ks. Krystian Malec
Z wichru odpowiedział Bóg Jobowi tymi słowami:
„Czyś w życiu rozkazał rankowi, wyznaczył miejsce jutrzence, by objęła krańce ziemi, usuwając z niej grzeszników? Zmienia się jak pieczętowana glina, barwi się jak suknia. Grzesznikom światło odjęte i strzaskane ramię wyniosłe.
Czy dotarłeś do źródeł morza? Czy doszedłeś do dna Otchłani? Czy wskazano ci bramy śmierci? Widziałeś drzwi do ciemności? Czy zgłębiłeś przestrzeń ziemi? Powiedz, czy znasz to wszystko? Gdzie jest droga do spoczynku światła? A gdzie mieszkają mroki, abyś je zawiódł do ich przestworzy i rozpoznał drogę do ich domu? Jeśli to wiesz, to wtedyś się rodził, a liczba twych dni jest ogromna”.
I Job odpowiedział Panu: „Jam mały, cóż Ci odpowiem? Rękę przyłożę do ust. Raz przemówiłem, nie więcej, drugi raz niczego nie dodam”.
(Hi 38,1.12-21;40,3-5)
Na początku pragnę zaznaczyć, że Job, to Hiob. Są to dwie wersje imienia tej samej osoby.
Księga Hioba, którą czytamy od kilku dni w Kościele jako pierwsze czytanie to absolutny majstersztyk literacki. Ze względu na treść i formę jest mistrzowskim dziełem poezji hebrajskiej. To jest bardzo ważne i od wieków uczeni zgłębiają kunszt pisarski autora natchnionego, który za nią stoi, ale… nie to jest w niej najważniejsze. Najistotniejsza jest historia człowieka, który mając wszystko stracił to, a mimo to nie sprzeciwił się Bogu, nie bluźnił przeciw Niemu, nie czynił Mu wyrzutów, ale wytrwał w wierności.
Księga Hioba zadaje istotne pytania: dlaczego cierpią niewinni? Jak duży wpływ na życie ludzi ma szatan? Kim jest Bóg i jakimi zasadami się kieruje?
Dzisiejszy fragment, w którym Bóg przemawia do Hioba, następuje po jego dialogu z przyjaciółmi zarzucającymi mu ukrywanie grzechu. Warto nadmienić, że wielokrotnie w Starym Testamencie nieszczęścia takie jak: choroby, bieda, konflikty, niewola traktowano jako Bożą karę za grzech. W ówczesnej mentalności nie było miejsca na „niezawinione cierpienie”. „Skoro cierpisz, to znaczy, że Bóg przestał ci błogosławić, a to stało się dlatego, że zgrzeszyłeś” – tak myśleli niemal wszyscy. Piszę „niemal”, ponieważ Hiob nie należał do ich grona. Wiedział, że to, co mu zarzucają jego przyjaciele, nie jest prawdą. Konsekwentnie powtarzał, że nie odwrócił się od Pana. Jednak choć wiedział, że słowa przyjaciół są nieprawdą, rodziły się w nim pytania o to, dlaczego cierpi. Hiob nie jest głupi, chce znaleźć odpowiedź. I wówczas odzywa się do Niego Pan zadając serię pytań, które czytamy dzisiaj.
Bóg przemawia z wichru. Jest to typowy sposób opisywania teofanii, czyli objawienia się Boga w Starym Testamencie. Pytania, które stawia Wszechmogący, mają uświadomić Hiobowi, że człowiek nie ma prawa stawiać Boga niejako przed sądem, bo On jest nieskończenie mądry i dobry. Tak jak małe dziecko nie rozumie jeszcze wielu rzeczy, które robią jego rodzice, tak samo Hiob nie będzie w stanie w pełni pojąć Bożego zamysłu.
