt często zdarzali się bezdomni. Zatem Mistrz jednoznacznie pokazuje, że dobrowolnie zrezygnował z zamieszkania w jednym miejscu, żeby móc swobodnie wędrować i głosić Dobrą Nowinę.

 

Drugiemu stawia jeszcze wyższe wymagania. Członkowie rodziny rzadko wychodzili ze swoich domów w czasie żałoby, żeby porozmawiać z rabinami. Co istotne, Żydzi celebrowali pogrzeb dwa razy. Po raz pierwszy zaraz po śmierci bliskiej osoby, a potem mniej więcej rok później, gdy ciało uległo rozkładowi, syn zmarłego powracał, aby pogrzebać kości ojca w specjalnej urnie. Wydaje się, że rozmówca Jezusa jest po pierwszej ceremonii, ale przed drugą. Zatem prosi Rabbiego o rok zwłoki i dopiero wtedy przyłączy się do Niego.

 

Trzeci, zanim pójdzie za Nauczycielem, chce najpierw pożegnać się z rodziną. Myślę, że w tamtych czasach więzi rodzinne były jeszcze silniejsze i ściślejsze aniżeli dzisiaj. Ludzie byli bardzo mocno związani z najbliższymi i ciężko im było odejść bez pożegnania, aby zacząć nowe życie. Być może jest to nadinterpretacja z mojej strony, ale wydaje mi się, że ten człowiek z jednej strony miał żywe pragnienie pójścia za Jezusem, a z drugiej – wielki wpływ na jego decyzję mieli najbliżsi. Bardziej kierował się zdaniem rodziny niż głosem powołania.

 

Nie wiemy, jak potoczyły się losy dzisiejszych rozmówców Jezusa. Nie wiemy, czy to, co im powiedział, sprawiło, że jeszcze bardziej zapragnęli żyć jak On, czy może wystraszyli się, bo nie tego się spodziewali i odeszli zawiedzeni.

 

To, co mówi dzisiaj Jezus, jest wyjątkowo trudne. Zwłaszcza słowa, które kieruje do drugiego mężczyzny, gdy każe postawić relację z Nim ponad obowiązek pogrzebania ojca. One mogły zostać odebrane jako swoista herezja. W tradycji żydowskiej okazywanie czci ojcu i matce zarówno w życiu jak i po śmierci należało do najważniejszych przykazań. Jezus natomiast zachęca do postawienia Go na pierwszym miejscu.

 

Dzisiejsza Ewangelia może i powinna nas szokować. Wymagania, które stawia nam Jezus, są wyjątkowo radykalne, ale muszą takie być. Świat – zarówno ten w czasach Jezusa jak i dzisiejszy – potrzebuje ludzi zdecydowanych oddać wszystko dla Niego. I to, co piszę, to nie jest pustosłowie, ale  konkret, wobec którego dzisiaj stajemy, czytając Słowo. Letni chrześcijanie nikogo nie fascynują.

 

Jak jest z nami? Ile jesteśmy w stanie poświęcić dla Boga? Czy sprawa zbawienia siebie i innych jest dla nas priorytetem czy może uważamy, że inni mają to robić, ale nie ja?

 

Nie lubię, gdy pokazuje się Jezusa tylko z jednej strony, tzn. w świetle Jego dobroci i miłości, a przymyka się oko na wymagania, które stawia. On Jest dobry i kochając, zawsze i w każdej chwili, ale Jego miłość objawia się na różne sposoby, często stające jak ość w gardle naszym oczekiwaniom. Ewangelia w różnych miejscach zapamiętała liczne wymagania, które stawiał Rabbi tym, którzy chcieli iść Jego drogą. Wielu poszło za Nim, ale liczni odwrócili się na pięcie i wrócili do starego życia. To, że wymaga, nie znaczy, że nie kocha.

