Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci, Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami.
I rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”.
Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.
A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci, Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał.
A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim. (Mt 4,18-22)
Akcja dzisiejszego fragmentu rozgrywa się w okolicach Jeziora Galilejskiego, choć tak naprawdę św. Mateusz mówi o Morzu Galilejskim, ponieważ używa słowa θάλασσα (thalassa). Myślę, że warto w tym miejscu powiedzieć o innych nazwach tego akwenu, wokół którego rozgrywa się wiele scen zapisanych na kartach Ewangelii, żeby uniknąć późniejszych wątpliwości, o czym dokładnie mówi słowo Boże. Otóż Jezioro Galilejskie nazywane jest także Jeziorem Tyberiadzkim – od nazwy miasta Tyberiady albo Morzem Genezaret od hebrajskich słów: ים כנרת Jam Kinneret, co można przetłumaczyć jako Morze Harfy, ponieważ z lotu ptaka swoim kształtem przypomina ten instrument. Chociaż jest nazywane morzem, to tak naprawdę nim nie jest, bo jest jeziorem przepływowym, ale dla starożytnych jego rozmiary i znaczenie dla życia były tak ważne, że nie wzbraniali się przed nazywaniem go w ten sposób. W. M. Thomson tak je opisuje: „Widziane z pewnej wysokości, z jednego z otaczających je wzgórz, przedstawia się jako piękna tafla wody, jak połyskujące zwierciadło obramowane łagodnymi pagórkami lub poszarpanymi wierzchołkami gór, które ciągną się aż do miejsca, gdzie Góra Hermon wznosi się ku niebu”.
Życie pierwszych uczniów, których powołał Jezus „kręciło się” wokół Jeziora Galilejskiego. Na początku pierwszego wieku tętniło ono życiem. Wokół niego znajdowało się dziesięć gęsto (jak na tamte czasy) zaludnionych miast. Zachowały się opisy mówiące, że chcący przeprawić się na drugą stronę Flawiusz bez problemu zorganizował aż 240 łodzi. Widzimy zatem, że miejsce, o którym mówi nam dzisiejsze słowo, było pełne ludzi. Z całą pewnością nie było tam cicho i spokojnie, ponieważ pracujący na tym akwenie rybacy wiedzieli, że od ilości i jakości połowów zależy ich życie. A gdy człowiek (zwłaszcza Bliskiego Wschodu) w coś się angażuje, staje się nieraz bardzo głośny i ekspresyjny.
Słowo Boże, które daje dzisiaj Kościół, chce nam przypomnieć ważną prawdę. Mianowicie to, że Jezus wybierając uczniów, wszedł w ich codzienność. Nie czekał aż przyjdą na modlitwę do synagogi, gdy będą umyci, pachnący i gotowi do oddania czci Bogu. Ale przyszedł do nich w czasie ich codziennych zajęć. Na pewno byli spoceni, zmęczeni, skupieni na tym, żeby jak najlepiej wykonać swoją pracę i złapać sporo ryb, które potem będzie można sprzedać.
To dla mnie zdumiewające, zachęcające i pocieszające, jak bardzo Boga interesuje nasze codzienne życie. Nieraz możemy o tym zapominać w natłoku różnych zajęć, ale dzisiejsze słowo przypomina nam, że On chce być częścią naszej szarej, nieraz monotonnej codzienności. Nie chce, żebyśmy ograniczali naszą relację z Nim jedynie do murów kościoła albo czasu osobistej modlitwy w domu albo na spotkaniu jakiejś grupy lub wspólnoty. Oczywiście, są to bardzo ważne momenty, ale chodzi mi o to, że nasza wiara ma być życiem w ciągłej bliskości z Nim bez względu na to, gdzie jestem, co robię i jak się czuję. Możemy domyślać się, że twardzi ludzie, jakimi byli rybacy, nieraz zaklęli siarczyście, gdy coś im nie wyszło. I wśród tych setek, a nawet tysięcy słów ludzi nagle słychać słowo Boga. Jest to bardzo ważna sugestia, żeby w naszym życiu było podobnie. Rzecz jasna nie chodzi mi o przeklinanie, ale o to, żeby wśród tego, co słyszymy każdego dnia, umieć rozpoznać Jego głos. Dlatego sięgamy po Biblię i chcemy ją rozważać, aby poznawać Jego głos ukryty w Jego słowie.
Adwent, który przeżywamy, podprowadza nas pod tajemnicę wcielenia, czyli tego, że Bóg przyjął nasze ciało, więc stał się integralną częścią naszego świata i jego historii. Ten święty czas może dać nam naprawdę wiele, ale czy tak się stanie, to zależy także – a może przede wszystkim – od nas. Być może warto postanowić sobie, że będę starał się myśleć o Bogu także wtedy, gdy nie jestem w Kościele albo na osobistej modlitwie. Spróbuj pomyśleć o Nim w czasie gotowania, prasowania, uczenia się albo innych, w czasie wydawania leków w aptece, w czasie biegania po firmie, w czasie układania bukietów, w czasie sprzątania, w czasie malowania mieszkania, w czasie czekania w kolejce, w czasie grania na jakimś instrumencie albo śpiewania, w czasie spacerowania po galerii handlowej itd.