W tym momencie dotykamy sedna dzisiejszego czytania. Mimo upływu wieków często stawiamy Boga przed sądem. Chcemy, żeby nam się wytłumaczył z tego, co się dzieje. Chcemy, żeby Wszechmogący dostosował się do nas i naszego sposobu wartościowania, orzekania, co jest sprawiedliwe, a co – nie, kto jest dobry, a kto zasługuje na karę itd. Wydaje nam się, że skoro ludzkość tak bardzo się rozwinęła, to mamy prawo osądzać Boga. Ale w rzeczywistości mimo ewidentnego postępu cywilizacyjnego, jesteśmy ciągle bardzo mali. Nasz umysł, choć zdolny do niesamowitych rzeczy, jest ograniczony i nieraz bardzo ciasny.
Ale paradoksalnie właśnie to ograniczenie jest okazją do rozwoju wiary.
Bóg stawiając swojemu przyjacielowi Hiobowi serię pytań chce Mu pokazać, że jego sposób patrzenia jest bardzo zawężony. Chce mu uświadomić, że tylko On – Pan Nieba i Ziemi ma pełną wiedzę. I reakcja Hioba powala mnie na kolana.
Mówi:
Jam mały, cóż Ci odpowiem? Rękę przyłożę do ust. Raz przemówiłem, nie więcej, drugi raz niczego nie dodam”.
Pokora Hioba jest niesamowita, ale wiesz co? Bóg tak samo jak do niego zwraca się do nas. Pragnie skłonić nas do zaufania, że wszystko, co się dzieje, jest w Jego rękach. Nam może się wydawać, że jest inaczej, bo będziemy oceniać życie według naszych kryteriów, a nie – Bożych zasad. Nawet najmądrzejsi, najbardziej pobożni, święci ludzie nie rozumieją wszystkiego. Należy do nich emerytowany papież Benedykt XVI. W niedawno opublikowanej książce „Ostatnie rozmowy” Peter Seewald stawia mu takie pytania:
Można sobie wyobrazić, ze papież, namiestnik Chrystusa na ziemi, ma szczególnie bliską, intymną relację z Panem.
Tak, tak powinno być i żywię przekonanie, że nie jest On daleko. Wewnętrznie zawsze mogę z nim rozmawiać. Ale mimo wszystko jestem tylko nędznym człowiekiem, któremu nie zawsze udaje się sięgnąć ku Niemu.
Doświadczał Ojciec „ciemnych nocy”, o których wspomina wielu świętych?
Nie są takie wstrząsające. Pewnie nie jestem na tyle święty, żeby popaść w tak mroczną otchłań. Ale gdy wokoło rozgrywają się ludzkie dramaty, gdy pyta się jak Bóg może na to pozwolić, zaczynają się pojawiać wątpliwości. Trzeba wtedy mocno trzymać się wiary. On wie lepiej.
Zdarzały się w ogóle „ciemne noce”?
Powiedzmy, tych najciemniejszych nie było, ale trudność, jak to właściwie jest z Bogiem, pytanie o istnienie zła i tak dalej, jak to pogodzić z Jego wszechmocą i dobrem, pojawia się, owszem, od czasu do czasu.
Jak poradzić sobie z takimi trudnościami w wierze?
W pierwszym rzędzie nie odrzucając podstawowej pewności wiary; przekonania, że poniekąd jest się w niej zakotwiczonym; przeświadczenia, że jeśli czegoś się nie rozumie, to nie dlatego, że jest błędne, tylko, że jest się zbyt małym. W przypadku niektórych spraw było tak, że stopniowo w nie wrastałem. To zawsze pozostaje darem, gdy nagle dostrzeże się coś, czego się przedtem nie widziało. Czuje się, że trzeba pokory, a gdy słowa Pisma nie przemawiają, cierpliwości aż Pan je otworzy.
Skoro ktoś tak wielki i – w mojej opinii – święty jak Benedykt XVI przyznaje się, że wszystkiego nie rozumie, to jestem spokojniejszy. Ja też nie muszę. Ty z resztą też. Nie jest naszym zadaniem wiedzieć wszystko o Bogu, ale – wierzyć w Niego i Jemu. W naszym życiu były, są i będą sprawy, które nas przerosną, zwłaszcza te związane z bólem, cierpieniem i naszymi słabościami. Co wtedy zrobimy? Postawimy Boga przed sąd i wydamy wyrok, na mocy którego wyrzucimy Go z naszego życia, bo do niego nie pasuje i nie działa tak jak byśmy tego oczekiwali? Czy może zrobimy jak Hiob i Benedykt XVI i położymy palec na usta mówiąc: Jam mały, cóż Ci odpowiem?