 

Jestem młodym księdzem, ale widzę, że łatwo możemy zrobić z naszego Zbawiciela jedynie Kogoś, kto ma nas pocieszać, poprawiać humor i głaskać po głowie, gdy jest nam źle. Tak, On będzie to robił, ale nie zawsze i nie w każdej chwili. Miłość umie także postawić radykalne wymagania. Nie dajmy zrobić z siebie ludzi, dla których Bóg będzie jedynie „terapeutą”. On stawia przed nami konkretne zadania i pyta, czy jest dla nas na tyle ważny, żeby zostawić to, co sobie ułożyliśmy i zaplanowaliśmy? Czy Niebo to nie jest dla nas puste słowo?

 

Każdy z Jego dzisiejszych rozmówców otrzymał konkretne słowo dotykające Jego codzienności. Znowu to powtórzę: nie wiemy jak potoczyły się ich losy.

 

Wierzę, że Słowo Boże, które codziennie razem rozważamy, dotyka sedna naszego życia i zachęca do podejmowania konkretnych kroków. Pytanie brzmi: co my z Nim robimy? Czy dzisiejsza Ewangelia odciśnie piętno na moim i Twoim życiu? Czy coś się dzisiaj zmieni?

 

W nagłówku zadałem pytanie: czy Bóg nie wymaga od nas za dużo? Uważam, że nie. Chociaż czasem może nam się wydawać, że tak jest. Zwłaszcza, gdy nasz problem, grzech, nałóg, trudna relacja, problemy rodzinne, sytuacja w pracy etc., dzieją się „teraz”. Mądrość polega na tym, aby w tych pełnych emocji chwilach nie podejmować absolutnie żadnych decyzji, bo na pewno będą błędne. Jeśli spotkało Cię coś, co przygniata Cię i nie pozwala wstać. Jeśli tego nie rozumiesz i na usta cisną się przekleństwa przypomnij sobie Hioba i jego słowa, gdy stracił niemal w jednej chwili dzieci i majątek, a przyjaciele zaczęli go oskarżać o skrzętne ukrywanie grzechu. Mówił:

 

Nagi wyszedłem z łona matki 
i nagi tam wrócę. 
Dał Pan i zabrał Pan. 
Niech będzie imię Pańskie błogosławione!” W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył i nie przypisał Bogu nieprawości. (Hi 1,21-22)

Wiem, że taka postawa jest trudna, ale chcę Cię zapewnić, że codziennie modlę się za czytających moje komentarze i proszę o dar żywej wiary.

 

Modlę się za Ciebie codziennie. Ja, ks. Krystian Malec.

Konkret na dzisiaj: czyje zdanie jest dla Ciebie ważniejsze: Jezusa, innych czy Twoje własne? Kiedy ostatni raz zrobiłeś coś wbrew sobie, ale w zgodzie z Ewangelią i nauczaniem Kościoła?

Ks. Krystian Malec

 

I rozważanie drugie ks. Romana Chylińskiego:

Trzy ważne przesłania dla naśladujących Jezusa!

 

 

1.Pierwsze przesłanie dotyczy rezygnacji „z własnych posiadłości”.


Zapytajmy, czego ta rezygnacja dotyczy?

 

"Lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć".

 

Pamiętamy zapewne spotkanie Jezusa z młodzieńcem, który przyszedł do Nauczyciela z zapytaniem: „Co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne”(Mk 10,17).

 

Jezus, jak wiemy, zapytał go wówczas, czy zachowuje przykazania Boże. I ta lekcja wypadła pozytywnie, bo młodzieniec od lat młodości przestrzegał prawo Boże.

 

Kiedy ów młody człowiek spodziewał się od Mistrza pochwały, padło z ust Jezusa już nie pytanie, ale rozkaz: "Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!"(Mk,10,21).

Posmutniał wówczas ów młodzieniec, ponieważ miał duże posiadłości.

 

I w naszym życiu chrześcijańskim czasami właśnie tego „jednego” nam brakuje.
Chodzimy do Kościoła w niedzielę na Mszę św., mamy dobre relacje z proboszczem, uchodzimy za dobrych katolików „ALE”:


- kiedy prowadzimy swój własny biznes, tu już nie mam mowy o uczciwości tak wobec pracowników, jak i "Skarbówki"!


- mamy swój własny pogląd na nauczanie Kościoła i z wieloma sprawami się nie zgadzamy.


