Zniechęcenie = porażka ...ks. Krystian Malec
Szczęść Boże
Dzisiejszy komentarz jest nieco inny. Nie dlatego, że głoszę jakieś nowe teorie, ale dlatego, że skupiam się na jednym słowie, którego nie ma w polskim tekście, ale jest ono w greckim.
Nie jest to "suche" gadanie o niuansach językowych, ale chcę Tobie i sobie przypomnieć o tym, że trudności, które codziennie napotykamy są częścią drogi do Nieba.
Bardzo serdecznie zapraszam Cię do przeczytania. Zajmie to kilka chwil.
Błogosławię Cię na cały dzień +
Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie, oraz siedzących za stołami bankierów.
Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał.
Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: „Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska”. Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: „Gorliwość o dom Twój pożera Mnie”.
W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: „Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?”.
Jezus dał im taką odpowiedź: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”.
Powiedzieli do Niego Żydzi: „Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?”. On zaś mówił o świątyni swego ciała.
Gdy zatem zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus. (J 2,13-22)
Dlaczego Jezus zdenerwował się? Jak sobie radzić ze złością? Czy to był jeden, jedyny raz, gdy Zbawiciela poniosły nerwy?
Jeśli po przeczytaniu dzisiejszego fragmentu spodziewasz się odpowiedzi na te i tym podobne pytanie, to rozczaruję Cię. W moim rozważaniu nawet nie dojdę do chwili, gdy Jezus przepędził przekupniów.
Zatem, co będzie przedmiotem tego komentarza? Jedno słowo z pierwszego zdania, które tłumacz oddał zwrotem „udał się”. W tym miejscu w greckim tekście pojawia się czasownik ἀνέβη (anebe), który pochodzi od ἀναβαίνω (anabaino) i oznacza: iść do góry, wchodzić, wstępować, wychodzić (z czegoś) do góry. Widzimy więc, że tłumaczenie „udał się” nie oddaje w pełni tego, co miał na myśli autor czwartej Ewangelii. Dla niego – jak i dla każdego Żyda – jasne było, że wędrówka do Jerozolimy oznaczała wspinanie się, ponieważ Święte Miasto leży 760 m n.p.m. Człowiek, chcący odwiedzić Świątynię i oddać cześć Bogu, wiedział, że czeka go wysiłek.
Dla wierzącego Żyda odwiedzenie Jerozolimy nie miało nic z wspólnego z religijną wycieczką. Udawano się tam ze świadomością, że idzie się na spotkanie z Bogiem, a nie tylko dla „odbębnienia” nakazu Prawa. Na pewno zdarzali się i tacy, którzy mechanicznie wykonywali tę praktykę, nie myśląc o doniosłości tego, w czym uczestniczą, ale wyżej napisałem, że mam na myśli wierzącego Żyda. W czasie pokonywania drogi pod górę, śpiewano specjalnie przygotowane na tę okoliczność psalmy. W ten sposób powstały tzw. „psalmy wstępowania” (Ps 120-134). Autor Psalmu 122 wyjaśnia sens wędrowania do Jerozolimy:
Uradowałem się, gdy mi powiedziano:
«Pójdziemy do domu Pańskiego!»
Już stoją nasze nogi
w twych bramach, o Jeruzalem,
Jeruzalem, wzniesione jako miasto
gęsto i ściśle zabudowane.
Tam wstępują pokolenia,
pokolenia Pańskie,
według prawa Izraela,
aby wielbić imię Pańskie. (Ps 122,1-4)
Dla Żydów jasne było to, w jakim celu udają się do Świętego Miasta. Najważniejsze było uwielbienie Boga i skupienie się na Nim, a nie na sobie. Dla wielu wyprawa do Jeruzalem oznaczała kilkudniową, trudną i nieraz pełną niebezpieczeństw pielgrzymkę, ale to nie zrażało ludzi i na Paschę przybywały tłumy. Wszystkie inne sprawy schodziły na dalszy plan. Liczyło się tylko spotkanie z Bogiem.
W uwielbianiu Wszechmogącego było także miejsce na zwrócenie się do Boga z konkretnymi sprawami, które nosili w sobie Izraelici. Nadzieje jakie kryły się w ich sercach zapisano w Psalmie 121:
Wznoszę swe oczy ku górom:
Skądże nadejdzie mi pomoc?
Pomoc mi przyjdzie od Pana,
co stworzył niebo i ziemię. (Ps 121,1-2)
Góry, o których pisze psalmista, to oczywiście aluzja do Jerozolimy i tego, że tam, w Świątyni, mieszka Bóg, od którego oczekuje on pomocy. Człowiek szczerze uwielbiający Boga – zarówno wtedy jak i dzisiaj – dochodzi w pewnym momencie do jasnego jak słońce przeświadczenia, że jedynie w Nim może znaleźć umocnienie i pomoc.