Konkret na dzisiaj: Z tego, czego nie rozumiesz, na co się buntujesz, wściekasz, złościsz uczyń modlitwę. Stań przed Bogiem nie jako oskarżyciel, ale jako dziecko, które ufa.
Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec, Syn i Duch Święty +
Umartwienie koniecznym warunkiem nawrócenia.
ks. Józef Tabor
Z Ewangelii według Świętego Łukasza
Jezus powiedział: «Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno by się nawróciły, siedząc w worze i popiele. Toteż Tyrowi i Sydonowi lżej będzie na sądzie niżeli wam. A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz! Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał».
1. Miasta, które nie chciały się nawrócić.
Jezus wielokrotnie przechodził przez ulice i place miast położonych nad Jeziorem Genezaret. Zdziałał niezliczone cuda dla ich mieszkańców. Ci jednak nie nawrócili się, nie potrafili przyjąć Mesjasza, o którym tyle razy słyszeli w synagodze. Dlatego Pan uskarża się z bólem: Biada tobie, Korozain! Biada tobie, Betsaido! Bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się cuda, które u was się dokonały, już dawno by się nawróciły (...). A ty, Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz (Łk 10, 13-15). Jezus w tych miejscowościach rzucał ziarno pełnymi garściami i zebrał niewielkie plony. Mnożyły się cuda, jeden po drugim, ale mieszkańcy Korozain, Betsaidy i Kafarnaum nie czynili pokuty. Bez nawrócenia serca, któremu towarzyszy umartwienie, słabnie wiara i trudno jest rozpoznać nawiedzającego nas Chrystusa. Mieszkańcy Tyru i Sydonu otrzymali mniej łask, dlatego Chrystus te miasta obarcza mniejszą odpowiedzialnością.
Dlatego, jak mówi Duch Święty: Dziś, jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych (Hbr 3, 7-8). Bóg przemawia do ludzi wszystkich czasów. Pan przechodzi przez nasze miasta i wioski, obdarzając nas hojnie swym błogosławieństwem. Ogromne znaczenie dla naszego życia ma słuchanie Go i wypełnianie Jego woli. Nie ma ważniejszej rzeczy! W każdej chwili z gotowością i uległością należy słuchać owych nawoływań Chrystusa, kierowanych do każdego serca, gdyż nie dobroć Boża jest winna temu, że wiara nie rodzi się u wszystkich ludzi, lecz brak dostatecznej gotowości na przyjęcie słowa. Ten opór stawiany łasce jest nazywany w Piśmie Świętym zatwardziałością serca (por. Wj 4, 21; Rz 9, 18). Człowiek często usprawiedliwia brak postępu w wierze różnymi trudnościami, lecz w gruncie rzeczy zwykle chodzi tu o brak dobrej woli, która nie chce porzucać złego nawyku lub zdecydowanie walczyć z wadami. To uniemożliwia większą uległość wobec wezwań przechodzącego obok nas Chrystusa.
Jeżeli chcemy iść za Nim, koniecznie musimy umartwiać duszę z wszystkimi jej władzami. Dzięki umartwieniu nasze serce staje się dobrą glebą, która wyda obfity owoc. Podobnie jak rolnik, powinniśmy wyrwać i spalić chwasty, które ustawicznie wyrastają w duszy: lenistwo, egoizm, zawiść, niezdrową ciekawość... Wbrew okrzyczanym i wykoślawionym sławetnym „prawom człowieka”, umartwienie jest potrzebne i konieczne nam wszystkim, bo i przez nie zdobywamy łaskę Bożą. Jak złoto w ogniu, tak dusza się czyści i rozpłomienia swą miłość w umartwieniu i staje się podobniejsza do Boga, milsza Jemu, a już przez to samo zdolniejsza do odebrania obfitszych łask dla siebie i dla innych współbraci. Dlatego Kościół nawołuje nas stale, w sposób szczególny w piątki, do zastanowienia się, jak wygląda nasz duch pokuty i umartwienia. Pobudza nas do większej wielkoduszności w naśladowaniu Chrystusa, który ofiarował się i umarł na Krzyżu za wszystkich ludzi. Umartwienie przynosi duszy radość, za którą wszyscy tak bardzo tęsknimy.