- mamy swój własny pogląd na nowocześniejsze wychowanie własnych dzieci niż naucza Kościół.


- mamy też swoje własne poglądy na współczesną moralność i styl życia.

 

Czyli, mamy tzw. „własne posiadłości”: moralne, finansowe, stylu życia, z których nie chcemy zrezygnować, a mają się one nijak tak do chrześcijańskiego postępowania, a tym bardziej do tego, o czym mów Jezus w Ewangelii.


I nawet nie zauważamy, jak bezmyślnie i bezrefleksyjnie odbieramy czytaną Ewangelię w Kościele.


Owszem słuchamy Ewangelię, ale pod jednym kontem, czy nam pasuje do naszego myślenie, czy też nie. Albo w ogóle wyłączamy się z tego co się dzieje w Kościele.

 

Czy było tak w twoim życiu, że czytane słowo Boże wstrząsnęło tobą?
Zmusiło cię do refleksji nad własnym życiem?


Poczułeś, że Jezus coś od ciebie wymaga, a może abyś z czegoś zrezygnował?
2. Drugie przesłanie dotyczy niewłaściwego przywiązania się do osób lub rzeczy i na uwolnieniu się od nich, aby być dyspozycyjnym dla Jezusa i Kościoła.

 

"Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże".

 

Nie dotyczy to przesłanie tylko powołanych do kapłaństwa, czy zakonu, ale i małżonków oraz osób samotnych.


Każde, bowiem niezdrowe przywiązanie do osób i rzeczy pośrednio lub bezpośredni zagraża Pierwszemu przykazaniu z Dekalogu: "Nie będziesz miał cudzych bogów przede Mną!"

 

Czyli wszystko to, co może w moim życiu odsuwać Boga na drugie miejsce: żona, mąż, dziecko, mamusia, inne relacje oraz liczne przywiązania materialne: samochód, pieniądze, praca, używki itp. jeśli tylko przybierają charakter idolatrii, należy uporządkować i dać właściwe mu miejsce w życiu.

 

Nie tak dawno rozmawiałem z mężczyzną, który dał świadectwo, jak niewłaściwa relacja z kobietą zamężną, najpierw odsunęła go od modlitwy, później od Kościoła, a na końcu od Boga i to na wiele lat.

 

3. Oglądanie się „wstecz” u św. Łukasza należy rozumieć, jako brak stałości w charakterze lub niezdolność do podejmowania decyzji i bycia w niej konsekwentnym.

 

"Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego".

 


 

Żyjemy dzisiaj powiedziałbym w pewnym kryzysie niedojrzałości młodych ludzi do podejmowania odpowiedzialnych decyzji i to na całe życie. Chodzi tu szczególnie o decyzje nieodwołalne dotyczące wyboru: kapłaństwa, życia konsekrowanego lub małżeństwa.

 

Długo dzisiaj u młodych ludzi przeciąga się wiek wejścia w dorosłość. Ponad 30% mężczyzn w 30 roku życia w Polsce mieszka w domu u rodziców lub z mamusiami, nie żeniąc się.


A kiedy już podejmą decyzje zamieszkania „z partnerem”, jest to zazwyczaj na „próbę”, aby w razie czego, szybko z takiego związku wycofać się nie ponosząc żadnych konsekwencji.

 

Ta niezdolność, wydawałoby się już dojrzałego człowieka do podejmowania decyzji i bycia konsekwentnym w jej realizacji przekreśla go, jak mówi Jezus w osiągnięciu Królestwa Bożego.

 

Może nas przerażać ów radykalizm w ustach Jezusa, ale należy go przyjąć z całą powagą i od wczesnych lat szkolnych w tym duchu wychowywać własne dzieci, tak do brania odpowiedzialności za własne czyny, jak i odczuwania konsekwencji swego złego postępowania.

 

Opiekuńcza miłość bez karcenia i wymagań może okazać się głupotą.

