Już jest nowy numer:
Z O B A C Z !
O naśladowaniu Chrystusa, Księga III, Rozdz. 40
3. Gdybym przeto umiał się wyzbyć wszelkiej ludzkiej pociechy, czy to
dla zdobycia pobożności, czy też z potrzeby,która mnie nagli do szukania Ciebie (bo nie dla człowieka, co by mnie pocieszył), wtedy słusznie mógłbym się
spodziewać wszystkiego z Twojej łaski i radować się darem nowej pociechy.
4. Dzięki niech będą Tobie,od którego wszystko pochodzi, cokolwiek mi się zdarza dobrego.Jestem człowiekiem niestałym i słabym, marnością i niczym wobec Ciebie.
Z czego zatem mogę się chlubić albo dlaczego pożądam rozgłosu? Chyba z tego, że jestem niczym, a to byłoby już skrajną próżnością.
Zaiste, próżna chwała jest zgubną chorobą i największą marnością, bo odciąga od prawdziwej chwały i pozbawia łaski niebieskiej. Gdy człowiek podoba
się sobie, nie podoba się Tobie, gdy się ubiega za pochwałą ludzką, traci prawdziwe cnoty.
5. Prawdziwą chwałą i świętym weselem jest chlubić się z Ciebie, nie z siebie, weselić się z Twego imienia, a nie z własnej cnoty, nie cieszyć się żadnym stworzeniem, chyba ze względu na Ciebie. Niech będzie pochwalone imię Twoje
nie moje; niech będą uwielbione sprawy Twoje, nie moje, niech imię Twoje będzie błogosławione, a ja niech nie mam żadnej chwały ludzkiej.
Tyś sam moją chwałą i weselem serca mojego. W Tobie dzień cały będę się chlubić i radować, a z siebie zaś nic się nie będę chlubił, jak tylko ze słabości moich . (2 Kor 12,5)
To temat niezbyt łatwy dla mnie, należącej do Ruchu Nowej Ewangelizacji...jak pogodzić to wszystko, by objawiała się chwała Boga a nie moja własna . Bronić interesu Boga na ziemi...
Dziś rano nie mogłam podzielić się z kimś z przeżyciami z pierwszego dnia nabożeństwa, poprosiłam o skończenie rozmowy, dawno tak nie czułam obecności Złego, tuż obok....co chciałam powiedzieć o czymś z wczoraj nagle kompletna pustka, nawet nie pamiętałam , co wczoraj tu napisałam, zostało mi to zakryte nagle ale rozpoznałam od kogo i dzielenia nie było, siadłam do Nowenny i w czwartej Tajemnicy pamięć wróciła.... Dzień zakończony Mszą z modlitwą o uzdrowienie. Usłyszałam słowa " Jeszcze nie czas"....wiem, co znaczą...
Z książki „O naśladowaniu Chrystusa, Księga III, Rozdz. 40
1. Uczeń: . Panie, czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czymże –
syn człowieczy, że się nim zajmujesz. ( Por. Mt 26,41).
Czym sobie człowiek zasłużył, abyś mu udzielał łask?
Jakże się mogę uskarżać, jeśli mnie opuszczasz, albo się żalić, że nie spełniasz tego, o co proszę? W rzeczywistości mogę tylko jedno myśleć i mówić: Panie, jestem niczym, nic nie mogę i sam z siebie nie mam nic dobrego; czuję we wszystkim moją słabość i nicość i do nicości zawsze zdążam. Jeśli Ty mnie nie wspomagasz i nie umacniasz wewnętrznie, wpadam od razu w oziębłość i opieszałość.
2. Ale Ty, Panie, zawsze jesteś ten sam i na wieki trwasz niezmiennie dobry, sprawiedliwy i święty; czynisz wszystko dobrze, sprawiedliwie i święcie i wszystkim rozporządzasz z mądrością.
A ja, będąc więcej skłonny do upadku niż postępu, nie pozostaję nigdy w tym samym stanie; w mej duszy siedemkroć zmieniają się nastroje. Wszakże skoro Ci się spodoba wyciągnąć ku mnie wspomagającą rękę, prędko dzieje się lepiej.