Myślę, że chociaż trochę rozjaśniłem, co miał na myśli autor natchniony, pisząc o wędrówce Jezusa do Jerozolimy.
Całe nasze życie wiary ma coś ze wspinania się. Chcielibyśmy, żeby było inaczej, żeby konsekwencją naszego wyboru pójścia za Nim było życie lekkie, łatwe i przyjemne, pozbawione wątpliwości, pytań, frustracji i wysiłku. Niestety, tak nie będzie. Zarówno historie biblijne, jak i przykład życia milionów ludzi na przestrzeni wieków, pokazują nam jednoznacznie, że droga do świętości nie należy do łatwych. Jeśli decyzja życia z Bogiem jest szczera, to prędzej czy później zrozumiemy, że nasze życie będzie takie jak Jego, czyli wymagające poświęceń i nieustannego zawierzania się Ojcu. Ale w tych trudnościach i przeciwnościach nie możemy zapominać, dokąd zmierzamy i od Kogo czerpiemy siłę. Jeśli, choćby na chwilę, stracimy z naszych oczu cel wędrówki, to bardzo szybko poddamy się. Jak zaznaczyłem wcześniej, dla wielu Izraelitów pielgrzymka do Jerozolimy oznaczała wielodniowy trud, ale pokonywali niedogodności, ponieważ pamiętali, dokąd zdążają.
Jeśli brakuje Ci dzisiaj sił do walki o to, co dobre, to przypomnij sobie cel, do którego zmierzasz. Przypomnij sobie moment, w którym podjąłeś decyzję życia z Bogiem, dla Boga i według Jego, a nie Twojej woli. Spójrz na tych, którzy już dotarli na szczyt i cieszą się Niebem.
Zniechęcenie, to jeden z najpotężniejszych oręży Złego. Nie daj się! Nie patrz w ziemię, ale patrz w Niebo! Tam szukaj motywacji, siły, wsparcia. Otwórz Biblię i przeczytaj ulubiony fragment. Pójdź na adorację, może do spowiedzi. Idź na Mszę. Rób coś! Od siedzenia i biadolenia, że jest źle i ciężko, nic się nie zmieni. Zmiana nastawienia do życia, to przede wszystkim zmiana myślenia.
Konkret na dzisiaj: głowa do góry!
Niech Cię błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec, Syn i Duch Święty +
Duchowa wizja Kościoła...ks. Roman Chyliński
Chciałbym dzisiaj w rocznicę poświęcenia Bazyliki Laterańskiej przedstawić Kościół w wymiarze duchowym.
Posłuży mi w tym wizja przedstawiona przez Ukrainkę Tatianę Biełous, z zawodu lekarz medycyny, która 20 lat temu, po nieudanej operacji na mózgu zmarła i po 72 godzinach będąc już nieżywą, została przywrócona za łaską Bożą do życia. Przez ten czas śmierci, anioł jej duszę oprowadzał po niebie i piekle, miała też wizję swojego Prawosławnego Kościoła.
Kobieta ta, aby uwiarygodnić swojego doświadczenia duchowego składała przysięgę wobec kapłanów.
Warto przeanalizować tę wizję.
„I zobaczyłam swoją cerkiew. Zobaczyłam, jak idę na nabożeństwo i czym są zajęte moje myśli, wszystkim tylko nie Bogiem. Zobaczyłam moich braci i siostry w wierze. Na niektórych z nich jechały biesy (demony podobne to psów), one również witały się ze sobą, przeskakiwały z jednego człowieka na drugiego. Szczypały dzieci, aby dzieci grymasiły. I widziałam jak demony wchodziły do cerkwi. Mówiłam Bogu: „Jak takie coś może być?”
I tu na chwilę zatrzymamy się.
Każdy z nas może pomyśleć jak wygląda moja droga do Kościoła: o czym myślę, o czym mówię, czy jest dla mnie ważne spotkanie się z Jezusem w słowie Bożym i w przyjęciu Jego Ciała oraz doświadczeniu jego miłosierdzia w konfesjonale.
A może w drodze do Kościoła pomnie też skaczą demony: nieprzebaczenia, złości, gniewu, wulgaryzmu i taki wchodzę z nimi do świątyni Ciała Pana?
Kontynuujemy świadectwo Tani:
„I oto zaczęły się śpiewy. Demonom w kościele zrobiło się nieprzytulnie. Kiedy kaznodzieja otworzył Słowo Boże i zaczął czytać, zobaczyłam jak biesy w panice rzuciły się w różne strony. Wciskały się w każdą szczelinę, wyskakiwały przez drzwi, okna, ale daleko nie odchodziły, zostawały obok drzwi kościoła czekając na wychodzących po liturgii.