 

Modlitwa: Panie Jezu, naucz mnie takiej wrażliwości do człowieka, abym umiał zachować zdrowy dystans do niego. Niech nikt i nic nie przysłoni mi Ciebie, jako Boga i Stwórcę oraz Pana mego życia. Daj mi też odwagę do trzymanie się decyzji nieodwołalnych, które podjąłem w swoim życiu i pielęgnowania ich, aby żadna pokusa i chęć łatwiejszego życia nie sprowadziła mnie na złe drogi. Amen

 

Edytowany przez Dorota Wrz 28 '16, 09:32
Dorota
Dorota Wrz 29 '16, 20:35

Tym razem nie ks. Krystian , ale jego młodszy brat ks. Łukasz Malec

Skąd wziął się szatan?

 

Żeby zrozumieć wielkość św. Michała Archanioła, trzeba zestawić Go z małością szatana (pisownia imienia w pełni świadomie małą literą) i mieć świadomość, skąd on się wziął.

 

Szatan w początkach swojego istnienia był jednym z najwspanialszych aniołów. Ojcowie Kościoła odnosili do niego fragment z księgi Ezechiela:

 

Byłeś odbiciem doskonałości, pełen mądrości i niezrównanie piękny. Mieszkałeś w Edenie, ogrodzie Bożym (…) chadzałeś pośród błyszczących kamieni. Byłeś doskonały w postępowaniu swoim od dni twego stworzenia, aż znalazła się w tobie nieprawość. (Ez 28, 12-19)

 

Jaka nieprawość znalazła się w tym, którego Ojcowie Kościoła nazywają Lucyferem, czyli aniołem – jak tłumaczy się jego imię – który miał „nieść światło”, który miał być przekazicielem Bożej światłości? Dlaczego sprzeniewierzył się swojemu powołaniu?

 

Błogosławiona Maria od Jezusa z Agredy (1602-1665), na bazie objawień prywatnych, ujawnia na czym polega bunt i upadek szatana (wstawiam śródtytuły dla większej przejrzystości).

 

  1. Oddanie hołdu Bogu.

Najpierw aniołowie poznali naturę Boga, jako jedynego w swej Istocie, a troistego w Osobach; zarazem otrzymali nakaz, aby oddali hołd Boski i uwielbienie Bogu, jako samemu Stwórcy i Panu najwyższemu, który jest nieskończony w swej Istocie i w swych doskonałościach. Temu nakazowi poddali się wszyscy posłusznie. (…)

 

  1. Objawienie prawdy o Wcieleniu.

Następnie Bóg objawił aniołom, że chce stworzyć naturę ludzką, tj. obdarzone rozumem stworzenia niższego rzędu, aby i one miłowały i czciły Boga jako swego Stwórcę i odwieczne Dobro, oraz żeby i On je miłował. Oznajmił także, że obdarzy tę naturę ludzką wielkimi łaskami oraz że druga Osoba Trójcy Przenajświętszej sama przyjmie tę naturę i zjednoczy ją osobiście z Bóstwem. Aniołowie będą musieli tę Osobę, to jest tego Boga-Człowieka, nie tylko jako Boga, ale i jako człowieka uznać za swoją Głowę i oddawać Mu cześć pokorną i hołd Boski (…)

 

  1. Bunt szatana.

Aniołowie święci i posłuszni poddali się wszyscy temu rozkazowi i okazywali całą siłę swej woli i, w pokorze miłością pałającego serca, najzupełniejsze posłuszeństwo. Natomiast Lucyfer, powodowany pychą i zazdrością, sprzeciwił się i wezwał aniołów, którzy za nim poszli, aby uczynili tak samo. Tak też rzeczywiście uczynili, połączyli się z nim i odmówili Bogu posłuszeństwa (…).

 

Przyczyną upadku szatana jest zatem niezgoda na Boży plan, Boży zamysł. Niezgoda na uniżenie Boga, na Jego pokorę. Takiemu Bogu nie będę służył – to jest decyzja Lucyfera.

 

Walka

 

Skutkiem tej decyzji jest „walka na niebie”, którą opisuje księga Apokalipsy (Ap 12, 7-9). Z jednej strony szatan i jego aniołowie, z drugiej św. Michał Archanioł i święci aniołowie wierni Bogu.