Ty sam, bez ludzkiej pomocy, możesz mnie wesprzeć i tak mocno utwierdzić, że nie będę tak skrajnie zmienny, lecz serce me, ku Tobie zwrócone, w Tobie
pokój odnajdzie.
Dziś zobaczyłam dwa światy, bardzo wyraźnie odłączone od siebie jakby jakąś linią. Dzień się tak podzielił , moje miasto również...Już dziś wiem, że to nabożeństwo jest dla mnie łaską, łaską, której owoców jeszcze wszystkich nie znam, ale już ten pierwszy dzień otworzył mi na coś oczy ....
Napiszę więcej później tutaj, pragnę bowiem ze swych rozmyślań utworzyć bloga, muszę więc to , co napisałam wcześniej przełożyć tutaj...po przeżyciu tego okresu wydrukuję zapewne, bo zapewne też przystąpię do tego nabożeństwa jeszcze nie raz, będę mieć porównanie. Ufam, że moje przeżycia będą może zachętą dla kogoś , by podjął to nabożeństwo. Przepraszam więc za małe zamieszanie, które powstanie chwilowo na Tablicy... .
Uroczystość Trójcy Przenajświętszej, A, Wj 34,4b-6,8-9; Ps: Dn 3,52-56; 2 Kor 13,11-13; Ap 1,8; J 3,16-18
Nie zgłębimy tajemnicy Trójcy Przenajświętszej, możemy się jednak do niej pokornie zbliżyć. Tak, by budować swoją wiarę i znajdować ścieżki zbawienia.
W pierwszym czytaniu zobaczyliśmy spotkanie Mojżesza z Bogiem. Padło tam takie stwierdzenie: „A Pan zstąpił w obłoku”. (Wj 34,5a) Jest to w nurcie wielkiej tradycji biblijnej – Bóg objawia się w obłoku, obłok prowadzi Izraelitów do Ziemi Obiecanej, obłok towarzyszy prorockim wizjom, obłok widzimy na górze przemienienia, obłok mamy przy wniebowstąpieniu Jezusa.
Zauważmy co jest cechą charakterystyczną obłoku. Obłok jednocześnie pokazuje i kryje. Bóg jest – obłok jest tego sygnałem, ale ten sam Bóg w tym samym obłoku się ukrywa. To ważne spostrzeżenie i wskazówka w naszych próbach poznania Boga. Bóg da się poznać człowiekowi, ale nigdy do końca. Bóg zawsze pozostanie tajemnicą – wiemy, że ta tajemnica jest, ale nigdy „nie rozgryziemy” jej do końca.
Bóg jest też dobrym pedagogiem – wie, że nie wszystko, że nie naraz człowiek go pozna. Poznawanie Boga to proces. Mojżesz spotyka się Bogiem i pada na twarz. Mimo tego, że ten Bóg objawia się jako „Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność” (Wj 34,6b) to widać tu grozę i dystans.
Przełamuje to moment wcielenia, gdy Syn Boży przyjmuje ludzką naturę i staje się nam tak bliski. A z bliska widać więcej. Gdy człowiek podejdzie bliżej do Boga, przekona się do pewnej zażyłości z Nim, to Bóg wprowadzi go w tajemnicę swego wewnętrznego życia. Człowiek odkrywa wtedy, że Bóg nie przestając być jednością okazuje się być jednocześnie wspólnotą – wspólnotą boskich osób – Ojca, Syna i Ducha.
Odkrywa to drugie czytanie: „Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami.” (2Kor 13,13)
Jeszcze głębszym zrozumieniem tajemnicy Boga jest Ewangelia. Pokazuje ona rację istnienia, przyczynę tej boskiej Wspólnoty. Jest nią miłość.
Miłość, która zakręca się i fiksuje wokół tego, który kocha; miłość, która nie ma swojego obiektu – drugiej osoby, idei, rzeczy degeneruje się, staje się narcyzmem i w końcu przestaje mieć cokolwiek wspólnego z miłością. Nie tak jest w Bogu.