Bóg nie chce być dodatkiem do naszego życia, ale chce być Jego istotną częścią. Do Bożego Narodzenia zostało jeszcze parę tygodni, ale już dzisiaj jest tak, że Bóg puka do Ciebie i pyta: mogę wejść?
Konkret na dzisiaj: zobacz Boga w tym, co teraz robisz.
Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn i Duch Święty +
O radości w Adwencie w otwarciu się na spotkaniu z Jezusem....ks. Roman Chyliński
Rz 10, 9-18
Czytanie z Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian. Jeżeli ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych, osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami - do zbawienia.
Wszak mówi Pismo: "Żaden, kto wierzy w Niego, nie będzie zawstydzony".
Nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem. Jeden jest bowiem Pan wszystkich. On to rozdziela swe bogactwa wszystkim, którzy Go wzywają. "Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony".
Jakże więc mieli wzywać Tego, w którego nie uwierzyli? Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił? Jakże mogliby im głosić, jeśliby nie zostali posłani? Jak to jest napisane: "Jak piękne stopy tych, którzy zwiastują dobrą nowinę".
Ale nie wszyscy dali posłuch Ewangelii. Izajasz bowiem mówi: "Panie, któż uwierzył temu, co od nas posłyszał?" Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa.
Pytam więc: Czy może nie słyszeli? Ależ tak: "Po całej ziemi rozszedł się ich głos, aż na krańce świata ich słowa".
Pozwoliłem sobie dzisiaj za komentarz użyć początkowe przesłanie papieża Franciszka z adhortacji Evangelii gaudium – radość Ewangelii.
Świetnie komentuje dzisiejsze pierwsze czytanie i zachęca każdego z nas abyśmy:„ odnowili dzisiaj swoje osobiste spotkanie z Jezusem Chrystusem i podjęli decyzję gotowości spotkania się z Nim, szukania Go nieustannie każdego dnia”.
Wielkim ryzykiem w dzisiejszym świecie, z jego wieloraką i przygniatającą ofertą konsumpcji, jest:
- smutek rodzący się w przyzwyczajonym do wygody i chciwym sercu,
- towarzyszący poszukiwaniu powierzchownych przyjemności oraz izolującemu się sumieniu.
Kiedy życie wewnętrzne zamyka się we własnych interesach, nie ma już miejsca dla innych, nie liczą się ubodzy, nie słucha się już więcej głosu Bożego, nie doświadcza się słodkiej radości z Jego miłości, zanika entuzjazm związany z czynieniem dobra.
Również wierzący wystawieni są na to ryzyko, nieuchronne i stałe.
Wielu temu ulega i stają się osobami urażonymi, zniechęconymi, bez chęci do życia.
Tego typu styl życia wg papieża:
Nie jest to wybór godnego i pełnego życia;
nie jest to pragnienie, jakie Bóg żywi względem nas;
nie jest to życie w Duchu rodzące się z serca zmartwychwstałego Chrystusa.
Dalej mówi papież: „Zapraszam każdego chrześcijanina, niezależnie od miejsca i sytuacji, w jakiej się znajduje, by:
- odnowił dzisiaj swoje osobiste spotkanie z Jezusem Chrystusem,
- albo przynajmniej podjął decyzję gotowości spotkania się z Nim, szukania Go nieustannie każdego dnia.
Nie ma racji, dla której ktoś mógłby uważać, że to zaproszenie nie jest skierowane do niego, ponieważ «nikt nie jest wyłączony z radości, jaką nam przynosi Pan» (przyp.1).
Kto zaryzykuje, by uczynić mały krok w kierunku Jezusa, tego Pan nie zawiedzie, przekona się, że On już na niego czekał z otwartymi ramionami.
Wtedy jest sposobna chwila, by powiedzieć Jezusowi Chrystusowi: «Panie, pozwoliłem się oszukać, znalazłem tysiąc sposobów, by uciec przed Twoją miłością, ale jestem tu znowu, by odnowić moje przymierze z Tobą.
Potrzebuję Cię. Wybaw mnie ponownie, Panie, weź mnie w swoje odkupieńcze ramiona».
Jak dobrze powrócić do Niego, gdy się pogubiliśmy!
Powtarzam jeszcze raz z naciskiem: Bóg nigdy nie męczy się przebaczaniem nam; to nas męczy proszenie Go o miłosierdzie. Ten, który zachęcił nas do przebaczenia «siedemdziesiąt siedem razy» (Mt 18, 22), daje nam przykład:
- On przebacza siedemdziesiąt siedem razy. Za każdym razem bierze nas w swoje ramiona.
- Nikt nie może nas pozbawić godności, jaką obdarza nas ta nieskończona i niewzruszona miłość.
- On pozwala nam podnieść głowę i zacząć od nowa, z taką czułością, która nas nigdy nie zawiedzie i zawsze może przywrócić nam radość.
Nie uciekajmy przed zmartwychwstaniem Jezusa, nigdy nie uważajmy się za martwych, niezależnie od tego, co się dzieje. Nic nie może być większe od Jego życia, które pozwala nam iść naprzód”. Amen!