 

W tym miejscu warto zastanowić się, jaką walkę wewnętrzną mógł przejść św. Michał Archanioł, zanim doszło do starcia z szatanem, jak zareagował na objawienie Boga, że zostanie stworzony człowiek, którego naturę przyjmie Syn Boży; człowiek, któremu aniołowie będą służyć, bo taki jest zamysł Boga.

 

Być może Michał Archanioł rozważał, „bił się z myślami” i przychodziły mu „do głowy” te same argumenty, które szatana skłoniły do buntu:

 

– przecież my, aniołowie, byliśmy pierwsi, zostaliśmy stworzeni przed człowiekiem;

 

– przecież jesteśmy istotami duchowymi, człowiek będzie cielesny; przecież stoimy wyżej niż on;

– przecież jesteśmy inteligentniejsi od ludzi, bo jesteśmy istotami czysto duchowymi.

I właśnie takim ludziom mamy służyć?

 

Takie argumenty mogły sprawić, że Michał Archanioł, podobnie jak szatan powiedziałby: Nie, ludziom i takiemu Bogu służył nie będę; Jego zamysł jest niedorzeczny. Ale co zrobił Michał, mimo tego, że nie wszystko mu się „mieściło w głowie”? On mówi: Któż jak Bóg!, Kimże ja jestem, by podważać plan Boga? Ja jestem tylko stworzeniem. On – Bóg, jest moim Panem i Stwórcą. On jest Wszechwiedzą i Dobrocią samą! On jest czystą Miłością! Któż jak On, któż jak Bóg!

.

Co dzieje się dalej? Wiemy, że rozpętała się walka szatana, jego aniołów i świętych aniołów na czele z Michałem. Kiedy Pan Bóg to ujrzał, mógł sam w swojej wszechmocy zmiażdżyć buntowników. Ale:

 

– Bóg nie niszczy swoich stworzeń, nawet jeśli buntują się przeciwko Niemu (dlatego wszyscy ludzie będą żyć wiecznie: albo wiecznie w niebie, albo wiecznie w piekle);

 

– w tym, że Bóg nie walczy osobiście, ale posyła i wspiera Michała Archanioła objawia się pokora Pana Boga, który jakby się wycofuje, aby wywyższyć swoje ukochane stworzenie.

 

Ten, który wybrał wierność Bogu mimo, że przez służbę ludziom ‒ św. Michał Archanioł, dzisiaj żyje w Bogu i odbiera od nas wdzięczność i uwielbienie. Ten, który sprzeciwił się Bogu, czyli  szatan, cierpi nieopisaną rozpacz; wąż starodawny, który sam siebie kąsa i żyje w beznadziei.

 

Co zrobię ze swoim życiem? „Nie będę służył” czy „Któż jak Bóg!”?

 

I w podobną beznadzieję szatan chce sprowadzić nas. On jest tym, który kusi do zła, który proponuje grzech, który odwodzi od Boga, który stara się zmącić nasze myślenie okłamując, niczym pierwszych rodziców w Raju: Bóg nie chce twojego dobra; Bóg cię ogranicza; Bóg ci zabrania jeść z drzewa poznania dobra i zła. Każda pokusa szatana w zasadzie sprowadza się do jednego – do nieposłuszeństwa. Zrób inaczej niż mówi ci Bóg, odrzuć Go, przecież jest ci niewygodny. Jego polecenia są ci niewygodne. Sam we wszystkim decyduj, bądź jak Bóg. Jego plan jest zły. Szatan nie uwierzył, że Boży plan jest doskonały, dobry i dający szczęście.

 

I dlatego i nasze życie będzie się sprowadzało/sprowadza się do pytania: czy wierzę, że Bóg daje szczęście?

Wszyscy stawaliśmy, stajemy i będziemy stawać przed tym wyborem: czy, jak szatan, odrzucę Boga, bo On nie daje szczęścia, czy będę mówił i żył według słów Michała Archanioła: „Któż jak Bóg”?

 

Wiemy jaka jest właściwa droga: zawsze z dziecięcym zaufaniem mówić „Któż jak Bóg!”.