„Bóg umiłował”. (J 3,16) Umiłował siebie, w osobach Trójcy, umiłował człowieka, umiłował świat. Pewnie jeszcze większą tajemnicą od tajemnicy Trójcy, jest fakt, że Bóg ma serce, a to serce kocha.
Taki kierunek rozważań skłania nas teraz do uświadomienia sobie tego, że sami będąc stworzeni na obraz i podobieństwo Boga mamy wpisaną w swoją naturę potrzebę wspólnoty i kochania.
Mamy w sobie głęboką, niepokonalną potrzebę bycia z kimś, dla kogoś, mamy potrzebę kochania. Bycie z innymi i kochanie to nasza natura. Problem polega na tym, że próbuje się tę naturę oszukać, poprzekręcać, przemalować.
Gdy taka „pierestojka” się uda człowiek zaczyna się bać więzi, uciekać od drugiego, izolować. Zamiast kochać uczy się używać i wykorzystywać drugiego. Cały czas szuka szczęścia, ale idąc takim modelem znajdzie tylko samotność, cierpienie i rozpacz.
To nie jest świat człowieka. Nie do samotności, cierpienia i smutku zostaliśmy powołani. Przeżywając tajemnicę Bożej Wspólnoty i Bożej Miłości prośmy Wszechmogącego, byśmy umieli odkrywać i uczyć się, co to znaczy być z innymi, co to znaczy kochać. Byśmy umieli odkrywać prawdziwe szczęście, które płynie tylko z łaski Boga.
Tylko Bóg nasyca i daje sens naszemu życiu, naszym więziom z innymi i naszemu kochaniu. Amen.
Postrzegano
go nawet jako wroga ruchu charyzmatycznego. Wszystko zmieniło się po
kongresie Odnowy w Duchu Świętym w Kansas City. Jego przyjaciele mówili:
Wysłaliśmy do Stanów Zjednoczonych Szawła, a wrócił Paweł...
O swoim spotkaniu z Odnową w Duchu Świętym opowiada o. Raniero Cantalamessa OFMCap, kaznodzieja papieski.
Profesorskie dylematy
Byłem
już profesorem Uniwersytetu Katolickiego w Mediolanie, kiedy usłyszałem
o nowym zjawisku w Kościele – Odnowie w Duchu Świętym, która wtedy
zaczynała swoją działalność we Włoszech. Pewna pani, której byłem
kierownikiem duchowym, przywiozła tę wiadomość z rekolekcji: – Spotkałam
niezwykłych ludzi, modlą się, klaszczą, są radości, mówią także o
cudach, które wśród nich się zdarzają. Jako mądry kapłan, bardzo
przywiązany do tradycyjnych form duszpasterstwa, powiedziałem jej
wówczas: – Więcej już nie pojedziesz na takie rekolekcje! Była
posłuszna, jednakże nie przestawała zapraszać mnie na spotkania Odnowy i
przekonywać o jej wartości.
W
końcu poszedłem do tej wspólnoty jako bardzo krytycznie nastawiony
obserwator. Moje kapłańskie powołanie zostało ukształtowane przed II
Soborem Watykańskim, miałem więc ambiwalentny stosunek do tego, co
zaczynało dziać się wtedy w Kościele. Obawiałem się, że może to być nie
do końca zdrowe. Mój sceptycyzm spostrzegli animatorzy grup i po cichu
odradzali swoim podopiecznym spowiedź u mnie, ponieważ byłem postrzegany
jako wróg Odnowy.
Mimo
to kilka osób porosiło mnie o spowiedź. Słuchanie ich wyznań zrobiło na
mnie ogromne wrażenie, bo nigdy wcześniej nie widziałem tak głębokiego
żalu za grzechy i ducha pokuty sprawowanej w czystości serca. Podczas
wyznania grzechów wydawało mi się, że kamienie spadają z ich dusz, a na
końcu pojawiała się radość i łzy. Na taki widok musiałem przyznać: – Tu
działa Duch Święty! Właśnie to obiecywał Jezus, mówiąc o zesłaniu Ducha
Świętego: – Kiedy przyjdzie Paraklet, Pocieszyciel, przekona świat o
grzechu. Ci ludzie naprawdę byli przekonani o grzechu! W tym
niecodziennym przypadku sakramentu pokuty dostrzegłem, jaka jest rola
Ducha Świętego w Kościele: chodzi o ożywienie wszystkich sakramentów,
aby uczynić z nich żywe doświadczenie.