2. Umartwienia bierne.
Ten, kto zdecydował się żyć w pełni po chrześcijańsku, powinien stale podejmować wysiłek, który podjęli pierwsi chrześcijanie, którzy, jak pisze św. Paweł, zwlekli siebie dawnego człowieka z jego uczynkami (Kol 3, 9). Dawny człowiek to zespół złych skłonności, które odziedziczyliśmy po Adamie, trojaka pożądliwość, którą powinniśmy poskramiać za pomocą umartwienia. Umartwienie nie jest czymś negatywnym, przeciwnie, odmładza duszę, przygotowuje ją do zrozumienia i przyjęcia darów Bożych, służy do zadośćuczynienia za dawne grzechy. Umartwienie wcale nie jest przywiązane do jakiejś jednej czynności, np. jedzenia. Obejmuje wszystkie czynności, zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne.
Są trzy główne dziedziny naszych codziennych umartwień. Przede wszystkim przyjęcie z miłością i pogodą ducha przeciwności, które niesie każdy dzień. Chodzi tu często o drobne rzeczy, które nam się nie podobają, które przychodzą niespodziewanie i zmuszają nas do zmiany planów: drobna choroba, która ogranicza naszą zdolność do pracy i wpływa na życie rodzinne, częste zapominanie o czymś, zła pogoda w podróży, korki uliczne w drodze do pracy lub trudny charakter naszego współpracownika. Te rzeczy nie są zależne od nas, ale powinniśmy je przyjmować jako sposobność do miłowania Boga, z pokojem, nie dopuszczając, by pozbawiały nas radości. Są to drobne rzeczy, ale jeśli ich nie przyjmiemy z miłością, będą powodowały w człowieku nerwowość, złość i smutek. Najczęściej złościmy się nie z powodu wielkich przeciwności, ale drobnych trudności, których nie umiemy przyjmować. Człowiek bywa zatroskany, smutny, w złym humorze nie dlatego, że ma poważne problemy, ale dlatego, że nagromadziło się dużo drobnych trudności, których nie potrafił przyjąć z miłością jako środka służącego zbliżeniu się do Boga. Wówczas człowiek traci wiele okazji do wzrastania w cnotach. Ponadto kiedy owe drobne przeciwności przyjmuje się jako środek zbliżenia się do Pana, jako okazję do czynienia dobra, dusza staje się zdolna do przyjęcia trudniejszych sytuacji, które dopuszcza Pan, byśmy się z Nim bardziej zjednoczyli.
3. Umartwienia dobrowolne związane z doskonałym wypełnianiem swoich obowiązków.
Inną dziedziną naszych codziennych umartwień jest wypełnianie obowiązków, przez które mamy się uświęcać. W nich wyraża się wola Boża wobec nas. Wypełnianie ich w sposób doskonały, z miłością, wymaga ofiary. Dlatego najmilsze dla Pana jest to umartwienie, które polega na prządku, na punktualności, na dbaniu o drobiazgi, na solidnie wykonanej pracy; na wiernym wypełnianiu najdrobniejszego obowiązku swego stanu, także kiedy to wymaga ofiary; na tym, co mamy obowiązek czynić, pokonując skłonność do wygodnictwa. Powinniśmy być wytrwali w pracy nie dlatego, że mamy na to ochotę, ale dlatego, że musimy ją wykonać. Powinniśmy to wykonywać chętnie i z radością. Matka rodzinie ma codziennie tysiące okazji, by troszczyć się stworzenie w domu ciepłej i serdecznej atmosfery. Uczeń może ofiarować Bogu swoje wysiłki, by odrobić lekcje na czas i osiągnąć dobre wyniki. Zmęczenie, które jest skutkiem wytężonej pracy, zamienia się w ofiarę miłą Panu i w środek uświęcenia. Zastanówmy się dzisiaj, czy często narzekamy na swoje obowiązki, które powinny nas zbliżać do Boga.