 

Mówić Bogu słowa uwielbienia „Któż jak Ty!”, gdy patrzę na swoich rodziców, którzy obdarzyli mnie życiem i darzą miłością; gdy patrzę na swoich najbliższych, gdy patrzę na swoje dzieci, na swoją rodzinę i przyjaciół; mówić „Któż jak Ty!”, gdy patrzę na swoje talenty, na swoje życie i zdrowie; „Któż jak Ty!”, gdy patrzę na stworzenie, na wschody i zachody słońca, na szumy wody, gdy patrzę na wszystko co On dał i odnawia.

 

Ale jak zakrzyknąć z entuzjazmem „Któż jak Bóg”, gdy w życiu jest ciężko? Jak zawsze szczerze mówić „Któż jak Bóg?”, gdy cierpię?

 

Istnieją dwa rodzaje cierpienia, które możemy przeżywać.

 

  1. A) Gdy sami sobie jesteśmy winni, sami sobie „zapracowaliśmy” na swoje cierpienie: Np.
  2.  
  • Jesteśmy samotni dlatego, że w życiu nie kierowaliśmy się miłością, tylko jakąś zarozumiałością i własnym interesem.
  •  
  • Albo wpadliśmy w nałóg, bo dokonywaliśmy złych wyborów, nie potrafiliśmy się otrząsnąć ze złego otoczenia itp.
  •  

Wtedy pretensje powinniśmy żywić tylko do siebie; uderzamy się we własne piersi i możemy krzyczeć „Któż jak Bóg” wdzięczni za Jego miłosierdzie; wdzięczni za to, że On-Bóg nas nie skreślił i nie skreśla; że nie postawił i nigdy nie postawi na nas krzyżyka mówiąc: „Z tego/ z tej to już nic nie będzie”, ale postawił Krzyż Chrystusa, na którym Jezus pokonał grzech i śmierć, pokonał wszelki zło.

 

  1. B) Ale co, jeżeli spada na nas cierpienie niezawinione, niespodziewane, może dramatyczne: śmierć bliskiej osoby, wypadek, choroba? Jak wtedy mówić „Któż jak Bóg”? Czy nie nasuwa się bardziej: „Dlaczego Boże?! Dlaczego na to pozwoliłeś? Gdzie byłeś?”.
  2.  

W tym miejscu chcę Wam napisać to, co usłyszałem, kiedy byłem jeszcze w seminarium od jednego z ojców duchownych. Powiedział on pewną historię, którą zapamiętam do końca życia.

 

Żył kiedyś 50-kilkuletni mężczyzna, ojciec rodziny, który utrzymywał się z pracy na roli. Pewnego dnia uciekł mu koń, który pozwalał pracować w polu i zapewniał utrzymanie. Gdy ten koń uciekł, przyszedł sąsiad i ze współczuciem mówi: „To wielkie nieszczęście”, na co gospodarz odpowiedział: „Czy to dobrze, czy nie dobrze – nie wiem, Bóg to wie”.

 

Po kilku dniach wraca syn, który ruszył na poszukiwanie zaginionego zwierzęcia. O dziwo, sprowadził nie tylko tego zbiega, ale razem z nim kilka dzikich koni. Przyszedł sąsiad i mówi: „To wielkie szczęście. Macie teraz kilka koni, staliście się bogaci”. Na co gospodarz odpowiedział: „Czy to dobrze, czy nie dobrze – nie wiem, Bóg to wie”

.

Syn gospodarza postanowił ujarzmić sprowadzone konie. Podczas jednej z prób ujeżdżania spadł ze zwierzęcia i połamał obie nogi. Przyszedł sąsiad i mówi: „To wielki nieszczęście, zbliżają się żniwa, a syn połamany”. Na co gospodarz odpowiedział: „Czy to dobrze, czy nie dobrze – nie wiem, Bóg to wie”.

 

Po kilku dniach w te okolice przybył posłaniec z wojska. Przyjechał z informacją, że zbliża się wojna i wszyscy młodzi mężczyźni są wezwani do opuszczenia domów i stawienia się w wyznaczonym miejscu. Jedynym, który został zwolniony ze służby wojskowej był syn gospodarza, który miał połamane nogi…

 

Tę historię można by rozwijać długo, tak jak nie stoi w miejscu nasze życie. „Czy to dobrze, czy nie dobrze – nie wiem, Bóg to wie”.