Zacząłem
coraz bardziej interesować się ruchem Odnowy w Duchu Świętym. Ponieważ
wykładałem historię wczesnego chrześcijaństwa, przygotowałem kurs o
początkach Kościoła. Wiedziałem bowiem, że niektóre zjawiska, które
obserwowałem w Odnowie, zdarzały się także w pierwszej wspólnocie
chrześcijańskiej. Mimo to mój krytycyzm wobec tej wspólnoty nie osłabł, a
jednak wciąż byłem zapraszany, bym dla niej nauczał.
Kongres w Kansas City
W
1977 roku otrzymałem w prezencie bilet do Stanów Zjednoczonych na
ekumeniczny kongres Odnowy. Ponieważ miałem i tak tam pojechać, aby
uczyć się języka angielskiego, więc przyjąłem tę propozycję i wziąłem
udział w kongresie, który odbył się w Kansas City w Missouri.
Przybyło
tam czterdzieści tysięcy osób: dwadzieścia tysięcy katolików i tyle
samo uczestników innych wyznań chrześcijańskich. Wieczorem, na stadionie
jeden z liderów wziął do ręki mikrofon i zaczął przemawiać: – Wy,
biskupi, kapłani, diakoni, płaczecie, lamentujecie, ponieważ ciało
mojego Syna jest rozdarte. Wy, świeccy: , mężczyźni, płaczecie,
lamentujecie, ponieważ ciało mojego Syna jest rozdarte... Kiedy tak
mówił, zobaczyłem, jak ludzie wokół mnie padają na kolana… Na koniec
całe zgromadzenie płakało z powodu skruchy, żalu wynikającego z podziału
wśród chrześcijan. Zauważyłem też napis: „Jezus jest Panem”, który
przenoszono z jednej części stadionu w drugą. Był to kolejny krok na
drodze odkrywania Odnowy w moim .
Dla
mnie jedną z największych zasług Odnowy dla Kościoła – z punktu
widzenia teologicznego i biblijnego – jest odkrycie Jezusa jako Pana.
Sam prowadziłem naukowe studia nad tym tytułem Jezusa, jednak dopiero
pod natchnieniem Ducha Świętego zrozumiałem, że słowo Kirios, czyli Pan,
nie jest tylko jednym z nazwań Jezusa, ale wyraża nasz osobisty do
Niego stosunek. Dlatego św. Paweł mówił dobitnie: „Nikt nie może
powiedzieć, że Jezus jest Panem, jak tylko pod natchnieniem Ducha
Świętego”. Podkreślał również, że „jeśli wyznasz swoimi ustami, że Jezus
jest Panem i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg wskrzesił Go z martwych,
zostaniesz zbawiony”. Dzięki temu odkryciu później napisałem książkę
„Żyć w Chrystusie”, która została przetłumaczona także na język polski.
Kiedy pada Jerycho
Mimo
tego głębokiego doświadczenia, wciąż nie czułem się częścią tego ruchu,
ciągle pozostawałem na zewnątrz. Moi przyjaciele, którzy przyjechali ze
mną z Włoch, wiedzieli o tym. I gdy podczas spotkania zaśpiewano pieśń o
biblijnej historii Jerycha, którego mury rozpadają się od dźwięku trąb,
szturchali mnie łokciami i mówili: – Słuchaj uważnie, ponieważ ty
jesteś tym Jerychem... Tak, istotnie byłem tym Jerychem i ono upadło.