Po nabożeństwie widziałam duszę, która była po spowiedzi, która wyraziła skruchę i odnowiła swoje nawrócenie. Przy wyjściu zaatakowały ją 2-3 demony, które na niej były przy wchodzeniu do cerkwi. Biesy rzuciły się na nią – ale, aha! Napotkały „ogrodzenie”! Przez nie już nie mogły dostać się do tej duszy i odbiły się od niej jak od niewidocznej tafli szkła.
Ale one nie dały za wygrane, i szukały następnego człowieka, którego mogły osaczyć. Widziałam, jak jeden z braci, gdy wchodził do cerkwi, niósł na sobie jednego demona, a kiedy wychodził, to rzuciła się na niego cała zgraja. I odszedł on jak grono winogronowe, obklejony demonami. Dlatego, że on nie okazał skruchy w kościele i nie wyspowiadał się. Pozostał w tym stanie, w jakim przyszedł do cerkwi.”
A jak jest ze mną w przeżywaniu Eucharystii? Może podobnie?
Na początku Mszy św. był akt skruchy, był też ksiądz w konfesjonale, odczytano słowo Boże, było przeistoczenie, czyli Golgota i największy cud na świecie: żywe i rzeczywiste Ciało i Krew Jezusa, ale ja z tych darów Kościoła nie skorzystałem. Jaki wszedłem do Kościoła tak z niego wyszedłem!
Następnie nasza osoba, która przeżyła śmierć doznała wizji „Niebieskiego Jeruzalem”.
Takie oto daje świadectwo:
„Anioł wziął mnie za rękę i zaczęliśmy się oddalać od Tronu Pana. Nie chciało mi się odchodzić z tego miejsca. Było tam tak dobrze. Opuszczaliśmy się coraz niżej.
Zobaczyłam piękne miasto.Miało ono niejedne wrota, ale te, do których zbliżaliśmy się, były wykonane z pełnej perły. Otwierały się one jak skrzydła drzwi. Były to dwie pełne niezwykłej piękności perły. Mieniły się one najróżniejszymi barwami. Były one tak piękne, tak ciepłe i tak delikatne, że chciało się stać wiecznie i patrzeć tylko na nie. Gdy wrota się otwarły, zobaczyłam ten niebieski gród. „Jeruzalem?” – pomyślałam.
I Anioł odpowiedział: „Tak. Niebieskie Jeruzalem”. Ulice złote. Nie wiem, może to nie było złoto-metal, ponieważ te kamienie ulic wyglądały jak szlifowane złoto najwyższej próby. Były one tak piękne. Nie można było oderwać od nich oczu.
Zawsze marzyłam, aby pojechać do Paryża i obejrzeć Katedrę Notre Dame, ponieważ zaliczono ją do jednego z cudów świata. To dzieło sztuki. Ale zobaczyłam je na Niebiosach. Było jeszcze piękniejsze, niż na ziemi. I przypomniałam, że i Salomon miał świątynię w widzeniu.
Zrozumiałam, że twórcom, którzy kochali Boga, Pan pokazywał to, co czeka nas na Niebiosach i oni starali się powtórzyć to w kopiach. Bez błogosławieństwa Bożego nie mogliby oni stworzyć takiego piękna na ziemi. Ale na ziemi to była tylko kopia, a tutaj te dzieła są jeszcze piękniejsze.”
„Chciałam wejść do miasta, ale Anioł powiedział: „Nic nieczystego nie wejdzie do niego”. (Tatiana miała wrócić na ziemię, stąd nie dostąpiła łaski doświadczenia bycia tam. „Niebieskie Jeruzalem dane jest tym, którzy odejdą na zawsze z ziemi).”
Podsumowując wizję Kościoła tryumfującego w niebie jak i pielgrzymującego tu na ziemi według Tatiany, myślę, że choć jej świadectwo nie jest oficjalnie potwierdzone przez Kościół Katolicki jak każde tego typu świadectwo prywatne, nie lekceważyłbym je.
Wizja demonów osaczających ludzi idących do kościoła jest prawdą o naszej walce duchowej, jaką musimy stoczyć, aby pokonać zniechęcenie w dojściu do świątyni i w przeżyciu Eucharystii.
Niech więc wizja pięknego Jeruzalem, które czeka na każdego z nas po śmierci przypomina i motywuje do UMIŁOWANIA KOŚCIOŁA już tu na ziemi oraz do częstego korzystania z sakramentu pokuty i pojednania, abyśmy nigdy nie byli poza Kościołem. Amen.