Trzecia dziedzina umartwień obejmuje te ofiary, które podejmujemy dobrowolnie, aby podobać się Panu, by lepiej przygotować się do modlitwy, by walczyć z pokusami, by pomóc naszym przyjaciołom zbliżyć się do Pana. Powinniśmy szukać takich umartwień, które pomagają innym ludziom w ich drodze do świętości. Umacniaj swego ducha umartwienia w drobnych sprawach miłości bliźniego, pragnąc, by wszyscy ukochali drogę do świętości pośród świata: jeden uśmiech może być czasami najlepszym wyrazem ducha pokuty. Starajmy się z pomocą Anioła Stróża pokonywać złe nastroje, zmęczenie, słabość. Duch pokuty polega przede wszystkim na tym, abyśmy te liczne drobiazgi, z którymi codziennie spotykamy się na naszej drodze - czyny, wyrzeczenia, ofiary, usługi... przekształcali w akty miłości. W ten sposób na koniec dnia powstanie wspaniały bukiet, który ofiarujemy Bogu!
I jeszcze rozważanie ks. Romana Chylińskiego
4 etapy nawrócenia wg. św. Katarzyny ze Sieny.
1. Odwrócenie się od zła.
2. Ponowne nawiązanie przyjaźni z Bogiem.
3. Wewnętrzne uporządkowanie.
4. Nowe kościelne nawrócenie.
Ad.1 Aby odwrócić się od zła, jako zła trzeba mieć odwagę stawania w prawdzie.
Bóg dając nam Łaskę uprzedzającą przez którą czyni nas dyspozycyjnymi do odrzucenia zła. To stanięcie w prawdzie dokonuje się przez nazwanie zła po imieniu, to znaczy wówczas kiedy powiem sobie, że mam problem, na przykład z: alkoholem, narkotykami, nienawidzeniem ludzi, brakiem przebaczenia, seks omanią, internetową masturbacją, lenistwem duchowym, lekceważeniem sobie własnego życia, pychą, chciwością, łakomstwem, gniewem, kłamstwem, kradzieżą, zazdrością.
W praktyce jako egzorcysta zauważyłem, że mało skuteczne jest uwalnianie człowieka od demona kiedy on tkwi w zniewoleniu alkoholowym lub narkomanii. Najpierw potrzeba, aby taki człowiek podjął leczenie odwyku przez detoksykację. Dopiero później, kiedy natura człowieka otrzeźwieje posługa kapłana staje się o wiele skuteczniejsza.
Ad.2 Nawrócenie, aby mogło zaistnieć, musi dokonać się na płaszczyźnie woli, czyli d e c y z j i oraz obrania właściwy kierunek.
Chodzi tu oto, że samo polepszenie życia moralnego np. dużo jadłem, a teraz mniej, czy więcej przeklinałem, a teraz bardziej się opanowuje nie jest już nawróceniem. Nawrócenie, bowiem nie odnosi się do „ czegoś”, ale do „ Kogoś” czyli do Boga, do głębszej z nim relacji.
W fałszywym nawróceniu człowiek stosuje dużo „makijażu”: ja już będę się mył, ładnie ubierał, wracał z pracy punktualnie, ogólnie mówiąc stwarzał wrażenie , że „coś” się u mnie zmienia, ale w krótkim czasie znowu wrócę do starych przyzwyczajeń.
Chcę nawrócić się do Boga – tak brzmi właściwa definicja nawrócenia.
Co to oznacza dla mojego życia?
Trzeba mi na nowo nawiązać relację z Bogiem. Relację rozmowy z Nim, a nie tylko chodzenia do kościoła. Trzeba mi wrócić do Boga!
Ad. 3 Aby uporządkować swoje wnętrze, czyli uczynić dojrzalszym: swój sposób myślenia, zachowania, odnoszenie się do swoich bliskich, pogłębienie życia modlitwą, czytanie słowa Bożego i pragnienie Eucharystii potrzebne są rekolekcje.