Po
spotkaniu przenieśliśmy się do domu rekolekcyjnego, gdzie odbywało się
seminarium Odnowy w Duchu Świętym. Zacząłem w nim uczestniczyć, choć
ciągle miałem opory i w czasie modlitwy mówiłem sobie: – Przecież jestem
franciszkaninem, mam św. Franciszka jako ojca duchowego, czego ja tu
szukam? I właśnie kiedy wypowiadałem to zdanie, pewna otworzyła Biblię,
nie wiedząc, oczywiście, o moich dylematach, i zaczęła czytać fragment z
Ewangelii o tym, jak Jan Chrzciciel mówi faryzeuszom: „Nie mówcie w
waszych sercach: Abrahama za ojca”. Wtedy zrozumiałem, że Pan Jezus dał
mi taką odpowiedź! Wstałem i powiedziałem: – Panie Jezu, nigdy więcej
nie powiem, że mam za ojca św. Franciszka! Odkryłem bowiem, że tak
naprawdę nie jestem jeszcze jego synem, bo żeby nim zostać, potrzeba
specjalnej łaski, a ja dopiero teraz na nią się zgadzam. Doświadczenie
Odnowy pozwoliło mi zrozumieć sedno doświadczenia franciszkańskiego.
Pierwsi
franciszkanie byli wędrującymi charyzmatykami, tak jak uczniowie
Jezusa. Kiedy modlono się nade mną o wylanie Ducha Świętego, w pewnym
momencie poproszono mnie: – Teraz wybierz Jezusa jako Pana twojego
życia. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad ołtarzem krucyfiks. Ujrzałem
światło, jakby Pan Jezus mówił mi: „Uważaj! Jezus, którego wybierasz
jako Pana, nie jest łatwy ani powierzchowny. Jestem ukrzyżowany”. I to
mi pomogło. Żywiłem bowiem nadal obawę, że ruch Odnowy jest
powierzchowny, sentymentalny, emocjonalny. Wtedy zrozumiałem, że Duch
Święty prowadzi ludzi do serca Ewangelii, którym jest krzyż Jezusa.
Chrzest w Duchu Świętym
Podczas
chrztu w Duchu Świętym nie odczułem nic szczególnego. Ponieważ jestem
teologiem, zastanawiałem się, czym jest ten chrzest. W końcu
zrozumiałem, że to sposób odnowienia życia wewnętrznego, odnowienia
łaski chrztu.
Odrodzenie
owo polega na ponownym przeżyciu – w sposób świadomy i wolny – tego, co
dokonało się bez naszego udziału w sakramencie chrztu. Musimy
zaakceptować osobiście Jezusa jako Pana. Równocześnie odnowiłem moje
śluby zakonne.
Podobny
proces zachodzi podczas chrztu w Duchu Świętym między małżonkami: na
nowo przyjmują oni zobowiązania przyjęte i wypowiedziane podczas
zawierania sakramentu małżeństwa. Dzisiaj widać olbrzymią potrzebę
odnowienia życia małżeńskiego, które gaśnie. Powszechnie, również wśród
chrześcijan, spotyka się rozwód serca: małżonkowie mieszkają wprawdzie
razem w tym samym domu, ale nie ma już między nimi miłości, wręcz wieje
chłodem. A przecież małżeństwo jest sakramentem, w którym dwie osoby
czynią się wzajemnie darem dla siebie.
Przypomniała
mi o tym jedna para z Odnowy ze Stanów Zjednoczonych: – Niech ojciec
posłucha – powiedział mąż – ja teraz trzymam za rękę moją żonę, ale nie
zawsze tak było. Byliśmy bardzo podzieleni. Wnieśliśmy nawet sprawę o
rozwód i kłóciliśmy się przed adwokatem. Nie mogliśmy siebie znieść.
Wtedy znajomi zaprosili mnie na spotkanie Odnowy w Duchu Świętym. Z
początku byłem zrozpaczony, ale nagle – nie wiem, dlaczego – poczułem
schodzącą na mnie z góry falę miłości. Kiedy wróciłem do domu, była
głęboka noc. Obudziłem swoją żonę, przytuliłem ją i zacząłem mówić: –
Kocham cię, kocham cię! Żona odpowiedziała: – Ci wariaci, charyzmatycy
również z ciebie zrobili wariata! Ale także ona z ciekawości poszła na
jedno ze spotkań i doświadczyła tej samej łaski, jakby lód jej serca
stopniał. I odtąd oboje zaczęli służyć w Kościele, on jako diakon stały.