 

Gdy przyjdą w naszym życiu przerastające nas cierpienia, nie atakujmy Boga pretensjami, ale zaufajmy, że On widzi dalej; zaufajmy, bo On jest Miłością, jest Wszechwiedzący i nie dopuści zła, które by nas zniszczyło. W księdze Hioba są takie słowa: « Dobro przyjęliśmy z ręki Boga. Czemu zła przyjąć nie możemy?» W tym wszystkim Hiob nie zgrzeszył swymi ustami.  I w innym miejscu: «Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione! ». To jest dokładnie to: „Któż jak Bóg!”.

 

Św. Paweł mówi: Za wszystko dziękujcie (Ef 5, 20). Czy to nie brzmi jak bluźnierstwo? Dziękować za wszystko? Także za wielkie cierpienie (śmierć, wypadek, chorobę, nałóg kogoś bliskiego)? Sam, jako człowiek, nigdy bym się nie odważył wypowiadać i napisać tutaj takich słów. Ale to mówi Pismo Święte; to mówi Bóg! To przerasta nasze myślenie? Tak. Nie rozumiemy tych słów, ciężko nam się na nie zgodzić? Tak. Ale to jest Słowo Boga. My go nie rozumiemy nie dlatego, że z Tym Słowem jest kłopot, ale to my nie dorastamy do Wszechwiedzy Boga. To tak, jakby przyjechał obcokrajowiec do Polski i nie znając języka miał pretensje, że język polski jest zły. Problem nie leżałby w naszym języku, ale w tym, że ten człowiek nie nauczył się nim posługiwać.

 

Spróbujmy zatem – w obliczu cierpienia, krzyża – powiedzieć z pokorą, z uniżeniem, z zaufaniem, z miłością słowa modlitwy „Któż jak Bóg”.

 

Bóg dopuszcza zło tylko wtedy, gdy wie, że z tego zła jest w stanie wyprowadzić większe dobro. KKK o upadku szatana mówi w ten sposób: Upadek aniołów i grzech człowieka, zostały dopuszczone przez Boga tylko jako okazja i środek do okazania całej mocy Jego ramienia, ogromu miłości, jakiej chciał udzielić światu (KKK 760).

 

A św. Augustyn dodaje: Bóg Wszechmogący… ponieważ jest dobry w najwyższym stopniu, nie pozwoliłby nigdy na istnienie jakiegokolwiek zła w swoich dziełach, jeśli nie byłby na tyle potężny i dobry, by uczynić dobro nawet ze zła.

 

W obliczu zła, w obliczu krzyża spróbujmy mówić: „Któż jak Bóg!”.

 

Popatrz na Krzyż Jezusa

 

Popatrz na Krzyż Jezusa. Co widzisz?

– Miłość. Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3, 16-17). Życie za kogoś można oddać tylko z miłości.

 

– Co widzę, patrząc na Krzyż? Usprawiedliwienie. Kiedyś papież Benedykt postawił pytanie: „Czy Bóg, będąc Wszechmogący, nie mógł sprawić, że Jezus nie cierpiałby na Krzyżu? Czy nie mógł odkupić człowieka w inny sposób? Czy nie mógł popatrzeć na zło „przez palce”? I papież odpowiada, że Bóg nie mógł tego zrobić: nie mógł zignorować zła, nie mógł udawać, że nic się nie stało. I w tej sytuacji były dwie możliwości: albo zło popełnione przez człowieka spadnie na niego i go zniszczy, albo zło wyrządzane przez ludzi Bóg weźmie na siebie. Wiemy jak było na Golgocie: Jezus na siebie wziął nasze grzechy, aby nas nie zniszczyły, On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy (Iz 53, 4n). On nas usprawiedliwił.

 

– Co jeszcze widzę, gdy patrzę na Krzyż? Miłosierdzie – krew i woda z Jego Serca.