W trakcie prowadzenia rekolekcji dla rodzin z problemem alkoholowym, jedna z matek dała takie świadectwo: „ Dziękuję Boże za alkoholizm mojego męża, bo on nas zmusił do wyjścia z bezmyślnego i płytkiego życia i powierzchownej wiary, a kazał głębiej szukać Boga i sensu naszego małżeństwa.”
Różne ma sposoby Bóg aby wyrwać nas z bylejakości życia i małej wiary.
Szukajmy więc rekolekcji: z modlitwą przebaczenia, uzdrowienia relacji z Bogiem i wśród małżonków, czy swoich bliskich. Tego typu rekolekcje odnawiają w nas Bożego ducha i jednaj nas w małżeństwie i rodzinie.
Ad.4 Kościelne nawrócenie wyraża się przez: głęboki rachunek sumienia, często z całego życia, czy od ostatniej spowiedzi rekolekcyjnej oraz szczerą spowiedź.
Jezus wszystkie nasze grzechy wziął na siebie i za nie umarł na krzyżu. On jest Bogiem, stąd miał siłę wziąć na siebie twoje grzechy, ale ty je nie dźwigaj, bo nie masz tej siły dźwigania własnych grzechów.
Najbardziej obciążasz własną psychikę nie wyspowiadanymi grzechami. Wyspowiadaj się!!! Zostaw grzechy w konfesjonale i zacznij żyć już innym życiem, w którym nie ma już świadomych grzechów ciężkich. A gdy zdarzy się potknięcie na skutek słabości nie czekaj długo, ale zaraz pozbywaj się tego ciężaru z własnego sumienia.
Jezus jednego tylko grzechu ci nie wybaczy, tego którego nie uznałeś za grzech i nie wyznałeś. Jeżeli masz wątpliwości czy to grzech czy nie, to wyznaj ten grzech w konfesjonale i poddaj go pod rozeznanie kapłanowi.
Nie ma nawrócenia jednorazowego, stąd czyń to nieustannie. Jak tylko zauważysz, że jakieś złe twoje zachowanie poszerza ci sumienie (bo, to jeszcze nie grzech) zaraz go wyznawaj.
Szatan tylko czeka, aby ci zablokować sumienie przez gromadzenie grzechów, a w konsekwencji abyś znienawidził kościół, konfesjonał i Eucharystię.
Tak dużo chrześcijan obecnie wpada w tą pułapkę i odchodzi od kościoła. Nie muszę ci mówić co się później z tobą dzieje tak od strony duchowej jak i od strony psychicznej.
Modlitwa o nawrócenie:
Maryjo, Matko Boża,
Ty wiesz najlepiej, jak wielka jest cena każdego człowieka odkupionego Najdroższą Krwią Boskiego Syna Twego.
Nie gardź moją pokorną prośbą o nawrócenie grzesznika,
któremu grozi wieczne zatracenie.
Ty Dobra i Miłosierna Matko znasz
jego nieuporządkowany tryb życia.
Pomnij, że Jesteś ucieczką grzeszników,
że Bóg dał Ci moc nawracania nawet najbardziej
zatwardziałych serc ludzkich.
Wszelkie wysiłki zmierzające ku poprawie jego życia pójdą na marne,jeżeli Ty nie przyjdziesz mu z pomocą.
Wyjednaj mu skuteczną łaskę,
która by poruszyła jego serce i zawróciła na drogę Bożych przykazań.
Jeśli to konieczne, ześlij nawet jakieś cierpienie lub niepowodzenie,
celem opamiętania i położenia kresu jego grzesznemu postępowaniu.
Miłosierna Matko,
która sprowadziłaś na drogę zbawienia,
dzięki wytrwałej modlitwie sług Twoich,
już wiele zabłąkanych owieczek,
przychyl się łaskawie do mego błagania i wyjednaj tej nieszczęśliwej osobie, która zeszła na manowce i zagubiła drogę do owczarni Chrystusowej, prawdziwą skruchę.
Uproś zmartwychwstanie do nowego życia.
Amen.