Tylko Duch Święty może odnowić , które są w głębokim kryzysie!
Jak widać, chrzest w Duchu Świętym odnawia nie tylko sakrament chrztu, ale także pozostałe sakramenty, jakie otrzymaliśmy.
Owoce Ducha Świętego
Po
pewnym czasie dostrzegłem kolejne owoce otwarcia się na działanie Ducha
Świętego. Kiedy sięgnąłem po brewiarz, aby odmawiać modlitwę i psalmy,
wydawały mi się one nieco inne, nowe, bo zaczęły w sposób szczególny do
mnie przemawiać. Biblia stała się księgą żywą, poprzez którą Bóg mówi do
człowieka, słowem rzeczywiście dla mnie przeznaczonym.
Odczułem
też nową miłość do modlitwy. Ciągnęło mnie do niej, a co więcej,
nabierała ona dla mnie trynitarnego charakteru: Ojciec mówił mi o Synu,
Syn o Ojcu. Doświadczałem modlitwy w Duchu Świętym i zaczynałem
rozumieć, co to znaczy „modlić się w Duchu”, o czym mówi Pismo Święte.
Jest to całkiem inny rodzaj modlitwy: już nie stworzenie mówi do
dalekiego Boga, ale Duch Święty modli się w tobie i z tobą. Duch Święty
kontynuuje w tobie modlitwę Jezusa. Tak wygląda modlitwa charyzmatyczna.
Nowe powołanie kaznodziei
Kiedy
po trzech miesiącach wróciłem ze Stanów Zjednoczonych do Włoch,
przyjaciele i znajomi byli zdziwieni moją przemianą. Ktoś nawet
powiedział: – Cóż to za cud!? Wysłaliśmy do Stanów Zjednoczonych Szawła,
a wrócił Paweł...
Zacząłem
uczestniczyć w spotkaniach Odnowy. Po jakimś czasie stało się coś, co
zupełnie odmieniło moje życie. Modliłem się w moim klasztorze w
Mediolanie i Pan przemówił do mnie za pewnego obrazu. Nie była to
cudowna wizja, ale duchowa myśl, przekaz od Pana z serca do serca.
Miałem zamknięte oczy, ale wydawało mi się, że widzę Jezusa tuż po
chrzcie w Jordanie, kiedy miał zacząć przepowiadać Ewangelię.
Przechodząc przede mną, powiedział: – Jeżeli chcesz mi pomóc głosić
Królestwo Boże, zostaw wszystko i chodź za mną. I zrozumiałem, że to
znaczy: zostaw nauczanie uniwersyteckie i zostań wędrownym kaznodzieją
na wzór św. Franciszka! Poszedłem więc do mojego przełożonego
generalnego w Rzymie, aby poprosić go o pozwolenie na zmianę trybu
życia. Generał kazał mi poczekać rok, dopiero po tym czasie wyraził
zgodę. Zostawiłem więc nauczanie uniwersyteckie i udałem się na
rekolekcje przed rozpoczęciem mojej nowej misji.
Był rok
1980. Podczas mojego pobytu w malutkim klasztorze w Szwajcarii z Rzymu
zatelefonował do mnie przełożony generalny i powiedział: – Papież Jan
Paweł II mianował cię kaznodzieją Domu Papieskiego. Czy masz jakieś
poważne powody, żeby odmówić? Szukałem ich, ale nie znalazłem. A więc
musiałem przygotować się, żeby w Wielkim Poście głosić kazania
papieżowi.
Nominację
tę odczytałem jako błogosławieństwo od Pana. Pozwoliła mi ona na nowo
odczuć działanie Ducha Świętego. Otrzymałem przywilej cotygodniowych
spotkań z Janem Pawłem II w dwóch okresach liturgicznych w ciągu roku. W
każdy piątek Adwentu i Wielkiego Postu przedstawiałem wprowadzenie do
medytacji dla papieża, jego sekretarzy, kardynałów, przedstawicieli
kurii, biskupów i przełożonych generalnych zakonów. Papież czasami
dziękował mi za moje przepowiadanie, a ja mówiłem: – To ja muszę Ojcu
Świętemu dziękować za to, że ciągle przemawia do Kościoła... Po
trzydziestu latach nadal wykonuję tę pracę.