 

– Widzę też zmaltretowane i zniszczone ciało, widzę zło; widzę to, że istnieje piekło, bo gdyby nie istniało realne niebezpieczeństwo, które nam zagraża, Jezus nie musiałby tak o nas walczyć i patrząc na zmasakrowanego Jezusa widzę to, co grzech robi z człowiekiem.  Ale widzę i ZMARTWYCHWSTANIE. Ponad wszystko widzę ZMARTWYCHWSTANIE.

 

– I widzę jeszcze mądrość nie z tego świata.

 

Kiedyś do św. Bonawentury, to było w średniowieczu, wielkiego myśliciela i świętego, miał przyjść św. Tomasz z Akwinu, być może jeszcze większy mędrzec i powiedział: „Drogi Bonawenturo, ludzie mówią o tobie, że  jesteś wielki mędrcem. Czy mógłbyś mi pokazać twoją bibliotekę, książki z których korzystasz?” Wtedy Bonawentura odsłonił mu kotarę zasłaniającą wejście do kolejnego pomieszczenia; w tym momencie oczom św. Tomasza ukazał się klęcznik, a przed nim postawiony Krzyż. Św. Bonawentura powiedział: „To jest moja biblioteka z której czerpię mądrość”. Wtedy św. Tomasz odrzekł: „Widzę, że twoja biblioteka jest bardzo podobna do mojej”.

 

Kiedy zatem patrzę na Krzyż, widzę Miłość, Usprawiedliwienie, Miłosierdzie, zło zwyciężone siłą dobra i Zmartwychwstania oraz Mądrość przekraczającą mądrość tego świata.

 

Krzyż Jezusa nie jest krzyżem beznadziei, ale dobra, dlatego w obliczu swojego krzyża mów: „Któż jak Bóg!”.

 

I niech szczerość tych słów opiera się na tej zbawczej, kojącej prawdzie, że NIE JESTEŚ SAM/NIE JESTEŚ SAMA. Bóg jest obok ciebie, Bóg jest z tobą.

 

Znacie myślę tę historię dla dzieci i nie tylko dla dzieci, która mówi o dwóch osobach idących brzegiem plaży: jedną z Osób jest Pan Jezus, drugą – człowiek ‒ każdy człowiek. Idą, zostawiając za sobą na piasku ślady stóp. Ale kiedy pojawiło się cierpienie, na plaży pozostały samotne ślady tylko jednej pary stóp. I po pewnym czasie pojawił się pełen bólu wyrzut człowieka skierowany do Boga: „Jezu, gdzie jesteś, gdzie byłeś właśnie wtedy, gdy najbardziej cierpiałem, gdy najbardziej Cię potrzebowałem?” . Na co Jezus odpowiedział: „Właśnie wtedy niosłem cię na plecach, zostawiałem ślady na plaży, gdy ty już nie byłeś w stanie iść”.

 

Jezus zmartwychwstał i wniebowstąpił po to, aby zawsze być „na wyciągnięcie ręki”.

 

  • Kiedy przymykam oczy i zwracam się ku swojemu sercu, by mówić do Jezusa.
  •  
  • Kiedy zwracam się ku sercu, do którego przyjąłem Boga w czasie Komunii Świętej. On jest we mnie! On jest przy mnie!
  •  
  • On mieszka między nami. On mieszka w tym kościele obok którego przechodzisz, w tabernakulum. Zawsze jest. Tak zapragnął być z nami; w taki sposób.

A kiedy przyjmę Komunię Świętą, On jest najbliżej jak to tylko możliwe. Dotykam Go! Widzę Go! Boga samego! (sic!) Wtedy mów: „Któż jak Bóg!”

 

Nie pozbawiajmy się tego szczęścia zjednoczenia z Bogiem poprzez życie w grzechu; wyspowiadaj się, nawróć się, pojednaj się z Bogiem; bądź z Nim jedno, poprzez wyznanie grzechów w sakramencie pokuty i pojednania, a potem poprzez przyjęcie Go w Eucharystii.

 

Odwróćmy się od zła.

Prośmy Niebo, prośmy świętych, prośmy św. Michała Archanioła, aby nas wspomógł w przezwyciężeniu w naszym życiu zła dobrem.

 

„Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy. A Ty, wodzu niebieskich zastępów, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen”.

Strony: « 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 ... » »»