Ekumenizm duchowy
Kiedy
zostałem członkiem Delegatury Katolickiej do Dialogu z Kościołami
Zielonoświątkowymi, nieraz widziałem, jak Duch Święty tworzy nową
atmosferę dialogu. Odnowa w Duchu Świętym jest w awangardzie pracy nad
zjednoczeniem chrześcijan, bo przede wszystkim kładzie nacisk na
ekumenizm duchowy. To ważne, bo ekumenizm doktrynalny bez ekumenizmu
duchowego nic nie daje.
Ekumenizm
duchowy oznacza wspólną modlitwę, wspólne słuchanie i przepowiadanie
słowa Bożego. To stwarza warunki do przezwyciężania różnic i animozji z
przeszłości. Duch Święty dzisiaj czyni to, co czynił u początków
Kościoła – rozdaje swoje łaski i charyzmaty wśród chrześcijan różnych
wyznań. Takie same, jak przy pierwszym zesłaniu Ducha Świętego.
Apostołowie
przed zesłaniem Ducha Świętego słyszeli ewangelię od Jezusa, ale
wykazali się całkowitą ignorancją i nie umieli swojej wiedzy zastosować.
Dopiero po otrzymaniu Ducha Świętego byli gotowi do tego, aby oddać
życie za Chrystusa. Również dzisiaj doświadczenie Ducha Świętego jest
konieczne, aby przemienić chrześcijan tylko z nazwy w chrześcijan
rzeczywistych. Tylko Duch Święty może dać nam nową miłość do Chrystusa i
chrześcijańską pasję. Chrześcijanie bez tej pasji i fascynacji
Chrystusem nie są w stanie ewangelizować, ponieważ ludzie patrzą
bardziej w oczy niż na usta. A gdy człowiek ma Jezusa w sercu,
uwidacznia się to szczególnie w jego oczach.
Oczywiście
Odnowa w Duchu Świętym nie jest jedyną formą ewangelizacji, poprzez
którą Duch Święty działa w Kościele. To jeden ze znaków nowej wiosny
Kościoła. Dziękujmy za ten dar. Ja rozpoznaję, że zmienił on moje i
życzę tego każdemu.
Raniero Cantalamessa
www.katolik.pl
Wielokrotnie i na różne sposoby przekonywałem was do czytania Pisma Świętego. I cieszyłem się, gdy w poszczególnych przypadkach byłem w tym skuteczny.
Jeszcze bardziej się cieszyłem, gdy nie tylko kogoś przekonałem, ale pomogłem znaleźć metodę w jaki sposób Biblię czytać – choćby w katechezie dorosłych czy w przygotowaniu do bierzmowania wprowadzając w metodę modlitewnego czytania Pisma Świętego – lectio divina.
Wiem jednak, że wiele jest jeszcze do zrobienia. Wiem, że wielu moich parafian Pisma Świętego nie czyta – bo ma obawy, bo nie wie jak, bo mało czasu, bo słabe okulary.
Dzisiaj, gdy przeżywamy w Kościele kolejną niedzielę biblijną, warto podjąć kolejną próbę zachęcenia nieprzekonanych.
Zacznę od stwierdzenia, że człowiek, który nie czyta Pisma Świętego wcale nie czyni tego z lęku, z niewiedzy, z braku czasu, czy z braku okularów.
Powód jest zupełnie inny – jest to brak motywacji. Gdy nie ma motywacji wszystko staje na przeszkodzie, wszystko zawadza, wszystko utrudnia. Gdy motywacja jest – nie liczą się żadne przeszkody, każda trudność jest pokonana.
Popatrzmy na zapalonego wędkarza. Łowić ryby – to jest to. Nie ma problemu wstawać skoro świt. Nie ma problemu cała noc marznąć nad Narwią. Nie ma problemu wydawać pieniędzy na sprzęt. Nie ma problemu z czasem. Nie ma problemu z komarami. Liczą się tylko ryby – by je złapać. To jest pasja, to jest życie.
Ten sam wędkarz, który zrywa się rano, gdy jest jeszcze ciemno, może mieć innego dnia problemy ze wstaniem w południe. I nie chodzi tu nawet o to, by zdążyć do kościoła na sumę, ale o to, by wstać na obiad.
Podając przykład wędkarza użyłem słowa "zapalony". To jest ciekawe słowo. Z jednej strony podkreśla zaangażowanie i emocje. Z drugiej strony wskazuje w domyśle kogoś, kto podpalił – podpalacza.
Gdy mówię o czytaniu Biblii to nie chcę nakładać kolejnego obowiązku. Nie chcę, by ktoś swoją wiarę przeżywał w takim odczuciu: "nie dość, że cudzołożyć nie można, że kraść nie można, plotkować nie można, to jeszcze, kurna, codziennie trzeba pół godziny Biblię czytać."
Nie chcę, by twoim dźwiganiem krzyża, było branie każdego dnia Pisma Świętego do ręki.
Chcę czegoś innego – chcę byś się zapalił. Chcę wzbudzić motywację. Wtedy czytanie Biblii będzie pragnieniem. Wtedy zrywać się będziemy wczesnym rankiem, będziemy znajdować czas i odpowiednie okulary. Nic nie stanie na przeszkodzie, bo pałać będzie serce.
Będzie serce pałać tak, jak pałało serce uczniów idących do Emaus. Kto zapalił ich serca? Gdy czytamy dzisiejszą ewangelię znajdujemy odpowiedź: Uczniowie mówią do siebie: "Czy serce nie pałało w nas, kiedy [Jezus] rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?" (Łk 24,32)
To sam Jezus ich zapalił. Oto mamy podpalacza. Gdy Jezus zapalił uczniów – wszystko zrozumieli, otworzyły się ich oczy i zmienił się kierunek ich życia. Szli do Emaus a teraz natychmiast, w tej samej godzinie (por. Łk 24,33), wracają do Jerozolimy.
To Jezus zapala i jest jednocześnie gwarantem sensowności odczytywania Biblii. Są tacy, którzy odczytują Biblię bez Jezusa. Ani w tym nie ma radości, ani mądrości. Jest za to okazja do wyczytania bajek, bzdur i herezji.
To Jezus zapala. Dlatego nie mówię "czytaj Biblię". Mówię inaczej – zapraszaj Jezusa, by On cię zapalił – dał motywację, chęć i pasję odkrywania mądrości i światła Ewangelii.
Zostańmy na chwilę przy świetle. Ci z nas, którzy rozejrzeli się dzisiaj po kościele, zauważyli zapewne, że na naszej barokowej ambonie znalazł się pulpit przykryty obrusem a na nim otwarta księga Pisma Świętego. Obrusem nakrywamy stoły – zobaczmy w tym pulpicie stół na którym leży chleb dla naszej duszy – Biblia. Otworzyłem ją na Psalmie 119. z uwagi na werset: "Twoje słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce." (Ps 119,105)
A teraz włączony zostaje reflektor i na Biblię pada snop światła. Tym samym zwrócona zostaje w tym kierunku nasza uwaga. Włączyliśmy go teraz, ale od tej chwili włączany będzie zawsze w momencie rozpoczynania każdej Mszy Świętej.
Będzie włączany po to, by snop światła przykuł naszą uwagę i przypomniał pewne wezwania i pytania.
Gdy reflektor oświetli Biblię przypomnij sobie wezwanie: "Masz czytać Biblię. Nie czytasz? – zacznij wreszcie. Czytasz? – podziękuj Bogu z Jego światło. I proś Jezusa, by wciąż zapalał cię miłością do Jego Słowa." Gdy reflektor oświetli Biblię przypomnij sobie, że Bóg czegoś od ciebie chce, że wskazuje ci swoje słowo.
Mam nadzieję, że kiedyś to światło zapali się nie na ambonie, ale w naszym sercu. Mam nadzieję, że nasze serca zapłoną. I nie będzie już lęku, i nie będzie braku umiejętności. Znajdziemy czas i okulary.